Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Czesławowi Martyniakowi
Czesław Martyniak - Moc obowiązująca prawa a teoria Kelsena
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 1813 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.
Prawo pozytywne to, według określenia samego Kelsena*, normy stanowione w określony sposób przez władzę i, co więcej, jego zdaniem, niezbędną cechą prawa pozytywnego jest przymus**.

Z punktu widzenia naukowego pozytywizmu prawny porządek z istoty swej jest porządkiem przymusu. Polega on po prostu na powiązaniu określonego faktu z aktem przymusu. Prawne zobowiązanie kogoś oznacza nic innego jak to, że zachowanie sprzeczne z przepisem spotka się z aktem przymusu ze strony organu państwowego. W konsekwencji takiego poglądu Kelsen odrzuca zwykły sposób przedstawiania nakazu prawa w postaci dwu norm, z których jedna głosi, że pewne zachowanie jest obowiązujące, a druga dopiero ustanawia sankcję, którą należy stosować w razie złamania normy pierwszej. Taka dwustopniowość norm może nasunąć mniemanie, że już pierwsza norma sama stwarza obowiązek prawny. Tymczasem stwarzać może ona jakiś obowiązek naturalny. W takim przedstawieniu nakazów prawa znać wpływ ideologii prawa naturalnego. Z punktu widzenia pozytywistycznego wystarczy tylko druga norma, określająca kiedy się stosować będzie przymus. Dla krytycznego pozytywizmu norma prawa pozytywnego jest to norma, która została ustanowiona w określony sposób i opatrzona przymusem i która ma moc obowiązującą właśnie z tych powodów. Natomiast norma prawa naturalnego ma moc obowiązującą z powodu swej treści i zależnie od sankcji. Dopóki więc norma nie jest opatrzona przymusem to, stosownie do jego własnych założeń, nie może być uważana za normę prawa pozytywnego, chociaż będzie ustalana przez jakiś organ.

Reasumujemy dotychczasowe rozumowanie Kelsena: istnienie porządku prawno-naturalnego jest niemożliwe. Dowodem tego ma być analiza procesu konkretyzacji normy ogólnej, która wykazuje, że określenie, czy rzeczywiście zaszedł wypadek przewidziany w tej normie, oraz czy i jaki ma pociągnąć za sobą skutek, należy do człowieka, czyli, że zawiera się w formie pozytywnej, a nie naturalnej. A ponieważ prawo naturalne, ze swego immanentnego punktu widzenia, wcale nie uważa się za wytwór człowieka, przeto głosi, że jego istnienie jest niezależne od tego, czy ludzie je uznają, czy nie. Innymi słowy, doktryna prawa naturalnego ignoruje problem realizacji, a właśnie zbadanie tego problemu wykazuje w drodze krytyki immanentnej, że musi się ono stać dziełem człowieka [...], że proces indywidualizacji prawa naturalnego staje się procesem jego pozytywizacji, a więc, że w ciągu procesu realizacji znika sama idea prawa naturalnego, która, jak z tego wynika, może istnieć wyłącznie w jakiejś sferze transcendentalnej w stosunku do ludzi. Po wtóre porządek naturalny z istoty swej jest bezprzymusowy [...], a przez to anarchistyczny. Realizacja takiego porządku suponuje, że ludzie mają wystarczającą znajomość prawa naturalnego i dobrą wolę do podporządkowania się jemu. Supozycja ta jest utopią, gdyż doświadczenie poucza, że ludziom brak takiej wiedzy i dobrej woli, a więc bezprzymusowy porządek naturalny istnieć nie może. Istnieć może tylko porządek przymusowy czyli pozytywny, w którym jakiś organ stojący ponad zainteresowanymi stronami czuwa nad jego przymusową realizacją.

Staraliśmy się wykazać niesłuszność zarzutu, że prawo naturalne musi zamieniać się na pozytywne, z tego powodu, że musi ono być określone przez człowieka. Prawo naturalne, nawet jako wytwór człowieka, pozostaje naturalnym i w swych ogólnych zasadach powszechnym. A możliwość błędów i omyłek ze strony ludzi przy procesie indywidualizacji, przy jego realizowaniu w niczym nie może naruszyć jego istnienia, tak jak nie może się naruszyć istnienia prawa pozytywnego. Twierdzenia o bezprzymusowym i anarchistycznym charakterze prawa naturalnego były wywołane chyba tylko nieznajomością doktryny prawa naturalnego, która zawsze broniła i broni naturalnego charakteru państwa i prawa pozytywnego czyli głosiła konieczność przymusowego porządku politycznego*. [...]

 

Widzieliśmy, że Kelsen jest apostołem formalizmu w prawie [...]. Ale nie zadawala się on sformalizowaniem prawa pozytywnego, lecz przechodzi niejako do ataku i stara się wykazać, że i samo prawo naturalne, a więc to, które z pozoru jest dziedziną obcą formalizmowi na formalizmie kończy. To co sprawiedliwe jest względne i ulega nie tylko zmianie przy przekształcaniu prawa naturalnego na prawo pozytywne, ale nawet w obrębie prawa pozytywnego przy przekształcaniu ogólnej normy na indywidualną. Tak więc bardzo nikłe są szanse zrealizowania jakiejś absolutnej sprawiedliwości, nawet jeśli jej istnienie uzna się za możliwe. Jeśli bowiem już nawet proces indywidualizacji ogólnych norm prawa pozytywnego może je zniekształcać, to tym bardziej zniekształcenie grozi normom prawa naturalnego, które muszą przejść przez podwójny proces przemiany nim zostaną zrealizowane: muszą najpierw być zamienione na ogólne normy prawa pozytywnego, a następnie dopiero zastosowane do konkretnego wypadku.

Widzieliśmy, że jeśliby nawet uznać istnienie prawa naturalnego jako systemu norm ogólnych, to zdaniem Kelsena tylko nielicznym ludziom można by powierzyć zadanie zastosowania tych norm do konkretnych wypadków, a zwłaszcza ustalenie i zrealizowanie konkretnych następstw. Skoro się uzna, że poznanie prawa naturalnego nie dla wszystkich jest dostępne, to w konsekwencji należy również zgodzić się, że nawet dla tych nielicznych, którzy je mogą poznawać, przedstawia to niemałe trudności. Istnieją najpierw trudności w sformułowaniu ogólnych zasad (trudności prawodawcy), a następnie trudności w stosowaniu ich do poszczególnych wypadków (trudności sędziego). Trudno jest np. wiedzieć, jaką karę nałożyć w wypadku morderstwa: czy karę śmierci, czy więzienie i w jakim wymiarze. Inny przykład: w wypadku błędu popełnionego przy umowie sprzedaży należy zapłacić umówioną cenę względnie zwrócić towar, a dopiero w wypadku nie wypłacenia względnie nie zwrócenia towaru orzec czy zastosowanie egzekucji będzie sprawiedliwe. Wszystko to musi określić organ. Toteż w tych wypadkach prawo pozytywne musi stanąć na miejscu prawa naturalnego i bez względu na to czy orzeczenie będzie sprawiedliwe, czy nie, będzie ono obowiązujące, aby tylko spór został rozstrzygnięty*. Przy zastosowaniu ogólnych zasad najważniejsze jest już nie to, aby orzeczenie ustalające, że zaszedł wypadek przewidziany w normie, było zgodne z prawdą, sprawiedliwe, lecz po prostu to, aby było wydane. Sędzia orzeka, że w danym wypadku zaszedł akt kradzieży i nakłada karę temu, kto w rzeczywistości wcale nie ukradł. Jest to wszak sprzeczne z ogólną normą prawa naturalnego, więc nie jest zastosowaniem normy ogólnej, lecz stworzeniem nowej normy prawa, zastąpieniem normy ogólnej przez inną normę prawa, przez normę pozytywną. Jest to więc pozytywizacja nie tylko formalna, ale i materialna, to znaczy, że prawo naturalne jest nie tylko przez człowieka formułowane, ale że i jego treść jest całkowicie od człowieka zależna. Sprawiedliwością w tym sensie względnym będzie to, co jest zgodne z normą prawa pozytywnego, tj. z ustanowioną normą, a "niesprawiedliwością" to, co się jej sprzeciwia.

Ideał sprawiedliwości w prawie naturalnym staje się rzekomo w końcu tym samym, czym norma podstawowa w pozytywizmie: formułą mającą za zadanie przekształcenie danego empirycznie materiału prawnego w sensowny tj. pozbawiony sprzeczności porządek i to formułą, która może się pogodzić z każdym systemem prawa pozytywnego. Ideał sprawiedliwości zamienia się na ideał spokoju. Przy czym ten drugi przeciwstawia się pierwszemu, gdyż głosi on, że nie tyle chodzi o to, aby każdy otrzymał, co mu się należy, ile o to, aby sporom położyć kres. Większość ludzi nie wie, czy zachowanie nakazane lub zakazane przez prawo pozytywne jest nim dlatego, że jest zgodne względnie sprzeczne z prawem naturalnym, że jest sprawiedliwe czy słuszne. Zdaniem Kelsena jest to zresztą bez znaczenia, jako rzecz nie dająca się skontrolować.

Rezultatem pozytywizacji materialnej jest zrelatywizowanie treści prawa naturalnego. Jak w prawie pozytywnym tak i tu, właściwie każda treść może być uważana za prawno-naturalną. I ostatecznie dochodzi się do takiego formalizmu jak w prawie pozytywnym.

Nauka prawa naturalnego od strony transcendentalnej dochodzi więc, według Kelsena, do tego samego co krytyczny pozytywizm od strony empirycznego materiału: do formalnego pojęcia porządku [...]. I to wszystko co może dać nauka. Określenie treści porządku to znaczy, kto i co jest równe, pozostawia się pozytywnemu prawodawcy. Oznacza to nawrót do starej prawdy, że nauka nie jest w stanie wartościować, że to nie należy do jej kompetencji. Nauka prawa może być nauką o wartościach, ale sama nie może tworzyć wartości. Jak nauki przyrodnicze nie tworzą materiału doświadczalnego, lecz jedynie z materiału dostarczonego przez zmysły konstruują specjalny przedmiot poznania, podobnie nauka prawa nie tworzy wartości, lecz jedynie z dostarczonych jej przez wolę wartości konstruuje sensowny, tj. pozbawiony sprzeczności system norm*. Ale system pozbawiony sprzeczności nie zawsze będzie odpowiadał jakiemuś absolutnemu ideałowi sprawiedliwości. Pokój nie zawsze jest stanem urzeczywistniającym ideał sprawiedliwości. W pokoju może być zainteresowana tylko jedna grupa społeczna, ta której interesy są najlepiej w danym porządku zabezpieczone. Inne natomiast mogą się tylko na pokój godzić, nie dlatego, że uważają go za sprawiedliwy, lecz z konieczności, ze względu na swoją słabość i na stan ochraniający minimum ich interesów. A tymczasem prawo naturalne stara się znaleźć absolutne uzasadnienie dla każdorazowego porządku pozytywnego, jako zapewniającego spokój. Otóż jest to wyrzeczeniem się pierwotnego ideału sprawiedliwości na rzecz czysto formalnego pojęcia porządku, w końcu pod pozorem, że się wolę, tj. siłę ogranicza, określając co jest sprawiedliwe, dochodzi się po prostu do uzasadnienia jej działań.

Odpowiedzieć naukowo na pytanie, na czym polega sprawiedliwość, zdaniem Kelsena, nie można. Tysiącletnie próby w tym kierunku doprowadziły do formuł pozbawionych treści w rodzaju: czyń dobro, unikaj zła; suum cuique; trzymaj się słusznego środka. Nawet kategoryczny imperatyw Kanta jest bez treści.

Jeśli pytać naukę o określenie powinności, jako wartości absolutnej, to ta umie odpowiedzieć tylko tautologią; powinieneś to, co powinieneś. Za tą tautologią ukrywa się logiczna zasada tożsamości: dobro jest dobrem, a nie złem; sprawiedliwość jest sprawiedliwością, czyli A jest A, a nie jest non-A. Taki jest jedyny rezultat prób naukowej odpowiedzi na pytanie, które z natury rzeczy do badań naukowych się nie nadaje**.

Dotyczy to pojęcia równości, które w prawie naturalnym jest najczęściej uważane za istotę sprawiedliwości. Zdaniem Kelsena zasada równości, równym należy się równe ([...] suum cuique), w gruncie rzeczy jest logiczną zasadą tożsamości, czyli niesprzeczności, a więc oznacza to samo co zasada jednolitości systemu. Jeśli bliżej zbadać tę zasadę to, powiada Kelsen, okazuje się, że prawo naturalne nigdy nie mogło określić, co jest równe, tylko, że jeśli A i B są równe, to należy je jednakowo traktować. Tak więc, jeśli A winien zachować się w określony sposób, a B jest równy A, to i B również w ten sposób, zachować się winien. Inaczej gwałciłoby się zasadę niesprzeczności. To zredukowanie ideału sprawiedliwości do pojęcia równości czy jedności, oznacza ni mniej ni więcej tylko zastąpienie ideału etycznego przez logiczny, czyli zracjonalizowanie tego, co w założeniu jest irracjonalne*. [...]

 

Zarzut, że doktryna prawa naturalnego dochodzi do zastąpienia ideału sprawiedliwości czysto formalnym pojęciem porządku jest bardzo poważny i gdyby był słuszny, to on jeden wystarczyłby do zdyskredytowania całej doktryny. Aby wykazać jego niesłuszność, musimy znów sięgnąć do filozoficznych podstaw myśli Kelsena i wykazać, tym razem pozytywnie, że istnieje związek między światem bytu, a światem powinności. Jest to konieczne, gdyż przed chwilą przytoczone poglądy Kelsena o rzekomo nieuchronnej pozytywizacji materialnej prawa naturalnego mają swe źródło w uznawanej przezeń tezie o rozdziale Sein i Sollen oraz w wypływającym z niej subiektywistycznym pojmowaniu rzeczywistości. Wykazaliśmy już, że, wbrew własnym założeniom, nawet Kelsen porzuca swój programowy dualizm [...]. Problem stosunku rzeczywistości do powinności nie jest w nauce nowy. W gruncie rzeczy jest to fragment odwiecznego problemu prawa naturalnego. W różny sposób i pod różnymi postaciami jest on stale roztrząsany. [...] Jest on znany w nauce niemieckiej jako problem Sein und Sollen. Naszkicujemy tutaj tylko na tle krytyki poglądów Kelsena kontury tego stosunku, gdyż w pracy poświęconej głównie krytyce immanentnej systemu Kelsena nie możemy długo udowadniać związku bytu i powinności. Jednak po krytyce wewnętrznej pragniemy bodaj zarysować konstrukcję pozytywną i powiedzieć, choć krótko, dlaczego ontyczny rozdział rzeczywistości i powinności jest sprzeczny z faktycznym stanem rzeczy, dlaczego w dziedzinie czynów ludzkich, a więc i w dziedzinie prawa, rozdziału tego przeprowadzić nie należy, dlaczego tu to, co jest (Sein) poucza o tym, co być powinno (Sollen). [...]

Musimy zacząć od ustalenia celowościowego charakteru powinności. Słusznie mówił Schopenhauer, że pojęcie 'bezwzględna powinność' [...] stanowi contradictio in adiecto, tak jak berło z drewnianego żelaza*. Powinność jest uwarunkowana celem: coś jest powinnością dlatego, że stanowi środek do osiągnięcia celu, że jest warunkiem jego realizacji. Jeśli odrzuci się celowościowy charakter rzeczywistości, to unicestwi się powinność.

Powtarzamy raz jeszcze: Kelsen ma słuszność, że uznanie powinności wypływającej z potencjalnej a więc celowej rzeczywistości suponuje uznanie normy mówiącej: należy postępować zgodnie z wymaganiami rzeczywistości, sequere naturam itp. Formalnie więc powinność opiera się na innej powinności, ale między powinnością a rzeczywistością istnieje stały, nieuchronny związek. Negacja tego związku prowadzi do całkowitej dowolności, do wprowadzenia w dziedzinę powinności chaosu, który uniemożliwi naukowe jej badanie.

Zresztą nie tylko obiektywna powinność ale w ogóle jakakolwiek powinność ma zawsze charakter celowościowy. Aby np. norma mówiąca: kto ukradnie, powinien odcierpieć karę więzienia, stwarzała powinność, to trzeba przede wszystkim uznać, że celem postępowania jest zgodność z postanowieniami prawa. Toteż pełne sformułowanie tej myśli powinno brzmieć następująco: jeśli się ma być w zgodzie z normą prawną, to ten kto ukradnie, powinien odcierpieć karę więzienia. Oczywiście, ta powinność prawna musi mieć, jak podkreślaliśmy, oparcie w powinności metaprawnej. Podobnie też zarachowanie ma zawsze charakter celowościowy. Jako skutek zarachowania występuje działalność organów państwa.
A więc ta działalność była celem zarachowania. Zarachowanie zostało ustanowione w tym celu, aby państwo mogło karać lub stosować egzekucję wobec podmiotu zarachowania*. A chęć czy potrzeba karania i stosowania egzekucji również była dyktowana przez jakiś inny, dalszy cel**.

Bez wątpienia, powinność prawna niezależna jest od celu w znaczeniu podmiotowym tj. od zamiaru, chęci czy pragnienia zobowiązanego względnie uprawnionego***. Ale ta niezależność nie wyklucza zależności, w momencie stanowienia, od podmiotowego celu prawodawcy, od jego woli. Formalnie rozróżnić można wolę czy ustanowienie powinności, jako akty psychiczne, od samej normy, jako duchowej, idealnej treści. Ale to rozróżnienie nie znosi ich zależności. Jest rzeczą jasną, że treść normy zależy od woli czy życzeń prawodawcy i że jest zawsze stanowiona w jakimś celu****.

Nawet jeśliby się zgodzić, że prawnik dogmatyk ma badać tylko już dane gotowe normy prawne, to jednak nie można sprawić, aby momenty celowości znikły z norm i pojęć prawnych. Jeśli normy prawne mają charakter teleologiczny, to i pojęcia prawne, tak jak one są dane, muszą również zawierać w sobie momenty celowościowe i momenty te muszą być przedmiotem badania. Kelsen wyklucza z nauki prawa badanie celowości, mówiąc, że treść prawa, jego stronę historyczną czy polityczną pozostawia socjologowi, badającemu prawo w całości jako zjawisko społeczne. Nauka prawa, jego zdaniem, przy swej specjalnej metodzie badania może się zajmować tylko jedną stroną prawa, jego stroną formalną*.

Niezrozumiale są w takim razie wszystkie wywody o pozaprzyczynowym i pozacelowościowym charakterze zarachowania prawnego. Należało by skończyć na oświadczeniu następującego rodzaju: "Jestem dogmatykiem prawa. Badam tylko normy prawa pozytywnego. Powinnością nazywam to, co nakazuje norma prawna. Dlaczego ona coś nakazuje, to mnie nie obchodzi i nie mogę powiedzieć, czy dlatego, że istnieje jakiś związek przyczynowy między działaniem podmiotu lub jego wolą, a pewnym stanem rzeczy, z którym ustawodawca łączy skutki nieprzyjemne dla tego podmiotu, czy też dlatego po prostu, że tak się prawodawcy podobało". To byłoby jasne i dawno znane stanowisko dogmatyczno-prawne. Z chwilą jednak, gdy Kelsen zaczyna mówić o pozaprzyczynowym i pozateleologicznym charakterze zarachowania, to już przekracza skromne granice dogmatyki rozstrzygając przy tym cały szereg bardzo skomplikowanych problemów filozoficzno-prawnych leżących poza granicami czystej teorii prawa. Jednym z pierwszych takich problemów jest problem powinności. W ogóle Kelsen nie zdaje sobie sprawy, że czysto formalne ujęcie prawa z założenia wyklucza możliwość badania powinności. [...]

Rozważania Kelsena obracają się na płaszczyźnie zdań powinnościowych, na której nie można mówić o właściwym istnieniu powinności. Ta ostatnia zaczyna istnieć dopiero z chwilą ustanowienia. Dopóki nie ma ustanowienia, dopóki nie ma owego swoistego przeżycia powinnościowego, co najmniej ze strony normodawcy, to nie ma w ogóle powinności* .

Sam Kelsen zresztą uznawał jako niezaprzeczalny fakt, że stanowienie norm odbywa się w pewnym celu i podlega prawu celowości, oraz, że możliwe i dopuszczalne jest badanie teleologiczne normy. Co więcej, wyznaje, że materialno-normatywne badanie normy, czyli badanie jej treści, prowadzi inną drogą do tego samego wyniku co teleologiczne, gdyż cel jest właśnie treścią powinności. "Gdy pytamy o cel powinności, którą norma stanowi, o to, co jest powinnością na podstawie normy, to dochodzimy inną drogą do tego samego rezultatu, do jakiego byśmy doszli stawiając ideologiczne pytanie: jaki cel ma norma"**. To wszystko nie przeszkadza mu jednak twierdzić, że pojęcia prawne nie mają charakteru celowego, że cel leży poza sferą prawnego tworzenia pojęć***. Trudno zrozumieć, jak fakt, że stanowienie normy ma pewien cel, że podlega prawu celowości, można nazwać faktem niezaprzeczalnym, a zaraz o kilkanaście wierszy niżej twierdzić, że moment celu leży poza prawnym tworzeniem pojęć. Wszak stanowienie norm zaliczymy chyba do prawnego tworzenia pojęć*.

Formalno-normatywne badanie prawa ma przecież, jak mówi Kelsen, określić formę prawa, sposób i rodzaj, w jaki prawna powinność, prawny obowiązek są stanowione**. A sposobu stanowienia zrozumieć w pełni i określić nie można bez uwzględnienia celu stanowienia***. Kelsen powiada, że zadaniem czystej teorii prawa jest określenie istoty prawa pozytywnego. Czyż można określić istotę jakiegoś zjawiska, nie uwzględniając jego celu? Jest to co najmniej wielki problem filozoficzny, problem celowości, który w żadnym razie nie może być a priori rozstrzygnięty. Kelsen sądzi, że można poznać istotę prawa nie mówiąc o jego celowości. Inni znów są zdania, że poznanie istoty prawa musi uwzględnić momenty celowości****. I która alternatywa jest prawdziwa, tego, przed udowodnieniem, naukowo ustalić nie można. A jeśli się uzna, że dane zjawisko podlega prawu celowości, czyli że jest celowe, to poznanie jego istoty musi tę celowość uwzględniać. Wprawdzie ustalenie elementów jakiejś instytucji prawnej, opisanie jej funkcjonowania, może się odbyć bez wprowadzenia momentu celu, można np. podać opisową definicję zastawu bez określenia jego celu. Mogę za Kelsenem określić bibliotekę, jako "zgromadzony w jednym miejscu uporządkowany zbiór książek"*. Będzie to określenie opisowe nie uwzględniające celu, a tymczasem biblioteka swój cel posiada. Toteż, gdy chcę wyjaśnić całkowicie istotę biblioteki, to muszę do określenia wprowadzić pojęcie celu i odpowiedzieć na pytanie, po co zgromadzono zbiór książek. Jeśli ktoś chce ograniczyć swe badania do opisu i klasyfikacji zewnętrznych cech zjawisk, to ma prawo to uczynić pod warunkiem, że nie będzie pretendował do wyczerpującego poznania zjawisk, do poznania ich istoty, i że nie będzie wykluczał w swych określeniach istnienia tych cech, które z założenia pozostawia poza zasięgiem swych badań. [...]

Ustalenie celowościowego charakteru powinności nie wystarcza jednak do zapewnienia jej charakteru obiektywnego. Aby uzasadnić istnienie obiektywnej powinności, musimy sięgnąć aż do stosunku powinności i rzeczywistości. Na ogół prawo ma związek z faktami np. z faktem urodzenia dziecka czy śmierci w rodzinie łączą się pewne prawa i obowiązki, powstaje cały szereg stosunków moralnych i prawnych. Podobnie w stosunkach międzynarodowych: z faktem posiadania przez jakieś państwo wielkiej gęstości zaludnienia i energicznego przyrostu naturalnego również łączą się pewne uprawnienia, wprawdzie przede wszystkim moralne, jednak i prawo międzynarodowe nie powinno na nie pozostać nieczułe, gdyż inaczej da dowód niezdolności wykrycia zasad trafnej równowagi sił*.

Słusznie powie Kelsen, że z wymienionymi faktami powinność łączy się dlatego, że uznajemy normę mówiącą; należy się liczyć z tego rodzaju faktami. Ale decydującym jest to, że normę tę uznać musimy, o ile nie chcemy dojść do całkowitej dowolności w stanowieniu powinności, że faktycznie normę tę uznają wszyscy, nawet, jak widzieliśmy, uznaje ją Kelsen. Toteż nie można utrzymywać, że powinność nie ma związku z rzeczywistością**. Związek ten był zresztą zawsze uznawany. Odnośnie do przeciwstawienia dwu pojęć, pojęcia natury, jako sumy wszystkiego co istnieje, co jest i co być musi, ze względu na działanie praw przyczynowości, oraz pojęcia sprawiedliwości (...) jako tego, co być powinno, stosownie do wymagań jakiegoś innego prawa, innej normy, Kelsen, spostrzega pewien paradoks myśli ludzkiej, mianowicie, stale i zawsze sprawiedliwym porządkiem w dziedzinie działań ludzkich jest nazywany porządek naturalny, a więc najwyższą wartością nazywa się najwyższą rzeczywistość. I pyta, czy nie potrzeba w tym widzieć cienia rezygnacji, jaki język, mowa rzuca na myśl ludzką, znosząc z góry przeciwstawienie wysuwane przez tę ostatnią między wartością a rzeczywistością, między powinnością a bytem, między społecznym bytowaniem tzn. sprawiedliwością a naturą.

Mowa ludzka, tak u Greków starożytnych i Rzymian, jak u Niemców i Francuzów znosi to przeciwstawienie, utożsamiając sprawiedliwe z naturalnym a naturalne ze sprawiedliwym. Lex na-turalis, l'ordre naturel, das Naturrecht oznacza wszędzie to co jest sprawiedliwe, słuszne***.

Czyż nie należało by raczej w tym fakcie doszukiwać się wskazówki zdrowego rozsądku ludzkości, który przeciwstawia się rozdzielaniu dziedzin wartości i rzeczywistości? Kelsen nie chce zrozumieć tej lekcji i odrzuca wielką tradycję największych umysłów ludzkości (Arystoteles, św. Tomasz z Akwinu), które uważały właśnie, że powinność, wartość, dobro ma ontyczny związek z rzeczywistością, z bytem.

W twierdzeniu, że powinność może pochodzić tylko z powinności, tak jak rzeczywistość tylko z rzeczywistości, jest trochę prawdy. Analogicznej myśli bronił św. Tomasz z Akwinu [...]. Niemożliwe jest dowieść a priori istnienia Boga wychodząc z pojęcia istoty najwyższej, zawierającej wszelkie atrybuty, a więc i atrybut istnienia, gdyż wychodząc z pojęcia możemy dojść tylko do innego pojęcia, czyli cały czas obracać się będziemy w dziedzinie myśli, w sferze możliwości logicznej, a więc bytu idealnego, a nie w dziedzinie bytu rzeczywistego. Podobnie niemożliwe jest a priori dokonać przeskoku z dziedziny powinności do rzeczywistości. Fakt, że coś jest uważane za powinność, nie dowodzi, że to coś istnieje, czy istnieć będzie w rzeczywistości. I odwrotnie: z faktu, że coś istnieje, nie możemy wnioskować a priori, że to coś istnieć powinno.

Jednakże to, czego nie można dowieść a priori dowodzi się a posteriori. Istnienia Boga dowodzi się na podstawie istnienia świata, argumentując koniecznością uznania przyczyny dla wytłumaczenia istniejącego skutku. Analogicznie, a posteriori, istnienie rzeczywistości doprowadza do konieczności uznania powinności. Oczywiście, pod jednym, jak wkrótce zobaczymy, warunkiem: o ile się uzna założenie, że istniejąca rzeczywistość ma nadal istnieć. I to będzie nasza norma podstawowa, której konieczności negować nie będziemy. W każdym razie powinność, którą ona wyraża, od początku znajduje się w ścisłym związku
z rzeczywistością. Istnienie rzeczywistości jest nawet niezbędnym warunkiem dla uzasadnienia powinności.

Kluczem do zrozumienia związku między powinnością a rzeczywistością, a zarazem gwarancją obiektywnego charakteru powinności jest stare arystotelesowskie odróżnienie aktu i możności (actus, potentia). Powinność dla powinności, w oddzieleniu od rzeczywistości, całkowicie od niej odseparowana nie ma w ogóle sensu. Powinność jest zrozumiała tylko w stosunku do rzeczywistości. Problem powinności powstaje na gruncie rzeczywistości
i w ścisłym związku z rzeczywistością, wtedy, gdy tę ostatnią trzeba zreformować i przekształcić na skutek zauważenia przez człowieka jej niewystarczalności, niepełności i niewykończenia, i dążeń do jej przekształcenia według zadatków, jakie ona sama w sobie mieści. Jednym słowem, problem ten powstaje na skutek zauważenia przez człowieka potencjalnego, a więc celowego charakteru rzeczywistości.

Poczynając od Kanta, filozofia współczesna zrywa wszelki związek między dobrem a rzeczywistością (naturą). W rzeczywistości, w bycie nie chce widzieć żadnej skłonności ku dobru. Te ostatnie staje się czymś całkowicie zewnętrznym w stosunku do bytu, czymś wyznaczanym przez arbitralną władzę woli (autonomia woli), a nie obiektywnym celem, odpowiadającym skłonnościom natury. Takie pojęcie dobra jest błędne. Rzeczywistość jest potencjalna. Każdy byt stworzony jest punktem wyjścia, sumą skłonności ku pewnemu celowi, który stanowi jego dobro, nie ze względu na jakieś autonomiczne, arbitralne ustanowienie woli, lecz z powodu swej ontycznej budowy, ze względu na swe ontyczne właściwości, czyli ze względu na swą naturę. [...]

Niewątpliwie urzeczywistnienie nie stanowi niezbędnego warunku dla zaistnienia powinności: nie należy kraść, kłamać itp. Mimo to, że ludzie kłamią, kradną itd. Należy dochowywać wierności małżeńskiej, wychowywać i kształcić swe dzieci, szanować rodziców itp. mimo, że ludzie nie zawsze to czynią. Jednak, aby wytłumaczyć istnienie powinności, mimo braku jej urzeczywistnienia musimy odwołać się do rzeczywistości. Musi w tej rzeczywistości istnieć jakaś cecha potencjalna (w danym wypadku wymagania społecznej natury człowieka), która pozwoli sensownie ustanowić powinność. Jeśliby tej cechy nie było, to powinność nasza byłaby całkowicie arbitralna. Czasem mogłoby to doprowadzić do jakiegoś absurdalnego narzucenia człowiekowi powinności sprzecznej z tą, której jest on z natury poddany. Innymi słowy, jeżeli coś być powinno in actu, to dlatego, że to coś istnieje obecnie in potentia. Być może, że ono nigdy nie zaistnieje w przyszłości in actu, ale wszak Kelsen oświadcza, że brak skuteczności normy nie uchyla jej mocy obowiązującej*. Norma nie przestaje być normą, nawet jeśli nie zostaje spełniona, właśnie dlatego, że jej substratem jest potencjalna rzeczywistość.

Tą potencjalną rzeczywistością jest nie jakaś subiektywna, chwilowa dyspozycja jednostki, nie jakiś proces duchowy w postaci nastawienia woli, jak sądzi Kelsen**, ale biologiczna i psychiczna struktura człowieka niezależna od jego aktualnych przejściowych dyspozycji; [...] w człowieku istnieją duże możliwości, nie wszystko jest w nim gotowe, wykończone, nie można go traktować jako czysty akt (actus purus), ale jako byt potencjalny (ens in potentia). Mówiąc, że prawo ma charakter celowy, nie utożsamiam celu prawa z celem prawodawcy. Nie twierdzę, że celem prawa jest to, co prawodawca chce, lecz staram się określić, co prawodawca chcieć powinien. Takie jest znaczenie twierdzenia, że celem prawa jest dobro publiczne (bonum commune). Jest rzeczą jasną, że dobro publiczne nie stanowi, niestety, aż nazbyt często, subiektywnego celu prawodawcy. Niejednokrotnie celem tym jest jego własne dobro, lub dobro węższej grupy społecznej, do której prawodawca należy (klasy, stanu, narodowości). Mimo to, wychodząc z faktu, że człowiek jest istotą rozumną i społeczną, mogę powiedzieć, że obiektywnym celem prawodawcy powinno być dobro publiczne.

Koncepcja taka jest oczywiście antypodem czystej teorii prawa, zbudowanej na nieuzasadnionej ani naukowo, ani życiowo hipotezie, żeby nie powiedzieć fikcji, rozdziału rzeczywistości od powinności. Dzięki oparciu o potencjalną rzeczywistość wartość naukowa doktryny prawa naturalnego przerasta wartość, krytycznego pozytywizmu Kelsena, którego podstawą jest subiektywna, arbitralna norma podstawowa. Takie oparcie dobra o byt pozwala rozstrzygnąć problem treści prawa naturalnego, a zarazem problem obiektywnego czyli naukowego wartościowania***. [...]

Według św. Tomasza z Akwinu najogólniejsza zasada prawa naturalnego mówi: należy czynić dobro, a unikać zła. Dla innych najogólniejszą zasadą będzie nakaz: suum cuique tribuere. Kelsenowi wydaje się, że są to tautologie, głoszące: należy czynić to, co należy czynić, względnie: jeśli A jest równe B, to należy jednakowo je traktować, ale nie wiadomo jak; pozostawia się to do określenia prawu pozytywnemu. Nic bardziej sprzecznego z rzeczywistością. Takiego zdania może być tylko ten, kto w ogóle neguje możliwość poznania, kto jest wyznawcą krańcowego subiektywizmu, posuniętego aż do solipsyzmu i całkowitego amoralizmu. Gdyby zasada "należy czynić dobro" była tautologią, to każdy czyn byłby dobry i to dobry moralnie, bo w prawie moralnym ocenia się moralną wartość czynu. Takiego absurdu doktryna prawa naturalnego uznać nie może i nie wygłasza twierdzenia, że wszystko, co ktoś uznaje za dobro jest dobrem, choć niektórzy są skłonni jej go przypisać. Nie każdy czyn jest dobrem moralnym. Każdy czyn może być uważany jako dobro, ale w zupełnie innym znaczeniu jako coś istniejącego. Każdy czyn jako byt, jako zaktualizowanie pewnej możności jest w tym ontologicznym znaczeniu dobrem. [...] Ale moralnie dobrym nazwiemy tylko czyn zgodny z celem człowieka, który odcyfrować można z jego natury. Z niektórych wyżej przytoczonych poglądów Kelsena wynikałoby, że uważa on prawo naturalne za rodzaj autonomicznej moralności, utożsamiając je z subiektywnym przekonaniem jednostki, że coś jest słuszne, sprawiedliwe. Dlatego też chyba sądzi, że użycie przymusu dla zrealizowania prawa naturalnego jest zbędne, a nawet pozbawione sensu. Takie zapatrywanie na prawo naturalne jest błędne.

O ile prawo naturalne ma mieć jakiś sens, to musi posiadać charakter obiektywny. I posiada go, bo, jak sama nazwa wskazuje, jest to prawo ludzkiej natury, czyli jest to ogół zasad, będących normatywnym sformułowaniem psychofizycznej natury człowieka. Obiektywność jego musi uznać każdy, kto nie będzie wbrew oczywistości utrzymywał, że psychofizyczna struktura człowieka, jego popędy i właściwości psychiczne, czyli właśnie to, co nazywamy naturą, jest zależne od subiektywnego przekonania jednostki. Prawo naturalne, to nie rodzaj autonomicznej moralności wydedukowanej z jaźni podmiotu poznania, lecz jest to zespól reguł postępowania, niezależny od subiektywnych przekonań jednostek, często im przeciwny*. Są pewne rzeczy niezależne od przekonań jednostki, są pewne dobra, które zawsze dobrami dla człowieka będą, choćby on ich uznać nie chciał. Człowiek może nie uznawać tylko ich specjalnych modalności, jak np. życia w danych, określonych warunkach, rozwijania umysłu w taki to określony sposób, ale człowiek nie może sprawić, aby życie w ogóle nie było dlań dobrem, aby poznawanie czyli życie intelektu również tym dobrem nie było. Chyba, że przestanie być człowiekiem [...]. Prawo naturalne i, co za tym idzie, etyka, a w podstawowych kwestiach i prawo pozytywne, musi się opierać na biologii, psychologii i na tym polega jego charakter naukowy.

Prawo naturalne, w rozumieniu tomistyczno-arystotelesowskim jest oparte na pojęciu natury ludzkiej, które nie jest jakimś pojęciem apriorycznym, wyciągniętym z głowy samotnego spacerowicza w rodzaju Jana Jakuba Rousseau, lecz jest rezultatem długowiekowej obserwacji. Formuła animal rationale jest skrystalizowaniem długich obserwacji, doświadczeń i porównań. Takimi też są wszystkie zasady ogólne, podawane przykładowo przez św. Tomasza i w nich nie ma miejsca na żadną formalną tautologię. Św. Tomasz, ustaliwszy wspomnianą zasadę: bonum est prosequendum et malum vitandum, zaraz precyzuje, co jest tym dobrem dla człowieka: zachowanie życia, posiadanie i wychowanie potomstwa, unikanie ignorancji, życie w społeczeństwie. Czyń dobro, a unikaj zła, to według natury wspólnej człowiekowi i wszystkim substancjom znaczy: zachowuj życie, a unikaj tego, co mu szkodzi. Czyń dobro, a unikaj zła, w dziedzinie skłonności wspólnych człowiekowi i zwierzętom jest tym samym co: zawieraj związki w celu posiadania i wychowywania dzieci, a unikaj tego, co te rzeczy uniemożliwia. Czyń dobro, a unikaj zła, to w dziedzinie skłonności specyficznie ludzkich, czyli właściwych tylko istocie rozumnej, oznacza: unikaj ignorancji, poznawaj prawdę, żyj społecznie, nie czyń szkody tym, z którymi masz współżyć itp. Czyż można tu mówić o czysto formalnych formułkach? Nie wydaje się, aby te zasady zasługiwały na miano tautologii.

Prawo naturalne mówi więc nie tylko: jeżeli A jest równe B, to należy je traktować jednakowo, lecz mówi zarazem, jak należy traktować A i B. Kelsen się myli, sądząc, że konieczne są przepisy prawa pozytywnego, aby prawo naturalne wypełnić treścią. I aczkolwiek w wyżej wymienionym znaczeniu formalnym [...] musi ono być wytworem człowieka, tzn. człowiek musi sformułować zasady prawa naturalnego - to ich treść jest niezależna od jakiegokolwiek prawa pozytywnego. Wydaje mi się, że legitymacja naukowa prawa naturalnego jest najzupełniej zadowalająca. Jest ono normatywnym sformułowaniem warunków życia człowieka, jako istoty społecznej. Warunki te nie są wytworem fantazji czy subiektywnej intuicji, lecz stanowią pewne obiektywne datum, które człowiek ma poznać i na podstawie tego poznania sformułować zasady, których przestrzeganie jest konieczne dla istnienia i rozwoju ludzi i społeczeństw.

Rozważania Kelsena dotykają ogólniejszego problemu o konieczności organu dla ustalenia norm prawa naturalnego. Czy prawo naturalne jest znane przez wszystkich ludzi, czy też tylko przez niektórych? Z wyżej przytoczonych wywodów Kelsena o konieczności organu dla ustalenia norm prawa naturalnego wynika, że nawet gdy uznać jego istnienie, to mogliby je znać tylko nieliczni i to niedokładnie, tak, że o powszechności w ogóle mówić nie można. Pogląd taki wydaje się dość dziwny. Prawo naturalne, to chyba takie prawo, które jako naturalne jest wszystkim znane przynajmniej w ogólnych zarysach. Jeśliby tak nie było, to na czym właściwie polegałaby jego "naturalność"? Jedną z oznak jego naturalności musi być jego powszechność. Może to nie będzie powszechność idealna, całkowita, nie dopuszczająca żadnych odchyleń, bo w dziedzinie społecznej musimy się zadawalać regułami, które mają zastosowanie w większości wypadków, ut in pluribus i nie możemy żądać, by prawa społeczne były jakimiś prawami przyrodniczymi, nie dopuszczającymi żadnego wyjątku, ale w każdym razie jakiś stopień tej powszechności istnieć powinien. Nie moglibyśmy chyba lepiej odpowiedzieć, jak przypominając pokrótce głębokie analizy Sumy teologicznej św. Tomasza z Akwinu. Odróżnia on prima principia communia i conclusiones propriae. Pierwsze są to pewne najogólniejsze zasady prawa naturalnego, takie jak: należy utrzymać się przy życiu, należy posiadać i wychowywać potomstwo, należy żyć w społeczeństwie itp. Zasady te w swym ogólnym sformułowaniu są powszechnie znane. Drugie, będące niemal bezpośrednimi wnioskami z pierwszych, np. należy zwracać depozyty, są znane jeszcze w większości wypadków.
A dopiero znajomość pewnych szczegółowych nakazów prawa naturalnego przestaje być powszechna.

Normy ogólne są zarazem tego rodzaju, że ich skonkretyzowanie, czy ich zindywidualizowanie dla nikogo trudności nie przedstawia. Normalnie każdy chce zachować swoje życie. Większość ludzi nieprzeintelektualizowana postępowymi doktrynami, pragnie ustabilizowanych związków rodzinnych i posiadania potomstwa. Każdy, oczywiście w stopniu odpowiadającym jego możliwościom, spontanicznie dąży do poznania otaczającego świata. Olbrzymia większość pragnie żyć w zorganizowanych grupach społecznych*. Wyrażając się w wielkich skrótach myślowych
i upraszczając pojęcia, można sobie pozwolić na następujące przeciwstawienie. Dla Kelsena decydującą jest forma prawna, dla nas - jego treść. Dla Kelsena jakakolwiek treść może być prawem, byleby tylko przyjęła formę zdania prawnego. Dla nas niemal każda forma może być prawem, o ile zawiera określoną treść. Kelsen głosi dogmatyzm formy, a relatywizm treści, my zaś przeciwnie: wyznajemy dogmatyzm treści, a relatywizm formy.

Uważamy za rzecz najistotniejszą, by podstawowe przepisy prawa pozytywnego byty odbiciem prawa naturalnego, a w jakiej to będzie formie ustrojowej, czy w monarchii, czy w republice, czy
w liberalnej demokracji, to rzecz drugorzędna. I w tym znaczeniu głosimy indyferentyzm polityczny: forma ustrojowa jest rzeczą względną, do pewnego stopnia jakby obojętną. [...] Relatywizm Kelsena jest bardziej dogmatyczny niż doktryna prawa naturalnego, albowiem głosi on wyłączną dopuszczalność jednej formy zdania prawnego. Nauka prawa naturalnego zaś w stosowaniu ogólnych zasad, w konkretyzowaniu ich treści dopuszcza pewnego rodzaju relatywizm. Nie mówi ona, jak to przed chwilą zaznaczono, że społeczne życie ludzi może być jedynie i wyłącznie zorganizowane na jedną modłę, że państwo może mieć tylko jeden ustrój polityczny (np. monarchiczny czy republikański). W tych i w wielu innych kwestiach dopuszcza różnolitość. Jednak, mimo tej pewnego rodzaju względności w szczegółach, ogólne wytyczne, podstawowe zasady są obiektywne, bo obiektywny jest fundament, który je podtrzymuje, tj. natura człowieka. Prawo naturalne wymaga, aby człowiek żył w społeczeństwie, tzn. z innymi ludźmi i aby to społeczeństwo było zorganizowane tak, aby zapewniło człowiekowi rozwój jego naturalnych właściwości. Niekiedy prawo naturalne da wskazówki bardziej ścisłe np. jeśli chodzi o instytucję rodziny*. [...]

Opierając się na potencjalnej i pełnej treści rzeczywistości, można uzasadnić istnienie naukowego wartościowania tj. istnienie ocen nie będących wypływem czysto subiektywnego przekonania, lecz dających się uzasadnić rozumowo. Problemu tego nie będziemy mogli tu rozpatrzyć szczegółowo, gdyż jest on tak obszerny, że mógłby stanowić wyłączny temat pracy o wiele większej niż niniejsza. Ograniczamy się tutaj do ogólnych uwag, wprost do paru szkicowych rzutów myśli, których rozwinięcie i naukowe uzasadnienie mamy nadzieję dać w jednej z przyszłych prac.

Od dość dawna pokutuje w nauce przesąd, że nauka nie jest
w stanie wartościować, że obiektywnych wartości, dających się uzasadnić naukowo, nie ma. Wszak, doświadczalnie rzecz biorąc, wszystko się zmieniało i zmienia. Obserwacja wskazuje istnienie i nie tylko rzeczy zgodnych, ale i sprzecznych z prawem naturalnym. Ludzie mają różne poglądy, przekonania i oceny. Skąd można wiedzieć, które są fałszywe a które prawdziwe? Wartości dowieść nie można, głosi się powszechnie od czasów Kanta*. Pogląd ten jest zresztą o wiele starszy. Wiąże się on z materialistycznym i mechanistyczno-przyczynowym pojmowaniem natury i świata. [...] Można tylko skonstatować, że obraz jakiś komuś się podoba, względnie, że ktoś daną czynność uważa za dobrą, ale nie można nigdy dowieść, że dany obraz jest rzeczywiście piękny, względnie, że dana czynność jest rzeczywiście dobra**.

Każdy pogląd jest równouprawniony. Każda ocena jest tylko wyrazem subiektywnego przekonania i żadna nie może pretendować do naukowej wartości. Krótko mówiąc; ponieważ są różne oceny, więc wszystkie mają wartość czysto subiektywną, nie ma żadnej, którą by można naukowo uzasadnić. Stary, ale stale odradzający się argument sceptyczny. Pogląd ten dziś jeszcze wydaje się niemal takim samym podstawowym kanonem naukowości, jak kilkadziesiąt lat temu wydawała się niewzruszoną i jedynie naukową hipoteza pochodzenia człowieka od małpy [...]. Cóż pozostało dziś z tych tak ongiś czczonych fetyszów naukowych? [...]

Problem wartościowania ściśle się łączy z problemem niezmienności i powszechności prawa naturalnego, który jest trudny, jest to może nawet najtrudniejszy punkt całej doktryny. Pytanie, czy nauka może wartościować [...] może mieć podwójne znaczenie. Albo pytamy, czy nauka może tworzyć wartości i wtedy odpowiedź powinna być negatywna. Albo też pytamy, czy nauka może poznawać wartości i hierarchizować je. I na to pytanie damy odpowiedź afirmatywną. Zgodzimy się więc z Kelsenem, że nauka nie ma ustanawiać wartości. Ale to nie wyklucza, że nauka może wartości poznawać, jeśli one istnieją w rzeczywistości. Nauka, dążąca do poznania rzeczywistości, treściowo, materialnie tworzyć nie powinna, a tylko myślowo ujmować to, co jest dane. Jest chyba rzeczą dowiedzioną, że nauka ma do czynienia nie tylko z ilościami, ale i z jakościami. Czy jakości można hierarchizować, ustanawiać między nimi jakieś gradacje? Jeżeli należą one do jednej dziedziny, jeśli są współmierne, to oczywiście tak. Mając kilka barw czerwonych o różnym stopniu nasycenia, mogę je uszeregować według stopnia czerwoności.

Podobnie rzecz ma się w dziedzinie zjawisk humanistycznych: jak tam jakości, tak tu wartości stanowią pewne datum. I aby wykazać, że nie tylko to ładne, co się komu podoba, że nie tylko to dobre, co ktoś chce za dobro uważać, lecz, że są pewne kryteria, które pozwolą powiedzieć, że dana rzecz jest piękna i na pewno obiektywnie piękna, choć się nie wszystkim podoba, że dany czyn jest dobry, choć nie wszyscy go za taki uważają, trzeba się oprzeć na prawie naturalnym, na życiowych wymaganiach człowieka. Człowiek nie może np. sprawić, aby pewne połączenia dźwięków czy barw nie działały nań kojąco, uspakajająco, a inne drażniąco, rozstrajająco. Tak samo nie może sprawić, aby pewne postępki, np. rozpusta, pijaństwo, nie niszczyły jego organizmu i zdolności psychicznych. Do pewnego stopnia przez przyzwyczajenie można człowieka znieczulić, zwiększyć jego odporność na rozdrażnienie
i rozstrój, tak samo organizm może być w pewnym stopniu uodporniony i znieczulony na niszczące działanie alkoholu, ale jeśli się nie chce zaprzeczyć, że człowiek powinien żyć i rozwijać te władze i zdolności, z którymi przychodzi na świat, to nie można przeczyć, że jedne rzeczy normalnie powinny się podobać i będą się podobać, a inne nie, oraz nie można odmawiać wartości jednym czynom, a przypisywać ją innym. Nie znaczy to, że dopuszczalna jest tylko jakaś jedyna estetyka, jedyna szkoła literacka, malarska itd., względnie jeden możliwy sposób etycznego życia. Oczywiście skala możliwości jest dość szeroka, lecz istnieje właśnie pewna, choć szeroka, ale ograniczona, skala możliwości, i rzeczy znajdujące się poza jej granicami pod miano pięknych względnie dobrych podpadać nie będą, nawet jeśliby ktoś sądził inaczej. Przy czym skala etyczna jest znacznie mniejsza niż estetyczna.

Aby więc uzasadnić możliwość naukowego wartościowania, trzeba tylko ustalić czy rzeczywistość humanistyczna, tj. człowiek i jego życie społeczne jest celowościowe, czyli intencjonalne, czy też nie. Jeśli tak, to naukowe wartościowanie jest możliwe. Jeśli rzeczywistość społeczna jest intencjonalna, jeżeli człowiek ma cel obiektywny, niezależny od subiektywnych celów drugorzędnych, które sam sobie zakreśla, to można obiektywnie oceniać jego czyny, jako zgodne lub niezgodne z tym celem. Te, które doń prowadzą, ocenimy jako dobre, te zaś, które przeszkadzają jego realizacji, jako złe.

Nieuzasadniona jest ironia Kelsena, dotycząca rzekomo nierozwiązanego do dziś, mimo tysiącletnich wysiłków, problemu sprawiedliwości. Ukrywa się pod nią może podświadome pragnienie rozwiązania problemu sprawiedliwości raz na zawsze, dla wszelkich okoliczności, co było by niczym innym, jak odnowioną teorią abstrakcyjnych doktrynerów z tzw. szkoły prawa natury XVII
i XVIII wieku.

Problem sprawiedliwości musi być na nowo rozwiązywany przez każde pokolenie. Niezmienne są tylko ogólne zasady. Ich zastosowanie musi być zmienne, bo musi się liczyć z konkretnymi warunkami, które się stale zmieniają. Nie mogę dziś powiedzieć, co będzie sprawiedliwe w państwie polskim w XXIV w., ale mogę powiedzieć, według jakich zasad problem sprawiedliwości będzie musiał być w tym okresie rozstrzygany. Natomiast wbrew mniemaniu Kelsena można odpowiedzieć na pytanie: na czym dziś polega sprawiedliwość in wissenschaftliher, d. h. rationaler, auf der Erfahrung orientienter Erkenntnis i to w sposób, który jest co najmniej tak samo naukowy jak cała czysta teoria prawa. Trzeba uznać tylko pewien postulat: jak w czystej teorii prawa trzeba postulować, że Grundnorm ma moc obowiązującą, tak tu trzeba postulować, że należy uwzględnić dobro wszystkich obywateli lub wszystkich istniejących grup społecznych. Oczywiście dobro nie stojące w sprzeczności z prawem naturalnym. A po tym wystarczy w sposób naukowy, przez poznanie oparte na doświadczeniu, ustalić ilość tych grup, ich znaczenie dla dobra publicznego i wtedy określić naukowo, na czym polega sprawiedliwość. Bez wątpienia nie wyklucza to możliwości pewnych; marży, których użytkowanie czy przeznaczenie pozostawione być może do decyzji władzy. W każdym razie mogę określić w sposób naukowy, tj. oparty na doświadczeniu, na czym dziś polega, sprawiedliwość społeczna, jeśli będę miał w ręku dane odtwarzające obecny stan faktyczny
i uznawał celowościową naturę człowieka i życia społecznego*.

Bezsprzecznie, u podstaw tego wartościowania leży uznanie pewnej normy podstawowej, uznanie mocy obowiązującej normy mówiącej: należy żyć i rozwijać swą istotę zgodnie ze wskazówkami natury. Ale nasza norma podstawowa tym się różni od Kelsenowskiej, że nie jest arbitralna, lecz obiektywna, bo dyktowana przez stan rzeczy, który stale istnieje niezależnie od nas. Ta norma może być uważana za samowystarczalną, aczkolwiek można i trzeba wyjść poza nią, biorąc pod uwagę istnienie Twórcy natury czyli Boga. I tak prawo naturalne doprowadzi do prawa wiecznego.
W każdym razie nauka prawa naturalnego jest co najmniej tak samo naukowa, jak krytyczny pozytywizm, który również opiera się na uznaniu pewnej normy podstawowej i którego pozycja jest o tyle słabsza, że jego norma jest czysto subiektywna i arbitralna**.

Głosząc potrzebę uznania pewnej normy podstawowej, nie znaczy to bynajmniej, że tym samym uważamy naszą normę za równie hipotetyczną, jak normę Kelsena. Norma nasza mogłaby tylko w tym wypadku być hipotetyczną, gdyby hipotetyczne było istnienie natury człowieka i gdyby natura ta nie miała charakteru celowościowego. Lecz istnienie natury człowieka jest faktem, faktem również są jej określone właściwości, a m.in. jej charakter finalistyczny, celowościowy.

Charakter obowiązkowy tej normy opiera się ostatecznie na istnieniu Boga. Powinność, jaką ona stwarza, nie może być pozostawiona dowolnemu uznaniu człowieka, tak, jak od uznania człowieka nie mogą zależeć pewne fakty. Stanąwszy przed domem, człowiek może wprawdzie wbrew oczywistości utrzymywać, że tego domu nie ma, ale to nie zmieni faktu. Podobnie stanąwszy wobec porządku wszechświata (Kosmosu), człowiek, bądź z powodu braku dobrego rozeznania, bądź z powodu braku dobrej woli, może utrzymywać, że nie kosmos istnieje, lecz chaos. Skoro się jednak dojdzie do wniosku, że istnieje określony porządek i że istnienie tego porządku nie może być wytłumaczone inaczej jak przez uznanie istnienia Inteligencji, która powzięła jego koncepcję i Woli, która tę koncepcję zrealizowała, to porządek ów nabiera charakteru obowiązującego.

W konkluzji musi dojść do stwierdzenia tego, co Kelsen przeczuwał już w przedmowie do pierwszego wydania Hauptprobleme, tj. do stwierdzenia związku między zasadniczymi konstrukcjami prawnymi, a pewnymi ogólnymi zasadami filozoficznego światopoglądu*. Kończąc swą pracę o filozoficznych podstawach nauki prawa naturalnego i pozytywizmu prawnego, Kelsen powiada, że przeciwstawienie nauki prawa naturalnego i krytycznego pozytywizmu ma swe źródło w różnicy światopoglądów i charakterów, jest to odwieczna i nigdy niekończąca się walka duchów. Bardzo dziwnie brzmi to w ustach krytycznego pozytywisty, który czyni coś, jakby przeciwstawienie jednej wiary z drugą. Kelsen robi nam zbyt wielkie ustępstwo. [...] Głosimy laickość prawa naturalnego tzn. jego niezależność od takiej, czy innej wiary. Innymi słowy, uważamy, że istnienie prawa naturalnego i istnienie jego treści, a w konsekwencji i naukowe wartościowanie, może być uzasadnione za pomocą rozumowych, a więc naukowych argumentów, a nie musi się opierać na jakimś, nie dającym się rozumowo dowieść, akcie wiary. [...]

Zakładając hipotetycznie istnienie prawa naturalnego, Kelsen zajmuje się też analizą jego stosunku do prawa pozytywnego. Utrzymuje on, iż jest logiczną niemożliwością uznać prawo naturalne obok prawa pozytywnego, co ma raz jeszcze wykazać, że istnienie prawa naturalnego jest niemożliwe. Wywody Kelsena
o logicznej niemożliwości uznania prawa naturalnego obok prawa pozytywnego stanowią może najbardziej ciekawą, a zarazem najbardziej wnikliwą, co jednak nie znaczy całkowicie słuszną, część jego rozważań na ten temat. Jeśli istnieją dwa zespoły norm, odnoszące się do jednego przedmiotu i dające się sprowadzić do dwu różnych norm podstawowych, to wtedy mamy do czynienia z dwoma różnymi systemami, z których tylko jeden może mieć moc obowiązującą, a nigdy obydwa równocześnie. To jest podstawowe twierdzenie Kelsena, na którym opiera się jego teoria o stosunku prawa naturalnego do prawa pozytywnego. Przedmiotem obydwu systemów, naturalnego i pozytywnego, jest zachowanie się ludzi. Jeśli się uznaje, że nad normą podstawową jednego systemu znajduje się jakaś wyższa norma, że np. nad systemem prawa pozytywnego mamy system prawa naturalnego, który uznaje się za wyższy i nadrzędny w stosunku do pierwszego, to wtedy są one tylko pozornie dwoma różnymi systemami norm i rzekoma norma podstawowa prawa pozytywnego w gruncie rzeczy podstawową nie jest. Wtedy cały system prawa pozytywnego nie stanowi systemu odrębnego, lecz część obszerniejszego systemu norm. Kto uznaje moc obowiązującą systemu prawa naturalnego, nie może uznać niezależności prawa pozytywnego, i odwrotnie: konsekwentny pozytywista, uznający prawo pozytywne, jako najwyższy i niezależny system norm, nie może uznać mocy obowiązującej prawa naturalnego.

Jeśli więc mamy do czynienia z dwoma rzeczywiście różnymi
i niezależnymi systemami, które odnoszą się do jednego przedmiotu, to wtedy tylko jeden z nich może mieć moc obowiązującą. Jeśliby bowiem przypuścić, że obydwa obowiązują, to doszłoby się do sprzeczności norm, gdyż mogłoby się zdarzyć, że norma jednego systemu wymaga w określonych warunkach zachowania się a, zaś norma drugiego systemu wymaga w tych samych warunkach zachowania się przeciwnego (non-a), co stanowi logiczną sprzeczność. Twierdzenia: "obowiązuje a" i "nie obowiązuje a" wykluczają się wzajemnie, podobnie, jak twierdzenia: "jest a" i "nie jest a". Zasada niesprzeczności ma równą wartość w dziedzinie rzeczywistości, jak i w dziedzinie powinności. Aby nie popaść z nią w konflikt, nie można twierdzić, że obowiązują jednocześnie dwa różne systemy norm. Często nie wydaje się to oczywiste dlatego, że miesza się pojęcia rzeczywistości i powinności i robi przeskoki z jednej dziedziny do drugiej. Nie ma sprzeczności między sądami twierdzącym i przeczącym, o ile każdy z nich należy do innej dziedziny. Tak więc nie ma sprzeczności między twierdzeniami:
"a jest" i "nie obowiązuje a". Obydwa są jednocześnie możliwe i wskazują tylko na przeciwstawienie między tym, co jest, a tym, co być powinno. Pomyłki i wahania zdarzają się dlatego, że często stan psychiczny uważa się za powinność czyli za normę, a tymczasem należy ściśle odróżniać normę, jako powinność, i normę, jako stan psychiczny, są to bowiem dwie różne rzeczy. Norma jako akt psychiczny jest to, ściśle mówiąc, wyobrażenie względnie pragnienie normy, które należy do dziedziny rzeczywistości, a norma, jako powinność, jest to coś, co leży w dziedzinie powinności. Nie ma więc sprzeczności i nie uznaje się mocy obowiązującej dwu systemów, jeśli się twierdzi, że obowiązuje norma a i, że zarazem ludzie chcą, czy wyobrażają sobie, że obowiązuje norma non-a.

W pierwszym wypadku jesteśmy na płaszczyźnie powinności, w drugim - na płaszczyźnie rzeczywistości. To, co się zwykle nazywa konfliktem obowiązków, jest właściwie konfliktem przeżyć,
a więc sytuacją, która całkowicie leży w dziedzinie bytu, a nie
w dziedzinie powinności. Człowiek zdaje sobie sprawę, że z dwu stron domagają się odeń dwu przeciwnych rzeczy: a i non-a. Istnieje walka psychicznych motywów działania mających przeciwny kierunek. Walka ta nie zawiera żadnej logicznej sprzeczności i jest możliwa podobnie, jak możliwe jest działanie dwu przeciwnych sił na jedno ciało.

Analogiczne rozważania rozwijał Kelsen, analizując wzajemne stosunki różnych systemów prawno-pozytywnych. Jego zdaniem, z punktu widzenia normatywnego tylko jeden system prawny może mieć moc obowiązującą (...). Nie można mówić, jak to się zwykle czyni, że tu obowiązuje jeden system prawny, a gdzie indziej (w granicach innego państwa) inny. Nie można uznać mocy obowiązującej dwu systemów jednocześnie, jeśli się ich nie sprowadzi do jakiegoś jednego, wyższego systemu, do jednej podstawy obowiązywania (...). W twierdzeniu, że jedno państwo istnieje tu, a inne tam, zawiera się myśl, że ich systemy ograniczają wzajemnie swoją moc obowiązującą, że zakres mocy obowiązującej każdego z nich jest ograniczony. I jeśli się głosi, że, aby wejść do prawnej społeczności, państwo musi być uznane przez inne, to tym samym uznaje się wyłączność mocy obowiązującej jednego systemu prawnego, gdyż uznanie mocy obowiązującej systemu prawnego obcego państwa jest, z punktu widzenia państwa uznającego, niczym innym, jak delegowaniem tego systemu. W takiej teorii uznania mieści się twierdzenie, że suwerenność jednego państwa nie da się pogodzić z suwerennością innego. Za suwerenny uznaje się z każdej strony tylko swój system prawny. I z normatywnego punktu widzenia jest to, zdaniem Kelsena, koncepcja jedynie możliwa do przyjęcia. Inaczej uznanie mocy obowiązującej różnych systemów prawnych sprowadza się do zaobserwowania faktu, że ludzie zachowują się w określony sposób, że pewne systemy wywierają swój wpływ motywacyjny. To zaś nie podpada pod normatywny punkt widzenia, a tylko pod eksplikatywny: jest to skonstatowanie prawa przyczynowego, należącego do dziedziny rzeczywistości, a nie powinności.

Zdaniem Kelsena, nie można więc uznać istnienia dwu odrębnych systemów powinności i konstruować między nimi stosunków, nie można twierdzić, że obowiązują jednocześnie dwa systemy norm, gdyż popadnie się w konflikt z zasadą niesprzeczności. Moc obowiązującą może posiadać tylko jeden system normatywny. Wprawdzie często uważa się za obowiązujące dwa różne systemy norm. Jest to jednak mniemanie błędne, zawierające wewnętrzną sprzeczność. Pozornie sprzeczności tej unika się, głosząc rozdział między różnymi systemami np. między prawem a etyką, czy między prawem niemieckim a francuskim i mówi się: to obowiązuje prawnie, chociaż etycznie nie obowiązuje itp. W każdym wypadku przyznaje się więc właściwie moc obowiązującą wyłącznie jednemu systemowi. Inaczej być nie może, uznanie mocy obowiązującej dwóch systemów jest bowiem, jak przed chwilą dowiedzieliśmy się, logicznie niemożliwe. Należy zawsze poprzestawać na uznaniu mocy obowiązującej jednego systemu i nie doszukiwać się stosunku między różnymi, rzekomo jednocześnie obowiązującymi, systemami norm. Z chwilą gdy się mówi o stosunku między prawem naturalnym, a pozytywnym, to zawsze, świadomie, czy nieświadomie, uważa się jeden z tych systemów za podporządkowany drugiemu, a więc w gruncie rzeczy przestaje się je uważać za systemy niezależne. Stosunek delegacji (...) między systemem prawa naturalnego, a systemem prawa pozytywnego oznacza więc pochłonięcie jednego systemu przez drugi.

Jeśli uznać prawo naturalne za obowiązujący system norm, to wtedy prawo pozytywne może być uważane tylko za czysty fakt, a więc za zjawisko z dziedziny bytu, a nie z dziedziny powinności i wtedy można mówić o stosunkach między nimi w podobnym znaczeniu, jak się mówi o stosunku działania ludzkiego do odpowiadającej mu normy. Działanie może się zgadzać z normą, lub się jej sprzeciwiać, zależnie od tego będzie nazwane sprawiedliwym, lub niesprawiedliwym. Podobnie prawo pozytywne, zgodne z prawem naturalnym nazwie się sprawiedliwym, a niezgodne z nim, niesprawiedliwym. Będzie to w każdym razie stosunek Sein do Sollen, a nie dwu Sollen. Czyli uznając rzekomo stosunek delegacji, uznaje się właściwie tylko jeden system za obowiązujący. Kelsen konkluduje, że za taki może być uznany jedynie system prawa pozytywnego. [...]

Taka konkluzja opiera się chyba tylko na nie uznaniu istnienia prawa naturalnego. Staraliśmy się wykazać, że usiłowania Kelsena, aby unicestwić prawo naturalne spełzły właściwie na niczym. Jego wnioski o rzekomej niemożliwości istnienia prawa naturalnego wcale nie są dostatecznie uzasadnione [...], skoro zaś prawo naturalne istnieje, to musi się uznać istnienie stosunku między nim a prawem pozytywnym. Wszak są to systemy normatywne, obydwa regulujące działalność ludzką. Już więc z tytułu wspólności przedmiotu istnieć musi związek między nimi. Kelsen zresztą też to rozumie i dlatego czuje się zmuszony negować istnienie prawa naturalnego i odmawiać wartości naukowej etyce.

Jednak przekreślenie piórem tego, co istnieje w rzeczywistości, nie może być skuteczne. Prawo pozytywne posiada wartość moralną wbrew wszystkim teoriom i niezależnie nawet od zapatrywań, zamiarów czy chęci prawodawcy. Prawodawca nie jest w stanie wkroczyć w dziedzinę prawa pozytywnego bez jednoczesnego wkroczenia w sferę etyki, gdyż wszystko, co jest wymagane przez dobro publiczne, już z tego tytułu posiada wartość moralną.

Etyka wartościuje wszystkie świadome czyny ludzkie, a więc i czyny regulowane przez prawo. Krótko mówiąc: między prawem pozytywnym a prawem naturalnym i etyką istnieje związek z powodu wspólności przedmiotu materialnego. Ściślej mówiąc, przedmiot materialny prawa stanowi część przedmiotu materialnego etyki. Etyka bowiem reguluje i wartościuje wszystkie rozumne czyny człowieka, prawo zaś tylko ich część. Mianowicie tylko te czyny, które mają związek z dobrem publicznym. Ocenie etycznej podlega więc zarówno prawna działalność obywateli, jak i działalność prawodawcy. Obywatele, spełniając obowiązki prawne, będąc posłuszni prawom sprawiedliwym, postępują etycznie, zaś czyniąc przeciwnie, nieetycznie. Prawodawca, wydając prawa, postępuje etycznie, o ile jego prawa są sprawiedliwe, zaś nieetycznie, gdy prawa przezeń wydane są niesprawiedliwe*.

Kelsen sądzi, że prawo pozytywne to nic innego, jak tylko aparat przymusu, któremu nie należy przypisywać żadnej wartości politycznej czy etycznej. Prawo pozytywne, rozpatrywane w oderwaniu od ludzi, może zdoła abstrahować od wartości etycznych i politycznych. Ale o takie "prawo samo w sobie" nikt kopii kruszyć nie będzie. Każde prawo jest dla ludzi, każde jest związane ze wszystkimi wartościami ludzkimi, bo życie, które ono stara się uregulować, nie składa się z czystych formuł, ani abstrakcyjnych pojęć samych w sobie, lecz jest pełne treści, mającej wartość etyczną i polityczną. I cały problem dotyczy właśnie tego, czy takie konkretne prawo, ustanowione dla ludzi i grające w ich życiu dużą rolę, czy może ono abstrahować od wartości etycznych i politycznych. Jak przed chwilą podkreśliliśmy, odpowiedź na tak postawiony problem może być tylko przecząca. A jeśli nauka prawa ma badać, jak każda nauka, to co jest dane, to musi badać nie tylko formę, ale i treść norm oraz ich wartość etyczną i polityczną.

Problem ten jest zupełnie analogiczny do tego, który jest roztrząsany w ekonomice, gdy mówi się o stosunku ekonomiki do etyki**. Być może, iż rozpatrując stosunki gospodarcze same w sobie, w oderwaniu od ludzi, można je analizować, abstrahując od etyki. Ale w konkretnych stosunkach gospodarczych tego uczynić nie można, gdyż są to stosunki w pełni ludzkie, a więc i gospodarcze i etyczne zarazem***.

Zwolennicy formalizmu i odseparowania prawa względnie ekonomii od etyki stale robią w myśli nieświadomie ten przeskok od pojęć abstrakcyjnych do stosunków konkretnych. Ich twierdzenia, dopuszczalne w granicach teoretycznej analizy pojęć, stają się błędne, gdy się je stosuje do konkretnych stosunków zachodzących w życiu. Zamiast więc pisać o logicznej niemożliwości uznania prawa naturalnego obok prawa pozytywnego, z większym uzasadnieniem można mówić o logicznej konieczności związku między nimi.

Niewątpliwie jeśli badać prawo naturalne i pozytywne z jednego punktu widzenia, niejako na jednej płaszczyźnie, a taką może być tylko płaszczyzna moralna, na której znajduje się prawo naturalne, to w razie konfliktu tylko jedno z nich ma moralną moc obowiązującą i w gruncie rzeczy obydwa systemy z tego punktu widzenia dadzą się sprowadzić do jednego. W tym Kelsen ma słuszność i te rozważania świadczą o jego wnikliwości.

I jest rzeczą zrozumiałą, że jako pozytywista nie uznający związku prawa z etyką, tym bardziej nie mógł on uznać jego zależności od etyki. Ale wytworzyła się sytuacja dość nieoczekiwana i paradoksalna: oto pozytywista, który nie chce traktować prawa na jednej płaszczyźnie moralnej z prawem naturalnym, aby nie być zmuszonym uznać nadrzędności tego ostatniego, umieszcza sam prawo pozytywne na płaszczyźnie moralnej, albowiem chociaż jego powinność jest w gruncie rzeczy tylko oportunistyczną wskazówką [...], to w rozważaniach swych utożsamia on powinność prawną z powinnością moralną. Łatwo to dostrzec w wywodach o logicznej niemożliwości uznania prawa naturalnego obok prawa pozytywnego. Cały czas obydwa pojęcia powinności są sobie przeciwstawiane. Kelsen uznaje, że mogą się one nawzajem wykluczać, są więc one traktowane na jednej płaszczyźnie. Nasz autor nie dostrzega, że te jego wywody przekreślają to wszystko, co mówił o specyficznym charakterze powinności prawnej [...].

Inaczej zresztą być nie mogło, gdyż, jak to starałem się przed chwilą uzasadnić, między prawem, a etyką, istnieje nieuchronny związek; powinność prawna nie może być oderwana od powinności moralnej. Co więcej: nie można poznać istoty prawa, abstrahując od etyki i nie podobna uważać elementów etycznych za metaprawne, tj. za leżące całkowicie poza prawem. Raz jeszcze powtórzyć wypada; można i trzeba odróżniać prawo od etyki, ale nie należy ich rozdzielać.

Właściwie w czystej teorii prawa badanie stosunku prawa do etyki jest bardzo nie na miejscu. Jest zrozumiale, dlaczego mimo to Kelsen uważał za potrzebne zbadanie tego stosunku: wydawało mu się, że uznanie choćby milczące związku między prawem a etyką, czy prawem naturalnym podważy samoistność prawa, a tym samym samoistność nauki prawa. Toteż jedną z jego największych trosk było wykazać logiczną niemożliwość tego związku. Przy tym jednak nie tylko że popełnił cały szereg błędów, nic nie udowodniwszy, ale zarazem przekroczył granice, które sam sobie wytknął, granice ścisłego formalizmu: wszak z chwilą, gdy zaczyna mówić o stosunku prawa pozytywnego do prawa naturalnego, z tą chwilą musi się zajmować treścią, bo prawo naturalne to system statyczny treściowy, czysta teoria prawa zaś o treści nic mówić nie powinna.

Ten błąd Kelsena jest jednym więcej potwierdzeniem, że nie można rozdzielać badań formalnych od badań materialnych. Można robić najpierw analizy formalne, a potem materialne, ale w końcu trzeba uznać i podkreślić ich związek i przejść do syntezy obydwu tych punktów widzenia, które są właśnie niczym więcej jak tylko punktami widzenia, z których oglądamy jedną i tę samą rzeczywistość (unum in re).

Poza tym, jeśli nawet należy przyznać prymat jednemu z dwu systemów normatywnych, to dlaczego w wypadku kolizji przyznać go trzeba prawu pozytywnemu, a nie naturalnemu? Wyboru swego Kelsen nie uzasadnia, nie można bowiem uważać za uzasadnienie nie dających się utrzymać wywodów o niemożliwości istnienia prawa naturalnego. Dowodzi on jeszcze, że z immanentnego punktu widzenia danego systemu jest logiczną niemożliwością uznać moc obowiązującą jakiegokolwiek innego systemu. Łatwo odpowiedzieć na to, że z immanentnego punktu widzenia prawa naturalnego również można mówić o logicznej niemożliwości uznania mocy obowiązującej innego, sprzecznego systemu normatywnego. A jeśli nawet należy uznać jeden tylko system za obowiązujący, to dlaczego miałby nim być system prawa pozytywnego a nie prawa naturalnego? Raz jeszcze Kelsen opiera swe poglądy na pewnym nieudowodnionym postulacie. [...]

Stosunek delegacji ma być jeszcze dlatego niemożliwy, że przy jego uznaniu pojęcie prawa naturalnego zmienia się rzekomo na pojęcie prawa pozytywnego. W swoim czystym pojęciu prawo naturalne jest systemem statycznym, a prawo pozytywne dynamicznym [...]. Twierdzenie, że prawo pozytywne jest delegowane przez prawo naturalne oznacza nic innego jak uznanie, że w tym ostatnim istnieje norma upoważniająca jakąś najwyższą władzę do stanowienia norm obowiązujących. Normy te obowiązują więc nie ze względu na swoją treść, lecz z tego powodu, że zostały ustanowione przez władzę działającą z upoważnienia prawa naturalnego. Otóż taka norma upoważniająca (...) jest normą dynamiczną, a nie statyczną. I skoro się twierdzi, że stanowi ona część systemu prawa naturalnego, to zanieczyszcza się go, wprowadza się doń elementy właściwe prawu pozytywnemu, krótko mówiąc, system prawa naturalnego zmienia się, zdaniem Kelsena, na system prawa pozytywnego.

Mówiąc o rozdziale strony formalnej i materialnej, widzieliśmy do jakiej rozbieżności z rzeczywistością doprowadza Kelsena stosowana przezeń metoda typu idealnego [...]. Zupełnie podobnie rzecz ma się tutaj przy stosunku prawa naturalnego do pozytywnego. Przeciwstawienie jednego prawa drugiemu jako systemu statycznego systemowi dynamicznemu jest niezgodne z rzeczywistością i utrzymać go nie można. Każdy konkretny system normatywny jest statyczny i dynamiczny zarazem. W prawie naturalnym
i w etyce istnieje nie tylko problem statyczny, problem treściowej (materialnej) wartości norm, lecz podobnie jak w prawie pozytywnym istnieje również problem dynamiczny, formalny, problem podstawy mocy obowiązującej: te systemy mają moc obowiązującą, ponieważ są ustanowione przez określony autorytet. Jedni nazwą go Naturą, inni rozumem, inni jeszcze, idąc głębiej, dojdą do pojęcia Boga i Jego woli, ujawnionej w ustanowionych przez Niego prawach natury. Można więc w pewnym znaczeniu powiedzieć, że prawo naturalne podobnie jak i prawo pozytywne ma hipotetyczną moc obowiązującą (...): i ono obowiązuje na podstawie założenia, że człowiek ma taką, a nie inną naturę, czy idąc głębiej, że taką jest wola Prawodawcy Natury tj. Boga, i że należy słuchać praw natury (...), względnie być posłusznym woli Boga. To jest formalna podstawa mocy obowiązującej prawa naturalnego (...). Zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego Kelsen zasadę stanowienia norm przez Boga, Naturę, czy Rozum, nazywa zasadą materialną, a zasadę stanowienia przez autorytet ludzki zasadą formalną. Obydwie zasady są zasadami stanowienia i jako takie obydwie są formalne.

Łatwo się przekonać jak sztuczne i naciągane są wywody Kelsena, mające rzekomo wykazać niemożliwość istnienia prawa naturalnego, jeśli zastosować jego metodę do prawa pozytywnego. Wtedy bowiem krytyka immanentna tego ostatniego wykaże, że w czasie procesu indywidualizacji prawo pozytywne zmienia się na prawo naturalne [...]. Krótko mówiąc, krytyka immanentna prawa pozytywnego prowadzona metodą Kelsena, może doprowadzić do analogicznych wniosków, jakie on wyciągnął z immanentnej krytyki prawa naturalnego. Dla uzasadnienia tego twierdzenia wystarczy wziąć pod uwagę, że, według Kelsena, prawo pozytywne jest systemem dynamicznym, a prawo naturalne systemem statycznym i że ich przeciwstawienie może być rozpatrywane jako przeciwstawienie między tymi dwoma systemami. W systemie statycznym, jak wiemy, powiązanie i zhierarchizowanie norm odbywa się na zasadzie treści, a w dynamicznym na zasadzie stanowienia. W tym ostatnim możliwa jest delegacja, przekazywanie władzy stanowienia: władza wyższa przekazuje władzę stanowienia organom niższym. Normy wydane przez te ostatnie, zaliczymy do tego samego systemu, co i normy wydane przez władzę wyższą, właśnie na podstawie tego stosunku delegacji. Otóż jeśli przypuścić, tak jak to czyni Kelsen w stosunku do prawa naturalnego, istnienie takiego czystego systemu dynamicznego, niezależnego od prawa naturalnego, to okaże się, że w czasie indywidualizacji ten system dynamiczny musi zmienić się na system statyczny, gdyż, jak wyznaje sam Kelsen [...], czysty system dynamiczny nie może istnieć jako system i każda norma prawa pozytywnego jest nie tylko normą delegacyjną, ale zarazem normą określonej i wiążącej treści, a więc, stosownie do definicji Kelsena, normą prawa naturalnego.

Do takich rezultatów może doprowadzić metoda typu idealnego (...). Kelsen stwarza sobie czyste, tj. abstrakcyjne pojęcia - byty umysłowe, stanowiące urojone wzory, bez związku z żadną konkretną rzeczywistością. Analizując je, dostrzega z rozbrajającym zdziwieniem, że nie ma w nich nic ze świata rzeczywistego, że to są czyste idee, utopie, które nie mogą znaleźć miejsca w świecie rzeczywistym, i potem rozwija triumfalną i druzgocącą krytykę. Cóż dziwnego, że nie znajduje w swych koncepcjach nic z konkretnego i żywego życia, skoro na początku sam je starannie tego pozbawił. Circulus vitiosus występuje w takiej metodzie typu idealnego w całej wprost rozbrajającej naiwności. Zresztą w końcu i Kelsen wyznaje, że ani prawo pozytywne, ani prawo naturalne nie są czystymi systemami dynamicznymi względnie statycznymi, choć początkowo jego twierdzenia zdają się wykluczać taką możliwość. Niejednokrotnie twierdzenia swe wygłasza on w postaci sądów kategorycznych i powszechnych, a dopiero w dalszych wywodach okazuje się, że są to właściwie sądy warunkowe i szczegółowe. Tak też przeciwstawia zrazu kategorycznie prawo naturalne i pozytywne, jako systemy statyczne i dynamiczne, a zaraz na następnej stronie okazuje się, że prawo pozytywne nie jest czystym systemem dynamicznym, że zawiera nie tylko normy delegacyjne (...), ale i normy określonej treści, normy regulujące zachowanie się delegowanych organów i określające co i jak mają one stanowić. Dalej zaś okazuje się nawet, że prawo pozytywne jest porządkiem pełnym treści (...), że norma podstawowa nie może być tylko zasadą delegacji itp.

Po wyznaniu, że czyste systemy dynamiczne i statyczne nie istnieją, nie ma właściwie przeszkód, aby uznać, że prawo naturalne może delegować władzę państwową do stanowienia norm,
a zarazem określać, choćby najogólniej, jej kompetencje treściowe. Wszak w ten statyczny sposób kształtują się stosunki nawet w obrębie prawa pozytywnego, które Kelsen uważa za system dynamiczny. Żaden zwierzchnik nie daje swemu podwładnemu władzy nieograniczonej treściowo. I jak można badać, czy organ ma zleconą delegację do stanowienia norm, tak też można i należy badać, czy normy przezeń wydane nie przekraczają jego treściowej kompetencji. W praktyce nawet rzadko te dwie kwestie się rozdziela, a właściwie rzadko ma się rozstrzygać, czy organ ma w ogóle prawo stanowienia norm, gdyż to nie nastręcza trudności. Może natomiast być wątpliwe, czy ma on prawo stanowienia norm danej treści.

Analogicznie rzecz ma się, gdy chodzi o stosunek prawa naturalnego do pozytywnego. Jest to stosunek delegacji ograniczonej treściowo. Istnieje między nimi przede wszystkim zależność formalnej natury: prawo naturalne domaga się istnienia prawa pozytywnego, ono deleguje prawo pozytywne. Innymi słowy prawo naturalne nakazuje istnienie porządku państwowego i prawa pozytywnego i w tym znaczeniu jest ono staatliche Ordnung [ładem państwowym]. Prawo pozytywne, jako przezeń delegowane, nie może nie posiadać wartości moralnej. Toteż z zależnością formalną łączy się i z niej wypływa zależność materialna. Prawo naturalne nie jest obojętne na treść prawa pozytywnego i w tym znaczeniu można powiedzieć, że nie głosi ono owej obojętności politycznej, z której jest tak dumny twórca czystej teorii prawa. Nakazując szanować prawo pozytywne, tj. nakładając moralny obowiązek słuchania prawa pozytywnego, prawo naturalne nie może się nie interesować jego treścią. Inaczej można by dojść do twierdzenia, że prawo naturalne nakazuje szanować takie prawo pozytywne, które stoi z nim samym w sprzeczności, co byłoby oczywistym absurdem. Toteż prawo naturalne odróżnia sprawiedliwe i niesprawiedliwe prawa pozytywne. Zgodność prawa pozytywnego z naturalnym służy za kryterium jego moralnej wartości. [...]

Kelsen wyznaje, że stosunek prawa pozytywnego do naturalnego nie był zwykle przedstawiany, tak jak on to uczynił, że nawet zwykłe ujęcie różni się zasadniczo od uczynionego przezeń. On przedstawił stosunek ten takim, jakim on logicznie być powinien, biorąc pod uwagę czyste pojęcia prawa pozytywnego i prawa naturalnego. Nauka prawa naturalnego wszystkich ludów i wszystkich czasów nie była tak logiczna i bardzo ostro zwalczała pogląd głoszący, że prawo pozytywne obok prawa naturalnego staje się zbędne lub wręcz szkodliwe, a nie przychodziło jej w ogóle na myśl, że istnienie prawa pozytywnego obok prawa naturalnego jest logicznie niemożliwe.

Nauka prawa pozytywnego uważała prawo pozytywne nie za czysty fakt z dziedziny bytu, lecz za system norm obowiązujących, który, wraz z równie obowiązującym systemem prawa naturalnego, leży w dziedzinie powinności. Między tak błędnie pojętymi systemami nauka ta następnie konstruowała różne stosunki starając się jednak na ogół unikać rozwiązywania problemu możliwych konfliktów między prawem naturalnym a pozytywnym. Najwięksi i najliczniejsi przedstawiciele tej nauki albo w ogóle nie rozwiązują tego problemu, albo zajmują się nim tylko ubocznie, tak jakby nie chodziło o podstawowy problem całej teorii, lecz o jakąś kwestię drugorzędną. Istnieje też mnóstwo teorii, z których jedne starają się wykazać, że konflikt między prawem pozytywnym a naturalnym jest niemożliwy, drugie, że jeśli jest możliwy, to nieprawdopodobny, inne jeszcze, że nie jest on dla prawa pozytywnego niebezpieczny. Wszystkie te teorie wynaturzają, zdaniem Kelsena, czystą teorię prawa naturalnego, upodobniając ją do idei prawa pozytywnego, przy tym, od Ojców Kościoła aż do Kanta, głosi się niezmiennie, że prawo pozytywne z istoty swej jest tylko wypływem prawa naturalnego, że cała jego moc obowiązująca opiera się na prawie naturalnym i że, w razie jeśli się to ostatnie jemu sprzeciwia, nie ma ono żadnej mocy obowiązującej.

To wszystko jest jednak bez wpływu na naukę prawa naturalnego i jej stosunek do prawa pozytywnego. Mimo tych wszystkich teorii zachowuje ona stale swój charakter konserwatywny, legitymujący każdy pozytywny porządek prawny i nadający władzy państwowej oraz prawu pozytywnemu wartość absolutną. Tłumaczy się to motywami, jak eufemicznie powiada Kelsen, politycznymi, czyli po prostu oportunistycznymi. Przedstawiciele nauki prawa byli sługami ustalonego porządku państwowego czy kościelnego, zazwyczaj byli to profesorowie, ministrowie, baronowie, księża, biskupi itp. Jakżeby oni mogli zwalczać ustalone instytucje państwowe, względnie kościelne? Nic więc dziwnego, że doktryna prawa naturalnego spełniała funkcję konserwatywną w życiu państwowym, uzasadniając istniejące prawo pozytywne i uważając je zawsze za rozwinięcie swoich ogólnych zasad.

 

Rzekomo rewolucyjny charakter doktryny prawa naturalnego płynie, zdaniem Kelsena, stąd, że niektórzy [...] utożsamiali całą szkołę prawa naturalnego z doktryną Rousseau, która rzeczywiście miała charakter rewolucyjny. Nie należy jednak części brać za całość. Doktryna Rousseau stanowi tylko odrębny i krótkotrwały epizod w tysiącletnim kierunku myślowym, który stale odznacza się charakterem konserwatywnym. To przypisywanie szkole prawa naturalnego charakteru rewolucyjnego jest tym bardziej zrozumiale, że w czystym swoim pojęciu idea prawa naturalnego ma rzeczywiście charakter rewolucyjny, jednak w swoim historycznym rozwoju szkoła ta stale odznaczała się konserwatyzmem.

Polemizując z Bergbohmem [jednym z głównych reprezentantów stanowiska pozytywistycznego - przyp. red.], który przypisywał szkole prawa naturalnego charakter rewolucyjny, a konserwatywne poglądy niektórych jej reprezentantów uważał za oportunistyczny podstęp ludzi, którzy nie chcieli wchodzić w otwarty konflikt z absolutną władzą państwową, Kelsen powiada, że jeśli nawet takie postępowanie można by przypisać niektórym autorom, to jest ono absolutnie wykluczone u wielkich reprezentantów tej szkoły. Do nich między innymi zalicza św. Tomasza z Akwinu. Czyli w mniemaniu Kelsena doktryna św. Tomasza miała charakter konserwatywny. Twierdzenie takie w odniesieniu do autora zwalczającego wyraźnie stary aksjomat: quod placuit principi legis habet vigorem, głoszącego, że prawa niesprawiedliwe są raczej gwałtem niż prawami - jest całkowicie błędne*. [...]

Biorąc to wszystko pod uwagę, twierdzenie Kelsena o konserwatywnym charakterze nauki prawa naturalnego można określić jako uderzająco nieścisłe. Przypomina ono teorię o rzekomo wrodzonej zachowawczości Azjatów [...]. Zadziwiająco szybka europeizacja Japonii wkrótce ją obaliła. Dzisiejsze stanowisko Kościoła katolickiego, stającego w obronie prawa naturalnego przeciw porządkowi ustalonemu, czy to w Rosji sowieckiej, czy też w Niemczech hitlerowskich, jest równie dosadnym argumentem przeciw tezie o rzekomo konserwatywnym charakterze doktryny prawa naturalnego.

Doktryna ta wcale nie chce uzasadniać każdorazowego porządku pozytywnego jako bezwzględnie dobrego i nie podlegającego krytyce. Przeciwnie, uczy ona, że ponieważ życie społeczne
i jego formy są zmienne, przeto i prawo pozytywne równie zmienne być musi i to, co w jednych warunkach jest sprawiedliwe, ze zmianą tych warunków może stać się niesprawiedliwe. Tak np. strajki i wojny mogą być sprawiedliwe i dopuszczalne na pewnym stopniu organizacji społecznej, a właściwie przy braku odpowiedniej organizacji, i prawo, które je wtedy potępia, jest niesprawiedliwe. Natomiast w innych warunkach mogą się one stać niedopuszczalne i prawo pozytywne które by je potępiało będzie uważane za sprawiedliwe*.

Kwalifikowanie nauki prawa naturalnego jako, z istoty swej, rewolucyjnej, czy też przeciwnie, jako, z istoty swej, konserwatywnej, jest nieuzasadnione. Nauka prawa naturalnego jest zawsze tylko sobą i w swej czystej idei nie jest ani konserwatywna, ani rewolucyjna. Jeden lub drugi epitet zastosuje się do niej zależnie od tego w stosunku do jakiego systemu pozytywnego oceniać się ją będzie. Najbardziej może odpowiednią kwalifikacją ze względu na jej stały stosunek do prawa pozytywnego byłaby nazwa "prawo krytyczne". Pierwszą bowiem funkcją nauki prawa naturalnego, funkcją stałą i niezmienną, wypływającą z jej istoty, czyli, jak powiedziałby Kelsen, z jej czystej idei, jest krytyka prawa pozytywnego i zakreślenie granic woli władz państwowych.

Toteż nic bardziej fałszywego, jak przypisywanie nauce prawa naturalnego charakteru skrajnie konserwatywnego i przypisywanie jej twierdzenia, że każde prawo jest moralne. Nauka prawa naturalnego odrzuca pogląd, że "każde prawo jako prawo, w jakimś znaczeniu lub stopniu jest moralne". Jeśli prawo pozytywne "z istoty swej stanowi część moralności", to właśnie z tego powodu nie każda norma ustanowiona przez władzę będzie mogła być uważana za dobrą, słuszną czy sprawiedliwą, a będzie nią tylko ta, która nie stoi w sprzeczności z nakazami prawa naturalnego. Wspomniany pogląd Kelsena na naukę prawa naturalnego jest tym dziwniejszy, że na innym miejscu, przytaczając jej zapatrywania, pisze on o możliwości prawa pozytywnego, zgodnego lub sprzecznego z wartościami wysuwanymi przez prawo naturalne*.

Zwolennicy prawa naturalnego doskonale uświadamiają więc sobie to, o czym Kelsen pragnie ich pouczać. Doktryna prawa naturalnego wymaga tylko, aby treść prawa pozytywnego była zgodna z zasadami etyki, ale nie twierdzi, że każde prawo jest rzeczywiście etyczne, a tym mniej, że każde ma absolutną wartość etyczną, toteż wcale nie stara się dać absolutnego uzasadnienia każdorazowemu porządkowi pozytywnemu. Kelsen nie odróżnia prawa pozytywnego jako instytucji, od tegoż prawa, jako danego, konkretnego systemu norm i ciągle miesza uzasadnienie jednego z drugim. Tylko prawo jako instytucja, tylko prawo w ogóle, ma wartość w pewnym sensie bezwzględną, tzn., że prawo w ogóle jest instytucją niezbędną do normalnego współżycia ludzi. Natomiast każdy konkretny system prawny ma wartość względną. Może on być sprawiedliwy i dobry tj. posiadać dodatnią wartość moralną, ale może też być niesprawiedliwy i zły, czyli posiadać ujemną wartość moralną.

Kelsen popełnia tu znów przeskok od abstrakcyjnego pojęcia do konkretnego zjawiska, tylko w przeciwnym kierunku niż w wypadku, który sygnalizowaliśmy wyżej. Tam prawo pozytywne konkretne przenosił w dziedzinę oderwanych pojęć, czynił zeń rodzaj prawa w sobie, nie mającego kontaktu ani z ludźmi ani z wartościami politycznymi i etycznymi. Tu zaś, cechy właściwe tylko abstrakcyjnemu pojęciu, przypisuje każdorazowemu konkretnemu systemowi prawnemu.

Jeśliby zaś nawet prawdą było, że, jak twierdzi Kelsen, przedstawiciele doktryny prawa naturalnego byli wiernymi sługami każdego ustanowionego porządku prawnego i że zawsze starali się go uzasadniać, to fakt ten nie mógłby stanowić o istocie prawa naturalnego. Uczony nie powinien podchodzić do badania doktryny od strony nadużyć i wypaczeń, lecz winien badać samą istotę prawa naturalnego w oparciu o rzeczywistość i dopiero w tym świetle przyglądać się ewentualnym spaczeniom i nadużyciom, które zresztą nie były tak powszechne, jak twierdzi Kelsen. Stosowana przezeń metoda typu idealnego [...] powinna by ułatwić mu odróżnienie istoty doktryny od jej wypaczeń, znajdując tu swe właściwe zastosowanie. [...]

Zanim przejdę do uwag końcowych przypomnę krótko bieg myśli rozwiniętych w pracy. Rzut oka na całość teorii Kelsena, który wypełnił dwa pierwsze rozdziały, został jakby rozszczepiony na trzy płaszczyzny. Na pierwszej poznaliśmy parę najcharakterystyczniejszych momentów jego teorii prawa, a więc przede wszystkim szereg postulatów, jak samoistność prawa i nauki prawa, metodyczną czystość, następnie formalizm i odrzucenie konstrukcji dualistycznych, czego wyrazem, między innymi utożsamienie państwa i prawa itd. [...].

Na drugą płaszczyznę rzutowane były poglądy filozoficzne autora czystej teorii prawa. Znaleźliśmy tu jego poglądy teorio-poznawcze, metafizyczne, bo nawet takie posiada ten rygorystyczny pozytywista, oraz poglądy historiozoficzne [...], wreszcie schodząc na trzecią płaszczyznę stanowiącą podstawę dwu poprzednich, zbadaliśmy źródła filozoficznych założeń systemu Kelsena, tj. różne wpływy doktrynalne, którym on ulegał [...]. Po wykazaniu jak złożone są wiązania fundamentów tego, co się nazywa kelsenizmem, próbowałem rozstrzygnąć zagadnienie, czy wpływy te dadzą się sprowadzić do wspólnego mianownika tj. czy, mimo różnorodności wiązań, podstawy kelsenizmu stanowią jednolitą całość. Wynik tych badań był negatywny: doszliśmy do wniosku, że w systemie Kelsena brak jest jednolitości i logicznej zwartości [...].

[...] Kelsen nie uważa prawa pozytywnego za zespół faktów
z dziedziny rzeczywistości, lecz za system normatywny, tj. zespół norm mających moc obowiązującą, ustanawiających pewną powinność. Podstawą tego systemu a zarazem granicą dociekań czystej teorii prawa jest norma podstawowa [...]. Następnie, przechodząc do krytyki immanentnej, wskazano na brak określenia i uzasadnienia mocy obowiązującej normy podstawowej, która jest metapozytywnym i, w hipotezie rozdziału rzeczywistości i powinności, zupełnie dowolnym postulatem, grającym w systemie Kelsena taką rolę, jak imperatyw kategoryczny w etyce Kanta, oraz posiadającym wszystkie braki swego wzoru. Moc obowiązująca normy podstawowej istnieje tylko wtedy, kiedy się chce w nią wierzyć. Kelsen popełnia tu pierwsze petitio principii: to co należało by uzasadnić tj. moc obowiązującą normy podstawowej czyni podstawą mocy obowiązującej systemu prawnego [...]. Dalej krytyka wewnętrzna musiała sięgnąć aż do założeń filozoficznych, gdyż pojęcia czystej teorii prawa są tylko wykładnikiem, szczegółowym zastosowaniem ogólnych zasad filozoficznych, uznawanych przez jej autora. Starałem się tu wykazać, że stałym błędem Kelsena jest przemiana dualizmu metodologicznego na ontyczny czyli hipostazowanie pojęć, z czym łączy się nowe petitio principii: postulat rozdziału powinności i rzeczywistości, którego należało by dowieść, jest używany jako podstawa dla udowodnienia, że prawo należy wyłącznie do dziedziny powinności. Rezultatem odseparowania dziedzin bytu i powinności jest całkowita arbitralność przypisania prawnego. Podobne uwagi, które uczyniono z powodu rozdziału rzeczywistości i powinności, odnoszą się do rozdziału formy
i treści; znów rozdział metodologiczny zostaje zamieniony na ontyczny [...].

W paragrafie zatytułowanym "Teoria normy podstawowej negacją rozdziału rzeczywistości i powinności" skonfrontowano filozoficzne podstawy z samą teorią prawa, aby wykazać, że wzniesiona budowla prawna nie została dostosowana do swych fundamentów. Potrzeby życia, które kierują budową nauki prawa, bardziej może niż budową jakiejkolwiek innej gałęzi wiedzy ludzkiej, okazały się silniejsze od logiki apriorycznych założeń i zmusiły Kelsena do uznania tego, co nie było przewidziane przez jego filozofię i, co gorsza, tego co się nie może zmieścić
w granicach jego filozoficznych założeń. Koncepcje dotyczące wyboru konkretnej normy podstawowej nie dadzą się pogodzić z przyjętym za podstawę rozdziałem powinności od rzeczywistości i stanowią wyraźne jego zaprzeczenie. W tym punkcie doktryny Kelsena wykraczanie poza granice czystej teorii prawa i wewnętrzne sprzeczności systemu stają się zupełnie oczywiste. Kelsen dobrze sobie zdawał sprawę, że "żadnej innej nauce nie zagrozi niebezpieczeństwo przekroczenia swego zakresu w tym stopniu co nauce prawa. Nie jest to bowiem rzeczą łatwą i stanowi dotkliwe ograniczenie swobody myśli, gdy się musi mieć wzrok stale i wyłącznie skierowany tylko w sferę powinności, w której wciąż zjawia się pokusa wglądnięcia w świat życia rzeczywistego i wyjaśnienia jego faktycznych przejawów" (Hauptprobleme).

Jednak nie zdołał on oprzeć się pokusie wglądnięcia w świat życia rzeczywistego, przekroczył granicę dziedziny powinności i zaczął wyjaśniać jego faktyczne przejawy. Poza jaskrawym dowodem jakim jest teoria normy podstawowej, potwierdzają to jeszcze jego poglądy dotyczące socjologii państwa (zaprzeczenie jej możliwości) oraz poglądy dotyczące prawa naturalnego. [...]

Dwa ostatnie paragrafy tego rozdziału wyciągają tylko logiczne wnioski z ustalonego stanowiska Kelsena: dowodzę więc, że w teorii normy podstawowej zawarta jest koncepcja dotycząca podstaw mocy obowiązującej prawa, że istotną, choć niewyznaną, a nawet słownie zaprzeczaną, podstawą mocy obowiązującej prawa w systemie Kelsena jest siła [...]. Każdy pozytywizm, o ile jest logiczny, na tym skończyć musi i w konsekwencji nie jest w stanie uzasadnić żadnej powinności, lecz może dać tylko oportunistyczną wskazówkę zachowania się. Pojęcie prawa pozytywnego, mającego moc obowiązującą niezależnie od swej wartości etycznej stanowi contradictio in adiecto [...].

Doszliśmy do przekonania, że problem mocy obowiązującej prawa jest problemem mieszanym, prawno-moralnym, który przez samą naukę prawa i tylko w jej obrębie nie może być rozstrzygnięty. Prawnik a zwłaszcza prawnik-pozytywista, który nie chce uznać związku prawa z etyką, nie powinien posługiwać się terminem "moc obowiązująca prawa", może on tylko mówić o przynależności normy do systemu prawa pozytywnego i wyszukiwać kryteria, na podstawie których będzie mógł zaliczyć normę do danego systemu.

W ostatnim rozdziale [...] badamy bliżej czy powiodło się Kelsenowi uniezależnić moc obowiązującą prawa pozytywnego od prawa naturalnego. Uniezależnienie to ma być radykalne, autor stara się bowiem wykazać niemożliwość naukowego uznania prawa naturalnego, czyli po prostu pragnie unicestwić to prawo. Śliedzimy krok za krokiem ten proces unicestwiania i staramy się wykazać, że ani z formalnego ani z materialnego punktu widzenia nie jest on wcale przekonywujący [...].

Poza zwykłymi u naszego autora sprzecznościami wewnętrznymi, poglądy Kelsena na prawo naturalne zawierają wiele błędów
i nieścisłości. Krytyka tego prawa i odrzucenie go, jako podstawy mocy obowiązującej prawa pozytywnego, na podstawie tak wypaczonego obrazu, nie mogły oczywiście być przekonywujące. Wykazując błędne poglądy Kelsena, jednocześnie przeciwstawiłem im autentyczną, a nie wypaczoną, doktrynę prawa naturalnego w interpretacji św. Tomasza z Akwinu, którego sam Kelsen uważa za jednego z najwybitniejszych jej reprezentantów.

Krytyka immanentna zbiegała się tu niejako z krytyką transcendentną: w wielu miejscach wystarczyło wykazać, że Kelsen ma z gruntu fałszywy pogląd na doktrynę prawa naturalnego czyli krytyka mogła niejednokrotnie być ograniczona do wykładu właściwych poglądów na prawo naturalne i logiczny tok wywodów zmusił wprost do przypomnienia podstawowych zasad rozwiązania problemu mocy obowiązującej prawa pozytywnego, zasad przeciwnych tym, na których opiera się Kelsen. [...] Zaczęliśmy od ustalenia celowościowego charakteru powinności. Jednak nie wystarczyło to jeszcze do zapewnienia powinności charakteru obiektywnego. Aby uzasadnić istnienie obiektywnej powinności, trzeba było sięgnąć aż do stosunku powinności i rzeczywistości i wykazać, że podstawą powinności jest potencjalna rzeczywistość. Kluczem do zrozumienia związku między powinnością a rzeczywistością,
a zarazem gwarancją obiektywnego charakteru powinności jest stare arystotelesowskie odróżnienie aktu i możności (actus, potentia). Potencjalnym bytem, o który w danym wypadku chodzi, jest biologiczna i psychiczna struktura człowieka. Takie oparcie dobra o byt pozwala rozstrzygnąć problem treści prawa naturalnego oraz uzasadnić możliwość obiektywnego a więc naukowego wartościowania. Starano się więc przede wszystkim wykazać bezpodstawność zarzutu Kelsena, że prawo naturalne jest zbiorem pustych formuł tautologicznych, wypełnianych treścią przez każdorazowe prawo pozytywne. Wskazywano na istnienie stałej treści prawa naturalnego, określając za św. Tomaszem z Akwinu co jest dobrem dla człowieka, dobrem obiektywnym, niezależnym od jego chwilowych dyspozycji, nastawień, poglądów, a nawet od istnienia pewnych patologicznych wypadków. Następnie, opierając się na potencjalnej i pełnej treści rzeczywistości, uzasadniano możliwość naukowego wartościowania tj. istnienia ocen nie będących wypływem czysto subiektywnego przekonania, lecz mających obiektywne, dające się rozumowo dowieść, podstawy.

W ostatnim paragrafie [...] analizowane były ciekawe wywody Kelsena o logicznej niemożliwości uznania prawa naturalnego obok prawa pozytywnego. Zdaniem Kelsena nie można twierdzić, że obowiązują jednocześnie dwa systemy norm, gdyż popadnie się w konflikt z zasadą niesprzeczności, której przestrzegać należy w dziedzinie powinności tak, jak się jej przestrzega w dziedzinie rzeczywistości. Wykazywano, że twierdzenia Kelsena nie są uzasadnione jako konieczne, lecz że opierają się, podobnie jak to miało niejednokrotnie miejsce poprzednio, na pewnych nieudowodnionych postulatach, na pewnych założeniach o charakterze irracjonalnym.

Tego rodzaju poglądy nie zawsze można zbijać za pomocą rozumowych argumentów, lecz można wykazać, że ich uznanie nie jest konieczne. Tak np. gdy Kelsen mając do wyboru uznanie mocy obowiązującej, albo prawa naturalnego, albo prawa pozytywnego, uznaje moc obowiązującą tego ostatniego, to wystarczyło stwierdzić, że taki wybór należy do dziedziny wierzeń i wykazać, że przyjęcie tego wierzenia nie jest konieczne. Z równym uzasadnieniem możemy uznać moc obowiązującą prawa naturalnego i,
w ścisłym związku z nią, moc obowiązującą prawa pozytywnego.
W razie konfliktu między obydwoma systemami przyznanie prymatu systemowi prawa naturalnego jest co najmniej tak samo uzasadnione, jak przeciwny pogląd Kelsena.

Idąc dalej tokiem myśli Kelsena, wykazywano, że uznanie stosunku delegacji między prawem naturalnym a pozytywnym wcale nie pociąga za sobą przemiany prawa naturalnego na prawo pozytywne. W końcu dowodziłem, że twierdzenia Kelsena o rzekomo konserwatywnym charakterze nauki prawa naturalnego nie wytrzymują najpotężniejszej krytyki.

Kelsen mówi stale o doktrynie prawa naturalnego [...], a więc niejako pretenduje do wykazania braków doktryny prawa naturalnego w ogóle, choć w rzeczywistości jego krytyka jest głównie skierowana przeciw szkole prawa natury w. XVII i XVIII. [...] Broniąc prawa naturalnego przeciw pozytywizmowi prawniczemu, nie kruszyłem kopii w obronie tej ostatniej szkoły, która rzeczywiście głosiła wiele błędnych twierdzeń i nadużywała metody dedukcyjnej, przyczyniając się ogromnie do zdyskredytowania idei prawa naturalnego.

Jednak krytyka Kelsena nie tylko, że nie dotyka starej, klasycznej doktryny prawa naturalnego, której reprezentantami są m.in. Arystoteles, stoicy, św. Tomasz z Akwinu, ale w niektórych kwestiach jest niesłuszna nawet w odniesieniu do wspomnianej szkoły prawa natury. Dotyczy to np. poglądów na rzekomo anarchistyczny i konserwatywny charakter nauki prawa naturalnego.

Kelsenowskie ujęcie problemu prawa naturalnego nie dorasta do dzisiejszego stanu tego zagadnienia. Odpowiada ono stanowi nauki sprzed kilkudziesięciu lat, gdy panowały legendy o mrokach średniowiecza, gdy jedynym naukowym wyrazem doktryny prawa naturalnego była szkoła dedukcyjna w. XVII i XVIII, i dlatego musimy je uznać albo za przestarzałe, bo nie uwzględniające ostatnich "odkryć" naukowych, tzn. teorii św. Tomasza z Akwinu, albo za fałszywe, bo niezgodne z tezami tej szkoły prawa naturalnego, którą reprezentują Arystoteles i św. Tomasz z Akwinu.

W dzisiejszym stanie nauki powinno się przestać mówić
o prawie naturalnym w ogóle. Należy stale precyzować o jakim prawie naturalnym mowa, czy o starym prawie Arystotelesa, stoików i św. Tomasza, czy też o prawie naturalnym Rousseau, gdyż są to pod wieloma względami dwie różne rzeczy. W sumie mamy więc: błędy, petitiones principii, sprzeczności, oraz, pod powłoką nowoczesnej prezencji, nawrót do starych teorii, uznających siłę za podstawę mocy obowiązującej prawa i w końcu nawet pewną dozę ignorancji*.

Bilans jest, można powiedzieć, dość nieoczekiwany, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że jest to bilans teorii, która wywarta na współczesną naukę prawa tak duży wpływ i której jeszcze za zupełnie przebrzmiałą uważać nie można. Jednak naukowych teorii bezwzględnie fałszywych, nie zawierających żadnej myśli prawdziwej, chyba nie ma. O ile są, to bardzo nieliczne, a wpływ ich i rozgłos muszą być znikome. Zwykle w każdej teorii ukrywa się jakaś myśl słuszna, która ze specjalną wyrazistością zarysowała się w umyśle jej twórcy. Błąd polega najczęściej na przypisywaniu jej większego znaczenia niż ma w rzeczywistości i na pomijaniu innych stron tego zagadnienia, które ona oświetla tylko częściowo. Nie do pomyślenia jest aby tak, bądź co bądź, metodyczny i zaprawiony do badań naukowych, umysł Kelsena całkowicie błądził. Z pewnością u podstawy błędnych wniosków mieści się ta cząstka prawdy, która głęboko uderzyła uczonego prawnika. Nie można również przypuścić, aby teoria całkowicie błędna zdołała wywrzeć tak duży wpływ na współczesną myśl prawniczą. Trzeba więc zastanowić się jaka myśl słuszna może tkwić w czystej teorii prawa.

Teoria Kelsena odznacza się przede wszystkim pewnymi wartościami czysto formalnymi. I tak, godna uznania jest niewątpliwa śmiałość myślenia. Kelsen nie boi się pogłębić swych koncepcji i dochodzić do ich podstaw, a co najważniejsze, skonstatowawszy, że podstawy pozytywizmu są wcale niepozytywne, bo przedstawiają pewien zespół postulatów intuicyjnych, nie waha się otwarcie tego wyznać. Świadczy to chlubnie o jego uczciwości naukowej. Wyznania te czyni zwłaszcza w latach wcześniejszych [...], później, jak to często bywa na skutek długiego obcowania
z pewnymi myślami, postulaty wieku młodego stają się jakby dogmatami.

Człowiek, który wszedł w bliższy kontakt z myślą ludzką różnych wieków, nie może nie zauważyć stałego dążenia różnych jej przedstawicieli do wykrycia i wyzbycia się uprzedzeń, postulatów, poglądów a priori. Wystarczy przypomnieć metodyczny sceptycyzm Descartesa, Krytykę czystego rozumu Kanta, usiłowania Comte'a czy wreszcie Reguły metody socjologicznej Durkheima. Wszędzie te same usiłowania. A zarazem nie może nie uderzać, że każdy z tych, którzy tak metodycznie chcieli wyrugować wszelkie
a priori, usunęli zawsze wszystkie, prócz swoich osobistych. Tak było i z Kelsenem.

Pociągające jest jeszcze u Kelsena jego dążenie do metodycznej czystości. Jakiż trzeźwy umysł nie widzi słuszności twierdzenia, że badanie treści norm, że analiza pojęciowa ich zawartości myślowej [...] jest czym innym, niż badanie wpływu motywacyjnego tych norm na postępowanie człowieka, czy badanie przyczyn, które wpłynęły na ich powstanie. Gdy przed oczyma badaczy naukowych, którzy mają wyostrzoną wrażliwość na zagadnienia metodologiczne, którzy wprost tęsknią do zdobycia dobrej, czystej metody, zabłyśnie się taką ponętną perspektywą, to któż temu mirażowi oprzeć się zdoła? I nic dziwnego, że zapowiedź rewolucyjnej czystości metodologicznej tak pociągnęła w swym kierunku umysły spragnione porządku i jasności, jak fatamorgana pociąga podróżników. Było to tym łatwiejsze, że hasło czystości metody stało się od pewnego czasu najważniejszym wymaganiem nauki, a nawet zostało niemal utożsamione z naukowością: zarzut braku metody lub pomieszania metod uważany jest dziś za najpoważniejszą krytykę naukową, i odwrotnie: zalety metody powodują bardzo pobłażliwe przechodzenie nad brakami merytorycznymi. [...]

Stałym błędem Kelsena jest przekształcanie rozróżnień formalno-logicznych na ontyczne. Błąd ten skaził całą, metodologicznie dobrze się zapowiadającą doktrynę i stanowi niebezpieczeństwo dla każdego, kto się z nią styka, tym większe, że prócz niego zawarte są w niej poważne błędy merytoryczne. Nie można też zapominać, że zalety metodyczne to zalety czysto formalne, których nie należy oddzielać od wartości treściowych. Często dzisiaj admirowanie metody jest jeszcze większe niż u Kelsena, który wyraźnie pisał, że i złą metodą można osiągnąć dobre rezultaty [...]. Dużo przesady pod tym względem dostrzega się u niektórych zbyt zapalonych entuzjastów logistyki. Jest to skądinąd objaw zrozumiały. Zwykle postęp na jakimś odcinku wiedzy pozwala na przeżycie okresu upojeń. Wszystko, co do tej pory robiono, wydaje się nienaukowe. Rezultaty, które osiągnięto bez tak dobrej metody, są lekceważone. To upojenie oczywiście z czasem się uspokoi. Zwycięska rewolucja jak zwykle, dojdzie do wniosku, że nie wszystkie stare gmachy burzyć należy. Dojdziemy wtedy do przekonania, że i dawniej potrafiono wcale nieźle myśleć i że dawni uczeni pozostawili nam cenne rezultaty naukowe.

Poza wymienionymi zaletami formalnymi, śmiałością myślenia i dążnością do metodycznej czystości, w systemie Kelsena można dopatrzyć się pewnych myśli słusznych. Tak, nawet w tezie rozdziału powinności od rzeczywistości ukrywa się ziarnko prawdy. Już sama chęć ustalenia, że powinność może wypływać tylko
z innej powinności, a nie z rzeczywistości, wydaje się godna aprobaty. Można sądzić, że tym samym wykluczy się możność uznania siły za podstawę powinności. Widzieliśmy, że logika systemu doprowadziła Kelsena do tego co wydawało się dalekie od jego zamiarów; uznania siły za podstawę prawa. Jednak mimo wszystko,
w oddzieleniu powinności od rzeczywistości mieści się, w dość paradoksalnej formie znajdując swój wyraz, wyczucie obiektywnego charakteru powinności, zrozumienie konieczności uniezależnienia jej od przeżyć psychicznych, od subiektywnego nastawienia woli. Jest to zarazem zaczątek słusznego rozróżnienia zjawisk humanistycznych od zjawisk przyrodniczych. Jeśli coś jest do uratowania z tezy o rozdziale bytu i powinności, to chyba tylko to: świat zjawisk społecznych musi być odróżniany i traktowany oddzielnie od zjawisk przyrodniczych, powinność ma charakter obiektywny. Interpretacja doktryny Kelsena w tym sensie jest tym bardziej dopuszczalna, że jak zauważają niektórzy [...], mimo niedokładnego sprecyzowania myśli jego dziedzina rzeczywistości to właściwie dziedzina zjawisk przyrodniczych (Sein = reales Sein = Natursein). O ile więc pod dualizmem Kelsena ukrywa się wyczucie różnicy, jaka istnieje między zjawiskami przyrody a zjawiskami społecznymi, oraz wyczucie obiektywnego charakteru powinności, to na taki dualizm chętnie się zgadzamy.

Jednak ten dobry zaczątek został wypaczony i przerodził się w odseparowanie powinności od jej podmiotu, a dalej w całkowite oderwanie powinności od bytu. O ile słuszne jest uniezależnienie powinności od fluktuacji zmieniających się przeżyć podmiotu, o tyle błędne jest oderwanie powinności od rzeczywistości. Powinność przez to wpada tam, skąd chciało się ją wyciągnąć, w całkowitą zależność od woli człowieka. Jak widzieliśmy, przypisanie prawne Kelsena zależy całkowicie od arbitralnej woli prawodawcy. Struna przeciągnięta pęka.

Aby lepiej uwypuklić na czym polega błąd w rozumowaniu Kelsena, można jego wywód sprowadzić do następującej formy:

 

1. Przeżycia psychiczne należą do dziedziny rzeczywistości.

2. Prawna powinność jest od tego rodzaju przeżyć niezależna.

3. Więc prawna powinność nie należy do dziedziny rzeczywistości.

 

Trzeba tu, idąc za starym, a dobrym przykładem scholastyków, wprowadzić pewne rozróżnienie. I tak, jeśli druga przesłanka ma znaczyć, że prawna powinność jest całkowicie niezależna od przeżyć, to wtedy powiemy: nego. Natomiast zgodzić się trzeba na niezależność pod pewnym względem. Kelsen nie uczynił tego niezbędnego distinguo. Wychodząc ze słusznej myśli zawartej
w ostatnim sformułowaniu omawianej przesłanki, wyciąga takie wnioski, które opierają się na pierwszym, a więc błędnym jej sformułowaniu. Przez to jego powinność wisi w powietrzu, gdyż brak jej podstawy. Substratem powinności musi być w końcu jakaś rzeczywistość i na to nie pomoże żadna czystość metodyczna. Widzieliśmy, że sam Kelsen musiał ostatecznie uznać to w swej teorii normy podstawowej.

Nie neguję samej dopuszczalności formalno-normatywnego badania prawa, które przedsięwziął Kelsen, ale protestuję przeciw jego wyłączności. Kelsen powinien był pozostać w dozwolonych granicach i zrozumieć, że jest to tylko jeden z możliwych i to jeden bardzo ograniczony punkt widzenia z jakiego można badać prawo. Nie powinien zwłaszcza czynić tego, co czyni zbyt często, tj. wypowiadać twierdzeń, które przesądzają cały szereg problemów, leżących poza granicami czystej teorii prawa. A pierwszym z takich problemów jest problem stosunku powinności do rzeczywistości. Kelsen powinien był powiedzieć po prostu to, co się mówi studentom już na pierwszym roku studiów: "Prawo można badać z punktu widzenia formalnego i materialnego. Ja będę się zajmował badaniem prawa z punktu widzenia formalnego, uważam bowiem badanie to za istotne i jedynie właściwe dla nauki prawa". Można by mieć inny pogląd na to, co jest właściwe i istotne dla nauki prawa, ale przynajmniej myśl byłaby jasna, prosta i zrozumiała dla każdego. Cóż robi nasz autor, aby wyrazić tę prostą myśl i przeprowadzić analizy pojęciowe, znane prawnikom od wieków. Obrazowo można powiedzieć, że, aby podnieść ten parokilowy ciężar, sprowadza i instaluje najcięższy dźwig okrętowy, buduje olbrzymie i ciężkie rusztowanie filozoficzne i... podnosi swój przedmiot. Podnosi może nawet sprawniej niż jego poprzednicy, ale doprawdy do tego zbędne były te wszystkie akcesoria. Wystarczyłaby dobra znajomość starej arystotelesowskiej logiki.

Doprowadzając naukę prawa do rezultatów tak paradoksalnych, jak oderwanie powinności od rzeczywistości, utożsamienie państwa i prawa, wykluczenie możliwości socjologicznego badania państwa itp., Kelsen zwraca uwagę na niebezpieczeństwa tkwiące w wyłącznie formalno-normatywnej metodzie badań. Wywołuje on u każdego nieuprzedzonego umysłu reakcję przeciw zbytniej wyłączności takiego podejścia do zjawisk społecznych, a doprowadzona przezeń do absurdu samowystarczalność nauki o państwie ukazuje konieczność innych nauk społecznych i, prawem wspomnianej reakcji, skłania do badań socjologicznych.

Na przykładzie Kelsena można doskonale zrozumieć dlaczego niejednokrotnie istnieją takie trudności porozumienia się między uczonymi, a zarazem gdzie tkwią przyczyny błędów naukowych. Uczony badacz zapatrzony w swój specjalny punkt widzenia, zapomina często, że do badania każdej rzeczy można podejść z różnych punktów widzenia, czyli zapomina o starym odróżnieniu materialnego i formalnego przedmiotu badania. Zwykle każdy ze specjalistów tak wżył się w swój formalny punkt widzenia, że wszelkie badania dotyczące tego, co stanowi materialny przedmiot jego badań osądza ze swojego punktu widzenia zapominając, że kto inny mógł badać ten sam przedmiot materialny z innego punktu widzenia i mieć, ze swojego punktu widzenia rację. I to jest nierzadko przyczyną niezrozumienia cudzej myśli i nieporozumień.

Ten sam nawyk patrzenia na badany przedmiot ze swego formalnego punktu widzenia, który z początku tylko utrudnia zrozumienie innych punktów widzenia, z czasem może doprowadzić do poważnych błędów. Błąd zjawia się w chwili, gdy uczony podnosi swój punkt widzenia, który jak każdy specjalny punkt widzenia jest jednostronny i ułamkowy, do godności jedynego i jedynie dopuszczalnego, a więc wszechstronnego punktu widzenia. Oczywiste contradictio in adiecto: specjalny punkt widzenia jest właśnie tylko jednym z możliwych punktów widzenia na dany przedmiot badań. Błąd tego rodzaju specjalnie jaskrawo występuje u Kelsena. Błędy takie, psychologicznie łatwe do zrozumienia, najczęściej popełniane są nieświadomie.

Jako przykład niemal klasyczny, a blisko nas tu obchodzący, można jeszcze podać zapatrywania na prawo moralisty i prawnika. Moralista osądza prawo, i słusznie, tak jak każdy wytwór świadomej działalności człowieka, pod kątem widzenia jego zgodności
z prawem naturalnym, z wymaganiami etyki, i mówi, że pod tym względem prawo jest zależne od etyki. Prawnik natomiast, będąc specjalnie wrażliwym na różnice, jakie z jego punktu widzenia bezsprzecznie między prawem, a etyką istnieją, głosi samoistność prawa, aby tym lepiej zapewnić swej gałęzi wiedzy godność samodzielnej nauki, prawo naturalne zaś traktuje dość pogardliwie jako jurysprudencję w chmurach, podczas, gdy ono wcale jurysprudencją być nie chce i nie może.

Wydaje mi się, że wielu prawników jest z tego powodu wrogo nastawionych do prawa naturalnego, że są oni sugestionowani przez wyraz prawo, który rzeczywiście może w błąd wprowadzić, Nie zdają sobie sprawy, że prawo naturalne jest to prawo odmienne, niż prawo pozytywne. Prawo naturalne nie rości bynajmniej pretensji, jak sądzą niektórzy*, do jakiejś prawnej mocy obowiązującej (...), a tylko do moralnej. Nauka prawa naturalnego głosi wprawdzie, że moc obowiązująca prawa pozytywnego musi opierać się na etyce, oraz że prawo to powinno recypować, konkretyzować
i sankcjonować cały szereg przepisów prawa naturalnego, ale ona nie pragnie zastąpić prawa pozytywnego przez prawo naturalne, ani umieszczać jedno i drugie na jednej płaszczyźnie jurydycznej, czyli pozytywno-prawnej.

Umieszczając prawo naturalne na płaszczyźnie jurydycznej, pozwalając w każdym wypadku sędziemu czy organowi administracyjnemu stosować je na równi z prawem pozytywnym, a nawet zastępować nim przepisy prawno-pozytywne, można by dojść dosyć daleko, a nawet zbyt daleko, bo poprzez anarchizm szkoły prawa wolnego, aż do etyki czysto autonomicznej, czyli do negacji obiektywnego charakteru etyki.

Zasada, że sędzia czy inny organ władzy państwowej ma rozstrzygać tylko według swego sumienia, jest zastosowaniem ogólniejszej zasady, według której każdy ma postępować wyłącznie tylko w zależności od swego subiektywnego przekonania. W transkrypcji prawniczej ten autonomiczny subiektywizm moralny wyraża się w doktrynie o samoistności prawa i rodzi mit o istnieniu jakiejś specyficznej prawniczej mocy obowiązującej prawa. W pracy starano się mit ten rozwiać i wykazać, że istnieje tylko jedna moc obowiązująca: moralna.

Jeśli sobie uświadomić, że owa "prawna moc obowiązująca" to po prostu określenie przynależności do systemu norm pozytywnych, oznaczenie warunków, którym norma winna odpowiadać, aby ją można było zaliczyć do systemu prawa pozytywnego (np. określenie organu stanowiącego, sposób stanowienia itp.), wtedy stanie się jasnym, że prawo naturalne nie rości pretensji do "prawnej mocy obowiązującej". Nie można bowiem twierdzić, że zostało ono przez prawodawcę w określony sposób ustanowione, skoro fakt ten nie miał miejsca. Jest natomiast rzeczą oczywistą, że prawo naturalne, na równi z każdym sprawiedliwym prawem pozytywnym rości pretensje do moralnej mocy obowiązującej (in foro conscientiae) i że do takiego roszczenia ma ono nawet tytuł wcześniejszy
i głębszy niż prawo pozytywne.

Jest i inna grupa przeciwników jeszcze bardziej nieprzejednanych, którzy świadomie odrzucają związek prawa pozytywnego
z prawem naturalnym i etyką ze względów metafizycznych. Do niej należy zaliczyć Kelsena. Jeśliby ktoś chciał odwrócić ten zarzut
i powiedzieć, że doktryna prawa naturalnego jest wykładnikiem pewnej metafizyki, to odpowiemy przede wszystkim, że nie każda metafizyka jest równoznaczna z doktryną niedostatecznie uzasadnioną, a następnie, że podstawę filozoficzną doktryny prawa naturalnego stanowią zasady przyczynowości i celowości, które są
o wiele lepiej uzasadnione niż poglądy Kelsena. U podstawy jego teorii mieszczą się, jak widzieliśmy, postulaty, których uzasadnienia nie można uważać za zadawalające*.

Pozytywizm prawniczy ma też swoją filozofię, ma swój pogląd na moc obowiązującą prawa i na jego podstawy. W konsekwentnym pozytywizmie, niezależnie od tego, czy będzie on naiwnym pozytywizmem Bergbohma, czy krytycznym Kelsena, podstawą prawa może być tylko siła.

Kelsen to właściwie symbol całej szkoły. Imię jego zostało nawet może nieco zbyt wyłącznie uprzywilejowane, usuwając w cień innych członków tej szkoły, którzy samodzielnie rozwijali tezy czystej teorii prawa, przy czym niejednokrotnie wcześniej niż Kelsen [...]. W każdym razie teoria Kelsena stanowi doskonałe sformułowanie pozytywizmu prawniczego, może najlepsze jakie znamy obecnie i dlatego analizy i krytyka, które zostały przeprowadzone na przykładzie teorii prawa Kelsena, mają znaczenie ogólniejsze
i trwalsze: dotyczą pozytywizmu prawniczego w ogóle.

Najskromniejszy wniosek, jaki się od razu narzuca po przeprowadzonej analizie i krytyce poglądów Kelsena, to konieczność przyznania doktrynie prawa naturalnego co najmniej takiej wartości naukowej, jaką się przypisuje doktrynie pozytywistycznej w ogóle*. A ponieważ krytyka immanentna teorii Kelsena wykazała, że opiera się ona na subiektywnych i nieudowodnionych postulatach
i że jest o wiele gorzej uzasadniona niż doktryna prawa naturalnego, przeto możemy z naukowym prawdopodobieństwem wnioskować, że i cały pozytywizm prawniczy ma mniejszą wartość naukową niż wspomniana doktryna. Tak więc, choć nie było bezpośrednim celem tej pracy dawać pozytywnego rozwiązania, to rezultat naszych badań jest nie tylko negatywny.

Praca krytyczna jest pracą niewdzięczną, wymaga bowiem niemal takiego wkładu sił i energii, jak praca konstruktywna,
a pozbawiona jest nimbu samodzielnej twórczości. Posiada ona jednak i swoje pociągające strony: wmyślenie się w doktrynę i system przeciwny temu, który wyznajemy, z którym niejako zrośliśmy się duchowo, stanowi dla umysłu wydarzenie równie interesujące, jak zawarcie znajomości, wybiegającej poza kręgi naszych zwykłych kontaktów społecznych, i może doprowadzić nie tylko do całego szeregu ciekawych refleksji dotyczących nowego przedmiotu poznania, lecz i do pogłębienia znajomości swego własnego środowiska, do uświadomienia sobie jego zalet czy ewentualnych wad. Przeoranie się przez pozytywizm Kelsena pomogło mi lepiej zrozumieć i docenić naukową wartość doktryny prawa naturalnego.



* O Kelsenie zob. przyp. 3 do pierwszego tekstu nin. zbioru - przyp. red..

** Idee des Naturrechtes, s. 225; Reine Rechtslehre, s. 28; Die phil. Grundlagen, § 2.

* Z innego punktu widzenia krytykę wewnętrzną procesu wytwarzania prawa pozytywnego oraz porównanie tego procesu do wytwarzania prawa naturalnego przeprowadza J. Moór w pracy Reine Rechtslehre, Naturrecht und Rechtspositivismus. Dowodzi on punkt po punkcie, że dopóki Kelsen pozostaje na płaszczyźnie czysto normatywnej, to podstawy i sposób jego rozumowania są analogiczne do tych, które stosuje się w nauce prawa naturalnego. To znaczy, zdaniem Moóra, że czysto normatywne badanie prawa zbiega się z badaniem prawno-naturalnym. Kelsen włączając do swego systemu teorię stopniowej budowy prawa
i zgłębiając problem pozytywności prawa z czasem miał lepiej zrozumieć znaczenie faktów z dziedziny rzeczywistości dla prawa pozytywnego i osłabił, sądzi Moór, swoje przeciwstawienie się tendencjom socjologistycznym, które z początku tak silnie akcentował. Oznaką tego ma być właśnie późniejsze wzmożenie jego walki z prawem naturalnym. Moór stawia dylemat: albo czysta normatywność
i w takim razie całkowite upodobnienie czystej teorii prawa do doktryny prawa naturalnego, albo porzucenie czystości normatywnej przez uwzględnienie momentów socjologicznych, których prawo pozytywne uniknąć nie może, i w takim razie odseparowanie się od prawa naturalnego. Tymczasem alternatywa: albo socjologia albo doktryna prawa naturalnego nie jest konieczna. Przeciwstawienie to jest całkowicie błędne. Socjologia nie oddala od prawa naturalnego, lecz doń prowadzi. Zob. S. Deploige, Le conflit de la morale et de la sociologie. Natomiast słusznie wykazuje Moór, jak sprzeczne z postulatem metodycznej czystości jest stopniowe włączanie elementów socjologicznych do czystej teorii prawa. Logika systemu pozytywistycznego musiała jednak Kelsena do tego doprowadzić (por. rozdz.
III,
§ 7, s. 140).

* Idee des Naturreehts, s. 232.

* Die phil. Grundlagen, s. 70.

** Reine Rechfsiehre, s. 14 i 15.

* Die phil. Grundlagen, s. 68 nn.

* Zob. Druks, Z zagadnień filozofii prawa, "Przegląd współczesny", sierpień 1924, s. 284. Nawet imperatyw kategoryczny Kanta jest interpretowany ideologicznie. Według Felixa Kaufmanna niewyznaną podstawą tego imperatywu jest uznanie pewnej celowości. Ma ona mianowicie zdążać do utrzymania ludzkiej społeczności, która gwarantuje pokojowe współżycie ludzi i zapewnia nienaruszalność pewnych sfer indywidualnej wolności (Methodenlehre der Sozialwissenschaften, s. 108).

* Por. J. Binder, Philosophie des Rechts, s. 720.

** To samo podkreśla St. Losonczy [...], Über die Möglichkeit und den Wissenschaftscharakter der Rechtswissenschaft, "Zeitschr. für öffentliches Recht 1937, zeszyt 2, s. 185. F. Kaufmann również dowodzi, ze każde zarachowanie prawne w intencji prawodawcy ma charakter celowościowy. Prawodawca może się mylić, może zupełnie fałszywie ustanawiać związki przyczynowe (np. działanie czarownika uważać za przyczynę wywołującą deszcz i karać go, o ile deszcz nie spadnie), ale zawsze za pomocą przypisania pragnie wywołać skutki społeczne, które uważa za pożądane (Methodenlehre der Sozialwisenschafen, s. 183-186).

*** Hauptprobleme, s. 68.

**** Celowościowy charakter powinności wynika też z badań prowadzonych inną metodą, z badań introspekcyjnych. Analizując zwroty powinnościowe konstatuje Br. Wróblewski również, że zawsze punktem wyjścia przebiegu psychicznego jest przeżycie oceny emocjonalnej lub utylitarnej pewnego spostrzeżonego lub wyobrażonego stanu rzeczy, do czego dołącza się chęć zmiany go na inny, Studia z dziedziny prawa i etyki, R. l. Ocena to zakwalifikowanie czegoś jako dobra względnie zła. Dobro zaś ma charakter celowościowy. Bonum habet rationem finis - pisał św. Tomasz z Akwinu (Suma teologiczna, I, q. 5, a. 4). Ponieważ ocena znajduje się już w punkcie wyjścia przeto wydaje mi się, że każdy akt woli, czyli, jak mówi Wróblewski, każde przeżycie wolowe jest celowościowe. Zawsze chce czegoś. Owo coś, przedmiot chcenia, nazywamy celem. Można oczywiście, a nawet trzeba odróżniać cel przedmiotowy i podmiotowy czyli, w terminologii cytowanego autora, cel ustanowionej normy i cel jej wyjawiania (dz. cyt., s. 164), ale to już jest dalsza kwestia. W każdym razie o celowym charakterze normy decyduje już punkt wyjścia: przeżycie oceny przedmiotu punktu zaczepienia, a nie dopiero punkt dojścia. Innymi słowy, wydaje mi się, że teleologicznym jest każdy sąd powinnościowy jako sąd rozumu praktycznego (w sensie tomistycznym), zawierający, ex definitione, elementy wolitywne obok elementów poznawczych. [...] O celowościowym charakterze norm pisze również Kotarbiński (Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, s. 450). Kotarbiński odróżnia normy właściwe od zdań normatywnych: "Przez pierwsze, pisze, rozumiemy wypowiedzi o typie rozkazów, rad, ostrzeżeń itp., jak "Nie zabijaj", "Miłujcie nieprzyjacioły wasze", etc. Normy właściwe zasadniczo, z natury rzeczy, nie należą do nauki; nie są bowiem ani prawdami, ani fałszami, gdyż nie są w ogóle zdaniami oznajmującymi. Niepodobna ich zatem ani uzasadniać, w sensie okazywania prawdziwości, ani obalać, w sensie okazywania fałszywości. Można je tylko zwalczać lub propagować. Inaczej ze zdaniami normatywnymi, czyli ze zdaniami typu "Aby się stało to a to, niezbędne jest takie a takie zachowanie się czynne" lub "aby się stało to a to, wystarczy takie a takie zachowanie się czynne", lub tp., albo "Takie a takie postępowanie byłoby wstrętne", "Tak a tak zachować się w tej sytuacji byłoby uczciwie" itp. Zdania normatywne są zdaniami oznajmującymi, jedne z nich są prawdziwe, inne - fałszywe; można je w licznych przypadkach naukowo uzasadniać lub obalać" (dz. cyt., s. 449 i n.). Wydaje mi się, że Kotarbiński niesłusznie przywiązuje wagę do formy wypowiedzenia normy. Kelsen miał rację, mówiąc, że taka czy inna gramatyczna budowa zdania nie stanowi istotnego sprawdzianu formalnego normy. Norma może być ustanowiona równie dobrze przez zdanie w trybie oznajmującym czy warunkowym jak i przez zdanie
w trybie rozkazującym. I odwrotnie: nie trzeba sądzić, że każde użycie słowa "powinien", czy trybu rozkazującego jest równoznaczne z ustanowieniem normy (Hauptprobleme, s. 70). Normy właściwe Kotarbińskiego są odpowiednikiem sądów praktyczno-normatywnych czyli zasadniczych Petrażyckiego. Jak wiadomo, Petrażycki dzielił sądy praktyczne na zasadnicze i celowościowe. Odpowiednio do tego należało by chyba prócz norm właściwych odróżniać i normy celowościowe. Byłyby one imperatywnymi odpowiednikami zdań normatywnych Kotarbińskiego. Różnica między normami właściwymi a celowościowymi, względnie między sądami zasadniczymi a celowościowymi polega tylko na stopniu świadomości podmiotu przeżywającego normę: przy pierwszych podmiot nie uświadamia sobie uzasadnienia np. szczepcie ospę. Natomiast uzasadnienie norm celowościowych jest podmiotowi znane, np. należy poddać dziecko szczepieniu ochronnemu, aby uchronić je od zachorowania na ospę. Celowość normy, która istnieje również
i w pierwszym wypadku, aczkolwiek nieuświadomiona, w drugim staje się zupełnie świadoma. Stopień świadomości zależy oczywiście od wiedzy podmiotu przeżywającego normę (por. Wróblewski, Studia z dziedziny prawa i etyki, R. I, s. 46, oraz Znamierowski, Prolegomena do nauki o państwie, s. 43). W każdym razie powinność, której sformułowanie stanowi norma jest, obiektywnie rzecz biorąc, celowościowa, uwarunkowana celem, Unbedingtes Sollen, raz jeszcze powtórzyć wypada cytowane w tekście słowa Schopenhauera, stanowi contradictio in adiecto. Przy tej okazji pragniemy przypomnieć, że bardzo interesujące analizy przeżyć etycznych były czynione już przez scholastyków. Z nowszej literatury zob. np. J. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza. W pracy Le fondement objectif du droit d'apres saint Thomas d'Aquin, s. 19-23 starałem się przeprowadzić za św. Tomaszem z Akwinu analizę aktu stanowienia normy prawnej i wykazać, że jako akt wolitywny ma on charakter celowościowy.

* Hauptprobleme, s. 92.

* Znamierowski pisze: "właściwie jedynym źródłem (obowiązywania normy) jest stanowienie. Stanowienie jest tym aktem naszej woli, którym zapoczątkowujemy okres czy stan rzeczy obowiązywania danej normy" (Podstawowe pojęcia teorii prawa, s. 53); por. tenże, Prolegomena do nauki o państwie, s. 32 i n. Tę samą myśl rozwija doskonale Wróblewski: "Można myśleć o powinności wchodzącej do zwrotu powinnościowego, rozważać ją, wypowiadać się o niej, a są to sprawy różne, niż ustanawianie zwrotu powinnościowego, chociażby myślana, rozważana, wypowiadana powinność w swej treści pokrywała się z powinnością zwrotu ustanowionego... Jeśli ja czy ktoś ustanawia zwrot powinnościowy, to ową myślaną powinność skierowuje się do urzeczywistnienia, chce się aby nastąpiła jakaś, biorąc formalnie, zmiana, aby coś było lub czegoś nie było, a owej zmiany podstawą ma być ustanowiony zwrot powinnościowy" (Studia z dziedziny prawa i etyki, s. 151).

** Hauptprobleme, s. 69.

*** Hauptprobleme, s. 91.

* Podobnie wypowiada się Peretiatkowicz w Teorii prawa i państwa
H. Kelsena
, s. 501, a na s. 505 pisze: "Dochodzimy zatem do wniosku, że proponowana przez Kelsena zupełna eliminacja momentów celowości z rozważań prawniczych nie tylko jest trudna do zaakceptowania, ale stanowi zasadniczy błąd całej teorii prawnej Kelsena, który tłumaczy nam szereg braków w konstrukcjach prawniczych szczegółowych".

** Hauptprobleme, s. 70.

*** [...] Prawo działa w sposób przyczynowy na psychikę człowieka, a przez nią i na życie społeczne. Przewidywany rezultat tego działania możemy nazywać celem prawa. Będzie to cel w o tyle nieścisłym znaczeniu, że w pojęciu celu stricto sensu zawarty jest moment świadomego działania.

**** Tak np. Druks pisze: "Konstrukcja pojęć prawnych w danym czasie, danym społeczeństwie uzależniona jest od pewnych wartości, jako cel pomyślanych. Ten cel zabarwia ogół stanowień prawnych. Poznanie prawa obejmuje nie tylko logiczny rozbiór istniejących pojęć prawnych, ale także stwierdzenie celu lub celów, dla których one skonstruowane zostały. Badanie celu jest nieodzownie konieczne dla zrozumienia pojęć prawnych, gdyż ich budowa została celem, wartością przewodnią spowodowana. Eliminowanie badania celu prowadzi do redukcji przepisu prawnego, do mniej lub więcej algebraizowanej formy zdania, do bezpłodnego operowania formułami. Formuły, obrazy zaczynają prowadzić żywot samodzielny. Następuje zamiana formy obrazu i formy myślenia, względnie zamiana formy słownej z formą myślenia" (s. 287). "Zdaniem moim nie można budować teorii prawa zgodnej z wymaganiami przedmiotu przy zupełnym eliminowaniu pojęć celu i wartości. Każde bowiem zdanie prawne określa jakieś dane społecznego życia schematycznie i poddaje je jakiejś ocenie, wartościowaniu (s. 288). Cel konstrukcji jest jednym z istotnych tematów teorii prawa. Jurysprudencja zaniedbująca badanie celu, pozostaje na prymitywnym stopniu rozwoju, podobnym do nauki przyrody organicznej w stadium samej tylko klasyfikacji przed poznaniem głębszych związków biologicznych" (Z zagadnień filozofii prawa), "Przegląd Współczesny" 1924, s. 289. Peretiatkowicz również jest zdania, że "metoda ideologiczna jest istotna dla badań prawnych" (dz. cyt., s. 506).

* Hauptprobleme, s. 96.

* Por. H. Dembiński, Wojna jako narzędzie prawa i przewrotu, s. 198. [...]

** Por. A. Szymański: "fakt może być źródłem prawa, nie jako czysty fakt, lecz jako wyraz pewnego porządku, pewnej celowości. Poznanie tego porządku może zamienić to, co jest na to, co być powinno" (Zakon przyrodzony, s. 6 - tekst przypominany w nin. wyborze - przyp. red.). [...]

*** Idee des Naturrechtes, s. 222.

* Hauptprobleme, s. 23. [...]

** Hauptprobleme, s. 24.

*** Oparcie dobra o byt jest jedną ze stałych tez filozofii tomistycznej. [...]

* O nieznajomości prawa naturalnego mówi św. Tomasz, Suma teologiczna, I-II, q. 34, a. 4 i 6.

* I na tym polega pozytywność prawa naturalnego, której nie może zrozumieć Moór (Reine Rechtslehre, Naturrecht und Rechtspositivismus, s. 100) podobnie jak nie rozumie, że prawo naturalne stanowi nie tylko negatywną granica dla prawa pozytywnego, lecz, że daje ono, choć bardzo ogólne, ale pozytywne wskazówki (tamże, s. 104).

* J. Moór, który z początku wydaje się daleki od prawa naturalnego, kończy na częściowym uznaniu go jako "negatives Naturrecht". Trudność, z jaką mu to przychodzi, płynie, moim zdaniem, z błędnego utożsamiania doktryny prawa naturalnego ze szkołą prawa natury wieku XVII i XVIII, i pewnych nieporozumień, o których wspomniano w poprzedniej nocie.

* Zob. przyp. 5 na s. 25 - przyp. red.

** F. Kaufmann, Kant und die Reine Rechtslehre, s. 240. Podobnie S. Frydman, dla którego nawet, zdaje się, każde ustalenie sensu jest konwencjonalne.
Z jego wywodów wynikałoby, że poznajemy tylko wtedy, gdy obserwujemy ludzi "poznających sens ustaw, dzieł sztuki, literatury itp. Natomiast gdy sami poszukujemy sensu, to zajmujemy stanowisko konstrukcyjne i tylko quasi-poznawcze", Dogmatyka prawa w świetle socjologii, Studium I. O wykładni ustaw, [w:] "Ogólna nauka o prawie", studia pod red. Prof. Bronisława Wróblewskiego, tom I, Wilno 1936, s. 174 (314).

* Jasno rozwija tę myśl A. Szymański [...] w: Zakon przyrodzony, odbitka z: Księgi pamiątkowej ku czci prof. Wł. Abrahama, Lwów 1931. Zob. w tejże księdze I. Czuma, Sprawiedliwość w dziedzinie skarbowej.

** Przeciw Kelsenowi można użyć starego i już klasycznego argumentu, który się wytacza przeciw relatywizmowi i sceptycyzmowi w ogóle. Jeśli nauka nie mogłaby wartościować, to Kelsen nie miałby prawa oceniać krytycznie poglądów różnych autorów, jak to czyni w każdym niemal ze swoich dzieł, krytyka bowiem jest wartościowaniem. A Kelsen chyba ma pretensje do tego, że jego prace są naukowe i że jego krytyka jest też naukowa. [...]

* Uznanie istnienia prawa naturalnego i jego charakteru obiektywnego opiera się na teorii poznania arystotelesowsko-tomistycznej: istnieje świat zewnętrzny, odrębny od podmiotu poznającego; nasze władze zmysłowe i umysłowe odtwarzają nam prawdziwy obraz tego świata, veritas est conformitas rei et intellectus. Jeśli w teorii poznania spali się mosty między jaźnią a światem zewnętrznym, to musi się pozostać nieuchronnie przy jakimś subiektywnym prawie, np. droit intuitif Gurvitcha. Autor ten, krytykując Kanta, w wielu punktach, bez dyskusji, jako rzecz zupełnie zrozumiałą, przyjmuje kantowską teorię poznania, toteż jego prawo musi w konsekwencji być autonomicznym, czyli takim, które sam zwalcza (Droit Naturel ou Droit Positif Intuitif?, "Archives de Philosophie du droit", 1933, N. 3-4, s. 55 i n.).

* Powody, dla których prawo jest sprawiedliwe lub niesprawiedliwe wylicza św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 96, a. 4.

** Zob. A. Szymański, Ekonomika i etyka, tenże, Zagadnienia społeczne,
s. 45. Del Vecchio, Volkwirtschaftslehre und Rechtswissenschaft, Por. moją recenzję tej ostatniej pracy w "Ruchu prawniczym, Ekonom.", zesz. III, 1937.

*** Jasne rozwinięcie tej myśli daje J. Maritain, Religion et culture, s. 45 n.

* Zob. Suma teologiczna, I-II, q. 90, a. 1, ad 3, oraz q. 96, a. 4c.

* Niektórzy uważają, że już w dzisiejszych warunkach każda zaczepna wojna jest niesprawiedliwa (zob. J. Ude, Soziologie, 1931, s. 102-118).

* Die phil. Grundlagen, s. 10.

* Lande w następujących słowach czyni bilans kelsenowskiego pojęcia prawa: (Kelsen) znalazł się wobec definicji, w której tautologia osiągnęła szczerość i jasność zupełną: norma prawna (obowiązująca), to norma należąca do systemu norm obowiązujących. Subtelny myśliciel u kresu długiego procesu pracy osiągnął wynik zupełnie podobny do tego, który zdobył prostym odruchem niezapomniany sienkiewiczowski Roch Kowalski: "jeśli tradycyjne określenia prawa wykazują budowę podobną do typu: wuj to mąż wujenki - to zdobycz Kelsena staje godnie obok lapidarnej definicji Rocha: wuj to wuj" (Norma a zjawisko prawne, s. 333).

* Np. Legaz y Lacambra, Die ontologische Grundlage der reinen Rechtslehre, s. 641. "Normy te [...], pisze T. Bensch, obowiązują nie tylko moralnie, ale także prawnie; ...bynajmniej nie dlatego mają charakter prawny, że są przejawem woli prawodawcy ludzkiego. Przeciwnie, natura tych norm jest taka, że chociażby nie były nakazane przez władzę publiczną, nie przekształcą się na normy moralne, nie przestaną obowiązywać prawnie. Zespół tych norm składa się na porządek tzw. prawa naturalnego" (Kształtowanie się poglądów na stosunek prawa naturalnego do pozytywnego, "Prąd" 1937, s. 184). T. Bensch słusznie wyczuwa, że prawo naturalne ma taką samą moc obowiązującą jak sprawiedliwe prawo pozytywne. Pogląd ten podzielam i w tym jesteśmy całkowicie zgodni z całą doktryną katolicką. Ponieważ jednak Autor ten uznaje utartym zwyczajem istnienie jakiejś "prawnej mocy obowiązującej", przeto i prawu naturalnemu taką moc obowiązującą przypisać pragnie i zalicza je do systemu prawa pozytywnego, popełniając tym samym contradictio in adiecto: prawo naturalne, a więc nie pozytywne, staje się u niego pozytywnym. Dla uratowania słusznej myśli i uniknięcia wymienionego błędu logicznego wystarczy sprecyzować pojęcie "moc obowiązująca" i uświadomić sobie, że jest to pojęcie moralne, że mówiąc o mocy obowiązującej prawa, myśli się o jego moralnej mocy obowiązującej. Istnieje więc tu dość subtelna różnica poglądów, z których tak jeden jak i drugi uznaje etyczną wartość prawa pozytywnego. U Benscha, który nie odróżnia przynależności do systemu od mocy obowiązującej systemu, prawo naturalne traci formalną odrębność od prawa pozytywnego. My natomiast, wprowadzając wyżej wymienione rozróżnienie, zachowujemy odrębność formalną prawa pozytywnego od naturalnego, ale tym normom pierwszego, które są zgodne, lub przynajmniej nie są sprzeczne z prawem naturalnym, przypisujemy moralną moc obowiązującą. Zdaje się, że w danej kwestii to jest najistotniejsze. "Norma prawna, nie musi, ale może być wymuszona, norma moralna nie. Powinności moralnej wymuszonej nie można uważać za spełnioną: przeciwnie powinność prawna wymuszona uchodzi za spełnioną". W tym cytacie (Bensch, op. cit., s. 187), tkwi, moim zdaniem, błąd, oparty na nie rozróżnianiu pewnych pojęć. Norma moralna może być wymuszona, wprawdzie wtedy nie będzie ona spełniona przez podmiot zobowiązania, ale podmiot uprawnienia ewentualnie jego organ (czynnik wymuszający), ma moralne prawo wymusić niespełnioną powinność moralną. Trzeba więc odróżnić dwa pojęcia: 1. Wymuszalność normy moralnej [...] czyli moralną dopuszczalność jej przymusowego zrealizowania przez podmiot uprawniony lub jego organ; 2. Spełnienie normy moralnej przez sam podmiot zobowiązania. I w jednym, i w drugim wypadku norma będzie zrealizowana, ale tylko w drugim podmiot zobowiązania zachowa się zgodnie z nakazem normy, czyli postąpi moralnie. Wydaje mi się, że podstawą krytykowanych poglądów jest mylne uważanie normy moralnej za wyłącznie jednostronną. Poglądy takie głosi także Del Vecchio Lezioni di filozofia del diritto, wyd. 3, s. 207 (zob. moją krytykę w recenzji tego dzieła, zamieszczoną w "Ruchu Prawniczym..." 1938, nr. 3). Zdaje się, że nie można przeczyć, iż prócz jednostronnych istnieją i dwustronne normy moralne. Pogląd, że "moralność sprzeciwia się przymusowi" znajduje się na niebezpiecznej pochyłości, której zakończeniem nie może być nic innego, jak moralność czysto autonomiczna. Norma moralna właśnie dlatego, że jest dwustronna (np. normy odnoszące się do cnoty sprawiedliwości) z natury swej, równie jak i norma prawna, "nadaje się do wymuszenia", ona "nie sprzeciwia się temu, by być przedmiotem przymusu". Norma nie straci swego charakteru moralnego, gdy zostanie wymuszona. Właśnie dlatego możemy mówić o koniecznym związku prawa z etyką. Gwałtowna chęć znalezienia w wymuszalności istotnej różnicy między prawem a etyką jest dyktowana przez podświadomą tendencję zbyt radykalnego rozróżnienia prawa i etyki, tendencję, która jest niewątpliwie rezultatem wpływów pozytywistycznych. Pozytywizm dąży do uczynienia z prawa i etyki jakby dwu odrębnych materialnych przedmiotów poznania, a tymczasem są to tylko dwa odrębne formalne przedmioty poznania.

* Ponieważ zasady przyczynowości i celowości należą do dziedziny nauki, a nie do dziedziny wiary, przeto, wbrew temu co sądzi W. Sukiennicki (Podstawa obowiązywania prawa narodów, s. 79), spór o podstawę obowiązywania może być rozstrzygnięty w drodze naukowej. Za pomocą argumentów dających się rozumowo uzasadnić, można ustalić istnienie obiektywnej normy podstawowej.

* Krytyka, którą tu uczyniono na przykładzie teorii Kelsena, w ogólnych zarysach może również być zastosowana do pojęcia mocy obowiązującej normy
w doktrynie Duguita. [...]

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,098118 sekund(y)