Wprowadzenie
Po kilkudziesięciu
latach od zakończenia drugiej wojny światowej stan badań nad dziejami
polskiej myśli politycznej nie jest zapewne taki, jakiego mogli
byli oczekiwać ci, którzy trudzili się nad odsłanianiem jej dziedzictwa
przed i po zakończeniu pierwszej wojny. Nie idzie jedynie o to,
że w polskich szkołach, a nawet na wielu polskich uczelniach o rodzimej
myśli politycznej w ogóle się nie wspomina albo kojarzy się ją z
programami masowych partii politycznych, jakby szerszej refleksji
nie uprawiano przez ostatnią ćwiercią XIX stulecia, przed narodzinami
ugrupowań mających na względzie partykularyzm klasowy lub warstwowy
albo narodowy. Idzie także o to, że ciągłość badań nad polskim dziedzictwem,
nad dorobkiem wieków minionych, zwłaszcza w tej warstwie kultury
wspólnotowej zepchnięty został w niepamięć w związku z zadziwiającą
tendencją nakierowywania uwagi na przyszłość, na konieczną ze względu
na nią zmianę, i jednoczesnego abstrahowania od jej ciągłości, swoistego
"rozwoju organicznego" wspólnotowej tradycji. Nie jest w tym kontekście
istotne, że główny impuls tego zwrotu miał podtekst polityczny.
Istotniejsze jest to, że następstwem zmiany jest odsunięcie w niepamięć
tego, co dawne, co uznane za minione, niezależnie od tego jaką wartość
posiadało i w jak wielkiej mierze współdecydowało o sposobach myślenia
Polaków; istotniejsze i to, że nawet badacze rodzimej tradycji konserwatywnej
skłonni są podkreślać większą wartość, a nawet większą "szlachetność"
tego, co zwą "impulsem radykalnym" względem tego, co mianują "impulsem
zachowawczym".
Wbrew temu,
mimo nakierowania myślenia większości na przełomie tysiącleci "na
przyszłość" raczej niż na przeszłość, warto przypomnieć tradycję,
osobliwie tradycję rodzimej myśli politycznej, poprzedzającą narodziny
partii masowych. Warto przyjrzeć się racjom i argumentom formułowanym
przez wybitnych Polaków minionych stuleci, by dostrzec nie tylko
analogię kwestii istotnych dziś i wówczas i poszerzyć horyzont myślenia
nie tylko o nieznane, bo zapomniane, sposoby pojmowania powinnego
ładu obowiązującego w państwie polskim i treści porządku instytucjonalnego,
ale i o odmienne od współczesnych widzenia relacji z sąsiednimi
krajami. Dzisiaj, gdy na polskich wyższych uczelniach więcej miejsca
poświęca się analizie zachodnich stanowisk w zakresie filozofii
politycznej i filozofii prawa, gdy w dyskursie publicznym dominują
argumenty eksponujące partykularne preferencje i przekonania, racje
i uprawnienia odróżniające jednostki od siebie i za nic mające poczucie
wspólnotowej tożsamości, warto, jak się wydaje, przypomnieć własne
tradycje i dzięki temu po kilkudziesięciu latach przerwy podjąć
trud przywracania tego, co utracone. Rodzime dziedzictwo, ujęte
w nowe kategorie i sytuowane w odmiennej rzeczywistości, nie tylko
przyczynić się może do odnowienia myślenia w kategoriach dobra wspólnego,
wspólnoty politycznej i państwa, wymagających przekraczania tego,
co partykularne, co dzieli i jest zarzewiem konfliktu, oraz dających
poczucie, że polityka nie jest jedynie grą o władzę, o poklask opinii
lub więcej głosów elektoratu, ale jest także trudem budowania i
obrony pewnej większej całości, której tożsamość nie poddaje się
dowolnemu kształtowaniu w konsensie politycznym.
Seria "Biblioteka
klasyki polskiej myśli politycznej", inaugurowana przez krakowski
Ośrodek Myśli Politycznej, ma służyć odsłanianiu dziedzictwa, które
- choć zapomniane - nie jest pozbawione wartości, wyznaczanej przez
namysł nad dobrem narodu (choćby politycznego, a nie etnicznego)
jako całości nie dzielonej na partykularne grupy, mającej własne,
konkurencyjne wobec innych, interesy ekonomiczne, polityczne, społeczne
lub "kulturowe". Pomysłodawcy serii uznali, że winien ją początkować
tom przywracający zbiorowej pamięci dokonania rodzimych myślicieli
politycznych działających w wieku, w którym decydowały się losy
I Rzeczpospolitej i nabierały kształtu główne nowożytne doktryny
polityczne. Przypominają tedy myślicieli XVI stuleciu, z jednej
strony świadomych zagrożeń wynikających ze zmian dokonujących się
w układzie sił w Europie, z drugiej dostrzegających wagę ustroju
politycznego, który winien równoważyć czynnik reprezentacji i władzy,
by wzmacniał państwo, z trzeciej biorących udział w dyskusji decydującej
o nowożytnych sposobach ujmowania prawa i państwa, ożywionej z nastaniem
reformacji i będącej odpowiedzią na nią "reformy katolickiej". Przypominają
myślicieli stulecia, który był wielkim trzęsieniem ziemi, trzęsieniem
moralnego i umysłowego gruntu pod ludźmi i pod narodami, znaczonym
rozszerzeniem umysłowego widnokręgu oraz przypływem pojęć
i wiadomości sprowadzonym odrodzeniem nauk klasycznych i wynalazkiem
druku, a dodajmy jeszcze reformacją. "Trzęsieniem", które miało
ten skutek, że poziom umysłowy wyszedł nagle z równowagi i kołysał
się jak fale zanim się znowu do jakiego takiego spokoju ustawił, i to tak w całej niemal Europie, jak i na ziemiach
Rzeczpospolitej. Wybór nie był trudny. W polskim piśmiennictwie
niewiele jest bowiem dzieł syntetycznych, kreślących stan rodzimej
refleksji politycznej XVI wieku, a jednocześnie podejmujących próbę
zestawienia go ze stanem refleksji snutej współcześnie w innych
krajach; dzieł dostatecznie rzetelnie prezentujących dorobek myśli
polskiej, nie przyjmujących perspektywy "radykalnej", "postępowej"
albo i "nakierowanej na przyszłość". Wybór padł na dzieło krakowskiego
historyka literatury, prawnika, polityka i publicysty pt. Pisarze
polityczni XVI wieku, nie wznawianego od z górą 100 lat, jednak
zachowującego aktualność i bez wątpienia - mimo wszelkie krytyki
- zasługującego na uwagę.
Autor dzieła,
hrabia Stanisław Tarnowski, herbu Leliwa, przyszedł na świat 7 listopada
1837 r. w majątku rodzinnym w Dzikowie jako syn Jana Bogdana i Gabrieli
z Małachowskich. Już jako młodzieniec stykał się z przedstawicielami
środowiska skupionego wokół konserwatywnego dziennika "Czas", wydawanego
w Krakowie od 1848 r., którego główni publicyści, Paweł Popiel i
Adam Potocki, byli częstymi gośćmi w domu jego rodziców. Równie
często bywali w nim duchowni katoliccy, wielkim uznaniem których
cieszył się Hieronim Kajsiewicz, zmartwychwstaniec, uchodzący za
kaznodzieję równego niemal Skardze i prawdziwego "księdza niezłomnego",
za Polaka niezłomnego i jednego z najlepszych synów ojczyzny, późniejszego autora kontrowersyjnego Listu
do braci księży grzesznie spiskujących i braci szlachty niemądrze
umiarkowanych, krytykującego irredentystyczne plany w przeddzień
wybuchu powstania styczniowego. Temu kapłanowi poświęci Tarnowski
wspomnienie pośmiertne, choć - jak się wydaje - nie było mu dane
spotkać go podczas niemal rocznego jego pobytu w Krakowie, na przełomie
lat 1848/1849, lecz dopiero trzynaście lat później w Rzymie. W krakowskim
Gimnazjum św. Anny miał za kolegę Józefa Kasznicę, przekonującego
o konieczności systematycznej jedności i całości przekonań
tak w rzeczach wiary i zbawienia, jak w rzeczach świeckich;
formułującego uwagi bliskie z czasem także jemu, zapewne słyszane
także z ust niektórych publicystów "Czasu", że z win lub zbrodni
rządów nie można wyprowadzać wniosku, że rząd jest tylko
koniecznym na świecie złem; że rząd i społeczeństwo należy
uznać za dwie nierozdzielne części tego samego jestestwa, nawet,
że rząd zły jest jeszcze lepszy jak żaden i że kto własnemu społeczeństwu
i ojczyźnie dobrze życzy, ten może mieć nienawiść do rządu złego,
ale do zasady władzy powinien być tak przywiązanym, jak do bytu
samego, który bez niej nie jest możliwym. Po ukończeniu gimnazjum Tarnowski wstąpił na
Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego na przełomie 1857/58
r.; rychło jednak wyjechał z przyjacielem rodziny, Ludwikiem Wodzickim,
do Paryża, Hiszpanii i na Bliski Wschód. Po powrocie, u progu autonomii
galicyjskiej, gdy w 1861 r. odbywały się pierwsze wybory do Sejmu
Krajowego, nie zgłosił jeszcze swej kandydatury. Młody, bo ledwie
dwudziestokilkuletni, został jednak w 1860 r. galicyjskim korespondentem
tzw. Biura Politycznego, powołanego przez środowisko Hôtel Lambert, skupione na
emigracji wokół księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. W latach 1861-62,
w czasie pobytu w Paryżu, został współpracownikiem Biura, nawiązując
współpracę z przyszłym księdzem i współtwórcą krakowskiej szkoły
historycznej - Walerianem Kalinką (uprzednio jednym z redaktorów
"Czasu") i Julianem Klaczką (znakomitym historykiem sztuki i publicystą
politycznym pochodzenia żydowskiego), redaktorami paryskich "Wiadomości
Polskie", uznawanych przez Tarnowskiego za strażnicę interesów narodowych
i wewnętrznego życia Polski. W trakcie powstania 1863-64 r. pracował w tzw.
Biurze Krakowskim i wydziale wojskowym Komitetu Obywatelskiego Galicji
zachodniej, współdziałając przy formowaniu oddziału partyzanckiego
Zygmunta Jordana, który po przekroczeniu granicy został rozbity
przez Rosjan w bitwie pod Koronowem. Aresztowany jesienią 1863 r., Tarnowski został
skazany przez władze austriackie na 12 lat więzienia (wyrok zamieniono
później na 8 lat), w trakcie odbywania kary na Wawelu, a następnie
we Lwowie i Ołomuńcu, przeżywając - zdaniem historyka - "przełom
religijny". Po uzyskaniu ułaskawienia we wrześniu 1865 r.,
wraz z Józefem Szujskim (skądinąd kolejnym kolegą gimnazjalnym),
podjął polemikę z Pawłem Popielem, stając w obronie powstania styczniowego.
Wkrótce, wraz z Szujskim oraz Ludwikiem Wodzickim i Stanisławem
Koźmianem, założył pismo, które rychło stało się organem tworzonego
przez nich środowiska, w znacznym stopniu korzystającego z dorobku
"grona krakowskiego" (m.in. P. Popiel, A.Z. Helcel, A. Wielopolski)
i grupy skupionej wokół A. Potockiego. "Przegląd Polski", bodaj
najważniejsze pismo polityczne doby autonomii galicyjskiej, wychodzące
do połowy I wojny światowej, stał się miejscem publikacji słynnej
Teki Stańczyka (1869), zbioru, w którym znaczące miejsce
zajęły listy autorstwa Tarnowskiego. W "Przeglądzie", który współfinansował,
inaugurował też działalność publicystyczną, w lipcu 1866 r. omawiając
burzliwą sesję sejmową 1865/66. Wypowiadając się w następnym roku
O adresie sejmu galicyjskiego, podjął polemikę z jego krytykami,
a przeciwnikami politycznymi grupującego się wokół pisma obozu "konserwatystów
krakowskich". Już w tym okresie jął eksponować zasady charakterystyczne
dla publicysty działającego na rzecz zniewolonego narodu w państwie
obcym politycznie, opierającym się jednak na kulturze bliskiej Polakom:
Chcemy trzymać się wiernie Austrii, pisał Tarnowski, ale
chcemy także narodowego życia i wolności; do obu tych zasad przyznajemy
się szczerze i nie myślimy ich odstąpić; niechże rząd szanując jedną
z nich, ułatwi nam wiernie wykonanie drugiej. Szacunek dla władzy zaborczej jako czynnika
rządu, naturalnego elementu umożliwiającego trwanie społeczeństwa,
pod warunkiem zagwarantowania przezeń możności przechowania narodowej
kultury, spełnienie obu członów konserwatywnego hasła "porządek
i wolność", było możliwe jedynie w państwie uznającym granice władzy,
nie znajdowane w uprawnieniach indywidualnych, ale w autonomii kulturalnej
i politycznej składających się na nie wspólnot narodowych. Fakt,
że o treści porządku decydował rząd obcy, a wolność odnoszona była
do wspólnot raczej niż jednostek, że odsuwano żądanie pełnej suwerenności
Polaków i znajdowano miejsce dla jednostki w zhierarchizowanej lub
- jak mówiono za Popielem - organicznej wspólnocie, narażał zachowawców
na zarzut wiernopoddańczego wzywania we wspomnianym adresie do skrajnego
"lojalizmu", równanego z narodową apostazją. Była to jednak postawa,
która zdaniem konserwatystów mogła była zadecydować o polityce prowadzonej
przez Austrię w centralnej Europie i o przechowaniu przez zniewolonych
Polaków właściwej im kultury chrześcijańskiej. Postawa ta łączyła
bowiem ich zdaniem lojalność polityczną z odbudową i ochroną wspólnej
tożsamości, opartej na mądrości gromadzonej przez pokolenia, zagrożonej
w Prusach i Rosji, ale nie w Austrii, która z wolna zapominała o
polityce Metternicha i jego centralistycznych zapędach, odwołując
się - zwłaszcza po upadku Francji w 1870 r. - do chrześcijańskich
tradycji kulturowych, bliskich także Polakom.
Kandydaturę
zgłosił Tarnowski w drugich wyborach do Sejmu Krajowego, które odbywały
się w 1867 r. wedle ordynacji kurialnej. W dwumandatowym okręgu
wyborczym zdobył mandat wraz z L. Wodzickim; w wyborach powiodło
się też Szujskiemu i Koźmianowi, tak że twórcy środowiska mogli
wspólnie występować w debatach sejmowych przez kilka lat. Tarnowski
odniósł zresztą wkrótce kolejny sukces polityczny, został bowiem
wybrany przez galicyjski Sejm Krajowy na delegata do wiedeńskiej
Izby Poselskiej. Jednak, jak zauważa S. Grodziski, choć droga
awansu politycznego stała przed nim otworem, nie skorzystał
z niej, miał już bowiem wyrobione zdanie o tym, jakie winien
zająć stanowisko i nie zamierzał odeń odstąpić, gdyż w związku
z zawarciem ugody przekształcającej Cesarstwo Austriackie w Austro-Węgry,
pozostawiającej Galicję w ramach austriackiej Przedlitawii, rodzącej
obawę o odnowienie przez Wiedeń centralistycznej polityki charakterystycznej
dla pierwszej połowy wieku, złożył on mandat do Reichsratu
wraz z Ludwikiem i Henrykiem Wodzickimi oraz K. Krzeczunowiczem,
protestując przeciw utwierdzającej owe zmiany konstytucji grudniowej
1867 r. i pozostał jedynie posłem na Sejm Krajowy. Sprzyjając propozycji złożonej w 1868 r. przez
Stanisława Smolkę o wycofanie polskiej delegacji z Wiednia, wejście
na drogę opozycji i podjęcie zdecydowanych starań o przekształcenie
Austrii w federację, która zrównałaby nie dwie, lecz cztery części
państwa w ich statusie prawnym (Austrię, Węgry, Czechy i Galicję),
Tarnowski - od 1870 r. współwłaściciel krakowskiego "Czasu" - nie
zabierał zrazu głosu w rozpoczętej wkrótce, a trwającej do 1873
r., tzw. kampanii rezolucyjnej; po ostatecznym upadku kampanii złożył
jednak mandat przed upływem kadencji, na którą po raz kolejny został
wybrany. Na arenę sejmową powrócił już jednak w czwartej
kadencji (1877-1882) jako reprezentant nie pierwszej, jak uprzednio,
ale czwartej kurii małych miast i wiejskich gmin okręgu rzeszowskiego
(w którym położony był rodzinny Dzików). Choć w kolejnych trzech
kadencjach (1882-89, 1889-95, 1895-1901) ponownie reprezentował
pierwszą kurię, przecież delegatami włościan z tego okręgu byli
inni Tarnowscy - Jan i Zdzisław, współpracujący z ugrupowaniami
konserwatywnymi jeszcze w okresie międzywojennym. W 1885
r. Tarnowski wszedł do wiedeńskiej Rady Państwa, którą 18 lat wcześniej
demonstracyjnie opuścił w związku z konstytucją grudniową. Tym razem
obdarzony został przez cesarza Franciszka Józefa I godnością dożywotniego
członka Izby Panów, stanowiącej izbę wyższą Rady Państwa, formalnie
równorzędnej z niższą Izbą Poselską. Pełnił również funkcję członka
Rady Szkolnej Krajowej i zastępcy członka Wydziału Krajowego, organu
wykonawczego galicyjskiego Sejmu Krajowego, w którym w ostatnich
latach życia zasiadał nie jako reprezentant któregokolwiek okręgu,
ale jako wirylista - prezes Akademii Umiejętności (od 1900 r.).
Już w 1867
r. Tarnowski został członkiem Towarzystwa Naukowego Krakowskiego,
a po jego przekształceniu w Akademię Umiejętności, w 1873 r. stał
się jej członkiem czynnym w Wydziale Nauk Filologiczno-Literackim.
Dziesięć lat później został wybrany sekretarzem generalnym Akademii
(do 1890 r.), a w 1891 aż do śmierci, zatem w okresie bodaj największej
świetności Akademii, pełnił godność jej prezesa. Znakomitą karierę
naukową Tarnowskiego rozpoczął egzamin doktorski złożony w 1870
r. na Uniwersytecie Jagiellońskim i natychmiastowa habilitacja;
dwa lata później pełnił już funkcję profesora UJ, przejmując katedrę
historii literatury polskiej (utworzonej w dobie Wiosny Ludów dla
M. Wiszniewskiego) po K. Mecherzyńskim, ongiś bliskim współpracowniku
A.Z. Helcla w "Kwartalniku Naukowym". Dwukrotny rektor UJ (1886
i 1899), z katedry istniejącej na Wydziale Filozoficznym tej uczelni
ustąpił dopiero w 1909 r.. Jego wykłady - inaczej niż poprzedników
- cieszyły się wielkim uznaniem, tak, że zdaniem wielu słuchaczy,
nie tylko studentów, zasłużył on na miano nauczyciela narodu,
a nawet twórcy szkoły historii literatury. Społecznik zabiegający w końcu lat 1870. o wystawienie
w Krakowie pomnika papieża Piusa IX, współorganizator audiencji
redaktorów czasopism katolickich u Leona XIII (1879), uczestnik
pielgrzymki słowiańskiej z powodu jubileuszu kanonizacji Cyryla
i Metodego, w trakcie której odczytał wiersz napisany na tę okazję
przez Szujskiego (1881), wraz z Janem Matejką, w imieniu narodu
polskiego wręczał Leonowi XIII obraz Sobieski pod Wiedniem,
namalowany z okazji dwóchsetnej rocznicy zwycięstwa nad Turkami
(1883). Kilkakroć goszcząc jeszcze u papieża Leona i jego następcy,
Piusa X, składał dowód przywiązania do Kościoła katolickiego, krytykowanego
w młodości za "nazbyt konserwatywny" stosunek do "ruchów wolnościowych",
osobliwie do listopadowej irredenty lat 1830-31.
Tarnowski,
ojciec kilkorga dzieci, w opinii nieskorego do pochwał K. Chłędowskiego,
był człowiekiem bardzo uzdolnionym, niesłychanie pracowitym,
sumiennym, rzetelnym we wszystkim, co pisał i robił, nieskazitelnego
honoru, zupełnie czystym, co dużo znaczy, gdy się mówi o ludziach
drugiej połowy XIX wieku. Zajmował się głównie historią literatury polskiej
XVI i XIX w.; krytyczny wobec twórczości autorów ze środowiska Młodej
Polski, napisał szereg obszernych studiów poświęconych twórczości
autorów tych okresów: Kochanowskiego (1888), Słowackiego (1867),
A. Fredry (1876), H. Rzewuskiego (1887), Krasińskiego (2 t., 1893),
Sienkiewicza (1897) i Klaczki (2 t., 1909). Pozostawił też czterotomowy
zbiór Rozpraw i sprawozdań (1895-1898), poświęconych literaturze
polskiej XIX w., monumentalną, liczącą 6 tomów, Historyę literatury
polskiej (1900-1907), szkic o Schillerze (1896) i wiele tekstów
prezentujących główne postaci środowisk konserwatywnych drugiej
połowy XIX w.: Ks. Hieronim Kajsiewicz (1873), Ks. Walerian
Kalinka (1887), Szujskiego młodość (1892), Paweł Popiel
jako pisarz (1895) i Józef Szujski jako poeta (1901).
W zbiorach Z doświadczeń i rozmyślań (1891) i Studya polityczne
(2 t., 1895), jak wielu współczesnych zachowawców, analizował
nade wszystko zagrożenia nadciągające z Zachodu i ze Wschodu, osłabiające
podstawy kultury chrześcijańskiej Europy. Z jednej strony skrajnie
indywidualistyczny "duch rewolucyjny", z drugiej kolektywistyczny
"duch jedynowładztwa" mogły, zwłaszcza zbiegając się w usiłowaniach,
rozsadzić to, co najcenniejsze, wyprzeć dotychczasowe kategorie
i wzorce postępowania, sprowadzić kult obywatela niezależnie od
jego wartości, wykształcenia, pozycji społecznej, a nawet mimo jego
powinności wobec państwa, z którym wiąże go "obywatelskość", podnieść
wagę "liczby" i zanegować znaczenie "jakości". Równie dobrze mogły
sprowadzić odmienne niebezpieczeństwo, będące jakby odpowiedzią
na poprzednie, mianowicie kult brutalnej, wolnej od wszelkich ograniczeń
władzy, czyniącej fakt władania jedyną legitymacją. Świadom napięcia
istniejącego między obu tendencjami, ale i możliwości ich wspólnego
zwrócenia się przeciw dziedzictwu kulturowemu Europy, które w jego
przekonaniu nie tylko wskazywało treść podstawowych wyborów jednostek,
ale i decyzji władz, wskazywał, że dzieje XIX w. są w istocie historią
ciągłej obawy walki i ciągłego przygotowania do walki obu tendencji
z długo rozwijającymi się wzorcami kultury europejskiej; walki tendencji,
czyniących punktem wyjścia suwerenność abstrakcyjnego, wyzutego
z tradycyjnych więzi wspólnotowych indywiduum, albo suwerenność
władzy, uznającej się i uznawanej za pierwszą wobec wszelkich zasad
mających oparcie w tradycyjnym ładzie normatywnym, a przekazywanych
przez różnorodne ciała pośredniczące od władzy niezależne i od jednostek
pierwsze; walki prowadzonej przez nie z tym, co tradycyjne i dlatego
stabilne, a co narzuca normatywne granice i jednostkom, i rządzącym.
Walki i obawy o zapanowanie partykularyzmów nad całością, o uznanie
"rzeczy pospolitej" za złożenie tego, co różni, a nie tego, co łączy
i jest wspólne niejako przed, a niekiedy także mimo porozumienia
rozmaitych, pozostających w koniecznym jakoby konflikcie, sił politycznych.
Zdaniem
Tarnowskiego, obawiająca się walki dziewiętnastowieczna Europa istotnie
chwiała się niby pijany człowiek między despotyzmem i
anarchią, wyrzekała się wspólnoty doświadczeń kulturowych, sprowadzając
sztukę rządzenia do szeregu wybiegów dla wstrzymania
wybuchu walki, która wrzała pod ziemią, objawiając
się od czasu wielkim hukiem i trzęsieniem ziemi. Pytał on
tedy, jak Krasiński pół wieku wcześniej, co zostanie z dzisiejszej
Europy, gdy przyjdzie paroksyzm długi, a tak silny, że go
nic od razu nie przetnie? Jego odpowiedź także była typowa dla środowisk,
z którymi był związany zwłaszcza po upadku irredenty oczekiwanej,
a nawet podjętej przez jego pokolenie: zwarcie dwóch sił zagrażających
dziedzictwu kulturowemu chrześcijańskiej Europy niechybnie skończy
się klęską bez względu na to, kto będzie zwycięzcą. Tych, którym
leżało na sercu zachowanie najcenniejszego dorobku, wzywał tedy
do zwarcia szeregów, rozpoznania niebezpieczeństwa nadciągającego
równocześnie z dwóch stron: ze strony indywidualizmu liberalnego,
który rozsadzał więzi w społeczeństwie i znosił jego tradycyjną
hierarchię, i ze strony statolatrycznego, eksponującego prymat władzy
absolutyzmu monarszego, oligarchicznego lub demokratycznego, który
nie uwzględniał granic aktywności państwa, określanych przez niezmienny
ład normatywny; ład znany europejskiej kulturze chrześcijańskiej,
którego należało bronić opowiadając się za Kościołem katolickim
i piastunami władzy skłonnymi honorować jego zasady od wieków znane,
a eksponowane w nauczaniu Stolicy Apostolskiej. Wśród "pewników
politycznych" znaczące miejsce zajmować musiał ten pewnik, który
miał walor religijny. Pewnik ten jednak, wbrew powtarzanym do dziś
zarzutom, nie łączył się z tezą o woli papieża lub hierarchów Kościoła
jako źródle politycznych decyzji, wiązał się natomiast z negatywnymi
formułami normatywnymi, które wyznaczały granice swobody działania
w sferze politycznej i bronione były przez Kościół działający za
pośrednictwem świadomych ich treści obywateli. Jeden z tych pewników,
i pierwszy, to wiara katolicka, wierność katolickiemu Kościołowi,
pisał w tym względzie Tarnowski. W nim przecież zbawienie dusz,
w nim nadzieja zmiłowania i błogosławieństwa boskiego; ale po ziemsku
tylko, po świecku w tym rękojmia najsilniejsza naszej odrębności,
naszej narodowej indywidualności, zapora przeciw roztopieniu się
w morzu prawosławia i panslawizmu. Zapora, której nie można
osłabiać, jeśli pragnie się utrzymać nie tylko tożsamość zniewolonej
wspólnoty, ale i normatywne granice poczynań jednostek i władców
wszelkich wyznań. Znieśmy tę zaporę, dajmy ją zwalić, a prędzej
czy później pójdą za nią wszystkie inne. Kto się wyprze i odstąpi
Boga, ten po jakimś czasie się wyrzeknie i swojej ojczyzny i swojej
czci. Zasady mające oparcie w doktrynie uzasadniającej
wiarę katolicką, znajdujące odzwierciedlenie w etyce, decydujące
o wyborach moralnych i politycznych, były wskazywane przez tradycyjną
kulturę chrześcijańską i określały treść tożsamości narodu polskiego.
Jej zachowanie wymagało "wierności Kościołowi katolickiemu" nie
dlatego, by można się było odwołać się do następcy św. Piotra przeciwko
władcom, by można było wokół niego budować koalicję polityczną przeciwko
politycznym wrogom, ale dlatego, że Stolica Apostolska, a w pewnej
mierze także cesarz z dynastii Habsburgów, broniła tych zasad. W
"stolicy religijnej" Polaków i stolicy politycznej Galicjan można
było usłyszeć ostrzeżenia przed groźbą atomizacji społeczeństw europejskich,
umożliwiającą zarówno szerzenie niebezpiecznych tendencji kolektywistycznych
lub skrajnie demokratycznych, jak i realizację rozmaitych absolutyzmów
lub "cezaryzmów", nie uwzględniających żadnych zasad i czyniących
politykę polem walki o władzę dającą możność swobodnego władania
poddanymi.
Tarnowski,
krytyczny wobec stanu życia politycznego, w którym kwitnie i
popularitas, co nie prawdy szuka, tylko swojej u ludzi wziętości,
i obłuda, co wszystkim pochlebia, a wszystkich oszukuje, dostrzegał zagrożenia, jednak nie łączył ich
z rezygnacją. Wiara w niespożytość Kościoła, wielka u Kajsiewicza,
udzielała się także jemu. Słabsza była jego wiara w niespożytość
narodu rozdzieranego przez zaborców, zainteresowanych osłabianiem
organicznego i hierarchicznego charakteru ich wspólnoty, tak ważnej
dla konserwatywnego myśliciela. Narodu skłócanego przez przywódców
partii politycznych, odwołujących się do niskich namiętności dla
zdobycia poklasku i zyskania większego poparcia w masach, zapoznających
dorobek rodzimej refleksji politycznej, nie tylko tej dawnej, szesnastowiecznej,
ale także najnowszej, traktującej o "rozumie politycznym" lub politycznym
realizmie, nakazującym uwzględniać oczywiste zasady dla formułowania
ocen, ale i okoliczności dla ustalania kierunku bieżącej polityki;
refleksji wymagającej porzucenia tych stanowisk, które - wsparte
na założeniach przyjętych a priori - nie mogą zostać zrealizowane
bez wstrząsu społecznego, ekonomicznego, politycznego, a w pewnej
mierze również kulturowego. Dostrzegając konsekwencję narodzin partii
mających na względzie partykularne interesy narodowe lub klasowe,
Tarnowski był świadom istnienia analogicznych zjawisk w czasach
minionych, zwarcia partykularyzmów innego rodzaju: stanowych, lokalnych
i osobistych kosztem dobra całości, a nawet mimo dobra Rzeczpospolitej.
Był tedy świadom zwarcia dwóch tendencji: ku utwierdzeniu dominacji
interesu partykularnego wobec wszelkiego ładu normatywnego, zakorzenionego
w dziedzictwie wspólnoty, i ku uznaniu władzy za czynnik narzucający
i wymuszający respektowanie norm powszechnie obowiązujących w imię
przetrwania elementarnego ładu, który umożliwiał współżycie w obrębie
pewnej jednostki politycznej. Widział, że istnienie całości wymaga
przekroczenia partykularyzmów, ustalenia norm lub zasad powszechnie
wiążących, a nawet wzmocnienia owej całości jako warunku wolności
jej składowych. Nie wahał się podjąć namysłu nad tym zagadnieniem
i odnieść do kwestii: jednostka czy władza, sięgając po dorobek
rodzimej myśli politycznej XVI w.. Jego stanowisko było wyważone:
ani jednostka, ani władza, i choć bardziej jednostka niż władza,
jednostka nie abstrakcyjna jednak, lecz zakorzeniona w małych i
większych wspólnotach naturalnych i tradycyjnych, to przecież konieczność
istnienia i mocy drugiego czynnika - jak dla każdego konserwatysty
- miała znaczenie decydujące dla istnienia i stabilności całości.
Polskie doświadczenie dostarczyło mu wielu przykładów, że dominacja
racji jednostkowych zagraża istnieniu całości; że ciągła obawa o
zaprowadzenie absolutum dominium była przesadzona albo nieprzemyślana,
oparta na błędnej przesłance przeciwstawiającej władzę i jednostkę
lub stany, wykluczającej możność uchwycenia obu elementów jako składających
jedną całość. W jego przekonaniu, któremu wielekroć dał wyraz na
kartach Pisarzy politycznych..., nie alternatywa, lecz koniunkcja
była rozwiązaniem właściwym; rozwiązaniem, którego szukało wielu
polskich myślicieli XVI wieku, usiłując ustalić zasady równowagi
między reprezentacją interesów partykularnych i rządem dbającym
o to, co przekracza wszelkie partykularyzmy i odnosi się do całości.
Analizując ich propozycje wciąż wskazywał, że ustalenie stanu równowagi
jest konieczne dla istnienia wspólnoty politycznej, że jego brak
prowadzi do zmarnowania wszystkiego, co ma wspólnota polityczna,
że jednak - póki żyje - winna starać się odzyskać to, co straciła,
przekonać się, że dopóki życie jest, jest i możność naprawienia,
odrobienia, odzyskania, a w tej możności mieści się i nadzieja;
że jednak warunkiem "naprawy i odrobienia" jest właściwa, a rzeczywista
chęć; chęć nie tyle po stronie wspólnoty politycznej
jako swoistej całości, jak u wielu konserwatystów, ale chęć po stronie
możliwie wielu jednostek, co odróżniało go od innych zachowawców.
Do "sumienia i rozumu" jednostek apelował tedy w przekonaniu, że
poprzez nie możliwe jest przywrócenie powinnego modelu co najmniej
dwuczłonowej relacji we wspólnocie politycznej (na którą składają
się jednostki, ciała pośredniczące i władza), świadomości powinności
moralnych, a w końcu ustalenie kierunku politycznego umożliwiającego
skuteczne starania narodu o byt polityczny bez negowania powszechnie
obowiązujących zasad. Pozostanie przedmiotem sporu (autor niniejszego
wstępu nie aspiruje do jego rozstrzygnięcia) na ile "indywidualistyczne"
przekonania Tarnowskiego miały źródło w związku z liberalnymi wątkami
charakterystycznymi dla środowiska Hôtel Lambert, z którym współdziałał,
i na ile wątki te zapożyczał od bliskich mu myślicieli angielskich:
J.S. Milla i T.B. Macaulay'a; pisma z pierwszego okresu twórczości
Tarnowskiego wydają się potwierdzać pokrewieństwo jego myśli z indywidualistycznymi
tendencjami liberalnymi, krytykowanymi przez większość zachowawców
XIX w., skoro projektując zasady austriackiego prawa wyborczego
i wdając się w polemikę z "chrześcijańskim socjalistą" Leonem Rzewuskim,
gotów był uznać za jedyny cenzus wysokość płaconego podatku, a tym
samym osłabić pozycję grup zajmujących wyższe miejsca w tradycyjnej
hierarchii organicznego społeczeństwa, gwarantowaną w systemie kurialnym. A jednak, także u Tarnowskiego zainteresowanie
obywatelem-wyborcą nie łączyło się z eksponowaniem poczucia użyteczności
abstrakcyjnej jednostki, wyzutej z odniesień wspólnotowych i mierzącej
swe stanowisko w życiu politycznym jedynie własnym, a uprawnionym
interesem. Nie naród ani władza, zwłaszcza nie naród jako pewna
niezróżnicowana, hierarchiczna i organiczna całość, ani obca tej
całości władza polityczna, zmierzająca do zniszczenia więzi spajających
tę całość, lecz jednostka i apel do jej "sumienia i rozumu", stawały
się w myśleniu środowiska współtworzonego przez Tarnowskiego istotnym
punktem wyjścia. Zmiana akcentów raczej niż treści głoszonych przez
myślicieli politycznych nazywanych częściej "umiarkowanymi" niż
zachowawczymi, nie łączyła się przecież z deprecjacją znaczenia
ciał pośredniczących; coraz większe znaczenie zyskiwała w ich myśleniu
kwestia odpowiedzialności nie tylko elit, ale wszystkich członków
narodu za podejmowane działania; coraz większą wagę miał stan wykształcenia
członków zniewolonego narodu, mającego własne tradycje polityczne
i oryginalny dorobek w dziedzinie myśli politycznej, który wskazywał
na konieczność uwzględniania powinności wobec wspólnoty przez każdego,
kto uczestniczy w życiu politycznym. Jak się wydaje z tego powodu
wielu współczesnych Tarnowskiemu autorów konserwatywnych podejmowało
trud przywracania zbiorowej pamięci Polaków autorów wieków minionych,
zapomnianych a znamienitych, podejmujących refleksję nad stanem
państwa i wskazujących środki zaradcze wobec stwierdzanej słabości
Rzeczpospolitej, wynikającej z zapoznania powinności wspólnotowych.
Autorów włączających się w oryginalny sposób do toczącej się debaty
politycznej w Europie, zdolnych opisać niebezpieczne tendencje właściwe
ich życiu politycznemu, przewidzieć ich następstwa i wskazać kategorie
właściwe "rozumowi politycznemu", który miał kiełznać "polityczne
uczucie" i narzucać "woli politycznej" właściwe wybory.
Trud odsłaniania takich kategorii podjął Tarnowski w pracy przedstawianej
Czytelnikowi. Autor, który zmarł w Krakowie 31 grudnia 1917 r.,
świadom gwałtownych zmian dokonujących się w Rosji, nie doczekawszy
jednak pełnej niepodległości Polski, który rok przed śmiercią cieszył
się z jej namiastki zapowiedzianej Aktem 5 Listopada 1916 r. i marzył
o ponownym pojawieniu się Państwa Polskiego na mapie politycznej
Europy, przedstawił w swym dziele uwagi zachowujące aktualność do
dziś. Znaczenie jego pracy, i główna racja przemawiająca za jej
publikacją jako pierwszego tomu serii "Klasycy polskiej myśli politycznej",
nie tkwi w tym, że ukazuje ona odmienności dzielące opcje "katolicką"
i "protestancką", wyraźne w szesnastowiecznej polskiej refleksji,
a rzadko eksponowane w późniejszych prezentacjach. Tkwi ono raczej
w tym, że uświadamia stan ówczesnej polskiej refleksji politycznej,
nader zróżnicowanej i bogatej, a przy tym nie odbiegającej poziomem
od dominującej w literaturze innych krajów europejskich; w tym,
że stanowi wprowadzenie do namysłu w znów niepodległej Polsce przełomu
tysiącleci nad rodzimym dziedzictwem intelektualnym w sferze politycznej
i może początkować trud przywracania innych kategorii niż stosowane
w dyskursie politycznym schyłku XX w.. Kategorii "ostrych" i jednoznacznych,
a zapoznanych w stuleciu totalitaryzmów i zbrodni, demokracji i
praw człowieka; kategorii używanych przez autora usiłującego uzgodnić
indywidualną wolność z istnieniem władzy politycznej, świadomego
intelektualnej i moralnej ułomności człowieka i jego aspiracji do
uniezależnienia się od "zewnętrznego dyktatu", świadomego niebezpieczeństw
czyhających i ze strony polityka zapominającego o potrzebie uwzględniania
tego, co minione, i ze strony władcy dążącego do zaprowadzenia elementarnego
ładu w poddanej mu wspólnocie, i ze strony jednostki o "nieuporządkowanym"
sumieniu.
Dla historyka
doktryn politycznych, badającego dorobek polskich autorów, trud
Tarnowskiego ma jednak znaczenie szczególne w obszarze świadczącym
o związkach łączących rodzimą refleksję z dominującą w Europie XVI
w.. Choć autor przypominanej po raz pierwszy od ponad stu lat pracy
sam przyznaje się do jej niedoskonałości i niezupełności, winniśmy przy jego pomocy podjąć własny, indywidualny
trud zapoznania się z dorobkiem polskiej refleksji, by uświadomić
sobie jej miejsce w dyskusjach myślicieli politycznych zachodniej
Europy, bardziej znanych współczesnym Polakom niż autorzy rodzimi.
Wiemy, że wiek XVI zdominowany był przez spory zapoczątkowane w
dobie renesansu, wzmocnione zaś, i z pewnością wzbogacone, w okresie
reformacji; że obok krystalizujących się, opartych na różnych
racjach i wychodzących z różnych przesłanek, doktryn absolutyzmu
monarszego, ustalano w tym okresie nie tylko nowe ujęcia państwa
i prawa, ale także nowe ujęcia polityki; że dyskusje wywołane przez
republikańskich myślicieli weneckich i florenckich pierwszej połowy
XVI w., Sarpiego i Machiavellego, Giannottiego i Contariniego, oraz
upadkiem tendencji irenicznych we Francji ostatniej ćwierci tego
stulecia doprowadziły do ustalenia się z jednej strony tendencji
eksponujących pozycję władcy politycznego jako jedynego zwornika
wspólnoty politycznej, z drugiej zaś tendencji podkreślających suwerenny
charakter wspólnoty jako całości albo jej reprezentantów jako źródła
władzy tych, którzy uosabiali całość wspólnoty; znamy, a zdaniem
Tarnowskiego, znali je również polscy myśliciele XVI w., ustalenia
dokonane przez francuskich "polityków" i zwolenników stanowiska
Bodina, opierających się na przesłankach znajdowanych w prawie rzymskim,
zaznaczających konieczność złożenia pełni władzy w jednym organie,
którego rozkaz jest źródłem prawa, oraz tezy radykalnych "monarchomachów",
tak z obozu protestanckiego, jak i katolickiego, wyjaskrawiających
użyteczność dla wspólnoty lub jej reprezentantów jako kryterium
trwania władcy, a co za tym idzie osłabiających walor dziedzicznego
tytułu monarchów. Wiemy także, że krytykom nowych ujęć, uwalniających
refleksję polityczną od związku z powszechnym dotąd w Europie zachodniej
fundamentem religijno-etycznym wskazywanym przez Kościół skupiony
wokół papieża i stanowiący wspólnotę wiary i doktryny zakorzenionych
w nauczaniu Chrystusa, ujęć eksponujących różnice jakościowe celów
politycznych i religijno-etycznych, odrębność sfer publicznej i
prywatnej, nawet niezależność prawa stanowionego jako "rozkazu suwerena"
od uwarunkowań sięgających tamtych dziedzin normatywnych, towarzyszył
sprzeciw wielu ówczesnych myślicieli politycznych nawiązujących
do późnośredniowiecznej refleksji chrześcijańskiej, eksponującej
warunki istnienia uniwersalnej wspólnoty chrześcijańskiej, granice
prawa stanowionego i wzorzec władcy politycznego, przyczyniającego
się do trwania tej wspólnoty i nie przekraczającego granic swobody
decydowania o treści prawa.
Spory dzielące
irenistów i zwolenników Kościołów narodowych oraz koncyliarystów
i papalistów, przeciwstawiających się próbom kwestionowania jedności
Kościoła, polemiki między erastianistami, poddającymi Kościół państwu,
wyznawcami gelazjańskiej doktryny dualistycznej, broniącymi autonomii
Kościoła względem władców politycznych, oraz ultramontańskimi hierokratami,
opowiadającymi się za zwierzchnictwem papieskim również w planie
politycznym, dzieliły nie tylko zachodnich myślicieli, ale odciskały
się też w dyskusjach polskich autorów. Relacja Tarnowskiego jest
w tym względzie dostatecznie rzetelna i pozwala na uchwycenie głównych
przedmiotów sporów i w szerszym planie współczesnej Europy, i w
węższym obszarze refleksji rodzimej. Uwagę współczesnego, a nieuprzedzonego
Czytelnika, winny zwrócić uwagę zwłaszcza jego ustalenia dotyczące
niebezpieczeństwa niesionego przez tendencję erastiańską, równie
jak hierokratyczna kwestionującej dualistyczny ogląd relacji między
Kościołem a państwem, który nie wymagał - wbrew popularnemu skojarzeniu
- rozdziału Kościoła od państwa, a jedynie wydzielenia autonomicznych
sfer aktywności obu zachodzących na siebie wspólnot. Krytyczne uwagi
wobec "teokratycznej" koncepcji jednego z największych polskich
myślicieli XVI w., Orzechowskiego, który w późnych dziełach eksponował
polityczne zwierzchnictwo hierarchów Kościoła względem władców świeckich,
oddając pierwszym możność orzekania o użyteczności drugich dla wspólnoty
politycznej, a nie tylko o naruszeniu przez nich powszechnie wiążących
wymagań etyczno-prawnych, rozjaśniają opcję przyjmowaną przez konserwatywnego
Autora, niejednokrotnie pomawianego o nadmierne sprzyjanie Kościołowi.
Z drugiej strony, podana przezeń krytyka propozycji zmierzającej
w przeciwnym kierunku, ku uzasadnieniu politycznego zwierzchnictwa
władców świeckich względem Kościoła, uzasadnieniu, którego konsekwencje
śledził Tarnowski w swoim wieku, gdy rzeczywistością stała się władza
świecka bez granic, hamulca i wędzidła, gdy państwo stało
się jedyną zasadą i jedynym prawem, gdy jego korzyść było
już jedyną miarą i próbą godziwości, ukazuje go jako autora
świadomego zagrożeń, jakie dla trwałości i istnienia ciał pośredniczących
niesie, zapowiadany w XVI w., absolutyzm państwa względem sumienia
ludzi i prawa narodów, zrodzony po reformacji i przez nią,
po połączeniu władzy duchownej i świeckiej w ręku świeckiego władcy.
Ani prymat
Kościoła wobec państwa, ani prymat państwa wobec Kościoła; ani dyktat
jednego wyznania, dającego podstawę normom etycznym, a poprzez nie
normom prawnym, ani dyktat suwerena stanowiącego normy przez wzgląd
na interes państwa, lecz tolerancja dla zwolenników wyznań, które
nie uzasadniają buntu wobec państwa, świadomość odmienności poszczególnych
religii i konieczność uwzględniania w prawodawstwie i zachowaniach
w świecie politycznym zasad etycznych honorowanych przez większość
poddanych, jest - zdaje się mówić Tarnowski - podstawą nowożytnego
państwa; państwa, które ma podstawy normatywne głębsze niż ustalane
w grze politycznej, dostarczające kryteriów pozwalających oceniać
czy ustalenia uczestników gry są właściwe. Bo chociaż zło, wynikające
z zaprzeczenia owych kryteriów, działo się i przedtem, zauważa,
ale się działo jako zło, znało się na sobie, skoro nawet
najgorszy, najokrutniejszy mógł być trzymany na wodzy, w szczęśliwej
chwili doprowadzony do opamiętania przez uczucie religijne, przez
moc, jaką wiara miała nad sumieniem, w chwili, gdy religijno-etyczne
podstawy normatywne zostały odrzucone, kiedy ten sam zwierzchnik,
zarazem duchowny i świecki, sam sądzi i rozstrzyga o interesie i
godziwości zarazem, trzyma w swoim ręku politykę i sumienie, jednoczy,
identyfikuje swój pożytek z godziwością, głos sumienia zostaje
stłumiony, otumaniony, najpierw w nim, a następnie w jego
poddanych; wówczas, mocą konieczności, zaczyna się epoka, której
cechą jest raison d'état, interes państwa jako jedyna zasada, a
której skutkiem jest negacja i upadek prawa narodów i wolności. Prawdziwą tajemnicą zdrowia i długiego życia
politycznego każdej wspólnoty politycznej jest tedy zdrowie
moralne wszystkich, zdrowie będące u "indywidualisty" Tarnowskiego
w ręku każdego; każdy, we własnym imieniu i na własną odpowiedzialność,
winien pamiętać, że jest nad nim coś - Bóg i Ojczyzna - co trzeba
szanować, czego się bać i w co wierzyć; każdy winien być świadomy, że jego indywidualna
wolność nie jest identyczna z dowolnością działania, nie jest możnością
spełniania własnego jedynie "interesu", choćby kosztem drugich lub
naturalnych albo tradycyjnych wspólnot; każdy winien czuć respekt
dla Boga i ustanowionego przez Niego "ładu zasad prostej moralności"
oraz szacunek dla władzy sprawowanej w porządku doczesnym. Każdy
winien był uznać, że władza nie jest przeciwniczką wolności,
lecz wrodzoną koniecznością ludzkich społeczeństw; że na
boskim porządku i prawie opierają się atrybuty króla albo innego
organu będącego wyobrazicielem i naczyniem wspólnoty jako
całości, a nie uprawnienia jednostek lub warstw, przeciwstawiane
i bronione zarówno przeciwko normom Bożym, jak i normom władcy świeckiego.
Uwagi o
doktrynach porządkujących stosunki między Kościołem i państwem,
bronionych przez polskich myślicieli XVI w., uzupełniał Tarnowski
refleksją o relacji między obyczajem i prawem oraz analizą koncepcji
człowieka, które w ich pismach wyznaczały podstawy poszczególnych
stanowisk politycznych. Podejmując próbę prezentacji również tej
warstwy ich wypowiedzi, dawał on nie tylko świadectwo wielkiej erudycji,
ale i głębi analizowanej myśli zawartej w literaturze politycznej,
zajmującej jego zdaniem naczelne miejsce w ogólnej naszej literaturze
tego czasu. Myśli, która uwzględniała dorobek Greków i Rzymian,
dostrzegała treść i znaczenie refleksji chrześcijańskiej, eksponowała
specyfikę poszukiwań "wzoru władcy chrześcijańskiego", podejmowanych
w XVI w. mimo tendencji opisywanych mianem "realizmu politycznego",
które redukowały podobne poszukiwania do katalogowania rozmaitych
przykładów historycznych skutecznych politycznie działań i formułowania
sądów ogólnych wolnych od etycznego kontekstu; myśli, która władna
była uchwycić procesy potęgujące znaczenie teorii opartych na prostych
aksjomatach, uchodzących za racjonalne, bo wywiedzione z wyzutego
z kontekstu metafizycznego ludzkiego rozumu. Myśli, która - zdaniem
Tarnowskiego - sięgała głównie do dziedzictwa Arystotelesa, będącego
dla wszystkich omawianych, od najstarszego Ostroroga aż do Warszewickiego,
źródłem stosowanych pojęć, definicji, wręcz filozoficzną
stroną polityki uznawanej przez nich za powinną. Spekulacje
tego myśliciela, od których odchodziła ówczesna refleksja na
Zachodzie na rzecz zainteresowania wątkami stoickimi i epikurejskimi,
wyznaczały w ich przekonaniu miary stanu faktycznego Rzeczypospolitej.
Jego ustalenia dotyczące państwa, władzy, formy rządu, stosunku
poddanych do rządzących, granic i natury posłuszeństwa, granic i
natury buntu, pojęć i zakresu wolności i anarchii, istoty i celu
sprawiedliwości, sądów, urzędów etc. stanowiły dla twórców szesnastowiecznej
myśli polskiej studnię mądrości, w większej lub mniejszej
mierze pogłębianą przez chrześcijańską interpretację daną arystotelizmowi
przez św. Tomasza z Akwinu.
Wszystkie
zalety i wszystkie wady dzieła Tarnowskiego, po 114 latach od pierwszego
wydania, może wreszcie ocenić sam Czytelnik. Niech ta publikacja
nie służy mu jedynie za przyczynę pochwał lub krytyk, ale nade wszystko
za punkt wyjścia refleksji o dobru Rzeczypospolitej jako państwa,
a nie zbioru partykularnych opinii politycznych. Państwa jako wspólnoty
mającej cele od partykularnych różne, rządzonego przez polityków
stanowiących prawo nie dla zyskania poklasku, lecz pamiętających
słowa Modrzewskiego, by dobra swego od dobra ludu jako całości,
a nie zbiorowiska skonfliktowanych, partykularnych grup, nigdy
nie odłączali; mających w pamięci, że działając w imieniu i
na rzecz państwa winni uwzględniać granice swych uprawnień jako
piastunów ograniczonej wszak władzy państwa. Tarnowski uczy bowiem,
że osławione ciemne wieki średnie miały o zasadach prawa publicznego
pojęcia proste, a zdrowe i sprawiedliwe, jakimi my oświeceni pochwalić
się nie możemy; były one wówczas na tyle utwierdzone, że żyjący
w tym czasie nie byliby w stanie uwierzyć, że państwu wolno jest
robić wszystko, co mu na korzyść wychodzi, jakby nie istniało dobro przekraczające polityczne
partykularyzmy, których nie wolno gwałcić, bo wymiar polityczny
nie jest jedyny i nie on jeden decyduje o miarach właściwych człowiekowi.
Wówczas żyjący mieli być przeświadczeni, że filozofia polityki jest
konieczna dla politycznej praktyki; pierwsza szuka bowiem prawdy,
szuka ostatnich przyczyn rzeczy i wskazuje je, druga zaś z
odkryć tych w kierowaniu sprawami publicznymi korzysta i uwzględnia jej wskazania. Filozofia polityki
wskazywała w szczególności ukrytą w duszy narodu, a dojrzewającą
świadomość politycznej potrzeby rządu; praktyka XVI w. nie uwzględniała jednak tej
potrzeby; zabarwiona typowo polskim pierwiastkiem istotnie idealnym,
wyobrażeniem poetycznym i młodzieńczym, wiarą w dobrą wolę i w szlachetną
naturę każdego i wszystkich, odciskającą się w instytucjach
i w dziejach polskich, powodującą nawet tymi, którzy znając
gruntownie swój wiek i naród i sądząc je trzeźwo i surowo
chcieli ratować państwo, prowadziła do wskazywania tylko środków
najczystszych, idealnych, wręcz nadludzkich. Nawet wówczas,
gdy w sytuacji nadzwyczajnej, zagrożenia bytu istniejącego państwa,
wspominano o konieczności ustanowienia dyktatury, wciąż rojono o
dokonaniu tego wolnymi, zgodnymi głosami, zupełnie, jakby
rzecz dotyczyła elekcji króla w sytuacji, gdy byt państwa nie był
zagrożony. Mimo dorobku pozostawionego następnym generacjom, myśliciele
polityczni XVI w. nie dostrzegali nie tylko potrzeby wskazania nadzwyczajnych
rozwiązań na wypadek zagrożenia bytu państwa, ale i trwałej, a nie
przejściowej słabości państwa; nie zauważali, że ich państwo odbiega
zaczyna się coraz bardziej różnić od państw, których pozycja ulega
wzmocnieniu, że słabnie nie wzorując się na potężniejących monarchiach
europejskich, a tym samym - bezwiednie
zapewne - przyczyniają się do jego upadku. Tarnowski, związany
w środowisku "stańczyków" z czołowymi przedstawicielami krakowskiej
szkoły historycznej, gotów był eksponować w swych analizach propozycje
wzmocnienia stanowiska monarchy nie tyle jako ewentualnego, co naturalnego,
dyktatora, jako stałego ośrodka jedności państwa, którego trwanie
nie chwilowo, lecz stale zagrożone było przez absolutnych władców
państw sąsiednich. Gotów był łączyć uwagi dotyczące władcy jako
organu spajającego wspólnotę polityczną z uwagami o nader niebezpiecznej
tendencji anarchicznej obecnej w każdej jednostce ułomnej moralnie
i intelektualnie.
Jego konserwatyzm
miał w tym względzie niemałe znaczenie; nie w tym sensie, by decydował
o "klasowym" spojrzeniu na rzeczywistość, ani w tym, by wywoływał
bezrefleksyjne dążenie do umocnienia władzy w każdych okolicznościach,
lecz w tym, że wymagał z jednej strony dostrzeżenia wagi sprzężenia
indywidualnej i zbiorowej wolności z władzą polityczną jako jej
warunkiem, z drugiej wzięcia pod uwagę okoliczności w jakich ona
działa i jakie musi uwzględnić, by wolność mogła zostać ocalona,
z trzeciej wreszcie uwzględnienia następstw słabości moralnej i
intelektualnej człowieka. Dla historyka spojrzenie z wszystkich
perspektyw na "pierwiastek istotnie idealny polskich politycznych
urządzeń i pojęć" skłaniało do porzucenia w sytuacji uznanej za
wyjątkową nieskutecznych apeli do dobrej woli, rozumu i publicznego
ducha wszystkich; wymagało od nieświadomych zagrożeń podjęcia
poszukiwań środków i siły dla zaprowadzenia rządu, zdolnego
zapewnić trwanie Rzeczpospolitej, wolność wspólnoty politycznej
jako całości, a dzięki niej także wolność każdego jej obywatela;
obywatela jednak, a nie człowieka, gdy bowiem pierwszy czerpał uprawnienia
ze stosunku do państwa, drugi mógł być różnym
od tamtego, nie znajdować powinności wobec wspólnoty, zamykać
się w swym partykularyzmie jednostkowym lub stanowym, a tym samym
osłabiać poczucie przynależności do wspólnoty politycznej, a nawet
przeciwstawiać jej wolność jako prywatność i tracić wzgląd na wolność
jako stan zależny od wolności całej wspólnoty.
Pięknie
by było, zauważał Tarnowski, gdyby władzę dawała i utrzymywała
obywatelska cnota wszystkich, o co zabiegali myśliciele późnego
średniowiecza, niektórzy polscy autorzy XVI w. i on sam wzywając
do podjęcia poważnej akcji edukacyjnej, przypominającej polskie
dziedzictwo i polskie doświadczenia, oraz akcji wychowującej warstwy
aspirujące w drugiej połowie XIX w. do udziału w życiu publicznym. Apele te mogły być skuteczne
i wystarczające w sytuacji, gdy państwo istniało, a jego byt nie
był zagrożony; gdy sąsiedzi honorowali normy zakorzenione w dziedzictwie
chrześcijańskim albo gdy - jak w czasach Tarnowskiego - usiłowano
przechować poczucie wspólnotowe zniewolonego narodu pod opieką rządu
honorującego analogiczne do jego zasady kulturowe. Apele traciły
jednak ten walor, gdy w rzeczywistym świecie władzę dawała
nie "obywatelska cnota wszystkich", lecz, niestety, rzecz nierównie
mniej piękna: siła. Głos "realisty politycznego", wołającego
- jak inni konserwatyści - o podjęcie "polityki rozumu" miast "polityki
serca", brzmiał w tym przypadku niezwykle mocno: nakazywał odczytywać
dzieje rodzimej myśli politycznej jako zbioru negatywnych wizji
opartych na przechodzącym wszelkie miary założeniu o obywatelskiej
cnocie wszystkich. Zarazem jednak wymagał brania pod uwagę innej
ich warstwy: mimo pesymizmu, tak często przypisywanego stylowi myślenia,
któremu hołdował, daleko bardziej niż warstwę negatywną Tarnowski-"realista"
eksponował pozytywne drogowskazy i argumenty na rzecz koniecznych
reform instytucjonalnych i kierunków polityki zagranicznej, wciąż
podkreślając perspektywę współcześnie niemal nie dostrzeganą, obecną
i w jego stylu myślenia, i w stylu myślenia wielu żądających reformy
w XVI w.; perspektywę powinności jednostki wobec niej samej, wobec
wspólnot i wobec Boga, powinności zapoznawanych przez Polaków, którym
wciąż - jak Skarga w XVI w. - należało przypominać o łączności kilku
rodzajów obowiązków, które miały oparcie w niezależnym od człowieka
porządku; porządku, którym Polacy wzgardzili, mimo że warunkował
on bezpieczeństwo, o które nie dbali; porządku jednak, który
dawał podstawę obowiązku nie tylko moralnego i patriotycznego,
ale i religijnego, nie tylko względem siebie, rodziny, ojczyzny,
ale i względem Boga.
Tłumacząc
swoisty "brak" w refleksji polskich myślicieli politycznych XVI
w., polegający na nie dostrzeganiu stałego, nie tylko tymczasowego,
zagrożenia, wstrząśnienia i zachwiania bytu państwa, wynikający
z błędnego przekonania, że stan wewnętrzny Rzplitej nie potrzebuje
naprawy, ale jest normalny, że dobre i słuszne, takie, jakie
być powinny, są stosunek sił i wpływów w rządzie państwa,
ich zakres i natura, Tarnowski wskazywał na ich przywiązanie
do formy rządu, przy której byli szczęśliwi. Siła, która zaczęła
dominować w życiu politycznym XVI w. i którą wzmacniali w swych
państwach sąsiedzi, ujawnić się mogła także w ówczesnej Rzeczpospolitej.
Błędna, bo niedostosowana do zmienionych okoliczności, forma polityczna
znakomicie to utrudniała, jeśli nie czyniła niemożliwym. Forma rządu
mieszanego była dla ówczesnych myślicieli ze wszystkich najlepszą,
najbardziej zgodną z naturą ludzi i rzeczy i do tej zastosowaną,
najpewniej ubezpieczającą wolność i sprawiedliwość, posiadającą potrzebne warunki i rękojmie do
utrzymania porządku i potęgi, o czym przekonywała średniowieczna
tradycja katolicka i co potwierdzali pisarze starożytni,
po których pisma sięgali i na których się wzorowali. Niemożność
jej zmiany, wynikająca z przeświadczenia o adekwatności formy politycznej
do nie zmieniających się jakoby okoliczności, spotykała się w ich
myśleniu z innymi jeszcze trudnościami, wynikającymi z połączenia
sprawy politycznej ze sprawą religijną oraz zmonopolizowania przez szlachtę praw
politycznych i praw posiadania ziemi. Partykularyzm w pierwszym
zakresie prowadził osłabiał, a nawet spowodował osłabienie ruchu
egzekucyjnego, promowanego głównie przez protestantów, którzy straciwszy
nadzieje na zerwanie związku Kościoła polskiego z Rzymem z coraz
mniejszym przekonaniem argumentowali na rzecz wzmocnienia rządu.
Partykularyzm w drugim zakresie łączył się natomiast z błędnym ujęciem
wolności, budowanej niejako mimo państwa, a nie w nim, kojarzonej
nie z powinnościami i respektem dla norm powszechnie wiążących,
nawet nie z próbą przejęcia władzy i jej wykonywania względem innych
stanów, lecz z niezależnością od czyjejkolwiek władzy, z tym, by
nikt nie wykonywał nad szlachcicem władzy. Wolność stanu szlacheckiego
i wolność jego członków w państwie, a raczej mimo państwa, była
- w opinii Tarnowskiego - rodzajem partykularyzmu posuniętego
do ostatnich granic; wymagała bowiem uznania, że dla Rzplitej
można robić to, co się zechce i kiedy się zechce, że
nie ma żadnych obowiązków i stałych przepisów, że
nie ma i być nie może żadnej kontroli w wykonywaniu obowiązków
publicznych, skoro tych w istocie brak, bo żaden organ państwa
nie jest w stanie narzucić i wymusić respektu dla jakichkolwiek
powinności publicznych. W tym stanie, w sytuacji zagrożenia bytu państwa,
nie honorowaniu powinności publicznych i braku organu zdolnego wymusić
respekt dla elementarnych norm warunkujących pokój wewnątrz wspólnoty
nie można było poprzestać na apelach; ze względu na zmieniające
się położenie państwa i potężniejący partykularyzm w myśleniu jego
obywateli, należało podjąć trud wykorzeniania błędnych przeświadczeń
i przyzwyczajeń, wskazać konieczne reformy instytucjonalne, by zachować
państwo, by wzmocnić je nie kosztem innych, ale wespół z innymi.
By jednak pojawiła się moc pozwalająca na przeciwstawienie się innym,
by państwo ujawniło swą siłę konieczne było porzucenie dawnej formy
politycznej, zmiana konotacji pojęcia wolność i reorientacja myślenia
o relacjach międzynarodowych.
Tarnowski
był zafascynowany bogactwem polskiej refleksji politycznej wieku
XVI, mającej co najmniej dwa wymiary. Pierwszy z nich, jedyny dla
wielu badaczy dziejów myśli politycznej, wyznaczało pole działania
"politycznego zmysłu", wymagającego w tamtym czasie stanowczego
dążenia do poprawy Rzeczyspospolitej zarówno w najsłabszym
punkcie wewnętrznego jej stanu, jak i w odniesieniu do relacji
zewnętrznych, wówczas skoncentrowanych na kwestii wschodniej.
Miarą dojrzałości polskiej refleksji politycznej schyłku XVI w.
był w tym wymiarze poważny namysł nad problemem braku władzy
i braku polityki zagranicznej, namysł podejmowany przez
tych, którzy mieli oczy otwarte lepiej aniżeli ludzie od nich
sławniejsi i zapewne zdolniejsi, ale mniej od nich nauczeni doświadczeniem,
jak Frycz Modrzewski czy Orzechowski; tych, którzy nie aspirowali
do tworzenia nowych teorii, ale podejmowali refleksję w porządku
"mądrości praktycznej", opartej na doświadczeniu, poszerzającej
horyzont i pogłębiającej widzenie rzeczy wprost odnoszących się
do sfery instytucjonalnej i relacji zewnętrznych. Refleksję wieńczoną
jednak albo nabudowywaną na refleksji podejmowanej w drugim, "głębszym"
lub bardziej podstawowym wymiarze, dostarczającym fundamentu wymiarowi
politycznemu; refleksji o powinnościach miarkujących partykularne
dążności, o tym, co powszechne i przekraczające wszelkie konkretne,
indywidualne i grupowe interesy. Zwłaszcza w myśli Skargi owa "dwuwymiarowość"
stała się łatwo uchwytna: przy jego wyjątkowej, fenomenalnej
sile refleksja z "pierwszego wymiaru", rozumna i szlachetna,
stawała na szczycie swojego wzniosłego powołania, spełniała
swe zadanie, czyniła bardzo wiele, nie dostrzegając lub zaniedbując
mało, była atoli na przekonaniu o istnieniu powszechnych powinności,
wyczulała na istnienie sfery nie poddającej się kompromisowi partykularnych
sił, ustalając tym samym podstawy, kierunek i treść powinnych reform
wewnątrz i działań na zewnątrz. Dojrzała, szlachetna i rozumna
myśl polityczna schyłku XVI w. nie sprawiła skutku, jej nauk
i wróżb nie słuchano. Czas, uczył Tarnowski, wyjątkowy czas
stanu wewnętrznego rozstroju, był bowiem taki, że
żadne słowo nie mogło poradzić, że uleczyć mógł tylko
fakt albo szereg faktów zwracających pojęcia i siły w odmienne
kierunki, wstrząsających, ale i odradzających samą duszę. Fakt lub szereg faktów musiał wstrząsnąć "zbiorową
duszą", jej poruszenia miały jednak zostać przygotowane, a cele
i środki wskazane przez myśl, przekraczającą wszelką partykularność,
kierunkującą zarówno tych, którzy piastowali urzędy, jak i - w miarę
możności - poddanych im obywateli.
Myśl tę
raczej niż fakty przypomina Tarnowski w dziele, który mamy zaszczyt
przedstawiać Czytelnikowi. Myśl, która nie jest jednolita, ale stawia
problemy i wskazuje rozwiązania: zarówno takie, które pogłębiały
słabość Rzeczpospolitej, jak i takie, które miały ją wzmocnić; i
takie, które cieszyły się uznaniem w kołach zachodnich radykałów,
i takie, które z szacunkiem przyjmowali twórcy doktryn absolutystycznych
na Zachodzie.
* * *
Kierując
się zasadą możliwie niewielkiej ingerencji w dzieło Tarnowskiego,
nie zastępowaliśmy dokonanych przezeń tłumaczeń tekstów łacińskich
(mimo istnienia późniejszych przekładów) i nie usuwaliśmy sporządzonych
przezeń biogramów, uzupełniając je jednak informacjami o poszczególnych
autorach i wydaniach ich dzieł od daty jedynej publikacji Pisarzy
politycznych... W przypisach redaktora tomu podajemy nadto podstawowe
informacje dotyczące licznych osób i faktów historycznych przywoływanych
przez Tarnowskiego, powszechnie znanych przed stu laty, dziś jednak
w większej lub mniejszej mierze zapomnianych.
Bogdan Szlachta
|