Kochany Panie Stanisławie!
[...] Konserwatyzm - to ogólnik wszędzie, cóż dopiero
u nas, którzy przez lat sto osiemdziesiąt w ciągłej zawsze byliśmy
i być musieli opozycji. Cóż tu było zachować, czego było bronić,
gdzie wszystko narzucono, a do niczego nie było wolności i siły?
Stąd pojęcie konserwatyzmu u nas zwichnięte, a nie tylko u nas,
lecz wszędzie jest on poniekąd negacją, obroną, zachowaniem, a nie
walką, zdobywaniem. Musimy przeto napisać na sztandarze naszym coś
wyraźniejszego, czego przywódcy nasi dotychczasowi nie powiedzieli
i dlatego nie mieli za sobą zastępu, nie wytworzyli stronnictwa
potężnego wewnątrz kraju, a na zewnątrz znanego i szanowanego.
Rozbierać tu nie będę, jakie filozoficzne błędy leżą
na dnie ciężkich społecznych epoki naszej zadań. Kto uważny, a przygotowany
czyta listy Zygmunta Krasińskiego, widzi tłumaczenie jednych zjawisk
a przepowiednię drugich. Dziwny ten człowiek, sam uwikłany we formuły
filozofii Hegla, dorabia się zwolna prawd najwyższych, ze mgły przychodzi
do światła i rzeczywistości, odbywa proces umysłowy, który w kilkanaście
lat później przechodzi społeczeństwo. Wydobył się geniusz obok dziwnie
dobrej wiary i miłości prawdy z więzów najsztuczniej obmyślanego
od czasów Arystotelesa systematu. Społeczność obałamucona językiem,
który wszedł do nauki i polityki, dopiero wobec przepaści, do której
doprowadza, cofa się i na inne nabija drogi. Słuszna kara za to,
że opuściła kierunek Boski, a poszła za własnym rozumem i krzykiem
nędznych przewodników. Jak lud Izraela wiódł na puszczy, we dnie
słup dymu a w nocy ognisty, tak po pustyni świata prowadzi ludzkość
pismo i tradycja utrzymane w hierarchii Kościoła. Dlatego, mając
stawiać na sztandarze naszym zasady, musimy je określić tak wybitnie,
aby żadnej nie zostawiały wątpliwości. Wszelka niejasność prowadzi
to wnet do dyskusji i rozdziału; a raczej żadnego stronnictwa jak
takie, które nie byłoby jednolite. W tej chwili trzeba wielkiej
podniosłości ducha, gotowości, aby ważyć całe swe położenie nawet
życie za przekonanie; tego nikt nie zdolny dla ogólnika i kiedy
słusznie narzekasz na lenistwo, oziębłość, tchórzostwo wobec niebezpieczeństwa,
które grozi, to ci powiem, że poruszyć je zdoła nie obawa kataklizmu,
nie interes nawet własnego bezpieczeństwa, ale tylko siła przekonania
i miłość prawdy.
Kochany
Panie Stanisławie! Czytałem dość długo i uważnie księgę życia, a
zdarzyło mi się też mimochodem czytać i parę innych książek; przyszedłem
do tego przekonania, że jeżeli sprawy ludzkości często ostatecznie
idą po przekątnej, ową drogą szczęśliwych, to stronnictwa muszą
skrajne brać stanowisko. Dlatego ani z działania wspólnego, a tym
bardziej z miłości, idąc za Tobą, "nie wykluczam nikogo, wyjąwszy
ludzi złej wiary i podłych, jawnych lub ukrytych dworaków liberalizmu
dzisiejszego i bezwyznaniowców małpujących cudzoziemską modę chwilową"
ale niemniej dlatego, jako pierwsze godło stronnictwa polskiego
muszę położyć, że będzie katolickie.
Z tą
stanowczością, która Cię wyróżnia od wielu publicystów, idziesz
wprost do kwestii żydowskiej. Idę za Tobą i powiem: po członkach
mojego Kościoła nikogo tyle nie kocham i nie szanuję, co żyda, i
przyznaliby to wszyscy bez wyjątku, z którymi, jako właściciel dóbr
ziemskich, przez lata długie musiałem mieć liczne stosunki, a podobno
żaden się na mnie nie użalił, nie tylko ze stanowiska prawnego,
ale i co do obejścia się uczciwego, towarzyskiego. Mam z nimi wspólną
wiarę w Boga osobistego, tradycje lat 4000 i dogmatyczność w nauce:
niosą, choć sami w cieniu, pochodnię, która świat oświeca. Byliby
wybornym sprzymierzeńcem przeciw bezwyznaniowcom, ale mimo równości,
do której przypuszczeni, tak wyłączną zlali się solidarnością, że,
jak to już powiedziałem, ich interes kastowy pójdzie zawsze przed
każdym, choćby najszlachetniejszym interesem. Konserwatyzm zaś będzie
konserwatyzmem majątków, stanowiska, ale nie konserwatyzmem skarbów
duchowych. Żyd albo prawowierny, więc dla niego każdy inny gojem,
albo berliński Hegelinge i Bismarkista, a wtedy należy do obozu
rewolucyjnego i dlatego choć kochać go należy, rachować na niego
trudno, jak się pokazało po roku 1863.
Nie
doświadczą jednak uszczerbku, bo jako antytezę rewolucyjnego kierunku,
stawiam na czele zasadę zupełnej wolności Kościoła w społeczeństwie.
Skąd mam wstręt taki do rewolucyjno-liberalnych zasad? Czy my nie
kochamy wolności? Czy nie jesteśmy potomkami tych, co mawiali
malo periculosam libertatem quam quietum servitium? Czy który
z nas poddałby się człowiekowi jako człowiekowi, albo dworował potędze?
Zapewne nigdy. Ale umiemy czytać historię i patrzeć na to, co się
dzieje wobec nas, a patrzeć oczami własnymi, nie zaś oczyma stronnictwa
albo spisku. W imieniu rewolucyjnego liberalizmu wyganiają proboszczów
kościołów i wiernych w Szwajcarii; w imieniu rewolucyjnego liberalizmu
prześladują naszego Pasterza, naszych księży i nasz język w Prusach,
czemu by nikt nie uwierzył, z ramienia rządu nasyłają intruzów.
Słowem monarchiczne Prusy i demokratyczna Szwajcaria powtarzają,
co lat temu 80 robiła Francja, z jakim skutkiem, wiemy, a pamiętamy
także, co nastąpiło potem: nastąpił rok 1793. Tym śladem pragnie
iść, tym śladem pójdzie liberalizm wiedeński, jak to głośno organa
jego zapowiadają. Po to przygotowali sobie narzędzie niby wygodne
w wyborach powszechnych do rady państwa.
Czy
to narzędzie będzie istotnie dogodne, zobaczymy, zależy to poniekąd
od nas, bo głosy posłów polskich i stanowisko, jakie zajmą, zaważy
w radzie, a może tez i w innych koronnych krajach niezupełnie po
myśli wiedeńskiego dziennikarstwa pójdą wybory. Mentita est iniquitas sibi ipsi. Już oto nieraz przyszło nam te słowa powtórzyć z pociechą.
O to tylko idzie, aby, jak wymownie do tego namawiasz, wybory padły
na odpowiednich ludzi.
A zatem
wolność Kościoła i sumienia,
Uznanie
i obrona prawa własności,
Uszanowanie
władzy i hierarchii społecznej.
Uznanie,
iż monarchia i dom rakuski są gwarancją naszego bytu, że zatem,
co tylko tę monarchię osłabia, a dom ten zaćmić może, temu winniśmy
na głowę być przeciwni.
Przekonanie,
że jak w życiu, tak w polityce nie ma zasady zgubniejszej nad tę:
że cel uświęca środki.
Oto
są zasady, które na sztandarze stronnictwa napisać należy, a kto
do nich się poczuwa bez restrykcji, kto za nie walczyć gotów, ten
z nami, a my z nim.
Pomijam
kwestię federacji, bo może nie być na czasie, nie będąc jeszcze
dostatecznie zrozumianą. Czy takie prawdy dosyć na wiatr wypowiedzieć?
Bynajmniej; tu trzeba czynu. Jakiego? Zejść się, a sformułowane
te zasady podpisać i uznać za swoje, objaśniać, kandydatów wyszukać,
popierać, agitować. Kiedy? Zaraz, bo poprzestawać nie można na gołosłownych
oświadczeniach, wobec zwrotu niejakiego w opinii, że się nie jest
bezwyznaniowcem albo żąda Cavourowskiego wolnego kościoła w wolnym
państwie. Tu trzeba wziąć na wagę przeszłość ludzi i jakie takie
do wyższej polityki usposobienie, jaki taki pogląd. Frazesami zużytymi
posługiwać się nie będzie można: novus verum orditur ordo.
Tu, jak słusznie zauważyłeś, nie kwestie narodowości, ale kwestie
zasad będą na stole. Tu przyjdzie się spotkać z ideą państwa, którą
postawią i zechcą realizować liberaliści wiedeńscy i emisariusze
Bismarcka.
Pytania
te mają tę niedogodność, że nie można dotknąć ich się pobieżnie,
ale trzeba iść do głębi, odnieść się do najwyższych filozoficznych
zasad, co wymaga więcej czasu a także przypuścić należy niejakie
przygotowanie w czytających, choćby się użyło wykładu najprostszego
i unikało wyrazów naukowych.
Osobistość
Boga, rozdział jego od natury, albo wszechświat i jego modyfikacje,
oto w ostatecznym rezultacie przepaść, która choć często bezwiednie,
dzieli ludzi, stronnictwa i szkoły. Z osobistości Boga i stworzenia
świata, wypływa naturalny organizm ludzkości. Społeczność tworzy
i kształci się wedle praw, które Pan Bóg oznaczył, a które tak dalece
naturze ludzkiej odpowiadają, że nazwano je prawami natury. Zgodnie
z tymi prawami, siły, którymi Bóg ludzkość obdarzył, wykształcają
władzę, społeczeństwo, całą hierarchię rodziny i narodu; nic tu
nie ma sztucznego, nic dowolnego, tylko szanując godność człowieka
i chcąc go zrobić odpowiedzialnym, a zatem ułatwić mu zasługę, Opatrzność
obdarzyła go wolnością, nie tak, aby mu było wolno dobrze
albo źle czynić, ale aby miał wolność wyboru i dobrze czynił
z przekonania, a ze zasługą.
Jak
drzewo rozrasta się z pnia jednego a wytwarza gałęzie, liście, kwiat
i owoc, z których każdy ma swoją indywidualność, a wszystko łączy
się w pniu swoim, tak społeczny ustrój jest wielorakością w jedności.
Nic się tam rozpaść nie może, bo jak soki żywotne krążą po naczyniach
drzewa, tak prawo moralne napełnia, ożywia i utrzymuje żywotność
społecznego organizmu: każda jednostka z duszą indywidualną, obdarzona
wolnością musi być uszanowana, poddaje wolną swoją wolę niejakiemuś
fatum, ale prawu miłości, które ukochała. A prawo to miłości jest
tak święte i naturze ludzkiej konieczne, że je musi potęga władzy
uszanować i człowiek chociaż gwałcony do niego odwołać się może.
W zastosowaniu politycznym wykształcają się różne formy wedle żywiołów
składowych czasu, oświaty, geograficznego i etnograficznego położenia,
a które czy w jedynowładztwie, czy w równowadze sił społecznych,
prawo miłości uszanować muszą. W takim pojęciu albo raczej uznaniu,
godność i wolność człowieka uratowana. Panowanie siły niemożebne,
chyba chwilowe i to kiedy społeczność jaka upadła moralnie.
Inna
nauka owładnęła katedry a następnie świat polityczny. Nie prawo
Boskie drogą przyrodzoną wykształca społeczność z jej warunkami
bytu. Państwo powstaje jako postulat rozumu, jako najwyższy ideał
ludzkości, a jak w panteizmie Bóg nie jest osobistym i człowiek
dopiero ideę Bóstwa stwarza, tak w państwie ludzkość wytwarza władze,
a pojedynek, bezwiedna i bezwłasnowolna istota w ludzkości, winien
się poddać wszechwładzy państwa.
Ktokolwiek
te słowa obrane z wszelkiego aparatu naukowego rozważy, już widzi,
że z tej teorii wypływa wszechwładza państwa, niewola duchowa, a
w dalszych następstwach, jak w porządku duchowym monopol nauczania,
zniszczenie wolności Kościoła, nawet sama możebność objawienia i
hierarchii, tak w porządku ekonomicznym negacja własności i wszystkie
następstwa socjalizmu, który nie tylko ma rację bytu, ale staje
się jedynym prawnym społecznym ustrojem. Co się stać musi z rodziną
i małżeństwem, łatwo odgadnąć, a jeszcze łatwiej przekonać się u
Mormonów, gdzie najstraszniejsze kazirodztwo moralne uprawnione.
Z tego
wywodu każdy logiczny umysł zrozumie, do jakiej zasady odnoszą się,
albo do jakich następstw z matematyczną ścisłością doprowadzić muszą
pod najpiękniejszą formą stawiane wymagania rewolucyjno-liberalnej
albo demokratyczno-absolutnej partii. Dlatego to tak boleśnie patrzeć
na obłęd, jaki opanował wiele naszych serc w kraju i wiele głów,
co, chociaż nie pozbawione zdolności i polotu, nie miały sposobności
zastanowić się głębiej nad nauką polityki, do której każdy Polak
ma z urodzenia pretensję.
Uznawszy
raz osobistość Boga i człowieka, przychodzi się w porządku rozumowania
do potrzeby objawienia, hierarchii, władzy w Kościele, która łączy
w sobie, która w jednym ręku skupia, kieruje wszystkie milionowe
potęgi ludzkości i siły jej.
Prawdy,
do których umysł silny, naukowo wykształcony dochodzi długą pracą
przy szczególniejszej dobrej wierze, są potrzebne każdemu, bogatemu
jak ubogiemu, rozumnemu jak prostakowi, dlatego Opatrzność obmyśliła
inny środek, aby je zrobić nie tylko dostępne, ale dać im sankcję
nieomylności, ustanowiła powagę Kościoła, który już nie przychodzi
z rozumowaniem ale z dogmatem.
Na takiej
drodze społeczność polska zarówno z europejską stała się chrześcijańską.
Nie potrzeba żadnych pism tendencyjnych, dosyć wczytać się w źródła
np. Długosza, aby widzieć, jak Kościół wykształcał to nasze społeczeństwo.
Jeżeli ono popadło w anarchię, to prawdy objawione dają człowiekowi
i społeczeństwu środki zbawienia, ale żadnego nie wykonywają przymusu.
Kościół nauczał abnegacji, a szlachta żyła prywatą i pychą. Ale
co by się stało bez tej nauki w narodzie pozbawionym balastu, który
daje silna władza? Żył tak długo tymi prawdami, a jeżeli nie zamiera,
to dlatego, że wskroś, choć czasem bezwiednie, nimi przejęty, i
dzisiaj ci sami, którzy pozbyli nas politycznego życia, rzucają
się wściekle na skarby duchowe.[...]
|