KRZYSZTOF SZCZERSKI
Jakość
struktur państwa a jego zdolność do realizacji polityki zagranicznej
Wiedzą
podręcznikową jest stwierdzenie, iż polityka zagraniczna zaczyna się
wewnątrz państwa. W rozważaniach teoretycznych z zakresu stosunków
międzynarodowych zależność ta opisywana jest poprzez typologię uwarunkowań polityki
zagranicznej państwa wychodzącą z założenia, że przy zastosowaniu systemowego
ujęcia, w analizie tej polityki należy uwzględniać „wszystkie elementy
środowiska polityki zagranicznej”. Typologia tak rozumianych uwarunkowań dzieli
je na uwarunkowania wewnętrzne i uwarunkowania zewnętrzne, a każde z nich
dodatkowo można zaliczyć do grupy uwarunkowań subiektywnych i obiektywnych.
Z perspektywy poniższej analizy szczególnie istotne będą, rzecz jasna,
uwarunkowania wewnętrzne, do których – w grupie obiektywnych – zalicza się
m.in.: środowisko przyrodnicze i geograficzne, potencjał demograficzny,
potencjał gospodarczy i technologiczny oraz, co najistotniejsze, cechy systemu
politycznego; grupę uwarunkowań wewnętrznych subiektywnych tworzą natomiast
takie elementy, jak: system wartości społecznych, postawy społeczne,
wyobrażenie o własnym statusie w polityce międzynarodowej, idee i dyskurs w
polityce zagranicznej, jakość i profesjonalizm służb dyplomatycznych. Co ważne,
jak zauważa R. Zięba, „biorąc za punkt wyjścia tezę (…), że polityka zagraniczna
stanowi publiczną działalność celową państwa skierowaną na środowisko
międzynarodowe – prymat należy przyznać uwarunkowaniom wewnętrznym przed
zewnętrznymi, a w każdej z tych grup – obiektywnym przed subiektywnymi”.
Znaczenie jakości, sprawności i
spójności wewnątrzpaństwowego systemu politycznego dla prowadzenia polityki
zagranicznej wynika z jednego zasadniczego założenia, a mianowicie, że
„stosunki międzynarodowe to stosunki między suwerennymi państwami” (przy
udziale także innych uczestników jak np. organizacje międzynarodowe), które
muszą zatem posiadać zdolność do bycia aktorem tych stosunków, to znaczy mieć
możliwość „podmiotowego działania”.
Tego typu założenie konfrontowane
być musi, rzecz jasna, z koncepcjami głoszącymi zmierzch tradycyjnie rozumianej
samodzielności sprawczej państwa w relacjach międzynarodowych i postępujący
zanik państwa narodowego jako takiego, wywołany procesami ekonomicznej
globalizacji i integracji politycznej.
Przekonanie takie zawiera ważne
intuicje, nie ma bowiem wątpliwości, że państwo ulega przekształceniom w ramach
wspomnianych procesów, jednakowoż wydaje się, że rację mają zwolennicy
koncepcji neorealistycznych, którzy twierdzą, iż „zapowiadana faza zmierzchu
terytorialnego państwa narodowego przesuwa się jak horyzont, do którego chcemy
dotrzeć, a on wciąż jest daleko. To, co się zmienia w tym marszu, to nowe
rozumienie terytorialności i suwerenności państwa (…) Narzuca je współzależność
inaczej sytuująca miejsce państwa w zdecentralizowanym środowisku
międzynarodowym i jego interesy”. Niemniej to „państwa, podobnie jak ich
wzajemne interakcje, stanowią około 70% wszystkich działań i oddziaływań, jakie
mają miejsce we współczesnym świecie. (…) Nie znikają także polityczne
‘podwaliny’ państwa i państwowości, a ono samo pozostaje bardzo ważnym
elementem bazowym systemu międzynarodowego na przynajmniej trzech poziomach tj.
politycznym, ekonomicznym i bezpieczeństwa”.
W ramach owych przekształceń warto
wspomnieć o dwóch koncepcjach natury pośredniej – odrzucających obie
skrajności: twierdzenie, że klasyczna suwerenność jako zbiór wyłącznych,
pełnych
i
samodzielnych funkcji państwa nie zostaje naruszona oraz przeciwne mu
przekonanie, że państwo jest formacją schyłkową.
Pierwszą z nich jest koncepcja
„państwa zglobalizowanego”, która wychodzi z założenia, iż „można z powodzeniem
utrzymywać, że proces globalizacji nie odbywa się ponad działaniami państw
i
nie ogarnia ich z zewnątrz, ale jest składnikiem transformacji państwa”. Z tego
wynika, że „w świetle globalizacji państwo nie zanika, lecz jawi się w nowej
formie, przez nią właśnie uwypuklonej (…) Ten trop prowadzi w kierunku przemian
funkcji państwa, a nie jego upadku, czy wycofywania się”.
Drugą są teorie „analogii
wewnętrznej” (domestic analogy) i „domestykacji” (domestisication),
zakładające, iż „stosunki międzynarodowe przyjmują niektóre cechy stosunków
wewnętrznych poprzez przezwyciężenie międzynarodowej anarchii i wprowadzenie
elementów hierarchicznych [oraz] proces reprodukowania utrzymujących porządek
instytucji wewnątrzpaństwowych na poziomie międzynarodowym”.
Oznacza to, iż rozpatrywanie funkcji
państwa w nowych uwarunkowaniach międzynarodowych powinno brać pod uwagę
konieczność dużo bardziej sprawnego powiązania jego aktywności międzynarodowej
z polityką wewnętrzną i procesami zachodzącymi w państwowym systemie politycznym
(egzekwowanie władzy, redystrybucja i alokacja zasobów, tworzenie potencjału),
gdyż mamy do czynienia – w świecie ponowoczesnych relacji międzynarodowych – ze
zjawiskiem funkcjonalnych powiązań między środowiskiem międzynarodowym a
krajowym, „wzajemnym mieszaniem się w pewnych obszarach polityki wewnętrznej i
wzajemną obserwacją” między państwami, powstawaniem wspólnych logik decyzyjnych
i nieostrości granic systemowych.
Zjawisko to bywa definiowane jako „suwerenność przenikająca się”.
Odnosząc się do tych rozważań warto
poczynić zatem trzy podstawowe założenia dla analizy wpływu jakości struktur
państwa na zdolność do realizacji polityki zagranicznej.
Po pierwsze – na potencjał kraju
jako uczestnika gry międzynarodowej wpływ wywierają różnorodne elementy
wynikające z cech jego wewnętrznego systemu politycznego oraz środowiska jego
międzynarodowego działania. Potencjał ten bezpośrednio wpływa na zdolność
podmiotową państwa (actorship) w stosunkach międzynarodowych, która nie
objawia się wyłącznie poprzez aspekty tradycyjnej suwerenności w ramach
anarchicznych relacji pomiędzy samodzielnymi aktorami państwowymi, ale ma także
komponent ponowoczesny powstały w wyniku tworzenia w przestrzeni międzypaństwowej
struktur funkcjonalnej współzależności i integracji zbliżających środowisko
międzypaństwowego procesu politycznego do
systemu politycznego (co ma szczególnie miejsce w przypadku Unii
Europejskiej, słusznie uznawanej za system polityczny o specyficznych cechach).
Stąd też potencjał państwa, z punktu widzenia politologii, liczony być może
jako suma trzech komponentów: dynamicznych uwarunkowań zewnętrznych o
charakterze sieciowo-systemowym, rządności wewnętrznej (rozumianej jako
zdolność systemu politycznego do pracy, czyli przetwarzania wkładów na decyzje)
oraz czynnika ideowo-moralnego (obejmującego kulturę polityczną, społeczną
samoocenę, wizerunek państwa). Dopiero pozytywne zsumowanie tych trzech
elementów pozwala państwu skutecznie funkcjonować w charakterze podmiotu
relacji międzynarodowych. Żaden z nich nie może być pominięty ani lekceważony.
Założenie drugie ma charakter
epistemologiczny i odnosi się do konkretnej sytuacji Polski – to znaczy odnosi
się do sposobu definiowania wyznaczników polskiej polityki zagranicznej oraz do
określenia pożądanego celu jej prowadzenia. Brzmi ono: mamy obecnie do
czynienia z powrotem do geopolitycznego paradygmatu funkcjonowania relacji
międzynarodowych, który przeszedł wszakże na tyle istotną ewolucję, że nie
należy wiązać go z tradycyjnym (historycznym) sposobem interpretacji stosunków
międzynarodowych nawiązujących do korzeni myślenia realistycznego, ale dokonać
jego częściowej „dekonstrukcji” i sformułować zasady neogeopolitycznej szkoły
analizy polityki zagranicznej
oraz koncepcji „geopolityki krytycznej”, która definiuje się jako
„identyfikowanie relacji władzy w ramach twierdzeń geopolitycznych; jakie
założenia stoją, na przykład, za takimi sformułowaniami, jak «rozpowszechnianie
się wolnego rynku» czy «dyfuzja demokracji»? Jakie są konsekwencje tych praktyk
i ich interpretacji? (…) Współczesna geopolityka identyfikuje źródła, praktyki
i interpretacje, które pozwalają na kontrolę terytorium i pozyskiwanie zasobów”.
Założenie trzecie ma charakter
normatywny, dotyczący działania państwowego przywództwa politycznego. Z powyższych
założeń odnoszących się do postrzegania otoczenia międzynarodowego państwa
(Polski) wynika jedna teza – cel polityki państwa w kontekście międzynarodowym
może być zdefiniowany jako budowanie i wzmacnianie własnego realnego,
samodzielnego potencjału geopolitycznego – zwiększanie zakresu własnej
podmiotowości politycznej.
Nowy kształt polityki
międzynarodowej w XXI wieku to oczywiście nie powrót do zimnej wojny. Nie ma
bowiem mowy o odrodzeniu się dwubiegunowości i to z kilku powodów – po pierwsze
kandydatów zgłaszających pretensje i mających potencjał do realizowania swoich
celów politycznych bez oglądania się na innych jest znacznie więcej, a po
drugie tzw. „świat zachodni” jest wewnętrznie rozkojarzony, ma wiele
sprzecznych pomysłów na własną strategię i daleko mu do transatlantyckiej
konsolidacji z drugiej połowy XX wieku. Dlatego XXI wiek nie jawi się jako
stabilny układ dwóch równolegle kontrolujących się i ograniczających porządków,
lecz jako zmienny system gier geopolitycznych. Musimy ponownie nauczyć się
zapominanych już pojęć z klasycznego słownika realizmu międzynarodowego, takich
jak: strefa wpływu, mocarstwo, rdzeń i peryferia, zasoby strategiczne,
przewaga, uzależnienie, interwencja, sojusznik. To nowe znamiona naszych
czasów.
Nawet jeśli sami znajdujemy się w
świecie ponowoczesnych relacji międzynarodowych, to warto pamiętać, że
wspomniany już autor tego pojęcia, R. Cooper, nie uznawał takiego modelu
środowiska za powszechny, lecz wyjątkowy, ograniczony w gruncie rzeczy do
fenomenu europejskiego. Jego analiza stosunków międzynarodowych opierała się na
twierdzeniu, iż nadal „żyjemy w podzielonym świecie, ale podzielonym zupełnie
inaczej niż w czasach konfrontacji Wschodu z Zachodem. Po pierwsze istnieje
przednowoczesny świat: przedpaństwowy postimperialny chaos. Za przykład może
służyć Somalia, Afganistan i Liberia (…) Druga część tego świata jest
nowoczesna. Tutaj klasyczny system państw pozostaje nietknięty. Państwa
zachowują monopol na używanie siły i mogą być przygotowane do użycia jej przeciwko
sobie nawzajem [oraz są gotowe do imperialnej agresji wobec innych – KS]. (…)
Trzecia część systemu międzynarodowego może być nazwana systemem ponowczesnym”.
Między tymi światami trwa gra
geopolityczna o coraz wyraźniejszym charakterze, która niekiedy zmienia jedynie
przedmiot rozgrywki, jak choćby przejście od konfrontacji militarnej na rzecz
ścierania się interesów surowcowych i sieci ich dystrybucji.
Dlatego taki czas, to czas powrotu do pojęcia potencjału państwa –
mobilizowania zasobów, określania swojego miejsca w tym porządku, szukania
sojuszów, zabezpieczenia bytu, budowania przewag strategicznych, konstruowania
scenariuszy przyszłości i dokonywania wyboru najkorzystniejszych opcji. To
także czas wielu „małych wojen” (realnych lub tylko gospodarczo-politycznych
czy surowcowych), które mają sprawdzać siłę i zdolność reagowania konkurentów
oraz ekspansji terytorialnej (realnej lub tylko za pomocą uzależnienia
gospodarczego, politycznego czy surowcowego), tak aby zablokować możliwość
wkroczenia w dane miejsce innych uczestników rozgrywki.
Jednocześnie jednak należy pamiętać,
że w dzisiejszym kształcie relacji międzynarodowych możemy odnaleźć wiele
pozostałości poprzednich uwarunkowań. Mówimy wszakże o różnych początkach, ale
o wciąż tym samym wieku, co oznacza, że współczesność ma wiele wymiarów i
trzeba ją analizować równolegle. Wymaga to umiejętności współ-spojrzenia na
zachodzące wokół nas zjawiska po to, by odkryć w nich konsekwencje pierwszego
początku – rozwój globalizacji i sieć powiązań liberalnego zarządzania międzypaństwowego, konsekwencje drugiego początku – wzrost
znaczenia polityki wszechstronnego bezpieczeństwa oraz zaangażowanie militarne
w toczące się wojny na terytoriach kojarzonych z terroryzmem, a także symptomy
rodzącego się paradygmatu neogeopolitycznego. Trzeba jednocześnie brać pod
uwagę wyznaczniki przednowoczesne (chaos), nowoczesne (siła), jak i
ponowoczesne – hybrydowe, takie jak „odterytorialnienie” (deteritorialization)
zjawisk i procesów społecznych, „kompresja” (zacieśnienie) przestrzeni relacji
międzynarodowych, powstanie przestrzeni supra-terytorialnej (cyberprzestrzeń),
społecznej przestrzeni transnarodowej, wytworzenie się mentalnego
przeświadczenia, że „świat jest jednym miejscem (single place)”.
Narodziny paradygmatu
neogeopolitycznego stawiają przed każdym państwem wyzwanie przemyślenia na nowo
wyznaczników własnej polityki zagranicznej. Ich podstawą jest stwierdzenie, że
polityka międzynarodowa znajduje się nieustannie w fazie dokonywania
fundamentalnych wyborów. Jest to ciągły proces rekonfiguracji położenia geopolitycznego
uczestników tej polityki, zmienny nie tylko w czasie, ale także zależnie od
areny politycznej („geografii wyobrażeniowej”), z którą mamy do czynienia.
Inaczej wygląda geopolityka sieci gospodarczej, inaczej konfiguracja sieci
bezpieczeństwa surowcowego, a jeszcze inaczej postrzeganie poszczególnych
państw jako marek promocyjnych.
Oznacza to, że polityka zagraniczna
nigdy nie znajduje się w fazie „post-strategicznej” i żadne państwo, które rzeczywiście
chce liczyć się na arenie międzynarodowej nie może sobie pozwolić na sen.
Relacje geopolityczne cechują się bowiem ciągłą dynamiką i kto tego nie rozumie
– płaci cenę utraty podmiotowości, wpływów, statusu.
Wiek XXI nie będzie bowiem wiekiem
post-państwowym. Wręcz
odwrotnie, obserwujemy gwałtowny wzrost znaczenia problematyki państwa jako
aktora stosunków międzynarodowych.
Na powrót myślenia państwowego
złożyło się kilka elementów. Przede
wszystkim okazało się, że problem bezpieczeństwa w podstawowym wymiarze,
oznaczającym zagwarantowanie pokojowego trwania wspólnoty politycznej w obrębie
granic państwowych jest nadal aktualny,
a zagrożenia przyjmują coraz to nowe formy – mamy do czynienia z nowymi
rodzajami wojen i niebezpieczeństw (jak choćby wspomniane – cyber-wojna, wojna
z siecią terrorystyczną, zagrożenia ekologiczne czy energetyczne). Pojawienie
się problemu bezpieczeństwa przywróciło wagę środków państwowych dla jego
zagwarantowania, co zresztą spotkało się z krytyką postmodernistycznej lewicy,
oskarżającej państwa (szczególnie USA) o wytworzenie zjawiska niepokoju tylko
po to, by następnie „sprzedać” obywatelom poczucie bezpieczeństwa a przez to
wzmocnić swój nadzór nad ich życiem.
Abstrahując do tej krytyki, okazało
się, że w warstwie obiektywnie analizowanych zjawisk społecznych, „państwo
westfalskie” ma niezwykle silną wolę przetrwania. Proces jego ewentualnego
zanikania okazuje się dużo dłuższy niż wynikałoby to z oczekiwań twórców
założeń globalnego ładu post-westfalskiego. Stąd też pojawia się dzisiaj raczej
pojęcie ładu „późno-” niż „post-westfalskiego”. Ta siła przetrwania państw
wiąże się zarówno z postawami społecznymi – brakiem zgody obywateli na
rozwiązanie państwa, niemalejącą rolą wspólnoty politycznej w realizacji ładu
społecznego i interesów gospodarczych, trwałością demokracji opartej o równość
i prawa obywatelskie jako metody podejmowania decyzji politycznych (a
demokracje są, jak dotychczas, tylko państwowe i nie ma – jak się wydaje –
realnej możliwości stworzenia tradycyjnie funkcjonującej demokracji ponadnarodowej),
jak też siłą administracji państwowej jako systemu zapewniającego właściwy
porządek proceduralny w chaotycznym świecie ciągłych zmian.
Jednocześnie problem państwa
powrócił – paradoksalnie – poprzez uświadomienie sobie konsekwencji jego
upadku. Państwa upadłe, będące wylęgarnią ekstremizmów, terroryzmu czy też
stanowiące zaplecze produkcyjne dla gangów narkotykowych, stały się
rozsadnikiem nowych niebezpieczeństw na skalę globalną. Okazało się bowiem bardzo wyraźnie, że mapa podziału świata, na
której wszystkie lądy przynależą do jakiejś władzy państwowej, jest mapą
pozorną. Władza rządów niekiedy nie sięga poza ich siedziby, a ich zdolność do
kontrolowania terytorium w ramach powierzonych im granic jest bardzo
ograniczona lub żadna. Stąd też współczesna geopolityka uwzględniać musi
istnienie terytoriów pozapaństwowych lub bez-rządnych, których opanowanie jest
jednym z warunków bezpieczeństwa międzynarodowego. Jeszcze innym zjawiskiem
przywracającym państwo na główną scenę globalną była koncepcja „państw zbójeckich”,
stanowiąca do pewnego stopnia zabieg qui pro quo. W miejsce
niepaństwowego przeciwnika o nieokreślonym charakterze, rzec można,
ontologicznym (siatka terrorystyczna), wprowadzony został tradycyjny wróg –
państwo będące jego emanacją. Dlatego też wojna z terroryzmem, charakteryzująca
drugi początek XXI wieku, prowadzona jest równolegle w formie ponowoczesnej –
tępienie terrorystów – jak i w formie tradycyjnej wojny terytorialnej z
określonym przeciwnikiem.
Ostatnim wreszcie ważnym elementem
przywracającym wagę państwu stał się kryzys gospodarczy, który załamał globalne
stosunki finansowe, podważył stabilność narzędzi globalnego zarządzania i
ponownie skupił uwagę wszystkich na polityce państwa i działaniach rządów jako
remedium na porażkę pewnego modelu rozwoju, a następnie na selektywnej
integracji zasobów wąskiej grupy aktorów politycznych.
Wszystkie te elementy spowodowały,
że we współczesnym świecie – w ramach paradygmatu neogeopolitycznego – coraz
wyraźniej uwidocznił się problem „rządności”
jako podstawowej cechy państwa, to znaczy jego zdolności do trwania i osiągania
celów politycznych i jej wpływu na stan globalnych stosunków międzynarodowych,
która – jak się wydaje – może być dzisiaj rozumiana jako cecha stopniowalna,
czyli w rożnym stopniu przynależna różnym formalnym aktorom stosunków
międzynarodowych.
Podstawowym wyznacznikiem
podmiotowości wychodzącej z koncepcji rządności, który decyduje o jej stopniowalności,
jest zdolność do osiągania samodzielnych celów politycznych. Wyznacznik ten składa się z dwóch
zmiennych – sprawności państwa oraz jego niepodległości.
Sprawność państwa jest funkcją jego
wewnętrznej organizacji, jakości strukturalnej administracji publicznej,
klarownego podziału władzy i odpowiedzialności, jakości zarządzania zasobami
ludzkimi, kultury proceduralnej oraz możliwości
dysponowania zasobami własnościowymi i środkami publicznymi. Dlatego też
ważne jest, by problem podmiotowości państwa w relacjach międzynarodowych nie
był jedynie przedmiotem namysłu osób zajmujących się bezpośrednio stosunkami
międzynarodowymi i polityką zagraniczną, ale w jednakowym stopniu wszystkich
członków korpusu administracji publicznej.
Niepodległość w omawianym tu
kontekście rozumiana jest jako zdolność wspólnoty politycznej do sformułowania
swojej racji stanu przez przywództwo polityczne oraz skatalogowania interesów
narodowych w ramach otwartej debaty publicznej.
Stąd też w paradygmacie
neogeopolitycznym ważna jest jakość państwa i wspólnoty politycznej w obu tych
wymiarach niepodległości – w wymiarze racji stanu oraz w wymiarze interesów
narodowych.
Z naukowego, ale i z praktycznego
punktu widzenia istotne jest, by te dwie perspektywy rozróżnić. Koncepcja
polityki opartej na interesach narodowych to do pewnego stopnia dopełnienie
polityki racji stanu, jeżeli rozumiemy ją jako liberalną formułę
reprezentowania celów wspólnoty politycznej – najpierw dyskutujemy interesy
wewnętrznie, na demokratycznej agorze, potem je prezentujemy na zewnątrz, jako
wspólne stanowisko i uzgadniamy je w podobnym, tyle że międzypaństwowym
procesie przetargu interesów. Rzeczywistość nie jest jednak taka bezwarunkowa.
Naturalną i pożądaną powinna być bowiem skłonność osób odpowiedzialnych za rząd
ku prowadzeniu polityki w oparciu o normę racji stanu jako warunek konieczny
polityki, która jest „dorozumiana”, a nie debatowana, jako że u jej podstaw
stoi zagwarantowanie fundamentalnej funkcji państwa, jaką jest jego istnienie.
Jakość polityki opartej na racji stanu jest zatem zależna od jakości
przywództwa politycznego, jego zdolności intelektualnych, patriotyzmu,
umiejętności analizy sytuacji międzynarodowej, wiedzy oraz pamięci historycznej.
Polityka interesów narodowych zależy
natomiast od jakości dyskusji wewnętrznej, typu aren, wewnętrznego przetargu
interesów, procesu wypracowania konsensu politycznego. Do tego potrzebne jest
spełnienie szeregu warunków wstępnych. Część z nich dotyczy kultury politycznej
– jak choćby zgoda co do fundamentalnej równości poglądów uczestników debaty,
otwartość rynku opinii, tolerancja czy też brak odruchu stadnego u
intelektualistów. Istotnym elementem jest także jakość mediów – na przykład
tabloidyzacja skłania do wątpliwości, czy są właściwe fora do tego, żeby ten
proces deliberacji wewnętrznej, w wyniku którego zostanie wypracowany – zgodnie
z prezentowanym założeniem – interes
narodowy, był wypracowywany w procesie o wysokiej jakości. Część
natomiast to „warunki strukturalne” samego procesu przetargu interesów. Warunki
te wyrastają z generalnych zasad działania układu opartego na przetargu interesów,
niezależnie od tego, czego dotyczy ich przedmiot. Należą do nich następujące
kwestie: po pierwsze, musi to być współpraca dobrowolna, co oznacza, że do
uczestnictwa w niej nikt nie jest zmuszany ani koniecznością ekonomiczną, ani
groźbą wykluczenia czy też innymi represjami i żaden z tych czynników nie jest
również wykorzystywany dla uzyskania porozumienia. Po drugie, wszystkie strony
układu są wyposażone w stosunkowo bogaty zestaw informacji i wiedzy na temat
zachowań i preferencji każdej ze stron. Po trzecie, koszty transakcyjne
porozumień są stosunkowo niskie. Po czwarte, jest to system
zinstytucjonalizowanego przetargu interesów, czyli posiada swoje instrumentarium prawno-organizacyjne, pozwalające
także na zewnętrzną (sądową) weryfikację jego ustaleń i procedur. Po piąte, system ten opiera się na
fundamencie równości praw i proporcjonalności obowiązków wynikających z
rezultatów owego przetargu.
Ponieważ współczesny kontekst
międzypaństwowy nie jest tak przejrzysty i nie do końca spełnia warunki
założone dla otwartego i równego systemu przetargu interesów, model
neogeopolityczny podkreśla tendencję do przejścia w działaniach państw do
dyrektywy racji stanu.
Jest to w pewnym stopniu konieczny ruch polityków, rodzaj „ucieczki do przodu”
ze strony osób, które kierują się odpowiedzialnością, czy też raczej mają w
ręku złożoną odpowiedzialność za politykę państwa. Racja stanu jest, w tym kontekście,
pojęciem pozytywnym, bo odwołuje się do wartości, jaką jest trwanie wspólnoty
państwowej i jej podmiotowość. Proces wewnętrznej i zewnętrznej agregacji
interesów może natomiast podlegać deformacjom.
Jak się zatem wydaje, w przypadku
debaty o jakości państwa w kontekście polityki zagranicznej szczególnie istotne
są trzy wspomniane wymiary: zdolność do formułowania polityki, zdolność do
egzekwowania polityki oraz zdolność do zabezpieczenia polityki.
Zdolność do formułowania polityki zależy od wykształcenia w państwie
instrumentów pozyskiwania wiedzy, informacji i analizy sytuacji. Nie chodzi w
tym przypadku wyłącznie o tzw. think-tanki, ile raczej o państwowe
ośrodki pozyskiwania i przetwarzania danych na sposób politycznie użyteczny.
Kluczem do sukcesu we współczesnych przekrojowych negocjacjach, jakie toczą się
choćby na forum Unii Europejskiej, jest perfekcyjna znajomość swoich własnych
zasobów (od powierzchni i typów lasów, upraw i hodowli, po rodzaje dróg o
określonej nośności) oraz zdolność do szybkiej oceny skutków nowych regulacji
dla tych zasobów.
Zdolność do egzekwowania polityki jest funkcją „sprężystości
państwa”, czyli pracy aparatu administracyjnego oraz tempa przetwarzania
impulsów politycznych w działania struktur.
Zdolność do zabezpieczenia polityki to z jednej strony kwestia szeroko
rozumianego, wielowymiarowego bezpieczeństwa, jak i gwarancji bezpiecznej
wewnętrznej komunikacji decyzyjnej w państwie, ochrony jego tajemnic, lojalności
służb i urzędników publicznych.
Wszystkie one ulegają obecnie, w
wymiarze praktycznym, istotnemu przeobrażeniu.
Po pierwsze, należy zwrócić uwagę na
to, że trwałą konsekwencją procesu integracji europejskiej jest zatarcie podziału
na klasycznie rozumiane funkcje zewnętrzne i wewnętrzne państwa oraz zatarcie
podziału na otoczenie i rdzeń państwowego systemu politycznego. Powoduje to
konieczność zmiany instytucji i procedur zarządzania polityką zewnętrzną, która
zaczyna w znacznej mierze mieć charakter wielosektorowy, a nie wyłącznie oparty
na tradycyjnych wzorcach dyplomacji.
Drugim ważnym elementem wewnętrznego
kontekstu jest kwestia zgody politycznej wokół celów polityki zagranicznej, a
raczej zgody, co do tego, że nie jest ona wykorzystywana instrumentalnie w
walce między partiami lub wykorzystywana dla populistycznej manipulacji opinią
publiczną. Jak można to było stwierdzić, w latach 2006-2007, zasada ta uległa w
Polsce unicestwieniu, a polityka zagraniczna stała się obiektem medialnej
manipulacji ze strony środowisk niechętnych rządowi, co w efekcie odbiło się
negatywnie na zdolności do budowy polskiego potencjału
i naszych zdolnościach negocjacyjnych.
Trzecim istotnym czynnikiem
wewnętrznym jest kwestia ustrojowa, a mianowicie współodpowiedzialność za prowadzenie
polityki zagranicznej dwóch podmiotów władzy wykonawczej – Prezydenta RP jako
głowy państwa polskiego, jego najwyższego przedstawiciela oraz strażnika suwerenności
i racji stanu oraz rządu, który na bieżąco wykonuje tę politykę i posiada
aparat dyplomatyczno-administracyjny do jej realizacji.
Czwarty problem wewnętrzny związany
jest z jawnością, czy też mówiąc ogólnie, uspołecznieniem polityki zagranicznej.
Jest to oczywiście dylemat, do jakiego stopnia polityka ta powinna być poufna i
opierać się na dorozumianej racji stanu, a do jakiego stopnia ma być ona
przedmiotem debaty publicznej, której celem winno być określenie (agregacja)
interesu narodowego. Każda ze skrajności jest tu szkodliwa. Polityka
zagraniczna nie może być ani całkowicie zakryta przed oglądem społecznym, ani
też nie może – jak inne działania władzy publicznej – podążać wyłącznie za
namiętnościami demokratycznej woli opinii publicznej.
Jednocześnie musimy pamiętać, że w
warunkach zintegrowanego systemu europejskiego mamy do czynienia z pojawieniem
się nowych kontekstów, które oddziałują na wagę polityczną każdego z krajów.
Trzy są z nich najistotniejsze. Po
pierwsze, kwestia internalizacji polityki zewnętrznej. Po drugiej, kwestia
eksternalizacji polityk sektorowych. Po trzecie, wspomniana już polityzacja
kontekstu kulturowego.
Element pierwszy wynika z systemu
zarządzania politykami wspólnotowymi, który przynosi nowe rozwiązania w
sposobie organizacji polityki państw członkowskich, wynikające z faktu, iż w
jego ramach „zamazują się tradycyjne linie podziałów na politykę wewnętrzną i
zagraniczną”.
W efekcie następują wyraźne modyfikacje wewnętrznego podziału kompetencji i
odpowiedzialności w ramach administracji publicznej, gdyż klasycznie rozumiana
domena polityki zagranicznej zostaje, w wyniku procesu integracji europejskiej,
„rozdystrybuowana” pomiędzy szereg liniowych ministerstw odpowiedzialnych za
poszczególne sektory polityki wspólnotowej, tworząc tym samym wewnętrzną „sieć
odpowiedzialności” za pozycję państwa w układzie krajów członkowskich. Oznacza
to oczywiście, że słabnie pozycja ministrów spraw zagranicznych, którzy
tradycyjnie posiadali monopol na
reprezentowanie suwerennych państw w ich wzajemnych relacjach, a rośnie
znaczenie właściwej wewnętrznej koordynacji w administracji, która musi być
zdolna do spójnego funkcjonowania w ramach powstających różnorodnych aren
(pasm) prowadzenia działań politycznych.
Dlatego nie można
doprowadzać do utożsamienia w
strukturze zarządzania państwem kwestii związanych z koordynacją polityki
europejskiej z tradycyjnie rozumianą odpowiedzialnością za sprawy zagraniczne. Jest pokusą każdego ministra spraw
zagranicznych, aby zapanować nad kwestiami polityki europejskiej w ramach
rządu, niemniej jest to działanie zarówno z natury swej nieskuteczne, jak i
szkodliwe z racji próby sprowadzenia dwóch różnych metod zarządzania
(dyplomacja kontra zarządzanie wielopasmowe) do jednego hybrydalnego wzorca.
Rządzący muszą się pogodzić ze
specyficzną naturą prowadzenia polityki europejskiej w państwie – ze zjawiskami
europeizacji i internalizacji zewnętrznych reguł politycznych, penetracji
wewnętrznego środowiska działania państwa przez porządki ponadnarodowe w
zintegrowanym paśmie politycznym oraz do włączenia administracji sektorowych do
przetargu interesów w paśmie polityki międzyrządowej. Dlatego rządowy ośrodek
koordynacyjny polityki europejskiej w państwie powinien być albo samodzielny,
kierowany przez osobę co najmniej w randze pełnego konstytucyjnego ministra
(jeśli nie „stałego wicepremiera”), albo być
bezpośrednio podporządkowany premierowi, w ramach jego Kancelarii jako
tzw. Sekretariat Europejski z silnym politycznie kierownictwem, wspartym autorytetem
Prezesa Rady Ministrów. Z racji dualizmu polskiej władzy wykonawczej, podobnie
politycznie umocowany powinien być Sekretariat Europejski w Kancelarii
Prezydenta RP, co gwarantowałoby stały obieg informacji i koordynację stanowisk
pomiędzy oboma ośrodkami. Minister właściwy do spraw zagranicznych powinien
natomiast być odpowiedzialny – zgodnie ze swoją kompetencją – za coraz bardziej
rozbudowujący się i usamodzielniający się obszar działań zewnętrznych Unii oraz
relacje dyplomatyczne w ramach Unii.
Kwestia ta związana jest wprost z
drugim ważnym wyznacznikiem ewolucji polityki europejskiej dla wagi poszczególnych
państw, jakim jest – wynikające z globalnych strategii pozycjonowania Unii
Europejskiej – zjawisko eksternalizacji polityk wspólnotowych. Zjawisko to
polega na stopniowym „przelewaniu się” oddziaływania porządku europejskiego
zarówno na bezpośrednie otoczenie Unii, jak i na wybrane geograficznie lub
przedmiotowo kwestie polityki globalnej. Ten pierwszy proces wspomagany jest
przez tworzenie zacieśniających się partnerstw w ramach Europejskiej Polityki
Sąsiedztwa, działania Europejskiego Obszaru Gospodarczego czy wreszcie
strategii buforowania drogi do członkostwa w Unii poprzez oferowanie wybranym
państwom innych form współdziałania z Unią, wychodzących poza trójelementowy
schemat: państwo trzecie – państwo stowarzyszone – państwo członkowskie. Jest
to przykład wspomnianej metody elastycznej zastępowalności, zastosowany do
relacji Unii z bezpośrednim otoczeniem, czego przykładem może być choćby
propozycja Unii dla Śródziemnomorza. Jednocześnie Unia Europejska rozbudowuje
system umów o partnerstwie i współpracy z kluczowymi partnerami o bardzo różnym
statusie, jeśli chodzi o perspektywę członkostwa lub próbuje poprzez umowy o
stabilizacji i współpracy przenosić do krajów trzecich (przygotowujących się do
akcesji) standardy i wymogi wspólnotowe na długo, zanim staną się one
uczestnikami polityki wspólnotowej. Ta metoda porządkowania otoczenia Unii, z
jednej strony, może być efektywna, gdyż pozwala na wprowadzenie reguł wspólnotowych
(przy niewielkich kosztach, których część przerzuca się na kraj kandydujący)
bez konieczności dzielenia się zasobami, co byłoby naturalną konsekwencją
„wejścia do środka” systemu. Z drugiej strony, taka eksternalizacja reguł,
jeżeli nie jest dobrze przemyślana, a jej kształt jest wynikiem wewnętrznej gry
interesów
w ramach europejskiej biurokracji lub pomiędzy krajami członkowskimi, może
przynieść efekt szkodliwy, to znaczy przenoszone mogą być nie tyle reguły
istotne (wspomagające realne zbliżenie do wymogów członkostwa i będące
odpowiedzią na rzeczywiste wyzwania integracyjne danego państwa), co reguły
partykularne, które nie mają znaczenia a absorbują. Zjawisko eksternalizacji
polityk wspólnotowych powoduje, że polityka zagraniczna państwa członkowskiego
nie jest już realizowana wyłącznie metodami dyplomatycznymi o charakterze
bilateralnym. Należy być zdolnym do wprzęgania w nią mechanizmów wspólnotowych,
po to, by pakiet naszych interesów skierowanych do konkretnego państwa
sąsiedzkiego zawierał komponent dwustronny i komponent unijny, oba realizowane
przez polskich ekspertów, dyplomatów, biznesmenów czy naukowców, tylko pod
różnymi szyldami, lecz w sposób zharmonizowany. Tak czyni większość aktywnych
państw członkowskich Unii Europejskiej wobec obszarów swojego szczególnego
zainteresowania.
Na koniec warto wspomnieć o trzecim
czynniku wpływającym na względną wagę państwa w polityce wspólnotowej, a
mianowicie na kwestię wyłaniającego się pasma spolityzowanego, w ramach którego
toczyć się będą spory o charakterze ideologicznym i aksjologicznym, skutkujące
próbami politycznego definiowania europejskiej tożsamości. Z punktu widzenia
strategii polskiej polityki jest to – być może – najważniejsze z wyzwań, jako
że polska waga jest sprzęgnięta z naszą rolą cywilizacyjną w Europie. Jeżeli dynamika
pasma spolityzowanego będzie podążała w kierunku definiowania wartości
europejskich w duchu odmiennym od polskiej tożsamości, a nadto przełoży się to
na polityczne decyzje, to szanse na wzmocnienie naszej pozycji będą znikome.
Nie chodzi tu o kwestie czysto aksjologiczno-patriotyczne – nie wszyscy muszą
zgadzać się z naszym systemem wartości (bo i w samej Polsce mamy różne w tej
sprawie opinie) ani uznawać naszą wizję historii, ale nie można zgodzić się, by
były one skazywane na margines, rugowane czy uznawane za sprzeczne z ideą
europejską. Polska polityka musi zabiegać o obecność bliskich nam pojęć w
debacie wspólnotowej. Odnosi się to do bardzo konkretnych zagadnień, takich jak
ochrona życia jako kluczowa kwestia demograficznego problemu Europy, prawo
obecności religii w przestrzeni publicznej, opis korzeni cywilizacyjnych
Starego Kontynentu zawierających aksjologię chrześcijańską, czy wreszcie wizja
historii – także najnowszej – która nie byłaby przykrawana do partykularnych
potrzeb bieżącej polityki, jaka wypacza na przykład perspektywę partnerstwa z
Ukrainą w kontekście partnerstwa z Rosją. Jeśli Polska nie będzie aktywnie
uczestniczyć w formowaniu się politycznego pasma w Unii Europejskiej (na
przykład przez większą aktywność naszych eurodeputowanych), to nie tylko
kształt tego pasma może być nieoptymalny, ale utracimy ważne dla nas zasoby
polityczne sytuujące nas w wewnętrznej stratyfikacji unijnej.
Na koniec warto podkreślić, że
państwo w procesie integracji europejskiej ulega istotnej przemianie. Staje się
jednym z szeregu, dominującym, ale nie jedynym źródłem władzy, przestaje być
monopolistą w procedurze decyzyjnej, a aktorzy dotychczas określani jako
zewnętrzni, zaczynają być określani jako równoważni, co oznacza, że dla
niektórych podmiotów w państwie (przedsiębiorstw, władz regionalnych) struktury
ponadpaństwowe lub równoległe z innych państw stanowią równoważny punkt
odniesienia zarówno w kwestiach współpracy, jak i procesu decyzyjnego.
Oznacza to potrzebę głębokiej
reformy struktur państwa, tak by utrzymać jego efektywność w warunkach
współzarządzania sprawami publicznymi, zachować spójność społeczną i zapewnić
operacyjną kontrolę władz centralnych nad wydarzeniami dziejącymi się na
terytorium państwa.
Przestaje ono stanowić wyłączną
arenę działań politycznych, a władze publiczne na terytorium państwa nie posiadają
ani całkowitej kontroli nad procesami społeczno-gospodarczymi zachodzącymi na
jego terenie, ani monopolu proceduralnego w procesie decyzyjnym, a
przynależność narodowa i państwowa nie stanowi wyłącznego punktu odniesienia
dla ponadlokalnej tożsamości większości obywateli.
To właśnie umiejętność zbudowania
powiązań proceduralnych
(czyli uzgodnienia i realizacji priorytetów politycznych, społecznych i
gospodarczych) pomiędzy różnymi ośrodkami decyzyjnymi jest istotą sukcesu w
Unii Europejskiej. Brak takich zdolności prowadzi do możliwości utraty kontroli
nad zjawiskami politycznymi zachodzącymi w państwie (utrata rządności) a to
zaś, w przypadku konfliktu między ogniwami sieci – do wybuchu kryzysu.
W przypadku współczesnej Polski
tworzenie owych powiązań proceduralnych odbywać się musi w wielokrotnie
złożonym systemie wielopasmowych relacji pomiędzy grupami podmiotów o odmiennej
charakterystyce, z których każda jest dodatkowo wewnętrznie zróżnicowana.
Patrząc z takiego punktu widzenia,
należy przede wszystkim zwrócić uwagę na cztery ważne znamiona władzy
wykonawczej rozpatrywanej z perspektywy funkcjonowania polityki zagranicznej.
Są nimi: dualizm egzekutywy, trójdziałowość administracyjna, wielopodmiotowość
strukturalna oraz brak silnych instrumentów koordynacji.
Dualizm egzekutywy odnosi się, rzecz
jasna, do konstrukcji polskiego systemu politycznego, w którym mamy do
czynienia z koniecznością współdziałania w ramach realizacji polityki
zagranicznej dwóch ośrodków: rządowego i prezydenckiego. Współdziałanie to jest
oczywiście szczególnie narażone na trudności w sytuacji tzw. kohabitacji, kiedy
mamy do czynienia z różnymi obozami politycznymi kierującymi tymi dwoma
ośrodkami. Dlatego też istotne jest, aby po pierwsze polityka zagraniczna nie
była włączana do partyjnej rywalizacji na równi z innymi politykami państwa, a
po drugie, aby oba ośrodki wypracowały proceduralne i organizacyjne kanały
współdziałania i „budowy środków wzajemnego zaufania”. Może temu służyć
instytucja Rady Bezpieczeństwa Państwa czy choćby proste posiadanie przez obie
Kancelarie „lustrzanych komórek” odpowiedzialnych za wzajemne kontakty w sprawach
zagranicznych, których pracownicy mieliby do siebie zaufanie.
Trójdziałowość administracyjna
odnosi się z kolei do wewnętrznego skomplikowania prowadzenia polityki zagranicznej
w ramach administracji rządowej. Polityka ta, zwłaszcza po wstąpieniu do Unii
Europejskiej, przenika bowiem w poprzek wszystkie w zasadzie działy
administracji, a w bezpośrednim i klasycznym sensie powinna łączyć przynajmniej
trzy z nich: politykę zagraniczną, politykę europejską oraz politykę
bezpieczeństwa i obrony. Powoduje to konieczność takiej jej organizacji, aby
struktury odpowiedzialne za te działy miały ze sobą stały i bezpośredni
operacyjny kontakt. Jest to także podstawa do wielu prób strukturalnego
powiązania tych działów w formie super-ministerstwa spraw zagranicznych
(dwudziałowego) lub wzmocnienia roli premiera, nadzorującego operacyjnie,
poprzez specjalne komórki organizacyjne, wszystkie te działy.
Na powyższe nakłada się problem
wielopodmiotowości strukturalnej, która była już wspomniana. Politykę zagraniczną
w praktyce realizuje większość ministerstw, do czego należy dodać służby
specjalne, a dziś także samorządy terytorialne (zwłaszcza regionalne) oraz
polskich eurodeputowanych. Każdy z tych rodzajów podmiotów ma zupełnie inną
logikę organizacyjną i pragmatykę działania, i brak jest funkcjonalnych podstaw
do połączenia ich działań.
Stąd ostatnia ważna cecha, jaką jest
brak narzędzi koordynacyjnych polskiej polityki zagranicznej. Rząd ma do
dyspozycji jedynie kilka słabych instrumentów jak Komitet Europejski RM (koordynacja
pozioma w ramach rządu na szczeblu wiceministrów), Komisja Wspólna Rządu i
Samorządu Terytorialnego (która bardzo rzadko zajmuje się sprawami
europejskimi, a zagranicznymi w zasadzie wcale) czy Komitety Sterujące przy
funduszach strukturalnych. Nie ma wypracowanych procedur współdziałania z
eurodeputowanymi ani innych elementów wykonawczej koordynacji polskiej
aktywności na forum międzynarodowym. Rolę tę wypełnia
jedynie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w ramach swoich kompetencji.
Powyższe
tezy miały wskazać istotne znaczenie debaty o wewnętrznych zdolnościach państwa
do skutecznego formułowania celów politycznych w trzech wymiarach – wiedzy i
analizy, rządności oraz bezpieczeństwa. Wszystkie one wymagają obecnie w Polsce
naprawy, uzupełnienia lub przemyślenia. Warto podjąć to wyzwanie.
Tekst z książki Rzeczpospolita na arenie międzynarodowej. Idee
i praktyczne dylematy polityki zagranicznej (Kraków-Warszawa 2010), pracy
zbiorowej pod redakcją Jacka Kloczkowskiego i Tomasza Żukowskiego, zawierającej
artykuły rozwijające tezy wystąpień z cyklu konferencji eksperckich,
organizowanych przez Ośrodek Myśli Politycznej dla Kancelarii Prezydenta RP w
latach 2008-2009.