Miłowit Kuniński - Czy polskiej polityce potrzebna jest filozofia polityki?


Pośród rozlicznych przyczyn niezadowalającego stanu polityki polskiej jedną z najistotniejszych jest niedostatek refleksji filozoficznej nad polityką i wiążąca się z tym słabość myśli politycznej. Choć polityka należy bez wątpienia do sfery praktycznego działania, a więc talent, szczególny dar wyczucia możliwości oraz doświadczenie, a bywa że i przypadek, odgrywają tu rolę znaczącą, to przecież myślenie o polityce jest nieodzownym składnikiem uprawiania polityki. Stanowi ono w rzeczywistości skumulowane doświadczenie pokoleń poddane rozumowej analizie, która dzięki uzyskanemu dystansowi, umożliwia wyzwolenie się spod presji bieżących spraw i uzyskanie zobiektywizowanego ich obrazu. W ten sposób szukamy odpowiedzi na pytanie kim jesteśmy my, tworzący wspólnotę polityczną, co nas ze sobą wiąże, co to jest ład polityczny, komu, dlaczego i w jakich granicach winni jesteśmy posłuszeństwo, czym jest władza polityczna i jakie są jej uprawnienia, jak mamy się odnosić do innych wspólnot politycznych, itp.

Od czasów antycznych odpowiedzi na te pytania dostarczała filozofia polityki. Kto byłby gotów uznać, iż są to problemy, które mogą być interesujące dla badaczy, spędzających całe życie w bibliotece czy na seminariach, bądź wykładach dla studentów, powinien sobie przypomnieć dyskusję nad najnowszą polską konstytucją, podczas której mniej lub bardziej trafnie formułowano argumenty odnoszące się właśnie do tych kwestii. Z pewnością, gdyby twórcy konstytucji dawali posłuch tym, którzy nie biorąc bezpośredniego udziału w praktycznej polityce, a wyposażeni w wiedzę nie tylko z zakresu prawa konstytucyjnego, ale również na temat podstawowych problemów filozofii polityki, proponowali określenie sine ira et studio fundamentalnych zasad i instytucji państwa polskiego, wówczas polska ustawa zasadnicza, byłaby nie tylko wyrazem chwilowego kompromisu, dokumentem zmierzającym do szczegółowego określenia natury tego państwa bez wystarczającej dbałości o pryncypia, ale stanowiłaby akt założycielski państwa, jego ustroju i określenie praw obywatelskich w sposób odpowiadający historycznemu i najnowszemu doświadczeniu polskiego narodu i krajów o długich tradycjach liberalno-demokratycznych.

Myśl polityczna, opierając się na ideach filozofii polityki, ma zasadniczo bardziej konkretny charakter. Jej celem jest określenie sytuacji geopolitycznej i strategicznej państwa w danym czasie, z uwzględnieniem historycznych uwarunkowań, sformułowanie celów polityki państwa, zwłaszcza w dziedzinie stosunków zagranicznych. Analiza uwarunkowań wewnętrznych i zewnętrznych jest niezbędna do zdefiniowania racji stanu i interesu narodowego. Z natury rzeczy myśl polityczna skierowana jest ku przyszłości, obejmować więc musi różne scenariusze rozwoju sytuacji, w perspektywie wykraczającej poza horyzont czasowy najbliższych wyborów parlamentarnych. Myśl polityczna musi wytyczać możliwe kierunki i sposoby oddziaływania na arenie międzynarodowej na rzecz realizacji racji stanu, wskazywać sojuszników i przeciwników, korzyści i zagrożenia, rozważać relacje między tradycyjnymi więzami z innymi państwami i sugerować nowe. Wymaga to rozwoju niezależnych od struktur rządowych ośrodków intelektualnych, które dokonując krytycznej analizy różnych wizji kształtu i roli państwa polskiego, przedstawiałyby odmienne koncepcje polityczne. Nie uwikłane i unikające wplątania w bieżącą politykę powinny być one dostarczycielami idei kierunkowych polityki polskiej, z których mogłyby korzystać organy władzy wykonawczej (rząd), prawodawczo-wykonawczej (sejm) i ich agendy[1].

Polityka polska karmi się złudzeniami, które prowadzą do sprzeczności i ograniczają jej skuteczność. Przyczyny owych złudzeń mają swe źródło w braku doświadczenia politycznego, które ze zrozumiałych względów jest krótkie, nawet jeśli uwzględnimy okres działania nielegalnej opozycji przed rokiem 1980, kilkanaście miesięcy zmagań ruchu "Solidarność" z władzami komunistycznymi i następne lata, aż do odzyskania niepodległości w 1989 roku. Złudzenia wynikają też z braków ideowych i intelektualnych. Wprawdzie zainteresowanie polityką czy to z punktu widzenia filozofii, socjologii polityki, a w szczególności historii wzrastało w latach 70. (zwłaszcza w ich drugiej połowie), pod wpływem wydarzeń roku 1968, 1970 i 1976, by później przybrać na sile, ale, gdy idzie o poziom zainteresowania, było ono ograniczone do pewnych kręgów społecznych, przede wszystkim do inteligencji i zorganizowanych grup w środowiskach robotniczych, w mniejszym stopniu w środowisku wiejskim. Choć niezależna działalność wydawnicza i edukacyjna była w Polsce, w porównaniu z innymi krajami komunistycznymi, znacząco rozbudowana, mogło to mieć znaczenie tylko dla części przyszłych uczestników polityki w niepodległej Polsce, przede wszystkim tych, którzy na przełomie lat 70. i 80. organizowali niezależne formy życia politycznego, już to mające charakter klubów dyskusyjnych (krąg gdańskich liberałów), już to w sposób bardziej zorganizowany dążące do uzyskania pewnego wpływu na opinię publiczną (Konfederacja Polski Niepodległej, Komitet Obrony Robotników, Ruch Młodej Polski), już to podejmujące działania praktyczne wypływające z pewnej koncepcji polityki wobec władzy komunistycznej (Mirosław Dzielski w Krakowie i grono osób, które powołały do życia Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe, warszawski Klub "Dziekania") i oczywiście NSZZ "Solidarność". który przez kilkanaście miesięcy stanowił rodzaj organizacyjnego parasola dla wspomnianych grup i wielu innych, które powstawały później. Stan uprawianej w ośrodkach akademickich filozofii politycznej był, poza nielicznymi wyjątkami, zły, a poza tym ograniczony do dość wąskich kręgów społecznych, natomiast sytuacja w nauk politycznych była fatalna. Naturalne intelektualne zaplecze polityki właściwie nie istniało.

Po roku 1989 sytuacja uległa zmianie. Brak cenzury sprawił, że zaczęły się ukazywać tłumaczenia ważnych prac z zakresu filozofii polityki, publikuje się pozycje polskich autorów. Również w dziedzinie szeroko pojmowanych nauk politycznych widoczny jest wysiłek, by nadrobić czas zmarnowany. Jednak filozofia polityczna i nauki polityczne rozwijają się powoli. Przerwaną przez komunizm tradycję intelektualną odbudowuje się z trudem, tym bardziej, że dawny rodzimy dorobek nie jest bardzo bogaty i w dodatku traktowany z rezerwą, jeśli zgoła nie z pogardą. Nie bez znaczenia jest również fakt, że dziedziny o których mowa, zwłaszcza nauki polityczne, przez lata były poddawane negatywnej selekcji i naciskowi ideologicznemu. Jedynie w niektórych ośrodkach akademickich, o silnych tradycjach intelektualnych lub w nowych grupujących - w wyniku niedopatrzenia ze strony czynników partyjnych - ludzi o żywych umysłach i odwadze intelektualnej, kontynuowano badania w zakresie filozofii i myśli politycznej. Mimo, iż trudno porównywać zakres wolności badań naukowych w skrajnie zideologizowanej NRD z PRL, to być może, jak zauważył jeden z polskich politologów z Oksfordu, należało w Polsce przeprowadzić merytoryczną weryfikację kadr naukowych, podobną do tej, jakiej dokonano we wschodnich krajach związkowych po zjednoczeniu Niemiec. Może wówczas tempo naprawy szkód wyrządzonych przez komunizm byłoby szybsze i przyniosłoby korzyści nie tylko światu akademickiemu, ale przede wszystkim polityce polskiej.

 

Jakie zatem złudzenia ciążą na polskiej polityce?

 

Złudzenie 1. : konstytucja jest warunkiem istnienia sprawnego państwa

Dyskusja poprzedzająca uchwalenie konstytucji ujawniła typowe dla odradzających się demokracji złudzenie, iż państwo może sprawnie funkcjonować dopiero wówczas, gdy posiada konstytucję. Przekonanie to oparte jest na założeniu, iż rzeczywistość państwa jest efektem realizacji prawnych ustaleń. W warunkach tworzenia nowego ustroju na gruzach poprzedniego chodzi o wprowadzenie zabezpieczeń prawno-instytucjonalnych, które mają wyeliminować instytucje ustrojowe i zasady metaprawne, które uważa się za sprzeczne z prawem naturalnym lub zasadą wolności jednostek. Jak wiadomo dokonuje się to albo w wyniku narzucenia z zewnątrz, jak w przypadku Niemiec i Japonii, albo po dojściu do władzy opozycji, która tworzy podstawy nowego ustroju. Doświadczenie Polski pokazuje, że państwo mogło funkcjonować sankcjonując nowy ustrój przez wprowadzenie zmian w starej konstytucji, co oznacza, że realny był nowy układ sił politycznych umożliwiający realizację zasady rozdziału władz i kompetencji między administracją centralną a samorządem. Nawiązywano tu do starej zasady podziału władz i doświadczenia polskiego i zachodniego systemu parlamentarnego. Działalność Trybunału Konstytucyjnego do momentu uchwaleniu konstytucji z 6 kwietnia 1997 oparta była przede wszystkim na interpretacji artykułu 1 r. I przepisów konstytucyjnych utrzymanych w mocy na podstawie Ustawy Konstytucyjnej z 17 października 1992 r., definiującego charakter państwa polskiego.

Swoista fetyszyzacja konstytucji znalazła wyraz w szczegółowych przepisach konstytucyjnych konstytucji z 6 kwietnia 1997 r., które określają Polskę:

jako państwo prawne: jest to jedynie deklaracja, ponieważ nie zostały zbudowane podstawy państwa prawnego: faktyczna równość wobec prawa obywateli i agend rządowych jest na razie celem, który pragniemy osiągnąć (skargi obywateli polskich na rząd RP kierowane do trybunału w Strasburgu, na przykład w sprawach o odzyskanie majątku zagarniętego przez władze komunistyczne, pokazują to bardzo wyraźnie), a skuteczny system sądowniczy nie został jeszcze zbudowany;

jako państwo urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej: zasada ta jest notorycznie niejasna, jeśli zgoła nie pozbawiona sensu, i ewentualne orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego być może pozwoli ją zdefiniować, lecz nieuchronnie będzie to oznaczać pewien zakres dowolności w zależności od orientacji światopoglądowej i politycznej sędziów - do czasu uchwalenia konstytucji RP z 6 kwietnia 1997 wiele rozstrzygnięć było Trybunału Konstytucyjnego było opartych na tej właśnie zasadzie, ale poddanej interpretacji w duchu sprawiedliwości i słuszności o charakterze pozakonstytucyjnym (poczucie sprawiedliwości, pewne rozumienie prawa naturalnego, znajomość innych systemów prawa i orzecznictwa trybunałów konstytucyjnych w innych krajach, głównie w Niemczech);

ale także jako państwo zapewniające prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, prawo do ochrony zdrowia i bezpłatnej nauki, choć jest oczywiste, że kwestie te nie mają charakteru konstytucyjnego, nie określają bowiem podstawowych instytucji państwa, i mogłyby być regulowane na poziomie ustawowym.

Konstytucja RP z jednej strony formułuje niejasne zasady ogólne ustroju państwa, a z drugiej wprowadza szczegółowe ustalenia, które nie wymagają konstytucyjnego usankcjonowania. Kryje się za tym jeszcze jedno złudzenie, oparte na wcześniejszym doświadczeniu z okresu oporu wobec komunizmu, że jeśli pewne gwarancje mają status przepisów konstytucji nie mogą być łatwo zmienione, nawet po zmianie partii sprawujących władzę.

Złudzenie 2. : warunkiem dobrego ustroju jest demokratyczna procedura

Lord Acton, orędownik wolności i liberalnego ustroju, znany jest jako autor powiedzenia: "wszelka władza prowadzi do zepsucia, a władza absolutna psuje absolutnie." Demokracja jako procedura pokojowej zmiany sprawujących władzę na różnych szczeblach struktury państwa uważana jest przez wielu za ustrój zabezpieczający przed nadużyciami władzy, przed arbitralnym ograniczeniem wolności indywidualnej, przed cenzurą i niesprawiedliwym prawem.. Zasada, że rację ma większość, traktuje się jako oczywistość, a przestrzeganie formalnych zasad demokracji uznaje za kwintesencję ustroju demokratycznego. Lud podejmując demokratyczne decyzje poprzez wybory nie może przecież działać wbrew sobie i zniewalać samego siebie. Część polityków polskich, czy ogólniej, polskiej klasy politycznej, zdaje się nie dostrzegać, iż demokracja może przekształcić się w demokratyczny despotyzm większości albo demokratyczny totalitaryzm, jeśli nie jest mitygowana przez instytucje niedemokratyczne. Należy do nich zaliczyć wszelkie instytucje hierarchiczne z kościołem rzymsko-katolickim na czele, hierarchiczną strukturę samego systemu politycznego i istnienie autorytetów moralnych i intelektualnych, niezależnych od świata polityki. Znaczącą rolę odgrywa też uświęcony tradycją obyczaj, niewrażliwy na zmiany koniunktury politycznej.

W demokracjach zachodnich o długiej tradycji złudzenie to także występuje, ale jego szkodliwość jest daleko mniejsza, ponieważ za instytucjami demokratycznymi kryje się wielowiekowa tradycja dyscypliny społecznej, szacunku dla władzy i prawa, mającego swe źródło w posłuszeństwie wymuszanym przez długi czas w sposób autorytarny. Demokracje zachodnie, jak trafnie twierdzą niektórzy, są ustrojami mieszanymi, w których istotną rolę odgrywa oligarchia finansowa. Również klasa polityczna w wąskim sensie, czyli potencjalni członkowie ciał przedstawicielskich tworzą oligarchiczną grupę, choć nie jest ona całkowicie zamknięta. Stabilność demokracji zależy od istnienia grup, które zajmują wysokie miejsce w strukturze społecznej. Ich względnie trwała i niezależna lub tylko w pewnym stopniu zależna od procedur demokratycznych pozycja utrzymuje system polityczny i społeczny w dynamicznej równowadze. Pod względem obyczajowym, czy to ze snobizmu, czy to ze względów dziedzicznych, kultywuje ona pewne wzorce, w których łączą się ze sobą tradycje bogatego mieszczaństwa i arystokracji. Wprawdzie w opinii publicznej i w mediach warstwa oligarchiczna jest przedmiotem krytyki i drwin, ale obyczaj i decyzje wyborcze ukazują bardziej rzetelnie rzeczywiste preferencje obywateli.

W polskich warunkach powstawanie oligarchii finansowej i politycznej jest przedmiotem ostrej krytyki z punktu widzenia już to moralności, już to sprawiedliwości społecznej. To prawda, że w skład tych grup oligarchicznych wchodzą również byli komuniści, co może być powodem uzasadnionego oburzenia i zgorszenia, mimo to na dalszą metę istnienie tych grup jest niezbędne dla trwałości systemu politycznego[2]. Wojna tocząca się w obrębie oligarchii między postkomunistami i ich solidarnościowymi czy ogólnie antykomunistycznymi przeciwnikami jest dla samej klasy politycznej i państwa wielce szkodliwa. Przy czym trzeba przyznać, że równie szkodliwe byłoby zawarcie zgniłego kompromisu, polegającego na zamknięciu oczu na winy członków aparatu partyjnego. W związku z silną pozycja SLD należy jednak oczekiwać, że nie dojdzie do dekomunizacji, a raczej do osłabienia wpływów SLD w wyniku narzuconego podziału na złych i dobrych aparatczyków, którzy aktywnie sprzyjali przemianom politycznym w latach 80. Oligarchizacja systemu politycznego, jako czynnik równoważący uzurpacje demokratyczne, oznacza wzmacnianie tych jego cech, które prowadzą do ukształtowania się ustroju mieszanego. Na tej drodze w sposób niezamierzony dokona się być może realizacja postulatów Platona i Arystotelesa.

 

Złudzenie 3. : korupcji ulegają tylko przeciwnicy polityczni

Rzeczywistym problemem, który ma bezpośredni związek z oligarchizacją, jest korupcja. Nie jest ona oczywiście specyficzna dla polskich warunków, występuje bowiem w różnym natężeniu we wszystkich byłych państwach komunistycznych i nie jest oczywiście obca demokracjom zachodnim. Zasadniczym źródłem korupcji jest związek między władzą polityczną a gospodarką. Prawda ta obowiązuje w Brukseli, w Warszawie, w Seulu i w Tokio. Prywatyzacja w krajach wyzwalających się z dziedzictwa komunizmu jest jednym ze sposobów likwidacji korupcji. I choć dokonuje się ona dzięki aktywności agend państwowych, co także stwarza warunki rozwoju korupcji, kontrola ich działania jest łatwiejsza niż wówczas, gdy majątek produkcyjny czy usługowy pozostaje wciąż pod kontrolą państwa. Firmy państwowe mają tendencję do wywierania nacisku na rząd dla uzyskania wsparcia finansowego z budżetu państwa, ulg lub przywilejów podatkowych czy barier celnych, a zabiegi te wzmacniane są odpowiednimi gratyfikacjami dla odpowiedzialnych za decyzje urzędników. W ten sposób firmy te chronią się przed konkurencją na rynku, a ich menedżerowie zajęci lobbingiem mogą przydzielać sobie bardzo wysokie wynagrodzenia. W walce politycznej zarzut korupcji formułowany jest publicznie pod adresem przeciwnika politycznego, zwłaszcza wtedy, gdy sprawuje władzę. Gdy władza dostaje się w ręce dotychczasowej opozycji, ona z kolei jest oskarżana o korupcję. Trudno bowiem się pogodzić z tym, że inni też chcą coś zyskać. Odnosi się wrażenie, że ci którzy najczęściej formułują zarzuty o korupcji, najmniej są zainteresowani likwidacją jej przyczyn. Władza korumpuje, jeśli decyduje o rozdawaniu przywilejów. Ograniczenie wpływu władzy politycznej na gospodarkę, oznacza nie tylko zmniejszenie korupcji, ale przede wszystkim przywrócenie władzy autorytetu.

 

Złudzenie 4: państwo jest groźniejsze od przestępcy, a egzekwowanie porządku publicznego jest naruszeniem wolności ludu, który rządzi się sam

Doświadczenie komunizmu wytworzyło przekonanie, iż fundamentem wspólnoty państwowej jest samorzutnie się rozwijające społeczeństwo obywatelskie. Państwo jest niebezpiecznym Lewiatanem, który zagraża wolnym obywatelom. W warunkach politycznej w walki z komunizmem ten punkt widzenia miał swoje uzasadnienie. Odzyskanie niepodległości nie wpłynęło w istotny sposób na wizję państwa. Wprawdzie przestało ono być traktowane jako groźne zwierzę, gotowe w każdej chwili zaatakować, ale utrzymanie go w ryzach jest sprawą zasadniczą. W polskiej polityce dominuje poczucie zażenowania, iż trzeba sprawować władzę i podejmować decyzje ograniczające swawolę szlachetnych obywateli, którzy w imię wolności obalili niegdyś komunizm.

Niektórym politykom trudno pojąć, że państwo ma do wypełnienia pewne funkcje, które stanowią o jego istocie. Jego powinnością jest zapewnienie pokoju wewnętrznego i obrona przed wrogiem zewnętrznym. Wojna wszystkich przeciwko wszystkim jest wprawdzie pewną fikcją, jaką posłużył się Hobbes, by ukazać funkcje władzy państwowej, ale osłabienie państwa uwalnia tendencje destrukcyjne i anarchizujące, które doprowadzają do sytuacji niezbyt odległej od stanu wojny wewnętrznej. Nawet, gdy jest się liberałem, nie można nie dostrzec, iż władza jest koniecznością, wynikająca z natury człowieka i życia zbiorowego. Stare demokracje żyją z procentu od gromadzonego przez stulecia kapitału strachu przed silną władzą i surowym prawem. W warunkach demokracji liberalnej niezbędne istnienie silnej, choć ograniczonej prawem władzy. Posłuszeństwo obywatelskie nie jest oparte na pozytywnych uczuciach do władzy politycznej, lecz na opartym na doświadczeniu zaufaniu, że odpowiedzialna władza polityczna wypełnia swą podstawowa funkcję - utrzymanie pokoju społecznego i ochronę życia i mienia obywateli. Jak to ujął Lord Acton, liberał, zwolennik władzy ograniczonej: "argument za władzą despotyczną: musisz coś obdarzyć zaufaniem. nie zdołasz uciec przed kondycja ludzką. Zaufaj tam, gdzie skupiona jest odpowiedzialność."

Rządzeni mają bardziej trzeźwy pogląd na naturę powinności władzy. Oczekują zdecydowanego działania przeciwko naruszającym porządek publiczny, nawet jeśli akceptują ich roszczenia. Żądają także surowego karania przestępstw przeciwko mieniu i życiu, bynajmniej nie z nienawiści do ludzi, lecz ze zdroworozsądkowego przekonania, że nieuchronność kar nie zastąpi ich surowości. Znaczna część klasy politycznej, o mentalności pięknoduchów, mając bałwochwalczy stosunek do humanitarnego ideału nieuchronności kar, mami opinię publiczną swym przywiązaniem do wolności i poszanowania ludzkiej godności, nie podejmując działań, które uszanowałyby godność obywateli i dały im poczucie bezpieczeństwa i gwarancje sprawiedliwości.

Rządzeni, ów mityczny lud, który - jak sądzą niektórzy - sam się organizuje, i nie potrzebuje państwa, mając antypaństwowy uraz wyniesiony z czasów komunizmu, w rzeczywistości obdarza, jak wskazują sondaże, wysokim zaufaniem jedna z ważnych instytucji państwa - policję (nie tak dawno jeszcze milicję). Jest to zaufanie na kredyt, ale także wyraz jasnego pojmowania funkcji państwa: ma strzec przed bandytami i chaosem społecznym, używać siły ilekroć trzeba. Istnieje zatem społeczne przyzwolenie na silne i sprawne państwo, trzeba je tylko konsekwentnie budować. Wydaje się, że ta kwestia, znajduje coraz większe zrozumienie pośród klasy politycznej. Nacisk społeczny jest już wystarczająco duży.

 

Złudzenie 5. : wszystko może być przedmiotem negocjacji, a obowiązkiem państwa jest zaspokajanie roszczeń grupowych

Zamiast sprawowania władzy mamy do czynienia z poszukiwaniem kompromisu za wszelką cenę i prowadzeniem negocjacji tam, gdzie szanse na osiągnięcie porozumienia są nikłe lub żadne. Ustrój demokratyczny ze względu na związaną z nim w sposób nieodłączny rywalizacją polityczną o sprawowanie władzy znajduje się pod naciskiem różnych grup interesów i jest narażony na niestabilność. Władza wykonawcza i ustawodawcza Rzeczpospolitej i innych państw o ustroju liberalno-demokratycznym jest uwikłana w ciągły proces negocjacji i uzgadniania, często rozbieżnych interesów grupowych. Polityka w nich uprawiana jest polityką interesów. W państwach takich jak Polska, tworzących nowy ustrój polityczny i gospodarczy, narastają tendencje roszczeniowe, ponieważ z jednej strony presja konkurencji na rynku jest silnie odczuwana i popycha podmioty gospodarcze i organizacje zawodowe pracowników do poszukiwania opieki w instytucjach państwa, do zdobywania politycznego poparcia dla swych interesów grupowych, z drugiej strony natomiast ze względu na wymóg ustroju demokratycznego, jakim jest poszukiwanie poparcia wyborczego, ciała przedstawicielskie i rządy, a zwłaszcza ugrupowania polityczne w nich reprezentowane, zabiegają o względy różnych, a bywa że tych samych, grup interesów.

Taktyka polskich rządów polega przede wszystkim na działaniach, mających na celu przywrócenie spokoju społecznego. Lecz negocjacje z coraz to nowymi grupami sprawiają, iż osiągany stan jest nietrwały. Negocjacje są podyktowane potrzebami chwili, nie kryje się jednak za nimi długofalowa strategia, której zasadniczym celem byłoby usunięcie przyczyn powstających napięć. Koncentracja na taktyce politycznej powoduje , iż postępowanie władz jest niekonsekwentne: czasem decydują się one na użycie siły, gdy zagrożenie porządku publicznego jest ewidentne, czasem okazują brak zdecydowania, który natychmiast jest wykorzystywany przez przywódców grup interesów do eskalacji żądań i zaostrzania form protestu.

Taktyka bowiem musi być oparta na stałych zasadach: przestrzegania reguł praworządności, podejmowania zdecydowanych działań na rzecz przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa publicznego ze względu na interes ogółu, priorytetu interesu ogółu wobec interesów grupowych, równego traktowania grup interesów, tworzenia hierarchii zespołów interesów (przywilejów) różnych grup w celu zaspokojenia ich oczekiwań w warunkach przyzwolenia społecznego lub w tempie uniemożliwiającym rozprzestrzenienie się postaw roszczeniowych. Ustępstwa ekonomiczne, polegające na zmianach w budżecie państwa na rzecz zaspokojenia oczekiwań jakichś grup, ugruntowują przekonanie, iż w budżecie z góry przewidziano na nie wydatki, zaś negocjacje służą jedynie wytargowaniu mniejszych zobowiązań ze strony państwa. Wbrew intencjom rozwój polityki negocjacji, nie daje spodziewanych efektów. Negocjacje stają się samonapędzającym się mechanizmem, który zamiast ograniczać wzrost żądań, pobudza ich ekspansję.

 

Myśl polityczna zakłada, iż kwestie podstawowej natury zostały rozstrzygnięte. Wiadomo już, że zadaniem państwa jest utrzymanie porządku wewnętrznego i obrona przed wrogiem zewnętrznym. Że działania władzy politycznej muszą być skuteczne, i nawet władza demokratyczna nie jest w stanie zaskarbić sobie wdzięczność, ale powinna budzić respekt. Skoro państwo jest sprawnie działającym automatem (jak powiada Kant: "sztucznym urządzeniem, które władza musi utrzymywać we właściwym stanie"), myśl polityczna powinna określić zakres i formy jego użycia w celu realizacji interesu narodowego.

 

Złudzenie 6.: w polityce zagranicznej cele i środki wyznacza bieżąca sytuacja, a w stosunkach międzynarodowych mamy do czynienia tylko z samymi przyjaciółmi

Ignorancja lub zarozumiałość dominująca w polityce polskiej sprawia, iż pomija ona myśl polityczną, zarówno powstałą w zeszłym, jak i mijającym stuleciu. W dziedzinie polityki zagranicznej, której zadaniem jest określenie i realizacja celów dalekosiężnych, widoczne są działania prowizoryczne, niespójne i niekonsekwentne. Prostego przykładu dostarcza polityka wobec Ukrainy, zdominowana przez ośrodek prezydencki i anemicznie prowadzona przez rząd. Upadek komunizmu był wydarzeniem na tyle przemawiającym do serca i wyobraźni, że z trudem uświadamiano sobie, iż Polska nie znajduje się po jednej stronie podzielonego ideologicznie, politycznie i militarnie świata, lecz ponownie znalazła się "między Niemcami a Rosją". Wprawdzie klasie politycznej wystarczyło zdrowego rozsądku na tyle, by usilnie i skutecznie starać się o członkostwo w NATO, i by zabiegać o przyjęcie Polski do Unii Europejskiej, ale nie zdołała ona określić, jakim celom służyć ma realizacja tych zadań, i jakie korzyści przyniesie to Polsce w zależności od kierunków aktywności państwa polskiego, taktycznych aliansów dla realizacji naszych celów kulturalnych, gospodarczych, politycznych i militarnych. Członkostwo w NATO i niebawem w Unii Europejskiej nie zmienia naszego położenia, które należy określić w kategoriach strategicznych, rozumianych nie tylko jako polityczno-militarne sojusze, ale przede wszystkim jako oddziaływanie polskiej kultury na tych obszarach, gdzie niegdysiejsze ścisłe, choć niewolne od zadrażnień i uprzedzeń, związki z kulturami lokalnymi w naturalny sposób domagają się odnowy, jako że tkwią głęboko w pamięci społecznej narodów mieszkających na wschód i południe od granic Polski. Nasza przeszłość wyznacza naszą przyszłość. Polityka polska jest uprawiana w nowych warunkach, ale oznacza to miedzy innymi, iż musimy na nowo spojrzeć w naszą przeszłość. W przeciwnym razie pochłonięci bieżącymi wydarzeniami i celami wyznaczonymi na następne półrocze, nie dostrzeżemy jak przeszłość upomni się o swoje prawa. Skoro jako naród nie powstaliśmy wczoraj, musimy mieć świadomość uwarunkowań historycznych. Nawet mocarstwa tracą na ignorancji historycznej. Siła słabych leży w umiejętnym wykorzystaniu wiedzy. Refleksja polskich historyków i myślicieli jest potrzebna naszej polityce, by mogła zostać poddana ocenie i krytycznie przemyślana stać się podstawą tworzonych scenariuszy polityki zagranicznej.

Czy mamy być wehikułem przenoszącym kulturę łacińską w słowiańskim opakowaniu? Czy mamy przybliżać świat wschodniej Europy Zachodowi? Czy ma nam przypaść rola ekspertów, lepiej znających i rozumiejących świat na wschód od Bugu i w ten sposób ułatwiających integrację Europy Wschodniej z Zachodnią? Czy w ramach NATO mamy popierać politykę Waszyngtonu czy Brukseli? Czy w UE i NATO mamy "słuchać starszych", czy wybijać się na samodzielność? Wreszcie pytanie najważniejsze: co chcemy osiągnąć jako członkowie NATO i UE? Bezpieczeństwo militarne, gospodarcze i polityczne, wpływy polityczne wzmacniające naszą pozycje narodową (kto nie dąży do dominacji zostanie zdominowany), ekspansję kulturową czy spokojną egzystencję w cieniu Niemiec i Rosji. Odpowiedź na każde z tych pytań wymaga określenia kim są nasi przyjaciele, a kim wrogowie, i w jakich sprawach możemy liczyć na czyjąś pomoc i skąd możemy spodziewać się ataku lub zagrożenia. Postrzeganie świata w kategoriach przyjaciel-wróg nie jest chorobliwym majaczeniem frustrata, lecz koniecznością polityczną. Nie oznacza to, że przyjaciele i wrogowie przez wieki pozostają ci sami, ale ich obecność w przeszłości każe nam bacznie rozglądać się wokół siebie.

Polskie państwo potrzebuje polityki świadomej nieusuwalnych uwarunkowań ludzkiej egzystencji i natury sprawowania władzy. Myśl jest nie tylko warunkiem działania, ale przede wszystkim warunkiem przetrwania.

 

Artykuł ukazał się w książce "Od komunizmu do..? Dokąd zmierza III Rzeczpospolita" (Kraków, 1999, red. Jacek Kloczkowski)

 



[1] Sejm, podobnie jak parlamenty w innych państwach liberalno-demokratycznych, jest traktowany jako władza ustawodawcza, w rzeczywistości ze względu na bezpośrednie zaangażowanie w bieżącą politykę - kontrolę poczynań rządu, wspieranie lub blokowanie jego działań, pełni on wraz z rządem władzę wykonawczą, wykonując równocześnie funkcje prawodawcze, co obciąża tworzone prawo błędami wynikającymi nie tyle z pospieszności działań legislacyjnych, ile przede wszystkim z podporządkowaniu prawa celom aktualnej bieżącej polityki, poddanej presji interesów grupowych. W rezultacie , niezależnie od tego czy mamy do czynienia z Izbą Lordów, czy z Senatem RP, obie te instytucje muszą się przede wszystkim zajmować poprawianiem i uzupełnianiem ustaw stanowionych przez izby niższe (por. M. Kuniński, Wiedza, etyka i polityka F. A. von Hayeka, Kraków 1999, r. V).

[2] Bronisław Łagowski, znany krakowski liberalno-konserwatywny filozof polityczny, skłonny jest traktować j e d y n i e byłych komunistów jako rzeczywistą oligarchię, jeśli nie zgoła dziedziczną arystokrację, obdarzoną znajomością tajników i subtelności sprawowania władzy przez aparat PPR i PZPR.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/