Andrzej
Waśko
Polityka
jako wojna estetyczna
(tekst z książki „Demokracja bez korzeni”,
Kraków 2009)
1.
W
czasach nowożytnych aktywność polityczna, zastrzeżona w średniowieczu dla książąt
i panujących dynastii, podobnie jak związane z polityką idee oraz emocje, stały
się doświadczeniem szerokich kręgów społecznych. Rewolucje w Anglii, Francji,
romantyczne nacjonalizmy i systemy demokratyczne uczyniły zaangażowanie
polityczne zjawiskiem masowym, i stan ten, zasadniczo, trwa do dzisiaj.
Pierwszym chronologicznie czynnikiem, który spowodował to umasowienie
zaangażowania politycznego była na Zachodzie reformacja i krwawe wojny
religijne wieku XVI i XVII. Kiedy stronnictwa polityczne zaczęły formować się
do walki o władzę w oparciu o wyznanie religijne, stały się wielkimi obozami
społecznymi, gdyż, o ile polityka była działalnością dla wybranych, to spory wyznaniowe
dotyczyły wszystkich. W następnym stuleciu, kiedy temperatura uczuć religijnych
wyraźnie spadła, przedmiotem polityki stały się hasła rewolucji antyfeudalnej:
wolność i równość. Rewolucja ogłosiła je prawem każdego człowieka, a więc to
dzięki nim, polityka i wojna okazywały się sprawami ważnymi dla każdego. Kolejny
wiek, dziewiętnasty, i epoka romantyczna dodały do haseł rewolucji ideę
wyzwolenia uciśnionych narodów. Potem, w drugiej połowie stulecia, na czoło
wysunęły się interesy ekonomiczne, których artykulacja była motorem socjalizmu
i ruchu związkowego. W ten sposób masy zostały wyposażone w idee i świadomość
zbiorowych interesów, drogą do realizacji których było zaangażowanie
polityczne.
Na
współczesne życie polityczne aktywnie oddziaływają wciąż niektóre z tych idei,
a polityka i sposób jej pojmowania ukształtowane są przez skutki i długofalowe
dziedzictwo ich wszystkich. Coś się jednak zmieniło w naszej epoce, w której co
prawda na wyrost – ale i nie bez przyczyny – ogłoszono koniec wieku ideologii a
nawet koniec wieku polityki. Trudno całkowicie zgodzić się z tymi teoriami,
gdyż wystarczy się rozejrzeć wokół siebie, by dostrzec moc faktów, które im
przeczą. Trudno też jednak nie zauważyć, że na stabilnym Zachodzie nie istnieją
już w praktyce konflikty religijne, społeczno-ekonomiczne i narodowe w dawnej
postaci, a podobna tendencja rozwojowa widoczna jest i tych rejonach świata,
które kulturowo znalazły się w orbicie Zachodu, jak Polska po roku 1989. Poza
wyjątkami, wszędzie temperatura dawnych konfliktów słabnie a masy ogarnięte
konsumpcyjnym stosunkiem do życia poświęcają im coraz mniej uwagi.
Jak
więc to się dzieje, że dziś, gdy polityczne demonstracje w starym stylu uaktywniają
tylko garstki aktywistów, polityka, walka wyborcza i spory partyjne, budzą
nadal masowe zainteresowanie i namiętności, jak to obserwujemy także w dzisiejszej
Polsce? Trudno na to odpowiedzieć, ponieważ język klasycznej analizy
politycznej, którym się na ogół wszyscy posługujemy, pochodzi z czasów
minionych i nie wie nic o terenach, na które konflikt polityczny przeniósł się
współcześnie, w epoce, w której dawne konflikty straciły bądź tracą swój
dramatyzm, a normą staje się realizacja wszelkich możliwych praw człowieka.
Jeśli,
przykładowo, spróbujemy opisywać polską scenę w kategoriach politycznego sporu prawicy
z lewicą, to wpadniemy zaraz w taki wir paradoksów i nieporozumień, w którym
regularnie, od lat toną wszyscy próbujący definitywnie ustalić, kto w Polsce
jest prawicą „prawdziwą”. Nawet, jeśli co jakiś czas znajduje się kilku, którzy
się co do tego dogadają, to z reguły jest ich tylu, że komfortowo mieszczą się
na politycznej kanapie, bo okazuje się, że te ich ustalenia w ogóle nie
interesują masowej publiczności. Różnice ideowe między prawicą a lewicą
pozostają realne, ale nie są już w stanie wygenerować masowego poparcia dla
politycznych stronnictw.
Istnieje
jeszcze inny, realny i współczesny, mechanizm polityczny. Są nim spory o rolę i
koncepcję państwa demokratycznego. Współcześnie coraz istotniejsze wydaje się
dążenie licznych i zróżnicowanych grup nacisku do podporządkowania sobie
instytucji państwowych i publicznych. Grupy nacisku są więc obecne w procesie
legislacyjnym, lobbując stale za uchwalaniem korzystnych dla nich ustaw i
rozporządzeń; towarzyszą też stale administracji, starając się, aby podejmowała
ona decyzje zgodne z ich partykularnymi i różnorodnymi interesami. Ale o tym
wiedzą tylko nieliczni. Lobbyści i grupy interesu działają po cichu, a niczym
nie są zainteresowane mniej, niż wynoszeniem swoich spraw na szerokie forum opinii
publicznej. A więc i współczesny konflikt między demokracją a grupami nacisku
nie jest przedmiotem zdolnym wzbudzić zainteresowanie mas. Medialne debaty
polityczne nie toczą się wokół tego tematu.
Co
zatem jest dzisiaj przyczyną masowego zainteresowania polityką i zaangażowania
emocjonalnego w spory głównych partii? Skoro z oczywistych względów nie są to
przyczyny religijne, ani gospodarcze, którymi lobbyści zajmują się za kulisami,
ani walka o prawa narodu – które mamy, ani kwestia równości, która animuje
tylko aktywistów mniejszości seksualnych – to co?
Odpowiedź
na to pytanie zawarta jest w tytule niniejszego artykułu. Sądzę, że czynnikiem,
który wywołuje dziś masowe emocje polityczne, i który odpowiada za ich widoczną
w Polsce gołym okiem gwałtowność, są motywy estetyczne. Oczywiście brzmi to zaskakująco.
Motywy estetyczne to czynnik nieobecny w poważnych, politycznych analizach.
Drugiej strony jest to jednak czynnik wszechobecny, powszechny, coś, z czym
wszyscy stykamy się na co dzień, ale czego sobie w pełni nie uświadamiamy,
ponieważ, jak mówi przysłowie, najciemniej jest pod latarnią. Tymczasem
wystarczy wejść na jakikolwiek portal informacyjny w Internecie, żeby się
przekonać, że polscy politycy i zwykli ludzie komentujący ich wypowiedzi i
zachowania, bardzo często formułują swoje sądy polityczne w postaci sądów estetycznych.
Czy nie jest tak, że w internetowych komentarzach, rozmowach i kłótniach znaczna
część ludzi ocenia dziś polityków po ich wyglądzie i sposobie mówienia? A czy –
na przeciwnym biegunie, intelektualiści nie powtarzają bez ustanku, że „w
polityce liczy się styl”. Otóż „styl” jest pojęciem estetycznym sensu stricto.
Z czego zaś wynika krytykowanie lub chwalenie polityków za ich język a nawet wygląd?
Nie z poglądów i nie z interesów konkretnych grup – tylko z ich gustu. Gust z
kolei jest właśnie zmysłem estetycznym.
Przypomnienie
tych potocznych i znanych wszystkim reakcji jest tylko jednym z sygnałów, że
polityka i estetyka są ściśle ze sobą związane. Inne tego potwierdzenie stanowi
fakt, że istnieje dziś – nie tylko w Polsce – pewna wpływowa i znakomicie
opłacana grupa zawodowa, która swój sukces zawdzięcza temu, że związek polityki
z estetyką zauważyła i wyciągnęła z niego wnioski praktyczne. Tą grupą są
specjaliści od kreowania politycznego wizerunku. Dostrzegając oczywisty związek
między postawami politycznymi i estetycznymi gustami elektoratu, wyciągają oni
z tego faktu wniosek, że w takim razie polityka jest przede wszystkim sztuką
podobania się. Oczywiście jest to sąd mocno przesadny i uproszczony. Redukuje
on działalność polityczną do poziomu czegoś w rodzaju estetyki stosowanej. Fałszuje
w ten sposób swoistość polityki i ogromnie upraszcza jej złożoność. Ale zarazem
efektywnie zmienia jej charakter. Współczesna polityka staje się coraz bardziej
sztuką retoryki, w coraz mniejszym stopniu jest zaś domeną merytorycznych
decyzji i sporów. Decyzje takie podejmowane są często za kulisami, pod wpływem
grup nacisku, a skomplikowane spory nie interesują masowego elektoratu. Nie
reaguje on na ważne ale suche fakty, którymi zajmuje się garstka nonkonformistycznych
dziennikarzy i niskonakładowe czasopisma. Słucha raczej pięknych narracji,
które go uspokajają co do stanu spraw w kraju i usypiają moralnie. Od
dociekliwości i demaskatorskiej postawy Bronisława Wildsteina woli więc
szlachetną opowieść Adama Michnika o zwycięstwie, pojednaniu dawnych wrogów i
panującej dziś w Polsce normalności. Opowieść, która ma wszelkie cechy mydlanej
opery: przede wszystkim zaś tę, że kończy się happy endem. Odbiorcy tej
pięknej historii nie chcą słyszeć żadnych zgrzytów rzeczywistości, które
mogłyby im zakłócić błogi sen.
Z
tej obserwacji nie należy jednak wyciągać wniosków „na skróty”, prowadzących w praktyce
politycznej do ciągłego rozbudowywania sztabów zajmujących się wyłącznie
działalnością marketingowo-propagandową. Taka taktyka skutkowałaby wyłącznie postępującym
uzależnieniem polityki od świata mediów. Nie byłaby to więc właściwa odpowiedź
na wyzwanie, jakie stanowi ogromy wzrost roli motywacji estetycznych w
kształtowaniu postawy politycznej społeczeństwa. Gusty masowego elektoratu,
podobnie zresztą jak autorytatywne przemowy o „stylu” uprawiania polityki są
tylko powierzchnią zjawiska. Aby nim zapanować, trzeba zaś dostrzec jego
głębszą strukturę.
Z
założeń przyjętych na początku tych rozważań wynika, że rola motywacji estetycznej
wzrasta, w miarę słabnięcia siły motywacyjnej, tkwiącej w religii, ideologiach
i uświadamianych interesach wielkich grup społecznych. Można to uznać za
istotną cechę procesu historycznego w czasach nowożytnych i najnowszych. Można
też na to patrzeć przez pryzmat rezultatów tego procesu w zachowaniach i
postawach współczesnego społeczeństwa. Na przykład w Polsce sądy estetyczne
wprowadzają do języka polityki nie słuchacze Radia Maryja, tylko ich
przeciwnicy. Ci, dla których polityka i życie publiczne mają być wolne od
religii, bo oni sami albo już od religii odeszli, albo uznali ją za sprawę
prywatną poszczególnych jednostek. I ci przeciwnicy Radia Maryja nie atakują go
otwarcie za jego religijny prozelityzm, tylko za jego „moherowy” charakter – a
więc za pewne irytujące ich cechy estetyki kojarzonej ze środowiskiem
toruńskiej rozgłośni, estetyki powiązanej z innymi jego cechami kulturowymi,
takimi jak tradycjonalizm czy swojskość. Natomiast w języku „Naszego Dziennika”
retoryki estetycznej nie ma, bo reprezentuje on tę część społeczeństwa, dla
którego motywacje religijne i patriotyczne pozostają żywe.
Podobnie
retoryki estetycznej nie ma w sytuacjach takich jak strajki służby zdrowia czy
nauczycieli. W nich bowiem rolę głównej motywacji pełni interes ekonomiczny.
Siła oddziaływania tej motywacji ograniczona jest jednak do grup bezpośrednio
zainteresowanych, nie budzi więc silniejszego odzewu poza nimi. Natomiast spory
o listę lektur szkolnych – a więc spory czysto estetyczne i kulturowe – budzą
emocje i szeroki odzew społeczny także poza środowiskiem pedagogicznym.
Można
by w związku z tym sformułować hipotezę, że rola motywacji estetycznych i
szerzej: kulturowych w życiu politycznym rośnie wraz ze wzrostem ogólnego
poczucia stabilizacji. I vice versa: każda destabilizacja czy nawet
osłabienie poczucia bezpieczeństwa usuwa z polityki sądy i debaty estetyczne.
Kiedy więc Polakom wydaje się, że kraj nasz nie jest w żaden sposób zagrożony,
toczą się debaty o „języku IV Rzeczpospolitej”, o tym jak świetnie wypowiada
się premier Tusk i jak niezręcznie prezydent Kaczyński. Kiedy jednak wojska
rosyjskie wkraczają do Gruzji i prezydent Kaczyński przemawia na wiecu w
Tbilisi, wszyscy, nawet telewizja TVN, są zainteresowani tym, „co” prezydent
Kaczyński tam powiedział, a nie „jak” mówił. I nikt nie wzywa z tej okazji do
studia dyżurnego językoznawcy, żeby snuł rozważania o formie językowej tego
przemówienia.
Ten
przykład pokazuje, jak płytka jest filozofia politycznego marketingu i
postpolityki ograniczającej się do walki na wizerunki, która w sytuacji
realnego zagrożenia pryska jak bańka mydlana. Z drugiej strony jednak, pokazuje
i to, że każdy trwały sukces polityki, polegający na przywróceniu
bezpieczeństwa i społecznego poczucia stabilizacji, otwiera drogę postpolityce,
rządom popularnych gwiazd telewizyjnych, specjalistów od języka, stylu i
makijażu.
Mimo
zdarzających się kryzysów poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa w dziejach
nowożytnych Europy narasta w sposób długofalowy. We współczesnych realiach, po
zakończeniu zimnej wojny i przy stałym poszerzaniu się granic społeczeństwa
dobrobytu, osiągnęło ono poziom, jakiego Zachód i Europa nie doświadczały nigdy
przedtem. Jeśli ta tendencja się utrzyma, to znaczenie motywów estetycznych w
polityce będzie rosło, a czynniki kulturowe staną się jej główną treścią
polityki. Już po roku 1989 zasadniczy podział polskiego społeczeństwa przybrał
charakter podziału stricte kulturowego. I dlatego, między innymi, nie
można go było ująć w ramy klasycznego spektrum: prawica – lewica.
Uświadomienie
sobie, że współczesna polityka w coraz większym stopniu przybiera postać
batalii kulturowej i sporu estetycznego wydaje się koniecznym warunkiem
skutecznego jej prowadzenia. Kiedy bezpieczeństwo państwa nie jest bezpośrednio
zagrożone, rząd nie prowadzi reform, interesami zajmują się grupy nacisku a
krajem rządzi administracja średniego szczebla, polityka staje się beztreściowa
a jedynym polem rywalizacji politycznej okazuje się dziedzina formy. Wygrywa ta
partia, której „styl” podoba się większości wyborców. Marny to i niebezpieczny
na dłuższą metę jest ten stan, gdy treści realne znikają z publicznej debaty,
która w zamian koncentruje się wokół estetycznej reprezentacji. Ale nie znaczy
to, że spory estetyczne w każdym wypadku są puste i zastępcze. Wybór lektur
szkolnych, akceptacja bądź dezaprobata dla takich czy innych form sztuki i
rozrywki, stosunek do tego, co w kulturze wydaje się nam rodzime lub obce,
popularne lub elitarne, piękne i ciekawe lub wstrętne i nudne nie są sprawami,
wobec których władza polityczna i aspirujące do niej środowiska mogą dziś
przejść obojętnie. Bo jakkolwiek sprawy estetyczne dotyczą tylko „formy”, to
podziały, jakie wytwarzają się na tym tle w społeczeństwie są podziałami
realnymi.
Stawką
sporów estetycznych nie jest zaś wyłącznie estetyka. Coraz częściej bywa nią
także moralność, obyczaje i tożsamość kulturowa wspólnoty narodowej. Dlatego
mylą się zarówno ci, którzy sądzą, że poważny polityk powinien się zajmować
wyłącznie sprawami „realnymi”, kwestie formy lekceważąc; jak i ci, którym
wydaje się, że prowadząc politykę realną, można akceptować i popierać każdą
formę kultury, sztuki, rozrywki czy obyczajowości, a w imię popularności trzeba
wręcz akceptować te formy, które w danym momencie wydają nam się najbardziej trendy.
W wielu sytuacjach bowiem forma jest treścią, a niektóre formy bardzo trendy,
są właśnie najgorszym złem, jakie może dotknąć ustabilizowane społeczeństwo
dnia dzisiejszego.
Nie
da się też dowolnych treści politycznych sprzedawać społeczeństwu w dowolnym
opakowaniu. Są bowiem formy, niezdolne unieść jakiejkolwiek poważnej treści i
bardzo często te właśnie formy królują dziś w kulturze, i mediach, przyciągając
największe grono zainteresowanych. Dla polityka, który traktuje swoją
działalność poważnie, jako obronę wartości, odwołanie się to takich form w
nadziei na nawiązanie przez to kontaktu z jakąś częścią społeczeństwa jest
przeciwskuteczne. Akceptacja i zachwyt dla tego rodzaju estetyki dezawuuje
bowiem powagę każdego przesłania, a przyjęcie języka nowych pop-kulturowych barbarzyńców
w imię nawiązania z nimi kontaktu za wszelką cenę, ma tylko ten skutek, że stawia
nas w gronie gawiedzi i na równi z nią.
Jedyną
skuteczną i długofalową strategią wobec wzrastającego znaczenia sporów
estetyczno-kulturowych wydaje się więc w naszej dzisiejszej sytuacji
werbalizowanie własnej koncepcji kultury połączone z obroną i rozwijaniem takich
form estetycznych, które na to zasługują same przez się, a nie ze względu na
doraźną popularność.
2.
W
Polsce toczy się spór polityczny, który z biegiem czasu coraz wyraźniej nadaje
scenie publicznej układ dwubiegunowy. (W wyborach parlamentarnych roku 2007
biegunami tymi okazały się obozy reprezentowane przez Platformę Obywatelską
oraz Prawo i Sprawiedliwość). Jednocześnie, z biegiem czasu po roku 1989, linia
głównego podziału politycznego coraz wyraźniej zaczyna oscylować wokół
odmienności kulturowych i zróżnicowanych gustów estetycznych społeczeństwa.
Jeśli nawet podział polityczny nie pokrywa się jeszcze w pełni z coraz
wyraźniejszym podziałem kulturowym, to z pewnością bardzo się do niego zbliża.
Naród
polski od czasów kryzysu swojej pierwszej państwowości i reform oświeceniowych
w drugiej połowie XVIII wieku posiada kulturę wewnętrznie spolaryzowaną.
„Swojskość” spiera się w jej ramach z „cudzoziemszczyzną”, kult tradycji z
kultem nowoczesności, wspólnotowość z indywidualizmem, patos z ironią, zaś
stosunek Polaków do samych siebie miewa charakter miłosno-nienawistny. Historia,
dawniejsza i najnowsza, wytworzyła swoiste kody znaczeniowe kształtujące wśród
nas różne sposoby myślenia, style życia i polityczne postawy. Wszystkie te
wewnątrz-polskie, tradycyjne podziały wpływają z ukrycia na kształt oficjalnej
sceny politycznej budowanej według uniwersalnych zasad ustroju republikańskiego
i parlamentarnego. Nikt też niczego z polskiej polityki nie zrozumie, kto owych
wewnątrz-polskich tradycji nie zna. Pojmować zaś to, kto w chwili obecnej do
jakich tradycji przeszłości nawiązuje, i w jaki sposób to czyni, jest rzeczą
ważną, gdyż tylko na tym tle można zrozumieć istotę i znaczenie współczesnych
podziałów. Bez tego klucza polityka polska wydaje się wyłącznie bezsensowną
„walką o stołki”. Jest nią – ale tylko w pewnej części. W innej części –
znacznie ważniejszej i ciekawszej – polityka polska odbija zasadnicze,
wewnętrzne rozdwojenie naszej kultury.
Z
jednej strony, z historycznego tygla wyłoniła się w schyłkowym okresie PRL-u
kultura współczesnej polskiej inteligencji liberalnej, która w ciągu ostatnich
kilkunastu lat weszła w swoisty sojusz polityczny z nowoczesną kulturą masową.
Po drugiej stronie pozostała Polska zwana pogardliwie „moherową”, czyli
pozostałości społeczeństwa sterowanego przez tradycję, które z kolei znalazły
się po jednej stronie politycznej barykady z nową elitą konserwatywną,
uformowaną w III RP. Postawy estetyczne i wyobrażenia o kulturze są tym, co z
jednej strony oba te obozy spaja wewnętrznie, a co z drugiej strony stawia je
naprzeciwko siebie w stanie wojny, w której po obu stronach nie brakuje ostrych
słów i emocji.
Spór
estetyczny na poziomie kultury masowej i popularnej dotyczy tego, co z jednej
strony jest – mówiąc młodzieżowym slangiem uwielbianym dziś przez liberalne
elity – „obciachowe”, a z drugiej: „cool”. Pomijam charakterystykę i przykłady
obu estetyk, ponieważ są to sprawy znane każdemu gimnazjaliście. Natomiast dużo
mniej czytelny i znacznie słabiej uświadamiany jest spór estetyczny w środowiskach
inteligenckich.
Model
estetyki preferowanej przez inteligencję liberalną proponowałbym nazwać modelem
satyrycznym. Ma on swoją genezę w nurcie ironiczno-groteskowym polskiej kultury
XX wieku. Za swoich literackich patronów często uznaje takich artystów jak
Witkacy, Gombrowicz czy Mrożek, (nie ważne na ile jest to patronat uprawniony).
Najpopularniejszą formą ekspresji artystycznej tego nurtu jest parodia, która
wzbudza największy zachwyt publiczności, nie tylko w kabarecie. Jednaka inwazja,
czy wręcz istna plaga twórczości kabaretowej, którą zostaliśmy zalani w III RP,
to znak firmowy estetyki satyrycznej i przywiązanych do niej gustów, których
nikt nie poddaje ocenie.
Twórczość
popularna dzięki temu, że ma na celu śmiech i rozrywkę, wchodzi jednocześnie w
symbiozę z powielaniem w kulturze i sztuce pewnego wzoru człowieka, który ma
być – według zwolenników tej estetyki – szczególnie reprezentatywny i prawdziwy
w odniesieniu do współczesnej Polski. Jest to wzorzec, który kiedyś nazywany
był anty-bohaterskim, kiedy pojawiał się w Kartotece Różewicza czy w
filmach „szkoły polskiej” – obecnie, zgodnie z postmodernistyczną nomenklaturą,
określany bywa mianem wzorca post-bohaterskiego. Matryca ta generuje w
literaturze, filmie i kabarecie niezliczone portrety Polaka-nieudacznika,
nosiciela najrozmaitszych defektów charakterologicznych, umysłowych i
moralnych, wzorzec, który zamiast skłaniać do namysłu i polemik, wywołuje
nieodmienny entuzjazm liberalnej krytyki, dając jej pretekst do
masochistycznego rozwijania obrazu własnej wspólnoty jako pozostającej w stanie
permanentnej klęski i upokorzenia. Rewersem upodobania do tego typu
przedstawień artystycznych jest gwałtowny atak na polską tradycję heroiczną w
każdym wydaniu.
Tego
typu współczesne upodobania do formy satyrycznej i popisywania się na każdym kroku
ironią są w swej genezie swoiście dwudziestowieczne. Wiadomo jednak, że podobne
postawy zdarzały się zyskiwać popularność już w kulturze staropolskiej („Rzeczpospolita
babińska”, poezja sowizdrzalska itp.). Zygmunt Krasiński nazwał to „pryncypium
bufońskim” polskiej kultury. Dawna kultura polska zawierała jednak, obok tego
„pryncypium bufońskiego” także silny pierwiastek heroiczny, oparty na afirmacji
postaw bohaterskich i rycerskich wzorów osobowych. Ten nurt wiedzie od
staropolskiej epopei, przez romantyzm i powieści Sienkiewicza, do wspomnień i
historycznych świadectw bohaterstwa Polaków wieku XX-go. O ile więc literatura
i sztuka polska po roku 1945 stały się ironiczne i antybohaterskie, o tyle
historia najnowsza i żywa pamięć ocaliły szacunek dla rzeczywistych bohaterów,
którymi w warunkach nowoczesnych wojen i prześladowań stawali się zwykli
ludzie. Jeśli uformowana po wojnie kultura liberalnej inteligencji z zasady
pogardza tym, co nazywa „bohaterszczyzną”, to współcześni Polacy, których
formowała przede wszystkim patriotyczna tradycja domowa, a nie literatura, film
i telewizja PRL, uznają nadal aktualność wzorów heroicznych a tym samym form
kultury służących przekazywaniu tych wzorów.
Dlatego
model, który przeciwstawia się modelowi satyrycznemu formującemu inteligencję
liberalną i kulturę masową w Polsce, należałoby nazwać modelem epickim. Co
prawda literatura polska od czasów Nocy i dni Marii Dąbrowskiej nie
stworzyła żadnej kreacji epickiej na większa skalę, ale można uznać, że wynika
też z tego pewien postulat. Jak na razie postulat ten zaczął być realizowany
przez Muzeum Powstania Warszawskiego i działalność edukacyjną Instytutu Pamięci
Narodowej. Tego typu inicjatywy Polacy przywiązani do tradycji przeciwstawiają
dziś liberalnym kabaretom. Z pewnością nie jest to jednak wszystko, co mogliby
i powinni w tej sprawie zrobić.
Ironię,
anty-heroizm i satyryczność liberalny nurt kultury polskiej łączy – poniekąd
paradoksalnie – z wiarą, że istotą i głównym zadaniem kultury jest na wszystkich
jej poziomach pouczanie Polaków. Pouczanie wszelkiego typu odbiorców: od
czytelników ambitnej literatury – po widzów kabaretu i słuchaczy wykładów
Władysława Bartoszewskiego czy Adama Michnika na Uniwersytecie Warszawskim,
transmitowanych w telewizji TVN. Podstawową metaforą kultury w jest twórczości
tego środowiska obraz instytucji szkolnej. Stanowi on swoisty topos literatury
współczesnej od Ferdydurke Witolda Gombrowicza po Madame Antoniego
Libery. Obraz szkoły ma w tych utworach dwa różne znaczenia, oba jednak wielce
charakterystyczne i uzupełniające się w ramach omawianego światopoglądu.
Gombrowicz krytykuje szkołę jako instrument formy narodowej, krępującej
indywidualizm jednostki i ograniczającej swobodę jej ekspresji. Szkoła Libery
jest z kolei miejscem, gdzie surowym kulturowo, wschodnioeuropejskim
barbarzyńcom udziela się lekcji języka francuskiego a jednocześnie lekcji
wszelkich zaawansowanych i wyrafinowanych wzorów kulturowych rodem z Paryża,
które Polacy powinni sobie przyswoić – i nawet próbują to robić, tyle, że na
ogół ze skutkiem niezadowalającym.
Z
tego zestawienia wyłania się przy okazji inna cecha kulturowa liberalnej
inteligencji: powszechne uznawanie tradycji narodowej za formę duchowej
opresji. Z takiego zaś jej postrzegania wynika równie złudna wiara, kojarząca
imitowanie wszelkich wzorów czerpanych z zewnątrz, od modeli instytucji
państwowych, przez humanistykę i sztukę, po style w muzyce pop i młodzieżowe
subkultury – za formę swego rodzaju, iluzorycznego „wyzwolenia”. Taki
antytradycjonalistyczny dydaktyzm, połączony z idolatrią obcych wzorów i
skłonnością do ich mechanicznego naśladowania powoduje, że reprezentanci tych
postaw zaczynają się sami postrzegać jako grupa wyjątkowa wśród swoich
współplemieńców, Uznają się za swoistych misjonarzy kultury, których zadaniem
jest bezustanne krytykowanie, moralizowanie i wykpiwanie tych Polaków, którzy
nie podzielają ich gustów i fascynacji podszytych kompleksem niższości wobec
Zachodu.
Zakorzenienie
owego pouczająco-imitatorskiego nurtu w tradycji polskiej literatury zauważył
nie kto inny, jak jeden z naczelnych zwolenników modernizowania obyczajowego
polskiej duszy i pokrywania jej paryską politurą, Tadeusz Boy-Żeleński. Wśród
jego licznych i nie zawsze słusznych myśli o twórczości Mickiewicza, jest i
taka kapitalna uwaga, że przed Mickiewiczem literatura polska, Kochanowskiego i
Krasickiego nie wyłączając, była mniej lub bardziej udatnym powielaniem wzorów
i odrabianiem szkolnych zadań zadawanych nam przez Europę. Dopiero Mickiewicz
potrafił to zmienić, sprawiając, że polska kultura w czasach romantyzmu zdobyła
się na głos oryginalny. Uwaga może nas naprowadzić na ślad postawy, której
przyjęcie i podtrzymanie pozwoliłoby nam dziś stworzyć pozytywny kontrapunkt
dla modelu imitatorsko-pouczajacego kultury.
Konieczne
uwolnienie się od przymusu jałowej imitacji kulturowej mogłoby mianowicie
polegać na powrocie do sformułowanej w epoce porozbiorowej zasady
intelektualnego „uznania się narodu w swoim jestestwie”. Zasady, z której wynika
traktowanie myślenia i twórczości kulturalnej jako wyrazu zbiorowej świadomości
i malowanego własnymi farbami portretu Polaków. Tego typu teoria kultury,
która w XIX wieku zaowocowała estetyczną (i polityczną) nobilitacją tradycji i folkloru,
tworzy model komunikacji, w którym funkcje dydaktyczne zostają przesunięte na
drugi plan, zaś funkcją prymarną staje się wyraz uczuć, obraz doświadczeń i
manifestacja wartości ważnych dla wspólnoty obejmującej zarówno twórcę kultury,
jak i jej odbiorcę, który w przekazie artystycznym odnajduje własne
doświadczenia i uczucia. Twórcy i odbiorcy nie są więc w tym modelu
zhierarchizowani na sposób szkolny: jako dwie odrębne grupy przemawiających ex
cathedra autorytetów i wiecznie strofowanych uczniów, skazanych na pokorne
odrabianie zadań i kopiowanie cudzych osiągnięć. Twórcy i odbiorcy kultury
stanowią tu wspólnotę, która we własnym gronie rozwiązuje swoje problemy nie
troszcząc się ponad miarę o porównywanie się z innymi narodami, i bez lękliwej
obawy przed własną odmiennością. Model ten, który jest jedyną drogą ku
oryginalności, zakłada więc organiczny związek kultury wysokiej i popularnej,
którą szanuje, pamiętając, że nie jest ona tym samym, co kultura masowa.
Roger
Scruton przypisuje kulturze wysokiej, którą wyróżnia jego zdaniem zdolność do
wzbudzania w duszy człowieka przeżyć estetycznych sensu stricto, wielką
misję w świecie współczesnym. Jego zdaniem, prawdziwe przeżycie estetyczne
pozostało jedyną dostępną nowoczesnemu człowiekowi, który stracił wiarę
religijną, formą przeżycia metafizycznego.
Angielski konserwatysta twierdzi więc, że we współczesnym masowym
społeczeństwie, które od czasów oświecenia systematycznie oddala się od źródeł
tradycyjnej, nie poddanej próbie wątpienia religijności, uczucia estetyczne pełnią
rolę ostatniej nici łączącej znaczna grupę ludzi z metafizyką, od której oderwała
się cywilizacja zachodnia na nowożytnym etapie swojego rozwoju. Teza Scrutona,
iż przeżycie estetyczne jest dziś jedynym dostępnym człowiekowi
zmodernizowanemu surogatem przeżycia religijnego jest dyskusyjna, ale w
kontekście niniejszych rozważań trudna do zbagatelizowania. Niewątpliwie
natomiast wydaje się, że postawy estetyczne i związane z nimi modele kultury
stają się na naszych oczach treścią i napędem emocjonalnym konfliktów
politycznych – sporów, których stawką jest wolność.
Dlatego
nasza prawica nie może ograniczyć się do programu stricte politycznego i
musi stale formułować własny program kulturalny, będący alternatywą w stosunku
do modelu dominującego dziś w pop-kulturze, na wydziałach humanistycznych
uniwersytetów i w edukacji. Nie da się zbudować żadnej znaczącej formacji
politycznej zdolnej reprezentować konserwatywnie myślącą część społeczeństwa,
przy jednoczesnej akceptacji kultury współczesnej głównego nurtu. Nie należy
więc w imię źle rozumianego pragmatyzmu politycznego kokietować twórców tej
kultury. Z drugiej strony nie można, jak to się działo dotychczas, ograniczać
postawy konserwatywnej i patriotycznej do kurczowego trzymania się archaicznych
form i stylów w estetyce, podobnie jak nie można jej utożsamiać z ortodoksyjnym
i kurczowym trzymaniem się przebrzmiałych teorii politycznych. Konserwatysta
powinien oczywiście wiedzieć, czym staroświecka mądrość i sztuka górują nad
kontrkulturą, anty-kulturą i subkulturami, które są przedmiotem bałwochwalczej
promocji w większości mediów. Ale powinien też tę swoją wiedzę przekazywać w
sposób komunikatywny ludziom takim, jakimi są dzisiaj: wychowanym na telewizji,
płytkim i nie wprowadzonym w świat wartości wyższych. To oni są naprawdę
pokrzywdzeni, nawet jeśli niczego nie rozumiejąc buntują się na oślep lub
śmieją się z wartości, których nie rozumieją. Dlatego podstawowym dziś zadaniem
polskich konserwatystów jest wyrażenie starych prawd w nowym języku. Czyli to,
na czym zawsze polega każde prawdziwie twórcze działanie.