Sprzeczność prawa obowiązującego w obrębie
państwa i międzynarodowego. - Doktryny moralności podwójnej. - Doktryny
monizmu egoistycznego i altruistycznego. - Prawo natury sofistów i stoików. -
Sofiści propagatorami monizmu egoistycznego, stoicy - altruistycznego. -
Doktryna moralności podwójnej Machiavellego. - Powszechne normy moralne są
jawne, partykularne jawne lub tajne. - Zwolennicy moralności podwójnej oraz
monizmu egoistycznego uważają osiągnięcia, a nie zamierzenia za probierz
godziwości postępowania, uczą, że cel uświęca środki. - Te dwie tezy
wykluczają się nawzajem. - Środki moralne bardziej miarodajne niż cele.
Terminologiczne sublimowanie moralności podwójnej.
Wszelkie doktryny
moralności politycznej muszą z istoty rzeczy nawiązać do faktu, że całe
współżycie ludzi jest splotem współdziałania i współzawodnictwa, altruizmu i
egoizmu. Apostołowie chrześcijańskich wierzeń powszechnych oraz partykularyzmu
zgodnego z nimi budują swą skalę wartości na przypisywaniu pierwszeństwa
współdziałaniu i altruizmowi. Pragną natchnąć ludzi wzajemną sympatią i
miłością, chęcią współdziałania. Wyznawcy powszechnej walki o byt, sięgającej
także w głąb związków społecznych, oraz wierzeń partykularnych,
antagonistycznych w stosunku do powszechnych, stawiają wyżej współzawodnictwo
i egoizm; pierwsi - jednostek, drudzy - zbiorowy związków społecznych.
Wychwalają zalety i ograniczają się do stwierdzenia konieczności
współzawodnictwa i egoizmu. Uważają współdziałanie i altruizm za narzędzie
usprawnienia współzawodnictwa i osiągnięcia egoistycznych celów. Szermierze
antagonistycznych wierzeń partykularnych zalecają współdziałanie członków
grupy, której interesów bronią, ażeby wzmocnić jej stanowisko w walce z innymi
grupami.
Wynika stąd, że szermierze wierzeń
partykularnych, którzy swój partykularyzm wynoszą ponad normy moralności
powszechnej, zalecają przestrzeganie moralności podwójnej. Bronią tezy "cel
uświęca środki", szczególnie niebezpiecznej, gdy jej zwolennicy w imię
sprawiedliwości materialnej zrywają ze sprawiedliwością formalną, gdy gwoli
urzeczywistnienia swych ideałów propagują i podejmują wojny międzynarodowe i
domowe. Praworządność zgodna z normami moralności powszechnej, odrzucana przez
misjonarzy powszechnej walki o byt i wierzeń partykularnych, czerpie swą rację
bytu w znacznej mierze z tego, że stawia tamę przesadnemu stosowaniu zasady:
cel uświęca środki.
Od dawien dawna ludzie łączą się w związki
gwoli urzeczywistnienia wspólnych celów oraz uznają za rzecz również
pożyteczną tworzenie hierarchii związków. Powstały państwa, organizacje
nadrzędne, sprawujące władzę naczelną w stosunku do podległych jednostek oraz
ich związków zarówno dobrowolnych, jak przymusowych, suwerenną, od nikogo
niezależną, pomyślane i budowane jako równorzędne między sobą. Ich istnienie,
podobnie jak innych związków, jest uwarunkowane ustaleniem ogólnych norm
postępowania osób do nich przynależnych, norm umożliwiających ciągłość
współżycia w ich obrębie, zabezpieczających osiągnięcie zamierzeń, które
przyświecały narodzinom związków i narosły w dalszym ciągu ich żywota. Od
zarania dziejów, aż po dzień dzisiejszy istnieje dualizm przymusowych norm
prawnych, egzekwowanych przez państwa w ich obrębie, oraz dobrowolnych norm
moralnych, porządkujących stosunki między państwami (międzynarodowe prawo
publiczne) a jednostkami podlegającymi różnym państwom (międzynarodowe prawo
prywatne). Określenie tych norm mianem prawa stanowi wyraz dążenia do
terminologicznego sublimowania ich mocy obowiązującej. Wedle mniemania wielu
czynnych mężów stanu, a nawet teoretyzujących prawników i moralistów - moc
obowiązująca naczelnych zasad prawnych jest terytorialnie ograniczona, sięga
poza granice państwa co najwyżej w zakresie międzynarodowego prawa prywatnego,
nie krępuje i nie powinna krępować stosunków państw do siebie, ujętych w normy
międzynarodowego prawa publicznego.
Państwowa władza naczelna, zastrzegająca
sobie w obrębie swego władztwa wyłączne prawo stosowania przymusu, zezwalania
na posiadanie broni, utrzymywania i rozporządzania wojskiem i policją, wydaje
ustawy, wykonuje je, wymierza sprawiedliwość, karze przestępców, zapewnia
wynagrodzenie strat poszkodowanym, wymusza wykonanie dobrowolnych umów
zgodnych z ustawami, unieważnia umowy wymuszone, zakazuje wszelkich samosądów,
pojedynków oraz samopomocy, tzn. dochodzenia roszczeń, nie wyłączając prawnie
uzasadnionych, na własną rękę, ogranicza obronę konieczną do wypadków
oczywistej i groźnej napaści, oznacza i karze napastnika. Fakty dokonane,
sprzeczne z ustawami, prawa nie tworzą.
Władze państwowe utożsamiają swe
postępowania ze sprawiedliwością. Zakazują przestrzegania przepisów
ustanowionych przez inne związki społeczne, przykazań religijnych i własnego
sumienia, słowem, wszelkich norm sprzecznych z ich postanowieniami. Rządzą się
sprawiedliwością formalną. Zwalczają zapatrywanie, jakoby konflikt norm
uzasadniał prawo oporu wobec postępowania władz ze strony tych, którzy normy
sprzeczne z ich postanowieniami uważają za materialnie sprawiedliwe i
nadrzędne. Władze państwowe zakazują posiadania broni bez ich zezwolenia w
celu zapobieżenia stawiania oporu. Z ich punktu widzenia sprawiedliwość
materialna wchodzi w grę co najwyżej jako motyw postępowania. Przyznanie prawa
oporu unicestwiałoby różnice między współżyciem w obrębie granic państwa a
układem stosunków łączących jedne państwa z drugimi. Racja bytu państwa i
ofiar, na jego rzecz ponoszonych, wywodzi się z usuwania przezeń samopomocy.
Odwrotny stan rzeczy jest znamieniem prawa
międzynarodowego. Sprawiedliwość materialna stanowi czynnik nadrzędny wobec
formalnej. Państwom przysługuje prawo oporu wobec norm prawa międzynarodowego.
Samopomoc państw jest prawnie dopuszczalna. Wolno im się zbroić. Anarchiczne
stosunki międzynarodowe są jeszcze po dziś dzień podobne do tych, które
istniały między ludźmi przed powstaniem państwa. Na straży prawa i umów
międzynarodowych nie stoi żadna władza naczelna, uposażona siłą zbrojną,
powołana do wykonywania jej orzeczeń. Chodzi o zwyczajowe lub umowne normy
moralne, dobrowolnie stosowane z zastrzeżeniem moralności. Poszczególne
uzbrojone państwa zakazują poddanym samosądów, atoli w stosunku do innych
państw przypisują sobie niczym nie ograniczone prawo dochodzenia swych
roszczeń drogą podejmowania wojen. Wielu teoretyków prawa międzynarodowego
występuje w obronie tradycyjnej moralności, głosząc, że każda wojna, słuszna
czy niesłuszna, zaczepna czy obronna, zgodna czy sprzeczna z podpisanymi
umowami, jest dozwolonym, w rozumieniu prawa międzynarodowego, prawnym
środkiem rozsądzania sporów międzynarodowych. Państwa stosują obronę konieczną
w granicach, które same określają. Orzekają samowolnie, że przeciwnicy są
napastnikami. Państwa same sobie wymierzają sprawiedliwość. Oskarżyciele są
równocześnie sędziami i wykonawcami wyroków. Zwycięzca wymusza układ pokojowy,
stanowiący na przyszłość prawną normę współżycia państw, normę sprawiedliwości
formalnej. Pokoju nie można prawnie kwestionować zarzutem wymuszania przed
żadnym trybunałem ponadpaństwowym, ale jego zbrojne obalanie nie jest
sprzeczne z prawem międzynarodowym, choćby było sprzeczne z podpisanymi
umowami. Nie ma różnicy między umowami dobrowolnymi i wymuszonymi.
Władze odmawiają prawa oporu własnym
poddanym. Są pobłażliwe wobec opornych władzom państw innych. W roku 1834
Francja i Belgia podpisały umowę o wzajemnym wydawaniu przestępców,
zawierającą postanowienie wykluczające wydawanie przestępców politycznych,
która stała się wzorem następnych umów międzynarodowych podobnej treści. Można
przytoczyć ważkie argumenty w obronie udzielania azylu przestępcom
politycznym. Atoli i w tym wypadku zachodzi posługiwanie się podwójną miarą:
zwalczanie rewolucji w domu własnym, jej faworyzowanie w sąsiednim.
Niewydawanie przestępców politycznych było pomyślane jako poparcie demokracji.
Zapomniano, że może zwrócić się przeciwko niej.
Umowy obowiązujące wedle ustawodawstwa
państw poszczególnych mogą być unieważnione lub ulec zmianie tylko prawomocnie
za zgodą stron. Wielu mężów stanu i teoretyków prawa międzynarodowego odmawia
tej prawomocności umowom międzynarodowym, których uczestnikami są wyłącznie
państwa. Wówczas ich zdaniem zasada pacta sunt servanda [umowa
obowiązuje; układów trzeba dotrzymywać]wiążą kontrahentów warunkowo. Zdaniem
zwolenników tej tezy każda polityczna umowa międzynarodowa zawiera
domniemanie, choć nie wyrażone zastrzeżenie obowiązywania tylko w pierwotnym
układzie stosunków (tzw. klauzula rebus sic stantibus [umowa obowiązuje
dopóki warunki istniejące przy jej zawarciu nie uległy zasadniczej zmianie]),
przy czym każdemu państwu uczestniczącemu w umowie przysługuje nieograniczone
prawo stwierdzania jednostronnie, że zmiana zaszła. Innymi słowy, umowy
międzynarodowe obowiązują, póki odpowiadają żywotnym interesom wszystkich
kontrahentów. Umowny czasokres ich trwania nie ma znaczenia.
Cała ta koncepcja jest oczywiście sprzeczna
z postulatem powszechności zasad moralnych. Niepraworządność stosunków
międzynarodowych wyklucza przestrzeganie sprawiedliwości, ładu i porządku w
obrębie państw. Nie może być przecie mowy o trwałym i naprawdę owocnym oparciu
współżycia ludzkiego na wzajemnym zaufaniu i dotrzymywaniu obietnic,
ograniczonym terytorialnie.
Mimo tego, wielu teoretyków i mężów stanu
nie tylko broni dualizmu sprzecznych norm w pożyciu międzynarodowym, ale nawet
rozszerza jego zakres na współżycie ludzkie wewnątrz państwa. Ich zdaniem,
państwo także wobec własnych poddanych powinno kierować się wskazaniami
zbliżonymi do stosowanych w polityce zagranicznej. Powinno wymagać od
podwładnych wprost przeciwnego postępowania. Zwolennicy monizmu moralnego i
prawnego opowiadają się za upowszechnieniem wskazań, ażeby wyzwolić sumienie
ludzkie ze szponów sprzecznych nakazów, zakłócających jego spokój,
przeszkadzających człowiekowi żyć w zgodzie ze samym sobą. Można uznać za
godziwe upodobnienie albo moralności indywidualnej do państwowej, albo
państwowej do tej, której państwo wymaga od poddanych.
Polityka zagraniczna była dotąd domeną
niepraworządności, ograniczonej tylko poczuciem własnego, raz gorzej, to znowu
lepiej rozumianego interesu władców suwerennych państw, wiotką jak sieć
pajęczyną, bo pozbawioną egzekutywy normą prawa narodów. Czy wyrok w
Norymberdze (jesień 1946) nie zwiastuje nowej ery?[i]
Przeświadczenie prawne stanowiące założenie oskarżenia i wyroku było wyrazem
wiary w istnienie powszechnych norm prawnych, obowiązujących wszystkich, także
sprawujących władzę w jej wykonaniu, zarówno w sferze polityki zagranicznej,
jak wewnętrznej. Wyrok międzynarodowego trybunału wojskowego zwycięzców stanie
się początkiem nowej ery, jeśli w dalszym toku wypadków wyłoni się z tego
ziarna międzynarodowy organ nadrzędny w stosunku do poszczególnych państw,
którego trybunał będzie orzekał o naruszeniach norm przez ten organ
ustanowionych. Dualizm norm międzynarodowych i narodowych stanowi konieczny
korelat suwerenności państw.
Zwolennicy dualizmu norm zakładają, że
państwo jest wartością nadrzędną w stosunku do wszystkich innych. Ich celem
naczelnym jest zwiększenie jego potęgi. Podporządkowują mu wszystkie inne
względy. Stąd wywodzą, że powodzenie rozstrzyga o godziwości działań
politycznych. W ich obrębie postępowanie złodzieja uważają za moralnie
chwalebne, o ile nie dał się przychwycić. Działania polityczne oceniają w myśl
zasady "cel uświęca środki". Stosują wprost przeciwną miarę do zachowywania
się poddanych. Zwiększenie potęgi państwa stałoby się nieosiągalne, gdyby
poddani zechcieli postępować wedle wskazań obowiązujących władców państwa.
Powodzenie zabiegów podejmowanych przez związki społeczne, także i państwa,
uwarunkowane jest w znacznej mierze karną solidarnością uczestników związku,
przestrzeganiem wśród nich dobrej wiary i lojalności, ich wzajemną sympatią i
miłością, posłuchem wobec władz związku. Właśnie dlatego apologeci wojen
międzynarodowych i domowych występują pod sztandarem moralności podwójnej,
gdyż ich światopoglądem jest pogłębianie przeciwieństw między grupami, które
mogą działać sprawnie jedynie w miarę wzmacniania więzi moralnej wewnątrz
grupy, boć przecie dyktatura i policja problemu solidarności grupy nie
rozstrzyga bez reszty. Niejednokrotnie przemilczają apel do solidarności
członków grupy, w imieniu której występują, ażeby zataić może i przed sobą
samym sprzeczność przykazań, co oczywiście sprzeczności nie usuwa.
Przedstawiciele światopoglądu przesadnie
indywidualistycznego i egoistycznego, skłonni do rozsadzania wszelkich
związków krępujących jednostki narzucaniem im solidarności w obronie wspólnych
celów, upowszechniają wskazania, którymi, zdaniem zwolenników dualizmu
moralnego, państwa mają się rządzić. Uczą, że sprawność działania jest
miarodajną podstawą oceny moralnej także postępowania jednostek, że powodzenie
także i w tych wypadkach rozstrzyga o godziwości poczynań. Podobnie jak
państwa, także i jednostki powinny w doborze środków osiągnięcia celów
kierować się jedynie ich skutecznością. Posłuch wobec władz staje się
szkodliwą, a więc niewskazaną metodą postępowania z chwilą, gdy zachodzi
prawdopodobieństwo, że łamanie czy też obchodzenie nakazów i zakazów
wydawanych przez władze będzie uwieńczone upragnionym pomyślnym skutkiem, że
nie pociągnie za sobą ani kary, ani innych ujemnych następstw.
Sofiści byli
propagatorami tej etyki[ii].
Wierzenia plemienne były także wśród Greków starożytnych pierwotnym, ogólnie
przyjętym systemem moralności politycznej. Po ukończeniu wojen perskich
pojawiło się w Grecji grono myślicieli, którzy zerwali całkowicie z poglądami
tradycyjnymi, zwalczanymi najpierw przez sofistów, a później przez stoików.
Przedstawiciele obu szkół filozoficznych wybiegali myślą poza szranki
państwowe i narodowe, obniżyli walory więzi plemiennej, stworzyli doktryny
powszechne, kosmopolityczne i indywidualistyczne. Jedni i drudzy określali swe
systemy jako wyraz prawa natury, nadrzędnego w stosunku do ustaw wydawanych
przez poszczególne państwa, rozumieli jednak naturę ludzką wprost przeciwnie.
Jedni i drudzy popierali swe wywody powoływaniem się na pierwotny stan
ludzkości, w zamiarze uzasadnienia tym sposobem swych sprzecznych teorii.
Zdaniem wielu stoików pierwsi ludzie byli wolni, równi i bratersko wobec
siebie usposobieni. Stoicy, którzy wierzyli w możność udoskonalenia człowieka,
propagowali nawrót do tak pojętego stanu naturalnego, wrodzonego ludziom.
Niektórzy sofiści malowali obraz wręcz odmienny pierwocin ludzkości,
twierdząc, że ludzie byli, są i będą urodzonymi kłótliwymi egoistami,
spierającymi się i wiodącymi wojny już od zarania dziejów. W toku tych walk
powstawały i ginęły państwa i prawa. Silniejsi wyzyskiwali swe zwycięstwa
przez opanowanie władzy i ustanowienie praw dla nich dogodnych, które były
przestrzegane, o ile ta metoda postępowania wydawała się korzystną. Prawa nie
tylko państwowe, ale także moralne i religijne są tworem narzuconych przez
silnych gwałtem i podstępnie w chęci zadośćuczynienia swym interesom oraz
zmienianym przez silnych pod wpływem pod wpływem tego samego egoistycznego
motywu legalnie lub nielegalnie, zależnie od tego, która z tych dwóch
ewentualności jest uważana za bardziej celową w danych warunkach. Tak samo
sofiści oceniali moc wiążącą wszelkich umów. Są przestrzegane, póki krępowanie
się nimi jest uważne przez wszystkich uczestników umowy za korzystniejsze niż
ich łamanie czy obchodzenie. Zdaniem sofistów, pierwotny stan rzeczy nie uległ
i nie ulegnie zmianie, bo natura ludzka, bardziej woluntarystyczna niż
racjonalna, jest niezmienna. Wszyscy ludzie stale się rządzą poczuciem siły, a
nie poszanowaniem prawa i umów, sprzecznym z naturą z chwilą, gdy jest uważane
za szkodliwe ograniczenie popędów egoistycznych. Prawo silniejszego - oto
odwieczne, powszechne, niezmienne prawo natury, później często wyrażane
efektownym skrótem: siła przed prawem - lub określane mianem walki o byt
wszystkich ze wszystkimi w nawiązaniu do teorii ewolucji Darwina. Sofiści
uważali egoizm jednostek za zjawisko przeważające. Nie rozważali zagadnienia,
czy egoizm związków społecznych, narodowych lub klasowych nie jest bardziej
miarodajny.
Ich doktryna była ze wszech miar
rewolucyjna. Przeciwstawiali się radykalnie dotychczasowym pojęciom, ocenom i
przykazaniom. Doktryna sofistów przeczyła zasadom dobrej wiary w stosunkach
między ludźmi i posłuszeństwa prawu, poprzednio powszechnie przyjętym. Stoicy
nawrócili pod tym względem do przeszłości. Nie podważali gloryfikowaniem siły
ani pozytywnego prawa państwowego, ani świętości umów. Nie nawrócili do
wierzeń plemiennych. Zgodnie z sofistami wypowiadali się w duchu
kosmopolitycznym i indywidualistycznym, głosili moralność monistyczną i
powszechną, uzasadnioną powoływaniem na prawo natury, nadrzędne w stosunku do
ustawodawstwa pozytywnego poszczególnych państw. Ich prawo natury było jednak
wręcz przeciwne prawu natury formułowanemu przez sofistów. Uważali rozum za
czynnik dominujący w życiu ludzkim, kto wie, czy nie dlatego, że powinien
rządzić postępowaniem ludzi.
W systemie stoików natura odgrywa rolę w
pełni rozumnego bóstwa rządzącego światem, pojmowanego albo personalistycznie
(teizm), albo panteistycznie. Rozum ludzki, słaby odblask boskiego, choć
ułomny i niedoskonały, jest przecie w stanie pojąć prawa natury. Nakazuje
człowiekowi zapanować nad popędami egoistycznymi, poniżającymi godność
człowieka i szkodliwymi, zapewniającymi co najwyżej chwilowe satysfakcje,
okupione trwałymi stratami . Stoicy zalecają altruizm i współdziałanie.
Machiavelli wsławił się swą teorią
moralności podwójnej. Często jej zwolennicy rozróżniają moralność
międzynarodową i narodową. Pierwsza normuje sferę stosunków międzynarodowych,
druga współżycie ludzi wewnątrz państwa, w granicach którego działają. Tylko
pierwsza identyczna jest z obrazem rzeczywistości, którą sofiści dojrzeli w
całym świecie współżycia ludzkiego, którą uznali za powszechną i niezmienną.
Egoizm, współzawodnictwo, prawo silniejszego, walka o byt jest domeną
stosunków międzynarodowych. Wewnątrz państwa obowiązuje dobra wiara w
stosunkach między ludźmi, postawa altruistyczna, posłuch prawu. Machiavelli
szersze zakreślił granice panowaniu egoizmu. Rozróżniał moralność polityczną i
prywatną. Uznał za domenę moralności politycznej politykę zagraniczną oraz
czynności ludzkie, zmierzające do opanowania władzy w państwie i do utrzymania
się przy władzy. Na tym odcinku swych działań ludzie pod wpływem egoizmu
stosują się do postanowień ustaw i umów tylko o tyle, o ile podobne
postępowanie uważają za korzystne.
Rządzą się zasadą: siła przed prawem,
zwłaszcza w stosunkach międzynarodowych i wtedy, gdy walczą o zdobywanie
władzy w państwie. We własnym dobrze zrozumianym interesie są bardziej
praworządni, gdy walczą o utrzymanie się przy władzy. W sferze tak szeroko
zakreślonej moralności politycznej Machiavelli stwierdza postępowanie zgodne
ze spostrzeżeniami sofistów. W odniesieniu do tej sfery działań ludzkich
Machiavelli, choć nie pochwala wyskoków egoizmu, nie chce prawić kazań,
ponieważ uważa je za bezużyteczne z tych samych powodów, którymi argumentowali
sofiści. Ścieśnia ich uogólnienia. Zajmuje odmienne stanowisko, rozpatrując
prywatne współżycie ludzi. Wedle Machiavellego w tym zakresie ludzie powodują
się w znacznej mierze dobrą wiarą we wzajemnych stosunkach, poczuwają się do
obowiązku posłuchu wobec prawa i przestrzegania umów. Machiavelli uważa ten
stan rzeczy za zalecenia godny. Nie rozpatruje zagadnienia rozgraniczenia
wewnątrz państwa działalności politycznej od prywatnej może dlatego, iż
poszanowanie przez władzę własności prywatnej uważa za rozumiejące się samo
przez się. Nie zastanawia się nad tym, czy egoistyczna nie praworządność
władców nie udzieli się poddanym.
Chrześcijańska moralność polityczna stawia
sobie za zadanie osiągnięcie monizmu norm przez upowszechnienie przykazań
altruistycznych, zbliżonych do tych, które w systemie dualistycznym rządzą
obyczajowością prywatną. Streszcza się w wysiłku uzgodnienia i zharmonizowania
w jednolitą całość godziwych dążeń osobowych (personalistycznych,
indywidualistycznych) i ogólnoludzkich bez uszczuplenia słusznych praw,
przysługujących państwom, narodom i klasom społeczeństwa, na zasadach miłości
bliźniego i sprawiedliwości, a zatem odrzuca systemy nie liczące się w
dostatecznej mierze z naczelnym wymogiem łagodzenia sprzeczności interesów
ludzkich, właśnie dlatego nie czyniące zadość wrodzonej człowiekowi chęci
zyskania spokoju sumienia, odrzuca moralność podwójną oraz monizm skrajnego
światopoglądu indywidualistycznego i egoistycznego.
Osobowy, wewnętrzny, autonomiczny, bo
wynikający z wolnej woli ludzkiej nakaz sumienia ustala cele działalności
poszczególnych jednostek i normy ich postępowania. Każda jednostka ma równe
prawo po temu. Na każdej ciąży obowiązek poszanowania tego prawa innych
jednostek, podobne jak istotne poczucie godności osobistej jest uwarunkowane
poszanowaniem poczucia godności osobistej każdego bliźniego. Moralnie
uzasadnione są nakazy, które, stanowiąc wyraz indywidualnych wartościowań,
równocześnie są pomyślane jako powszechnie obowiązujące. Jedynie
przestrzegając tej zasady, urzeczywistnić możemy postulat uznania działalności
każdej jednostki za środek osiągnięcia jej własnych, a nie cudzych celów
(Kant), a zarazem dochodzimy do usunięcia podmiotowości i partykularyzmu
indywidualnych nakazów sumienia na rzecz bardziej przedmiotowych,
ogólnoludzkich norm postępowania[iii].
Wysiłek zastąpienia pierwotnych systemów
moralności, obliczony jedynie na wzmocnienie zwartości poszczególnych
zbiorowości społecznych, w ich walkach z innymi zbiorowościami, normami
powszechnie obowiązującymi - stanowi istotę moralności chrześcijańskiej.
Zawsze i wszędzie ludzie łączyli się w związki rodowe i plemienne gwoli
osiągnięcia wspólnych celów, gwoli skuteczniejszego przeciwstawiania się
naciskowi sąsiednich ugrupowań. Zawsze i wszędzie odczuwali potrzebę
wzmocnienia więzi duchowej swych związków społecznych wskazanymi po temu
normami postępowaniu, a zarazem głosili przykazania solidarności, lojalności,
miłości wobec współplemieńców. Nie nakaz miłości bliźniego sam przez się, jeno
powszechność tego nakazu jest znamieniem moralności chrześcijańskiej,
wyróżniającej się spośród innych systemów moralności.
Toż samo znamię powszechności okazuje się
czynnikiem istotnym, gdy mowa o ideale wolności. Zawsze ludzie walczyli o
wolność własną, plemienia lub warstwy społecznej, do której należeli, mało
bacząc na wtargnięcie w sferę cudzej wolności. Przykazanie wolności może być w
pełni ziszczone tylko o tyle, o ile przyznamy każdemu prawo do wolności w
granicach nienaruszenia tego samego prawa, przysługującemu każdemu innemu.
Nie może chować światła pod korzec ten, kto
występuje jako rzecznik prawideł postępowania powszechnie obowiązujących.
Ukrywanie norm partykularnych, stanowiących narzędzie obrony interesów
poszczególnych zbiorowości państwowych, narodowych lub klasowych, może być w
pewnych okolicznościach wskazane. Zatajanie norm powszechnych nie jest ani
pożądane ani możliwe. Ich obrońcy są konsekwentni i działają celowo, wysuwając
postulat jawności norm moralnych (Kant).
Wyznawcy moralności chrześcijańskiej
odrzucają doktrynę sprawiedliwości formalnej, nie ograniczoną żadnymi
zastrzeżeniami, ponieważ jest oczywiście równoznaczna z wyłączeniem sfery
moralności politycznej spod przepisów moralności chrześcijańskiej,
bezwzględnie sprzecznym z postulatem powszechności jej przykazań.
Zasady moralności chrześcijańskiej są
powszechne, bo wszystkich obowiązują w równej mierze. Jeden i ten sam postępek
dwu ludzi, działających w tych samych warunkach, może być uczynkiem złym albo
dobrym, ale żadną miarą nie może być zasługą jednego, a grzechem drugiego.
Postępki polityczne nie stanowią wyjątku. Chrześcijańska moralność polityczna
jest tylko zastosowaniem do sfery działań politycznych powszechnej moralności
chrześcijańskiej, posługującej się stale jedną i tą samą, a nie podwójną miarą
w ocenie postępowania ludzkiego. Stąd płynie nakaz, ażeby każdy stawiał wobec
siebie samego te same wymagania, których wypełnienia żąda od innych. Zasada
"obowiązkiem to, co mają czynić inni", wyznawana w skrytości ducha, rzadko
ujawniana nawet wobec siebie samego, a tym mniej wobec innych, zawiera w sobie
wypowiedzenie wojny wszelkiej prawdziwej moralności.
Władcy państwa oraz ci, co się o władzę
ubiegają, podlegają tym samym nakazom moralnym, które innych obowiązują, i to
zarówno w swych sprawach prywatnych, jak niemniej w obrębie swych poczynań
publicznych, bez względu na to, czy chodzi o zdobycie władzy, czy o utrzymanie
się przy niej. Uczciwość jest najlepszą polityką, ponieważ zapewnia spokój
sumienia, a zarazem osiągnięcie rzeczywistych i trwałych korzyści
materialnych. Zapoznawanie zasad prawdziwej moralności sprzyja ciągłemu
odradzaniu wzajemnie zazębiających się wojen, owego łańcucha krwią spojonych
ogniw, pochłaniających ciągle w znacznym stopniu dorobek duchowy i materialny
przeszłości.
Wynika z istoty rzeczy, że moralność
podwójna, mająca usprawiedliwić obronę specyficznych interesów narodów czy
klas wybranych, sprzeczna z powszechnością zasad moralnych, jest zajęciem
stanowiska moralnie dwuznacznego. Jego zwolennicy zazwyczaj podnoszą na duchu
siebie i zyskują wyznawców, usprawiedliwiając zalecanie i stosowanie
niegodziwych środków dążeniem do zbożnego celu. Człowiek strzela, a Pan Bóg
kule nosi. Wysiłki, podjęte w wykonaniu zamierzeń, są faktem dokonanym ich
owoce muzyką przyszłości póty, póki nie dojrzały. Ostatecznie nawet czciciele
moralności podwójnej, pewni godziwości swych celów, mogą wznieść się na górny
piedestał wypełniania obowiązków bez względu na wynik: Fais ce que doit,
arrive ce que pourra [Czyń, co należy, będzie, co być może].
Jednak ta mowa w ich ustach jest mało przekonywująca. Aby zyskać poklask,
głoszą równocześnie drugą zasadę, także moralnie mała zadowalającą, sprzeczną
z poprzednią, bo spekulują na łatwowierności ludzkiej, na pożądaniu środków
usypiających rozum i sumienie, gdy wchodzi w grę zadośćuczynienie popędom gdy
brak trafnego rozumienia własnych interesów.
Rzecznicy moralności podwójnej chętnie
dopatrują się w uzyskaniu powodzenia najwyższego sędziego spraw ludzkich.
Sprawność w walce jest żywotem człowieka poczciwego. Wszystko dobre, co się
dobrze kończy. Wedle tego światopoglądu osiągnięcie zwycięstwa usprawiedliwia
użycie wszelkich środków w tym celu zastosowanych, choćby moralnie wątpliwych.
Ale cóż z tego. Na użycie środków niegodziwych trzeba się decydować, zanim ich
skutek będzie wiadomy. Jeśliby skuteczność miała być sprawdzianem moralnej
wartości poczynań, wówczas nie rozporządzalibyśmy żadnym. Zwycięstwo
usprawiedliwia użycie niegodziwych środków jego osiągnięcia. W takim razie
klęska musiałaby stanowić dowód bezecności środków, choćby godziwych, którymi
posługiwał się pokonany. Gdyby wyniki były miarodajne, musielibyśmy uznać, że
tożsamość wyników byłaby sankcją bardzo różnego postępowania, a ich różność
doprowadziłaby do różnych osądów jednych i tych samych poczynań. Jeśli nadto
uwzględnimy, że chodzi właściwie o należyte wyzyskanie powodzenia, o godne i
rozsądne zachowanie się wobec przegranej, wówczas okazałoby się, że przyjęcie
niewiadomego wyniku poczynań za sprawdzian godziwości poczynań, byłoby
równoznaczne z bezkresnym odraczaniem wszelkich osądów moralnych, bo zawsze
trzeba by było odczekiwać dalszych wyników, ażeby móc je orzec. Zdobywcy
władzy i sławy obietnicami zwycięstwa łatwo przechodzą do porządku dziennego
nad tymi trudnościami, schlebianiem nastrojom opinii publicznej, którą
nieomylnie wyczuwają. Osiągnięcie obiecywanego zwycięstwa zdrożnymi środkami
rozgrzeszy sumienia, ale klęska nie będzie dowodem ich bezecności - stanowisko
ani logiczne, ani honorowe, ani zdrowe.
Zachodzi oczywista sprzeczność między obu
zasadami. Wedle pierwszej: dążenie do godziwego celu rozgrzesza samo przez
się, wedle drugiej nie ma takiego skutku. Pierwsza gra bardziej na stronie
uczuciowej, druga, więcej racjonalistyczna, gdyby była wyłącznie i
konsekwentnie stosowana, nie byłaby pozbawiona dodatnich skutków, albowiem
tkwi w niej zachęta do zastanawiania się nad zagadnieniem, czy niegodziwość
środków nie przeszkodzi osiągnięciu celów. Wyłaniają się z niej pytania
dotyczące prawdopodobieństwa i opłacalności osiągniętego zwycięstwa,
wątpliwości zawierające w sobie czynniki hamujące.
Zwolennikom moralności podwójnej trudno
ustrzec się jej ujemnych skutków. Wedle zasady "cel uświęca środki", godziwość
celów uświęca niegodziwość środków. Usypiacze sumień przymykają oczy na jądro
sprawy. Środki, a nie cele powinny być miarodajnym wskaźnikiem oceny
moralności postępowania. Ziszczenie środków poprzedza osiągnięcie celów.
Ludzie stosują różne środki i wystawiają rożne cele. Poczynania ludzkie
krzyżują i ograniczają się wzajemnie. Wyniki podejmowanych akcji zawsze różnią
się mniej lub więcej od wytkniętych celów. Godziwość celów usprawiedliwiałaby
niegodziwość środków, gdyby ziszczenie celów było równie niezawodne jak
stosowanie środków.
Słownik jej zwolenników świadczy o
odczuwaniu przez nich potrzeby sublimowania swego programu działania pod
wpływem przeświadczenia o jego wątpliwej wartości. Rzecznicy podwójnej
moralności uspokajają swe sumienia częstym powtarzaniem zwrotów: "cel uświęca
środki", "pobożne oszustwo (pia fraus), "święty egoizm narodowy",
"naród święty, osobliwy, wybrany przez Boga".
Wystawianie powszechności zasad moralnych
nasuwa trudne zagadnienia ustosunkowania sprawiedliwości materialnej i
formalnej w wypadkach, gdy zachodzą sprzeczności między jedną i drugą, zmusza
do dania odpowiedzi na pytanie, czy poddanym przysługuje prawo oporu wobec
władzy w razie konfliktu obu norm.
[i]
Proces w Norymberdze, a właściwie procesy norymberskie, wytoczone
przeciwko głównym zbrodniarzom III Rzeszy i przeprowadzone w latach
1945-1949. Wskutek tajnego porozumienia przedstawicieli ZSRS i USA z
procesu wyłączono zbrodnię katyńską i jej głównych sprawców. Procesy
norymberskie odwoływały się do zasad prawa naturalnego i prawa
międzynarodowego.
[ii]
Sofiści, filozofowie i nauczyciele w starożytnej greccy, którzy
przygotowywali przyszłych obywateli do udziału w życiu publicznym i
politycznym greckich państw-miast (poleis) na przełomie V i IV w.
p.n.e. . Uważali, że nauczanie cnoty etycznej jest możliwe, lecz jest ona
uwarunkowana okolicznościami życia w danym państwie-mieście (polis),
ma charakter konwencji społecznej. Nie istnieją obiektywne kryteria dobra
i zła. Można natomiast ustalić, co jest korzystne dla określonej wspólnoty
politycznej i odpowiednio wychowywać obywateli. Do najbardziej znanych
sofistów należeli Protagoras i Gorgiasz.
[iii]
Immanuel Kant (1724-1804), filozof niemiecki, którego myśl wywarła
przemożny wpływ na całą filozofię zachodnią, twórca filozofii
transcendentalnej, według której wiedza o warunkach o możliwości poznania
przedmiotów jest zarazem poznaniem warunków ich konstytucji (pojawiania
się jako przedmiotów poznania). W etyce Kant stał na stanowisku, iż
kierując się rozumem człowiek może ustalić ogólne, powszechnie
obowiązujące, prawa moralne (imperatyw moralny, obowiązki moralne). Autor
Kritik der reinen Vernunft 1781 (Krytyka czystego rozumu
1904, 1955), Kritik der praktischen Vernunft 1788 (Krytyka
praktycznego rozumu 1911, 1970), Kritik der Urteilskraft 1790 (Krytyka
władzy sądzenia 1964).