Włodzimierz Spasowicz, Liberalizm i narodowość. Wybór pism
Wybór pism znanego myśliciela czasów zaborów, zwolennika ugody z Rosją, propagatora idei liberalnych, wybitnego krytyka literackiego, który w swoich dziełach rysował szeroką panoramę myśli europejskiej swoich czasów. W tomie zawarte są teksty poświęcone m.in. polityce polskiej w drugiej połowie XIX wieku (m.in. studium polityki Aleksandra Wielopolskiego), idei narodu i głównym prądom ideowym przełomu XIX i XX wieku.
Biogram autorstwa Mateusza Matyszkowicza ("Teologia polityczna")
Włodzimierz Spasowicz urodził się 16 stycznia 1829 w Rzeczycy (gubernia mińska), ukończył szkoły w Mińsku, a następnie prawo na uniwersytecie w Petersburgu. W 1857 r. został profesorem prawa kryminalnego tego uniwersytetu, ale po czterech latach złożył rezygnację, gdy władze carskie brutalnie stłumiły zamieszki studenckie. Utrzymywał kontakty z wieloma radykalnymi ugrupowaniami i bronił ich działaczy w procesach politycznych, w tym w słynnym procesie Proletaryatu I. Należał do redakcji czasopisma „Wiestnik Jewropy”, a od 1876 redagował warszawski miesięcznik „Ateneum”. Z ukazującym się do 1901 r. „Ateneum” współpracowali m.in.: P. Chmielowski, I. Chrzanowski, B. Prus. Razem z Erazmem Piltzem redagował także w Petersburgu tygodnik „Kraj” (1882-1909; od 1907 dziennik), przeznaczony przede wszystkim dla Polaków żyjących po wschodniej stronie Bugu. Promował w nim opcje prorosyjską i ugodową. Współpracowali z nim: J. Tokarzewicz, L. Grendyszyński, E. Orzeszkowa, B. Prus i inni. Działając w Petersburgu, Spasowicz propagował literaturę polska, ale jednocześnie uważał, że odrębność Polaków powinna mieć charakter wyłącznie kulturowo-językowy.
Pomimo rusofilstwa i ugodowości, był uznawany za wybitną postać, sam zaś uważał się za patriotę. Poświęcił obszerne studium polityce Wielopolskiego, którego cenił i szanował, uważając się za jego stronnika. Swoje zainteresowania badawcze realizował także, oddając się studium nad polskim romantyzmem. Czynił to jednak z pozycji pozytywisty i zdecydowanego krytyka romantyzmu- chociaż w czasach swojej młodości uważał jeszcze romantyzm za ważny czynnik spajający świadomość narodową. Zgodnie z duchem swojej epoki, dzielił prądy literacko-umysłowe na postępowe (demokratyczne) i wsteczne (negacyjne). Zajmując się teorią narodu, uznał to pojęcie za czysto formalne, niewypełnione treścią, w które mogą wpisywać się zarówno wątki „postępowe”, jak i „negacyjne”. W dążeniach narodowościowych, jak sądził Spasowicz, mogą być maskowane różnorodne interesy grup społecznych. Z tej pozycji krytykował Zygmunta Balickiego, a także wszystkich zwolenników dążeń niepodległościowych Polski. Zupełnie inne stanowisko przyjmował jako filozof prawa, specjalista od prawnych aspektów wolności woli i odpowiedzialności moralnej, krytykował tu pozytywizm prawniczy i szkołę Lambroso. Jak się często zaznacza, był jednym z pierwszych, który do analiz prawniczych próbował wprowadzać elementy filozofii Bergsona. Wiele inspiracji czerpał także z prac swojego przyjaciela, Włodzimierza Sołowiowa. Zmarł 27 października 1906 r. w Warszawie.
Włodzimierz Spasowicz na stronie Polskie Tradycje Intelektualne: http://www.polskietradycje.pl/authors.php?author=167
Spasowicz o demokracji (fragment artykułu z dziennika "Kraj", przedrukowanego w wyborze)
Słowo demokratyczny tak często używane, że aż spowszedniało i spospolitowało się. Prawie trudno uwierzyć, że było osławione i niemal wyklęte za czasów twardego konserwatyzmu, który tu panował w drugiej ćwierci XIX wieku; z czego korzystało grono złorzeczących rozumowi ludzkiemu i jego postępom, grono arystokratycznych obskurantów „Tygodnika petersburskiego”. Dziś zaimponowałby ten, kto by się afiszował jako otwarty przeciwnik demokracji, i byłaby nawet pewna odwaga w posuwaniu się w kierunku przeciwnym temu głównemu i bezwarunkowo przemagającemu prądowi naszego wieku, a nawet, o ile słabe ludzkie przewidzenie sięga, idei, koło której, jako około głównej osi, obracać się będą wszystkie prace, wszystkie usiłowania całego szeregu wielu przyszłych wieków. Idea demokratyczna zaledwo dziś nam świta, zaledwo oswoiliśmy się z dźwiękiem samego słowa, a nie z głębią pojęcia. Znaczy ona, że w życiu i obyczajach, i we wszystkich dzielnicach pracy, i w samych pojęciach – masa prym bierze przed jednostkami, że grunt w społeczeństwie stanowi to, co na pozór i małe, i drobne, i niepokaźne, boć to tego wiele, że cywilizacja nie na to przeznaczona, by z ogromu społeczeństw wydostać kilka kropel najwytworniejszych pachnideł, albo do wieczerzy z najwyszukańszych potraw zaprosić niewielu wybranych, ale że do tego stołu powinni wedle możności po kolei zasiadać wszyscy, chociażby najskromniejszym obdzielając się jadłem i napojem. Przyjąwszy raz zasadę, trzeba godzić się i ze wszystkimi następstwami. Nie ma nic takiego z rzeczy pożądanych, do czego by nie otwierała drogi praca, nie ma nic także na świecie, co by nie uszczuplało się i nie traciło w końcu przez samo spożywanie i użytkowanie bez dorobku; że mniejsza o to, jaki jest punkt wyjścia czyich przekonań, ale rzecz główna, czy nie nad miarę z ujmą dla drugich je wyzyskuje, czy nie nad miarę ze swego chociażby talentu korzysta. Każdy do wielkiego ogółu powinien wkładać pracy więcej, aniżeli zeń bierze tytułem społecznych pożytków i korzyści; z tych przewyżek społeczeństwo wzrasta i bogaci się, a we wzmożeniu się społeczeństwa tkwi i szczęście jednostek. Płaszczyzna wzniesie się i utworzy płaskowzgórze, szczyty zmaleją, zda się na pozór, że ubędzie liczba wielkich ludzi i bohaterów – z teraźniejszą estetyką trzeba się będzie mocno porachować i znacznie ją odmienić; wiele rzeczy pięknych i wzniosłych ubędzie, które już się nie powtórzą dla braku warunków; inne natomiast ułożą się ideały, prowadząc do tej przyszłej ziemi obiecanej.