Strona poświęcona Pawłowi Popielowi
Paweł Popiel - Do Stanisława Koźmiana


Kochany Panie Stanisławie!

 

[...] Konserwatyzm - to ogólnik wszędzie, cóż dopiero u nas, którzy przez lat sto osiemdziesiąt w ciągłej zawsze byliśmy i być musieli opozycji. Cóż tu było zachować, czego było bronić, gdzie wszystko narzucono, a do niczego nie było wolności i siły? Stąd pojęcie konserwatyzmu u nas zwichnięte, a nie tylko u nas, lecz wszędzie jest on poniekąd negacją, obroną, zachowaniem, a nie walką, zdobywaniem. Musimy przeto napisać na sztandarze naszym coś wyraźniejszego, czego przywódcy nasi dotychczasowi nie powiedzieli i dlatego nie mieli za sobą zastępu, nie wytworzyli stronnictwa potężnego wewnątrz kraju, a na zewnątrz znanego i szanowanego.

 

Rozbierać tu nie będę, jakie filozoficzne błędy leżą na dnie ciężkich społecznych epoki naszej zadań. Kto uważny, a przygotowany czyta listy Zygmunta Krasińskiego, widzi tłumaczenie jednych zjawisk a przepowiednię drugich. Dziwny ten człowiek, sam uwikłany we formuły filozofii Hegla, dorabia się zwolna prawd najwyższych, ze mgły przychodzi do światła i rzeczywistości, odbywa proces umysłowy, który w kilkanaście lat później przechodzi społeczeństwo. Wydobył się geniusz obok dziwnie dobrej wiary i miłości prawdy z więzów najsztuczniej obmyślanego od czasów Arystotelesa systematu. Społeczność obałamucona językiem, który wszedł do nauki i polityki, dopiero wobec przepaści, do której doprowadza, cofa się i na inne nabija drogi. Słuszna kara za to, że opuściła kierunek Boski, a poszła za własnym rozumem i krzykiem nędznych przewodników. Jak lud Izraela wiódł na puszczy, we dnie słup dymu a w nocy ognisty, tak po pustyni świata prowadzi ludzkość pismo i tradycja utrzymane w hierarchii Kościoła. Dlatego, mając stawiać na sztandarze naszym zasady, musimy je określić tak wybitnie, aby żadnej nie zostawiały wątpliwości. Wszelka niejasność prowadzi to wnet do dyskusji i rozdziału; a raczej żadnego stronnictwa jak takie, które nie byłoby jednolite. W tej chwili trzeba wielkiej podniosłości ducha, gotowości, aby ważyć całe swe położenie nawet życie za przekonanie; tego nikt nie zdolny dla ogólnika i kiedy słusznie narzekasz na lenistwo, oziębłość, tchórzostwo wobec niebezpieczeństwa, które grozi, to ci powiem, że poruszyć je zdoła nie obawa kataklizmu, nie interes nawet własnego bezpieczeństwa, ale tylko siła przekonania i miłość prawdy.

Kochany Panie Stanisławie! Czytałem dość długo i uważnie księgę życia, a zdarzyło mi się też mimochodem czytać i parę innych książek; przyszedłem do tego przekonania, że jeżeli sprawy ludzkości często ostatecznie idą po przekątnej, ową drogą szczęśliwych, to stronnictwa muszą skrajne brać stanowisko. Dlatego ani z działania wspólnego, a tym bardziej z miłości, idąc za Tobą, "nie wykluczam nikogo, wyjąwszy ludzi złej wiary i podłych, jawnych lub ukrytych dworaków liberalizmu dzisiejszego i bezwyznaniowców małpujących cudzoziemską modę chwilową" ale niemniej dlatego, jako pierwsze godło stronnictwa polskiego muszę położyć, że będzie katolickie.

Z tą stanowczością, która Cię wyróżnia od wielu publicystów, idziesz wprost do kwestii żydowskiej. Idę za Tobą i powiem: po członkach mojego Kościoła nikogo tyle nie kocham i nie szanuję, co żyda, i przyznaliby to wszyscy bez wyjątku, z którymi, jako właściciel dóbr ziemskich, przez lata długie musiałem mieć liczne stosunki, a podobno żaden się na mnie nie użalił, nie tylko ze stanowiska prawnego, ale i co do obejścia się uczciwego, towarzyskiego. Mam z nimi wspólną wiarę w Boga osobistego, tradycje lat 4000 i dogmatyczność w nauce: niosą, choć sami w cieniu, pochodnię, która świat oświeca. Byliby wybornym sprzymierzeńcem przeciw bezwyznaniowcom, ale mimo równości, do której przypuszczeni, tak wyłączną zlali się solidarnością, że, jak to już powiedziałem, ich interes kastowy pójdzie zawsze przed każdym, choćby najszlachetniejszym interesem. Konserwatyzm zaś będzie konserwatyzmem majątków, stanowiska, ale nie konserwatyzmem skarbów duchowych. Żyd albo prawowierny, więc dla niego każdy inny gojem, albo berliński Hegelinge i Bismarkista, a wtedy należy do obozu rewolucyjnego i dlatego choć kochać go należy, rachować na niego trudno, jak się pokazało po roku 1863.

Nie doświadczą jednak uszczerbku, bo jako antytezę rewolucyjnego kierunku, stawiam na czele zasadę zupełnej wolności Kościoła w społeczeństwie. Skąd mam wstręt taki do rewolucyjno-liberalnych zasad? Czy my nie kochamy wolności? Czy nie jesteśmy potomkami tych, co mawiali malo periculosam libertatem quam quietum servitium? Czy który z nas poddałby się człowiekowi jako człowiekowi, albo dworował potędze? Zapewne nigdy. Ale umiemy czytać historię i patrzeć na to, co się dzieje wobec nas, a patrzeć oczami własnymi, nie zaś oczyma stronnictwa albo spisku. W imieniu rewolucyjnego liberalizmu wyganiają proboszczów kościołów i wiernych w Szwajcarii; w imieniu rewolucyjnego liberalizmu prześladują naszego Pasterza, naszych księży i nasz język w Prusach, czemu by nikt nie uwierzył, z ramienia rządu nasyłają intruzów. Słowem monarchiczne Prusy i demokratyczna Szwajcaria powtarzają, co lat temu 80 robiła Francja, z jakim skutkiem, wiemy, a pamiętamy także, co nastąpiło potem: nastąpił rok 1793. Tym śladem pragnie iść, tym śladem pójdzie liberalizm wiedeński, jak to głośno organa jego zapowiadają. Po to przygotowali sobie narzędzie niby wygodne w wyborach powszechnych do rady państwa.

Czy to narzędzie będzie istotnie dogodne, zobaczymy, zależy to poniekąd od nas, bo głosy posłów polskich i stanowisko, jakie zajmą, zaważy w radzie, a może tez i w innych koronnych krajach niezupełnie po myśli wiedeńskiego dziennikarstwa pójdą wybory. Mentita est iniquitas sibi ipsi. Już oto nieraz przyszło nam te słowa powtórzyć z pociechą. O to tylko idzie, aby, jak wymownie do tego namawiasz, wybory padły na odpowiednich ludzi.

A zatem wolność Kościoła i sumienia,

Uznanie i obrona prawa własności,

Uszanowanie władzy i hierarchii społecznej.

Uznanie, iż monarchia i dom rakuski są gwarancją naszego bytu, że zatem, co tylko tę monarchię osłabia, a dom ten zaćmić może, temu winniśmy na głowę być przeciwni.

Przekonanie, że jak w życiu, tak w polityce nie ma zasady zgubniejszej nad tę: że cel uświęca środki.

Oto są zasady, które na sztandarze stronnictwa napisać należy, a kto do nich się poczuwa bez restrykcji, kto za nie walczyć gotów, ten z nami, a my z nim.

Pomijam kwestię federacji, bo może nie być na czasie, nie będąc jeszcze dostatecznie zrozumianą. Czy takie prawdy dosyć na wiatr wypowiedzieć? Bynajmniej; tu trzeba czynu. Jakiego? Zejść się, a sformułowane te zasady podpisać i uznać za swoje, objaśniać, kandydatów wyszukać, popierać, agitować. Kiedy? Zaraz, bo poprzestawać nie można na gołosłownych oświadczeniach, wobec zwrotu niejakiego w opinii, że się nie jest bezwyznaniowcem albo żąda Cavourowskiego wolnego kościoła w wolnym państwie. Tu trzeba wziąć na wagę przeszłość ludzi i jakie takie do wyższej polityki usposobienie, jaki taki pogląd. Frazesami zużytymi posługiwać się nie będzie można: novus verum orditur ordo. Tu, jak słusznie zauważyłeś, nie kwestie narodowości, ale kwestie zasad będą na stole. Tu przyjdzie się spotkać z ideą państwa, którą postawią i zechcą realizować liberaliści wiedeńscy i emisariusze Bismarcka.

Pytania te mają tę niedogodność, że nie można dotknąć ich się pobieżnie, ale trzeba iść do głębi, odnieść się do najwyższych filozoficznych zasad, co wymaga więcej czasu a także przypuścić należy niejakie przygotowanie w czytających, choćby się użyło wykładu najprostszego i unikało wyrazów naukowych.

Osobistość Boga, rozdział jego od natury, albo wszechświat i jego modyfikacje, oto w ostatecznym rezultacie przepaść, która choć często bezwiednie, dzieli ludzi, stronnictwa i szkoły. Z osobistości Boga i stworzenia świata, wypływa naturalny organizm ludzkości. Społeczność tworzy i kształci się wedle praw, które Pan Bóg oznaczył, a które tak dalece naturze ludzkiej odpowiadają, że nazwano je prawami natury. Zgodnie z tymi prawami, siły, którymi Bóg ludzkość obdarzył, wykształcają władzę, społeczeństwo, całą hierarchię rodziny i narodu; nic tu nie ma sztucznego, nic dowolnego, tylko szanując godność człowieka i chcąc go zrobić odpowiedzialnym, a zatem ułatwić mu zasługę, Opatrzność obdarzyła go wolnością, nie tak, aby mu było wolno dobrze albo źle czynić, ale aby miał wolność wyboru i dobrze czynił z przekonania, a ze zasługą.

Jak drzewo rozrasta się z pnia jednego a wytwarza gałęzie, liście, kwiat i owoc, z których każdy ma swoją indywidualność, a wszystko łączy się w pniu swoim, tak społeczny ustrój jest wielorakością w jedności. Nic się tam rozpaść nie może, bo jak soki żywotne krążą po naczyniach drzewa, tak prawo moralne napełnia, ożywia i utrzymuje żywotność społecznego organizmu: każda jednostka z duszą indywidualną, obdarzona wolnością musi być uszanowana, poddaje wolną swoją wolę niejakiemuś fatum, ale prawu miłości, które ukochała. A prawo to miłości jest tak święte i naturze ludzkiej konieczne, że je musi potęga władzy uszanować i człowiek chociaż gwałcony do niego odwołać się może. W zastosowaniu politycznym wykształcają się różne formy wedle żywiołów składowych czasu, oświaty, geograficznego i etnograficznego położenia, a które czy w jedynowładztwie, czy w równowadze sił społecznych, prawo miłości uszanować muszą. W takim pojęciu albo raczej uznaniu, godność i wolność człowieka uratowana. Panowanie siły niemożebne, chyba chwilowe i to kiedy społeczność jaka upadła moralnie.

Inna nauka owładnęła katedry a następnie świat polityczny. Nie prawo Boskie drogą przyrodzoną wykształca społeczność z jej warunkami bytu. Państwo powstaje jako postulat rozumu, jako najwyższy ideał ludzkości, a jak w panteizmie Bóg nie jest osobistym i człowiek dopiero ideę Bóstwa stwarza, tak w państwie ludzkość wytwarza władze, a pojedynek, bezwiedna i bezwłasnowolna istota w ludzkości, winien się poddać wszechwładzy państwa.

Ktokolwiek te słowa obrane z wszelkiego aparatu naukowego rozważy, już widzi, że z tej teorii wypływa wszechwładza państwa, niewola duchowa, a w dalszych następstwach, jak w porządku duchowym monopol nauczania, zniszczenie wolności Kościoła, nawet sama możebność objawienia i hierarchii, tak w porządku ekonomicznym negacja własności i wszystkie następstwa socjalizmu, który nie tylko ma rację bytu, ale staje się jedynym prawnym społecznym ustrojem. Co się stać musi z rodziną i małżeństwem, łatwo odgadnąć, a jeszcze łatwiej przekonać się u Mormonów, gdzie najstraszniejsze kazirodztwo moralne uprawnione.

Z tego wywodu każdy logiczny umysł zrozumie, do jakiej zasady odnoszą się, albo do jakich następstw z matematyczną ścisłością doprowadzić muszą pod najpiękniejszą formą stawiane wymagania rewolucyjno-liberalnej albo demokratyczno-absolutnej partii. Dlatego to tak boleśnie patrzeć na obłęd, jaki opanował wiele naszych serc w kraju i wiele głów, co, chociaż nie pozbawione zdolności i polotu, nie miały sposobności zastanowić się głębiej nad nauką polityki, do której każdy Polak ma z urodzenia pretensję.

Uznawszy raz osobistość Boga i człowieka, przychodzi się w porządku rozumowania do potrzeby objawienia, hierarchii, władzy w Kościele, która łączy w sobie, która w jednym ręku skupia, kieruje wszystkie milionowe potęgi ludzkości i siły jej.

Prawdy, do których umysł silny, naukowo wykształcony dochodzi długą pracą przy szczególniejszej dobrej wierze, są potrzebne każdemu, bogatemu jak ubogiemu, rozumnemu jak prostakowi, dlatego Opatrzność obmyśliła inny środek, aby je zrobić nie tylko dostępne, ale dać im sankcję nieomylności, ustanowiła powagę Kościoła, który już nie przychodzi z rozumowaniem ale z dogmatem.

Na takiej drodze społeczność polska zarówno z europejską stała się chrześcijańską. Nie potrzeba żadnych pism tendencyjnych, dosyć wczytać się w źródła np. Długosza, aby widzieć, jak Kościół wykształcał to nasze społeczeństwo. Jeżeli ono popadło w anarchię, to prawdy objawione dają człowiekowi i społeczeństwu środki zbawienia, ale żadnego nie wykonywają przymusu. Kościół nauczał abnegacji, a szlachta żyła prywatą i pychą. Ale co by się stało bez tej nauki w narodzie pozbawionym balastu, który daje silna władza? Żył tak długo tymi prawdami, a jeżeli nie zamiera, to dlatego, że wskroś, choć czasem bezwiednie, nimi przejęty, i dzisiaj ci sami, którzy pozbyli nas politycznego życia, rzucają się wściekle na skarby duchowe.[...]



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/