Unia powstała w połowie 1940 roku.
Stanowiła ona autonomiczne zaplecze ideowe dla Stronnictwa Pracy.
Była ruchem światopoglądowym i ideowo-wychowawczym o programie
chrześcijańsko - społecznym dążącym do przebudowy organizacji
życia zbiorowego w Polsce i na całym obszarze tzw. cywilizacji
chrześcijańskiej. Przynależność do tej organizacji w czasie
wojny zaważyła poważnie na losach poszczególnych jej członków.
W środowisku Unii, które przywiązywało
dużą rolę do kultury, powołano w Krakowie Teatr Rapspodyczny.
Na początku jego istnienia opiekunem duchowym grupy rapsodycznej
był Tadeusz Kudliński powieściopisarz i krytyk teatralny, a
od 1941 roku opiekę nad zespołem objął Mieczysław Kotlarczyk.
Teatr Rapsodyczny czerpał inspirację do swoich przedstawień
z tekstów literackich, filozoficznych, religijnych, z poezji
romantycznej i neoromantycznej. Koncepcja teatru wyrosła z ducha
polskiej myśli mesjanistycznej, z pism Augusta Cieszkowskiego,
Zygmunta Krasińskiego, Józefa Hoene-Wrońskiego, Andrzeja Towiańskiego.
Przekonanie, że podstawą egzystencji narodu jest świadomość
własnej przeszłości sprawiła, że teatr ten uznał za swój podstawowy
obowiązek ciągłe uświadamianie narodowi o jego przeszłości.
Skupieni wokół Teatru Rapsodycznego aktorzy, m.in.: Tadeusz
Kwiatkowski, Karol Wojtyła, Juliusz Kydryński, Danuta Michałowska
Krystyna Dębowska rozumieli doskonale idee teatru. Niestety
po 1945 roku teatr nie odpowiadał komunistycznej władzy ze względów
ideologicznych i dlatego z całą bezwzględnością był niszczony.
Jej działania doprowadziły do zamknięcia Teatru Rapsodycznego,
kierowanego przez Kotlarczyka, po raz pierwszy w 1953 roku,
a po raz drugi i ostateczny w 1967.
Zaraz po wojnie Teatr Rapsodyczny
kontynuował swoją działalność. Przez ówczesne władze oświatowe
został zakwalifikowany do kategorii teatrów szkolnych i obowiązkowych
w edukacji młodzieży.
Teatr rapsodyczny rozpoczął swój
pierwszy sezon teatralny spektaklem opartym na fragmentach "Grażyny"
i "Konrada Wallenroda" Adama Mickiewicza. Po premierze
ówczesny krakowski cenzor wyraził swoje zaniepokojenie linią
repertuarową teatru.
We wrześniu 1946 roku anulowano uchwałę, która przyznawała
teatrowi prawa do obowiązkowej edukacji szkolnej. Równocześnie
usunięto go z kina "Wolność". Należy dodać, że w tym
czasie teatr nie miał swojej stałej siedziby i przedstawienia
odbywały się w sali tegoż kina. Rapsodycy znaleźli się pod jeden
dachem z Teatrem Lalki i Aktora Groteska przy ulicy Skarbowej.
Tam mogli grać jedynie dwa dni w tygodniu. W tym samym czasie
zdymisjonowano Kotlarczyka z funkcji referenta do spraw teatru
w resorcie kultury,którą
objął tuż po wojnie. Wiosną 1947 roku wojewoda krakowski Kazimierz
Pasenkiewicz za "niespołeczną i antypaństwową robotę"
zakazał Teatrowi Rapsodycznemu korzystania z lokalu przy ulicy
Skarbowej. Wydawało się, że decyzja wojewody krakowskiego zakończy
ostatecznie żywot Teatru Rapsodycznego. Z pomocą przyszedł ówczesny
Prymas Polski kardynał August Hlond. Kotlarczyk otrzymał od
niego subwencję za którą zaadoptował lokal u Sióstr Miłosierdzia
przy ul. Warszawskiej, w którym mieściło się kiedyś Studio Iwo
Galla, znanego krakowskiego reżysera.
Otwarcie teatru jesienią 1947 roku
"Rapsodiami" Stanisława Wyspiańskiego zostało przyjęte
przez Krakowian z radością. Przychylna atmosfera wobec teatru
nie trwała jednak długo. Rok 1948 przyniósł aresztowania członków
Unii m.in.: Kudlińskiego i Jerzego Brauna duchowych ojców tej
organizacji. Jednocześnie Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego
w Krakowie wzmógł działania operacyjne względem byłych jej członków
znajdujących się na wolności. Inwigilacji zostali poddani m.in.:
Bier Halina, Rościszewski Lech, ks. Moskał Romuald. Wśród nich
był także Mieczysław Kotlarczyk W planach operacyjnych UB zalecono:
[...]Opracować materiały dotyczące
Teatru Rapsodycznego. [...]. Rozpracować unionistyczną działalność
tego teatru i jego kierownika Kotlarczyka Mieczysława. Spowodować
dyskretnie wstrzymanie wszelkich państwowych subwencji dla tego
teatru dla osiągnięcia jego samolikwidacji. W teatrze zwerbować
agenturę dla dokładniejszego rozpracowania zespołu i kierownictwa
i zabezpieczenia naszych przedsięwzięć profilaktycznych.[...].
Na Kotlarczyka donosiło kilku jego najbliższych współpracowników:
agent o ps. "Perła",- osobista sekretarka Kotlarczyka,
informator ps. "Kwaśna", informator ps. "Flis"
oraz informator ps. "Lena". W charakterystykach tworzonych
na podstawie donosów na temat działalności Kotlarczyka napisano:
[...] Na odcinku kulturalno- społecznym przez cały okres
niemal do 1952 r. wrogą i szkodliwą działalność prowadził Teatr
Rapsodyczny. Na czele z Kotlarczykiem Mieczysławem, który był
zorganizowany w okresie okupacji przez Unię i finansowany przez
nią do lata 1948r. W latach 1946-48 w Teatrze Rapsodycznym odbyło
się kilka nielegalnych zebrań kierownictwa nielegalnej Unii.
Z kolei w planach operacyjnych UB zawarto informację:
[...] Kotlarczyk Mieczysław czł. Unii, dyrektor Teatru
Rapsodycznego, który przed aresztowaniem Brauna otrzymywał od
niego pieniądze za pośrednictwem Kudlińskiego dla prowadzenia
tegoż teatru. Teatr ten założony przez Unię był narzędziem rozsiewania
ideologii unionisytycznej . Utrzymywał on kontakty z Bier Haliną
, Kudlińskim i Malikiem.
Obecnie jest on w dalszym ciągu dyrektorem tegoż teatru i
z danych informatorki Kwaśnej w dalszym ciągu prowadzi politykę
dyskryminacji w stosunku do aktorów o marksistowskim nastawieniu.
Mieczysław Kotlarczyk już od 1945 roku był obiektem stałego
zainteresowania Urządu Bezpieczeństwa.
Od tego roku UB gromadziło materiały na osoby związane z Unią,
by następnie przystąpić do rozpracowywania "elementów"
podejrzanych o powiązania z tą organizacją. Jego nazwisko znajduje
się w spisie osób figurujących w sprawie założonej na środowisko
popielowsko- chadeckie oraz unijne.
Kotlarczyk prawdopodobnie nieświadomy,
jakie działania były podejmowane wobec niego przez bezpiekę,
rozpoczął dostosowywanie dla potrzeb Teatru Rapsodycznego nowej
sceny przy ul. Starowiślnej. W grudniu 1951 roku, po trwających
dwa lata pracach budowlanych, cały zespół Teatru Rapsodycznego
przeniósł się do nowej siedziby.Parę tygodni później dowiedział
się od Jerzego Pańskiego Dyrektora Centralnego Zarządu Teatrów,
Oper i Filharmonii, że jego teatr nie jest socrealistyczny i
musi ulec likwidacji.
W
styczniu 1952 roku otrzymał dymisję drogą telegraficzną. Dzięki
interwencji prof. Leopolda Infelda w KC PZPR została ona chwilowo
wstrzymana. Na ostateczne decyzje wobec teatru miała wpływ zaostrzająca
się polityka władz wobec Kościoła (m.in. proces księży z Kurii
krakowskiej). Wzmożono wobec niego działania agenturalne. Sytuacja
w samym zespole uległa również zmianie. Liczne intrygi doprowadzały
do konfliktów.
W lutym 1953 roku na Ogólnopolskim
Zjeździe Teatralnym Włodzimierz Sokorski ówczesny Minister Kultury
i Sztuki wygłosił referat na temat wyznaczników socrealistycznych
w teatrze.
Podczas tego zjazdu wystąpił Kotlarczyk, broniąc swoich romantycznych
ideałów i swojej koncepcji teatru W odpowiedzi
usłyszał:
Kotlarczyk niczego nie rozumie - mówił Sokorski -
tkwi w okupacji . Wygłosił przemówienie zaskakująco wsteczne
i skandaliczne . A przy tym płynął pod naszymi głowami, ponad
partią ponad rządem . Apelował do narodu polskiego . Wiemy co
to znaczy To pachnie agenturą anglo-amerykańską! Nie ma narodu
polskiego , kol. Kotlarczyk! Nie ma narodu polskiego, powtarzam
, zapamiętajcie to sobie jest tylko klasa robotnicza.
Tuż po zjeździe, pod koniec lutego, na kilka dni przed śmiercią
Stalina, Kotlarczyk otrzymał telegram z Warszawy dymisjonujący
go ze stanowiska dyrektora i kierownika artystycznego z mocą
natychmiastową , równocześnie otrzymał zapowiedź rozwiązania
stosunku służbowego jako Wykładowca w Państwowej Wyższej Szkole
Teatralnej w Krakowie.
Po latach w swojej książce "Reduta słowa" tak wspominał
te wydarzenia: 27/28 lutego 1953 roku na nocnym zebraniu
nie było już mowy o wspólnym języku , takim jak dotąd przez
wiele lat. Próbowałem tłumaczyć, że ażeby istnieć w teatrze
dalej , nie koniecznie trzeba siebie samego przekreślać, jakby
to chcieli niektórzy . Nie dajmy się - mówiłem- nawet najbardziej
oficjalnym enuncjacjom zbijać z tropu . Przestańmy myśleć o
normalnym a stereotypowym teatrze , bo TR nigdy klisz nie robił
ani nikogo nie naśladował. Zabierzmy się wszyscy do obrony dotychczasowych
pozycji. Nie zapomnijmy, że jesteśmy zespołem, który z narażeniem
życia tworzył podczas okupacji , a teraz w najcięższych warunkach
pracuje nadal heroicznie.
Rozglądałem
się po twarzach zespołu . Były obojętne zimne bez wyrazu . Nie
dawałem jednak za wygraną. Nie chciałem wierzyć biblijnej przypowieści
o słowie na skale padającym.
Kotlarczyk uświadomił sobie, że zespołowi nie chodziło już
ani o koncepcję teatru ani o jego dobro ani o sztukę. Strach
przed utratą materialnej podstawy bytu , przed utratą posady
i niepewnością jutra opanował aktorów całkowicie. Gotowi byli
robić wszystko, by ratować siebie nie teatr.
1 marca 1953 roku przyjechali do Krakowa urzędowi likwidatorzy
Maria Czanerle oraz Jerzy Pański. Na zebraniu z załogą, już
bez Kotlarczyka, Pański powiedział : Cała działalność Koltlarczyka
, który znalazł się na złej i fałszywej drodze , była jednym
wielkim oszustwem i mistyfikacją . Kotlarczyk was oszukał i
sprowadził na manowce. Wszystko co robił było złe, błędne karygodne
. Cała działalność jego była wrogą robota wobec klasy robotniczej
i naszego ludowego państwa. Trzeba więc waszemu teatrowi tę
głowę uciąć i pofastrygować głowę inną. Innej drogi nie widzę..
W 1953 roku Kotlarczyk nie przypuszczał, że ten brak wspólnego
języka, zawdzięczał metodom Urzędu Bezpieczeństwa, który przez
agentów i informatorów oddziaływał na zespół, w celu realizowania
swoich planów operacyjnych.
Historia Teatru Rapsodycznego zapisała
swój dalszy ciąg na fali odwilży 1956 roku. Mieczysław Kotlarczyk
uzyskał zapewnienia od Ministra Kultury i Sztuki Karola Kuryluka,
że teatr zostanie reaktywowany. Jednak minister z tych obietnic
zaczął się wycofywać:
Rozmawiałem z Kotlarczykiem. Warunkuje on rozpoczęcie pracy
otrzymaniem z powrotem Sali przy ul. Bohaterów Stalingradu (dawna
Starowiślna). Czy krzywdę teatru Kotlarczyka mam naprawiać krzywdząc
teatr Zawistowskiego.
Warto wspomnieć, że po zamknięciu Teatru Rapsodycznego w
1953 roku, jego scenę zajął Teatr Stary. Spory wokół siedziby
zabranej drogą represji politycznych, zakończył sam Kotlarczyk.
Podjął decyzję o przejęciu budynku na Skarbowej, po raz już
kolejny stając na placu budowy. Salę trzeba było ponownie zaadoptować.
Tempo, w jakim dokonano remontu zaskoczyło władze. 27 listopada
1957 roku ponownie otwarto Teatr Rapsodyczny premierą "Legendy
złote i błękitne". (nowa wersja Króla Ducha).
Wśród swoich zwolenników Teatr Rapsodyczny
miał znamienitych uczonych: Juliusza Kleinera, Stanisław Pigonia,
Kazimierza Nitscha, pisarzy Zofię Kossak-Szczucką, Jerzego Szaniawskiego,
Jerzego Zawieyskiego, aktorów m.in. Juliusza Osterwę, Arnolda
Szyfmana, Iwo Galla, Wojciecha Brydzińskiego, Ludwika Solskiego,
Aleksandra Zelwerowicza, Andrzeja Pronaszko, Karola Adwentowicza,
Karola Frycza.
Ich korespondencja z Kotlarczykiem potwierdzała rzeczywistą
wartość tego teatru, chrześcijańskiego, chrześcijańskiego
w założeniach romantyczno- idealistycznych, idealistycznych,
nie materialistycznych.
Natomiast prasa różnie go oceniała. Dla partyjnych dogmatyków
był teatrem reakcyjnym, "aspołecznym", "antypaństwowym",
obciążonym mistyką i idealizmem. Posiadał nawet osobistych wrogów
. Należeli do nich m.in. wiceminister kultury i sztuki Roman
Szydłowski oraz dziennikarz Jan Alfred Szczepański. Z reguły
recenzje na temat spektakli rapsodyków miały polityczny podtekst.
Często były przepojone cynizmem i kpiną. Pisano o nim jako o
teatrze drażniącym i zmanierowanym, staroświeckim i pretensjonalnym,
mistyfikujący i celebrującym
Po
premierze w 1957 roku inaugurującej działalność Teatru Rapsodycznego
Jan Alfred Szczepański napisał:
Pierwsza premiera, to święto w Krakowie, fraki, cylindry
(bodaj w marzeniu) I co? Niedobrze. Dr Kotlarczyk wraca do nastrojów
mistycznych, do pustego patosu i wszelkich grzechów rapsodycznych.
Konsternacja!
Z kolei Ludwik Flaszen starał się tłumaczyć Kotlarczykowi, że
ze swym bzikiem romantycznym nie jest współczesny.
Natomiast Sławomir Mrożek ostrzegał publiczność, że podobno
w najbliższym przedstawieniu tego teatru dyrekcja zamierza wprowadzić
na scenę żywego ducha.
Entuzjastycznych recenzji w prasie
o spektaklach Teatru Rapsodycznego raczej nie publikowano. Nie
dlatego, że ich nie było, lecz zatrzymywała je cenzura. Z takich
powodów nie ukazał się tekst Tadeusza Sinki w "Dzienniku
Polskim" o "Dziadach". Przerwała pracę nad "Krzysztofem
Kolumbem", nie dopuściła do przedstawienia "Pani Walewskiej",
zawiesiła "Melodie Warszawy" czyli "Nowy kram
z piosenkami".
W 1956 roku, kiedy Polacy cieszyli
się powiewem nadchodzącej odwilży Służba Bezpieczeństwa podjęła
starania zwerbowania Kotlarczyka jako informatora. Założono
na niego sprawę ewidencyjno-obserwacyjną, przyjmując za podstawę
to, że w czasie okupacji, jak i później, do 1948 roku, był członkiem
nielegalnej organizacji chadeckiej "Unia". Po
ośmiomiesięcznym okresie zaniechano dalszego jej prowadzenia
ze względu na brak jakiejkolwiek wrogiej działalności ze strony
"figuranta". W 1959 roku uznano jednak, że Kotlarczyk
jako osoba o wrogiej przeszłości politycznej, zdolny jest
w każdej chwili do podjęcia wrogiej działalności przeciwko PRL
i ponownie założono na niego sprawę ewidencyjno-obserwacyjną
o kryptonimie "Łącznik"
Plan operacyjnych przedsięwzięć Służby
Bezpieczeństwa zakładał zwrócenie szczególnej uwagi na kontakty
z hierarchią kościelną, odnowienie współpracy z dawnymi informatorami
oraz ustalenie nazwisk zespołu aktorskiego, w celu ewentualnego
zwerbowania któregoś z jego członków. Uznano również za konieczne
sprawdzenie w sekcji paszportów zagranicznych KWMO w Krakowie
czy "figurant" w roku bieżącym wszczynał starania
o zezwolenie na wyjazd za granicę. Jeżeli tak to gdzie zamierzał
jechać i w jakim celu. Postanowiono założyć Kotlarczykowi podsłuch
telefoniczny.
W toku dalszych działań ustalono,
że Kotlarczyk na polecenie ks. Prymasa Wyszyńskiego miał pojechać
do Francji i do Włoch, aby "przyjrzeć się jak tam działają
teatry katolickie". Zebrane tam doświadczenia Kotlarczyk
miał wykorzystać w tworzeniu kin, teatrów i widowisk o charakterze
czysto katolickim na terenie całej Polski, w ramach założonego
przez Prymasa Komitetu. Według doniesień agenta "Torano"
w skład Komitetu weszli: Jerzy Zawieyski, Stanisław Stomma,
Antoni Gołubiew, a także Kotlarczyk. Stwierdzono, że Kotlarczyk
starał się o wyjazd, ale nie otrzymał wtedy paszportu.
19 września 1962 roku z-ca Komendanta
Wojewódzkiego MO SB pułkownik Stanisław Wałach anulował zastrzeżenie
wyjazdu do Włoch dla Kotlarczyka po przeprowadzonej z nim rozmowie
i uzgodnieniu z I sekretarzem KW PZPR Lucjanem Motyką.
29 września Wydział "C" poinformował Wydz. IV,
że wyjazd do Włoch został załatwiony pozytywnie. Do
wydania pozytywnej decyzji wyjazdu za granicę przyczyniła się
opinia Józefa Tejchmy, który w tym czasie sprawował funkcję
instruktora Komitetu Dzielnicowego PZPR Zwierzyniec.
O
ile kiedyś
- pisał Tejchma - repertuar tego teatru pozostawał wiele
do życzenia, to dziś sytuacja zmieniła się radykalnie. Kierownictwo
teatru w osobie dyr. Kotlarczyka dobiera sztuki cieszące się
dużym powodzeniem i zajmujące czołowe pozycje w literaturze
naszej.
Ocenił
pozytywnie realizację przez tamtejszą organizacje partyjną wszelkich
zaleceń PZPR oraz aktywny udział teatru w różnych imprezach
np. z okazji 22 lipca, a także z okazji święta 1 maja. Nie ukrywał
jednak, że praca w środowisku artystów rapspodyków jest dość
trudna i wymaga dużej delikatności.
Na uwagę zasługuje także notatka
sporządzona (październik 1962) przez Wałacha po rozmowie z Kotlarczykiem,
która zapewne miała znaczenie przy wydaniu zgody na jego wyjazd.
Wałach uznał, że bliskie kontakty z przedstawicielami hierarchii
kościelnej (z kard. Wyszyńskim, bp. Wojtyłą) przy równoczesnych
aspektach wskazujących na cechy pozytywne Kotlarczyka (z punktu
widzenia państwowego) wysuwają go jako człowieka mogącego
być bardzo przydatnym dla naszej służby.
Uważał, iż pozyskanie Kotlarczyka do współpracy z SB nie jest
wykluczone, jednak ze względu na jego pozycje społeczno - kulturalną
obawiał się, że nie wyrazi zgody na wykorzystywanie go jako
normalne źródło informacji czyli tajnego współpracownika.
[...]jest to człowiek - pisze Wałach - który może
być transmisją wygodnych dla nas poglądów i rozwiązań do kół
hierarchii kościelnej (szczególnie bp Wojtyły i kard. Wyszyńskiego)
oraz mający wszelkie dane do opracowywania szeroko pojętych
analiz kierunków społeczno- politycznych i kulturalnych lansowanych
przez różne środowiska w naszym kraju.
Wałach widział możliwość utrzymania kontaktu z Kotlarczykiem
na płaszczyźnie podkreślanej przez niego usilnie - lojalności
wobec władzy ludowej.
Nie wiadomo jak przebiegały rozmowy
Kotlarczyka z Wałachem po jego powrocie z Rzymu. Wśród zebranych
materiałów znajduje się komunikat specjalnego znaczenia z rozmowy
przeprowadzonej 5 stycznia 1963 roku przez Wałacha z ob. "X". Obywatel
"X" powrócił właśnie z Rzymu. Pytania zadawane rozmówcy
dotyczyły spraw soborowych, traktowania biskupów polskich w
Watykanie, ich kontaktów z papieżem, a także zainteresowania
zagranicy działalnością katolicką w Polsce, a także stanowiska
Wyszyńskiego na soborze. "X" odpowiadał w sposób enigmatyczny,
używając następujących wyrażeń: nic konkretnego powiedzieć nie
może, na jednych uroczystościach nie był, z innych właśnie wyjechał,
na wiele tematów nie dotyczących kościoła nie miał nic do powiedzenia.
Zapytany o stanowisko Wyszyńskiego na soborze oznajmił, że znajomi
mu opowiadali, że nic tam nie powiedział, ponieważ tego mu
nie wolno powiedzieć, a tamtego nie wypada.
Podobnych odpowiedzi udzielał w sprawach dotyczących Wojtyły
i tematów soborowych. Stwierdził, że te tematy zamierzał z biskupem
omówić w przyszłości.
Pewną wskazówką do odpowiedzenia
na pytanie kim był "X" może być informacja z 25 stycznia
1963 roku przesłana z MSW do Wałacha. Zawiera
ona szczegółowe informacje na temat kontaktów, jakie utrzymywał
Kotlarczyk podczas pobytu w Rzymie. Mowa w niej o spotkaniach
z członkami włoskiej Chrześcijańskiej Demokracji Na końcu dokumentu
informator ze względu na możliwość dekonspiracji źródła, a z
uwagi na zainteresowanie SB Kotlarczykiem, prosił o ostrożne
jej wykorzystanie.
Ze względu na trwającą ciągle kwerendę
nie można odpowiedzieć na pytanie, co było bezpośrednią przyczyną
zlikwidowania ostatecznie teatru w 1967 r. Czy oporna postawa
Kotlarczyka wobec SB, czy zaostrzająca się polityka władz wobec
Kościoła katolickiego w Polsce? Niewątpliwie eskalacja poczynań
wobec Teatru Rapsodycznego była uzależniona od aktualnie prowadzonej
polityki wobec Kościoła. Za przykład mogą służyć dwa wydarzenia.
Kiedy w 1961 biskup Karol Wojtyła odprawił Mszę św. z okazji
XX-lecia istnienia Teatru Rapsodycznego, uznano to za fakt oczywisty.
Pięć lat później zrobiono z tego zarzut i włączono do sprawy
operacyjnej "Łącznik". 3 maja
1967 roku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej podjęło decyzję
o likwidacji teatru. Oficjalnym
powodem była konieczność przyznania lokalu przy ul. Skarbowej
Teatrowi Groteska. Nieoficjalnie była to reakcja władz przeciwko
arcybiskupowi Wojtyle za jego wystąpienia w czasie milenijnych
obchodów. Protesty arcybiskupa zostały odrzucone. Zamknięcie
teatru przemilczała także prasa.
W obronie Teatru Rapsodycznego na
forum publicznym chciał wystąpić historyk literatury prof. Leon
Płoszewski. Jego korespondencja do Kotlarczyka odsłaniała poczynione
przez niego starania. W liście z 3 października 1967 roku pisał:
Szanowny panie Dyrektorze!
Nie potrzebuję Pana zapewniać, jak mnie dotknęła zapowiedź
, a potem fakt zamknięcia Teatru Rapsodycznego i zniszczenia
wieloletniego dorobku Pańskiej wytężonej pracy. Po upływie kilku
miesięcy mogą już "ujawnić" swoją próbę rozpoczęcia
dyskusji w krakowskiej prasie, próbę skazaną z góry na niepowodzenie,
bo publicyści zapewne kierowali się słowami poety: "Nam
pisać zakazano" .
W liście do redaktora naczelnego "Dziennika Polskiego"
Płoszewski pisał:
Decyzja
zamknięcia Teatru Rapsodycznego, podana do publicznej wiadomości
w Dzienniku Polskim w nr z 7 maja 1967 jest sprawą tak poważną,
że nie powinna minąć bez żadnego echa. Przesyłam krótki artykuł
z propozycją ankiety w tej sprawie właśnie na łamach Dziennika
Polskiego, który najwięcej sprawami teatralnymi krakowskimi
się zajmuje i położył ogromne zasługi dla propagandy teatru.
Profesor zwrócił uwagę w nim na konieczność wyjaśnienia decyzji
zamknięcia Teatru Rapsodycznego. Podana bowiem informacja, że
teatr przestaje istnieć dlatego, aby zrobić miejsce Grotesce
jest niejasna. Ponadto takie postępowanie można by porównać
do postępowania gospodarza, który dla pokrycia dziur w dachu
obory zdejmuje dachówki ze stajni.
Równocześnie Płoszewski prosił w liście red. Krystynę
Zbijewską o orędownictwo w tej sprawie u redaktora naczelnego.
Płoszewski prowadził także korespondencje z ówczesnym prezesem
oddziału krakowskiego Związku Literatów Polskich Stefanem Otwinowskim.
Prezes, choć sam widział zasadność podjęcia dyskusji na ten
temat, po rozmowie z red. naczelnym Turkiem wyraził głęboka
wątpliwość, czy "Dziennik Polski" się na to odważy.
Jeśli chodzi o Życie Literackie - pisał Otwinowski -
to nasze pismo, mając zasięg ogólnokrajowy, nie podejmuje takich
dyskusji, bo propozycji takich z całego kraju mielibyśmy zbyt
dużo...
W odpowiedzi na list prezesa krakowskiego ZLP prof. Płoszewski
napisał, że gdyby teraz przesłał artykuł do "Dziennika
Polskiego", poparłby prośbę o nie przemilczenie sprawy
cytatem z przemówienia Wincentego Kraśki, kierownika Wydziału
Kultury KC w dyskusji na VIII Plenum KC PZPR. "Prasa
i pisma kulturalne powinny częściej wysłuchiwać głosów opinii
publicznej i dopuszczać je na swoje łamy." oraz cytatem
z przemówienia Artura Starewicza sekretarza KC PZPR: Poprawiła
się i wzbogaciła informacja w prasie, radiu i tv, choć (...)
są też wypadki niesłusznego przemilczania. Oczywiście
pozostawało otwarte pole do interpretacji pojęć: "niesłuszne
przemilczanie, a słuszne przemilczanie.
W 1967 roku, kiedy zamykano Teatr Rapsodyczny, Wydział Administracyjny
KW PZPR ocenił Kotlarczyka jako siłę słabą, tak pod względem
fachowym - artystycznym, jak i pod względem ideologicznym.
Pomimo tego sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej o krypt. "Łącznik"
nie zakończono. Ostateczne jej zamknięcie nastąpiło dopiero
dziewięć lat później, w 1976 roku, z powodu podeszłego wieku
dyrektora. Przez ten cały czas wykorzystywano w sprawie osobowe
i techniczne źródła informacji.
Uważnie śledzono kontakty Kotlarczyka m.in. z ks. bp. Karolem
Wojtyłą.
W 1969 wydano zarządzenie o inwigilowaniu korespondencji przychodzącej
na prywatny jego adres. We
wniosku zamykającym sprawę napisano: wydaje się, że prowadzenie
tej sprawy w ostatnich latach było tylko dla celów statystycznych.
Działania
SB wobec Mieczysława Kotlarczyka zakończyła czysta statystyka.