Co nam po wartościach?
Nic - odpowie przeciwnik wartości. I zapewne posłuży się którymś
ze znanych argumentów. Na przykład tym,
który głosi, że ludzie w swym postępowaniu kierują się wszystkim:
żądzą władzy, próżnością, strachem, chęcią zapewnienia sobie i swym
bliskim środków do życia i wygód, ambicją, interesem własnym racją
stanu, słowem: wszystkim, tylko nie wartościami. Tych bowiem nie
znają. W swej rzeczywistej działalności człowiek po prostu nie uwzględnia
wartości, nawet nie zastanawia się, czy one istnieją czy nie, czy
mogą mu być dane czy nie. Niezależnie od tego, co sądzą filozofowie,
perspektywa aksjologiczna jest zwykłemu człowiekowi obca, bo do
niczego nie przydatna.
Ten potoczny pogląd znajduje potwierdzenie i dodatkowe racje
w poczynaniach tych, którzy się na wartości powołują. Czyż nie jest
tak, że wywodzący z wartości zasady swego postępowania dochodzą
do diametralnie przeciwstawnych wniosków praktycznych? I dotyczy
to zarówno poszczególnych ludzi, jak i całych zbiorowości ludzkich.
Jedni w imię godności człowieka domagają się, na przykład, swobody
nieskrępowanej wypowiedzi, kultywowania tego wszystkiego, co pozwala
zdobyć się na niezależność sądu i przeciwstawienie się - w razie
potrzeby - otoczeniu społecznemu. Inni natomiast w imię tej samej
godności człowieka apelują o umacnianie więzów łączących człowieka
z całym otoczeniem, od rodziny poczynając a na wspólnocie etnicznej
kończąc. I dopóki spór toczy się w średniej strefie stanów emocjonalnych,
możliwe wydaje się pogodzenie tych stanowisk. Kiedy jednak związki
ze społeczną wspólnotą interpretuje się, na przykład, w duchu tak
zwanych wartości azjatyckich, widać, że powoływanie się na wartości
na nic się nie zdaje i do głosu dochodzą rzeczywiste motywy ludzkiego postępowania,
takie jak chęć utrzymania zdobytej władzy politycznej.
Obeznany z dziejami myśli ludzkiej przeciwnik wartości może
użyć jeszcze innego argumentu. Może powiedzieć, że "wartości"
są stosunkowo świeżym wynalazkiem wąskich elit intelektualnych.
"Wynalazek" ten przyjął się tylko w ograniczonej mierze
na terenie samej filozofii. Znajduje natomiast szerokie zastosowanie
w sporach politycznych i ideologicznych, pełniąc w nich rolę szczególnie
uroczystej façon de parler.
Posługując się językiem wartości, dajemy do zrozumienia, że dyskusja,
spór, polemika czy też otwarty konflikt zbliża się do granic naszej
ustępliwości. Ostrzegamy w ten sposób naszego przeciwnika: nie igraj,
nie przeciągaj struny, nie chciej za wiele, bo za chwilę usłyszysz
nasz stanowczy sprzeciw bądź wezwanie do walki. "Wartości"
są więc tylko szczególnie silnym środkiem perswazyjnym, którego
obecne czasy nieco nadużywają.
Zdecydowany obrońca i zwolennik wartości odrzuci to wszystko
i będzie twierdził, że świat bez wartości staje się światem ułomnym,
niepełnym, zubożałym. Bez odniesienia do wartości nie jest już możliwy
jednostkowy rozwój. Proces kształtowania ludzkiej osobowości jest
procesem, w którym wartości interweniują i oddziaływują na wiele
sposobów. Mowa o tym w części pierwszej tej książki, zwłaszcza w
artykułach "Perfekcjonizm Bertranda Russella" i "Krytyka
wzoru osobowości twórczej".
Niepowodzenie wielu, także współcześnie podejmowanych, prób
wydobycia z porządku indywidualnych preferencji podstaw porządku
społecznego i politycznego dowodzi, że i tu: w dziedzinie ludzkiego
współżycia, bez przywołania wartości obejść się nie można. Tezę
tę przedstawiają między innymi artykuły zawarte w części drugiej,
zwłaszcza artykuł "Do czego potrzebny nam jest porządek polityczny".
Dyskusje, jakie toczą się na terenie etyki gospodarczej w
ciągu ostatnich dwóch dekad pokazują, że i ład gospodarczy domaga
się pewnego minimalnego aksjologicznego ugruntowania. Traktują o
tym artykuły umieszczona w części trzeciej.
Zdecydowany obrońca i zwolennik wartości może - poza argumentami
podobnymi do wyżej wskazanych - odwoływać się do racji historycznych.
Może powiedzieć: wiek XX pokazał dowodnie, że świat obrany z wartości
staje się właściwie światem nieludzkim, "nieludzką ziemią",
która rodzi przerażające owoce. Sami zaś ludzie stają się w takim
świecie "stworzeniami zwyrodniałymi", "animaux
dénaturés", o ile nie potrafią znaleźć oparcia w wartościach,
które z tym światem stoją w sprzeczności. Literatura polska dostarczyła
niejednego przejmującego świadectwa siły moralnej, jaką daje takie
oparcie i bezbronności, która pojawia się, gdy tego oparcia zabraknie.
Znajdujemy w niej bowiem Rozmowy z katem Kazimierza Moczarskiego
i Wspomnienia wojenne
Karoliny Lanckorońskiej, ale też Kamienny
świat Tadeusza Borowskiego.
Umiarkowany zwolennik i obrońca wartości broniąc wartości,
wskaże jednak na pewien paradoks. Z jednej strony niewątpliwa jest
waga wartości w życiu jednostek i całych społeczności. Nie ma więc
racji, kto twierdzi: nic nam po wartościach. Bez nich sami stajemy
się niczym. Z drugiej jednak strony nasze związki ze światem wartości
są skomplikowane, a ich opis, na jaki zdobyła się dotychczasowa
refleksja filozoficzna, daleki jest od jasności i zupełności. Choć
tak ważne, wartości są nam mało znane, a to, co o nich wiemy, pełne
jest luk. Rzecz znamienna: jeden z najwybitniejszych eksploratorów
świata wartości - Roman Ingarden - sprawozdanie, w którym podsumowuje
wyniki wieloletnich badań, opatruje tytułem Czego nie wiemy o wartościach. Ten sam badacz zwraca uwagę na jeszcze
jeden charakterystyczny rys relacji łączących człowieka ze światem
wartości: na to, że ów świat zasadniczo przerasta siły i możliwości
ludzkie i to tak, że nawet najwybitniejsi z ludzi uzyskują bardzo
cząstkowy wgląd w ten świat, a ich udział w nim przez swą fragmentaryczność
i swoistą dysproporcjonalność daje im obok poczucia satysfakcji
z dokonanego dzieła także poczucie niedosytu i bezsiły.
Choć prace zamieszczone w tej książce powstały w różnych
czasach i miejscach, łączy je podstawowa intencja: chciałbym dostarczyć
możliwie dużo dobrych argumentów zdecydowanemu obrońcy i zwolennikowi
wartości, i możliwie dokładnie rozważyć i zrozumieć racje umiarkowanego
obrońcy i zwolennika wartości.
Kraków, lipiec 2001 Czesław Porębski
|