Rozróżnienie między demokracją i republiką nie jest
dzisiaj szczególnie często stosowane, a to głównie za sprawą niezwykłej
popularności słów "demokracja" i "demokratyczny".
Określa się nimi już nie tylko pewien znany model ustrojowy, ale
także formy zachowań, obyczajów, instytucji, czy tradycji, które
z owym modelem ustrojowym nie pozostają w oczywistym związku. Pojęcie
demokracji zaczęło więc, na przykład, wchłaniać treści liberalne,
które tradycyjnie umieszczano poza, a niekiedy wręcz w opozycji
do istoty ustroju demokratycznego. Obecnie obejmuje ono wszystko,
co dobre w życiu zbiorowym współczesnych społeczeństw, a więc w
sposób naturalny bywa ono łączone z takimi kategoriami jak społeczeństwo
obywatelskie, swobody oraz uprawnienia jednostek, czy nawet państwo
prawa. Nawyk ten praktycznie uniemożliwił poważniejszy wgląd w specyfikę
współczesnej demokracji: wszelkie jej niedostatki zaczynają być
traktowane nie jako strukturalne słabości ustroju, lecz jako efekt
niedostatecznej demokratyzacji. Standardowy argument brzmi więc:
lekarstwem na demokrację jest więcej demokracji.
Ten sposób widzenia rozmija się dramatycznie z klasycznym
ujęciem demokracji. Żeby zrozumieć czym różni się ona od republiki
należy owo klasyczne ujęcie przypomnieć. Demokracja była więc wedle
starożytnej klasyfikacji jednym z trzech podstawowych ustrojów.
Podział ten wytworzył się w kontekście pytania o jakość rządzenia:
czy owa jakość zwiększa się czy zwiększa wraz ze zwiększającą się
ilością ludzi posiadających władzę? Tę ilość ludzi u władzy dzielono
na trzy grupy: jednostka, mniejszość i większość. Stąd pytanie owo
brzmiało - który z ustrojów politycznych jest najlepszy: czy ten,
w którym rządzi jednostka (monarchia), czy ten w którym rządzi elitarna
grupa (arystokracja, oligarchia), czy, wreszcie, ten, w którym władzę
ma demos (demokracja).
Spierano się więc o to, który ustrój jest lepszy,
a przy okazji sporów identyfikowano i analizowano rozmaite cechy
typowe dla każdego z nich. W rezultacie owych sporów zaczęło dominować
przekonanie - które znajduje najpełniejszy wyraz u Platona i Arystotelesa
- iż każdy z tych ustrojów ma przyrodzone słabości. Nie było oczywistego
wyboru między tymi systemami i z równie przekonująco można było
argumentować za dopuszczalnością każdego z nich w pewnych warunkach,
jak i niedopuszczalnością żadnego przy zaistnieniu pewnych niekorzystnych
okoliczności.
Demokracja nie przedstawiała się ani lepiej, ani gorzej
w świetle takiej analizy. Nie znajdowała wielu zwolenników wśród
wybitnych autorów starożytnej Grecji, ale też inne ustroje nie cieszyły
się szczególnymi względami. Ważne jest jednak, iż słabości, jakie
dostrzeżono w ustroju demokratycznych stały się stałym elementem
myślenia politycznego na następne stulecia. Analizy polityczne licznych
teoretyków nowożytności takich jak Montesquieu, Ojcowie Założyciele,
Tocqueville, John Stuart Mill, Ortega czy Hayek zawierały wątki,
które współgrały z tym, co opisano w starożytności. Zmiana formuły
demokracji - z bezpośredniej na przedstawicielską - nie zmieniła
wiele w standardowych zarzutach. A wśród słabości wymieniano: arbitralność
zachowań wyborczych demosu, tyranię większości, zagrożenia
dla wolności jednostki, pospolitość zachowań i obyczaju, polityzację
prawa.
Narodziny pojęcia republiki miały ścisły związek z
owym klasycznym trójpodziałem oraz z krytyczną diagnozą każdego
z tych ustrojów. Samo pojęcie "republika" - jego polskim
odpowiednikiem była "rzeczpospolita" - pojawiło się w
czasach rzymskich, ale jako odpowiednik greckiej "politei".
To ostatnie słowo, odnoszące się w sensie ogólnym do struktury prawno-państwowej,
ujmowano jednak w znaczeniu konkretnym, tak jak występuje ono w
niektórych tekstach Platona i Arystotelesa, a mianowicie jako system
wykorzystujący elementy wszystkich ustrojów trójpodziału. Republika
zatem była ustrojem mieszanym. W późniejszym rozwoju systemów i
myśli politycznej znaczenie tego pojęcia ewoluowało, zwłaszcza w
epoce nowożytnej, ale pierwotna intuicja w mniejszym lub większym
stopniu towarzyszyła teoretykom republikanizmu.
1.
Starożytni rozumieli zmieszanie na
dwa sposoby. Pierwszy sposób polegał na łączeniu w jedną strukturę
rozwiązań z trzech typów ustrojowych, na przykład: wybory z demokracji,
jakieś ważne ciało reprezentujące elitę arystokratyczną (rodową
czy majątkową) oraz element monarchiczny w postaci przywódcy obdarzonego
znacznymi prerogatywami. Takie zmieszanie mogło przybierać rozmaite
formy. Arystoteles, na przykład, odróżniał politeię jako
ustrój będący mieszaniną oligarchii i demokracji od swoistego typu
arystokracji (różnej od arystokracji w sensie ścisłym) będącym innym
rodzajem zmieszania. Rzymski republikanin, Cyceron, ujął to tak:
Monarchia jest najlepszą wśród trzech wymienionych
na początku form ustrojowych. Góruje nad nią czwarta stanowiąca
przemyślane i harmonijne połączenie elementów wziętych z trzech
wzorcowych postaci ustroju. Chciałoby się mieć w rzeczpospolitej
zwierzchność podobną do władzy królewskiej, zachować na stałe wpływy
elit, a pewne kwestie pozostawić do rozstrzygnięcia ogółowi.
Przyczyn, dla których zdecydowano się mieszać ustroje
jest kilka, ale dwa wydają się najważniejsze. Pierwszą można wyrazić
w postaci argumentu: jeśli każdy z trzech czystych typów obarczony
jest słabościami, to być może uda się skonstruować taki model, w
którym słabości jednego ustroju rekompensowane byłyby przez zalety
drugiego. W argumencie tym mamy więc zawarte przekonanie o potrzebie
zbudowania swoistej mechaniki ustrojowej, w której dojdzie do zrównoważenia
rozmaitych cech, aspiracji, wartości, grup i tendencji politycznych.
Nadmierna skłonność ku jakimś celom wykazywana przez demos
miałaby swoją przeciwwagę w umożliwieniu ujawnienia się tendencji
przeciwnych innej grupy, na przykład arystokracji. Rzecz nie dotyczyła
wyłącznie władzy, ale także ideałów, norm i sposobów życia, jakie
promowała każda z aspirujących do władzy grup. W ten sposób ujawniłyby
się, ale także wzajemnie ograniczały takie wartości jak bogactwo
właściwa oligarchii, hierarchia właściwa arystokracji, czy równość
typowa dla demokracji. Można także patrzeć na zmieszanie poprzez
swoiste połączenie silnej władzy (monarchia), szerokiej reprezentacji
(demos) i statusu majątkowego (oligarchia).
Ale u autorów starożytnych spotykamy
też drugi argument na rzecz zmieszania. Owo zmieszanie nie odnosiło
się już do mechaniki instytucji i tendencji, lecz do charakteru
ludzkiego. Republika miała się opierać na szczególnym typie ludzkim,
człowieku, w którym najważniejsze cechy i umiejętności konstytuowały
względnie harmonijną całość. Arystotelesowski ideał "środka"
znajdował w ten sposób wyraz w ludzkim charakterze, który wystrzegał
się skrajności i jednostronności, i który znał poczucie miary łącząc
w sobie podstawowe zalety moralne i obywatelskie. Zmieszanie stanowiło
zatem odpowiednie połączenie i zinternalizowanie rozmaitych sprawności,
zwanych przez Greków cnotami. Można w tym kontekście mówić o ludziach
średnich czy o klasie średniej, ale określenie to nie oznaczało
w żadnym razie przeciętności, lecz wskazywało na szczególne kwalifikacje
moralne zdobyte niemałym trudem i pracą wychowawczą. Republika w
takim rozumieniu opierała się na tej warstwie, która wyróżniała
się cnotą obywatelską, osiągniętą dzięki sprawnej i konsekwentnej
edukacji. Trwanie ustroju zależało zatem ostatecznie od skutecznego
i stanowczo wprowadzanego systemu wychowawczego, formującego dobrego
obywatela i w ten sposób reprodukującego moralne warunki istnienia
państwa.
Pisząc o wychowaniu i formowaniu
obywatela Arystoteles podkreślał rolę praktyki, czyli uczestnictwa
w życiu publicznym państwa. Od tego czasu działanie na rzecz republiki,
troska o dobro ogólne, poczucie obowiązku obywatelskiego stanowić
miało nie tylko podstawowe wyposażenie każdego poważnego polityka,
ale także wyznaczało taki model życia, który stawał się szczególnym
obiektem aspiracji. Uchodził za atrakcyjny, ponieważ znamionował
dojrzałość moralną i obywatelską. Doświadczenie polityczne pozwalało
zrozumieć mechanizmy władzy, sens obywatelskiego posłuszeństwa i
obywatelskiej odpowiedzialności, rolę władzy oraz trudne tajniki
jej mechanizmów. Dawało wgląd w naturę rządzenia oraz bycia rządzonym.
Oswajało z podejmowaniem śmiałych decyzji, a jednocześnie z ofiarną
służbą dla państwa. Polityka stawała się rzeczywistością twardych
i wymagających reguł, będąc próbą charakteru, sprawności decyzyjnych,
cnót i posiadanego talentu. Można powiedzieć, iż republika stanowiła
wyróżniony ustrój nie tylko z tego powodu, iż pozwalała - w opinii
jej obrońców - unikać błędów innych systemów, ale że stwarzała możliwość
lepszego zrozumienia natury życia politycznego. Republika była najbliższa
tego, czym w swojej istocie jest i może być polityka.
2.
Dwa ujęcia zmieszania - mechanika
ustrojowa oraz idea klasy średniej kultywującej cnoty samodyscypliny
i umiaru - występowały u rozmaitych autorów i w rozmaitych epokach
w różnym nasileniu oraz różnych proporcjach. U Arystotelesa nacisk
był położony na wychowanie i koncepcję cnotliwego obywatela. Z czasem
jednak, wraz z upadkiem greckich poleis i tworzeniem się
większych struktur politycznych, znaczenia zaczynała nabierać mechanika
ustrojowa. Jeśli wychowanie obywatelskie wymagało bezpośredniego
zaangażowania w mechanizmy władzy i świadomego uczestnictwa, to
łatwiej dokonywało się ono w małych państwach, niż w wielkich imperiach.
Jest przeto charakterystyczne, że w epoce nowożytnej pojawiły się
z jednej strony próby odtworzenia bezpośredniej więzi politycznej
niewielkich społeczności greckich - czego swoistym przykładem mogła
być filozofia Jana Jakuba Rousseau - a z drugiej strony, dawano
wyraz obawom, iż w nowych warunkach stary model cnoty i obywatelskości
nie będzie miał już zastosowania. Ten ostatni motyw dostrzegalny
jest u tak różnych autorów jak Machiavelli i Monteskiusz. Obaj -
choć w różnym stopniu i wychodząc z różnych stanowisk teoretycznych
- dają do zrozumienia, iż w takich warunkach despotyzm może okazać
się rozwiązaniem praktyczniejszym. W każdym razie w nowożytności
- jeszcze do końca wieku osiemnastego - problem rozmiaru republiki
był problem o wielkim znaczeniu: jak wielki może być obszar państwa,
aby mogło dokonywać się wychowanie w cnocie obywatelskiej przez
bezpośrednie uczestnictwo, i od którego momentu obszar i liczba
obywateli stają się tak duże, iż utracona zostaje bliższa więź obywatela
z państwem.
Jest przeto znamienne, że kiedy w takim kontekście
mówiono o cnocie miano na myśli treści, które wyraźnie odbiegały
od klasycznej teorii Arystotelesa. Widać to wyraźnie u Monteskiusza,
autora, którego powszechnie przytacza się jako reprezentanta współczesnego
republikanizmu. Z jednej strony mamy u niego powtórzenie starej
Arystotelesowskiej zasady, wedle której republika to ustrój zmierzający
do pożytku ogólnego, czerpiący swoją siłę z cnoty obywateli. Z drugiej
strony wszakże niemal wszystko, co pisze na temat owej cnoty francuski
filozof rozmija się z naukami myślicieli starożytnych. Cnota ž twierdził więc Monteskiusz ž to nie sprawność moralna, ale uczucie,
którym ludzie darzą republikę. W ten sposób znika - fundamentalna
dla Arystotelesa - koncepcja kształcenia obywatelskich nawyków poprzez
uczestnictwo w politycznej praktyce. Zamiast nawyku i doskonalenia
obywatelskiego mamy ledwie uczucie miłości wobec republiki, które
w kolejnych próbach opisu ulega dalszemu osłabieniu stając się nieodróżnialne
od miłości wobec ojczyzny, a także - w republikach demokratycznych
- od miłości do równości. Uczucie to może być silniejsze, gdy dotyczy
warstw mało oświeconych, lub mniej intensywne w przypadku warstw
wyższych i lepiej wykształconych, z czego można wyciągnąć wniosek,
iż tak swoiście rozumiana cnota stanowi formę mało refleksyjnego
politycznego sentymentalizmu. Z dawnych wątków pozostaje u Monteskiusza
idea średniości, czyli umiarkowania, ale też rozumiana w sposób
szczególny. Człowiek umiarkowany to nie - jak u starożytnych - ktoś
dojrzały i wykształcony moralnie, dysponujący sprawnością nabytą
dzięki doświadczeniu rozświetlonemu rozumem, ale raczej osoba skromna,
intelektualnie mało świadoma, gotowa z miłości do republiki ograniczyć
domowe potrzeby po to, więcej funduszy pozostało dla republiki.
Taką skromność i republikańską uczuciowość utrwalają według Monteskiusza
rozmaite czynniki, z których żaden nie odgrywał szczególnie wielkiej
roli u autorów starożytnych. Te czynniki to dawne obyczaje nakazujące,
między innymi, szanować rodziców i polityczną zwierzchność oraz
handel, który skłania do samodyscypliny i indywidualnego trudu.
U Monteskiusza znajdujemy przeto
więcej podstaw do sądu, iż dawne ujęcie cnoty straciło zastosowanie
w nowych czasach, niż argumentów na rzecz jego odtworzenia. Po co
zatem pisał francuski autor o cnocie? Według mnie intencją jego
było, wobec niemożności odtworzenia starożytnej formy obywatelskiego
oddania, znalezienie jakiegoś substytutu w nowych warunkach. Ów
substytut stanowił zaś mieszaniną rozmaitych elementów: uczuć patriotycznych,
obyczajowej poczciwości, bezrefleksyjnego przywiązania, czy zachowań
opartych o umiar, ale wykształconych poza działalnością polityczną,
na przykład, w handlu czy w tradycyjnych wspólnotach. Czy taka cnota
mogła spełnić swoje funkcje i stworzyć warunki dla republikanizmu?
Sam Monteskiusz miał chyba poważne wątpliwości. W jednym z najbardziej
zadziwiających rozdziałów Ducha Praw pisał o "pewnym
narodzie", w którym jednostki uzyskały wielką swobodę działania,
i w którym doszło do sekularyzacji, do uzewnętrznienia ambicji i
namiętności popychających ludzi ku mało chlubnym celom. Ustrój w
tym narodzie nie był już zatem utrzymywany przez republikański umiar,
ale animowany przez chciwość, ambicję i konkurencję. Handel i hedonizm
zlikwidowały skromność, lecz mimo to ustrój ów trwał i funkcjonował.
"Pewien wolny naród" zaakceptował wulgarność, namiętności
i triumfujący partykularyzm jako czynniki dynamizujące życie indywidualne
i zbiorowe.
Monteskiusz - wbrew pozorom - nie
dał więc mocnego wsparcia nowożytnym orędownikom republikanizmu.
Nie tylko bowiem sugerował, iż cnoty republikańskie w nowych czasach
mogą być ledwie przypadkowym zlepkiem rozmaitych elementów, ale
zdawał się nawet brać pod uwagę ewentualność, iż owe dzielności
w ogóle nie są potrzebne do sprawnego funkcjonowania ustroju. Przypadek
"pewnego wolnego narodu" dostarczył w każdym razie precedensu,
że coś takiego jest możliwe. Czy ów precedens był korzystny dla
praktyki politycznej, jest oczywiście kwestią odrębną.
Idea cnoty nie znalazła więc mocnej
kontynuacji w czasach nowożytnych, natomiast pewnym zainteresowaniem
cieszyło się drugie ujęcie ustrojowe republikanizmu, czyli zmieszanie
systemów poprzez odpowiednią mechanikę ustrojową. Najwybitniejszym
osiągnięciem takiego typu myślenia jest dzieło stworzone przez amerykańskich
polityków, których wyrazem teoretycznym jest Federalista,
natomiast wyrazem praktycznym amerykańska konstytucja.
W tekście Federalisty jak
i w całej dyskusji wokół amerykańskiej republiki, która stała się
wielkim osiągnięciem nowożytnej myśli politycznej nie znajdziemy
licznych odniesień do koncepcji cnoty obywatelskiej czy idei umiarkowania.
Ta nieobecność ma proste wytłumaczenie: autorzy Federalisty
koncentrowali się przede wszystkim na znalezieniu takich relacji
między grupami i instytucjami, które możliwie skutecznie uniezależniałyby
funkcjonowanie systemu od cnoty obywateli. Przyjmowali oni raczej
pesymistyczne przekonanie o naturze ludzkiej, o jej grzeszności
i stałej tendencji do przekraczania miary. Stąd starożytne oparcie
się na ukształtowanym w nawyk poczuciu miary nie wydawało się pomysłem
realistycznym. A im mniej oparcia znajdowano w cnocie obywatelskiej,
tym bardziej groźny stawał się problem partykularnych grup, które
mogły doprowadzić do dezorganizacji państwa. Neutralizacji tych
grup - zwanych fakcjami - służyć miał niezwykle skomplikowany system
wzajemnych powiązań i zrównoważeń. Mechanika ustrojowa była tak
złożona, że wymagała swoistej "nauki" politycznej.
Stary Monteskiuszowy rozdział władz
już nie wystarczał. Nie tylko każda z wyróżnionych władz - wykonawcza,
ustawodawcza czy sądownicza - mogła przecież się rozróść ponad miarę,
ale oddzielone od siebie nie stwarzały systemu równowagi. W ustrojach
parlamentarnych legislatura wydawała się zresztą posiadać władzę
niemal absolutną, porównywalną z Hobbesowskim suwerenem. Amerykańscy
Ojcowie Założyciele stworzyli więc przemyślany system, w którym
władze nie tylko były oddzielone, ale również w niektórych przypadkach
dochodziło do fuzji funkcji: władza sądownicza wchodziła w kompetencję
legislatury, a egzekutywa miała wpływ na władzę sądowniczą. Nigdzie
wcześniej - ani chyba nigdy później - nie powstał równie złożony
mechanizm wzajemnych uzależnień, blokad, równoważących się sił.
Zważywszy na trwałość tej struktury można powiedzieć, iż Ojcowie
Założyciele odnieśli sukces.
Ale czy amerykańskie państwo było
istotnie republiką w klasycznym znaczeniu? Bez wątpienia jego twórcy
nie byli demokratami w ścisłym sensie, bo nie mieli zaufania do
demosu. W tekście Federalisty niemało jest fragmentów,
gdzie autorzy przestrzegają przed bezpośrednią demokracją, przed
zbyt licznymi ciałami przedstawicielskimi, czy przez zbyt częstym
odwoływaniem się do opinii ludu. Odnieść można wrażenie, iż przyjmowali
oni kontrargument starożytny o demokracji jako źródle tyranii. Ograniczenia
roli demosu usprawiedliwiali zatem ideą wolności: jeśli chcemy
zachować wolność nie powinniśmy całej władzy oddawać ludowi. Nawet
większości nie traktowali jako siły stabilizującej. Była ona dla
nich ledwie jedną z fakcji, a więc jedną z partykularnych grup,
która mogła stać się niebezpieczna przez swą tendencję do przekraczania
miar. Federaliści byli więc wyraźnie bardziej nastawieni republikańsko,
niż demokratycznie, co nie znaczy, iż byli wrogami demokracji. Takie
oskarżenie, jak wiadomo, zostało sformułowane wobec nich przez niektórych
historyków amerykańskich o wyraźnie lewicowej orientacji.
Federaliści nie odwoływali się bezpośrednio
do idei ustroju mieszanego, ale intuicje takie są u nich widoczne.
System amerykański zawierał wszak wyraźne elementy oligarchiczno-arystokratyczne,
a nawet monarchiczne. Senat traktowano jako izbę arystokratyczną
nie w sensie klasowym, lecz w sensie zbioru ludzi doświadczonych
i mądrych. Podobna była natura władzy sądowniczej, której celem
miało być rozświetlenie mądrością orzeczeń polityków. Prezydent
państwa demokratycznego miał władzę porównywalną z władzą niektórych
europejskich monarchów, co pokazuje, iż Ojcowie Założyciele wierzyli
w rolę silnego władcy i silnej jednostki.
Ich poglądy były odległe Arystotelesowskiej
wiary w organizującą moc "klasy średniej", ale też trudno
ich nazwać konsekwentnymi mechanicystami pokładającymi nadzieję
wyłącznie w sprawnym systemie politycznych powiązań. W pismach federalistów
pojawiają się wyraźne elementy elitarystyczne, co wskazuje, że pewien
duch republikańskiego arystokratyzmu nie był ich obcy. Jest jednak
znaczące, iż owe wątki z czasem straciły na znaczeniu w publicznej
recepcji, natomiast coraz bardziej wiązano ich dokonania ze stworzeniem
nowoczesnej i politycznie efektywnej mechaniki ustrojowej.
3.
Przy pewnym uproszczeniu można powiedzieć,
iż większość nowoczesnych państw powstała jako republiki, które
następnie przekształcały się stopniowo w demokracje. Do jakiego
stopnia dzisiejsze tzw. "demokracje zachodnie" pozostały
nadal republikami stanowi kwestię sporną. Trudno jednak zaprzeczyć,
iż procesy demokratyzacyjne poczyniły znaczne postępy, co nie zawsze
musi oznaczać zmiany na lepsze.
Wśród czynników, które zmianę taką
spowodowały można wymienić kilka najważniejszych.
Rosnący egalitaryzm polityczny.
Republika zakładała istnienie mniej
lub bardziej wyraźnych stanów społecznych, które charakteryzują
się odmiennymi aspiracjami politycznymi. Kiedy jednak idea równości
stała się dominującą zasadą mobilizującą grupowe dążenia, koncepcja
instytucjonalnego zmieszania nie tylko przestała być czytelna, ale
mogła być traktowana jako próba zahamowania procesu egalitaryzacji.
Współczesne społeczeństwo jest faktycznie społeczeństwem bezstanowym.
System demokratyczny funkcjonuje w ten sposób, by ów proces możliwie
rozszerzyć, pogłębić i uczynić efektywniejszym.
Dla tego celu systemy demokratyczne
wprowadziły własną mechanikę ustrojową, odmienną od demokratycznej.
Celem zmieszania republikańskiego było osłabienie demokracji, zaś
celem zmieszania demokratycznego jej wzmocnienie. Instytucje republikańskie
zawierały sporo niedemokratycznych elementów wynikających ze stanowego
charakteru społeczeństwa, natomiast w demokracji chodziło o to,
by owe elementy wyeliminować. Mechanika ustrojowa zmierza w obecnych
ustrojach do tego, by wszystkie istniejące tendencje zostały ujawnione
i by rywalizowały one ze sobą przy pomocy demokratycznych procedur.
Nie ma więc żadnego uprzywilejowania poza tym, jaki wynika z reprezentacji,
zaś ta stanowi prostą konsekwencję społecznego poparcia. Zasada
jest taka, iż wszystkie podmioty aspirujące do władzy mają na początku
równe szanse i wszystkie dysponują takimi samymi możliwościami.
W ten sposób reprezentacja demokratyczna może objąć potencjalnie
wszelkie grupy w dowolnych i zmiennych konfiguracjach, wszelkie
grupy interesu, partie, organizacje identyfikujące się płciowo,
etnicznie, ideologicznie, czy w jakikolwiek inny sposób. Nie ma
innego mechanizmu - nie jest takim mechanizmem ani stan, ani cnota,
ani wykształcenie, ani tradycja - by zaistnieć w przestrzeni publicznej
jak tylko przez udział w powszechnym wyścigu o demokratyczną reprezentację.
Kapitalizm
Powstanie i rozwój kapitalizmu również
podważyły podstawy republikańskie. Sfera polityczna przestała być
przedmiotem szczególnych dążeń. Rozpowszechniły się raczej aspiracje
gospodarcze, a tworzenie bogactwa stało się zajęciem godnym i przynoszącym
społeczny sukces. Wraz z nastaniem kapitalizmu i uruchomieniem wolnej
przedsiębiorczości zmienił się również dominujący sposób patrzenia
na człowieka. Z obywatela i Arystotelesowskiej "istoty politycznej"
przekształcił się on w człowieka prywatnego, zainteresowanego swoimi
sprawami, bez związku z interesem państwa czy społeczności. Niezależnie
od tego, czy "niewidzialna ręka" rynku rzeczywiście przekształcała
indywidualny sukces w dobro zbiorowe, świat przedsiębiorcy był światem
prywatnym, nie publicznym. W okresie wczesnego kapitalizmu rodzina
i związki rodzinne odgrywały ważną rolę jako podstawa najważniejszego
podmiotu gospodarczego. Później rola ta osłabła, a podmioty gospodarcze
nabrały charakteru tymczasowych tworów kontraktowych stworzonych
przez niezależne i wolne jednostki.
Prywatność człowieka przejawiała
się również w tym, iż straciły dla niego znaczenie te formy wychowania,
jakie krzewił republikanizm. Umiarkowanie i średniość ustąpiły miejsca
pożądliwości i skłonności do zaspokajania kolejnych pragnień. Mechanika
ustrojowa charakterystyczna dla republiki została zastąpiona mechaniką
namiętności. Funkcję mitygującą charakter człowieka nie miało już
wychowanie w klasycznym rozumieniu, lecz wzajemne ograniczanie się
pragnień. Nadmierne uleganie jednym pragnieniom stało w sprzeczności
z innym pragnieniem: racjonalne działanie w rzeczywistości gospodarczej
wymuszało zatem jakieś ich godzenie i ograniczanie. W dalszych swoich
etapach rozwoju kapitalizm zaczął nobilitować to, czego nie tolerowało
klasyczne wychowania i co było również piętnowane we wczesnym kapitalizmie,
a mianowicie konsumpcjonizm. Kult konsumpcji i radość stąd płynąca
świadczyły o triumfie człowieka prywatnego i jego sposobu myślenia.
Kapitalizm, zwłaszcza w swoich rozwiniętych
formach, niezbyt więc dobrze godził się z republikanizmem, natomiast
całkiem dobrze harmonizował z ustrojem demokratycznym. Demokracja
sprzyjała wszak myśleniu w kategoriach człowieka prywatnego, jako
pragnień i aspiracji. Otwierała pole dla wszystkich grup i nie stawiała
ani wysokiej bariery w postaci cnót obywatelskich, ani nie kazała
liczyć się z dobrem wspólnym. Demokracja była pewnym zespołem procedur,
w ramach których negocjowały swoje interesy rozmaite grupy partykularne.
Kapitalizm, który uruchomił mechanizm tworzenia bogactwa na niespotykaną
dotąd skalę przekształcił jednocześnie scenę polityczną w tym znaczeniu,
iż dostarczył jej ważnego, a z czasem najważniejszego przedmiotu
troski. Tym przedmiotem była przede wszystkim zamożność społeczeństwa,
a więc wszystko, co wiąże się z produkcją i dystrybucją dóbr. Państwo
demokratyczne coraz bardziej uczestniczyło w rzeczywistości kapitalistycznej,
albo temperując ją, albo usprawniając, albo działając na jej szkodę,
albo narzucając jej polityczne lub moralne kryteria rozdziału dóbr.
Polityka zaś stała się z czasem narzędziem do ochrony lub usprawniania
mechanizmów gospodarczych.
Liberalizm
Rozwój teorii i praktyki liberalnej
również nie pomógł przetrwaniu republikanizmu. Liberalizm wprowadził
do współczesnej świadomości idee wolności jednostkowej, którą definiowano
zwykle w opozycji wobec państwa oraz wobec wszelkich zobowiązań
wspólnotowych. Odróżnienie między państwem jako wielką machiną administracyjną
duszącą inicjatywę i utrwalającą zorganizowaną mierność, a republiką
jako wspólnym przedsięwzięciem na rzecz dobra ogólnego, straciło
w perspektywie liberalnej na ostrości. Państwo we wszystkich swoich
formach uznano zagrożenie dla wolności. Jeśli zgadzano się na jego
istnienie, a dotyczyło to ogromnej większości liberałów, to zwykle
miało to być państwo słabe i sprowadzone do najprostszych funkcji.
Liberalizm w wersji klasycznej wyrażał
w równym stopniu niechęć do republikanizmu, jak i do demokracji.
Można nawet powiedzieć, iż u takich autorów jak Mill, czy Tocqueville
ostrzeżenia przed zagrożeniami płynącymi z demokracji były sformułowane
nawet dosadniej, niż przed jakimikolwiek innymi ustrojami, między
innymi dlatego, iż ów system stawał się powoli codziennością w wielu
krajach. Z powodów, w które teraz trudno wchodzić to liberalne przesłanie
antydemokratyczne nie przetrwało, a w każdym razie nie odgrywa dzisiaj
istotnej roli. Demokracja zaczęła być definiowana jako ustrój tyleż
równościowy, co wolnościowy. Obrońcy demokracji przyjęli założenie,
iż umożliwianie reprezentacji wszelkim grupom oraz akceptacja szerokiej
listy uprawnień jednostkowych i grupowych całkowicie unieważnia
stare obawy przed demokratyczną tyranią większości, opinii czy nastroju.
Pojęciem, które było ważne dla liberalizmu,
a które zwolennicy demokracji zdołali również przyswoić sobie jako
część wyposażenia teoretycznego jest społeczeństwo cywilne (zwane
także w języku polskim obywatelskim). Pojmowane w klasycznym liberalizmie
jako zespół prywatnych kontraktów i więzi między prywatnymi jednostkami
funkcjonowało zwykle w opozycji do państwa. Stanowiło swoisty system
barier uniemożliwiający ingerencję w obszary, które pełne inicjatywy
jednostki zdołały zabudować i zagospodarować. Zwolennicy demokracji
zaczęli w którymś momencie przyznawać się do tej kategorii powołując
się na argument społecznej samoorganizacji. Skoro demokracja jest
systemem, w którym ludzie rządzą się sami, to społeczeństwo cywilne
stanowić musi jej składową część, ponieważ tam również mamy do czynienia
ze społecznym organizowaniem się jednostek. Argument ten nie jest
przekonujący, gdyż pozbawia pojęcie społeczeństwa obywatelskiego
jego ważnej funkcji, a mianowicie stawiania bariery przed ingerencją
państwa. Jeśli społeczeństwo to jest formą demokracji, to tym samym
znika niebezpieczeństwo ze strony państwa demokratycznego. Taki
wniosek jest jednak wyłącznie efektem zabiegów dokonanych na pojęciach,
a nie wynikiem politycznego doświadczenia.
Społeczeństwo
masowe
Społeczeństwo masowe stanowi zjawisko
względnie nowe i nie mogło być brane pod uwagę w czasach tworzenia
teorii republikanizmu. Większość koncepcji republikańskich - jak
stwierdzono powyżej - przyjmowała założenie, że republika może być
niewielkim państwem, gdyż tylko bliskość związków między ludźmi
umożliwia powstawanie cnót. W społeczeństwach wielkich, zatomizowanych
i zdepersonalizowanych wychowanie obywatelskie wydaje się programem
mało realistycznym.
Wyłom w takim przekonaniu uczynili
Ojcowie Założyciele. Zważywszy jednak, iż Stany Zjednoczone ewoluowały
wyraźnie ku demokracji można dojść do wniosku, iż demokracja lepiej
znosi brak wychowania ku cnocie, niż republika. Z tego samego powodu
lepiej zniosła ona pojawienie się społeczeństwa masowego. Pod pewnym
względem demokrację można traktować jako ustrój sankcjonujący społeczeństwo
masowe, ponieważ rozszerza ono demokratyczny program: lud staje
się dyktatorem nie tylko w decyzjach politycznych, ale także obyczajowych
i estetycznych. Pojawienie się społeczeństwa masowego potwierdziło
te objawy, które w starożytności formowali filozofowie przestrzegający
przed dojściem do głosu wulgarności i pospolitości. Masowość nie
stanowi oczywiście koniecznej konsekwencji demokracji; można sobie
wyobrazić demokrację, w której społeczeństwo masowe nie narzucałoby
swoich gustów na całą rzeczywistość zbiorową. Łatwo jest jednak
bronić zjawisk masowości powołując się na imperatywy demokratyczne:
skoro lud jest suwerenem politycznym, dlaczego nie może on mieć
swojej reprezentacji, odpowiedniej do posiadanego wpływu, w życiu
estetycznym, w rozrywce, w kulturze czy w edukacji?
Republika niezbyt dobrze znosi masowość,
gdyż zawiera wyraźny element arystokratyzmu i elitaryzmu. Wychowanie
republikańskie jest wychowaniem dzielnych obywateli, o mocnej tożsamości
i nawykach moralnych, niezależnych w sądach i decyzjach, kierujących
się szacunkiem dla zasad i dziedzictwa przeszłości. Społeczeństwo
masowe natomiast generuje ludzi, których można reprodukować jak
pop-artowskie dzieła sztuki, ludzi bez silnej osobowości, wyposażonych
od początku do końca w treści dostarczone przez kulturę masową i
obiegowe stereotypy. Człowiek masowy - jak pisał Ortega - odnosi
się lekceważąco do zasad i do tradycji, ponieważ nie rozumie ich
sensu. Demokracja i technika dają mu poczucie bezpieczeństwa, a
to zaś - w jego mniemaniu - zwalniało z obowiązku szerszych lojalności.
4.
Idea demokracji wyparła ideę republiki, ponieważ bliższa
była nastrojom nowych czasów. Siłą demokracji było to, iż mechanika
tego ustroju w niemałym stopniu realizowała te cele, jakie stawiali
sobie teoretycy mechaniki republikańskiej: przyczyniła się i często
nadal przyczynia do politycznej stabilności. Demokracja przedstawicielska
okazała się więc politycznym sukcesem, być może największym sukcesem
ustrojowym w dziejach politycznych świata.
Czy więc mówienie dzisiaj o republikanizmie w kontekście
innym, niż historyczny ma jakikolwiek sens? Podstawowa przesłanka
formułowania republikańskich idei w czasach współczesnych jest raczej
negatywna niż pozytywna: wyrasta z przekonania, że mimo triumfu
cywilizacyjnego oraz silnego utrwalonego poglądu o bezalternatywności
demokracji w świecie zachodnim ustrój ten dotarł do kresu swoich
możliwości rozwojowych, a nawet pojawiły się w nim wyraźne symptomy
wyczerpania lub wręcz kryzysu. Ta krytyczna ocena istniejącego stanu
rzeczy pojawia się niemal o wszystkich najbardziej reprezentatywnych
autorów reaktywujących dzisiaj starożytne pojęcie cnoty. Stało się
jasne, iż mimo swoich sukcesów mechanika namiętności, która zastąpiła
mechanikę ustrojową i w praktyce politycznej nowożytności liberalno-demokratycznej
została szeroko przyjęta, miała także kłopotliwe konsekwencje.
Ale dzisiejszy republikanizm to coś więcej niż odrodzenie
pojęcia cnoty. Stanowi on także próbę odbudowy klasycznego pojęcia
polityki, które zostało zapoznane w wyniku dominacji myślenia liberalno-demokratycznego.
Polityka w ujęciu człowieka prywatnego uległa zwykle albo biurokratyzacji,
albo sentymentalizacji. W tym pierwszym przypadku oznaczała sprowadzała
się do faktycznego administrowania aparatem biurokratycznym, który
pozostawał poza zainteresowaniami prywatnego człowieka i którego
funkcją było skuteczne pomaganie mu w realizacji jego celów. Z takim
ujęciem polityki - unieśmiertelnionym w sławnym zdaniu Lenina o
kucharce obsługującej administrowanie państwa - mieliśmy częściowo
do czynienia w systemie komunistycznym.
W drugim przypadku polityka oznacza albo działalność
w społeczeństwie obywatelskim, albo uczestnictwo w powszechnym procesie
demokratycznym. Jak stwierdziliśmy powyżej, społeczeństwo obywatelskie
- wbrew nazwie - stanowi faktycznie twór niepolityczny, którego
istnieje po części jako substytut państwa (na przykład w koncepcjach
antykomunistycznej opozycji w Europie Środkowej), a po części jako
bariera przed jego rozrostem (wśród zachodnich liberałów), i
pozwala jednostkom wprowadzać ich prywatne cele poza sferę życia
prywatnego. Polityka w innym ujęciu - optymistycznego demokratyzmu
- oznacza ciągły proces negocjacji wszystkich ze wszystkimi, w wyniku
którego ludzie prywatni uzgadniają swoje stanowiska w kwestiach
społecznych, publicznych, moralnych, obyczajowych, a nawet religijnych. Tak
ujęta idea społeczeństwa obywatelskiego oraz powszechnej demokracji
łączy sentymentalne przekonanie, iż sfera publiczna jest ledwie
przedłużeniem sfery prywatnej, a w ten sposób człowiek nie rezygnując
ze swojej prywatności będzie równocześnie czerpał korzyści, jakie
daje sfera publiczna. Ta ostatnia nie stanowi bowiem autonomicznego
bytu, ani nie jest źródłem kategorycznych nakazów wobec człowieka.
Republikanizm wprowadzając pojęcie cnoty lub nawiązując
do klasycznych ujęć państwa takie przekonanie podważa. Próbuje on
wskazać na pewien poziom rzeczywistości politycznej, którego nie
da się zredukować ani do administracji, ani do działalności w ramach
społeczeństwa obywatelskiego, ani do powszechnych demokratycznych
negocjacji. Klasyczni republikanie konstruując mechanikę ustrojową
czy określając cnoty polityczne byli istnienia tej rzeczywistości
świadomi. Stąd nie bali się pisać o logice władzy, o obowiązkach
z tym związanych, o nakazach, o zwierzchności i posłuszeństwie,
o honorze i oddaniu, a więc o wszystkim, co w wyniku przyjęcia politycznego
sentymentalizmu albo zniknęło, albo zostało potępione i wygnane
poza obszar akceptowalności. Republikanizm współczesny powoli wprowadza
te pojęcia i tę problematykę w sferę zainteresowań teoretyków polityki.
Na tym , i jak na razie, tylko na tym polega jego rola.
O przyszłości republikanizmu trudno dziś powiedzieć
coś zdecydowanego. Stanowi on ledwie intelektualną konstrukcją.
Nie ma swojej wyraźnej reprezentacji we współczesnym życiu, w ośrodkach
władzy formujących programy polityczne lub ideologiczne. Pod tym
względem różni się od klasycznego republikanizmu, który miał bliższy
kontakt z doświadczeniem, nawet jeśli ulegał niekiedy mitologizacji.
Nie musimy stąd wyciągać wniosku, że ograniczając się do teorii
pozbawiony jest on dzisiaj szans praktycznych. Jeśli diagnoza republikanów
jest słuszna, wówczas prędzej czy później ich koncepcje powinny
zostać uznane za ważny klucz do interpretowania oraz kształtowania
tej sfery życia zbiorowego, o której przez ostatnie stulecia zapomnieliśmy
lub sądzili, że przestała istnieć.
Już teraz można jednak powiedzieć, iż są sytuacje,
gdy brak myślenia republikańskiego jest dotkliwy. Taką sytuacją
jest bez wątpienia stan tworzenia nowego ustroju, a więc coś, co
amerykańskie społeczeństwo przeżyło po zwycięstwie swojej rewolucji
pod koniec wieku osiemnastego, a co polskie społeczeństwo przeżywało
pod koniec wieku dwudziestego. Refleksja nad ustrojem mieszanym
staje się wówczas twórcza, gdyż kieruje uwagę na mechanikę polityczną,
na logikę systemu władzy, na kwestie równowagi politycznej, sztuki
politycznej, instrumentów realizujących dobro publiczne i gwarantujących
stabilność, a więc na wszystko to, co musi być brane pod uwagę w
każdej dobrego układu prawa i instytucji. Republikanizm skłania
więc nas do myślenia systemowego i konstrukcyjnego. Myślenie demokratyczne
znacznie gorzej sprawdza się w takiej sytuacji, ponieważ skupia
naszą uwagę przede wszystkim na problemie reprezentacji, równego
udziału we władzy, uprawnień grupowych, a więc na problemach, które,
jakkolwiek ważne, wcale nie gwarantują sprawnego systemu, zaś niekiedy
mogą być dla takiego systemu przeszkodą. Innymi słowy przedmiotem
refleksji republikańskiej jest ustrój dobry, przedmiotem zaś refleksji
demokratycznej jest ustrój demokratyczny. Amerykańskie państwo powstało
w wyniku namysłu nad ustrojem dobrym; polskie państwo narodziło
się jako państwo demokratyczne w wyniku - w dużej mierze - naśladownictwa
rozmaitych instytucji funkcjonujących w innych krajach. Dlatego
też tworzeniu państwa w Ameryce towarzyszyła bogata twórczość teoretyczna
nad naturą porządku politycznego: każda republika, a więc każdy
model zmieszania jest mniej lub bardziej oryginalnym wkładem w doświadczenie
polityczne. Tworzeniu państwa polskiego taka refleksja nie towarzyszyła,
ponieważ budowano demokrację; ta zaś jest systemem gotowym, znanym,
który jedynie trzeba wprowadzić. Refleksja nad nią niczego nowego
do naszych doświadczeń ani do zasobu wiedzy nie doda.
Tekst dostępny jest także w wydanej przez Ośrodek Myśli Politycznej
książce "Oblicza demokracji" (red. Ryszard Legutko i Jacek
Kloczkowski, Kraków 2002). Tom dostępny w sprzedaży wysyłkowej (cena
25 zł u uwzględnieniem kosztów przesyłki) - zamówienia: omp@omp.org.pl