Teksty, do których lektury pragniemy
zachęcić, powstawały w czasach dalece odmiennych od współczesności.
Czasach bez internetu, zamieszczanych w największych sieciach telewizyjnych
błyskawicznych relacji z wydarzeń międzynarodowych. Inny od dzisiejszego
był styl dyskusji o stosunkach międzynarodowych, inna metoda ich
badań, inne sposoby pisania o nich. Globalizacja należała do nieznanych
pojęć.
Prace ówczesnych politologów, ze
względu na mniejszą dostępność druku były w znacznie mniejszym niż
dzisiaj stopniu "doraźne", pisane na gorąco. Powstające dobrych
parę dziesięcioleci temu analizy polityczne dużo bardziej niż obecne
zasługują na chlubne miano pisarstwa politycznego. Erudycja ich
autorów może być wzorem dla wielu współczesnych ekspertów politycznych
i publicystów.
I mapa polityczna Europy i świata
była całkowicie inna, kiedy powstawały najbardziej znane prace Włodzimierza
Bączkowskiego. Międzywojenna Polska próbowała utrwalić swą niedawno
odzyskaną niepodległość, choć padały już na nią przybierające coraz
groźniejsze kształty cienie sowieckiej Rosji i faszystowskich Niemiec.
Trzecią część ludności II Rzeczypospolitej stanowiły mniejszości
narodowe. Unormowanie stosunków z nimi było jednym z najważniejszych
zadań polityki polskiej. Dotyczyło to zwłaszcza relacji z wielką
mniejszością ukraińską.
Powersalska Europa nie wiedziała,
że już niebawem czeka ją doświadczenie komunizmu na znacznie szerszą
niż dotychczas skalę, że czekają ją zbrodnie faszystowskie, bezwzględna
druga wojna światowa, z której wyłoni się w odmiennym kształcie
politycznym, przedzielona wpół żelazną kurtyną, oddzielającą rozwijający
się i integrujący Zachód, od poddanego komunistycznym wpływom Wschodu.
W tej Europie nie było widoków na wolną Ukrainę, Białoruś, Litwę,
na emancypację narodów w ramach Federacji Rosyjskiej.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby,
iż zamieszczone w niniejszym wyborze prace są jedynie ciekawym świadectwem
historii. Wiele bowiem z myśli rzuconych przed laty na papier, mimo
meandrów historii ostatnich dekad, nie straciło na aktualności.
Dlatego zdecydowaliśmy się przypomnieć publicystykę Włodzimierza
Bączkowskiego. Podjęliśmy też to zadanie z innego powodu. Uznaliśmy,
że warto przypomnieć nietuzinkową postać ich Autora, jednego z świadków
dwudziestego wieku.
I
Włodzimierz
Bączkowski urodził się 26 marca 1905 roku w rodzinie polskiego zesłańca
[1]
. Przyszedł na świat na jednej ze stacji kolejowych
w okolicach Bajkału. Był jednym z sześciorga dzieci Zofii z Bernardów
i Włodzimierza Bączkowskiego. Za udział w antycarskiej konspiracji
Włodzimierz Bączkowski- ojciec został wyrzucony ze szkoły i wydalony
z Królestwa bez prawa powrotu do kraju. Zawędrował w głąb azjatyckiej
Rosji. Po licznych perturbacjach dotarł do Irkucka, gdzie otrzymał
pracę w Zabajkalskiej Kolei Żelaznej. Dosłużył się stanowiska naczelnika
warsztatu naprawy lokomotyw na stacji Borzia. Z tą miejscowością
wiąże się dzieciństwo W. Bączkowskiego. W Borzii Bączkowscy otrzymali
wygodne służbowe mieszkanie; uposażenie ojca pozwalało na dostatnie
życie. W pamięci Włodzimierza Bączkowskiego zachowały się wspomnienia
o dostatnich ucztach organizowanych w rodzinnym domu z okazji świąt
Bożego Narodzenia i Wielkanocy.
Z czasem ojciec Włodzimierz ze względu
na swoje zainteresowania geologią, podjął inicjatywę założenia prywatnego
Górniczo-Przemysłowego Towarzystwa Bączkowski i Co., zajmującego
się poszukiwaniem na Syberii szlachetnych kamieni. Po 1917 roku
działalność Towarzystwa praktycznie zamarła.
Wszystkie dzieci państwa Bączkowskich,
siostry: Zofia i Helena oraz bracia: Feliks i Czesław i Maksymilian otrzymali solidne patriotyczne wychowanie. Włodzimierza
rodzice postanowili umieścić w humanistycznym gimnazjum w Czycie,
skąd po roku przenieśli go do gimnazjum realnego. Wiązało się to
bezpośrednio z planami posłania młodego Włodka na naukę do Instytutu
Górniczego w Tomsku. W przyszłości miał przejąć po ojcu interesy.
Tymczasem jednak i na Zabajkale przyszła rewolucja. Borzia dwukrotnie
dostawała się w ręce czerwonych, którzy przejściowo aresztowali
Włodzimierza Bączkowskiego seniora.
W związku z wydarzeniami lat 1917-1921
Bączkowscy postanowili opuścić Zabajkale i udali się w kierunku
chińskiej Mandżurii, gdzie dotarli w 1921 roku. Osiedli w chińskim
Harbinie, zamieszkałym wówczas przez przedstawicieli wielu narodów
i kultur. Ojciec Włodzimierza Bączkowskiego kontynuował pracę na
kolei w małej mandżurskiej miejscowości Cycykar. Tymczasem młody
Bączkowski pozostał w Czycie. Tam uczęszczał do gimnazjum. Dopiero
po pewnym czasie, nie bez przygód, po półrocznym okresie przedostał
się do rodziny, do Harbina. Dalszą naukę kontynuował już będąc w
Mandżurii. Istniała tutaj możliwość prenumerowania polskiej prasy
oraz ograniczone możliwości zakupu polskich książek. Harbińskie
doświadczenie wywarło ważki wpływ na Bączkowskiego, jego szczególną
uwagę zwracając na sprawy narodowościowe.
W mieszkaniu państwa Bączkowskich
zgodnie wisiały obok siebie portrety Józefa Piłsudskiego i Romana
Dmowskiego. Była też reprodukcja "Kazania Piotra Skargi" Jana Matejki.
Po latach Bączkowski będzie podkreślał, że to właśnie owo matejkowskie
wyobrażenie sejmu I Rzeczpospolitej, ukształtowało w nim przekonanie
o odpowiedzialności samych Polaków za rozbiory państwa oraz pesymistyczną
wizję historii Polski.
W Cyckarze mieszkały tylko cztery
polskie rodziny; najbliższa polska kolonia była oddalona o ponad
sto kilometrów. Do Bączkowskich dochodziły jedynie echa krajowych
swarów politycznych. Naturalne było, iż spory, które kształtowały
oblicze pierwszych lat niepodległości, wydawały im się na razie
bardzo odległe. Jednak już niebawem stać się mieli ich bezpośrednimi
uczestnikami.
Bączkowscy powrócili do Polski w
1925 roku. Przyjechali koleją z licznymi mandżurskimi repatriantami.
Na sowiecko-polskiej granicy powitał ich zapamiętany na zawsze przez
późniejszego redaktora "Biuletynu polsko-ukraińskiego" slogan: "Komunizm
zburzy wszelkie granice". Państwo Bączkowscy osiedli na Wołyniu
w okolicach Pińska, Włodzimierz zaś wyruszył na naukę do Warszawy.
Podjął studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego;
studiował prawo, anglistykę i sinologię. Rychło stał się aktywnym
uczestnikiem studenckiego życia społeczno-naukowego. Początkowo
uczestniczył w działaniach Towarzystwa im. Piotra Skargi, nad którym
pieczę miał jezuita, ks. Jan Pawelski. Bączkowski i jednocześnie
zarabiał w Instytucie Wschodnim przygotowując przegląd prasy sowieckiej.
Wśród inicjatyw, w które wówczas się zaangażował, warto wymienić
powołanie Orientalistycznego Koła Młodych (1928 r.), "poświęconego
sprawie przyjacielskiego zbliżenia i zapoznania się z narodami Bliskiego
i Dalekiego Wschodu"
[7]
. Wysokie kwalifikacje merytoryczne i duża
aktywność społeczna pozwoliły mu dostać etat (1930 r.) w Instytucie
Wschodnim w Warszawie. To w Instytucie właśnie zetknął się z przedstawicielami
emigracji wielu narodów uwięzionych w Sowietach,
zrzeszonych w Lidze Prometeuszowskiej.
II
W okresie międzywojennym Bączkowski
należał do czołowych publicystów zajmujących się wschodnimi problemami
Rzeczypospolitej. Zasłynął jako znawca stosunków polsko-ukraińskich
i polityki rosyjskiej. Był również twórcą i redaktorem pism, które
tej problematyce poświęcały swe łamy. Najbardziej znanym spośród
nich był "Biuletyn Polsko - Ukraiński", ukazujący się od 1932 do
1938 roku, początkowo jako miesięcznik, a od 17 czerwca 1933 roku
jako tygodnik. "Biuletyn" związany był z Instytutem Wschodnim w
Warszawie. Od stycznia 1939 roku w miejsce "Biuletynu Biuletynu
Polsko-Ukraińskiego" zaczął ukazywać się miesięcznik "Problemy Europy
Wschodniej", również z Bączkowskim jako redaktorem naczelnym.
Z Instytutem Wschodnim związany był
także kwartalnik "Wschód-Orient", którego pierwszy numer ujrzał
światło dzienne w roku 1930. Według Jerzego Giedroycia pismo to
powstało na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, oficjalnie
pozostając jednak organem prasowym Orientalistycznego Koła Młodych.
Przygotowania periodyku podjął się J. Giedroyc. Jego formalne zaangażowanie w wydawanie pisma
ograniczyło się jednak do przygotowania pierwszego numeru. Następcą Giedroycia na stanowisku
redaktora naczelnego był do wybuchu wojny Bączkowski.
Teksty Bączkowskiego ukazywały się
też w uważanym za pismo "nurtu młodopiłsudczykowskiego" dwutygodniku "Myśl Polska" (1936-1939). Problematyka
międzynarodowa i sprawy narodowościowe należały do wiodących tematów
poruszanych na łamach czasopisma. Także tutaj Bączkowski zamieszczał
artykuły poświęcone relacjom polsko-ukraińskim. Równocześnie zabierał
głos na temat aktualnej sytuacji wewnętrznej Polski, przede wszystkim
w kontekście wzrastającego napięcia na arenie międzynarodowej i
płynących stąd wniosków dla kształtowania życia społeczno-politycznego
w II RP.
Najwięcej jednak
tekstów Włodzimierz Bączkowski ogłosił w "Biuletynie Polsko-Ukraińskim" i z tym pismem najczęściej bywa kojarzony. Jak
sam wspomina , "Biuletyn":
"roztrząsał sprawy stosunków polsko-ukraińskich w państwie
polskim, sporo miejsca udzielał polityce Moskwy na Ukrainie sowieckiej,
walce z komunizmem i moskalofilami - Rusinami. Tematyka niepolityczna
obejmowała literaturę, historię, sztukę, sprawy kościołów, kronikę
bieżących wydarzeń w życiu ukraińskim, w stosunkach polsko-ukraińskich,
itd."
Łamy pisma otwarte były dla polskich
i ukraińskich autorów, również tych, którzy nie prezentowali poglądów
zbliżonych do głównej linii, wyznaczanej przede wszystkim artykułami
redaktora naczelnego. Wśród ogłaszających teksty w "Biuletynie"
warto wymienić L.Wasilewskiego (którego postać wywarła szczególny
wpływ na W. Bączkowskiego), J.M.Łosia, S.Paprockiego, A. M. Bocheńskiego,
P.Dunin-Borkowskiego, M.Handelsmana, ze strony polskiej i I.Kedrynia-Rudnickiego,
W.Doroszenkę, B.Łepkiego i P.Szandruka ze strony ukraińskiej. Analizowali
oni stan obecny i perspektywy stosunków polsko-ukraińskich. Zastanawiali
się, jaki wpływ ma na nie ich historia. Próbowali zarysować program
działań, które miałyby zlikwidować źródła konfliktów lub przynajmniej
je zneutralizować. Nie był jednak "Biuletyn" wyłącznie pismem o
charakterze politycznym, choć na jego łamach tematy polityczne budziły
największe zainteresowanie. Redakcja pisma dbała o to, aby każdy
numer zawierał solidną porcję materiałów na temat ukraińskiej historii
i kultury. W stałych rubrykach odnotowywano najważniejsze wydarzenia
z życia mniejszości ukraińskiej, a także omawiano sytuację obszarów
sowieckiej Ukrainy i Ukraińców mieszkających na terytorium ZSRR.
Był więc "Biuletyn" dla zainteresowanych problematyką ukraińską
nieocenionym źródłem wiedzy i informacji.
Trudno przecenić
zasługi "Biuletynu" dla pogłębiania refleksji na temat stosunków
polsko - ukraińskich w epoce międzywojennej. Nie zmienia tej oceny
podnoszona przez niektórych historyków kwestia powiązania "Biuletynu
Polsko-Ukraińskiego" z Oddziałem II Sztabu Głównego, zwłaszcza z
Ekspozyturą 2, odpowiedzialną za inspirowanie i koordynowanie akcji
prometejskiej. Według Andrzeja Chojnowskiego, "wszystkie ważniejsze
artykuły musiały być akceptowane przez Ekspozyturę, a gdy dotyczyły
one spraw wewnętrznych także przez MSW". Tymczasem już od początku istnienia, działalność
"Biuletynu Polsko-Ukraińskiego" budziła sprzeciwy, zwłaszcza w niektórych
kręgach wojskowych. Szczególnie niechętnie przyjmowano artykuły,
poddające krytyce oficjalne poczynania rządu w zakresie stosunków
polsko-ukraińskich. W 1937 roku, po opublikowaniu przez Bączkowskiego
tekstu pt. "Idziemy ku nowej chmielnicczyźnie", surowo oceniającego
politykę narodowościową rządów Drugiej Rzeczypospolitej, Ekspozytura 2 została poinstruowana przez zwierzchnie
instancje Sztabu Głównego, by na łamach BPU nie pojawiały się artykuły
zawierające ataki na czynniki rządzące w Polsce. Wówczas też w komórkach
Ministerstwa Spraw Wojskowych, odpowiedzialnych za politykę narodowościową
poczęła dojrzewać myśl o likwidacji pisma.
Decyzję w tej sprawie podjęto pod
koniec 1938 roku. Chojnowski, choć wskazuje na formalne powiązania
BPU z administracją rządową, nie stawia jednak tezy, iż pismo miało
charakter urzędowy i było tubą propagandową sterowaną przez Oddział
II. Także Bączkowski przeczy jakoby treść artykułów
była konsultowana z odpowiednimi agendami rządowymi. W opublikowanym
w 1986 roku tekście napisał:
"Wysoki cel jakiemu służył prometeizm, wymagał, aby jego
działaczy i wyznawców [a więc i redaktorów BPU oraz "Wschód-Orient"
- JK, PK] chronić przed wyzyskiwaniem dla doraźnych celów wywiadu
i dywersji. Między prometeizmem a wywiadem polskim istniał wyraźny
podział. Usłyszeć można było skargi ze strony oficerów wywiadu,
iż prometeizm pochłania dużo pieniędzy, które z większym pożytkiem
możnaby użyć dla "konkretnych" zadań wywiadu. (...) Ten sam wysoki
cel pracy polskich pism prometejskich (BPU, Wschód i inne) chronił
je przed ingerencją cenzury i nacisków ze strony niższej administracji.
Nie było takiego wypadku, aby redaktor BPU z teczką mających się
ukazać artykułów zgłaszał się do E 2, do Wydziału Narodowościowego
Min. Spraw Wewnętrznych lub do Wydziału Wschodniego MSZ i referował
treść artykułów. Dane w dokumentacji krajowej, na które powołują
się historycy reżimowi, uwagi iż treść artykułów musiała mieć aprobatę
E 2 - nie miała zastosowania w praktyce" .
Redaktor BPU uzasadnia brak cenzury
również tym, iż "opinie wypowiadane w BPU na tematy nie tylko zagadnienia
Wielkiej Ukrainy, ale i stosunków polsko-ukraińskich w kraju, były
podzielane przez ludzi, którzy z tytułu swych stanowisk służbowych
mogli wywierać naciski na redakcję BPU".
Analizując treść artykułów zawartych
w BPU, podobnie jak i w "Wschód - Orient" oraz "Problemach Polityki
Wschodniej" nie odnosi się wrażenia, aby pisma te były odgórnie
sterowane: na ich łamach reprezentowana była szeroka paleta poglądów,
często sprzecznych ze sobą. Jeżeli nawet istniała możliwość ingerencji
cenzury, to liczne przykłady tekstów krytycznych wobec rządowych
poczynań świadczą, iż albo z tego instrumentu nie korzystano, albo
czyniono to w ograniczonym zakresie.
III
Bączkowski konsekwentnie wskazywał
na zagrożenie, jakie Polsce grozi ze strony ZSRR. Jego zdaniem zajęcie
Polski lub przynajmniej części jej terytoriów należy do kanonu niezmiennych
celów rosyjskiej polityki, niezależnie, czy realizowano ją pod sztandarami
Rosji carskiej czy Rosji sowieckiej. Rosja, jak podkreślał, kraj
o kulturze politycznej znacznie bliższej tradycjom azjatyckim niż
europejskim, stała się pod rządami komunistycznymi jeszcze bardziej
zaborczym i złowrogim imperium.
Z pewnością jednak nie była monolitem.
Tendencje odśrodkowe wśród narodów zamieszkujących ZSRR i samą Federację
Rosyjską, zwykle przez Rosjan zniewolonych i jedynie siłą trzymanych
w ryzach, z punktu widzenia interesów Polski były w opinii redaktora
"Biuletynu Polsko-Ukraińskiego" procesami korzystnymi. Postulował
więc aktywne ich wspieranie, stając się tym samym jednym z najzagorzalszych
zwolenników polityki prometejskiej. Dla jej uzasadnienia potrafił
przeprowadzić karkołomny zdawałoby się, publicystyczny wywód, wedle
którego prometeizm cechujący plany i działania Józefa Piłsudskiego
okazywał się kontynuacją dzieła Hannibala i Napoleona.
Bączkowski nigdy nie ukrywał swojej
fascynacji osobą Marszałka, program prometejski uważał za kontynuację
myśli Piłsudskiego. Uważał go za męża opatrznościowego polskiego
państwa. Zdaniem Bączkowskiego, po śmierci Piłsudskiego nie było
już w Polsce polityka, który z podobną intuicją, talentem i energią
mógłby się podjąć rozwiązania "wschodnich" problemów Rzeczypospolitej.
Nie znaczy to, iż odżegnywał się od
związków ze środowiskami piłsudczykowskimi. Pozostawał z
nimi w kontakcie również po śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 roku.
Zaangażował się m.in. w prace Zakonu Dobra i Honoru Polski, pozostającego
pod protektoratem prezydenta Ignacego Mościckiego, w ramach którego
istniało "Koło imienia Tadeusza Hołówki", zajmujące się problematyką
ukraińską i prometejską. (W 1938 roku w uznaniu dla jego aktywności
w życiu publicznym II Rzeczypospolitej Bączkowski został uhonorowany
Złotym Krzyżem Zasługi.) Nigdy jednak nie uchylał się od wygłaszania
krytycznych sądów pod adresem polityki rządów sanacyjnych.
Przewidując
rychłą eskalację konfliktu z Rosją, Bączkowski szczególne znaczenie
przywiązywał do prób złagodzenia sporu polsko - ukraińskiego. Spór
ten, w słusznym przekonaniu Redaktora, destabilizował wewnętrzną
sytuację Rzeczypospolitej, osłabiał ją i zwiększał niebezpieczeństwo
niepowodzenia w rywalizacji z Rosją. Bączkowski dowodził, iż próby
siłowego rozwiązania sporu z Ukraińcami, nie przyniosą spodziewanych
efektów. Był przeciwny planom prowadzenia akcji polonizacyjnej wśród
Ukraińców. W jego opinii wzmogłaby ona jedynie ich antypolskie nastawienie,
oddalając perspektywę rzeczywistego złagodzenia konfliktu. Uważał,
iż państwo powinno subsydiować ukraińskie życie społeczne i kulturalne,
o ile jest legalne i nie ma charakteru antyrządowego. Upatrywał
w tym szans na umocnienie lojalności obywateli narodowości ukraińskiej.
Opór wobec państwa miałby się okazać nieopłacalny. Wówczas ekstremiści,
opierający swe wpływy w społeczności ukraińskiej na poczuciu zagrożenia
ze strony Polaków i popularności hasła utworzenia niepodległej Ukrainy,
straciliby poparcie większości, która miast miraży przyszłego dobrobytu,
wolałaby namacalne korzyści płynące z egzystencji w zgodzie z Polakami.
Bączkowski nie lekceważył ukraińskich aspiracji niepodległościowych.
Politykiem, który zdaniem Włodzimierza Bączkowskiego, miał szansę
stać się "ukraińskim Piłsudskim" był Semen Petlura. Mimo fiaska
zamierzeń atamana, redaktor BPU liczył, iż powstanie suwerennej
Ukrainy będzie możliwe już w niedalekiej przyszłości. Byłoby ono
w jego przekonaniu korzystne dla polskich interesów, gdyż osłabiałoby
Rosję sowiecką i zarazem zmuszało ją do rezygnacji z realizacji
lub przynajmniej odsunięcia w czasie antypolskich planów. Ideę niezawisłości
Ukrainy Bączkowski aprobował i wspierał z jednym wszelako zasadniczym
zastrzeżeniem: iż Ukraińcy wybiliby się na niepodległość wyłącznie
kosztem terytoriów Rosji. Redaktor BPU choć należał do grona publicystów
i polityków, których rodzimi oponenci okrzyknęli mianem ukrainofilów, nie był skłonny do jakichkolwiek ustępstw wobec
Ukraińców, które oznaczałyby oddanie im części terytorium Polski
lub choćby przyznanie autonomii w granicach Rzeczypospolitej. Rozumiał oczywiście, iż dla zgłaszających niepodległościowe
aspiracje Ukraińców stanowisko to mogłoby być trudne do zaakceptowania.
Wobec tego wysuwał i eksponował argument o wspólnym zagrożeniu ze
strony Rosji.
Ukraińcy są zbyt słabi, podkreślał, aby móc toczyć jednoczesny
bój z Rosją i Polską. Imperialny charakter polityki rosyjskiej czynił
ją dużo groźniejszą dla aspiracji narodowych Ukraińców od polityki
polskiej, którą Bączkowski postulował oprzeć na tradycjach jagiellońskich.
Współdziałanie polsko - ukraińskie miało zatem umożliwić obu narodom
skuteczną walkę z Rosją. Spór o wschodnie Kresy Rzeczypospolitej
był co prawda nieunikniony, ale chłodny rachunek możliwych zysków
i strat winien przekonać antagonistów, iż nie może on stanąć na
drodze wyzwaniu o znacznie donioślejszym znaczeniu - likwidacji
zagrożenia ze strony Moskwy.
Bączkowski nie podzielał obaw, iż powstanie niepodległej
Ukrainy zwiększy wpływy niemieckie w Europie środkowowschodniej.
Dostrzegał możliwość współdziałania Niemców z Ukraińcami, ale przewidywał
krótkotrwałość takiego aliansu. Niemiecki ekspansjonizm, jak sądził,
skieruje się bowiem również na ziemie ukraińskie, a wówczas naturalnym
sojusznikiem Ukrainy stanie się Rzeczpospolita. Bączkowski postulował
więc prowadzenie aktywnej polityki na Wschodzie i wykorzystanie
koniunktury na arenie międzynarodowej, która, jak sądził, sprzyjałaby
Polsce w jej antyrosyjskich usiłowaniach. Zwycięstwo zaś nad Rosją,
jego zdaniem, otworzyłoby drogę do skutecznego boju z Niemcami.
Niezależny byt państwa polskiego nie byłby już zagrożony.
Redaktor "Biuletynu"
w swych rozważaniach nie dawał odpowiedzi na pytanie, jak potoczyłyby
się losy stosunków polsko-ukraińskich po osiągniętym wspólnymi siłami
zwycięstwie nad Rosją i po uporaniu się z zagrożeniem niemieckim.
Wszak wówczas zniknęłaby główna przesłanka współdziałania i oba
państwa stanęłyby w obliczu nie rozwiązanego przecież sporu o obszary
zamieszkane przez Ukraińców, a pozostające w granicach Polski. Bączkowski
zdawał sobie sprawę, iż w takim razie miraże braterstwa między Polakami
i Ukraińcami są jedynie fantazją niepoprawnych polono- i ukrainofilów.
Ważył więc przede wszystkim racje polityczne, czasem nawet może
nazbyt eksponując kategorię interesu politycznego jako ostatecznego
i wystarczającego uzasadnienia dla podejmowanych przez państwo działań.
Pisma Bączkowskiego
dotykające problematyki stosunków polsko-ukraińskich powstawały
w konkretnych warunkach politycznych i jak to publicystyka podddane
były jednak prawu pewnej "doraźności". Stąd niektóre wyrażane przez
niego sądy, czasami szokujące po kilkudziesięciu latach były elementem
politycznej gry (co Bączkowski często podkreśla), zawierały w sobie
pierwiastek doraźnej taktyki politycznej prowadzonej w ramach wewnętrznej
polityki.
Zawsze jednak
Bączkowski podkreślał, iż pomyślny rozwój relacji między narodami
znacznie trudniej będzie osiągnąć, jeżeli we wzajemnym postrzeganiu
dominować będą stereotypy, często wynikające ze zwykłej niewiedzy.
I to może jest najważniejsza nauka płynąca dla nas z przedwojennych
rozważań Bączkowskiego: aby wyrabiać sądy o Ukraińcach trzeba ich
najpierw poznać, aby móc projektować politykę wobec Ukrainy, należy
znać jej realia.
IV
W Warszawie
W. Bączkowski mieszkał przy ul. Woliców. Siostra Helena (wówczas
mała dziewczynka) zapamiętała go jako ciągle zapracowanego i pochłoniętego
robieniem notatek i pisaniem artykułów. Żona W. Bączkowskiego, Halina,
rusycystka z wykształcenia, prowadziła małą fabryczkę zabawek. Pasją
W. Bączkowskiego były konie, uwielbiał jeździć konno, odręczne notatki
z okresu przedwojennego często zaopatrzone były w czynione ręką
Bączkowskiego rysunki koni.
Kilka lat przed wojną państwo Bączkowscy
przeprowadzili się do Zalesia Górnego. Halina Bączkowska lubiła
urządzać przyjęcia dla przyjaciół męża a i oni cenieli sobie ługie
wieczory spędzane u państwa Bączkowskich kończone wspólnym spacerem.
Przez ich mieszkanie przewijali się tez "prometejczycy" z warszawskich
środowisk emigracyjnych.
Lato 1939 roku przyniosło dramatyczne
zaostrzenie się sytuacji międzynarodowej. Zmobilizowany w sierpniu
1939 roku Bączkowski trafił do Oddziału II Naczelnego Wodza. Wkrótce
opuścił Polskę. Do 1941 roku pozostawał w Rumunii (w Vatra Dornei).
Pod dyktatorskimi rządami Karola II prowadziła ona już wówczas proniemiecką
politykę. Sytuacja Rumunii plogorszyła się radykalnie w maju 1940
po kapitulacji Francji. Abdykacja Karola II na rzecz syna Michała
przyniosła między innymi ścisły sojusz Rumunii z Hitlerem w czerwcu
1941 roku, którego architektem stał się gen Ion Antonescu.
Przebywając w Bukareszcie W. Bączkowski
posługiwał się polskim paszportem dyplomatycznym. W stolicy Rumunii
poznał swoja drugą żonę Marię Romanowską. Pracowała ona w ukazującym się po polsku i francusku
redagowanym przez Włodzimierza Bączkowskiego, biuletynie "Sprawy
sowieckie". Przygotowywane przez Bączkowskiego opracowania
opierały się w znacznym stopniu na funduszach dostarczanych przez
rumuński wywiad. W obliczu napadu rumuńskiej Żelaznej Gwardii oraz
penetracji ze strony wywiadu niemieckiego, redakcja pisma przeniosła
się do Stambułu (1941), gdzie policja turecka zaprowadziła członkom
redakcji areszt domowy w hotelu. Po jego cofnięciu redaktorzy przenieśli
się na południowe wybrzeże Anatolii do Mersyny. Tam na kilka tygodni
zostali odcięci od świata. Dzięki pomocy Anglików, grupa polskich
oficerów Dwójki przedostała się do Hajfy i do Palestyny. Kolejne
lata wojny Bączkowski spędził na Bliskim Wschodzie, pracując w Ekspozyturze
Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza. Praca polegała na opracowywaniu
szczegółowych opracowań dotyczących m. in. Kaukazu, Armenii, Azerbejdżanu
i Kurdów. Z Ekspozytury Oddziału II został zwolniony w okresie przygotowywania
przez Władysława Sikorskiego podróży do Moskwy. Wówczas to bowiem
z II Sztabu usuwano osoby, które miały opinię zaciętych wrogów Rosji
lub prometejczyków.
W. Bączkowski pracował też w Centrum
Informacji na Bliskim Wschodzie, a następnie w Akcji Kontynentalnej
(OSS). Zajmował się przygotowywaniem raportów dotyczących sytuacji
w ZSRR i szerzej, na Wschodzie. Szczególne uznanie zyskał za przygotowanie
w latach 1942-1943 raportu o sytuacji w ZSRR w latach 1939-1942.
Ten okres pracy łączy się z częstymi wyjazdami wgłąb Turcji, do
Bagdadu i Teheranu.
W
1945 roku ukazała się broszura Włodzimierza Bączkowskiego
"U źródeł polskiej idei federacyjnej" w której autor powrócił do
historii Polski z okresu jagiellońskiego. Broszurę tę nie sposób
odczytywać inaczej, jak głos Bączkowskiego w sprawie programu narodowościowego
przyszłej niepodległej Polski. Pisał w jej podsumowaniu:
"Jeśli chcemy żyć w niepodległym
i mocnym państwie nie narażonym na ustawiczne niebezpieczeństwo
rozbiorów, musimy je oprzeć na opoce federacji, prawdziwej i szczerze
spojonej na zasadach, jakie nam sugeruje doba jagiellońska, bogata
nie tylko w prztyk lady i wzorce dodatnie i zwycięskie, ale dostatnio
wyposażona i w doświadczenia ujemne i smutne.
W 1946 roku w Jerozolimie ukazała
się najbardziej bodaj znana praca Włodzimierza Bączkowskiego "Rosja
wczoraj i dziś". Pokazywała ona system bolszewicki jako konsekwencję
tradycji rosyjskiej myśli i wyborów politycznych, jako sumę jej
doświadczeń. Istotny akcent położył Bączkowski na rolę Cerkwi w
ukształtowaniu się rosyjskiej kultury politycznej i skutków tegoż
dla samej Cerkwi. Szczegółowo omawiał sowiecką politykę narodowościową.
W drugiej części pracy poddał głębokiej analizie podstawowe cechy
rosyjskiej/sowieckiej polityki zagranicznej. Za takie uznał: nieustanne
dążenie do zaborów i poszerzenia granic, niewiarę w obiektywną wartość
pokoju w stosunkach międzynarodowych, rozmach polityki zagranicznej
"wypływający z maksymalizmu rosyjskich prądów ideowych" oraz nadużywanie zasad etycznych.
Wskutek tak prowadzonej analizy rosyjskiej
polityki zagranicznej konstatował:
"Należy więc przypuszczać, że według
wszelkiego prawdopodobieństwa atak na kolonie azjatyckie a w dalszej
kolejności afrykańskie, jest głównym i podstawowym celem sowieckiej
polityki ofensywnej".
"Rosja wczoraj i dziś" w kołach sowietologicznych
na Zachodzie powszechnie uważana była za jedno z najważniejszych
studiów o Sowietach. Została przetłumaczona m.in. na języki angielski,
turecki, arabski, jej skrócona edycja ukazała się Indiach. W latach
1947- 1950 służyła jako podręcznik w prestiżowym National War Coll.
w Waszyngtonie
[28]
. Z ciekawością była czytana przez wszystkich,
których zajmowały sprawy polityki wschodniej. Do angielskiego wydania
szereg uwag zgłosił Adam Pragier. Mimo, że generalnie pracę ocenił
bardzo pozytywnie, pisał: "Uważam, że do wydania angielskiego książka
musiałaby być bardzo starannie zrewidowana i niejako przeremontowana.
(...) Wszystko to, co tu piszę w niczem nie umniejsza dużej wartości
Pana książki".
Po wojnie Bączkowski znalazł się
w gronie inicjatorów powołania Instytutu Bliskiego i Środkowego
Wschodu "Reduta" w Jerozolimie
[30]
, gdzie współpracował z prof. S. Swianiewiczem.
Bączkowski był sekretarzem generalnym "Reduty". Podjął się redagowania
biuletynu "Sprawy Bliskiego i Środkowego Wschodu". Kontynuował pracę
nad jego wydawaniem również po przeniesieniu się do Libanu, gdzie
znalazł się wskutek konfliktu arabsko-żydowskiego. W tym też czasie
pełnił obowiązki honorowego attache kulturalnego poselstwa RP w
Bejrucie, którym kierował wówczas Zygmunt Zawadowski.
W 1955 roku Bączkowski osiadł w Stanach
Zjednoczonych. Jednym z powodów zaproszenia Bączkowskiego na Nowy
Kontynent, były jego dokonania w dziedzinie studiów rosyjskich,
szczególnie zaś książka "Rosja wczoraj i dziś". Amerykanie zapewnili
polskiemu dyplomacie bezpłatną podróż do Stanów, dobrze płatną pracę
oraz mieszkanie. Bączkowski pracował w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie.
W 1971 roku przeszedł na emeryturę.
V
Bączkowski nie jest politologiem,
jakich znamy ze współczesnych uniwersytetów. Jego zainteresowania
są wszechstronne. Większość powojennych prac Bączkowskiego daleko
wykracza poza zwykłe ramy politycznych i politologicznych spekulacji.
Proponował interpretacje sytuacji w Sowietach przez szeroki pryzmat
zjawisk z zakresu kultury i historii bliskiego i dalekiego Wschodu.
W 1946 roku podkreślał: "Rosja z czasem stworzyła swój własny styl,
wyróżniający ja pod pewnymi względami zarówno od Azji jak i od Europy
zachodniej. Podstawowa cecha kultury rosyjskiej jest jej heterogeniczność
(niejednolitość, a raczej niejednorodność). Kultura rosyjska z jednaj
strony jest europejska "w swej formie" i azjatycka "w treści", z
drugiej zaś - na całość jej złożyły się różnorodne wpływy kultur:
chińskiej, mongolskiej, irańskiej i inne, jak również kulturalne
elementy ludów Eurazji, stopionych na wpół sztuczną całość przez
paruwiekowy proces asymilacyjny państwowości rosyjskiej". Innym razem pisał o cywilizacji do M. Sokolnickiego:
"cechy tej [rosyjskiej] cywilizacji to: możność i zdolność porozumienia
się z Azją. Niezdolność do strukturalnego dogadania się z Zachodem".
Najważniejszym jednakże rysem interpretacji
sytuacji w Rosji było i jest dla Włodzimierza Bączkowskiego przekonanie
o niezmienności polityki rosyjskiej na przestrzeni dziejów. W 1957
roku, w liście do Michała
Sokolnickiego pisał: "rewolucja rosyjska idzie w znacznym stopniu
po linii konserwatywnej. Linia nawrotu ku dawnej Moskwie i ku (...)
Azji głęboko tkwi w komunizmie. Stąd łączność między Rosją Mikołaja
I i obecną. W tym cement trwałości i siły". Wskazywał na
głębokie, jego zdaniem, zakorzenienie systemu sowieckiego
w rosyjskiej tradycji. Pisał w 1968 roku: "więź duchowa łączy Sowiety
nie z Rosją sprzed r. 1917, ale głównie z Rusią Wasylów i Iwanów,
twórców ustroju powszechnej pańszczyzny i skrajnego absolutyzmu.
Natomiast z zakorzenionymi w okresie petersburskim pierwiastkami
zachodniej "burżuazyjnej" kultury Sowiety prowadzą systematyczną
walkę".
Każdy tekst Bączkowskiego podbudowany
jest szczegółową analizą materiału źródłowego nie gardzącą nawet
specjalistycznymi studiami lingwistycznymi, których ślady znajdujemy
na przykład w przywoływanej już bogatej korespondencji z Sokolnickim. Biblioteka W. Bączkowskiego to także prace z
zakresu patrystyki, filozofii, kulturoznawstwa. Szeroko zakrojone
zainteresowania autora sprzyjały pracy nad autorską wizją rozwoju
cywilizacji na Zachodzie. Stosunkowo częste uwagi na ten temat znajdujemy
w listach.
Niebawem po przybyciu do Ameryki,
W. Bączkowski zauważył: "Ameryka (...) jest to do pewnego stopnia
jeszcze dotychczas olbrzymia parafia kierowana przez ludzi z zapleczem
sekciarskim. (...) Niestabilność i słabość sił moralnych Ameryki,
o których wzmiankuje Pan Ambasador nie są szczególną cechą Stanów
Zjednoczonych. (...) Cały bowiem Zachód a więc i Ameryka są w pewnym
sensie niezdolne do należnego i szybkiego oporu wobec młodego barbarzyńskiego
naporu nowego społeczeństwa in statu nascendi. Każde nowe społeczeństwo
jest barbarzyńskie, ofensywne i w pewnych granicach zwycięskie".
Tematyka związana z oceną stanu rozwoju
cywilizacji na Zachodzie jest szeroko obecna w niepublikowanej pracy
z przełomu siedemdziesiątych i osiemdziesiątych lat: "Postępujący
rozkład, czy bolesne odradzanie się. Rozważania o cywilizacji zachodniej
i Kościele". Podjął w niej autor szczegółową analizę zmian we współczesnym
Kościele na tle jego historii. Szeroko przeanalizował jej społeczne,
filozoficzne a także polityczne uwarunkowania. Zabrał głos miedzy
innymi na temat wschodniej polityki Watykanu: "Dwa momenty utrudniają
dla laika zrozumienie metod "polityki wschodniej Watykanu": połączenie
nieuchwytnej przezorności z łagodnością chrześcijańską. W myśl nakazu
Chrystusa danego Apostołom wysyłanym w świat z "dyplomatyczną misją"
zjednania go dla Ewangelii: Oto posyłam was jako owce między wilki:
bądźcie więc przezorni jako węże, a prości jako gołębice".
VI
Piąta Ulica w Waszyngtonie zabudowana
jest skromnymi domami w angielskim stylu. Mieszkanie Włodzimierza
Bączkowskiego to kawałek świata przedwojennego polskiego inteligenta.
Sterty pracowitych zapisków, pamiątki z podróży, półki pełne zakurzonych
ksiąg w wielu językach Wschodu, notatki, notatki, notatki. Szacunek
dla pisanego słowa, liczne wersje poprawianych artykułów przygotowywanych
do druku. Zresztą w porównaniu do okresu przedwojennego, po wojnie
było ich już raczej niewiele. Codzienna szczegółowa lektura prasy,
poznawanie aktualności wydawniczych, ciągle zabiera Panu Włodzimierzowi
sporo czasu i energii.
W długich rozmowach powracamy do
starych czasów, ożywają bohaterowie II Rzeczpospolitej, z których
już tylko nieliczni żyją. Kontakty urwały się dosyć dawno, choć
zachowana korespondencja przypomina o starych przyjaciołach.
Wspomnienia rwą się i przeplatają z historią Polski ostatnich
dziesięcioleci. Bączkowski krótko żył w wolnym kraju. Kiedy wrócił
z Syberii, młoda niepodległość miała już pięć lat. Wyjechał z Polski
czternaście lat później i wrócił nad Wisłę dopiero w dziewięćdziesiątych
latach. Większość życia czekał na niepodległą Polskę, po 1945 roku
nie miał złudzeń co do natury komunizmu panującego w naszym kraju.
Kiedy na fali popaździernikowej odwilży wszyscy zachwycali się Gomułką,
Bączkowski zachowywał daleko idący umiar w entuzjazmie. Pisał w
liście: "Zdaje się, że jedynie, na co liczą [ludzie w Polsce] to
reformy w komunizmie, to sui generis "leninizacja" stalinizmu, racjonalizacja
ustroju, wszystko zaś inne to nierealne aż do chwili pełnej katastrofy
całego komunizmu w jego właściwym rosyjskim ośrodku.". Po kilku miesiącach dodawał: "Artykuł Gomułki
w "Kommunist" z maja 1957r. (No 7) potwierdza raczej słuszność opinii
Ciołkosza, iż Gomułka to "ostatnia szansa komunizmu w Polsce".
Na emigracji
trzymał się raczej z dala od polskich skupisk i choć zachował szereg
prywatnych kontaktów, nie włączył się aktywnie do życia polskich
organizacji w Ameryce. Często oceniał je krytycznie. W 1964 roku
zanotował: "To byłby temat "Państwo Dulscy w Washingtonie". Tutejsza
kolonia polska dostarczyłaby kilka wspaniałych okazów do tematu.
Z jednaj strony stolica świata jeśli chodzi o wpływy na jego losy
(...) a w środku tego kompleksu kilka rodzin [polskich] zajętych
zabawami, tęsknota za zachwianą legendą Gomółki, za polską wódką
i szynką i atmosfera brydżowej beztroski dawnych lat".
VII
O Włodzimierzu
Bączkowskim napisano dotąd niewiele
[41]
. Jego nazwisko i cząstkowe omówienia poglądów
pojawiają się oczywiście jedynie przy okazji analizowania polityki
narodowościowej II Rzeczypospolitej
[42]
i analiz zagadnienia akcji prometejskiej
[43]
. Sam Bączkowski
nie dbał nigdy o swoją sławę, a i III Rzeczpospolita nie potraktowała
go z odpowiednimi honorami. Kilka lat temu postać Bączkowskiego wskazał
Jerzy Giedroyc. Przypomniał, iż Bączkowski był prekursorem przyjaźni
polsko-ukraińskiej, zaś bez redagowanego przez niego "Biuletynu
Polsko-Ukraińskiego" i wychowanego dzięki niemu grona osób realizacja
obecnej normalizacji stosunków byłaby niewątpliwie utrudniona
[45]
. Dodał też dalej: "[Bączkowski] może z dumą stwierdzić,
że jego praca nie poszła na marne. Że jego idea jest realizowana,
jeszcze kulawo, czy nawet karykaturalnie, ale jest realizowana"
[46]
.
Dorobek W.
Bączkowskiego jest bardzo bogaty. Trudno zatem dokonać wyboru kilkunastu
pism do niewielkiej książeczki. Zawsze w przypadku, kiedy z kilkuset
artykułów, książek, recenzji wybieramy kilkanaście, istnieje ryzyko
narażenia się na zarzut niereprezentatywności. Nie chcieliśmy ograniczyć
się jedynie do jednego nurtu jego rozważań, np. do sprawy ukraińskiej,
choć z nią głównie się przecież kojarzy W. Bączkowskiego.
Czy można jednak pominąć chociażby
"syberyjskie" teksty Włodzimierza Bączkowskiego, skoro to właśnie
Syberia do dzisiaj fascynuje wielu Polaków, a myśl o niej jest tak
mocno obecna w polskiej kulturze? Na przykład artykuł "Syberia czeka
na swojego Waszyngtona" jest napisany jakby przez współczesnego
Polaka, który dopiero, co wrócił zza Uralu. Nie sposób również nie
odnotować zainteresowań
Bączkowskiego Bliskim i Dalekim Wschodem, Azją Środkową i Kaukazem.
Bez zapoznania się z tymi tekstami współczesny czytelnik miałby
dalece niepełną informację o Autorze, którego zamierzamy przypomnieć.
VIII
Staraliśmy
się w jak najmniejszym stopniu ingerować w stylistykę publicystyki
Włodzimierza Bączkowskiego, przypisy stosowaliśmy oszczędnie, jednak
wszędzie tam, gdzie wydawały się konieczne ze względu na zrozumienie
tekstu przez współczesnego czytelnika. Po dłuższych wahaniach wyszliśmy
z założenia, że także zachowanie oryginalnej formy, często mających
już kilkadziesiąt lat artykułów pomoże w zrozumieniu ducha epoki,
przybliży do sporów toczonych przed kilkudziesięciu laty. Dlatego
jedynie w wyjątkowych wypadkach dokonywaliśmy drobnych retuszy redaktorskich.
Pozostaje zachęcić do lektury.
Za pomoc w przygotowaniu wyboru dziękujemy
przede wszystkim Panu Włodzimierzowi Bączkowskiemu, który współpracował
z nami pomimo choroby. Rozmowy z nim przeprowadzone w 1999 roku
w Waszyngtonie miały wielki wpływ na kształt tego wyboru, a materiały
udostępnione przez niego pomogły nam napisać wstęp. Dziękujemy Mu
również za dokładne przejrzenie wstępu i cenne uwagi.
Dziękujemy za wsparcie Pani Dorocie
Majewskiej i Panu Markowi Michalewskiemu, których, rada i pomoc
przy pisaniu książki oraz gościna za Oceanem były bardzo istotne
w jej powstawaniu. Za pomoc w redakcji tekstów oraz opatrzeniu ich
przypisami jesteśmy wdzięczni naszym przyjaciołom: Annie Gabryś
i Witoldowi Tomaszkowi.
Za wsparcie publikacji dziękujemy
również Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Towarzystwu
Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu.
Kraków-Warszawa-Waszyngton, lipiec 2000 r.