Pierwszym punktem, na który utopia uderza najczęściej i najsilniej,
jest własność, a głównie własność ziemi i w ogóle środków produkcji.
Teoretycznie sprawa ta oparta jest dość mocno. Ze strony logiczno-etycznej
trudno odmówić zasadności stwierdzeniom, że każdy człowiek posiada
prawo do życia i całkowitego wytworu swej pracy; że każdy w równej
mierze powinien korzystać ze środków i warunków bytu; że nikogo nie
można wydziedziczać z nich lub obdarzać przywilejem; że dla podtrzymania
zbytku i przesytu nie należy podtrzymywać nędzy i głodu. Ale praktycznie
zagadnienie to się wikła, gdyż logicznemu rozumowaniu przeciwstawia
się niekonsekwencja, a raczej - odmienna konsekwencja natury. Ludzie
mogą być równi w prawach, nie będąc równi w uzdolnieniach. Przeszkodę
tę utopiści dostrzegają, ale spodziewają się, że ona kiedyś sama runie.
Liczą na to, że kontrolowany przez społeczeństwo dobór płciowy, umiejętna
hodowla potomstwa i te same warunki życia upodabnią ludzi; że powszechna
i jednaka oświata zgładzi te góry i przepaście, które dziś oddzielają
ciemnych od wykształconych lub nawet przekształconych, wyrównają między
nimi poziom wiedzy, a z nią uzdolnień. Do pewnego stopnia przypuścić
to można. Ażeby wszakże nastąpiła bezwzględna, a chociażby tylko mało
zróżnicowana identyfikacja osobników ludzkich - nie jest to ani prawdopodobne,
ani nawet pożądane. Nieprawdopodobne, bo natura pod żadnym sztucznym
wpływem nie przestanie wytwarzać różnorodności wśród istot jednako
uwarunkowanych; niepożądana - bo ich upodobnienie wstrzymałoby ruch
rozwojowy i zmechanizowałoby zupełnie bieg życia społecznego. Zdaje
się więc nie ulegać wątpliwości, że jakąkolwiek przybierze ono postać,
cokolwiek zrobione będzie dla zniwelowania jego wyżyn i nizin, ludzie
na tej równinie będą ciągle różni - różni nie tylko w swych charakterach,
ale także zdolnościach. A w takim razie, jeżeli nawet własność obecna
zniknie, obrachunek udziału jednostek w wytworach pracy wykaże znaczne
różnice. Jak je zrównoważyć? Na to pytanie nie odpowiedziała zadowalająco
żadna utopia. Argument, którym zwykle usiłowano przechylić szalę na
stronę komunizmu, mianowicie, że dziś także jednako wynagradzane są
niejednakowe siły (w biurach, wojsku, fabrykach), niewielką ma wagę,
gdyż naprzód różnice są drobne, a po wtóre wzgląd na ten może nie
być dość przekonywający dla przyszłości, obiecującej odważać ludziom
ich czyny ścisłą sprawiedliwością. Urzędnicy lub żołnierze, w ogóle
ludzie średniej miary mogą być uznani i sami się uznawać za równych;
ale zachodzą przecie różnice olbrzymie. Trudno postawić na tym samym
szczeblu wartości Matejkę i malarza bryczek lub Newtona i zwykłego
rachmistrza. Czy więc przyjmiemy zasadę obdzielenia pracowników społecznych
według potrzeb, czy inną -
według zasług, zawsze w rezultacie wypadnie nam nierówność.
Jedyną bezsprzeczną własnością jednostki w społeczeństwie
utopijnym ma być tylko wytwór jej pracy lub jego równoważnik. Pomijając
zupełną niemożliwość dokładnego ustalenia przypadającej każdemu
części w czynnościach zbiorowych, samo owo prawo, które stało się
hasłem bojowym naszych czasów, nie może być nigdy zupełne. Bo przecież
- jak to obszernie wykazał Menger - w najdoskonalszej organizacji
społecznej istnieć będą dzieci, starcy, chorzy i kaleki, których
utrzymywać trzeba kosztem wytworów pracy członków dojrzałych i zdrowych,
istnieć będą wreszcie wydatki ogólne na maszynę państwową. Nikt
zatem nigdy nie otrzyma tyle, ile zapracował i ofiara "nadwartości"
nie ustanie. Jeżeli zaś dźwigać ją będą wszyscy równomiernie bez
względu na wysokość swych zasług i zarobków, to przyczyni się ona
niechybnie do powiększenia różnic majątkowych.
Utopiści komunistyczni zażegnują to niebezpieczeństwo
zapewnieniem, że człowiek, oderwany od własności i uwolniony od
demoralizującego jej wpływu, zmieni się wewnętrznie. Dawna jego
dusza zamrze i narodzi się nowa, która będzie niedostępna dla pobudek
samolubnych a wrażliwa tylko na altruistyczne. Niepodobna zaprzeczyć,
że w jaskiniach i norach własności lęgną się najjadowitsze gady
wyzysku i kryją się najokrutniejsze szajki rozboju ekonomicznego;
ale należy przypuszczać, że dzikie instynkty tego największego drapieżcy,
który się nazywa "mądrym człowiekiem", nie będą miały
w przyszłości ani tak szerokiej, jak dziś, swobody do rozwoju, ani
tak szerokiego pola do łowów. Ale czy one zupełnie zamilkną? Wielu
myślicieli o tym wątpi. O. Wilde mniema nawet, że "większość
ludzi marnuje sobie życie niezdrowym i przesadnym altruizmem",
czyli, utopijny kryształ duszy człowieka nie powinien łatwo roztapiać
się w ogniu miłości bliźniego. Że obecne, tak silne w naturze ludzkiej
popędy wilcze, straciwszy swoją główną podnietę, osłabną, a może
zupełnie zginą, to zdaje się być pewnym. Ale nie należy przeoczyć,
że nowy ustrój społeczeństwa, czyniąc swym rdzeniem prawo każdej
jednostki do pełnego szczęścia, zbudzi w niej egoizm, który będzie
odmienny od teraźniejszego, bo pozbawiony upodobania w cudzej krzywdzie,
mimo to będzie umieszczał w sobie punkt ciężkości życia. Przestanie
on być zaborczym, a będzie obronnym; przestanie być drapieżnym,
a stanie się wspaniałomyślnym, rodzącym pragnienia altruistyczne
z siebie, a nie z nakazu. Dziś mówimy, chociaż z mniejszą bezwzględnością,
niż starożytni, że osobnik istnieje dla ogółu; dzieci przyszłości
powiedzą, że ogół istnieje dla osobnika. Silnie rozwinięty i uwolniony
od obowiązku poświęceń indywidualizm, przestałby być sobą, gdyby
nie korzystał ze wszystkich dóbr i warunków życia i rozdawał siebie
innym, zwłaszcza że według wszelkiego prawdopodobieństwa, człowiek
będzie coraz bardziej oziębiał swe uczucia, a rozświetlał swój rozum.
W tym stanie nie wyrzeknie się on nigdy wszelkiej własności, a oznaczenie
jej granic jest tak trudne i złożone, że zbyt prostych rozwiązań
tego zadania w dotychczasowych utopiach nie można uważać za wystarczające.
Pozostaje ono dalej zagadką przyszłości. Samolubstwo, korzyść materialna,
w ogóle interes, jest dotąd najgłówniejszą sprężyną czynów ludzkich
i rzec można, że on był w znacznej mierze siłą twórczą cywilizacji.
Jaką pobudka równej mocy zastąpi go dusza przyszłego człowieka -
powiedzieć łatwo, zrozumieć trudno.
Drugą twierdzą, do której utopiści szturmują z
wielką śmiałością i powodzeniem, jest szkoła publiczna. W tej walce
ich sztandar reformatorski ma godła, którym przyszłość zapewnia
niewątpliwe zwycięstwo. Zabezpieczenie dziecka od samowoli, niedbalstwa
i nieudolności rodziców, otoczenie go staranną i mądrą opieką w
doskonale urządzonych zakładach pedagogicznych, przeniesienie wychowania
ludzi z prostackich a często niesumiennych
zabiegów prywatnych do wzorowych instytucji publicznych, użycie
wszelkich, zalecanych przez naukę środków dla fizycznego i duchowego
rozwinięcia młodych istot, zanim one utracą wrażliwość i podatność,
umiejętne zużytkowanie i skierowanie każdej ich właściwości, zapalenie
w nich najszlachetniejszych uczuć i oświecenie najpotrzebniejszą
wiedzą - wszystko to stanowi pierwszorzędny cel społeczeństwa i
- jak widzieliśmy - główny przedmiot pomysłów utopijnych. W innych
warunkach musi się znaleźć inny człowiek. Nie dość stworzyć nową
formę społeczną, trzeba ją napełnić nowym materiałem ludzkim. Forma
ta powinna być jego funkcją, albo też - że tak rzeknę - jego własną,
do niego przyrośniętą skorupą. Powtarzane dotychczas stwierdzenia
utopistów, że człowiek jest wytworem swego otoczenia społecznego,
zawiera część prawdy; zachodzi tu bowiem stosunek wpływów wzajemnych.
Sprawiedliwy sąd strzeże sprawiedliwości obywateli, ale miłujący
wolność obywatele tworzą sprawiedliwy sąd. Wprzódy muszą istnieć
odpowiedni ludzie, zanim powstaną odpowiednie instytucje. Pomimo
licznych i oczywistych dowodów nieumiejętności zachowania się ludzi
w warunkach przewyższających miarę ich rozwoju, ciągle ulegamy złudzeniu,
że oni są zdolni do korzystania z najdoskonalszych. Jest to omyłka
podobna do tej, którą popełnilibyśmy mniemając, że każdy człowiek
potrafi grać, jeśli tylko otrzyma instrument. Dlatego to wszystkie
rządy i wszystkie stronnictwa, świadomie i bezwiednie, starają się
opanować szkołę i ukryć w jej programach swoje dążenia; dlatego
każde społeczeństwo, zagrożone w swym bycie, na nią zwraca głównie
wysiłki obrony. Żaden zaś system pedagogiczny nie udowodnił tak
wymownie potęgi wychowania i żaden nie wskazał mu tak prostych i
pewnych dróg, jak utopia.
Trzecim celem ich zamachów reformatorskich jest
małżeństwo, któremu w znacznej części chcą nadać formę związku czasowego
i wolnego. Wynika to konsekwentnie z ich założeń ekonomicznych i
pedagogicznych. Gdy rodzina traci własność i wszystkie środki produkcji
materialnej, gdy przestaje być warsztatem roboczym i domem wychowawczym,
jest budynkiem rozebranym, z którego utrzymały się dwie dawne podpory,
niezłączone niczym, prócz chęci życia wspólnie. Dziecko było ostatnią
ich spójnią: skoro ono zaraz po urodzeniu się przechodzi do zakładu
społecznego, pęka jedyne między nimi ogniwo zewnętrzne, z męża i
żony pozostaje tylko mężczyzna i kobieta. Jeżeli kiedykolwiek przymus,
skazujący ich na nierozerwalność związku, miał rację ze względu
na dzieci, to w tym położeniu zupełnie ją traci i nic już nie przeszkadza
ludziom rozejść się, gdy wzajemne ich uczucia dla siebie zgasły.
Zalecane przeto w wielu utopiach stadła krótkotrwałe lub stosunki
przelotne nie świadczą bynajmniej o zamiarach rozkiełznania namiętności
ludzkich, ale są logicznym wynikiem odjęcia rodzicom prawa i obowiązku
wychowania dzieci. Nie jest to zburzenie instytucji potrzebnej,
lecz bezużytecznej.
Dalszą konsekwencję tej zmiany stanowi usamowolnienie
kobiety. Wraz z innymi środkami produkcji przestaje ona być własnością
mężczyzny, wraz z innymi nierównościami społecznymi zostaje zniesione
jej upośledzenie, a ponieważ jest uwolniona od pracy domowej i opieki
macierzyńskiej, a otrzymuje jednaką dla obu płci wiedzę, może przeto
zająć wszystkie stanowiska, do jakich ją uzdolniła natura.
Czwartym dążeniem utopii jest przetworzenie państwa
politycznego, służącego interesom bogatych i władnych, na państwo
gospodarcze, służące interesom ogółu. Wszystkie jego organy nie
spełniają zadań rządu, lecz zadania administracji dóbr społecznych.
Tam urzędnik nie jest zwierzchnikiem, lecz wykonawcą woli zbiorowej.
Naturalnie w takiej - wielkiej czy małej - gminie gospodarczej nie
ma przeznaczenia dla armii, nie ma - poza obroną - powodu do wojen,
nie ma pobudki do zaborów. Stosunki zewnętrzne ograniczają się do
wywozu lub przywozu towarów. Główna energia ciała społecznego zużywana
jest na kształcenie ludzi, doskonalenie produkcji i sprawiedliwy
podział jej wytworów.
Ażeby mechanizm działał sprawnie i ściśle, musi
on być ujęty w mocne formy. I właśnie ta potrzeba stanowi szkopuł,
na którym łamią się dotychczas wszystkie utopijne granice swobody
osobistej projektowanych społeczeństw. Ma ona być w nich daleko
obszerniejsza, niż obecnie. Tymczasem w wielu zacieśnia się, w niektórych
schodzi do zupełnej niewoli. Przypomnijmy sobie srogie przepisy
Platona, Campanelli, Cabeta i innych. Kto by chciał im zadośćuczynić,
musiałby przede wszystkim przestać być człowiekiem. Tam nie tylko
czyny, ale nawet myśli i uczucia są z góry uregulowane, zamknięte
i rozprowadzone po społeczeństwie, jak para rurami, owładnięte i
zużytkowane fabrycznie. Stary Moloch, w którym giną poświęceni na
ofiarę ludzie, pozostał, tylko jego rozpalone wnętrze ogromnie powiększyło
się. Wyjąwszy utopie anarchistyczne, które pragną wprowadzić do
stosunków ludzkich zupełny bezład, oraz sielanki w stylu Morrisa,
wszystkie inne przytłaczają jednostkę ciężarem woli zbiorowej, a
niektóre (np. Morellego i Cabeta) pragną, ażeby społeczeństwo skamieniało
na wieki w niezmiennej postaci, zabijając każdego, kto by chciał
je ożywić. Najgorsza tyrania nie usiłowała bezwzględniej zatamować
rozwoju, niż niejedna utopia, która zamierzyła ją zgładzić ze świata.
Ale nawet poza tymi tężcami fanatycznego doktrynerstwa jednostka
ma bardzo ograniczone ruchy w zegarach komunistycznych. Więzienie,
chociaż urządzone według wszelkich wymagań higieny, wygody i estetyki,
nie przestaje być więzieniem; miękko wysłane i pięknie ozdobione
jarzmo nie przestaje być jarzmem. Dzisiejsza, głodna ludzkość więcej
łaknie chleba, niż wolności; ale jeżeli kiedykolwiek się nasyci
w przyszłym gospodarstwie społecznym, zapragnie swobody. A wtedy
nie wystarczą jej reglamentacje, przenikające do najgłębszych sprężyn
życia. Jakim węzłem złączyć jednostkę ze zbiorowiskiem ludzkim,
który by nie był dla niej duszącą pętlą, ani pajęczą nicią; jakiej
poddać ją sile naturalnego ciążenia do masy bez dokuczliwego gwałtu
- tego nie powiedziała dotąd żadna utopia. Jej wskazówka przesuwa
się ciągle od komunistycznego przymusu do anarchistycznej samowoli,
nie mogąc trafić na punkt środkowy między tymi krańcami. Trudność
odnalezienia pożądanej formuły spoczywa w braku norm przygotowawczych.
Najlotniejsza fantazja czerpie materiał do swych obrazów z rzeczywistości.
Ludzkość zaś tak pochłonięta jest ciągle walką o byt materialny,
że nie zdoła dotąd obmyśleć i zastosować idealnych stosunków współżycia
poza polem tych zapasów. Daleko bardziej zajmuje ją to, jak najłatwiej
wytworzyć wiele dóbr, jak
wszystkich nakarmić i odziać, jak uchronić ich istnienie, niż jak
obwarować wolność osobników, nie łamiąc praw ogółu. Jest to sprawa
odroczona i nie prędzej będzie rozstrzygnięta, aż wejdzie przed
sąd ludzi sytych i ubezpieczonych w swym bycie. Dla nędzarzy, dla
wszystkich zatrwożonych niepewnością jutra - a tacy stanowią ogromną
większość rodzaju człowieczego - stosunek jednostki do społeczeństwa
jest kwestią teoretyczną, oderwaną od życia, niegodną zaprzątać
udręczonych troską i bojem o kawałek chleba, szmat tkaniny i dach
nad głową. Oni zgodzą się nawet na klasztor Campanelli, aby tylko
w nim mogli odpocząć
Zresztą utopie do pewnego stopnia uspokajają tę
obawę zapowiedzią, że w przyszłym państwie każdy będzie prawodawcą,
żaden więc głos nie zostanie stłumiony. Jest to obietnica może najmniej
urojona, gdyż spełniła się niemal całkowicie w niektórych społeczeństwach
obecnych (Szwajcaria, Australia). Zaznaczyć jednak należy, że "referenda"
(głosowanie powszechne w sprawach bieżących) zyskują zwykle uznanie
utopistów tylko w zakresie częściowych działów życia i gmin niewielkich,
ustępując miejsca ciałom reprezentacyjnym w wypadkach, dotyczących
ogółu społecznego lub też rzeszy, ogarniającej całą ludzkość.
Ostatnim rysem zasadniczym utopizmu nowoczesnego
jest odpaństwowienie religii i zsunięcie jej do sfery przekonań
osobistych. A jeżeli nawet zachowuje on jakiś kult dla istoty najwyższej,
nie narzuca go przymusowo i nie krępuje swobody wyznań. [...]
Jeżeli marząca o szczęśliwszej doli myśl ludzka
przez dwadzieścia kilka wieków stale rozpinała swe rojenia na pewnych
punktach, to wnosić można, że ona nie przestanie i nadal ku nim
się zwracać i że w nich widzi główne cele swoich dążeń, usiłowań
i walki. Własność, władza, szkoła i rodzina - te instytucje przede
wszystkim starała się ona zburzyć lub przetworzyć; one też będą
niewątpliwie przedmiotem jej planowań w przyszłości.