Filozof i konserwatywny myśliciel polityczny. Urodził się 11 lub
14 kwietnia 1797 r. w Łączkach Kucharskich (koło Tarnowa). W latach
1823-1824 wykładał na Uniwersytecie Wileńskim, w 1824 r. został korespondentem
Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Pozostający pod wpływem F. W. Schellinga
Gołuchowski jest uważany za jednego z twórców tzw. filozofii narodowej;
autor m.in.: Rozbiór kwestii włościańskiej w Polsce i w Rossyi
w r. 1850 (1851), Dumania nad najważniejszymi zagadnieniami
człowieka, poprzedzone historycznym rozwinięciem głównych systematów
filozoficznych od Kanta do najnowszych czasów (2 tomy, 1861),
Filozofia i życie (wyd. 1903). Zmarł 22 listopada 1858 r. w
Garbaczu (koło Sandomierza).
Wybrane fragmenty pochodzą z:
Kwestja
włościańska w Polsce podług właściwych swoich pierwiastków
przed sąd opinji publicznej wytoczona i poprzedzona projektem, w
jaki sposób chłopom w Polsce, a nawet w Rosji dopomóc
można do nabycia własności gruntowej bez nadwerężenia zasad
porządku publicznego, Lipsk 1849, s. 497-506 i 529-539.
Wiadomo, że w najnowszych czasach tak nazwany socjalizm i
komunizm bardzo głośno głowę podnoszą, i już nie tylko na polu
intelektualnym, ale na polu bitwy do czynnej walki występują.
Trudno się tu wdawać w rozpoznanie rozmaitych odcieni tych nowych
nauk mających zbawić ród ludzki. Dosyć jest nadmienić, że
ogólna dążność tych różnobarwnych systematów
jest ta, że prawo własności indywidualnej powinno być podkopane,
a natomiast własność zbiorowa całego towarzystwa zaprowadzona, i
że każdy pojedynczy człowiek powinien mieć udział w owocach tej
wspólnej własności podług różnych zasad, które
ten tak lub inaczej, stosownie do systematu, do którego ma
większy pociąg, stanowi. A zatem wspólna własność i
podział majątków to są główne zasady, do których
wszystkie odcienie socjalizmu i komunizmu podług różnych
stosunków się odnoszą i które im przewodniczą.
Zatem idzie u tych, co są konsekwentniejsi obalenie familii,
czyli rozwiązanie węzła małżeństwa itd. [...]
W tej zgubnej nauce, jak się sami jej autorzy z tym nie tają,
zwłaszcza w Niemczech, umysł ludzki jak podła trzoda spędzony
jest z duchowej krainy, i ze wszystkimi swoimi zdaniami wegnany w
brudną kałużę materializmu. Jego pragnienia wszystkie mają
ograniczać się do tej ziemi i nie sięgać dalej jak to doczesne
życie. Jego raj tu tylko i nic więcej mu się nie należy. Patent
do nieba, który z sobą na świat przynosi, ma mu być
odebrany. Z nieśmiertelności ma być wyzuty. Miłość braterska, o
której te systemy tyle rozprawiają i na której się
opierają, ma służyć tylko za wędkę do złowienia szlachetnych i
miłością pałających serc młodocianych, bo jednak religia
prawdziwej miłości, religia chrześcijańska ma być odprawiona jako
niepotrzebna. Z początku dla utorowania sobie tylko drogi do serc
socjalizm i komunizm z religią chrześcijańską prowadzą się pod
pachy, i z wielką okazałością zgodność swoją z jej świętymi
przepisami wygłaszają. Ale skoro szpony swoje raz już głęboko w
serca zapuściły, rzucają maskę i religię z umysłu ludzkiego
wypychają. Dlaczego? Ponieważ religia chrześcijańska wskroś jest
duchowa, ponieważ sięga poza obręb tego doczesnego świata;
ponieważ kładzie silne pęta na nasze żądze, ponieważ trzyma
wszystkie chuci ciała na wodzy; ponieważ naucza cierpieć;
ponieważ poddaje rozum i wolę człowieka pod kierunek osobistego
Boga, którego objawia; ponieważ chociaż miłuje ubogiego i
nieraz surowo karci bogatego, uznaje
i szanuje różnicę
między ludźmi; ponieważ zamiast dogadzać ciału, uczy go w wielu w
wypadkach trapić dla nabycia tym większej siły moralnej.
Natomiast ta nowa ewangelia komunizmu
i socjalizmu ogłasza
emancypację ciała, a ponieważ u niej tym życiem wszystko się
kończy, i przez to cała duchowa strona ginie, używanie doczesne u
niej stanowi najwyższy cel życia. Ogłasza wolność, którą w
ten sposób pojmuje, żeby nikt żadnemu przymusowi nie
podlegał, żeby każdy szedł za swoim popędem i tyle tylko robił,
ile mu się podoba; od towarzystwa zaś tyle odbierał, ile mu
potrzeba. Miłość dobra ogólnego ma być tym regulatorem
nieomylnym, który każdego niechybnie w karbach
przyzwoitych utrzyma i do pracy skutecznie pobudzi.
Miejsce Boga osobistego i religii ma zastąpić fanatyzm do
jakiegoś ogólnika ślepego, do jakiejś abstrakcji
bezosobowej, tj. właśnie do tego dobra ogólnego i
utopionego w nim interesu własnego. Ta skrzynka próżna, w
którą abstrakcja wszystko kładzie, ta ma być wyłączną
religią, gdyż ta nowa ewangelia doszła, iż istotą wszelkiej
religii nic innego nie jest, tylko poddanie naszej osobistości i
naszego interesu własnego pod jakiś wyższy ogół
i nic
więcej. Reszta zatem niepotrzebna. To zatonięcie indywidualności
w ogóle jest zatem najwyższym przeznaczeniem człowieka.
Ponieważ jednak taki jest koniec indywidualności, nic nie stoi na
przeszkodzie, aby ta indywidualność dla swej rozkoszy nie rwała z
ogólnego dobra dla siebie co jej się zdawać będzie i
używała, póki jest indywidualnością, bo jej się nic więcej
nie należy. Ta nowa ewangelia w tym celu dla ułatwienia
doczesnego używania rozprzestrzenia różne więzy, które
dotychczas ludzi krępowały, znosi podług wielu apostołów
małżeństwo, bo powiada, że małżeństwo w dotychczasowym porządku
rzeczy jest tylko spekulacją pieniężną bez miłości albo niegodną
człowieka niewolą, skoro miłość ustanie. Dlatego zostawia każdemu
wolność zawierania związków, podług swojego upodobania i
zostawania w nich tylko póty, póki mu się podoba.
Rozwiązuje ona familię, bo powiada, że cała społeczność jest
familią się kochającą; zrywa związek dzieci z rodzicami i w
miejsce energii macierzyńskiej miłości, która dzień i noc
czuwa nad kolebką niemowlęcia, stawia nawet nad pierwiastkowym
jego wychowaniem ogólną miłość obcych do tego
odkomenderowanych, której wodnistość każdemu w oczy wpada.
Familia zaś musi być rozwiązana, bo sukcesja nie może być
dopuszczona. Inaczej by rodzice niejedni majątek zbierali
i
dzieciom zostawili, przez co by znowu niektórzy zbytecznie
wzbogacić się i innych uciemiężać mogli.
Wprawdzie różne są odcienia między
socjalistami i komunistami, i nie wszyscy autorzy między nimi do
takich ostateczności dochodzą. Ale to pewna, że ścisła
konsekwencja wprost do tego prowadzi i że się takie przekonanie
między zwolennikami tej teorii samo z siebie coraz więcej
utwierdza. Socjalizm na pierwszy rzut oka zdaje się bardzo
ograniczoną sobie zakreślić sferę
i tylko do doskonalszego
zorganizowania stosunków majątkowych zmierzać. Ale
pryncypia, z których on wychodzi, są tego rodzaju, iż w
dalszym rozwinięciu prawem konieczności obalić muszą całe nasze
dotychczasowe zapatrywanie się na świat i na życie, przeistoczyć
nasze dotychczasowe wyobrażenia o moralności i usunąć religię
chrześcijańską, a nawet, co trudno uwierzyć, ogłaszać ateizm. [...]
Socjalizm i komunizm, jakeśmy wyżej widzieli
i jak się sam do tego we wszystkich swoich odcieniach przyznaje,
jest apoteozą materializmu, w którym tkwi wyłącznie.
Stawia on się sam wyraźnie naprzeciwko spirytualizmu
chrześcijaństwa. Ale i cały nasz dotychczasowy porządek społeczny
tak prywatny jak i publiczny, tak socjalny jak i polityczny
wskroś i w przeważającym stosunku naszpikowany jest
materializmem. Cała nasza cywilizacja zdaje się coraz więcej
przybierać kierunek, którego głównym celem rozkosze
zmysłowości tylko więcej wyrafinowanej. Wszystkie usiłowania
głównie w tym kierunku zdają się wyprężone. Mamy wprawdzie
w prywatnym i w publicznym życiu bardzo często na języku Boga,
religię, moralność, cnotę, oświatę i wszystko, co prawdziwie
zdobi życie i podnosi jego godność. Ale iluż to jest między nami
właśnie w klasie zamożniejszych i tych, co w ręku władzę trzymają
albo jej są organami, takich, którzy to wszystko tylko na
języku mają, ale ani w sercu ani we krwi po całym ciele krążącej.
I dla nich cywilizacja jest apoteozą materializmu, rozkosz
zmysłowa ostatecznym przeznaczeniem, bogactwo środkiem dojścia do
rozkoszy, a władza czy w zawodzie absolutystycznym, czy w
zawodzie liberalnym, środkiem dojścia do bogactw, zresztą tylko
gnieceniem albo liberalnym kuglarstwem, szanowanie swobód
udającym. Wszystkie te święte godła u niejednych są raczej
zewnętrzną bronią w ręku zwinnego szermierza zręcznie nią
machającego i od niedogodnych napaści się oganiającego, ale nie
są to prawdziwe duchowe sprężyny wszelkimi poruszeniami serca
kierujące.
Tak więc cywilizacja nasza niemało
zamożnych, a może
i większą ich liczbę, oraz niemało z tych,
co władzę jakąkolwiek trzymają w ręku, stawia na takiej
podstawie, która w niczym nie jest lepsza, jak podstawa
socjalizmu i komunizmu, bo to jest także czysty materializm.
Tylko ta zachodzi różnica, że ten ostatni materializm:
władzy, majątku jest to materializm używający, rozkoszujący, gdy
tymczasem tamten do używania, do rozkoszy wzdycha i na całe masy
rozprzestrzenić je obiecuje. Ale taki materializm, co w
niewielkiej liczbie wybranych używa, bardzo ma słaby posłuch
wśród licznych tłumów, w których ten sam
głód rozkoszy raz został wywołany. Sam rozkosz zmysłową
poczytując za najwyższy cel życia, właściwie mówiąc
żadnego nie ma argumentu słusznego na odparcie tych, którzy
mu się do tych samych rozkoszy wpraszają. Chociaż się zewnętrznie
ogania, czuje jednak wewnętrznie słabą swoją stronę i to sprawia,
że socjalizm i komunizm powagą swoją i rozumowaniem swoim nawet i
tych w ich własnym przekonaniu obala, których interes
własny do najsilniejszego mu się opierania zmusza, bo że sami
materialiści są, nic materialiście gruntownego przed własnym
sumieniem odpowiedzieć nie są w stanie. Cała więc powaga przy tym
ostatnim zostaje.
Jest to zatem słaba strona naszego
dotychczasowego społecznego porządku, otwarta bresza w naszych
fortyfikacjach towarzyskich zrobiona, przez którą, gdy
socjalizm i komunizm do szturmu pójdą, wielka jest obawa,
że z łatwością punkt stały zdobędą
i z niego coraz dalej
rozpościerać się będą, aż w końcu może zupełnie górę
wezmą. Do tego przychodzi, że w epoce powszechnego wstrząsu zasad
i powstającego stąd moralnego zamieszania wszyscy w swym
zaślepieniu na tryumf zgubnych teorii pracują: absolutyści i
liberaliści, ludy i rządy, bogaci i ubodzy, rozmaite stronnictwa
najzaciętszą wojnę z sobą prowadzące w mniemaniu, że tym sposobem
swych przeciwników zgubią, gdy tymczasem sobie zarazem
sami grób kopią. Tej to okoliczności, że chorobą
przemagającego materializmu zarażeni jesteśmy, przypisać to
zapewne należy, że socjalizm i komunizm, skoro się raz w uczoną
togę ubrał, u przyjaciół i nieprzyjaciół taką
imponującą powagę zyskał i niejeden z najzaciętszych
przeciwników, słysząc w tym języku tylko echo
najskrytszych poruszeń serca własnego, także
w materializmie
zatopionego, jakkolwiek ten język przeciwko jego interesowi
własnemu jest obrócony, zaniemiał jako ten, co nie znalazł
odparcia w ustach swoich.
Jeżeli Boga, religię prawdziwą, moralność,
sprawiedliwość, wyższe duchowe dążenia z życia ludzkiego
wypchniemy albo jeżeli je tylko jako powierzchowne dekoracje w
nim umieścimy, usunąwszy je z serca własnego, co ma trzymać
towarzyski porządek? Może bagnety, władza fizyczna, gniecenie,
ciśnienie, przekupstwo? To wszystko tylko do pewnego kresu
działa, ale właściwie mówiąc coraz bardziej przeciwne siły
wywołuje i wielkie katastrofy przygotowuje. Może materializm,
który się zostaje jako fundament po usunięciu tych
wyższych godeł i sztuczna jego organizacja, którą obiecują
zastąpić tamte podpory?
Ale w społeczności mamy już dwa materializmy
naprzeciwko siebie stojące: jeden używający, rozkoszujący; drugi
wzdychający dopiero do rozkoszy, ale jej dotąd nie doznający;
jeden każdej chwili to, czego pragnie mieć mogący, drugi coraz
większym głodem sztucznie wywołanym trapiony i coraz zuchwalej
zaspokojenia się domagający. Patrząc się na to położenie,
przedstawia się widok jakby dwóch kamieni młyńskich, do
siebie docierających, przez nieskończoną siłę żądz ludzkich w
gwałtowny ruch wprawionych. Między tymi jest porządek społeczny.
Można sobie nadzieję robić, jeżeli to tak dalej pójdzie,
że nie będzie zmielony? Im więcej człowiek rozmyśla, im więcej
zgłębia, tym więcej ma powodów do przewidywania w
przyszłości wielkiego społecznego kataklizmu czyli potopu, dla
braku, a przynajmniej dla lekceważenia prawdziwych moralnych
podpór, o które się szczerze mało kto kusi.
Spuszczają się na opasającą obręcz fizycznej władzy, przymusu.
Zapewne obręcz w miarę potrybowania na naczyniu, które się
rozsypać grozi, wzmocni je i w porządku utrzyma. Ale gdy zbyt
bezwzględnie będzie trybowana, w końcu pęknie, pomimo że żelazna,
pomimo że się zdawała dużo mocniejsza, jak słaby statek. O tym
wielu politycznych bednarzy w górze, a wielu właścicieli
ziemskich na dole zapomina.
Takie przewidywanie wielkiej katastrofy w
przyszłości napełnia trwogą, gdyż nikt nie może ręczyć, kiedy
świat spadnie i czyli jeszcze za naszego życia nie nastąpi.
Pewnie nie może być rzeczą przyjemną paść jej ofiarą, chociaż się
na nią nie pracowało ani zasługiwało; chociaż się ją, o ile słabe
siły dozwalały, odwrócić usiłowało. W powszechnych
klęskach, w powszechnych plagach indywidua giną bez litości,
niewinni giną z winnymi, bo przed wielkimi rozmiarami wyższej
sprawiedliwości niknie na tym świecie indywidualna niewinność.
Tryumf złego, który się zbliżać zdaje, tym mniej ją
szanować będzie. [...]
Wprawdzie sprawiedliwość wyznać każe, że nie
wszystko w socjalizmie i komunizmie jest złe, bo gdyby tylko samo
złe w nim było, na chwilę ostać by się i nikogo by zwieść nie
mogło. To tylko, co jest dobrego, może fałszywe teorie na czas
jakiś podtrzymywać, póki przez próbę doświadczenia
nie przejdą. Nie wszyscy też socjaliści i komuniści takie zgubne
nauki ogłaszają, jakeśmy wyżej przytoczyli, bo jest jednak wielu
między nimi, którzy się ze zdrowym rozsądkiem i z
uczciwością do tego stopnia nie rozstali; którzy złe
namiętności trzymają na cuglach i zapewne szczerze i w dobrej
wierze o uszczęśliwieniu ludzkości marzą. Ale to uszczęśliwienie
żadną miarą nie może nastąpić, bo cała zasada jest z gruntu
fałszywa. Wszyscy zaś, jakkolwiek się od siebie różnią w
swoich systematach i nawet zacięte walki między sobą toczą, na to
się zgadzają, że materializm ubóstwiają, w materializmie
tylko szczęście człowieka upatrują i na materialnej tylko drodze
uszczęśliwić go usiłują, zawziętą wojnę wydając spirytualizmowi
religii chrześcijańskiej za to, że zbyt mało jest dbały
o
rozkosze ciała i że zbyt ciasne więzy wkłada na wszelkie zmysłowe
popędy. Z takiej zasady musi koniecznie wyniknąć, jako
prosta konsekwencja ateizm albo przynajmniej coś bardzo do niego
przybliżonego; a za nim wszelkie dążenia człowieka muszą być
skierowane tylko do ziemi i do doczesnego naszego na niej pobytu.
Kto cały zajęty jest emancypacją ciała i tę sobie za główny
cel postawił, ten musi z oczu stracić ducha i jego w
nieskończoność sięgające potrzeby. Tego nie obchodzi
nieśmiertelność
i to wszystko, co za nią idzie. Można
wprawdzie samemu nie wyprowadzić wszystkich konsekwencji, które
w takim systemacie leżą, ale one tam dlatego tkwią i same na jaw
wyjdą, jeżeli nauka
w różnych głowach fermentować albo
życie przechodzić zacznie. Można oczy zamknąć na niejedną
sprzeczność, ale ona dlatego sprzecznością być nie przestanie.
Socjalizm i komunizm powstaje na spirytualizm religii
chrześcijańskiej, że ten dla ducha potępia ciało i z natury
wrodzone mu popędy przytłumia, zamiast je zaspokoić; a nie widzi
tego, że aby mógł w praktykę przejść i istotnie same
dobroczynne tylko wydać skutki, należałoby mu się podług mojego
zdania posunąć do najbardziej wygórowanego spirytualizmu i
do niego dopiero ludzi podnieść. Pod tym jedynie warunkiem mógłby
raj na ziemię sprowadzić, gdyby to sami najmoralniejsi ludzie na
świecie byli. Między świętymi byłby komunizm bardzo na swoim
miejscu, jakoż świętych wspólne obcowanie - communio
sanctorum - jest dogmatem naszej religii. Ale komunizm
świecki nie chce nic wiedzieć o świętości, a jakiejże się
moralności można spodziewać od nauki, której punktem
wyjścia i ostatecznym celem jest wyraźny i głośno opowiadany
materializm.