Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Adolfowi Bocheńskiemu
Adolf Bocheński - Normalizacja systemu pomajowego
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 1381 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Pierwodruk: „Bunt Młodych” 1935, nr 23-24

 

Wywody poniższe są rezultatem myślowych wahań autora, poprzedzających wybory, a odnoszących się do pytania: „głosować czy nie głosować”. Przyznam się, iż zabieram się do ich opublikowania z pewną nieśmiałością. Czyż bowiem podobne wahanie nie stały się u nieśmiertelnego Hipolita Taine’a źródłem wspaniałego dzieła o podstawach Francji współczesnej? Czyż znakomity pisarz – Daniel Halevy – nie zabrał się do pisania historii trzeciej republiki właśnie dlatego, że przy wyborach nie mógł się zdecydować na sposób głosowania? Nasze rezultaty będą o wiele skromniejsze.

Sens nowej ordynacji

Nie należąc do opozycji i nie korzystając w niczym z sympatii naszych do regime’u pomajowego, możemy sobie pozwolić na zupełnie bezstronną ocenę ostatnich wydarzeń. W nowej ordynacji wyborczej dostrzegamy dwie rzeczy wagi pierwszorzędnej, a nowe na naszym gruncie politycznym. Po pierwsze zmianę systemu proporcjonalnego na system dwumandatowy, po drugie wprowadzenie desygnacji kandydatów przez kolegia wyborcze. Pierwszą nowość pozostawimy na razie na boku. Motywy, które ją podyktowały, wydają się równie jasne jak słuszne. Żałować tylko wypada – co wyłuszczymy poniżej – pułk. Sławek nie poszedł konsekwentnie dalej, aż do okręgów jednomandatowych i możliwe jak najmniejszych. Zastanawia natomiast i niepokoi nowość druga. Chcemy pisać o desygnacji kandydatów przez kolegia wyborcze.

Aby ocenić wartość tej nowej instytucji prawnej, musimy zdać sobie sprawę z motywów, które mogły spowodować jej wprowadzenie. Niewątpliwie przedstawia ona wiele złych stron. Już teraz jednak nie potrzebujemy ukrywać, iż jeżeli rezultatem tego procesu myślowego była przecież skłonność do głosowania, to dlatego, że dobre strony zdały się znacznie przeważyć stronu ujemne. Był taki Mikołaj Morozow, który trzymany przez kilkadziesiąt lat w więzieniu Szlisselburskim, wyprawiał dziwne skoki na spacerach po podwórzu więziennym w obawie, aby nie nastąpić na licznie przebywające tam skrzydlate owady. Jednocześnie był on teoretykiem najskrajniejszego terroru i mord uważał za główne zadanie partii rewolucyjnych. Musimy bardzo uważać, aby nie wpaść w podobny nastrój, dla skrzydlatych owadów nie poświęcać zasadniczych spraw państwa.

Otóż dla właściwego zrozumienia motywów zaprowadzenia kolegiów wyborczych trzeba przede wszystkim uprzytomnić sobie twierdzenia:

1)      Zaprowadzając kolegia wyborcze rząd pułk. Sławka dążył nie do zapobieżenia większości absolutnej opozycji w sejmie, lecz do usunięcia zeń ok. 20 % lub 30 % opozycjonistów, którzy przy normalnych wyborach i nastrojach społeczeństwa mogli się tam znaleźć.

2)      O ile większość absolutna opozycji w ciałach ustawodawczych przedstawiałby niewątpliwie poważne niebezpieczeństwo dla państwa, o tyle przebywanie w nich ok. 20 % lub 30 % opozycjonistów posiadało bardzo ważne dobre strony, z których wszyscy zdawali sobie sprawę.

3)      Jeżeli pułk. Sławek poszedł nie mniej na wykluczenie każdego znaczniejszego procentu opozycji z sejmu, to musiał mieć ważne powody, dla których zdecydował się na ten krok. Wskazanie na te powody, w naszym rozumieniu rzeczy i nakreślenie w jakiej mierze inspirowały one również dalszą politykę rządu – albo raczej w jakiej mierze najzupełniej przestały ją inspirować – będzie też głównym przedmiotem tych rozważań.

 

Dobre strony opozycji antyregimowej

Możemy uważać za rzecz niemal pewną, iż wyeliminowanie opozycji antykonstytucyjnej z sejmu było głównym celem instytucji kolegiów wyborczych. Tu posłyszymy prawdopodobnie odpowiedź, iż chodziło o zmianę gorszych posłów na lepszych, o podwyższenie poziomu elity. Podwyższenie to miało nastąpić na drodze nie tyle intelektualnej – nowe ciała ustawodawcze nie mają ambicji przewyższenia poziomu intelektualnego dawniejszych – ile na drodze moralne. Po prostu uznano w czambuł zwolenników istniejącego ustroju za moralniejszych od jego przeciwników, z zachowaniem wyjątku dla zupełnie notorycznych łapowników i złodziei. W tym sensie „podwyższenie poziomu moralnego” oznacza eufemizm, za którym ukrywa się eliminacja opozycji antykonstytucyjnej.

Niektórzy uważają, iż nowa ordynacja wyborcza miałaby większą rację bytu, gdyby nasze samorządy stały na wyższym poziomie – chociażby na takim, jak dawne ziemstwa rosyjskie, nie mówiąc o samorządzie austriackim. Przyznaję, iż uważam pogląd ten za fałszywy. Racja bytu tej ordynacji polega właśnie na tym, iż dzisiejsze samorządy dają gwarancję na wejście opozycjonistów antyregimowych do ciał ustawodawczych. Gdyby samorządy były naprawdę niezależne, instytucja kolegiów wyborczych w ogóle straciłaby wszelkie znaczenie i stanowiłaby niepotrzebną komplikację.

Otóż nowa ordynacja wyborcza nie jest chyba inspirowana przez obawę większości opozycyjnej w sejmie. Każdy człowiek przytomny w Polsce zdaje sobie sprawę, iż uzyskanie większości przez opozycję w dzisiejszych warunkach było niepodobieństwem. O ile się zaś nie mylimy, rząd, będąc bardzo przytomny, był jeszcze optymistyczniej od nas pod tym względem nastrojony. To, przeciw czemu wystąpiono, to nie większość opozycji. Kompleks 1928 roku tym razem nie pokierował chyba ręką naszego rządu. Wystąpiono nie przeciw większości opozycyjnej, ale przeciw jakimś 20 czy 30 % opozycji, która realnie mogła się znaleźć w sejmie.

A przecież przebywanie tych dwudziestu czy trzydziestu procent opozycji w ciałach ustawodawczych miało swoje bardzo dobre i powszechnie za takie uznane strony. To właśnie, a nie co innego było powodem, dla którego „faszyzm polski” cieszył się jakimiś specjalnymi względami wśród całej opinii demokratycznej zachodu. Nie ma życzliwego Polsce reportażu, czy artykułu, w którym by fakt ten nie był szeroko komentowany, z przychylnymi nam porównaniami.

Przebywanie opozycji w sejmie działało bardzo silnie na jej przywódców w kierunku utrzymania działalności w ramach legalnych oraz w kierunku uznania konstytucji styczniowej. Znaną jest rola, którą ciała ustawodawcze odegrały w całej Europie w ewolucji najskrajniejszych partii ku większemu umiarkowaniu. Jest rzeczą ogólnie przyjętą, iż przebywanie posłów skrajnej opozycji w ciałach ustawodawczych walnie przyczynia się do legalności ich stronnictw i do życzliwości ich w stosunku do rządu.

Wreszcie usunięcie leaderów opozycji było bardzo znacznym obniżaniem poziomu naszych ciał ustawodawczych. Tacy ludzie, jak Daszyński, Niedziałkowski, Liebermann, Witos, Rataj, Czetwertyński, Stroński i Rybarski, stanowili niewątpliwie elitę sejmu w sensie intelektualnym. Usuwając ich sejm narażał się dobrowolnie na ogromne obniżenie stopnia zainteresowania i uznania społeczeństwa dla ciał ustawodawczych. Sądzę, iż w rządzie posiadano na tyle obiektywizmu, by zdawać sobie z tego sprawę.

Niemniej pułkownik Sławek poszedł na zupełną likwidację opozycji w sejmie i jestem głęboko przeświadczony, że uczynił dobrze. To, co napiszemy, będzie może paradoksem, ale czymże jest historia nasza, jeżeli nie jednym gigantycznym paradoksem? Usunięcie opozycji z ciał ustawodawczych było zasadniczym warunkiem niedopuszczenia naszego państwa do ześlizgnięcia się na drogę zupełnej dyktatury i absolutyzmu.

 

Trzydzieści procent opozycji

Sześćdziesiąt procent opozycji w sejmie to uniemożliwienie normalnego funkcjonowania ustawodawstwa, to powolne narastanie chaosu wśród władzy ustawodawczej z wykonawczą. Trzydzieści procent opozycji nie posiadałoby niewątpliwie tych złych stron. Trzydzieści procent opozycji to związanie jej na drodze legalnej, to pozostawienie w sejmie jego najwybitniejszych umysłów. Ale trzydzieści procent opozycji to także niemożliwość podziału bloku rządzącego na dwa skrzydła, to niemożliwość dania społeczeństwu możności rozstrzygnięcia między polityką społeczną prawicową a lewicową, między nakręcaniem koniunktury a deflacją, między etatyzmem i inicjatywą prywatną. Przypatrzmy się bliżej temu zagadnieniu.

Zasadniczą dla Polski sprawą jest dzisiaj gra o pochwycenie żywych konfliktów i żywych problemów w ramy nowo uchwalonego prawa. Jeżeli lex Sławek pozostanie jakąś martwą formą poza, którą rozstrzygać się będą wszystkie ważniejsze problemy poza, którą dziać się będą wszystkie ważniejsze wydarzenia, to możemy być pewni, że wszystkie te konflikty i problemy nie zostaną rozwiązane drogą legalną, lecz raczej – manu militari, drogą siły. W żagle nowej konstytucji pochwycić trzeba huragany konfliktów społecznych i gospodarczych by nie złamały one z takim trudem wystawionego masztu. Sapienter idem, contrahes vento nimium secundo – turgida vela. Utrzymanie jednolitości bloku rządowego miało niewątpliwą może rację bytu w okresie tworzenia nowej konstytucji, dziś, gdy podwaliny ustroju Rzeczypospolitej zostały już rzucone, przyszła chwila na rozbudowanie elementu zmiennego w ustroju. System polityczny Polski polegał na związaniu ludzi, oddanych regimowi niektórymi wspólnymi przekonaniami, jak uznanie dla konstytucji i dla polityki zagranicznej, prowadzonej przez Marszałka i jego zastępców, pozostawienie armii we właściwych rękach. We wszystkich innych sprawach Marszałek pozostawił swym zwolennikom wolną rękę i to właśnie stało się podwaliną podziału bezpartyjnego bloku przy dalszym wyznawaniu przez jego człony pojęć. Chodzi tu o rzecz zasadniczej wagi: o danie społeczeństwu poczucia możliwości zmiany na drodze legalnej, o związanie silniejsze społeczeństwa z istniejącym regimem. O ile nie chcemy, aby wszelki czynnik stały w państwie załamał się pod naporem nielegalnego nacisku z zewnątrz, musimy się zdecydować na stworzenie możliwości zmiany legalnej, osiągalnej przez społeczeństwo w tych dziedzinach, w których ideologia Marszałka zwolenników ustroju nie krępuje. Zupełna likwidacja opozycji przeciwkonstytucyjnej w kraju wydaje się możliwą również jedynie wtedy, gdy najważniejsze problemy państwowe rozstrzygane będą przez społeczeństwo na wewnątrz bloku. Wówczas bowiem niewątpliwie masy sympatyków opozycji lewicowej i prawicowej przyłączyłyby się do odnośnych grup, stojących na gruncie konstytucyjnym, gdyż interwencja ich miałaby wtedy istotne znaczenie dla przyszłości państwa. Dla ukoronowania dzieła ustrojowego Marszałka konieczny jest podział ciał ustawodawczych na dwie wielkie grupy o odmiennych programach społeczno - gospodarczych, umiejących jednak jednocześnie podporządkować się konstytucji.

Otóż jeżeli wychodzimy z tego punktu widzenia myśl przewodnia ordynacji wyborczej, staje się nam nagle zupełnie jasna. Już nie sześćdziesiąt procent opozycji antykonstytucyjnej, ale nawet i trzydzieści mogłoby w zupełności uniemożliwić powstanie większości jednego z dwu skrzydeł blokowych, którego przewaga nad drugim byłaby z konieczności dość słaba. Znając stosunki polskie można bowiem z dużą dozą prawdopodobieństwa twierdzić, iż ani prawica, ani lewica nie osiągnęłyby przygniatającej przewagi. Wówczas każda ważniejsza uchwała musiałaby być uchwalaną głosami opozycji antykonstytucyjnej. W praktyce uniemożliwiałoby to podział bloku na dwa obozy.

Polska jest zresztą dziś specjalnie uprzywilejowaną pod tym względem. Napoleon III pod koniec swych rządów zamierzał uregulować stosunki w państwie na podstawie podobnego podziału grupy rządzącej. Zdecydował się na to jednak już w takiej chwili, w której ilość opozycji antydynastycznej w parlamencie niebywale utrudniała korzystne przeprowadzenie tej koncepcji. Z drugiej strony koncepcja między partią Rouher`a a koalicją Emila Ollivier odnosiła się raczej do spraw, które między obozem rządzącym a opozycją dynastyczną nie powinna istnieć. Natomiast polską lewicę i prawicę dzielą poglądy gospodarcze, a więc sprawy najzupełniej zgodne z istnieniem pewnego nadrzędnego czynnika stałego.

Eliminując opozycję antykonstytucyjną z sejmu, uczynił więc pułk. Sławek krok ciężki i połączony z wieloma złymi stronami, ale trafny i konieczny. Może idealna byłaby myśl, aby zachować w sejmie i senacie kilka najlepszych głów tej opozycji, których liczebność nie mogłaby wpłynąć w sposób istotny na wyniki głosowania. To są jednak rojenia na jawie. Paradoksalnym się wydaje fakt, iż nawet człowiek, którego opinia publiczna uważa za najlepszą głowę wśród grupy rządzącej – Ignacy Matuszewski – nie wszedł nawet do naszych izb ustawodawczych. Niemniej powtarzamy raz jeszcze, iż proces usuwania opozycji z sejmu nie uważamy za rzecz szkodliwą. Zapowiedź likwidacji B.B.W.R, była dalszym trafnym krokiem na tej drodze, niestety, w pewnej chwili ten marsz ku lepszej przyszłości ustał.

 

Pomyłki

W okresie między uchwaleniem ordynacji wyborczej a wyborami rząd pułk. Sławka robił wrażenie jeźdźca, który puściwszy konia galopem, w ostatniej chwili przed przeszkodą zaczyna bezładnie szarpać cugle w tył. Wydaje się jasnym, iż w czasie kampanii wyborczej należy sprowokować społeczeństwo do wypowiedzenia się w zasadniczych kwestiach społeczno – gospodarczych, w których system nasz nie ma sztywnych poglądów i przygotować oparcie rządu na tym skrzydle sejmu, które okaże się silniejsze w społeczeństwie. Szczęśliwy traf sprawił, iż prowadząc dalej konsekwentnie tę politykę, wypływającą z założeń ordynacji wyborczej, usuwało się jednocześnie jedyne wielkie niebezpieczeństwo, które rządowi w tych wyborach zagrażało. Mamy na myśli brak zainteresowania społeczeństwa i ogólne znudzone ziewanie. Jasnym jest, iż nie było lepszego sposobu na rozbudzenie zainteresowania społeczeństwa, niż wytworzenie pewności, iż od wyniku wyborów zależy coś naprawdę ważnego, rządy inflacyjne lub deflacyjne radykalne lub umiarkowane. Obie naczelne sprawy wyborów były ze sobą ściśle związane. Obie rząd na głowę przegrał.

O ile chodzi o zainteresowanie społeczeństwa wyborami, to można ujmować tę sprawę z podwójnego punktu widzenia. Z jednej strony należy wymienić zainteresowania ideowe, inaczej mówiąc zainteresowania dla rozmaitych programów politycznych. Z drugiej strony motywy natury bardziej osobistej i lokalnej. Znosząc proporcjonalność rząd polski poszedł niewątpliwie w kierunku powiększenia znaczenia motywów natury osobistej. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa ogólnego znudzenia z powodu wycofania się opozycji antyregimowej z placu boju, należało skonstruować ordynację wyborczą w ten sposób, aby stopień związania społeczeństwa ze stroną osobistą wyborów był jak najwyższy.

Dobrą stroną głosowania nieproporcjonalnego jest wzmożone zainteresowanie wyborców osobą kandydata z powodu znacznego zmniejszenia okręgu i lokalnej znajomości osób wybieranych. I tu wyłania się pierwszy wielki błąd, którym było zmniejszenie ilości mandatów, odbierające rządowi jedną z walnych szans zwycięstwa. Natomiast dobre strony zmniejszenia ilości posłów – poza drobną oszczędnością – wydają się wprost żadne. Błąd za darmo. Drugim błędem tego samego rodzaju było zaprowadzenie okręgów dwumandatowych, zamiast jednomandatowych. Przyczyniło się to do rozszerzenia okręgów o połowę i do znacznego zmniejszenia zainteresowania. Tutaj przyczyną błędu był fetyszyzm jednolitości. Bano się widać przyznać, iż na kresach stosunki narodowościowe są nieco odmienne jak w głębi Polski i że trzeba tam zastosować inny system wyborczy – okręgi dwumandatowe lub jeszcze lepiej kurie narodowościowe. Rezultatem tych pociągnięć były okręgi wyborcze, cztery razy większe niż by były w razie zachowania dawnej liczby posłów, oraz okręgów jednomandatowych. Nie możemy twierdzić, iż zainteresowanie wyborców byłoby cztery razy większe, gdyby tego nie uczyniono. Niemniej bliska znajomość walczących kandydatów niewątpliwie wpływa na stopień zainteresowania.

Zakaz agitacji wyborczej i wprowadzenie dwu pierwszych kandydatów „oficjalnych” szło we wprost przeciwnym kierunku, jak usunięcie opozycji i likwidacja B. B. W. R. Ci kandydaci oficjalni i ten zakaz niebywale utrudniał opowiedzenie się większości społeczeństwa za jednym lub drugim programem społeczno – gospodarczym. Wydaje się być pewnym, że ostatnie wybory powinne były wywołać o wiele większe zainteresowanie od dwu poprzednich. Wówczas szło o walkę między rządem a opozycją. Wiedziano, iż niezależnie od zwycięstwa lub od klęski opozycji Marsz. Piłsudski pozostanie u władzy. Właściwie wybory nie mogły nic wówczas zmienić. Tym razem w samym akcie wyborczym nie szło już o walkę rządu z opozycją, ale tylko o walkę między poszczególnymi frakcjami społeczno – gospodarczymi w bloku. O ile zwycięstwo lub klęska wyborcza opozycji w niczym nie mogła wpłynąć na istotny bieg rzeczy, o tyle nie było nic łatwiejszego dla rządu, jak dać do zrozumienia, iż zależnie od opowiedzenia się społeczeństwa w tym lub innym kierunku odnośna polityka będzie realizowana. Wiadomo przecież, że polityka gospodarcza i społeczna nie należy do spraw, stanowiących jakąś wspólną własność wszystkich zwolenników Marszałka i wiadomo, iż rząd przeszedł przez ciężkie wahania przed decyzją w tym lub w innym kierunku. Te wybory miały więc szanse wywołania większego zainteresowania od obu poprzednich. Można jednak powiedzieć, że czyniono wszystko, aby społeczeństwu dać do zrozumienia, że wyniki wyborów niczym nie wpłyną na bieg rzeczy. W ten sposób zachowano nadal walkę na płaszczyźnie abstynencji lub uczestnictwa, na płaszczyźnie walki opozycji z regimem. Jeszcze raz potwierdziła się stara jak świat zasada, że opozycja antykonstytucyjna jest tym słabsza parlamentarnie, im ważniejsze dla kraju są tarcia wewnątrz bloku rządowego. Wszędzie bowiem na świecie podział bloku rządzącego był jedynym sposobem na asymilację opozycji antyregimowej. Jeszcze ostatnio przykład tego dała Hiszpania republikańska.

Tymczasem rząd zrobił wszystko co mógł, aby nie dopuścić do zainteresowania społeczeństwa wyborami. Uniemożliwiało przeprowadzenie tego, co było jedynym racjonalnym celem postanowień nowej ordynacji. W ten sposób złe strony tej ordynacji pozostały, dobre zaś zniknęły gdzieś bez śladu. Na zakończenie tych wywodów o błędach powiedzmy na pocieszenie, że przegraliśmy tutaj wyprawę na Rosena, nie zaś jeszcze wyprawę na gwardię i bitwę pod Ostrołęką. Pomimo porażki wyborczej reżimu nie jest wykluczone, że wypadki pójdą dobrą drogą. Sejm jeszcze dzisiaj może wykrystalizować w sobie parę grup o odmiennych programach – samozwańczych wprawdzie, gdyż nie opartych o wyraźny mandat społeczeństwa – ale zawsze ważnych. Przy następnych wyborach może uda się nareszcie związać społeczeństwo z regimem.

Obecnie przechodzimy do motywów, które prawdopodobnie spowodowały te pomyłki.

Tragiczność

„Tragedia pomyłek” polega tu głównie na tym, że motywy te były niewątpliwie wielkiej miary i zaliczały się do rzędu tych, które, zastosowane w odpowiedniej chwili i w odpowiedni sposób, stanowiłyby chlubę każdego cywilizowanego narodu. Mam tu na myśli „walkę z patryjniactwem” i „walkę o poziom moralny”.

1)         Walka z partyjnictwem jest niewątpliwie hasłem niesłychanie szczytnym i pożytecznym. Musimy jednak zdawać sobie dokładnie sprawę, na czym ono polega. Sądzę, iż najwstrętniejszą stroną partyjniactwa jest to, iż ludzie w krajach, opanowanych tą ciężką chorobą, podporządkowują wszystko interesom swych koterii, a więc i prawo państwowe, i rację stanu, reprezentowaną w stałości polityki zagranicznej i interesy armii. Natomiast fakt, że zwolennicy pewnych określonych poglądów grupują się w celu wpływania na bieg spraw państwowych, nie może być uważany za ujemny pod jakimkolwiek względem. Magistralnie przeprowadził to rozróżnienie St. Estreicher w swym studiu o partiach w „Przeglądzie Współczesnym”. Gdyby więc blok rządowy rozbił się ma partie, nie uznające autorytetu prawa, wytycznych polityki zagranicznej, wytkniętych przez Marszałka, i pragnące dorwać się do rządów nad armią, objaw ten musiałby być uznany za nadzwyczaj ujemny. O ile by jednak tego wszystkiego nie było – co jest zresztą pewne – to „pseudo – partyjnictwo” nie miałoby w sobie nic absolutnie zdrożnego. Musimy się zdecydować. Albo chcemy w sejmie ludzi, którzy w ogóle nie mają żadnego zdania, w takim razie nie ma mowy o żadnych grupach. Albo posłowie to mają być ludzie wartościowi i w takim razie muszą mieć jakieś zdanie i muszą pomagać tym, którzy mają zdanie podobne. A w ten sposób właśnie przejawia się na terenie parlamentarnym istnienie grupy. Tragedią nazywam to, iż na karb słusznej walki z partyjnictwem składa się walkę z jakimkolwiek zdaniem własnym u posłów.

2)         Poziom moralny. Kwestia moralności w sensie politycznym polega na czymś bardzo podobnym do kwestii partyjnictwa. Możemy tu powiedzieć, że moralność jest tym większa, im łatwiej dane grupy polityczne decydują się na działanie w imię ogólnie przyjętych norm etycznych, nawet wbrew chwilowemu interesowi osobistemu lub grupowemu. Istnienie grup politycznych nie może mieć oczywiście jednak żadnego związku ze stopniem tej moralności. Nie jestem specjalistą w „moralnej”, ale, o ile doświadczenie historyczne uczy, to epoki największego rozpasania przekupstwa łączyły się właśnie z okresami, w których system partyjny był stosunkowo mało spoisty. Tak było np. za Walpole’a w Anglii lub w okresie monarchii lipcowej we Francji. Oczywiście nie można ustalić żadnego stałego związku między tymi dwoma objawami, naiwnym byłoby jednak dążenie do ustalenia związku odwrotnego.

Moralność polityczna jednostek wzrasta zazwyczaj z jednej strony wskutek propagandy, opartej na silnej idei, z drugiej zaś na ogólnym zmęczeniu. O ile chodzi o pierwszy czynnik, to niewątpliwie propaganda idei moralności dzieje się z powodzeniem raczej drogą przykładu, jak drogą akcji słownej. Gadanina Augusta w kierunku podniesienia moralności publicznej w okresie 31 – 14 przed Chrystusem, wywierała mały wpływ z powodu przykładu działającego w odwrotnym kierunku. Dał on zaś ten przykład przez fałszerstwa i morderstwa pierwszej połowy swych rządów. Jeżeli jednak niewątpliwie moralność publiczna w tym okresie panowania Augusta powiększyła się, nastąpiło to z powodu ogólnego zmęczenia wojnami domowymi, proskrypcjami i rewolucjami.

Przykładem, który powinno się zawsze studiować, mówiąc o sprawach moralności politycznej, jest niewątpliwie historia „treuga dei” i pacyfikacji świata zachodniego przez kościół w XI wieku. Był to w dziejach jedyny poważny tryumf pacyfizmu – przynajmniej dla użytku wewnętrznego – spowodowany harmonijnym zespoleniem wszystkich czynników, przyczyniających się do podniesienia poziomu moralności politycznej. Było tam i zmęczenie nieustanną wojną feudalną, i propaganda przykładem takiego Odillon’a i silna idea katolicyzmu. Obawiać się należy, iż w epoce dzisiejszej zmęczenie Polski zamachami stanu, rewolucjami i morderstwami jest, na szczęście zresztą, zbyt małe, aby można było liczyć na istotnie znaczne podniesienie zrozumienia podporządkowania interesu osobistego ogólnym normom prawnym. Niemniej jednak powinniśmy oczywiście dołożyć wszelkich starań, aby wyjaśnić, iż podniesienie poziomu moralnego nie ma nic – ale to nic a nic, wspólnego z zupełnym zatrzymaniem życia politycznego w Polsce. Sądzę, iż nie ma dziś lepszego sposobu doprowadzenia do pogwałcenia prawa, jak i do podeptania moralności, przeciwstawienie się normalnemu rozpadowi obozu rządowego, nie połączonemu z zanikiem wspólnego uznania dla nowej konstytucji i dla polityki zagranicznej, którą przekazał nam Józef Piłsudski.

Na zakończenie powiedzmy raz jeszcze, iż rząd pułkownika Sławka, wszedłszy na dobrą drogę przez usunięcie z sejmu opozycji i przez likwidację B. B. W. R., w pewnej chwili załamał się w akcji w kierunku podziału zwolenników rządu na dwie części, mogące, zależnie od woli wyborców, dochodzić kolejno do władzy, z pozostawieniem polityki zagranicznej i armii w pełni w tych samych rękach. Cały szereg pociągnięć, mieszczący się bądź to w samej ustawie, bądź to w późniejszej polityce, uniemożliwił realizację dobrych stron nowej ordynacji, pozostawiając je złe strony. Tragedią nazywamy to, iż pomyłki te zostały zrobione w imię takich haseł, jak walka z partyjnictwem i moralność polityczna i że dokonał ich człowiek tak dużej miary, jak Walery Sławek.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,267903 sekund(y)