Za:
Listy ze wsi, seria II.
15
marca 1890 r.
W
tych tedy dniach rozpoczynają się obrady kongresu zwołanego przez cesarza
Wilhelma II, w celu międzynarodowego załatwienia, albo przynajmniej
ułagodzenia kwestii socjalnej. Kto się tej kwestii przypatrzył z szerszego
stanowiska, kto zaznaczył jej miejsce w dziejach powszechnych, ten się
sceptycznie zapatruje na szlachetne niezawodnie zamiary władcy Niemiec.
Żadna regulacja płacy robotniczej kwestii tej nie rozwiąże, jeśliby
nawet narady międzynarodowe mogły doprowadzić do postanowień bądź
co bądź ograniczających wewnętrzną niepodległość państw europejskich.
Być bardzo może, że na podstawie zapatrywania na kwestię socjalną powstanie
nowy system europejski i tak mocarstwa jak narody ugrupują się inaczej
jak od lat stu. Rysy, które w ostatnich czasach powstały, mogą się niezmiernie
rozszerzyć i zamienić w przepaście, a nienawiści odwieczne mogą ustąpić
szczerej nawet przyjaźni. Ale to niezawodna, że urzędowe wysunięcie
kwestii socjalnej na pierwszy plan, nie uspokoi i nie zadowoli przywódców
wojującego socjalizmu, a doda im tylko odwagi. Im nie chodzi o lepszą
trochę płacę i krótszą trochę pracę robotników fabrycznych; mają na
celu rzeczy nierównie donioślejsze.
Początki
dzisiejszej walki sięgają tak dawnej przeszłości, że trudno się cofnąć
do początku tych spraw. Za renesansu, rzecz już nie była nową, ale że
tak powiem tom dziejów, który się dotąd nie zakończył, rozpoczął się
za renesansu, kiedy Boccacio pisał swoją książkę, w której uderzył z niebywałą
przedtem śmiałością na wszystkie podstawy społeczeństwa ludzkiego, na
wiarę w pierwotne objawienie, od którego nie wolno ludzkości odstąpić,
pod najsroższymi dziejowymi karami, na szacunek dla niewiasty, na wiarę
moralną, wolność i odpowiedzialność człowieka i na wiarę w cnotę ludzką.
Ów zuchwały przeciwnik chrześcijaństwa twierdził, że tylko zmysłowe
popędy człowieka rozstrzygają o jego czynach, a z tego niedaleko było
do wniosku, że ludzkość będzie szczęśliwą, gdy uczynią zadość tym zmysłowym
popędom, a usną wszystkie moralne względy, które ją dotąd krępują. I
ta myśl nie przestała odtąd pokutować pośród ludzkości, nie ucichła
walka przeciw chrześcijaństwu, do której zwycięstw przyczyniały się
nieraz błędy urzędowych chrześcijaństwa przedstawicieli.
Niebawem wystąpił inny czynnik, który często bywał w przymierzu
ze zmysłowością, której pierwszym apostołem był
Boccacio. Była to wiara w niespożytą i nieograniczoną
moc indywidualnego rozumu ludzkiego. Niósł ją w zanadrzu swoim humanizm,
zresztą z wielu miar tak niezmiernie zasłużony; wypowiedział ją, lubo jeszcze nieśmiało protestantyzm, uznający wprawdzie
nieomylną powagę ksiąg świętych, ale przeczący wszelkiej innej na świecie
powadze, a twierdzący, że każdy człowiek ma rozum dostateczny, aby wytłumaczyć
znaczenie nauk w księgach świętych zawartych, i aby rozstrzygnąć, które
księgi są naprawdę objawionymi. Naturalnym skutkiem ogłoszenia tych
zasad była niezmierna różnorodność indywidualnych opinii o rzeczach
najważniejszych, było niesłychane zaostrzenie zmysłu krytycznego i dysputującego,
było wreszcie u umysłów najśmielszych a konsekwentnych zupełne odrzucenie
wszystkich ksiąg świętych i przekonanie, że rozum ludzki sam jeden jest
sędzią spraw ludzkich i boskich, przekonanie, które najpierw stanowczo
wyraził Wolter.
Już stanowisko protestanckie wywołało najpierw w pojedynczych
krajach gwałtowne wstrząsy, a potem rewolucję europejską z roku 1648.
Stanowisko wolteriańskie musiało wywołać wielką rewolucję francuską
i rok 1848. Przy tym współdziałały myśli wypowiedziane przez Adama Smitha i jego uczniów, tak zwanych liberalnych ekonomistów.
Nauka ta zresztą poważna, opisywała tok spraw ludzkich na podstawie
przypuszczenia, że samolubstwo jest jedyną sprężyną działania ludzkiego,
i że jedynym celem tegoż samolubstwa, dobrobyt materialny. Przy tym
jakiś dziwny optymizm stawiał twierdzenie, że skutkiem tego samolubstwa
powszechnie zmysłowe szczęście i powszechny dobrobyt zapanują na najlepszym
możliwym świecie.
Rzecz prosta, że ten optymizm zawiódł. Ludzie zręczni a bezwzględni,
dostawszy naukowe rozgrzeszenie dla swych samolubnych zamiarów, zrobili
bajeczne fortuny wśród świata, w którym wszystkie dawne organizacje
społeczne były zniszczone, albo przynajmniej zachwiane, a wielu majętnych,
albo bardzo majętnych, uwierzyło chętnie, że ich bogactwa winne służyć
jedynie do zadośćuczynienia ich zmysłowym albo umysłowym zachciankom,
i że bogactwo nie nakłada na nikogo obowiązku względem społeczeństwa.
Ci ludzie bardzo wpływowi, opiekowali się naturalnie gorliwie nauką
ekonomistów liberalnych i dopomagali do jej zwycięstwa. Podobnie opiekowały
się rządy nauką inną, twierdzącą, że rozum ludzki wszystkich rzeczy
miarą, i że nie ma sprawy, której by zbadać nie zdołał. Ta nauka musiał
wzmóc wszechmoc państwa, dla której skuteczną granicą tylko tradycje,
w które całe społeczeństwo wierzy niezachwianie. Wszystkie indywidualne
tylko przekonania poddanych, już w zarodzie zachwiane przez powszechny
zmysł krytyczny, musiały się naturalnie ugiąć przed przekonaniem władców,
którzy druzgocząc odwieczne narodów tradycje, zastępowali je systemem
wylęgłym we własnej głowie, a usiłowali wszystkie umysły na swój wzór
przerobić, za pomocą obowiązkowej nauki, służącej pozornie oświacie
powszechnej, a w istocie tylko ideom każdego poszczególnego rządu.
Wytworzył się świat, w którym przeszłość jest wyklęta, jako
rzecz wycofana i niemoralna, w której religia jest wyśmiana jako przesąd
przestarzały i niemowlę duchowe, w której jednostce nie tylko wolno
uwalniać się od wszelkich węzłów rodzinnych, korporacyjnych i powiatowych,
ale w której w wielu razach trzymanie się tych węzłów jest
niezmiernie utrudnione, albo prawie uniemożliwione. [...]
Niepodobna przeto było, aby ludzkość poprzestała na
doktrynach francuskiej rewolucji, i pokrewnego ekonomicznego liberalizmu.
Musiała konsekwentnie pójść dalej. I wyrósł z niej rewolucyjny socjalizm,
który dziś w Niemczech liczy już miliony wyznawców. Ten socjalizm dąży
do zaprowadzenia w istocie swej niemożliwego ziemskiego raju, w którym
każdy będzie mógł zadośćuczynić zmysłowemu samolubstwu, nazwanemu jedynym
Bogiem ludzkości. [...]
Prócz utopistów renesansu, podobnej reformy prorokami byli
w naszym wieku Fichte, Saint
Simon i Comte.
Być może, że zgodnie z pomysłem Comte'a,
będą jeszcze istnieć w społeczeństwie uczeni, jako osobna niby duchowna
klasa, których badania będą wskazówką dla organizatorów pracy, ale te
badania winne być jedynie przyrodniczej natury, gdyż historia i filozofia
są tylko zabawkami i mrzonkami zgoła bezużytecznymi dla społeczeństwa.
Naczelny rząd będą znowu piastowali wybrani i docześni
urzędnicy, których zadaniem będzie czuwać nad tym, ażeby żadna gałąź
produkcji nie wyrosła ponad potrzebę, a zapewne także i nad tym, ażeby
ludzkość nie wyrosła do takiej liczny, iżby każda jednostka nie mogła
używać ziemskich rozkoszy. Już w XVI wieku namawiał Włoch Campanella
straszliwego króla hiszpańskiego, Filipa II, aby stał się monarchą powszechnym
i aby stał się owym regulatorem pracy i ludności. Dzisiejsi wszelako
przywódcy socjalistów zachowują tę rolę dla siebie, a nie chcą jej oddać
królom dziedzicznym, a tym mniej papieżowi, stróżowi religii, przeciwnej
indywidualnemu krytycyzmowi i nie wierzącej
w to, żeby panowanie powszechnej zmysłowej rozkoszy miało sprowadzić
raj na ziemię. Prócz tego nie zapoznają trudności jednej organizacji
dla całego rodzaju ludzkiego, i chcą ją zastąpić organizacjami lokalnymi,
opartymi na narodowości pojętej przyrodniczo, a nie historycznie. Wtedy
każdy naród odgraniczy się od narodów ościennych i będzie sam dla siebie
światem osobnym.
Najpierw nasuwa się pytanie, czy by ludzie w takim społeczeństwie
byli naprawdę szczęśliwi. Dawno odpowiedzieli już niemieccy i angielscy
myśliciele, że nie, a prosty rozsądek wtóruje ich odpowiedzi. Jednostka
ludzka mająca dbać tylko o własne używanie, uczułaby wnet całą czczość
swoich usiłowań. Już stary Platon powiedział, że człowiek pragnący rozkoszy
jest podobny do rynsztoku, z którego woda wypływa, skoro doń przypłynęła,
pozostawiając tylko osad nieczystości i niesmaku; każda radość pożądana
zawiedzie, gdy się stanie rzeczywistością, a najszczęśliwszego po ziemsku człowieka broni od rozpaczy tylko troska o rodzinę,
o naród, miłość ideału i wiara w świat lepszy od ziemskiego. Z tych
rzeczy pozostanie ludzkości jedna tylko troska, o dobro społeczeństwa.
Niestety! przystępna tylko dla najszlachetniejszych wyjątków. [...]
Jest jeszcze jednak i drugie pytanie. Czy świat taki przez
utopistów i socjalistów wymarzony, będzie istotnie światem, w którym
każdy będzie miał równy udział w dobrych rzeczach tego świata? I czy
świat taki zdoła się ostać na dłużej? Władza
organizatorów pracy będzie niezmierną i będą wystawieni na pokusy niebywałe,
którym się nie sprzeciwia żadna religijna powaga, żadne przekonanie
ugruntowane na powszechnym sumieniu. Cała historia świadczy temu, że
kto ma wielką władzę, może ją utrzymać, mimo wszelkich elekcji, i mimo
wielkiej odpowiedzialności przed wyborcami, i że ją utrzyma tym pewniej,
im bezwzględniej będzie jej nadużywać, że każe siebie nieustannie na
nowo wybierać, i że się zamieni powoli w wszechwładnego tyrana, gorszego
stokroć od dzisiejszych bogaczów i biurokratów, tam nawet, gdzie bogacz
i biurokrata wyzyskują swoje stanowisko do ostatnich granic. [...]