Uwagi nad zagadnieniem frontu gospodarczego w Polsce w związku z programem stronnictwa prawicy narodowej.
Warszawa 1927.
Każde
poważne ugrupowanie polityczne, zdolne na prawdę do życia, musi posiadać w
swym programie pewną zasadniczą myśl przewodnią, pod której impulsem się rodzi
i która stanowi jego rację bytu i platformę działania. Brak lub zanik takiej
idei twórczej pociąga za sobą w nieuchronnym następstwie rozkład i upadek
każdego stronnictwa, któremu w takim wypadku ani silna organizacja techniczna,
ani wpływy polityczne, ani środki materialne, ani nawet popularność nie są w
stanie dopomóc.
Ale
idea twórcza tego rodzaju, powołująca do życia nowe prądy opinii publicznej i
nowe silne ugrupowania polityczne, nie da się stworzyć sztucznie. Musi wyłonić
się sama przez się, żywiołowo, z biegu wypadków i koniunktur politycznych,
jakim podlega w danym okresie społeczeństwo. Stronnictwo, które powstaje pod
jej impulsem, ujmuje ją tylko i doskonali w szczegółach, buduje na niej swój
program i doktrynę — ale jej nie stwarza. Idee bowiem, stworzone sztucznie
przez ambitne jednostki lub żądne władzy kliki polityczne, nie mają siły
twórczej i nie są niczym innym, jak polityczną lub socjalną spekulacją. Nie
pomogą im też nawet znaczne chwilowe sukcesy.
Stronnictwo
Prawicy Narodowej stoi w tej chwili na przełomie swej historii. Wyszedłszy z
murów Krakowa i rozszerzając swą akcję na całe państwo, niesie wszędzie swój
bardzo cenny dorobek tradycji, dyscypliny organizacyjnej i taktyki, która
obiektywizmem swym i umiarem góruje bezsprzecznie nad innymi, bardziej uczuciem
lub porywem dyktowanymi kierunkami polskiej myśli politycznej. Ale działa w
tym momencie tym właśnie tylko dorobkiem, ustosunkowując się na tej, raczej
tylko technicznej platformie działania do wypadków dnia. Nie może bowiem
przenieść w obecne warunki swej naczelnej idei, która niegdyś, po upadku
powstania styczniowego, stalą się motorem jego genezy i działania. Była to idea
realnej pracy nad odrodzeniem pognębionego politycznie narodu, opartej na
lojalizmie wobec monarchii austrowęgierskiej, a specjalnie wobec dynastii Habsburskiej.
Ta idea, to podstawowe założenie, najzupełniej usprawiedliwione ówczesną sytuacją
i realnością widoków powodzenia, które je konserwatystom krakowskim wprost narzuciły
jako jedyny środek ratowania i wzmocnienia życia narodowego pod obcym zaborem,
straciło oczywiście aktualność z chwilą wskrzeszenia państwa polskiego. To też
energia i prężność Stronnictwa oraz cały jego sześćdziesięcioletni zasób
doświadczenia oprzeć się muszą w niepodległej ojczyźnie o nową platformę
działania, nową myśl przewodnią, równie realną i aktualną j równie owocną dla
kraju, jaką była dawna w okresie zaborów.
A
idei takiej i tym razem szukać nie trzeba, bo narzucają ją znowu historyczne
warunki. Wyłania się istotnie żywiołowo, jako naturalny odruch, dyktowany
wszystkim zdrowo myślącym sferom społeczeństwa polskiego przez pewien państwowy
instynkt samozachowawczy. Unosi się i akcentuje coraz wyraźniej, coraz
intensywnie w obecnej atmosferze szybkiej ewolucji wewnętrznych stosunków
państwa. Ma zaś dwa fronty: jeden walki z doktryną wywrotu, drugi twórczy na polu
przede wszystkim gospodarczym, a za nim i na innych.
Aby
tę myśl przewodnią tym lepiej uchwycić, sięgnąć trzeba nieco w przeszłość.
Do
upadku dawnej Rzeczypospolitej Polskiej przyczynił się w wysokim stopniu
nadmierny przerost indywidualizmu w rządzącej wówczas państwem warstwie
szlacheckiej, który jej doraźną, krótkowzroczną korzyść postawił na piedestale
polskiej racji stanu, z niemal zupełnym pominięciem interesu
ogólno-państwowego. To też, w zrozumieniu tej wielce szkodliwej anomalii,
wszystkie hasła i usiłowania naprawy Rzeczypospolitej, podejmowane przed i po
rozbiorach, miały właśnie na celu przede wszystkim przywrócenie równowagi
między interesem publicznym a prywatnym, okrojenie zbytnich wybujałości indywidualizmu
prywatnego na rzecz niezbędnych potrzeb państwa.
Dzisiaj,
po wskrzeszeniu niepodległości, jesteśmy świadkami wprost przeciwnego
zjawiska. Mimo demokratycznych haseł wyzwolenia społecznego i wolności
osobistej, rzuconych rozgłośnie przez wszystkie ugrupowania postępowe, mimo
niemniej rozgłośnego potępienia przez całe społeczeństwo polskie, zwłaszcza w
stolicy, dawnego biurokratyzmu rządów zaborczych, ogarnął Polskę prawdziwy
zalew etatyzmu i biurokracji, hamujący od początku dotkliwie normalny rozwój
państwa, nakładający na społeczeństwo i jego pracę publiczną nieznośne pęta i
przewyższający naprawdę najprzykrzejsze doświadczenia w tym względzie okresu
zaborów.
Jesteśmy
świadkami wcielanego w czyn paradoksu, że w miarę rozpowszechniania się haseł
i idei demokratycznych, coraz radykalniejszych, obiecujących szerokim warstwom
społeczeństwa raj wolności, w miarę niemal nieograniczonego rozszerzania praw
obywatelskich, państwo-moloch zagarnia coraz dalsze dziedziny prywatnego życia
i pracy, ingerując wszędzie, hamując coraz dotkliwiej swobodę osobistą,
regulując drobnostkowo każdy niemal ruch i krok obywatela, wydzierając
jednostce i inicjatywie prywatnej coraz większe obszary z ich dotychczasowego
zakresu działania i wprowadzając wszędzie swój ciężki, zbyt czysto nieudolny,
a zawsze wielce kosztowny aparat biurokratycznej administracji. Formalistyka
etatystyczna święci też z dnia na dzień swe triumfy i to takie, o jakich w
czasach przedwojennych nikomu się nawet nie śniło.
Wszystko,
co się w kraju tworzy lub ma tworzyć w jakiejkolwiek dziedzinie, robi i ma zrobić
państwo. Rząd lub wyłonione przez niego instytucje oficjalne, albo już co najmniej
samorządy, występują w coraz szerszym zakresie nie tylko jako kierownicy
gospodarki narodowej, ale wprost jako przedsiębiorcy, eliminując z dnia na
dzień coraz więcej przedsiębiorców prywatnych, utrudniając im różnymi
ciężarami i więzami inicjatywę i chęć do pracy.
Państwo
obejmuje siecią monopolów lub co najmniej ścisłej kontroli najważniejsze
gałęzie produkcji krajowej, utrzymuje własne banki, odgrywające dominującą rolę
finansową w życiu gospodarczym, zakłada fabryki, uczestniczy w największych
przedsiębiorstwach. Jakkolwiek pomyślne są same w sobie wszystkie te fakty
powstawania wielce użytecznych instytucji gospodarczych oraz doniosłych
inwestycji, to jednak słuszne w innych warunkach uczucie zadowolenia hamuje
tu przygnębiająca świadomość, że są zarazem rezultatem wzmagającego się etatyzmu.
Co
więcej, ustrój państwowy podrywa i niszczyć zaczyna zasadnicze podstawy
najproduktywiejszych prywatnych warsztatów pracy, stanu posiadania i prawa
własności w ogóle. Przymusowe wywłaszczenia, dokonywane pod różnymi postaciami,
znaczne ograniczenie praw właścicieli realności miejskich, nieracjonalny ustrój
podatkowy, skierowany wyraźnie ku pognębieniu doskonalszych warsztatów pracy,
przeróżne reglamentacje finansowe i formalne oraz niezliczona moc wszelakich
nakazów i zakazów w każdej dziedzinie, w których współzawodniczą na wyścigi
wszystkie nasze dykasterie urzędowe — oto wymowne symptomy tego postępowego
etatystycznego paraliżu, na który choruje od lat ośmiu polska myśl państwowa.
Zaraża
się nim i inicjatywa prywatna, o ile mimo wszystko gdzieniegdzie jeszcze
wegetuje, bo — consuetudo altera natura. Stopniowo przyzwyczajają się wszyscy
w swych zamierzeniach myśleć tylko przez państwo i to tak dalece, że dzisiaj
już prawie żaden projekt nie rodzi się w niczyjej głowie bez równoczesnej
kalkulacji na pomoc państwa,
Zważyć
zaś przy tym i to jeszcze należy, że panuje w kraju nastrój wybitnie
antykapitalistyczny, mimo wszelkich pozorów walki ze socjalizmem i komunizmem.
Rozwichrzony, bezmyślny radykalizm, podsycany ustawicznie przez demagogów, a
nie zwalczany dostatecznie przez rząd oraz warstwy posiadające, przerobił psychikę
oficjalną i opinię szerokich mas w kierunku jeżeli już nie wprost nienawiści,
to co najmniej niechęci do wszelkiego większego stanu posiadania, wyższej
kultury i doskonalszej produkcji, uprawianej przy pomocy większych środków.
Idea proletaryzacji społecznej, konsekwentny rezultat współdziałania przerostu
etatyzmu oraz różnych idei radykalnych i wywrotowych, zatacza coraz szersze
kręgi, wżerając się w krew i kość społeczeństwa, wytwarzając ferment,
nieprzyjazny wzrostowi kultury i prywatnego dobrobytu. Faktem jest, że ludzie,
którzy coś mają i coś umieją, są zmuszeni tego się wstydzić.
Nie
należy się tu łudzić i stanu rzeczy osłaniać. Stoimy pod znakiem powolnej i
spokojnej, ale niemniej postępującej naprzód socjalizacji, która z roku na
rok, to wyraźnie, to nieuchwytnie, prawem i lewem, bez względu na zmiany rządów
i przemiany w naszych ugrupowaniach politycznych, ogarnia nie tylko cały
ustrój państwowy, nie tylko stan posiadania i pracę prywatną, ale równocześnie
i psychikę społeczeństwa. Walcząc z komunizmem i socjalizmem, zwalczamy tylko
formę, anie nie zwalczamy wcale ich treści — etatyzmu. Wśród zawieruchy zmagań
partyjnych, klasowych, narodowościowych i wyznaniowych, wśród całej walki
naszej wewnętrznej, niestety zbyt dorywczej, o ustrój, i mocarstwowy rozwój
państwa, która absorbuje całkowicie nasze myśli i wysiłki, nie dostrzegamy, nie
czujemy nawet tego żelaznego walca etatyzmu i socjalizacji, który toczy się
naprzód nieubłaganie, niehamowany na serio przez nikogo, niwelując coraz bardziej
usiłowania i swobodę jednostki na rzecz machiny państwowej, w myśl założeń
socjalistycznych.
Na
ten stan rzeczy złożył się szereg przyczyn, których działanie kumuluje się od samego
początku wskrzeszonej niepodległości, a mianowicie:
l)
Wszechświatowy ruch socjalistyczny, który po wielkiej wojnie rozwinął się ze
spotęgowaną intensywnością w większości państw i zaakcentował się niemniej w
całej rozbudowie podstaw ustrojowych młodego państwa polskiego,
podporządkowując swej komendzie wszelkie inne tendencje radykalne,
rozpowszechnione wśród szerokich warstw ludowych. U nas ruch ten socjalizujący,
zwłaszcza od czasu swego dość znacznego narodowego zabarwienia, powołać się
może na pewne niezaprzeczone zasługi. Z łona bowiem socjalizmu polskiego
wyszła pierwsza inicjatywa walki o niepodległość, która skrystalizowała się
potem w Legionach, a w pewnej naturalnej konsekwencji i w pierwszych rządach
oswobodzonego państwa. Nie należy przy tym przeoczyć ważnej okoliczności, że
jakkolwiek fatalne były te pierwsze rządy pod względem ustawodawczym, administracyjnym
i gospodarczym, to jednak charakterem swym zdecydowanie narodowym przeciwstawiły
się skutecznie silniejszemu wtargnięciu do Polski bolszewizmu. A działo się to
w okresie, kiedy, poza narodową demokracją—zawsze skrajnie jednostronną, demagogiczną,
a pod względem twórczym nieudolną — wszystkie najwięcej wartościowe czynniki w
społeczeństwie polskim skapitulowały nagle wobec olśniewającego faktu niepodległej,
demokratycznej Ojczyzny i pozornie nasrożonego, chociaż w istocie niezbyt
groźnego widma swojskiego radykalizmu. Nie trzeba nadto zapominać, że wśród
członków obu naszych kolejnych ciał ustawodawczych socjaliści mieli bodajże
najtęższych, politycznie i parlamentarnie najbardziej wyrobionych
przedstawicieli.
Nic
więc dziwnego, że w takich warunkach musiała w nowopowstającej strukturze
państwa zapanować w bardzo znacznej mierze, jeżeli nie wprost doktryna, to
przynajmniej ogólna tendencja socjalistyczna, wyrażając się wybitnie w naszym
ustawodawstwie i praktyce administracyjnej, poczynając od idei wszechwładzy
państwa, reformy rolnej i innych „zdobyczy ludowych”, aż po zwalczanie szkoły
polskiej na kresach, zgodne z pewnymi narodowościowymi założeniami światopoglądu
socjalizującego.
2)
Gospodarka wojenna, która ze względów militarnych i aprowizacyjnych spowodowała
chwycenie w rękę przez rządy państw wojujących najważniejszych gałęzi
gospodarstwa krajowego oraz niebywałe przedtem skrępowanie swobód
obywatelskich. Rządy młodej Polski, pod wpływem nieszczęsnego hasła gospodarki
przejściowej, nie potrafiły uczynić z początku nic innego, jak przejąć się tym
systemem, zużytkowując aż nazbyt gorliwie stworzony przez władze zaborcze i
okupacyjne stan rzeczy i aparat administracyjny.
3)
Niewyrobienie ogółu urzędników państwowych, którzy objęli w pierwszych latach
funkcje i odpowiedzialność, przerastające znacznie ich wiedzę fachową i
doświadczenie. Wszystkich, zwłaszcza zdolniejszych i zasłużonych urzędników z
czasów przedwojennych, którzy z natury rzeczy byli predestynowani do stworzenia
zdrowej podstawy przyszłej administracji polskiej, ogłoszono za sprzedawczyków
i biurokratów, a w ich miejscu stworzono na prędce nowy aparat, oczywiście
zupełnie niefachowy, który właśnie swym brakiem zawodowego wykształcenia i
doświadczenia zapoczątkował od razu system etatyzmu i całkiem swoistej
biurokracji, w skutkach wielekroć gorszej i przykrzejszej od dawnej rutyny urzędowej
państw, administracyjnie wyrobionych.
4)
Jedną z najważniejszych przyczyn postępu etatyzmu był i jest jeszcze po dziś
dzień niedostatek kapitału prywatnego. Pomijając krótki okres inflacji i szału
spekulacyjnego, który dodał pewnego chwilowego bodźca inicjatywie prywatnej,
co prawda w skutkach częstokroć nieszczęśliwie, jest państwo u nas dotąd
jedynym naprawdę poważnym szafarzem kapitału i kredytu. Ta anormalna
preponderancja finansowa państwa nad zredukowanym do minimum kapitałem prywatnym
musiała pociągnąć za sobą tym większy rozrost etatyzmu. Zubożały obywatel oraz
prywatne instytucje finansowe poczuły się tak dalece bezsilne i od państwa
zależne, że nie śmią nawet występować z inicjatywą gospodarczą, która przechodzi
żywiołowo w ręce państwa, samorządów i różnych oficjalnych instytucji
ekonomicznych.
5)
Ostatnią wreszcie, może najciekawszą ze wszystkich przyczyną rozrostu etatyzmu
jest obecne bankructwo indywidualizmu polskiego, wykazane przez wszystkie
stronnictwa sejmowe pod względem zdolności rządzenia państwem i gospodarstwem i
narodowym. Wszak zamach majowy nie był w gruncie rzeczy niczym innym, jak reakcją
wobec nadmiaru lekkomyślności, niesumienności i nieudolności tego
hiperindywidualizmu narodowego, wcielonego w politykę partyjną — smutną
regenerację tych samych mniej więcej tendencji, które sprowadziły niegdyś
katastrofę rozbiorów, a które rok temu jeszcze gnały nawę państwową w odmęt
ruiny gospodarczej i politycznej. Zamach stanu był reakcją żywiołową, gdyż znalazł
nie tylko odpowiednią siłę, ale również głośną lub co najmniej cichą aprobatę
całego umiarkowanego, partyjnie niezaślepionego społeczeństwa. Nie była to
jedynie uległość wobec chwilowej przemocy militarnej, ale równocześnie i
przekonanie, wynikłe z uświadomienia sobie zgubnych skutków poprzedniego reżimu
i nieodzownej konieczności gruntownej sanacji stosunków.
Ale
tenże sam przewrót majowy, zakończony w pierwszej swej ostrej fazie znaną
groźbą bata, rzuconą pod adresem poprzedniej gospodarki i korupcji partyjnej,
był zarazem ostatecznym stłumieniem tego wybujałego indywidualizmu, który —
raz jeden tylko w ciągu naszych dziejów nowożytnych chwilowo i niestety
bezskutecznie zwyciężony, a raczej zaskoczony przez twórców konstytucji 3-go
maja — zwalczał uparcie wszelką zdrową myśl państwowo-twórczą w Polsce i
uniemożliwiał wszelkie racjonalne reformy. Przewrót majowy był jak gdyby
reakcją idei silnej władzy państwowej przeciw swawoli indywidualnej, personifikowanej
dawniej przez szlachcica - warchoła i bezmyślny egoizm warstwowy, dzisiaj
przez partyjnego demagoga i niemniej bezmyślną walkę klasową. W rezultacie
utrwalił więc jeszcze silniej panowanie etatyzmu, całkiem nawet niewspółmiernego
z łagodną i paktującą z resztkami dawnego parlamentaryzmu dyktaturą, pod którą
żyjemy. Bo dyktatura ta wcale nas nie przymusza do oglądania się we wszystkim
na dyrektywę i współdziałanie państwa; przeciwnie, składa dowody, że chciałaby
wydobyć na wierzch ze społeczeństwa jakaś samodzielną energię twórczą i
organizacyjną i do niej w znacznym stopniu dalsze swe rządy dostosować. Ale społeczeństwo,
jak dotąd, nie wiele okazuje w tym kierunku tężyzny i inicjatywy. Nawet
poważne jego ugrupowania, politycznie jeszcze nie wytarte i rozporządzające
wielkimi walorami moralnymi i materialnymi, stoją jeszcze dość niezdecydowane,
obawiając się każdej śmielszej akcji, każdego bardziej zdecydowanego publicznego
występu wyczekując zbyt biernie dalszego biegu wypadków, a nade wszystko
wykazując zbyt mało zdolności czy chęci organizacyjnych. Stąd też rząd obecny
musi z konieczności brać na siebie w dalszym ciągu cały odziedziczony ciężar
gospodarki statystycznej, a nawet ją rozszerzać, bo rozwój Państwa, a zwłaszcza
jego rozwój gospodarczy, nie może stać na miejscu. Zgnieciono chorobliwy,
warcholski indywidualizm, a ponieważ ten zdrowy, twórczy, tkwiący w lepszych
elementach naszego społeczeństwa, nie miał dotąd odwagi i mocy się ujawnić,
więc w naturalnej konsekwencji etatyzacja czyni tymczasem, dalsze postępy.
Rzućmy
okiem obiektywnie na prawdziwy stan gospodarstwa krajowego. Ministerstwo Skarbu,
Ministerstwo Przemysłu i Handlu, Bank Polski, Bank Rolny i Bank Gospodarstwa
Krajowego, po za tym zaś tu i ówdzie zamożniejsze samorządy — oto niemal jedyne
obecnie czynniki inicjatywy gospodarczej i akcji twórczej. Poza tym jeden
wielki zastój inicjatywy, jeśli pominąć nader nieliczne wypadki zainteresowania
się kapitału zagranicznego jakimś przedsiębiorstwem krajowym, wyjątkowo
dobrze sytuowanym. Mowy niema o skuteczności wystąpienia z jakąkolwiek twórczą
inicjatywą prywatną, nie tyle dlatego, żeby brak było środków na jej
realizację — bo na przedsięwzięcia w umiarkowanych rozmiarach znajdą się jednak
w kraju fundusze — ile przede wszystkim dlatego, że przedsiębiorcy, banki i
ogół społeczeństwa odwykły od wszelkiej inicjatywy, straciły do niej chęć,
wiarę i rzeczowe zrozumienie. Jesteśmy jak niemowlę, które bez państwa —
piastunki boi się kroku postawić. Wymownym wyrazem tej psychiki jest treść
wszelkich — zresztą dzisiaj niezmiernie rzadkich — prywatnych projektów
gospodarczych, w których zakłada się z góry co najmniej pewien procentowy
udział Rządu, jako rzecz, która się sama przez się rozumie.
Na
głosy, które się przeciw tej psychice i temu stanowi rzeczy podnoszą, słychać
odpowiedź, że inaczej być nie może, skoro radykalne tendencje czynników
miarodajnych w państwie, podcinając prawo własności i wprowadzając ustrój
istotnie antykapitalistyczny, uniemożliwiają wszelką twórczą działalność. Ale
odpowiedź taka jest tylko wymówką. Jeżeli radykalizm szerzy się i panoszy, to
głównie dlatego, że nikt mu się na serio nie przeciwstawia. Duch społeczeństwa
polskiego ma w gruncie rzeczy bez porównania mniej wrodzonego radykalizmu,
niżby to można sądzić po pewnych zewnętrznych, dorywczych pozorach. Natomiast
autorytet warstw państwowo - twórczych, reprezentujących największe walory
intelektualne i materialne, jest zawsze jeszcze tak wielki, że przy
odpowiedniej ich konsolidacji i śmiałej, zdecydowanej inicjatywie mogłyby wywrzeć
wpływ ogromny na reformę stosunków w duchu umiarkowanym. Ale nie widać jeszcze
z ich strony dość zdecydowanej woli organizacyjnej, odwagi i inicjatywy — i
dlatego żyjemy wciąż jeszcze pod wszechwładnym panowaniem, etatyzmu i
zabójczych skutków ideologii demagogicznej.
Zresztą,
o ile chodzi o moment obecny, mylnym byłoby twierdzenie, że i rząd dzisiejszy
dąży programowo do przedłużenia tego demagogicznego status quo. Rząd nasz
bowiem, wstrzymując się ogółem od jakiejkolwiek bardziej stanowczej interwencji
w kształtowaniu się opinii społeczeństwa i pozostawiając ten proces mniej więcej
samoistnemu przefermentowaniu, składa jednak od dłuższego czasu niedwuznaczne
dowody, że pragnie wytworzenia się w kraju silniejszego frontu czynników
rozumu politycznego i umiarkowania i trzymając na wodzy, a nawet gdzieniegdzie
energicznie hamując rozwój elementów zbyt radykalnych na lewicy i prawicy,
ułatwia tym samem rozwój żywiołów umiarkowanych i państwowo-twórczych w ogóle.
Ale rząd nie chce rzucić przedwcześnie wszystkiego na jedną szalę i to jest
powodem jego polityki „wachlarzowej”, czyli tendencji do grupowania w jeden
wspólny front, wszystkich odłamów politycznych, które uważa za państwowo-twórcze
— od konserwatystów do daleko posuniętych lewicowców. Zatrzyma się w tej grze
i oprze się niewątpliwie na tych, którzy w międzyczasie wykażą największą
siłę, żywotność i talent organizacyjny. Nie ulega też wątpliwości, że przyszłe
reformy ustrojowe pójdą, przynajmniej w ogólnym zarysie, po myśli tego
kierunku, który w tej grze wachlarzowej zwycięży.
To
samo mniej więcej dotyczy kwestii inicjatywy prywatnej, czy też dalszej
etatyzacji naszego życia publicznego. Rząd obecny nie popiera programowo
etatyzmu, ale powitałby niewątpliwie bardzo chętnie silną inicjatywę prywatną.
Tymczasem, skoro jej brak, rozwój stosunków idzie dalej w kierunku etatyzmu,
przybierając częstokroć nawet zabarwienie niemal socjalistyczne. Ustałoby to z
pewnością wobec silnego naporu zdrowego i dobrze zorganizowanego indywidualizmu
gospodarczego. Wszak i tu rząd obecny dał niedwuznacznie do poznania, że nie
zamierza spieszyć się z realizacją uchwalonych w poprzednim okresie ustaw,
podcinających prawo własności. Ale pójdzie z czasem niewątpliwie w kierunku
opinii tych warstw społeczeństwa, które wykaże największą żywotność i tężyznę
Co
prawda, taka polityka czynników miarodajnych, usuwająca się od wszelkiej
zdecydowanej dyrektywy i oddająca przyszłą strukturę państwa zanadto na los
nieobliczalnych fluktuacji, nie może być zbytnią zachętą dla pobudzenia do
aktywności żywiołów umiarkowanych w kierunku politycznym, a inicjatywy
indywidualnej w kierunku gospodarczym. Robi ona nawet wiele szkody, bo
społeczeństwo nasze, politycznie i gospodarczo nie dość wyszkolone, nie jest na
razie w stanie zgrupować się i ruszyć karnie i twórczo w pożądanym kierunku,
a tymczasem źle się w kraju dzieje, co zamierzenia sanacyjne ogromnie utrudnia
i wypacza, a co przy pewnej wyraźniejszej dyrektywie rządu z pewnością dałoby
się uniknąć i ułatwiłoby usiłowania wszystkich rozumnych żywiołów w
społeczeństwie. Niemniej jednak jest faktem, że w tej chwili zarówno zwycięstwo
ideologii umiarkowanej, jak i inicjatywy prywatnej w państwie zależy w
pierwszym rzędzie od tężyzny i zmysłu organizacyjnego żywiołów zachowawczych.
Rząd nie odnosi się do nich nieżyczliwie, a często nawet wprost z wyraźną
chęcią wciągnięcia ich do pracy państwowej na większą skalę. Szerokie zaś
warstwy społeczeństwa, zniechęcone jałową gospodarką demagogiczną, a politycznie
po zamachu majowym wielce zdezorientowane, pójdą chętnie za każdym, który im
jakąś wyraźną drogę w sposób zdecydowany wskaże. Wielkie więc atuty leżą w
ręku sfer, reprezentujących zasady umiarkowania, rozumu politycznego,
własności prywatnej i swobody indywidualnej, atuty tak wielkie, jakich sfery te
od niepamiętnych czasów w ręku nie miały. Chodzi więc tylko o to, czy je
potrafią należycie wykorzystać.
Ustrój
i rozwój gospodarczy państwa idzie więc na razie w kierunku stopniowej
socjalizacji, jaki mu pośpiesznie a sprytnie narzucili demagodzy, którzy w
pierwszych rządach po wskrzeszeniu niepodległości dorwali się do steru. Jest to
jedyny ze wszystkich silny a zdecydowany prąd, który nurtuje wytrwale a
konsekwentnie pod zmienną powierzchnią wszelakich fluktuacji politycznych,
społecznych i gospodarczych od ośmiu lat w Polsce. Dużo się u nas politykuje na
różne tony i szerzą się rozmaite hasła i porywy, dziś głośne, i silne, jutro
słabnące. Ale pod tą wiotką powłoką powierzchownych zmagań politycznych tworzy
się zwolna gmach ustroju, w którym państwo i jego administracja będą
wszystkim, jednostka niczym i w którym z konieczności zwyciężyć będą musiały
pojęcia, paraliżujące wrodzoną zdolność i prężność społeczeństwa polskiego i
obracające w niwecz cały nasz narodowy dorobek tradycji, ideałów i kultury.
W
ten gmach uderzyć trzeba z całą energią i świadomością położenia i zburzyć go
zanim się wzmocni. Żywioły państwowo - twórcze, a w pierwszym rzędzie
zachowawcze, muszą się skonsolidować i zorganizować od podstaw i pójść śmiało
a bezwzględnie pod sztandarem walki z etatyzmem, obrony własności prywatnej i
wzmożenia inicjatywy obywatelskiej. Stanąć musi pod tym sztandarem wszystko, co
przedstawia poważny stan posiadania i produktywny warsztat pracy, a więc
rolnictwo, przemysł, handel, rzemiosło, własność nieruchoma i banki. Powstać
musi silny, jednolity front gospodarczy, wyzwolić się z pod opieki prądów i
ugrupowań demagogicznych, które bezkarnie dotąd dokonywały na nim dotkliwych
eksperymentów i wiwisekcji i zaważyć potężnie, z całą świadomością swych
walorów i celów, na szali losów własnych i państwa. Życie gospodarcze, które
jest główną realną podstawą bytu państwa oraz jego polityki wewnętrznej i zewnętrznej,
musi bezpośrednio na niej rękę położyć, nie wyręczając się w tym bezkrytycznie
różnymi niepowołanymi pośrednikami, jak to się działo dotąd z wielką szkodą dla
niego samego i dla całego państwa.
A
w tym skonsolidowanym w ten sposób froncie gospodarczym odrodzić się musi
inicjatywa prywatna i wyrwać z rąk etatyzmu ster wytwórczości narodowej. Musi
żądać od czynników miarodajnych w państwie swobody działania, pełnego uznania,
poparcia i odpowiedniego swym walorom stanowiska, którego by zmniejszać ani
niszczyć nie mogły zachłanne ambicje partyjne ani bezmyślna ideologia
wywrotowa. Nietrudno to będzie osiągnąć, bo nurty naszego swojskiego radykalizmu
są wprawdzie hałaśliwe ale płytkie, a etatyzm nasz zbyt młody jest i chwiejny i
zbyt przeciwny polskiej naturze, aby energicznemu, zrzeszonemu naporowi sfer
gospodarczych mogły na serio stawić czoło. Ale warunkiem jest, aby zrzeszony
front powstał i inicjatywa silnie się ujawniła.
Objąć
ona musi wszystkie działy pracy gospodarczej, wyzwolić się samorzutnie z pod przesadnej
kurateli oficjalnej i zaznaczyć się śmiało przede wszystkim w zaprojektowaniu i
stopniowym realizowaniu nowych twórczych zamierzeń, odpowiadających ważnym
postulatom ekonomicznym niepodległego państwa w obecnych jego granicach oraz
konieczności należytego wyzyskania jego bogactw naturalnych. Zapewne, nie można
się porywać zaraz z początku na wielkie rzeczy. Brak na to na razie
odpowiedniego kapitału. Ale musi się najpierw pojawić wola. Bez zdecydowanej
woli do reorganizacji naszego życia gospodarczego w kierunku twórczym, nie tylko
jak dotąd zachowawczym, nie pomoże nawet obecność kapitału, któryby, w tym
wypadku niechybnie się zmarnował. Gdy natomiast w naszych prywatnych
instytucjach finansowych i gospodarczych, a za niemi i w szerokiej opinii
publicznej, znajdzie się szczera wola do rewizji dotychczasowej ideologii
zachowawczego kwietyzmu i ujawni się przedsiębiorczość i inicjatywa choćby
tylko w zaczątku, to zareagują na nią giełdy i ściągną ze wszech stron kapitały.
A moment obecny, moment walki o polityczne przeobrażenie społeczeństwa
polskiego i reformę ustroju państwa, moment ustabilizowania waluty i znacznego
wzrostu zaufania zagranicy, jest szczególnie korzystnym dla podjęcia tej podwójnej
akcji: stworzenia wewnętrznego gospodarczego frontu i odrodzenia inicjatywy
prywatnej.
Na
czele tej akcji stanąć powinna przede wszystkim Prawica Narodowa, jako
stronnictwo i zarazem szkoła polityczna o ideologii na wskroś realnej,
dostosowywanej zawsze do trzeźwej, obiektywnej oceny rzeczywistości. Chwycić
winna w rękę tę inicjatywę, która się jej niejako sama narzuca, także i
dlatego, że dawne jej podstawowe założenia, które jej dały początek, moc i
pełen zasług rozwój pod obcym zaborem, straciły obecnie rację bytu, a
natomiast na tej właśnie drodze zyskać może w niepodległej ojczyźnie nową, potężną
podstawę do wszechstronnej, bardzo owocnej działalności. Wszak walka o
prywatny stan posiadania, o swobodę pracy i inicjatywy obywatelskiej, o byt i
rozwój warsztatów przemysłowych i rolnych i o konsolidację wszystkich twórczych
żywiołów społeczeństwa w jeden wielbi narodowy front gospodarczy — to zarazem
walka o byt i pomyślność państwa, o nasze ideały narodowe i moralne, o całą
naszą cywilizację i kulturę, zagrożone dziś więcej niż kiedykolwiek zalewem
doktryn socjalizujących i proletaryzujących, których postęp, wzmagający się z
dniem każdym, niesie zagładę nie tylko życiu gospodarczemu, ale i polskości w ogóle.
To zarazem walka o zdrową realną myśl polityczną w społeczeństwie, wytoczona jałowemu,
bezmyślnemu politykowaniu, oszukańczym hasłom radykalnym oraz niesumiennemu
żerowaniu na ciemnych instynktach mas. To z innej strony również dostosowanie
się do pulsu nowoczesnego postępu w świecie cywilizowanym, gdzie moment
ekonomiczny odgrywa dzisiaj kapitalną rolę, górując istotnie nad wszelkimi
innymi impulsami międzynarodowej polityki. A pierwszym, najbliższym zadaniem w
tej walce jest odrodzenie prywatnej inicjatywy gospodarczej i zniszczenie
wybujałości etatyzmu, idącego zawsze w przedniej straży doktryn
socjalistycznych i urabiającego im wygodne podłoże.
Podniesienie
tego sztandaru, tej idei przewodniej, ze wszystkimi jej konsekwencjami,
stworzy zarazem Stronnictwu Prawicy Narodowej i wszystkim tym, którzy staną z
nią we wspólnym froncie, bardzo mocną i pewną platformę do traktowania
wszelkich innych zagadnień z zakresu polityki wewnętrznej i zewnętrznej oraz
ułatwi racjonalne, programowe ustosunkowywanie się do wypadków dnia,
eliminując z góry chwiejny a zawsze niebezpieczny oportunizm, który każdą pracę
polityczną, pozbawioną własnych podstaw, silnego rdzenia pacierzowego i
konkretnego celu, musi prędzej czy później zepchnąć na mieliznę.
Dla
uniknięcia ewentualnych nieporozumień wyjaśnić zaraz należy, że pod wyrażeniem
„front gospodarczy” nie rozumiemy bynajmniej zrzeszenia najzamożniejszych tylko
sfer gospodarczych celem obrony przede wszystkim ich własnych interesów i
opanowania wzorem trustów lub karteli życia ekonomicznego i finansów
krajowych. Takie postawienie sprawy sprzeciwiłoby się wprost poglądom wyżej
wyłożonym. Chodzi nam o front „racjonalnego gospodarstwa” w państwie, któryby
przeciwstawił się kategorycznie dotychczasowemu politycznemu żerowaniu na
materialnych i moralnych walorach państwa, jak również i na kieszeniach
wszystkich sfer prywatnych, wprowadzając na jego miejsce rozumne, trzeźwe
zasady myślenia i działania. Racjonalne pojęcia i zasady ekonomiczne dostarczą
nam najlepszej podstawy do zreformowania naszego życia publicznego, a w
konsekwencji i ustroju państwa, w duchu realnych korzyści wszystkich warstw
społeczeństwa i wszystkich narodowości, kraj nasz zamieszkujących i ustalą
zarazem platformę i wytyczne dla realnej polityki w każdym kierunku. A w tak
pojętym froncie gospodarczym jest miejsce nie tylko dla sfer materialnie zamożniejszych,
ale właśnie i dla szerszych warstw ludowych, reprezentujących pewne walory
gospodarcze, a w szczególności dla włościan, rzemieślników i robotników, gdyż
front „racjonalnej gospodarki” ma dać im, w miarę rozwoju sił gospodarczych
kraju, polepszenie bytu materialnego i warunków pracy, czego nie dały im i nie
dadzą nigdy hałaśliwe a zawodne obietnice doktryn demagogicznych. Ustalenie
platformy gospodarczej, to wprowadzenie do całego życia narodowego trzeźwej
zasady ekonomicznej kalkulacji i przywrócenie do waloru we wszelkich
zamierzeniach i pociągnięciach politycznych oczywistego aksjomatu, że dwa a
dwa to cztery — ani mniej, ani więcej.
Ustalenie
tej zasady wytycznej i zastosowanie jej z całą konsekwencją we wszystkich
kierunkach działania, będzie dla Prawicy Narodowej równoznaczne z gruntowną
rewizją jej programu, do której niezwłocznie powinna przystąpić, jeżeli chce w
dalszym ciągu pełnić swą doniosłą, historyczną rolę w społeczeństwie.
Oczywiście, samo Stronnictwo nasze, jako takie, nawet przy największym
możliwym rozwoju, nie będzie w stanie zapełnić tego frontu gospodarczego, o
którym mowa. Może mu dać impuls i programowe podstawy, kształtując je i
rozwijając w teorii i praktyce. Ale sam front gospodarczy wypełnić mogą tylko
rzesze i instytucje, reprezentujące bezpośrednio poszczególne działy życia
gospodarczego. Uświadamianie i organizowanie ich w tym kierunku, oswobadzanie
ich z dotychczasowej zależności od ugrupowań i doktryn politycznych czy
socjalnych, najżywotniejszym ich interesom, a zarazem i realnie pojętym
interesom państwa w gruncie rzeczy przeciwnych, a natomiast kierowanie ich do
bezpośredniego zainteresowania się sprawami ogólno państwowymi i zaważenia na
nich całym swym autorytetem i walorem — oto zadanie i system działania,
prowadzący do wskazanego wyżej celu.
Zadanie
to niezmiernie wdzięczne dla naszego Stronnictwa i dla wszystkich tych, którzy
zechcą pójść za jego apelem, gdyż program racjonalnej platformy gospodarczej
przemawia z jednej strony do najrealniejszych, najbliższych każdemu interesów
materialnych, z drugiej zaś daje możność do rozwinięcia najwznioślejszych
sztandarów obrony państwa, polskości i wszelkich naszych walorów moralnych i
kulturalnych przed zalewem doktryn i żywiołów wywrotowych. A jest to sprawa
obecnie jedna z najważniejszych i racjonalne jej rozstrzygnięcie zadecyduje w
bardzo znacznym stopniu o przyszłym rozwoju, ustroju i losach państwa.