(fragment książki wydanej we Lwowie w 1922 r.)
Patriotyzm,
przejawiający się w wielkich ofiarnych porywach, gdy byt Ojczyzny
zagrożony, a na co dzień lekceważenie najważniejszych spraw państwowych i
ciasny egoizm stanowy czy koteryjny — to była wspólna wszystkich społeczeństw
europejskich psychologia na przełomie średnich i nowych
wieków.
Karność
obywatelską wychowały w Anglii, Francji, Niemczech dopiero
rządy oświeconego absolutyzmu.
Polska
nie przeszła przez analogiczną epokę. Niedomagania naszego
obecnego życia państwowego pochodzą stąd, że gdy prawne formy Rzeczypospolitej
są ostatnim słowem nowoczesnej demokracji, to jednak pod względem społecznej
struktury i kultury politycznej narodu jesteśmy zapóźnieni o parę wieków. Jest
to najgorsza konsekwencja niewoli, którą przeszliśmy.
Uczynić
patriotyzm codziennym, gotowość do „ofiar dla Ojczyzny” zamienić na „pełnienie
uczciwe obowiązku wobec państwa” — to znaczy zmodernizować Polskę,
by naród polski stał się naprawdę nowoczesnym.
Bo
choć mamy nowoczesną literaturę, sztukę, naukę, nowoczesne hasła społeczne
i polityczne, brak nam w naszej strukturze
społecznej głównego czynnika nowoczesnej kultury, tj. dostatecznie rozwiniętych miast, a nasza obyczajowość
polityczna jest zupełną antytezą
współczesnej demokracji. Cechuje ją bowiem ciągle jeszcze głęboka wzajemna nieufność mas ludowych i warstw oświeconych,
gdy pierwszym znamieniem nowoczesnej demokracji jest ustanie podziałów
na „lud” i „panów”. Fakt, iż w Sejmie mamy
tylu posłów włościan, tylu ludzi o wykształceniu ledwo szkoły ludowej, nie
jest bynajmniej świadectwem postępu demokracji w Polsce. Wręcz przeciwnie jest
to dowód, że demokracja nie
zapuściła jeszcze u nas korzeni w świadomość ogółu, że między masami ludowymi a warstwami zamożniejszymi i
oświeconymi nie ma należytej komunikacji duchowej.
Więc
żeby wysoce demokratyczne formy naszego ustroju państwowego nie
zostały wypaczone przez demagogię, rządy ciemnoty, egoizm stanowy masy
chłopskiej i panoszenie się sprytnego dyletantyzmu — trzeba
przede wszystkim, żebyśmy jak najszybciej dopędzili narody
zachodnie w rozwoju naszej cywilizacji społecznej i
politycznej.
Pierwszym
wszakże podstawowym ku temu warunkiem jest, by Polska przestała być wreszcie krajem tak
jednostronnie agrarnym, jak dotychczas.
Najdoskonalsze
bowiem szkolnictwo, najintensywniejsza propaganda haseł
nowoczesnej państwowości nie dadzą Polsce nowoczesnej kultury
społeczno-politycznej, póki o życiu naszym państwowym decydować
będzie wieś, masa kilko- i kilkunasto-morgowych
właścicieli ziemskich.
Z miast, a nie ze wsi,
wyszła dzisiejsza myśl i organizacja państwowa
wszystkich społeczeństw zachodnio-europejskich. Jeśli Polska ma im swą cywilizacją dorównać,
czynnikiem decydującym o jej
polityce muszą się stać również miasta. By to jednak nastąpiło — trzeba
nasamprzód, żeby przynajmniej 40% ludności polskiej znalazło zatrudnienie w
przemyśle i handlu.
Z tą samą energią, z
jaką w czasie niewoli pracowała świadoma
część narodu nad uświadomieniem patriotycznym mas wiejskich i robotniczych — teraz musi ona pracować
przede wszystkim dla prędkiego
uprzemysłowienia Polski i postępu miast.
Hasłem dnia dzisiejszego i jutrzejszego naszej inteligencji powinno stać się przede wszystkim przysparzanie
narodowi sił i energii przemysłowych.
By Polska stała się nowoczesnym narodem, musi mieć tyleż co inne narody
zachodnie inżynierów, chemików, kupców,
przemysłowców, musi nie tylko Warszawa stać na poziomie miast zachodnich, lecz
i Lublin, Piotrków, Płock, Rzeszów
itd., wszystkie te nasze miasta i miasteczka prowincjonalne, które dziś niestety przypominają wyglądem
swym miasta i miasteczka niemieckie
chyba jeszcze z początków dziewiętnastego stulecia.
Podniesione
po powstaniu 1863 r. przez Prusa, Świętochowskiego,
Dygasińskiego hasło „pracy organicznej”, w kierunku
uprzemysłowienia kraju, w owym czasie było zbyt ciasne, było
nawet niebezpieczne przez to, że zwracając dążenia przede
wszystkim ku zadaniom gospodarczym, ku osobistemu bogaceniu
się — odwracało uwagę od walki o niepodległość. Dziś jednak należy podnieść je z
powrotem z całą siłą.
Polska rosnąc będzie w
potęgę, gdy się oprze o ludzi, którzy sami
dźwigać się będą w górę, o ludzi, dorabiających się pracą swą i inicjatywą
przemysłowo-handlową.
Niewątpliwie
hasło „bogaćcie się” i dziś grozi pewnymi niebezpieczeństwami.
Zrodzi ono dużo objawów wysoce niesympatycznych — dorobkiewiczostwa nie
liczącego się z żadnymi niemal względami etycznymi, wyzyskiwania
patriotycznych nastrojów ogółu dla bogacenia się jednostek itd. itd. Ale wszędzie na całym świecie droga, którą społeczeństwa
dochodziły do rozwoju swego przemysłu, prowadziła przez wertepy i zboczenia, spowodowane
zbyt pospieszną pogonią za majątkiem. W miarę jednak, jak przemysł się silniej
rozwija, jak ogólna kultura przemysłowa kraju się podnosi — giną firmy
spekulacyjne, ostają się
tylko przedsiębiorstwa na
zdrowych podstawach oparte i coraz ściślejsza ustala się harmonia interesów przemysłowców z interesem przemysłu i bogactwa krajowego.
Przy
tym należy pamiętać, że szybki stosunkowo rozwój przemysłu w Polsce jest w każdym razie
zapewniony przez samą pozycję geograficzną
naszego kraju.
Po
przyłączeniu do Rzeczypospolitej 70% górnośląskich kopalń
węgla, 60% tamtejszych hut i wszystkich kopalń cynku, Polska stała się
głównym centrum przemysłu metalurgicznego na wschodzie
Europy. Przemysł Doniecki nie prędko bowiem podźwignie się ze zniszczenia, spowodowanego rewolucją bolszewicką.
Sam już ten fakt
wywoła nader żywe zainteresowanie się kapitału
zagranicznego przemysłem polskim z chwilą, gdy tylko otworzą się rynki rosyjskie dla zagranicznego
importu.
Że
zaś nawet po upadku bolszewickich rządów w Rosji niebezpieczeństwo
nowych zaburzeń rewolucyjnych będzie tam ciągle grozić —
niewątpliwie więc kapitał międzynarodowy raczej będzie się starał o zorganizowanie w
krajach z Rosją sąsiadujących podstaw
przemysłowych eksploatacji rynków rosyjskich, niż o bezpośrednią odbudowę przemysłu rosyjskiego.
Przypłyną w niedługiej już
przyszłości liczne kapitały z zachodu nie tylko do naszego przemysłu metalurgicznego, lecz i do tych
wszystkich gałęzi produkcji, których
wytwory znajdą szerszy zbyt w Rosji.
Jest to nieuniknione.
I nie powinniśmy się dać złudzić tym, że
dotychczas widzimy raczej niechęć kapitalistów zagranicznych do lokowania pieniędzy w Polsce. Póki granice
Rzeczypospolitej nie są ustalone, póki Polska nie ma własnej waluty,
póki nie wygasł wulkan rewolucyjny na jej
wschodniej granicy, póki nasza polityka
zewnętrzna i wewnętrzna stoi ciągle pod znakiem eksperymentów — nie
może nie odnosić się kapitał międzynarodowy z
dużą do Polski nieufnością. Ale gdy przyczyny tej nieufności ustaną — stać będzie przed Polską raczej
zagadnienie, jak się bronić przed
nadmiernym opanowaniem naszego przemysłu przez obce kapitały, niż troska o to, jak pozyskać ich współdziałanie.
Może
bowiem rozwinąć się bardzo silnie przemysł w Polsce — ale jeśli
to będzie wyłącznie niemal przemysł obcego pochodzenia, nie zmieni się mimo to struktura
społeczna narodu, nie uprzemysłowi się naród polski,
nie wytworzy się w narodzie polskim nowoczesna miejska demokratyczna kultura państwowa. Jest to chyba dość jasne i nie wymaga
dłuższego tłumaczenia.
Ale w takim razie jest
to sprawą najwyższej wagi dla całej naszej
dalszej przyszłości zarówno społeczno-gospodarczej, jak i państwowo-politycznej, by w oczekującym Polskę w
najbliższych dziesięcioleciach silnym rozwoju przemysłu — element polski miał jak najsilniejszy
udział.
Nie
znaczy to, byśmy mieli w naszej polityce ekonomicznej przyjąć
zasadę „drzwi zamkniętych”, robić utrudnienia napływowi obcych kapitałów.
Byłoby to zupełnie fałszywe.
Jesteśmy
tak bardzo zapóźnieni w rozwoju miast i przemysłu w stosunku
do Zachodniej Europy, że trzeba by czekać bodaj wiek cały, zanim byśmy własnymi
tylko siłami zdołali rozwinąć nasz przemysł do miary niezbędnej ze
względu na czekający nas konflikt z Niemcami.
Bez
współdziałania zagranicznego kapitału nie rozwiniemy w
czas u nas przemysłu wojennego, chemicznego, aeronautyki, nie rozbudujemy dość
prędko miast.
W
zakresie tych wszystkich gałęzi pracy i wytwórczości nie
tylko nie możemy wstrzymywać przypływu zagranicznych kapitałów,
lecz należy przypływ ich wszelkimi sposobami zachęcać, bacząc jeno na to, by
kapitały te pochodzeniem swym dawały możliwie
największą gwarancję, iż w razie wojny z którymkolwiek z sąsiadów nie
będą raczej na jego korzyść niż na rzecz Polski
pracować.
Poza
tym winien rząd zwrócić tylko jeszcze uwagę, żeby przypływ
obcych kapitałów polegał na zakładaniu nowych przedsiębiorstw
przemysłowych, a nie na wykupywaniu z rąk polskich akcji istniejących już fabryk i kopalń.
Do
unarodowienia zaś przemysłu i miast dążyć musimy środkami
pozytywnego a nie negatywnego działania, środkami popierania
rodzimej przedsiębiorczości, a nie krępowania obcej. Więc
należy skierować jak największy wysiłek ku podniesieniu naszego
polskiego rzemiosła i rękodzieła oraz średniego przemysłu.
W
tym kierunku powinna pójść polityka zamówień państwowych i
komunalnych. Współdziałać w tym też powinno szkolnictwo, kierując zdolniejsze
dzieci ze szkół ludowych przede wszystkim do szkół przemysłowych,
a nie do gimnazjów, jak dotychczas. I całe społeczeństwo winno naprawdę się
poważnie zainteresować organizacją i postępem fachowego wykształcenia
drobnych i średnich polskich przemysłowców.
W ten tylko sposób
powstanie silny rodzimy nasz stan średni,
którego brak tak bardzo się daje odczuwać we wszystkich dziedzinach życia publicznego.
I
nie należy się obawiać, że popierając przede wszystkim drobny i średni
przemysł — opóźnimy rozwój naszego bogactwa przemysłowego.
Są
kraje, jak Szwajcaria, w których
większość ludności, w przemyśle
zatrudnionej, pracuje w drobnych i średnich przedsiębiorstwach. Mimo to
w Szwajcarii wypada na głowę ludności
większa suma produkcji niż w Niemczech. Istnieje bowiem cały szereg gałęzi przemysłu, w których drobne i
średnie przedsiębiorstwa mają nawet
przewagę nad wielkimi — oczywiście pod
warunkiem dużego fachowego wykształcenia i dobrej organizacji handlowej drobnych
producentów.
Są to gałęzie
przemysłu, obliczone na zaspakajanie potrzeb średnio-zamożnego
konsumenta. Tego zaś konsumenta przysporzy ogólny wzrost po wojnie dobrobytu
fachowych robotników przemysłowych,
jak również wzrost liczby większych gospodarstw włościańskich. Za kilka lat bowiem
ceny towarów wrócą do przedwojennej
normy. Ale zniżka płac roboczych będzie znacznie powolniejsza. Wskutek tego nie tylko podniesie się skala życiowa robotników fabrycznych, ale wytworzy się
jednocześnie znaczna przewaga
dobrobytu wszelkiego robotnika, nawet folwarcznego, nad dobrobytem paro morgowego gospodarza. I
nieuchronnym tego skutkiem będzie
wzmożona tych ostatnich emigracja do miast. Grunta zaś ich skupywać będą więksi
gospodarze, mocno wzbogaceni podczas
wojny.
Niezadługo
ujrzymy, jak podobnie do skupu w XIV i XV wieku przez szlachtę sołtysów i gruntów
chłopskich, zamożniejsi włościanie
będą masowo wykupywać pola małorolnych. I bodaj, że ruch ten koncentracji gruntów włościańskich silniejszy będzie nawet
od parcelacji folwarków.
Stan
średni na wsi wzmoże się znakomicie w ciągu dwudziestu do trzydziestu lat. I nie tylko
przeobrazi się przez to społeczna budowa
wsi naszej, ale równocześnie powstanie silna podstawa dla rozwoju
polskiego stanu średniego w miastach.
Przeobrażona
bowiem w ten sposób wieś będzie doskonałym odbiorcą produktów
drobnego i średniego przemysłu, konkurującego nie tyle taniością, co
trwałością swych wytworów. A zarazem zamożne włościaństwo dostarczy imigracji
do miast nie robotników fabrycznych, lecz samodzielnych przedsiębiorców, jak to się już dzieje w Poznańskiem, gdzie
synowie licznych tam zamożnych kmieci
wytworzyli tę liczną i zaciętą w walce konkurencyjnej warstwę rękodzielników polskich, która tak skutecznie odparła usiłowania rządu pruskiego zniemczenia miast
wielkopolskich.
Dalszy
więc rozwój powojennych stosunków gospodarczych stwarza doskonały
naturalny grunt dla rozwinięcia rodzimego silnego rzemiosła.
Polityka poprowadzona w tym kierunku nie będzie więc bezpłodna. Trzeba tylko w czas
się do niej zabrać. Trzeba zająć się
zorganizowaniem na dużą skalę szkolnictwa zawodowego. Trzeba rozwinąć wśród naszych drobnych przemysłowców zrozumienie, że tylko przez podniesienie
fachowej swej wiedzy i spółki zakupowe, magazynowe,
kredytowe potrafią oni zwyciężyć
w walce konkurencyjnej. Trzeba wreszcie by wśród młodzieży kończącej wyższe uczelnie techniczne
rozwinął się silniej niż
dotychczas duch samodzielności i przedsiębiorczości, by jej ambicją było raczej zakładanie
własnych, choćby średnich przedsiębiorstw,
niż służba w największych obcych fabrykach. Z czasem zaś spośród tych drobnych i
średnich przedsiębiorców wyrośnie
szereg wielkokapitalistycznych firm rodzimych. Tak się działo wszędzie na świecie. Tak się dziać i u nas będzie.
Zresztą
i w zakresie wielkokapitalistycznego przemysłu możemy już dziś niejedno uczynić, by wzmocnić w nim żywioł
polski.
Mamy
już bowiem pewną ilość wielkich
przedsiębiorców polskich, lub mimo
obcego pochodzenia zupełnie spolszczonych. Mogą więc instytucje państwowe, i
komunalne w swych zamówieniach brać
już teraz zazwyczaj wzgląd nie tylko na taniość ofert, lecz i na interes
narodowy.
Co
jednak ważniejsze, istnieje szereg gałęzi przemysłu, w
których jak np. w gorzelnictwie, cukrownictwie, młynarstwie, przemyśle
drzewnym, cegielnictwie od poparcia państwa zależy niemal
decydująco, czy wezmą w nich górę przedsiębiorstwa typu rolniczo-przemysłowego,
z reguły polskie, czy też typu czysto fabrycznego, w obecnych
warunkach najczęściej obce.
Uprzemysłowienie
szybkie Polski odrodzonej do niepodległego bytu i jednoczesne
unarodowienie przeważanej części przemysłu i handlu w granicach Rzeczypospolitej —
jest tak samo wykonalne, jak był wykonalny
program zrównania Niemiec z Francją pod względem rozwoju przemysłowego
po 1871 r.
Byleśmy
tylko umieli zabrać się do tej pracy równie poważnie, jak wzięły się do niej swego czasu Niemcy.