Postulowany rozmiar wypowiedzi dyktuje poetykę dogmatyzmu.
Będę więc przeważnie formułował tylko tezy, pozostawiając argumentację
domyślności i dobrej woli słuchaczy.
Nasza konferencja jest poświęcona głównie historii.
Ale historia, zanim stanie się przedmiotem opisu i badań, dzieje się.
I w tym momencie dziania się możemy na nią wpływać. Jesteśmy obecnie
w kluczowym momencie historii tej części Europy. Podejmowane dzisiaj
decyzje polityczne i działania kulturowe wpłyną istotnie na kształt
przyszłości naszych państw i narodów.
Wpłyną także na przyszłe widzenie zarówno teraźniejszości,
jak i przeszłości - ponieważ ustalą nową perspektywę, z której nasi
potomkowie będą spoglądać wstecz.
Dwa przykłady takiej zmiany perspektywy. Pierwszy:
przed prawie stu laty toczyły się we Lwowie wielkie debaty historyczne
na temat Polski, Ukrainy, Wschodu i Zachodu, wypowiadane m.in. w książkach
Adama Szelągowskiego i Stanisława Zakrzewskiego. Wszystko to dzisiaj
wygląda zupełnie inaczej, wobec niepodległości Polski i Ukrainy z
jednej strony, a integracji Europy. Zmieniły się punkty odniesienia.
Drugi przykład: Mychajło Rudnyćki, w syntetycznym szkicu o dziejach
stosunków polsko-ukraińskich, ogłoszonym w roku 1976, wyrażał na koniec
obawy, że "tak jak w przeszłości [!] Polska może się pokusić
o wykorzystanie swojej przewagi przez wysunięcie roszczeń terytorialnych
wobec Ukrainy właśnie w chwili, kiedy wszystkie siły Ukraińców będą
potrzebne dla decydującej rozprawy z Rosją." ("Polish-Ukrainian
Relations: The Burden of History, w zbiorze pism tegoż autora Essays
in Modern Ukrainian History, Cambridge, Mass. 1987.) Jak się okazało
po parunastu zaledwie latach, trudności w stosunkach między Polakami
a Ukraińcami rodzą się z przyczyn dokładnie odwrotnych.
"Kto mówi o historii jest zawsze bezpieczny,
Przeciwko niemu świadczyć nie wstaną umarli.
Jakie zapragniesz możesz przypisać im czyny.
Ich odpowiedzią zawsze będzie milczenie."
Tak pisał Czesław Miłosz w "Dziecięciu Europy",
już prawie pół wieku temu, ironicznie wczuwając się w postawę komunistycznych
fałszerzy historii. Nie miał racji, jak o tym świadczą wołające do
dziś katyńskie groby. Musimy jednak rozróżniać między pamięcią historyczną,
przechowywaną w świadomości pokoleń, a niczym nie zastępowalną możliwością
codziennego obcowania -z pamiątkami dawności.
Przeszłość która dla nas istnieje można zmieniać
na dwa sposoby. Jednym jest pozbywanie się jej śladów. My Polacy mamy
pod tym względem ponury dorobek z lat bezpośrednio powojennych, kiedy
zniszczone zostało wiele zabytków architektury, cmentarzy i ogrodów
na obszarach zwanych Ziemiami Odzyskanymi. Robiono to w imię likwidacji
znamion obecności niemieckiej na tych ziemiach. W miejsce tradycji
i ciągłości powstawała próżnia; w miejsce dorobku cywilizacji - pustynia.
Zachowywaliśmy się jak barbarzyńcy, a teraz odczuwamy kaca, i wstyd
nam, i żal. Współczesna literatura polska obsesyjnie powraca do tej
problematyki; a młode pokolenia Polaków, wyrosłe na Śląsku i Pomorzu,
ze zdumieniem odkrywają brutalnie zatarte bogactwo dawnej kultury
tych ziem.
Zwłaszcza w naszej, tylokrotnie i tak straszliwie
niszczonej przez wojny i okupacje części Europy nawet najbardziej
kłopotliwe ślady materialne przeszłości są cenniejsze, niż próżnia.
Powinni o tym dzisiaj pamiętać Ukraińcy. Oczywiście można skuwać krzyże
Virtuti Militari ze skrzydeł aniołów, jak to się stało we Lwowie zaledwie
przed kilku tygodniami. Jeżeli się ktoś uprze, można pójść dalej i
wysadzić w powietrze katedrę łacińską we Lwowie. Będzie mniej problemów
bieżących. I będzie barbarzyńska dziura w historycznej przestrzeni.
Drugi sposób wpływania na przeżywanie historii -
to świadomy wybór w nawiązywaniu. Można nawiązywać do złego, albo
do dobrego; do kłótni i bratobójczych mordów - albo do współpracy
i współtworzenia. Jeżeli chcemy lepszej przyszłości, musimy przeszłości
i teraźniejszość układać w ciąg docelowy.
Dzisiaj stoimy przed wyborem. Jedni chcą, aby się
wypełniła nowymi treściami formuła, stosowana w wynikających z Unii
Lubelskiej umowach o połączeniu Korony z ziemiami ruskimi: "Wolni
do wolnych, równi do równych". Innym marzy się raczej dopełnienie
Ugody Perejasławskiej, według jej rosyjskiej interpretacji.
Nasza, polska i ukraińska, przeszłość jest w ogromnej
mierze przeszłością wspólną. Co nie znaczy, że jest dla obu narodów
jedna i taka sama; ale jeżeli od polskich czy ukraińskich tradycji
odjąć to, co się na siebie wzajemnie nakłada, obie tradycje zostaną
bardzo zubożone.
Przez paręset lat współistnieliśmy w ramach jednego
państwa; kultura polska jest ściśle związana, także w sensie geograficznym,
z ukraińską. Polska tożsamość kulturowa, z której wyjęto by składnik
ukraiński - a więc Słowackiego i całą "szkołę ukraińską"
w poezji i prozie, Kamieniec Podolski, Krzemieniec i Lwów - byłaby
tożsamością okaleczoną. Dialog polsko-ukraiński jest więc w znacznej
mierze również dialogiem ze wspólną przeszłością.
Współcześni nie zdawali sobie z tego sprawy, ale
od chwili zawarcia w roku 1654 Ugody Perejasławskiej, przyłączającej
Ruś zadnieprzańską do państwa moskiewskiego, utrwaliła się stojąca
przed Polakami i Ukraińcami alternatywa: albo wspólnie opierać się
dominacji rosyjskiej, albo też, walcząc ze sobą wzajemnie, tę dominację
wspierać. Jeśli chodzi o stanowisko samych Rosjan, za symboliczny
uznać można fakt, że już na trzy miesiące przed umową perejasławską
sobór ziemski w Moskwie uchwalił jednostronnie przyłączenie Ukrainy
do Rosji. Kilka miesięcy później wojska rosyjskie podeszły pod Lwów
a kozacy Chmielnickiego zajęli Lublin. To był sygnał, niestety zlekceważony
przez Polaków.
Wybór: osobno przegrywać lub razem wygrywać niezależność,
widać już było wyraźnie od końca XVIII wieku, od rozbiorów Polski.
Ponurym paradoksem historii stał się fakt, że poczucie odrębności
narodowej zarówno Polaków jak Ukraińców rozwijało się i umacniało
właśnie w czasie, kiedy interes polskości przestawał być utożsamiany
z interesem stanowym warstwy magnacko-ziemiańskiej. Magnaci tracili
znaczenie polityczne, coraz większą część ludności polskiej na Rusi
stanowiła chłopiejąca powoli szlachta, rzemieślnicy, mieszczaństwo.
Różnice etniczne przestawały się nakładać na podziały klasowe. Stosunek
Polaka do Rusina przestawał praktycznie być tożsamym ze stosunkiem
pana do chłopa.
Cały proces kształtowania się nowoczesnej świadomości
narodowej na obszarach dawnej Rzeczypospolitej przebiegał, jak wiadomo,
w sposób szczególny. Polacy kształtowali tę świadomość pozbawieni
własnego państwa. Ukraińcy też swojego państwa nie posiadali, poddani
zaś byli jeszcze silniejszemu naciskowi rusyfikacyjnemu, niż Polacy.
I byli przez Rosjan uciskani bardziej, niż niegdyś przez "Lachów"
- którzy nigdy nie zakazywali ani używania języka, ani drukowania
książek po ukraińsku. Jednakże w sferze politycznej ukraińska świadomość
narodowa wytwarzała się raczej na zasadzie odróżniania się od dawnych
współobywateli-Polaków, niż przez kontrast z Rosjanami. W sferze kulturowej
bywało akurat odwrotnie; zwłaszcza związki literatury ukraińskiej
drugiej połowy XIX wieku z piśmiennictwem polskim były bardzo bliskie.
Z pewnym uproszczeniem, nieuniknionym w rozważaniach
tak skrótowych jak niniejsze, można powiedzieć, że Polska była dla
Ukrainy łącznikiem z Europą, ale łącznikiem zarówno przyciągającym,
bo zakres geograficzny wpływów kultury europejskiej na Ukrainie pokrywa
się z zakresem wpływów polskich, jak i odpychającym, bo Polacy występowali
zazwyczaj w roli głównych przeciwników politycznych, równocześnie
klasowych i narodowych. Wytworzyło się w tych procesach wiele wzajemnych
stereotypów, przeważnie negatywnych. Jednakże przykład stosunków polsko-niemieckich
i w tej dziedzinie jest pouczający: stereotypy mogą się szybko zmieniać.
Mówimy dzisiaj dość często - ja sam pisuję o tym
od kilku lat - o przyjęciu "modelu jagiellońskiego" państwa
polskiego i jego stosunków z sąsiadami. Budzi to nieporozumienia,
wywołuje także skojarzenia negatywne. Ale przecież nie do błędów przeszłości
chcemy nawiązywać. A kiedy mówimy dzisiaj o realizowaniu wartości
chrześcijańskich, nie mamy na myśli krucjat przeciw albigensom, ani
wojny trzydziestoletniej, ani inkwizycji. Istota tradycji jagiellońskich,
to zasady dobrowolnej unii, równości podmiotów politycznych, otwartości
kulturowej i religijnej. Warto zresztą pamiętać, że pretensje do "modelu
jagiellońskiego", przede wszystkim wyrzuty dotyczące zaniechania
realizacji niektórych istotnych postanowień Unii Lubelskiej, odnoszą
się do czasów po-jagiellońskich. Król Zygmunt August, główny twórca
Unii, zmarł ledwie trzy lata po jej zawarciu, zabrakło więc głównego
opiekuna. A już współcześni zdawali sobie doskonale sprawę, że Unia
była zamierzeniem zupełnie nowego rodzaju, na ogromną skalę. Pisał
podczas obrad sejmowych biskup Piotr Myszkowski do kardynała Hozjusza
o tym, że "rzeczy wielkie i wieczne nie mogą stawać się bez wielkiej
trudności z obu stron".
A co w praktyce dzisiaj oznacza "model jagielloński"'?
Odpowiedź na to pytanie musi łączyć opis rzeczywistości z programem
jej przyszłego kształtowania. Wyliczam nie koniecznie w kolejności
wagi poszczególnych elementów.
1. Spokój, a nawet: przyjazna współpraca, od zachodu.
2. Słabość Rosji, ograniczająca jej możliwości bezpośredniego wtrącania
w sprawy sąsiadów.
Te dwa pierwsze czynniki sprawiają, że ani Polska
ani Ukraina nie są obecnie przedmiotem silnego nacisku zewnętrznego
w sprawach ich polityki zagranicznej. Nie ma też prób zewnętrznej
manipulacji Nasze wzajemne stosunki zależą dzisiaj tylko od nas samych;
i tylko na nas spoczywa odpowiedzialność za kształt tych stosunków.
3. Zasada pomocniczości w organizowaniu zbiorowego
współżycia. Jak najwięcej decyzji podejmowane być powinno na szczeblu
możliwie najbliższym dla zainteresowanych obywateli. Taki był duch
Unii Lubelskiej (o czym przypomina nam profesor Jerzy Kłoczowski),
taki jest dzisiaj duch dokonującej się integracji europejskiej.
4. Otwartość etniczna: wszyscy obywatele państwa są równi, niezależnie
od ich pochodzenia. W Polsce nikt się nie przejmuje faktem, że sekretarz
generalny jednej z głównych partii politycznych jest działaczem Związku
Ukraińców. Nie odczuwamy sprzeczności między dwoma rolami Mirosława
Czecha, posła na sejm Rzeczypospolitej.
5. Współdziałania równych podmiotów państwowych. Polska i Ukraina
różnią się obszarem, liczbą ludności, składem ludnościowym, stosunkiem
do języków narodowych, zamożnością, systemem rządzenia, itd. We wzajemnych
stosunkach występują jednak jako równoprawni partnerzy.
6. Osmoza kulturowa i cywilizacyjna. Złoty Wiek kultury polskiej,
wiek XVI, był okresem obustronnej osmozy z Rusią. W przyszłości powrót
do tego modelu oznaczać ma swobodę wzajemnego oddziaływania, która
nie niesie ze sobą ani zagrożenia ani nawet możliwości zmian terytorialnych.
7. Otwartość dzisiejszego chrześcijaństwa. Katolicyzm Jana Pawła II
odrzuca narzucanie form obrzędowych, oznacza braterską współpracę
różnych rytów i wyznań chrześcijańskich. Te przegrody, których nie
zdołały znieść postanowienia Unii Lubelskiej, przestają dzisiaj istnieć.
8. Polska i Ukraina są obszarem spotkania Wschodu i Zachodu (w różnych
sensach obu tych pojęć). Tak było i za czasów Pierwszej Rzeczypospolitej,
tworzącej jedno państwo z Rusią. Wówczas błędy, popełnione przez naszyli
polskich przodków, przyczyniły się do częściowego zmarnowania szans,
dawanych przez takie usytuowanie geograficzno-kulturowe.
Miejmy nadzieję, że tym razem podobnych błędów nie
popełnią Ukraińcy.
Polska i Ukraina rozporządzają bogatą tradycją współbrzmienia i współpracy
w kulturze. Po polskiej stronie Juliusz Słowacki jest tego najlepszym
symbolem. Współdziałanie polsko-ukraińskie dla odzyskania niepodległości
było założeniem w większości polskich działaczy niepodległościowych
orientacji, jak się w XIX wieku mówiło, demokratycznej. Apollo Korzeniowski,
ojciec Josepha Conrada, poeta, tłumacz i niepodległościowy konspirator,
twórca Komitetu Ruchu, z którego wyłonił się w roku 1863 powstańczy
Rząd Narodowy, pisał w roku 1858 o wspólnocie interesów "ludu
ukraińskiego" i Polaków: "zarówno pragniemy wyjarzmienia
się, bez żadnej wstecznej myśli robienia niewolników nowych pomiędzy
sobą."
Takie samo było stanowisko Zygmunta Miłkowskiego
czyli Teodora Tomasza Jeża, jednego z najpopularniejszych pisarzy
polskich XIX wieku, pięknej i dziś niesłusznie zapomnianej postaci,
orędownika praw Albańczyków, Bośniaków i Chorwatów. Ten niestrudzony
działacz niepodległościowy, autor wielu powieści z życia chłopów rusińskich,
założyciel wpływowej Ligi Polskiej (1887), określał siebie jako właśnie
"gente Ruthenus" a "natione Polonus". Tak samo,
jak to robił ponad trzy wieki wcześniej jeden z najwybitniejszych
staropolskich pisarzy politycznych, Stanisław Orzechowski. W roku
1902 Jeż postulował przyszłe utworzenie: "stanów zjednoczonych"
Polski, Litwy i Rusi (z wyjaśnieniem: "Polska dla Polaków , Litwa
dla Litwinów , Ruś dla Rusinów"). A w swoim testamencie, sporządzonym
w roku 1909 - miał wówczas 85 lat - postulował "Odrodzenie Polski
całej, wolnej, niepodległej, w siostrzaną republikańsko-demokratyczną
spójnię z Litwą i Rusią związanej i za wzór w dążeniach do ustroju
federacyjnego na podobieństwo Związku Szwajcarskiego narodom pobratymczym
i innym służącej." Zwracam uwagę na ów szwajcarski wzór, bo nasi
ukraińscy partnerzy podejrzewają często Polaków o propagowanie federalizmu
zupełnie innego typu - takiego, jakiego doświadczyli w związku z Rosją.
Mamy więc do czego nawiązywać, chociaż te dobre
wzory w przeszłości są niestety mało znane, zwłaszcza na Ukrainie.
Do podjęcia rozpoczętych niegdyś wątków współpracy
potrzebne są dwa czynniki. Po pierwsze: wyobraźnia. Musimy się zastanowić,
jakie stoją przed naszymi narodami alternatywne perspektywy ? Jakie
będą skutki dzisiejszych decyzji - a także dzisiejszych zaniechań
? Musimy sobie zarazem. uświadomić, że przyszło nam żyć w okresie
wielkiego historycznego przyspieszenia. Zmiany, które nastąpiły w
Polsce oraz za jej zachodnią i południową granicą w ciągu ubiegłych
dziesięciu lat, mają ogromny wymiar. Perspektywy zmian, stojące przed
Ukrainą, są nie mniejsze - jeszcze może większe, bo dopiero kształtuje
się stosunek Ukraińców do własnego języka i kultury.
Czynnik drugi - to wola. Historyczne przyspieszenie
i skala możliwych przemian nakładają na nas szczególny obowiązek jej
mobilizacji. Jeszcze dzisiaj niemal wszystko jest możliwe; z każdym
rokiem zakres swobodnie wybieranych modeli przyszłości będzie się
zmniejszał. Oto praktyczny przykład. Czym będzie w przyszłości to
wspaniałe europejskie miasto Leopolis - Lwów - Lemberg - Lviv? Sto
lat temu było znacznie bardziej zachodnie i europejskie, niż Warszawa.
Także dzisiaj nie znający go człowiek, nagle tam w nocy przeniesiony,
pomyśli. że znalazł się w północnych Włoszech, a może raczej we wschodniej
Austrii, albo na Węgrzech, albo w południowych Niemczech. A po tym
uświadomi sobie, że jest w miejscu wielkiego spotykania się kultur.
To miasto mogłoby łączyć różne części Europy. Teraz niestety dzieli,
z decyzji Ukraińców - a to oni gospodarzą dziedzictwem naszej wspólnej
przeszłości.
A może być inaczej. W ubiegłym roku na uniwersytecie
wrocławskim czynna była wystawa pod tytułem "Śląscy laureaci
Nobla". Byli to wyłącznie Niemcy i niemieccy Żydzi córki i synowie
ziemi. której my teraz jesteśmy gospodarzami. I traktujemy to jako
zobowiązanie szacunku do przeszłości. Wystawa była dwujęzyczna, wzbudziła
duże zainteresowanie. Na obecnej konferencji była parokrotnie mowa
o lwowsko-warszawskiej szkole filozoficznej, jednej z najznakomitszych
szkół filozoficznych tego stulecia, związanej zresztą z wielkimi osiągnięciami
polskich matematyków. Mam nadzieję, że dożyjemy czasu, kiedy we Lwowie
zostanie zorganizowana wystawa, podobna do owej wrocławskiej.
|