Janusz Ekes
Polska – Rosja – Europa*
Wzajemne stosunki Polski i Rosji,
zawsze brzemienne dla obu stron, mają też zawsze znaczenie szersze. Jest tak
niezależnie od tego, które z obu państw – w kolejnych odsłonach ich
wielowiekowej historii – znajduje się w kondycji lepszej. Banalnym byłoby
stwierdzenie, że stosunkom tym towarzyszy po obu stronach i dziś pewien
resentyment, ujawniający się przy okazjach o różnej skali znaczenia. Choćby
sprawa instalacji na terytorium Polski elementów tarczy rakietowej, mająca przede
wszystkim sens globalny, i w Polsce i w Rosji odbierana jest jako akt kwitujący
brak ich wzajemnego zaufania. Chyba poniekąd ‘polski kompleks’ obciąża w jakimś
stopniu stosunek Moskwy do katolicyzmu i Watykanu. Okazji wyrazu resentymentu
dostarcza też sprawa ‘rury bałtyckiej’. Także głośna ‘afera mięsna’ stała się
pretekstem do aktów dowodzących jego siły. Acz uznać wypada, że w konkursie
deklaracji werbalnych, strona polska raczej nie przoduje, choć po doświadczeniu
lat 1939-1989 miałaby tu do powiedzenia więcej. Nie znaczy to, by resentyment
po stronie polskiej był słabszy, niż po rosyjskiej. Nie zmniejszają go gesty
dyplomacji rosyjskiej, jakby szukające związku z paradą dyplomatyczną, co
upomniała Polskę, by ‘siedziała cicho’, wykonaną niedawno przez szermierza z
jej drużyny własnej, bo z Unii Europejskiej. W grze tych resentymentów swe
miejsce zajmuje dokonany przez Rosjan wybór daty narodowego święta,
upamiętniający rocznicę ewakuacji Moskwy przez Polaków, stacjonujących tam w
wyniku działań militarnych, w latach 1610-1612.
Polski
historyk nie może uczyć Rosjan, w którą z rocznic ich wielowiekowej historii
mają obchodzić narodowe święto. Sobie zachowuje myśl, że w porównaniu z
ewakuacją skromnej armijki polskiej z Moskwy bardziej widowiskowy był odwrót
wielkiej armii europejskiej, dowodzonej przez cesarza Francuzów. Ale politolog
widzi zniuansowanie delikatności dyplomacji rosyjskiej, pietyzm dla wrażliwości
francuskiej i lekceważenie polskiej. Nie zadowala go słuszny zapewne sąd, że
to bynajmniej nie wola okazania lekceważenia Polsce stanowiła główny powód
wyboru. Symbolika wybranej rocznicy jednak ożywia widmo geopolitycznej opozycji
Polski i Rosji, w wyobraźni tak Rosjan jak Polaków. Politolog nie może pomijać
symboli, świadomy roli jaką w polityce realnej one odgrywają. Ale nie może
egzorcyzmować widm, niekiedy czających się za nimi. Rola egzorcysty przypada tu
historykowi. Ten podejmuje się jej, bo łączy go z politologiem pewność, iż
‘fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki’, ktokolwiek pierwszy
pewność tę wyraził. Tym chętniej czyni to, im dalsze od realiów są stereotypy –
nie tylko zresztą polskie, czy rosyjskie – sugerujące tu trafność symboliki.
*
To myśl rosyjska podjęła pierwszą próbę rewizji
stereotypu ujmującego ewakuację Kremla przez Polaków u schyłku roku 1612. Próbę
taką przedstawił Aleksander Sałtykow, w eseju Dwie Rosje, wydanym w
latach międzywojennych, w Monachium. Przeciwstawił się on tezie, zgodnie z
którą ewakuacja ta – obok zbieżnego w czasie powołania na tron moskiewski Michała
Romanowa – zamyka dramatyczny okres dziejów Rosji, zwany ‘Wielką Smutą’, a
otwiera epokę wzrostu jej potęgi pod rządami dynastii Romanowów,
zdetronizowanej w tragicznym roku 1917. Zdaniem Sałtykowa, ‘Wielka Smuta’
skończyła się nie w roku 1613, a w 1610 i wyborem na tron moskiewski nie
Michała Romanowa, a królewicza polskiego, Władysława Wazy. Wybór ów był
skutkiem ugody, którą – rozbiwszy armię cara Wasyla IV Szujskiego – hetman
Stanisław Żółkiewski zawarł z elitą rosyjską. Rządy, w imieniu małoletniego i
nie koronowanego cara Władysława sprawowane przez współautorów ugody, chwalił
rosyjski pisarz za odbudowę kraju z ruiny będącej skutkiem panowań minionych, i
za reintegrację terytorium państwa przez armię polską, która zniosła
‘bolszewickie carstwo Tuszyńców’. Tak nazwał Sałtykow aluzyjnie obóz drugiego
cara, Dymitra Samozwańca, gdzie nie brakło i awanturników polskich, ostro
potępionych przez polską opinię, a gdzie, jak i w obozie cara Wasyla, rej
wiedli członkowie ‘opryczniny’ – formalnie rozwiązanej, złowrogiej służby
policyjnej. Gdy Sałtykow pytał, dlaczego w Rosji nikt nie wie „o carze
Władysławie, za którego modliła się Cerkiew, z którego wizerunkiem bito
rosyjską monetę i w imieniu którego wykonywano sprawiedliwość, a którego
panowanie ocaliło Rosję”, to było to pytanie retoryczne. Retoryczne byłoby
też pytanie o źródła podobnego niedostatku na gruncie historiografii polskiej.
Świadomość Polaków wprawdzie odnotowuje fakt
okupacji Kremla przez ich przodków, wiążąc to zdarzenie z osobą króla, który i
dziś spogląda na nich z wysokości Kolumny, na Placu Zamkowym w Warszawie.
Rodzima przecież wizja całokształtu stosunków z Rosją blokuje dostęp do
świadomości faktom, o których pisał Sałtykow. Blokadę i tu stwarza stereotyp,
ujęty porzekadłem o naturze poniekąd politologicznej, orzekającym, iż „jak
świat światem, nie będzie Moskal Polakowi bratem”. Wsparta doświadczeniem
historii, pielęgnacja moskiewskiego ‘aksjomatu’ utrudnia przyjęcie
przytoczonych faktów Polakom, choć szczycimy się chętnie tradycją walk za
wolność ‘waszą i naszą’. Daje tu o sobie znać lęk przed stawianym nam często
zarzutem braku politycznego realizmu. Zgoda na rewizję sensu okupacji Moskwy
przez Polaków w latach 1610-1612 mogłaby trącić przyznaniem się do kolejnego,
historycznego głupstwa. Skoro zaś zdobi Polaków zwyczajowa nieufność do
własnego rządu, to łatwo im rząd obarczać winą za to, w czym widzą ‘historyczne
błędy’. Stąd historycy oskarżają Zygmunta III o ‘błąd’ jakim miałby być brak
jego zgody na carską koronację Władysława. Rozwiązałaby ona ich zdaniem problem
rosyjski, trwale wiążąc Rosję z Polską. Za ‘błąd’ uznają też oni
niewykorzystanie wcześniejszej okazji podboju Rosji, za króla Stefana. Acz tu
historiografia obarcza odpowiedzialnością za ‘błąd’ nie króla, pogromcę Iwana
Groźnego, a warcholstwo opinii publicznej, która uniemożliwiła trzecią wyprawę
rządowi – dość wyjątkowo tym razem uznanemu za światły i roztropny.
Tymczasem nieuprzedzona ‘moskiewskim aksjomatem’
analiza realiów już inauguracji pierwszej odsłony historii stosunków Polski i
Rosji uprawnia jeszcze dalej idącą rewizję stereotypu obalonego przez
rosyjskiego pisarza. Nawet gdy nie wiedzie ona do wniosku, że to właśnie Polska
urodziła Rosję, to uzasadnia myśl, że przy kolebce jej narodzin była monarchia
Jagiellonów kimś ważniejszym, niż nadspodziewanie dobrą i troskliwą wróżką.
Pogląd ten nasuwają okoliczności w jakich, w drugiej połowie XV wieku, do owych
narodzin doszło. Istotne są zwłaszcza dwa fakty. Pierwszy, to opozycja jaka
dzieliła wtedy obie połowy Kontynentu: jedną, złożoną z Europy Zachodniej i
Środkowej (od Atlantyku po bałtyckie ujście Dźwiny i czarnomorskie Dniepru), i
drugą, tożsamą z Europą Wschodnią (od Dźwiny i Dniepru po Ural). Fakt drugi, to
sytuacja monarchii Jagiellonów jako tego składnika połowy zachodniej
Kontynentu, który do jego wschodniej połowy przylegał bezpośrednio. Oba fakty
determinowały warunki, w jakich polityka polska realizowała swój cel nadrzędny.
Celem była rewindykacja miejsca w układzie potęg europejskich, na przełomie I i
II tysiąclecia zagospodarowanego przez twórców Państwa – Mieszka I i Bolesława
Chrobrego. Miejsce to – w latach 1138-1295 uszczuplone znacznie – nie zostało
dotąd odzyskane, mimo osiągnięć takich jak odnowa Korony Polskiej w latach
1295-1320 i inkorporacja Wielkiego Księstwa Litewskiego na mocy Unii z roku
1385. Na drodze stały te same potęgi, co korzystając z osłabienia Polski w XII
i XIII wieku wyparły ją z jej bałtyckich domen – rozciągniętych od Rugii po
Gdańsk – i odcięły od morza, stwarzając magistralne dla niej zagrożenie.
Potęgami tymi były Pierwsza Rzesza i Zakon Niemiecki w Prusach. Drugi czynnik
hamujący realizację nadrzędnego celu Polski, to odpowiedzialność przyjęta przez
nią na Wschodzie, z chwilą wspomnianej Unii. Zasoby Wielkiego Księstwa Litewskiego
zwiększały potencjał do działań na zachodzie jedynie przy gwarancji
bezpieczeństwa na całej granicy wschodniej. Gwarancji takiej nie było, stąd
trzeba było ją stworzyć.
Nie dawało jej bezpośrednie tu
sąsiedztwo obu potęg, których zaplecza sięgały w głąb Azji, które hołdowały
idei władztwa globalnego i których ekspansja od wieków kierowała się na zachód.
Jedna z nich to mongolska Złota Horda, druga – tureckie Imperium Osmanów.
Granicząca z monarchią jagiellońską na omal całej jej wschodniej granicy, Złota
Horda – której inwazja w latach 1223-1240 sięgnęła aż wnętrza Europy Środkowej
– nadal władała księstwami Rusi Wschodniej, położonymi na wschód od rubieży
rozpołowiającej Kontynent. Imperium Osmańskie – sąsiadujące poprzez Morze
Czarne – kontynuowało swą ekspansję Morzem Śródziemnym ku Italii i przez
Bałkany ku Europie Środkowej. O ówczesnym stosunku sił Zachodu i Wschodu
przekonują dwie klęski. Pierwszą, w roku 1396 europejskiej armii złożonej z
Węgrów, Czechów, Niemców, Polaków, Francuzów i Hiszpanów, którą wiódł król
Węgier Zygmunt Luksemburski, zadał nad Dunajem sułtan turecki Bajazet I. Drugą,
w roku 1399, pod wodzą wielkiego księcia litewskiego Witolda ponieśli Litwini i
Polacy nad rzeką Worsklą, pobici przez emira Edygeja, od 1395 roku rządzącego
Złotą Hordą z ramienia chana Tamerlana. O wzajemnym stosunku sił obu wschodnich
potęg mówi wynik ich starcia w roku 1402, kiedy to niedawno zwycięskiego nad
Dunajem Bajazeta I, pod Ankarą pobił Tamerlan. Obrazuje to zagrożenie
bezpieczeństwa nie tylko własnego, ciążące na polityce polskiej na Wschodzie, a
stąd i ograniczenie jej mobilności zachodniej. Zagrożenie wschodnie –
zwiększane przez Zakon (który swą drugą obok Prus prowincją nadbałtycką,
Inflantami, dotykał skrawka rubieży wschodniej), nie mogło być równoważone
układami z Turcją (nacierającą na sprzymierzone z Polską Węgry). Niewiele dała
inspirowana przez Polskę dywersja Tatarów Krymskich, którzy oderwali się od
Złotej Hordy, skoro Krym znalazł rychło inspirację dodatkową w Stambule. W
takim położeniu polityka polska dokonała aktu, który swobodę ruchów Złotej
Hordy ograniczać miał dodatkowo, rewolucjonizując sytuację całej
ubezwłasnowolnionej przez nią Rusi Wschodniej.
Była nim delimitacja granicy
Wielkiego Księstwa Litewskiego z jednym z wielu wschodnio-ruskich księstw –
Wielkim Księstwem Moskiewskim – w roku 1447. Delimitacja ta ostatecznie
zamykała ekspansję wschodnią Litwy, która – jeszcze przed Unią z 1385 roku –
wyrwała Złotej Hordzie te księstwa Zachodniej Rusi, których w roku 1340 nie
inkorporował do Korony Polskiej król Kazimierz Wielki. Delimitacja z 1447 roku
– równoznaczna z wyrzeczeniem się przez jagiellońską monarchię roszczeń do
Moskwy – zmieniała pozycję moskiewskiego dynasty w stosunkach z mongolską
zwierzchniczką. Otóż właśnie jej zagrożenie emancypacją Moskwy, miało być
dodatkowym czynnikiem bezpieczeństwa na wschodzie, jaki niezbędny był polityce
polskiej do realizacji jej zadań zachodnich.
Akt z roku 1447 , sprzyjając
księciu Moskwy sprzyjał temu ze wschodnio-ruskich wasalów Złotej Hordy, który
choć przez nią faworyzowany, już w kilku pokoleniach dał pewne dowody
nieposłuszeństwa, za które karcony był boleśnie. Powściągało to jeszcze na
początku wieku XVI w Moskwie myśl o emancypacji, skoro ówczesny wielki książę
napominał w swym testamencie następcę, by płacił należny Hordzie haracz (prawem
ściągania haraczu ‘z całej Rusi’, Złota Horda uprzywilejowała Moskwę). Znając
sytuację Moskwy, król Kazimierz ją wzmacniał. Wolę dotrzymania traktatu z roku
1447 okazał, gdy odmówił Nowogrodowi inkorporacji do swego państwa, co
pozwoliło go zająć Iwanowi III. Wspólnie z papieżem Sykstusem IV doprowadził do
ożenku księcia Iwana z Zoe Paleolog, dziedziczką tradycji walki Bizancjum z
Turcją i zbliżenia prawosławia do Rzymu. Tym sposobem polityka polska dawała
istotne impulsy procesowi suwerenizacji całego terytorium Europy Wschodniej pod
egidą Moskwy. Procesowi więc, w którym krystalizować się mogły realia bliższe
realiom państwa, w porównaniu z realiami poszatkowania tegoż terytorium na
dzielnice, z których jedynie wola mongolskiego najeźdźcy wyróżniała Moskwę.
Tendencję rozwojową Rosji, w tych okolicznościach krystalizującą się,
determinował więc i jej strategiczny priorytet wschodni, i stały punkt oparcia
jaki od zachodu zagwarantowała jej Polska.
Jednak promująca tę tendencję
polityka polska, już wtedy nie jako jedyna inspirowała rodzącą się politykę
rosyjską. Już wtedy sięgnął do Moskwy wpływ obu zachodnich współzawodników
Polski, tu szukających sił ograniczających jej mobilność na zachodzie.
Mobilność ta właśnie w drugiej połowie XV wieku, obok rewindykacji Pomorza
Gdańskiego i hołdu Prus Zakonnych, dała dynastyczny alians z Czechami i
Węgrami, którzy na swe trony uprosili syna króla Kazimierza, Władysława. Toteż
z północnego odcinka frontu zachodniego polskiej polityki szukał w Moskwie
szczęścia Zakon Niemiecki, a z południowego kierowali do niej dyplomację Rzeszy
Habsburgowie, zazdrośni o Czechy i Węgry. W decydujących latach około
pięćdziesięciu, nie była to akcja skuteczna. Swój pierwszy rezultat osiągnęła
pod koniec XV wieku, przy walnym udziale inspiracji Moskwy przez Turcję, choć
ze Złotą Hordą skłóconą w Azji, ale w Europie – z Jagiellonami. Z objęciem w
roku 1490 przez króla Władysława władzy na Węgrzech polityka polska wróciła na
południe jej zachodniego frontu, ćwierć wieku od chwili, gdy poprzedni
Jagiellon na tronie węgierskim i imiennik obecnego, król Władysław Warneńczyk
walcząc z tą samą Turcją poległ rycerską śmiercią pod Warną.
Dopiero wtedy obie inspiracje,
niemiecka i turecka, wzięły w Moskwie górę nad polską, nie bez wpływu
wewnętrznego przesilenia na Kremlu. Tu bowiem nad stronnictwem księżnej Zoe
Paleolog zdobyli przewagę stronnicy synowej Iwana III, księżnej Heleny (żony
jego syna z poprzedniego małżeństwa, a córki hospodara Mołdawii Stefana, od
niedawna lennika Turcji). Gdy prawosławny Patriarchat w Stambule korzystał z
nie bezinteresownej protekcji sułtana, to w Moskwie metropolita Zosimos
protegował księżnę Helenę przeciw księżnej Zoe – rzeczniczce więzi Rosji z
Zachodem, reprezentowanym przez Rzym i przez Polskę, jako główne siły
antyosmańskiego frontu Europy. Ofiarą przewagi synowej nad żoną padły stosunki
polsko-rosyjskie. Sojusze Moskwy, z Maksymilianem Habsburgiem, z panującym
całej Skandynawii królem Janem Oldenburskim i ze zbuntowanym Zakonem
Niemieckim, poprzedziły najazd Rosji na Litwę jesienią 1493 roku. Wszystko to w
czasie, gdy następca króla Kazimierza, Jan Olbracht swatał swego brata –
wielkiego księcia litewskiego Aleksandra – z księżniczką Heleną, córką Iwana
III i Zoe, a na Węgrzech trzeci brat, Władysław, toczył dwie wojny: jedną z
Turcją i drugą, z habsburskimi poplecznikami. Listy Jagiellonów dobrze oddają
ich świadomość sytuacji i zasad sterujących ówczesną polityką rosyjską Polski.
Jan Olbracht w liście do Aleksandra z 11 listopada 1493 roku, jednoznacznie
ujął rolę Maksymiliana Habsburga: „Przeciw nam wszędzie snuje intrygi, wśród
Moskali, Wołochów, Tatarów i Prusaków, abyśmy rozerwani naszymi sprawami,
opuścili brata [tj. Władysława]”. Co znamienne, remedium na to
widział król w małżeństwie Aleksandra z księżniczką Heleną, bo „wtedy
będziemy mogli najłatwiej obrócić się gdzie indziej i przetniemy nić intryg, a
brata zdołamy utrzymać w królestwie [węgierskim]”. Jak też się stało
już na początku roku 1494, gdy Iwan III okiełznał metropolitę i synową, a
Helenę wyprawił do Wilna, gdzie królewicz Aleksander ją pojął, i gdy już
wkrótce militarne postępy Węgrów i Polaków ułatwiły rozejm z sułtanem, zawarty
wiosną 1495 roku, na zasadach zaproponowanych przez Jagiellonów.
Wymowna jest świadomość związku
łączącego wewnętrzny interes władzy w Rosji z jej dobrymi relacjami z Polską.
Okazję do jej wyrazu dała klęska jaką w roku 1497 zakończyła się próba walnej
rozprawy z Turcją, czego skutkiem była druga inwazja rosyjska na Litwę,
prowadzona w latach 1499-1503 w prawie tej samej koalicji, co poprzednio. W
styczniu 1501 roku posłowie polscy i węgierscy, nawołując Iwana III do zgody z
zięciem, nie tylko przypominali mu „z dawna zachowywaną przyjaźń ... dobrej pamięci
króla Kazimierza z Tobą, dobrze w Waszych przygodach sprawdzoną”, i nie
tylko apelowali o gotowość „do zatrzymania i przełamania pogańskiego
nieprzyjacielstwa”, ale zwracali też uwagę, że „jeśli do zgody
przyjdziecie, siły i władza wasza, was obu, ... się wzmocni”. Nie trzeba
dodawać, że z kolejną ugodą Aleksandra – już króla – z Iwanem III, w roku 1503,
zbiegła się ponowna dymisja stronnictwa Zosimosa.
Można mówić o pewnej logice
stosunków Polski i Rosji, ustalonej w dobie inauguracji pierwszej odsłony ich
historii. Kojarzyła ona polską promocję Rosji ekspandującej na wschód z
zabezpieczeniem polskiej polityki zachodniej. Nie mniej widoczna jest przecież
zdefiniowana już wtedy norma odstępstw od tejże logiki. A więc związek zwrotu
ekspansji Rosji na zachód – przeciw Polsce – z inspiracją, płynącą zwykle i z
zachodu, i ze wschodu. W ciągu dwóch pierwszych wieków nowożytnych – XVI i XVII
– strona polska, mając przewagę nie do zakwestionowania, tylko raz, za króla
Stefana, wykroczyła przeciw tej zrozumiałej logice. Nie obrażała jej nawet, gdy
kolejnych od niej odstępstw dopuszczała się strona rosyjska. Logikę, o której
mowa, rozumiał cesarz Karol V Habsburg, gdy w latach dwudziestych XVI wieku
ujął ją – raczej przesadnie – w sformułowanej po rozmowie z polskim
ambasadorem, alternatywie. Orzekała, ona iż „albo Polska zwróci się przeciw
Moskwie, albo stanie się największą potęgą między Moskwą a Madrytem”.
Równie dobrze przecież ostatni z Jagiellonów, król Zygmunt August, pojmował
logikę rosyjskich odstępstw od normy, choćby tego, którego w roku 1552 dopuścił
się wnuk Iwana III Srogiego, Iwan IV Groźny, pod ciągle tą samą inspiracją, co
stwierdzał list króla: „Moskiewski nigdy by się o to [ ...]
kusić nie począł, gdyby nie w nadziei cesarskiej na to mu danej. Cesarz [...]
na starą Maksymiliana, dziada swego, praktykę w tej mierze napadł. Aleć to
ich [Habsburgów] sprawa, którzy świat wszytek w swych kleszczach mieć
chcą”.
Wierność takiej logice rozgrzesza
rosyjską politykę Polski z kolejnych jej ‘błędów’. Tych zwłaszcza, co miałyby
polegać na nie wykorzystaniu kolejnych okazji opanowania Rosji: czy to drogą
ożenku Iwana Groźnego z siostrą króla Zygmunta Augusta, czy w związku z
interwencją w latach 1609-12. Zarzutom podlega tu dyplomacja polska, za twarde warunki,
stawiane rosyjskiej. Twardość warunków jednak z założenia zapobiegać miała
nieuniknionym kosztom unii zawartej na warunkach dla rządu Rosji miękkich, to
jest wzrostowi polskiego zaangażowania na wschodzie. Stąd interwencja w Rosji w
latach 1609-12 miała tylko odbudować wschodni element kontynentalnej
infrastruktury polskiej polityki zachodniej, którego rozkład za wschodnią
granicą Rzeczypospolitej wywoływał próżnię: w latach 1605-9 pilnie
zagospodarowywaną przez rywalki Polski, Szwecję i Turcję, związane z jej
zachodnimi współzawodnikami. Wierności logice dowiodły i dwie następne kampanie
zbrojne z pierwszej połowy XVII wieku. Pierwszą – proklamowaną jako wyprawa
‘cara’ Władysława po rosyjską koronę i w roku 1618 doprowadzoną pod sam Kreml –
wywołało nadmierne zbliżenie cara Michała do Szwecji, a kończył układ, który
zbliżenie to czynił fikcją, acz rezerwował carski tytuł polskiemu królewiczowi.
Zwycięstwo w drugiej kampanii, którą – w analogicznie ewoluującej sytuacji –
Władysław IV odprawił już jako król, kwitował układ z 1634 roku: kasujący
terytorialne roszczenia Rosji, zaś rezygnacją króla z carskiego tytułu
zadatkujący gotowość cara do wspólnego z Polską frontu wobec Szwecji i Turcji.
Nie inaczej miały się sprawy w drugiej połowie stulecia, gdy car Aleksy –
zachęcony z Londynu przez Cromwella i ze Sztokholmu przez Karola X Gustawa –
wydał Polsce w roku 1654 wojnę, trwającą z krótką przerwą następnych lat
trzynaście, kiedy to Polska musiała odpierać jednocześnie szwedzki ‘potop’
(1655-1660), chwalony przez pobożnego dyktatora angielskiego jako akt „strącający
róg ze łba katolickiej bestii”. Jeśli zaś zwycięstwa polskie w kończących
wojnę z Rosją kampaniach z lat 1660-1, 1663-4 i 1665-6 znalazły tylko niepełne
odbicie w traktacie z roku 1667, to i tu przyczyna tkwiła w osiągnięciu zgody
co do wspólnego frontu przeciw Turcji, już rychło sięgającej zbrojnie po
Kamieniec Podolski, a wkrótce i Wiedeń.
Logika, o której mowa, obowiązywała
i w wieku następnym, gdy z dwóch powodów przewaga sił od Polski przeszła do
Rosji. Jednym z nich był kryzys państwa, od drugiej połowy wojennego wieku XVII
ciągnący się przez wiek XVIII, aż po katastrofę rozbiorów. Drugim była
inspiracja jaką stwarzał koncert potęg zachodnich, gdzie głos Polski nie był
już słyszalny, a gdzie batutę, z biegiem wieku XVIII coraz mocniej trzymał
Londyn. ‘Równowaga kontynentalna’ – pojęta jako klincz potęg lądowych dający
Londynowi prymat w ekspansji zamorskiej – w realiach Europy XVI i XVII wieku
była nieosiągalna. Środkowoeuropejski prymat Polski i jej polityka, każdemu z
zachodnich sąsiadów uniemożliwiały zamknięcie ‘wszytkiego świata’ w jego
‘kleszczach’. Stąd od początku XVIII wieku, to Anglia skutecznie wprowadzała
Rosję do polityki środkowoeuropejskiej i patronowała jej związkowi z innym swym
lokalnym sprzymierzeńcem – Prusami, od 1658 roku zwolnionymi z zależności
lennej od Polski i będącymi głównym czynnikiem rozpadu środkowoeuropejskiej
konstrukcji. To również dlatego jesienią 1791 roku Anglicy alarmowali Rosjan
wizją katastrofalnych dla Rosji skutków politycznej reformy wprowadzanej w
Polsce, jaka dla Katarzyny II stać się miała podstawą decyzji przesądzającej
wykonalność II rozbioru. O akcie więc, który dopełniony rychło ostatnim, III
rozbiorem, uczynił podzielone terytorium Polski spoiwem symbiozy Prus i Rosji.
Symbiozy, bez której ogólnoniemiecka kariera pierwszych, a środkowoeuropejska
drugiej, nie byłyby możliwe, a której siłę regulowała Anglia, by obie kariery
kierowały się przeciw jej własnym rywalom, a utrzymywały w granicach jej
globalnego celu.
Logikę normy dobrze pojmował
rosyjski kanclerz Aleksander Bezborodko, przeciwny wspomnianym decyzjom carycy
Katarzyny. Przez cały wiek XIX dała ona o sobie znać barierą mobilności, jaką
Rosji stawiał układ kontynentalny. W swoisty sposób władza logiki ujawniła się
na początku roku 1917, w przededniu rewolucji, w rozkazie Mikołaja II do armii,
odrzucającym niemiecką ofertę rozmów o pokoju, które miałyby zakończyć I wojną
światową. Odsuwał on je do chwili osiągnięcia obu wojennych celów Rosji: „opanowania
Konstantynopola i Cieśnin [Czarnomorskich], oraz stworzenia wolnej
Polski ze wszystkich jej ziem obecnie rozdzielonych”. Co jasne, do władz
Rosji komunistycznej, ani przed II wojną światową, ani po niej, logika ta nie
miała przystępu. Stąd w obu okresach ich politykę projektowała logika odstępstw
od omawianej normy, jak w XIX wieku utrzymująca ‘rosyjskiego kolosa’ na
‘glinianych nogach’. W pierwszym – logika symbiozy z Niemcami, wpierw
weimarskimi potem hitlerowskimi, z finałem w 1941 roku. W drugim – logika
mirażu imperium sowieckiego jako po USA ‘drugiego bieguna’ w globalnym modelu
dwubiegunowym, mirażu tak kosztownego dla samej Rosji, a rozwianego tak niemal
spontanicznie.
Fakty rewidujące stereotyp
stosunków Polski i Rosji rewidują też dwa inne aksjomaty. Aksjomat, co z
mityczną ‘ekspansją wschodnią’ Polski wiąże ideę jej ‘misji europeizacji
Wschodu’. I aksjomat, który ‘okcydentalizację Rosji’ przedstawia jako wynik jej
ekspansji na Zachód, definiując zarazem ‘rosyjską swoistość’. Nieuprzedzony
stereotypami przegląd realiów historycznych nie tylko skłania do odrzucenia obu
aksjomatów. Pozwala także w realiach tych odnaleźć władzę logiki analogicznej
do ujawnionej w historii stosunków politycznych. Pozwala też dostrzec skutki
odstępstw jakie i tej logice nie zostały oszczędzone. Przegląd realiów ujawnia
więc ścisły związek aktów okcydentalizujących Rosję realnie, ze stanem jej
dobrego sąsiedztwa z Polską, oraz zbieżność aktów orientalizujących Rosję z
aktami kierującymi ją przeciw Polsce.
Już forma więzi politycznej, której krystalizację
ułatwiła Rosji w wieku XV polityka polska, generowała ‘państwo narodowe’, więc
specyficznie zachodnie. Taki też był standard formę tę stylizujący w okresach
dobrego sąsiedztwa. Tak było w pierwszym trzynastoleciu rządów Iwana IV, przez
historiografię rosyjską zwanym szczęśliwym. To wtedy, w warunkach
pokoju, a chwilami współpracy z Polską, zbieżnie z ekspansją na wschód, która
Rosji dała Astrachań i Kazań, car Iwan – jeszcze nie Groźny – kładł podwaliny państwa
konstytucyjnego. Taką bowiem była promulgacja Sudiebnika, pierwszego w
Rosji pisanego kodeksu praw, (wzorowanego na Sudiebniku króla
Kazimierza, nadanym Litwie w wieku poprzednim).Takim też było ustanowienie
pierwszej rosyjskiej instytucji parlamentarnej, Soboru Ziemskiego. Jego zaś
zniesienie właśnie z chwilą, gdy Iwan – już Groźny – zwracał się przeciw
Polsce, potwierdzało zależność cofającą proces konstytucjonalizacji rosyjskiego
państwa, a promującą tendencję do ‘samodzierżawia’. Nieprzypadkowo do definicji
tytulatury carów Rosji doszło w chwili akcesji Moskwy do wrogiego Polsce
systemu, w końcu XV wieku. To wtedy po raz pierwszy w historii, właśnie
metropolita Zosimos użył tytułu ‘cara Całej Rusi i Samodzierżcy’, którym
wkrótce zaszczycony został małoletni syn Heleny Mołdawianki, Dymitr, a nie jego
dziadek Iwan III, wtedy faktycznie odsunięty od władzy.
Oba zawarte w tytule terminy były
jednoznaczne. Pierwszy, wzorem mongolskiej legitymacji haraczu z ‘całej Rusi’,
determinował roszczenie Moskwy do Rusi Zachodniej, która wchodziła do monarchii
Jagiellonów, a tym samym i ekspansję na zachód. Drugi – wzięty z bizantyńskiej
greki politycznej (autokrator), a definiujący absolutną władzę cesarzy Wschodu
– trafił do Moskwy jednak nie z Konstantynopola, ale z Suczawy, siedziby ojca
księżnej Heleny, też mieniącego się autokratorem. Fakt, że pierwszego w
dziejach ‘cara-samodzierżcę Całej Rusi’ usunął jego dziadek powruciwszy do
władzy, nie zmieniał faktu brzemiennego. Ta bezpośrednio antypolska tytulatura,
determinując rosyjską ekspansję zachodnią i podnosząc absolutyzm władzy do
rangi doktryny, stapiała się z ukształtowaną na gruncie rosyjskiej Cerkwi, ideą
‘Moskwy – Trzeciego Rzymu’, programowo wrogą łacinie i Zachodowi, co
wszystko razem stwarzało ów również dla samych Rosjan kłopotliwy, amalgamat
cywilizacyjnej swoistości.
Rafinacji tego amalgamatu
towarzyszyły kolejne akty rosyjskiej ekspansji zachodniej. I tak choćby
‘opryczninę’, ów symbol krwawego terroru policyjnego, ustanowił Iwan Groźny z
chwilą zwrotu przeciw Polsce (1562), a zniósł formalnie, gdy król Zygmunt
August zmusił go do rozejmu. Pierwszy uwieńczony realnym sukcesem akt ekspansji
na zachód (skierowany nie przeciw Polsce, a Szwecji) jakim było uzyskanie za
Piotra I dostępu Rosji do Bałtyku (1720), o tyle wiązał się z
okcydentalizującymi ją reformami, o ile instytucje wprowadzone przez cara można
uznać za zgodne z duchem europejskiego konstytucjonalizmu. Takimi zaś nie były
wzorce zaczerpnięte z najbardziej skażonej absolutyzmem peryferii świata niemieckiego.
Równie iluzoryczna była okcydentalizacja Rosji, dokonana w drugiej połowie
XVIII wieku przez ‘Semiramidę Północy’, Katarzynę II – decydującą uczestniczkę
wszystkich trzech rozbiorów Polski. Nie zmieniała ona istoty samodzierżawia,
swą swoistością tak wyróżniającego Rosję spośród pozostałych potęg Europy już
XIX wieku, których układ, bazujący na niebycie Polski, bez właśnie takiej Rosji
był nie do pomyślenia. Stąd też i ówczesny model równowagi kontynentalnej
blokował również konstytucjonalizację imperium. Zniesienie samodzierżawia
zwróciłoby głos ujarzmionym Polakom, zmuszając do jego wysłuchania rząd Rosji konstytucyjnej.
To zaś zmniejszałoby ciężar kotwicy, jaką ‘sprawa polska’ unieruchamiała
politykę rosyjską w środkowoeuropejskim trio z Prusami i Austrią. Intymna
jedność obu spraw – realnej okcydentalizacji Rosji poprzez konstytucjonalizację
jej ustroju i jej ugody z Polską – znalazła też wyraz w ostatnim rozdziale
historii carskiego imperium. Była nim wzajemność w jakiej w latach 1905-1914 ewoluowały
– tak w chwilach progresji jak regresu – głębokie reformy ustrojowe, oraz
polsko-rosyjskie zbliżenie. Równie wymownie zbiegły się oba procesy z
modelunkiem nowego układu sił przed I wojną światową i w jej trakcie. A więc
układu, co decydował o opowiedzeniu się i wytrwaniu Rosji po stronie Ententy w
starciu, na które Anglia zdecydowała się w obliczu sytuacji, jaką pod egidą
Prus stwarzał na Kontynencie niemiecki blok Państw Centralnych.
*
Rewizja stereotypu prezentującego stosunki Polski
i Rosji nie wydaje się dziś aktem jedynie intelektualnej rozrywki dla tych –
tak Rosjan jak Polaków – których wyobraźnię gorszy naiwność rodzimych, choćby
lokalnie najbardziej ‘poprawnych politycznie’, mitologii. Wagę doświadczenia
zawartego w fakcie historycznym aktualizuje sama istota narastających u progu
XXI wieku napięć globalnych – istota wszak już zdefiniowana jako ‘starcie
cywilizacji’. Oczywisty związek sprawy ‘tożsamości politycznej’ ze sprawą
‘tożsamości cywilizacyjnej’ obiektywizuje sens i ułatwia prognozę skutków tych
wszystkich subiektywnych decyzji, jakie i dziś składają się na proces
kształtujący obydwie tożsamości, także w obliczu wyzwań globalnych. Dotyczy to
również tych decyzji, które kształtując stosunki Polski i Rosji czynią to w
zgodzie z obiema ich historycznymi logikami – polityczną i cywilizacyjną – lub
w niezgodzie z nimi. Co oczywiste, myślimy o decyzjach podejmowanych nie tylko
na samej grzędzie, na której siedzą obie Sąsiadki, lecz i w całym europejskim
siole globalnej wioski.