Słowo idea ma w filozofii inne znaczenie jak w życiu potocznym. Nadużyto
tego wyrazu w językach zachodnich do tego stopnia, że idea znaczy
po francusku i po angielsku tyle, co pojęcie, a nawet wyobrażenie.
W polskim języku nie przyszło do tego; w zwyczajnej jednak mowie
polskiej nazywamy ideą cel jakiś, do którego urzeczywistnienia dąży
całe społeczeństwo, albo jeden jego odłam.
W filozofii znaczy idea coś wcale innego. Ideą nie jest to pojęcie
jakieś, które my możemy w całości posiąść. Ideę swoją ma rzecz każda,
choćby najprostsza, a jest nią owe pojęcie, które
by miał duch znający całą istotę tej rzeczy i wszystkie jej możliwe
własności. Ideą rzeczy jest pojęcie o tej rzeczy ducha nieskończonego,
któryby całą jej przeszłość, przyszłość i teraźniejszość jednym
wejrzeniem ogarnął; idea to pojęcie wieczne, niezmienne, mogące
przebywać tylko w umyśle Bożym.
Skądże
byśmy przeto mogli o idei jakiejkolwiek rzeczy mówić, skoro
nasza wiedza jest koniecznie ograniczoną i niedokładną? Trudno poznać
choćby w przybliżeniu ideę jakiejś rzeczy martwej i powszedniej,
a o ileż trudniej mówić o idei rzeczy tak oderwanej a przy tym nieuchwytnej
jak prawo polityczne lub społeczne, odmienne ze wszystkim w różnych
miejscach i czasach, prawo, którego powstanie, którego kres i koniec
są nam zarówno nieznane! Przedmiot to, którego idea jest zaiste
trudniejszą do omówienia od niejednego innego wzniosłego już i niedostępnego
przedmiotu rozmyślań ludzkich. Trudniej jest może powiedzieć, czym
jest najgłębsza istota prawa, z której wszystkie jego objawy wynikają,
niźli nawet powiedzieć to, jaką jest idea moralności.
Mamy
jednak przystąpić do przełamania tej trudności, i szukać idei prawa
tą drogą, po której się dochodzi do wiadomości o jakiejkolwiek idei.
Oto chcąc wiedzieć, jaką jest idea istoty jakiejkolwiek żywej, szukamy
jej ideału. Idea a ideał to dwie rzeczy różne, odmienne. Ideał mieści
się w idei, ale treścią idei bywa dążenie do spełnienia ideału.
Przytoczę przykład daleki od pojęć prawniczych, aby wytłumaczyć:
czym idea, czym ideał. Ideałem dębu byłby dąb, któżby był
wyrósł wśród, najkorzystniejszych okoliczności i doszedł do pełnego
rozwoju. Taki dąb byłby najpiękniejszym. Zdolność podziwiania jest
zmysłem wskazującym, czy się rzecz. jaka bardziej lub mniej zbliża
do ideału; widok piękna mniej doskonałego daje nam wreszcie intuicję
piękna doskonałego, a sztuka natchniona tworzy
zmysłową podobiznę ideału, którego oko ludzkie nie widziało.
Natomiast idea drzewa mieści w sobie wszystkie zjawiska możliwe przy
powstaniu drzewa, zasadę rozwoju drzewa i nawet sposób, w który
drzewo się zachowa wobec rozmaitych, nie dających się przewidzieć
i zgoła przypadkowych zdarzeń, wśród okoliczności mniej lub więcej
korzystnych, wobec wiatru na przykład, lub posuchy, albo toporu
leśnika. Aby poznać ideę drzewa, trzeba znać ideał, którego urzeczywistnienie
umożliwia, do którego urzeczywistnienia dąży każda istota rodzaju
wyrażonego przez ideę. Podobnież chcąc znać ideę prawa, trzeba,
rozejrzawszy się po przeszłości i teraźniejszości i poznawszy powstanie
i rozwój prawa, zdać sobie sprawę z celów, do których osiągnięcia
stanowczo i koniecznie dąży.
Staje tedy przed nami u samego wstępu pytanie, na które odpowiedź
jest jak najtrudniejszą, pytanie, jakim sposobem powstało prawo?
Szukano na to niegdyś odpowiedzi jedynie w zamierzchłej przeszłości,
cofając się do wieków, o których historia żadnego prawie nie daje
świadectwa, i tworzono hipotezy nie uzasadnione niczym, a oparte
na domyśle albo nawet na marzeniu. Pierwszą, najdawniejszą może
hipotezą, była hipoteza teologiczna, której wymownym rzecznikiem
był w tym jeszcze stuleciu i poza obozem ściśle katolickim, sławny
niemiecki filozof Jan Bogumił Fichte.
Wedle tej hipotezy prawo każde, nawet społeczne i polityczne, zostało
ugruntowane przez bezpośrednie objawienie Bóstwa, a rodzaj ludzki
był na początku cnotliwym sługą prawa; dopiero
kiedy się to prawo później złamało, musiano je zastąpić niedoskonałym
surogatem, prawem pozytywnym, pisanym, przez ludzi ułożonym. Prawowierni
i ściśli zwolennicy teologicznej hipotezy twierdzili, że prawo pierwotne,
objawione, było rzeczą doskonałą, która się już nigdy wskrzesić
nie da, ze cały rozwój dziejów jest nieustannym chyleniem się do
zguby, że moralny upadek nie da się odwrócić mimo wydoskonalenia
środków materialnych, skoro pierwotna harmonia prawa nadanego przez
bóstwo raz zamąconą została przez swawolę ludzką. Wśród obozu teologicznego
istniało jednak opozycyjne - że tak się wyrażę - skrzydło do którego należał
właśnie Fichte. Ta opozycja twierdziła,
że pierwotne odstąpienie od objawionego prawa było grzechem szczęśliwym
- culpa felix,
że ludzkość może dzięki temu odstępstwu dążyć do wyższej doskonałości,
przechodząc przez dziejową dobę walki i zamętu, że kiedyś prawo
wolności zastąpi zakon niewoli, a rządy rozumne zajmą miejsce rządów
instynktu. Zdaniem Fichtego pierwotni szczęśliwi ludzie, którzy za wieku złotego
w raju żyli, byli wprawdzie szczęśliwymi i długowiecznymi, ale nie
ludźmi z pełna, byli podobni do mrówek w mrowisku, albo do pszczół
w ulu, i dlatego tylko nie mogli pobłądzić, ponieważ byli pozbawieni
myśli i woli własnej.
Złamanie pierwotnego prawa było zjawieniem się wolnej woli, najprzedniejszego
znamienia człowieka, było umożliwieniem myśli wybierającej swobodnie
środki do dopięcia swoich celów, było umożliwieniem powstania doskonałego
prawa mającego dopiero kiedyś powstać w przyszłości, prawa, którego
istotą będzie to, że każdy człowiek świadom dobrego, będzie się
rozumnie i swobodnie trzymał cnoty, nie- zmuszony do tego żadną
zewnętrzną koniecznością. W tej teologicznej hipotezie Fichtego
nie brakło złotego ziarna prawdy.
Inni filozofowie przeciwnie, wyobrażali sobie ludzkość pierwotną
jako gromadę zwierząt, pozbawionych wszelkiego poczucia cnoty, gnanych
przez bydlęcą namiętność, niezdolnych do szczęścia zarówno jak i
do nieszczęścia. Jan Jakub Rousseau, wielki
rzecznik tej hipotezy, opowiada dalej, że zwierzęta te zeszły się
w sposób nie dający się zgoła pojąć na wspólną naradę, i że tam
ustanowiły uchwałą nie tylko układ społeczny, ale nawet same prawidła
mowy. Prawo to musiało oczywiście być złem, dało pole dla wzrostu
przemocy i obłudy, a uniemożliwiło prawie cnotę; ludzkość doszła
jednak pod opieką tego nawet prawa do potężnego umysłowego rozwoju,
i winna przystąpić do nowego . układu społecznego,
dającego wszystkim prawa równe i umożliwiającego szczęście dla wszystkich.
Takie to dwa główne poglądy walczyły z sobą w wieku przeszłym i aż
do połowy bieżącego stulecia. Naszemu wiekowi przypadło w udziale
postawienie trzeciej hipotezy, przeczącej zarówno objawionemu prawu,
jak i umowie dobrowolnej, a twierdzącej, że prawo powstało dopiero
wśród dziejów, ale naturalnie i bez udziału świadomej celu woli
ludzkiej. Z natury ludzkiej, ale nie z ludzkiej narady wynikły państwo
i pierwsze prawo obyczajowe, a później dopiero działał rozum przy
układzie praw pisanych. Przeszły wiek twierdził
rad, że wszelkie prawo było dziełem rozumu; dzisiejszy wiek twierdzi
przeciwnie, że rozum poprzestawał zrazu na spisywaniu tego, co się
wpierw już prawem stało, a wielu mniema, że pobłądzono srodze, kiedy
zaczęto stanowić prawa pozytywne będące czym
innym, jak skodyfikowaniem tego, co było wpierw obyczajem, i że
od tej chwili, jak powstały prawa samowolne a przeto niedobre, zamieniły
się w odzież zbyt ciasną, koślawiącą postać ludzką.
Tak się zapatrywano niegdyś na powstanie prawa, tak się zapatruje
wielu dziś, szukając za przykładami powstawania pierwszych praw
jedynie w zamierzchłej przeszłości, a te wszystkie hipotezy rzucają
może tylko błędne światełka na drogę wiodącą do poznania idei prawa.
Ale chcąc sobie zdać sprawę że sposobu,
w który prawo najpierw powstaje, nie trzeba się uciekać do zamierzchłej
epoki, o której nigdy nic pewnego wiedzieć nie możemy; wystarczy
obejrzeć się po teraźniejszym świecie. I teraz zawiązują się nowe
społeczeństwa a w nich poczyna się prawo. W niedalekiej, w dobrze
znanej przeszłości możemy odczytać dzieje urodzin prawa, pośród
społeczeństw działających w okolicznościach naturalnych i bez uczonych
narad; widzimy jednak wszędzie, że nie same tylko ślepe instynkty
i dziejowe konieczności dały prawu początek. Wszędzie występuje
przy tym indywidualność ludzka i wpływ jej postanowień. Obok konieczności
ograniczenia wolności każdego człowieka ze względu na wolność innych
ludzi, występują wszędzie czyny i postanowienia wprawiające w ruch
historię.
Przypatrzmy się dla przykładu temu, jak prawo barbarzyńskie powstaje
pośród barbarzyńców? Człowiek potężny podbija innych ludzi i staje
się ich despotą. Herszt bandy zbójeckiej utrzymuje swoich towarzyszy
postrachem w karności, i za ich pomocą wtłacza swoje jarzmo na coraz
liczniejsze plemiona. Takie państwa powstają dotąd na czas niedługi
pośród ludów, którym cywilizacja europejska jest obcą; podobne państwa
powstają nawet czasem w Europie w łonie państw wielkich, regularnych,
z którymi walczą, a wtedy banda złoczyńców bywa państwem dla siebie,
miewa swoje osobne prawa i wyprowadza przed nasze oczy, jaki może
być prawa początek. Wódz despotyczny liczniejszej drużyny nie może
nią rządzić bez pomocy przepisów określających jej życie wewnętrzne
i jej sposób działania. Bez takich przepisów nie mógłby i najpotężniejszy
umysł rządzić liczną czeladzią, nie mówiąc już
.o plemieniu, albo o całym narodzie. Gromada wtedy tylko
pomnoży się i założy państwo, jeśli uzna u siebie prawa, zapewniające
w jej wnętrzu bezpieczeństwo jednostek i nadające jej wyższość nad
okolicznymi mieszkańcami.
Nazwijmy poczynającym się państwem bandę zbójów a pełnymi jej obywatelami
zbrojnych jej członków prawodawcą będzie wódz, który wysiłkiem świadomego
rozumu ustanowi prawa zapewniające podwładnym niezawodne korzyści,
przestrzegające ich o tym co ich na karę
narazić może, umożliwiające im osiągniecie tego co mienią być szczęściem.
Banda może się zamienić w wielkie państwo, a ludność może zapragnąć
wcale już innego a nie zbójeckiego szczęścia; wtedy prawa władnące
państwem winne się zmienić tak, aby znowu szczęście zapewniły obywatelom;
inaczej powstaną zrozpaczeni i rozerwą państwo, albo wymrą powoli,
albo rozejdą się na kraj świata.
Możemy znów oglądać inny sposób . powstawania
praw, tym razem pośród ludzi bardziej oświeconych, ilekroć koloniści
zajmą w Stanach Zjednoczonych nowe, dotąd puste terytorium. Gromady
emigrantów ustanawiają tu natychmiast prawa, którymi się rządzą,
zanim jeszcze osiedlą na dobre w nowej siedzibie, a prawo to z razu
niedokładne jeszcze, ale zawsze jasne bywa ustanowione na to, aby
ludzie, z najmniejszą szkodą dla siebie, mogli osiągnąć upragniony
przez siebie cel.
Prawo jest przeto przepisem normującym czynności
ludzkie tak, aby ludzie mogli być szczęśliwymi. Prawo bywa niesprawiedliwym,
bywa bezprawiem, jeśli dba tylko o szczęście niektórych, z krzywdą
większości obywateli jakiegoś społeczeństwa.
Idea prawa określa sposób, w który ludzie dążą do ustanowienia niezmiennych
norm zapewniających szczęście wszystkich ludzi. Możemy mówić o prawie
w przyrodzie - i to słusznie - bo jednostajność,
jaka istnieje w przyrodzie umożliwia nam także rozumne i cnotliwe
życie, będące podstawą szczęścia. Co więcej prawo w przyrodzie jest
pierwowzorem prawa ludzkiego, jest pierwszym prawem umożliwiającym
nam szczęśliwy rozwój naszej istoty. Wyobraźmy
sobie świat materialny i moralny nie rządzony żadnym prawem, wyobraźmy
sobie jakiś świat zaklęty i czarodziejski, w którym by się nie działo,
wedle prawa, w którym by się nic nie dało przewidzieć, w którym
by wszystko było kapryśną niespodzianką. Nawet sam czarodziej tym
światem władnący i mogący wszystko zmieniać wedle swego widzimisie,
byłby nieszczęśliwy, nie spełniałby bowiem
swojego, zadania, nie dążyłby bowiem do urzeczywistnienia ideału
nakreślonego przez ideę człowieka. Ideał człowieka cielesny istnieje
obok duchownego; rozwój ciała jest tylko warunkiem dla rozwoju ducha,
ciało winno być tylko sługą, ducha mającego poznawać prawa, i działać
zgodnie z prawem, nie ludzkim już, ale przyrodzonym. Najpiękniejszym,
najbliższym ideału ludzkiego wydaje nam się człowiek, gotów do całopalnej
ofiary z ciała i ze wszystkich zmysłowych korzyści, poniesionej
dla osiągnięcia moralnych, to jest duchowych celów. Panowanie prawa
jednostajnego w przyrodzie jest niezbędnym, aby owa wyższa połowa,
człowieka, aby owa jego: rozumna istota, mogła się rozwijać, mogła
działać i sądzić, poznawać trudności i zwalczać to
co przewidziała, własnemu ciału posłużyć i własne, ciało
poskromić. Bezprawie w przyrodzie zniweczyłoby możność moralnego
rozwoju, wszelką możność namysłu, rozumu i nauki. Każdy drobiazg
ujęty prawem w przyrodzie służy do rozwoju naszego rozumu i naszej
woli, a w tym rozwoju tkwi jedyna możność istotnego szczęścia.
Taki sam, nie inny cel, winno mieć prawo polityczne.
Człowiek poznaje istotę drugiego człowieka nie tylko za pomocą zmysłów
i przez rozumowanie, ale także bezpośrednio, intuicyjnie, w sposób
często trudny do zrozumienia dla uczonych i nieuczonych, których
uwaga bywa głównie zwróconą na rozpatrywanie wrażeń zmysłowych i
na rozumowanie oparte na tak zdobyłem doświadczeniu.
.Poznanie istoty duchowej przez drugiego człowieka, nie daje
się jednak wyprowadzić ani pośrednio ani bezpośrednio z doświadczenia
zmysłowego - ono ma początek że
tak rzekę nadzmysłowy. Wtedy tylko wolno oczekiwać powtórzenia się
zwykłych skutków jakiegoś zjawiska, wtedy tylko wolno wnioskować,
że nieznane okoliczności towarzyszą poznanej przez nas, kiedy doświadczenie
zmysłowe dowiodło wielokrotnie łączności dwóch zjawisk. Każdy z
nas zna jedynie samego siebie i o samym sobie wie tylko
że umysłowe, moralne zjawiska towarzyszą jego ruchom, słowom
i wyrazom jego twarzy. Z tego jednak jedynego znanego wypadku nie
wolno jeszcze wnosić, aby istota duchowa tkwiła także u innych,
którzy się podobnie ruszają i mówią, że oni tak samo pragną, myślą,
czują jak my.
Człowiek poznaje istotę duchową drugiego człowieka wskutek tego,
że na jego widok odczuwa bezpośrednio prawo, nie takie bezwzględne
jak prawo natury duchowej- lub fizykalnej,
których wola ludzka zmienić nie może, a jednak obowiązujące na swój
sposób. Jest to prawo moralne a u wszystkich narodów i we wszystkich
religiach opiewa: Czyń bliźniemu twemu tak, jak chcesz, aby tobie
czyniono! Prawo to moralne, nakazuje uszanować u drugiego człowieka
to samo dążenie do urzeczywistnienia moralnego ideału, to samo pragnienie
szczęścia, które odczuwamy we własnej piersi.
Kiedy przychodzi spełniać prawdo moralne, odczuwamy we wnętrzu naszym
dwa prądy przeciwne sobie: z jednej strony napierają nas chucie
i pragnienia samolubne do zupełnego lekceważenia uczuć i potrzeb
bliźniego, z drugiej strony upomina nas głos wyraźny, abyśmy uszanowali
osobistość bliźniego, i własne popędy okiełzali, choćby w sposób
najboleśniejszy, pod karą oddalenia się od własnego idealnego celu
i postradania prawdziwego szczęścia. Estetyczny
sąd o własnej istocie nakłania nas do postępowania cnotliwego, a
z drugiej strony etyczne uczucie, poczucie powagi obcej istoty,
poczucie litości albo miłości kojarzącej ludzi, prowadzą nas do
spełnienia ideału estetycznego.
Jednostajność prawa natury umożliwia rozumne działanie zadawalające
nasze przyrodzone potrzeby, a zmusza nas do rozumnego myślenia będącego
warunkiem moralnego rozwoju. Istnieją także w przyrodzie prawa psychologiczne,
których poznanie poucza nas o tym, że podobne zdarzenia bywają przyczyną
podobnych uczuć i czynów u wszystkich, albo prawie u wszystkich
ludzi. Kto chce tedy uniknąć własnego nieszczęścia, musi tak działać
pośród społeczeństwa, aby jego czyny nie namnożyły mu wrogów, w
sposób wypływający naturalnie z istnienia praw psychologicznych.
Różnym jednak od tej przezorności jest nacisk prawa moralnego
wołającego, że ten tylko urzeczywistnia własny ideał, kto w innym
człowieku uszanuje usiłowanie dopięcia podobnie idealnych, a zatem
koniecznych celów.
Wszystkie te trzy jednak prawa, fizykalne, psychologiczne i moralne
zmuszają nas do tego, abyśmy byli rozumnymi, stałymi i powściągliwymi,
i abyśmy rozwijali zatem nasza moralną
istotę; wszystkie trzy są ustanowione tak, abyśmy tę istotę rozwijać,
mogli. Mieli tedy słuszność Kant i Fichte,
twierdząc, choć może nie dość stanowczo, że cały ten wszechświat;
istnieje względem nas na to, aby się nasz ideał ludzki mógł rozwinąć,
że wszystkie zjawiska zewnętrzne istnieją względem na to, abyśmy
mogli dążyć do urzeczywistnienia naszego duchowego ideału, spełniając
przykazanie moralne, w sposób rozumny i istotnie skuteczny, i spełniając
czyny, których dające się przewidzieć skutki umożliwią moralny rozwój
i moralne szczęście wszystkich innych ludzi, abyśmy mogli, wzrastać
na duchu, pokonując rozumnie wewnętrzne i zewnętrzne trudności.
Prawo polityczne dąży z natury swojej do umożliwienia szczęścia obywateli.
Prawo uszczęśliwiające niektórych tylko, musi z konieczności i pod
naciskiem praw psychologicznych ustąpić prawu dążącemu do uszczęśliwienia
wszystkich, doprowadzą bowiem do tego konieczne
dziejowe rewolucje. Ale prawo może pojmować szczęście, do którego
urzeczywistnienia dąży, dwojako; może pragnąć dla obywateli zmysłowego,
albo też duchowego, moralnego szczęścia. .
Dzisiejsze prawodawstwo europejskie ma na oku umożliwienie
nabycia dóbr zmysłowych, służących jedynie do rozwoju niższej, połowy
naszej istoty, i jest tym samym podobne do barbarzyńskiego prawodawstwa
herszta zbójów, mającego na celu nagromadzenie zdobyczy. Celem dzisiejszego
prawodawstwa jest jedynie to, aby każdy obywatel mógł skutecznie
pracować nad pomnożeniem swojego mienia, a jeśli prawo wymaga pobierania
nauki, jeśli się zajmuje wychowaniem, to jedynie na to, aby ludzie
umieli jak najdowcipniej opanować siły przyrody.
Na tym gruncie stoją dziś
obydwa wielkie obozy, których walka jest treścią dziejów obecnej
chwili. Jeden z tych obozów twierdzi, że trzeba popierać każdego
umiejącego się bogacić jakimkolwiek sposobem, byle nie przez gwałty
zniechęcające drugich od pracy, a spodziewa się, że kto siebie umiał
wzbogacić, potrafi także użyć majątku swego na wzmożenie powszechnego
dobrobytu. Drugi obóz odwołując się do etycznego przekonania, że
nikomu nie wolno się wynosić z krzywdą ogółu, twierdzi, że należy
materialne dostatki zarówno pomiędzy wszystkich podzielić. Pierwszy
obóz ma słuszność przecząc temu, aby powszechny dostatek mógł zapanować
tam, gdzie państwo rozdzieli zawsze równo pomiędzy swoich obywateli
dobra zmysłowe, bez względu na ich nierówne wysiłki, i twierdząc
że przeciwnie takie prawodawstwo doprowadziłoby ludzi do
powszechnej gnuśności a potem do powszechnej nędzy, odjąwszy od
każdego bodziec, pozbawiwszy każdego nadziei osobistych zysków popychającej
do przemyślnej i wytrwałej pracy, i zniszczywszy u każdego i u wszystkich
zdolność do zamiarów wytrwałych,: opartych na wolnym
postanowieniu. Drugi obóz socjalistyczny ma słuszność, kiedy przeczy
temu, aby było komukolwiek wolno nabywać skarby mające jedynie służyć
własnej jego rozkoszy; ma słuszność, kiedy zwalcza liberalistów,
o ile ci twierdzą, że należy się, aby kto zarobił, mógł swoim mieniem
rozporządzać wedle swojego widzimisię, bez żadnego względu na potrzeby
i dobro ogółu.
Rzekłem już, że jakkolwiek te dwa obozy staczają z. sobą bój zacięty, stanęły na jednym gruncie, na gruncie dziś
obowiązującego powszechnie prawa ludzkiego, mającego jedynie na
celu wyzyskanie praw fizykalnych i zadowolenie zmysłowych potrzeb
człowieka. Prawa dzisiejszego celem jest to, aby ludzie zaniechawszy
zupełnie pracy około zadowolenia swoich wyższych potrzeb, służyli
tylko ciału, żeby otaczali troskliwością zmysłowe narzędzie, choćby
ze szkodą wyższych duchowych celów, do których to narzędzie służyć
winno.
Cel to błędny. Chociażbyś, jak ów bajeczny Midas,
zamieniał w złoto wszystko czego się dotkniesz,
nie będziesz szczęśliwym, jeżeli twój umysł nie będzie czynnym,
jeżeli nie będziesz miał moralnych pobudek do odnoszenia trudnych
zwycięstw nad przyrodą i nad samym sobą, jeżeli nie będziesz miał
moralnego ideału, do którego będziesz dążył z całych sił swoich.
Niektóre umysły pojęły już dawno, że trzeba opuścić stanowisko będące
zaprzeczeniem wszelkiego ideału, moralnym samobójstwem ludzkości,
i żądając, aby prawo społeczne nie miało na celu zużytkowania fizykalnych
tylko praw, ale usiłowała psychologiczne prawa wyzyskać dla swoich
celów, stworzyli dotąd raczej teoretyczną jak polityczną szkołę
utylitarystów, kładących główny nacisk na to, że nikt nie może być
szczęśliwym, jeśli się nie będzie liczył z wolą, z pożytkiem i z
wyobrażeniami innych ludzi. Utylitarysta dba w samolubnych celach o pozyskanie
sympatii ogólnej, a skoro o to dba, muszą się u niego odezwać moralne
pobudki, choćby niedoskonałe i spaczone. Utylitarysta szanuje cudze
zdanie i czyni współobywatelom przysługi, spodziewając się tej nagrody,
że go będą szanowali. Cieszy się tym, jeśli go drudzy podziwiają
albo kochają, a wkrótce potem cieszy się tym błogim uczuciem, że
sam drugim sprzyja - że ich kocha,
Tak to i na drodze rozumnego samolubstwa dochodzimy do progów prawa
moralnego, prawdziwego. To prawo jednak domaga się, abyś każdego
człowieka uszanował, nie dlatego że ci się może stać użytecznym,
albo że ci jest miłym, a jedynie dlatego, ponieważ podobnie jak
ty ma obowiązek dążyć do urzeczywistnienia moralnego ideału ludzkiego,
i zdolność do spełnienia tego ideału.
A zatem prawo nie powinno jedynie stanowić przepisów umożliwiających
zmysłowe szczęście obywateli, powinno i owszem urządzić ludzkość
tak, aby mogła dążyć do urzeczywistnienia moralnych ideałów, w których
znajdzie jedynie trwałe i nie ułudne szczęście.
Ale jakżeż można takie urządzić prawo? Czy należy ustanowić przepisy,
zmuszające każdego człowieka do cnotliwego jedynie działania, czy
mamy sprowadzić ów stan, jaki wedle Fichtego
istniał u brzasku dziejów, w pierwotny Raju i w którym nikt by nie
miał zasługi działając cnotliwie, skoroby było niepodobieństwem
działać inaczej? Stworzono by trzodę owiec potulnych, których bierna
cnota-nie miałaby moralnej wartości, a które by ani nic złego ani
nic na prawdę dobrego zdziałać nie mogły. Powstałaby gromada istot
służących jedynie niższym instynktom, a kornych niewolniczo, z obawy
o te poziome instynkty, nie zdolnych ani do bohaterstwa, ani do
poświęcenia.
Zaiste nie przepisy karne, .lub policyjne
mogą moralną istotę człowieka podźwignąć, i nie jest zadaniem prawa
politycznego sprowadzenie cnoty na ziemię. I owszem - czym liczniejsze
zakazy i czym większy przymus prawny, tym bardziej nikczemnieją
moralne siły w człowieku. Wolność ograniczyć winna koniecznie potęgę
prawa. Prawo zbyt wszechwładne, zbyt drobnostkowe mija się ze swoim
celem; ono winno uchylić czoła wobec wolności, służyć wolności,
służyć jedynie do tego, aby nikt nie mógł wolności któregokolwiek
z obywateli krepować, zaś umoralnienie ludzkości pozostawić tym,
którzy moralnego oręża używają, którzy przekonywają i napominają. Wolność
sumienia jest wolnością najniezbędniejszą, ale na niej nie można
poprzestać. Prawo winno się ograniczyć do zadania niezbędnie potrzebnego
dla ochrony ludzkiego życia, i ludzkiej swobody i dla zapewnienia
przewidzianego skutku rozumnych a prawnych czynów. Prawo będzie
działać zgodnie ze swoją ideą, i dążyć do urzeczywistnienia swojego
ideału, ustanawiając jak najmniej nakazów i zakazów, a dając tylko
takie, które zabezpieczają ludzką wolność, albo niedojrzałym jeszcze
umożliwiają dojście do stanu, w którym by umieli używać wolności
moralnie dobrze. Prawo powinno tak ograniczy nie tylko samowole
obywateli i urzędników, ale także własną wszechmoc, iżby każdy człowiek
mógł być wolnym, i mógł naprawdę za swoje czyny odpowiadać, wobec
.trybunału własnego sumienia, iżby samodzielność każdego
obywatela ostała się w obliczu prawa, nie przekraczając prawa. Takim
będzie kiedyś idealne prawo przyszłości, późny owoc pierwotnego
prawa zasadzonego może ręką chciwego samolubnych korzyści despoty.
.
"Przegląd prawa i administracji", rok 1894 (rocznik XIX),
s. 709 - 720