Bartosz
Kaczorowski
(Uniwersytet
Łódzki)
Koncepcja
bloku antysowieckiego w polityce frankistowskiej Hiszpanii pod koniec 1944 r.
Gdy
w 1944 r. Armia Czerwona zaczęła zajmować coraz większe połacie Europy środkowo
– wschodniej, jasne się stało, że państwa tego obszaru uprzednio bądź to zajęte
przez Trzecią Rzeszę (Czechosłowacja, Polska), bądź też z nią współpracujące i
od niej uzależnione (Rumunia, Węgry, Bułgaria) czeka nowa okupacja. Z
politycznego punktu widzenia wydawała się ona znacznie trudniejsza od
poprzedniej, bo o ile można się było spodziewać pomocy państw zachodnich w
walce z Hitlerem, o tyle wobec Stalina Wielka Brytania i Stany Zjednoczone
wykazywały się silnym poczuciem lojalności, przymykając oko na jego poczynania
na terytoriach wyzwolonych spod wpływu Trzeciej Rzeszy. Strategia określana
hasłem „Germany first” pozwoliła co prawda na likwidację przewagi
Niemiec, ale jednocześnie stwarzała też podstawy sowieckiej hegemonii. Tego
niebezpieczeństwa zdawano się wówczas jakby nie zauważać lub też je
bagatelizować, naiwnie wierząc, że od zbrodniczego hitleryzmu nic gorszego
Europy spotkać już nie może. Na prawdziwe oblicze sowieckiego satrapy,
cieszącego się – rzecz niepojęta – całkiem dobrą prasą w
Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych, zwracało uwagę dość
niewiele środowisk. Antykomunizm stał się co prawda głównym elementem polityki
zagranicznej Węgier, Rumunii czy Finlandii, ale z racji taktycznych sojuszy
tych krajów z Trzecią Rzeszą nie miał on skutecznej siły przebicia na Zachodzie. Nie znaczy to jednak, że i po tej
stronie kontynentu nie padały głosy domagające się zwrócenia uwagi na
komunistyczne zagrożenie. Szczególnie donośnie wybrzmiewały one z Hiszpanii,
której dyktator - generał Francisco Franco, mając w pamięci zaangażowanie Stalina
w wojnę domową jaka toczyła się za Pirenejami w latach 1936-1939,
zajmował nieprzejednanie antysowieckie stanowisko. W najpełniejszej formie
objawiło się ono pod koniec 1944 r., gdy złożył Wielkiej Brytanii propozycję
stworzenia bloku państw zachodnich w celu obrony Europy przed groźbą
bolszewizacji. I choć od tamtej pory minęło już prawie 65 lat, to kwestia ta
wciąż nie doczekała się szerszego opracowania; w literaturze angielskiej[1]
czy hiszpańskiej[2]
czytelnik może znaleźć tylko kilka stron na jej temat, w polskiej – zaledwie
kilka zdań[3].
A przecież propozycja Franco stanowiła niezwykle trafną analizę ówczesnej
sytuacji geopolitycznej i dziś jest wyjątkowo cennym dowodem na to, że już pod
koniec drugiej wojny światowej można było przewidzieć, że bezwarunkowe wsparcie
Stalina w walce z Hitlerem zakończy się hegemonią Związku Sowieckiego i
poważnym kryzysem na Starym Kontynencie.
Hiszpańska
decyzja o zachowaniu neutralności w latach światowego konfliktu była bardzo
korzystna dla Wielkiej Brytanii, która to właśnie generałowi Franco mogła
zawdzięczać utrzymanie władzy nad Gibraltarem – newralgicznym punktem
strzegącym wejścia na Morza Śródziemne. Mimo różnych nacisków ze strony
Trzeciej Rzeszy i wielu własnych wątpliwości, Hiszpanie ostatecznie odrzucili
niemiecką propozycję udziału w operacji „Felix”[4]
na przełomie lat 1940/1941, której celem miało być zdobycie Skały i zdecydowali
się pozostać poza wojną. Choć między Madrytem a Londynem układało się różnie,
to jednak nad Tamizą w kwestii hiszpańskiej dało się odczuć umiarkowany
optymizm, wzmocniony dodatkowo przychylną postawą generała Franco w dobie
operacji „Torch”. W dalszym ciągu istniały jednak elementy, które wpływały
negatywnie na te stosunki: hiszpańska bierność wobec działania niemieckich
agentów na Póływspie Iberyjskim, eksport wolframu do Trzeciej Rzeszy, obecność
Błękitnej Dywizji na froncie wschodnim i nieustannie podkreślany antykomunizm.
Pierwsze dwie kwestie zostały rozwiązane porozumieniem podpisanym 2 maja 1944
r. i wzajemne relacje uległy ponownej poprawie.
Echa
wystąpienia Winstona Churchilla w Izbie Gmin z 24 maja 1944 r.
Namacalnym
dowodem tej poprawy było przemówienie wygłoszone przez Winstona Churchilla 24
maja w Izbie Gmin, które otworzyło zupełnie nowy rozdział w stosunkach na linii
Londyn – Madryt. Premier, przy okazji podziękowań dla działań ambasadora w
Hiszpanii Samuela Hoare'a, wyraził również wdzięczność generałowi Franco za
jego neutralną postawę w trwającym konflikcie. Podkreślił zwłaszcza znaczenie
hiszpańskiego sprzeciwu wobec propozycji Adolfa Hitlera zmierzającej do
wspólnego uderzenia na Gibraltar. „Nie ulega wątpliwości, iż gdyby Hiszpania
uległa niemieckim pochlebstwom i presji w tej kwestii, nasze brzemię stałoby
się znacznie cięższe” – dodawał[5].
Dalej uwaga premiera skupiła się na zasługach, jakie generał Franco oddał
Aliantom podczas operacji „Torch”, pozwalając w jej przededniu na koncentrację
samolotów na lotnisku w Gibraltarze i floty w Zatoce Algeciras. Była to, jego
zdaniem, nieoceniona pomoc udzielona „nie tylko Zjednoczonemu Królestwu,
Imperium Brytyjskiemu i Wspólnocie Narodów, ale i sprawie Narodów
Zjednoczonych”[6].
Nie pominął również Churchill niedawno zawartego porozumienia z Madrytem, na
mocy którego niemiecki konsulat w Tangerze został zamknięty zaś eksport
wolframu do Trzeciej Rzeszy znacznie ograniczony. Na sam koniec wyraził
życzenie, by po wojnie Hiszpania stała się filarem pokoju w basenie Morza
Śródziemnego oraz zdecydowanie wykluczył jakąkolwiek możliwość ingerencji w
wewnętrzne sprawy tego kraju, podkreślając, że wybór tej czy innej formy rządów
zależy jedynie od Hiszpanów.
Nie trudno się domyślić, że słowa
brytyjskiego premiera wywołały burzę, zwłaszcza że pewne kontrowersje budziły
już wśród jego najbliższych współpracowników. „Osobiście uważam, że słowa
premiera idą zbyt daleku w pochwałach dla Hiszpanii” – wyraził swoją opinię
Frank Roberts, prywatny sekretarz Churchilla, oceniając projekt mowy jeszcze
przed jej wygłoszeniem[7].
Krytyczne głosy nadeszły również zza Oceanu, a podczas konferencji w Nowej
Funlandii Franklin Delano Roosevelt nadmienił, że w relacjach z Madrytem nie
zaszła żadna pozytywna zmiana i że Waszyngton „nie jest usatysfakcjonowany tym,
co Hiszpania robi”.
Jak tylko echa mowy dobiegły na Półwysep
Iberyjski, Hiszpanię opanowała prawdziwa euforia.
Rząd generała Franco uzyskał bowiem nie tylko aprobatę dla swojej polityki
zagranicznej, ale i także zapewnienie o nieingerowaniu w wewnętrzne sprawy
Hiszpanii. „Ci, którzy aktywnie działali, spiskując przeciw reżimowi, zarówno
republikanie jak i monarchiści, zostali pozbawieni złudzeń” – zauważył radca
ambasady Wielkiej Brytanii Christopher Bramwell, dzieląc się swymi uwagami z Foreign
Office.
Podkreślał również, że dzięki słowom brytyjskiego premiera Hiszpanie przestali
obawiać się nie tylko uwikłania ich w wojnę, ale zmalał także ich strach
przed zwycięstwem Aliantów, na które do tej pory często patrzyli przez pryzmat
groźby sowieckiej hegemonii. Mimo to w Londynie zdecydowano się szybko nastroje
ostudzić, zwłaszcza, że poparcie Churchilla rząd generała Franco zaczął
wykorzystywać propagandowo. Nic dziwnego zatem, że gdy tylko hiszpański minister
spraw zagranicznych hrabia Gomez Jordana spotkał się 1 czerwca 1944 r. z
Samuelem Hoare’m, usłyszał od niego, że wdzięczność brytyjskiego premiera była
skierowana wobec całego kraju, a nie konkretnych władz.
Ambasador wspomniał również, że Gabinet Wojenny musi brać pod uwagę głos opinii
publicznej, a ta jest zdecydowanie wrogo nastawiona do frankistowskiego państwa
i „nie widzi większej różnicy między falangizmem a faszyzmem”.
Powtórzył to również kilkanaście dni później w rozmowie z samym generałem
Franco, kiedy to przypomniał mu, że „dużo ludzi na Wyspach i niemało w samym
parlamencie (…) nie wierzy, że Wielka Brytania może utrzymać przyjazne relacje
z krajem, który w ostatnim czasie identyfikuje się w sposób tak wyraźny z
założeniami i zasadami naszych [tj. brytyjskich] wrogów w Europie”.
Hoare zdecydował się również wypomnieć Hiszpanom niezbyt energiczne zwalczanie
niemieckiego wywiadu w ich własnym kraju, do czego zobowiązali się umową z 2
maja 1944 r. Rząd w Madrycie, nie chcąc pogarszać swych relacji z Niemcami,
które postrzegane były głównie jako siła walcząca na froncie wschodnim z
komunistycznym Związkiem Sowieckim, przymykał bowiem oko na działalność
niemieckich agentów, co z oczywistych względów krytycznie oceniano w Londynie.
Widać więc wyraźnie, że krytyka, jaka
spłynęła na Winstona Churchilla zarówno ze strony brytyjskiej prasy jak i z
parlamentarnej trybuny, wpłynęła na pewne usztywnienie postawy wobec
hiszpańskiego rządu. Wspieranie państwa uznawanego przez wielu za totalitarne
groziło Partii Konserwatywnej utratą poparcia elektoratu, w związku z czym
brytyjski rząd przez swojego ambasadora zaczął nalegać na hiszpańskie elity, by
dokonały liberalizacji ustroju swojego państwa i zaostrzyły politykę wobec
Niemiec, przy jednoczesnym jej złagodzeniu wobec Związku Sowieckiego. Tak silny
wpływ opinii publicznej na decyzje zapadające na 10 Downing Street był dla
Madrytu z pewnością groźną zapowiedzią na przyszłość.
Czym więc kierował się Winston Churchill,
wygłaszając swoje przemówienie i dlaczego o Hiszpanii wspomniał właśnie pod
koniec maja? Z pewnością brytyjski premier pragnął poprawy relacji z Madrytem,
gdyż uważał, że Wielka Brytania zarówno teraz jak i po wojnie nie powinna mieć
wroga na Półwyspie Iberyjskim. Nie ulega też wątpliwości, że słowa Churchilla
wyrażały jego osobiste poglądy i że w istocie odczuwał on szczerą wdzięczność
za otrzymaną pomoc. Dał temu wyraz zarówno w listach do innych brytyjskich
polityków[14]
jak i w napisanych już po wojnie pamiętnikach[15].
Była oprócz tego i inna przyczyna: na 6 czerwca zaplanowano lądowanie Aliantów
w Normandii i przychylna neutralność Madrytu była tu jak najbardziej wskazana.
Sprawa ta została zresztą poruszona podczas wspomnianej rozmowy Hoare'a
z Jordaną 1 czerwca[16].
„Reżim Franco jest przekleństwem dla
naszych sojuszników z Sowieckiej Rosji”
Lato 1944 r.
przyniosło w polityce hiszpańskiej poważne zmiany. 3 sierpnia Madrytem wstrząsnęła
wieść o nagłej śmierci hrabiego Gomeza Jordany.
Wraz z jego odejściem Hiszpania straciła wybitnego polityka, który swą osobą
firmował zbliżenie państwa generała Franco z Wielką Brytanią i Stanami
Zjednoczonymi. Następca Serrano Súñera[19]
potrafił zmienić kurs obrany przez poprzednika i umiejętnie przestawić
hiszpańską politykę na bardziej proalianckie tory w chwili, gdy wojenna fortuna
zaczęła się coraz wyraźniej od Trzeciej Rzeszy odwracać. Prawie dwuletni okres
kierownictwa Jordany w Palacio de Santa Cruz[20]
zaowocował zdecydowaną poprawą relacji z Londynem, do czego w największym
stopniu przyczyniła się przychylna neutralność w czasie operacji „Torch” i
zawarcie porozumienia z 2 maja 1944 r. Kością niezgody była jednak hiszpańska
polityka wobec Związku Sowieckiego, która nie dopuszczała w tej materii żadnych
niemal kompromisów, uznając groźbę sowietyzacji Europy środkowo – wschodniej za
największe zagrożenie dla losów kontynentu. Jordana, mimo swej anglofilii,
tutaj także zajmował stanowisko nieprzejednane, broniąc decyzji o wysłaniu
Błękitnej Dywizji na front wschodni i zdecydowanie krytykując wszelkie formy
współpracy Churchilla ze Stalinem. Ten
trend w hiszpańskiej polityce zmianie nie uległ, gdy 11 sierpnia nowym ministrem spraw zagranicznych został José
Lequerica, dotychczasowy ambasador przy rządzie Vichy[22].
Niesłusznie zawczasu demonizowany i mający opinię germanofila, okazał się
wiernym kontynuatorem polityki Jordany, choć nie ulega wątpliwości, że to wątek
antysowiecki stał się jej najistotniejszą częścią. Wynikało to jednak nie tyle
z poglądów nowego ministra, co raczej ze zmiany sytuacji na frontach, która
rodziła obawy, że wraz ze zwycięstwami Armii Czerwonej wpływy Związku
Sowieckiego w Europie znacznie się rozszerzą.
Problem ten w Hiszpanii był zresztą zauważalny
dużo wcześniej. Już w lutym 1943 r. Jordana wręczył ambasadorowi Hoare'owi
swoje memorandum, w którym apelował do Brytyjczyków o zwrócenie większej uwagi
na zagrożenie sowieckie[23].
Hiszpański minister przestrzegał dodatkowo przed prowadzeniem wojny aż do
doszczętnego zniszczenia Niemiec, czyli dokładnie przed tym, co Alianci już
ustalili w Casablance, sugerując, że kraj ten mógłby stać się silną przeszkodą
dla komunizmu w Europie środkowej. „Jeśli Niemcy by nie istniały, Europejczycy musieliby
je wymyślić” - argumentował[24].
Propozycja Jordany nie spotkała się wówczas ze zrozumieniem Brytyjczyków, a
ambasador Hoare zapewniał, że „nie ma powodów, by sądzić, że uformowany w
wojennym wysiłku sojusz brytyjsko – sowiecki nie przetrwa w czasach pokoju”[25].
Dopóki wojska Wehrmachtu stały nad Wołgą i
Donem, Hiszpania ograniczała się tylko do dzielenia się swymi obawami z
ambasadorami zachodnich państw i nie podejmowała poważniejszych działań
dyplomatycznych w celu zaostrzenia ich kursu wobec Związku Sowieckiego. Ten
stan rzeczy zmienił się wraz z pasmem zwycięstw Armii Czerwonej od bitwy
pod Kurskiem aż po operację „Bagration”, ale nadzieje w Madrycie na objęcie
współpracą hiszpańsko- brytyjską polityki wobec Związku Sowieckiego na dobre
zostały rozbudzone po przemówieniu Churchilla z 24 maja 1944 r.
Z niepokojem zaczęto więc równocześnie
odbierać informacje płynące od księcia Alby, hiszpańskiego ambasadora w
Londynie, na temat szykującej się zmiany w polityce brytyjskiej i planowanym
odwołaniu Samuela Hoare’a z Madrytu.
Równolegle też zaczął zaostrzać się brytyjski kurs względem Hiszpanii, a 3 października Hoare w
rozmowie z Lequericą w dość zdecydowanych słowach skrytykował politykę
Madrytu wobec Niemiec i Włoch, choć jeszcze
niedawno wielokrotnie ją chwalił. Potępił także autorytaryzm
frankistowskiego państwa i represje wobec przeciwników politycznych,
wspominając również, że brytyjska opinia publiczna jest nastawiona wrogo do
idei współpracy z Hiszpanią i może to doprowadzić do izolacji tego kraju
bezpośrednio po wojnie.
Przygotowujący się do rezygnacji z funkcji ambasadora i do powrotu do wielkiej
polityki na Wyspach Hoare 16 października przesłał do Londynu swoje memorandum,
w którym nakreślił, jak Wielka Brytania powinna ustosunkować się do rządów
generała Franco[28].
Podtrzymał w nim swoje krytyczne stanowisko, zachęcając jednocześnie Gabinet
Wojenny do podjęcia bardziej zdecydowanych środków. Hiszpania, zdaniem
ambasadora, powinna dostać stanowcze ostrzeżenie z Londynu, że jeśli nie
zliberalizuje swojego ustroju, to skończy się to jej izolacją na arenie
międzynarodowej. „Państwo, które nie uznaje zasad nowego porządku nie może się
spodziewać, że zostanie częścią społeczności Narodów Zjednoczonych”
– argumentował Hoare. Zasugerował również premierowi rozważenie
wprowadzenia sankcji ekonomicznych wobec frankistowskiego
państwa.
W tym miejscu wypada się zapytać, dlaczego
człowiek, który do tej pory całym swym działaniem dążył do zbliżenia między
Wielką Brytanią a Hiszpanią teraz stał się gorącym orędownikiem zaostrzenia
kursu. Czy polityka zagraniczna Madrytu aż tak
bardzo zmieniła się od czasu przemówienia Winstona Churchilla, że trzeba było
zastosować środki proponowane przez Hoare’a? Niewiele na to wskazuje. Hiszpania
co prawda nie wywiązywała się z realizacji postanowień umowy z 2 maja, jednak
wydaje się, że w Londynie już się do tego typu zachowań przyzwyczajono.
Znacznie ważniejsza była z pewnością zmiana sytuacji międzynarodowej w Europie.
Wraz z sukcesami operacji „Overlord” Hiszpania przestała bowiem mieć tak duże
znaczenie dla Wielkiej Brytanii, jakie prezentowała w chwili, gdy
wojska niemieckie stały u podnóży Pirenejów. Zagrożenie ze strony niemieckiej
znacznie się zmniejszyło, prawdopodobieństwo utraty Gibraltaru spadło wręcz do
minimum, w związku z czym w Foreign Office uświadomiono sobie, że dalsze
popieranie niedemokratycznego reżimu zbyt wielu korzyści już nie przyniesie,
może za to odbić się negatywnie na autorach brytyjskiej polityki zagranicznej.
Wymowne tu były zwłaszcza nastroje opinii publicznej, której sympatie zaczęły
stopniowo przesuwać się na lewo, tworząc stały trend, znajdujący swój finał w
wielkim zwycięstwie labourzystów w wyborach z lipca 1945 r. Marzący o powrocie
do wielkiej polityki Hoare miał więc świadomość, że w tej sytuacji dla byłego appeasera,
w dodatku dość silnie wspierającego wcześniej rządy generała Franco, może
zabraknąć miejsca na brytyjskiej scenie politycznej. I właśnie to
przeświadczenie stało się impulsem do przejścia na pozycje znacznie bardziej
umiarkowane[30].
O konieczności dostosowania polityki brytyjskiej do nastrojów panujących w
społeczeństwie wspominał on zresztą w samym memorandum:
„Antyfrankistowskie odczucia zyskują posłuch wszędzie (…) Możemy być zmuszeni
do działania przez opinię publiczną”[31].
Apogeum idelogicznej przemiany Samuela Hoare'a przypadło na rok 1946, gdy
napisał pamiętnik pt. „Ambassador on Special Mission”. Przedstawił w nim swoją
działalność w Hiszpanii w zadziwiająco innym świetle, ukazując rząd
generała Franco jako formację wyraźnie proniemiecką, a samego siebie jako
zdecydowanego przeciwnika hiszpańskiego dyktatora[32].
Memorandum z 16 października okazało się zatem nie tylko informacją
skierowaną do Foreign Office w celu rozwiązania problemu Hiszpanii, ale
również swoistym traktatem politycznym przygotowującego się do nowej roli
madryckiego ambasadora. Świadczyło jednocześnie o ewolucji
światopoglądowej, jaką przeszedł w ostatniej fazie drugiej wojny światowej.
Wnioski Hoare'a w Londynie przyjęto ze
zrozumieniem. Z opinią madryckiego ambasadora zgadzał się Peter Garran,
urzędnik pracujący w Foreign Office, choć jednocześnie uważał hiszpańskie piryty i rudę żelaza za wystarczające
argumenty, by zrezygnować z nałożenia sankcji gospodarczych[33].
Krytykowano natomiast coraz bardziej stosunek Madrytu do wschodniego Alianta.
Frank Roberts stwierdził, że Caudillo należało pouczyć nie tylko o
podstawach demokracji, ale i dać mu do zrozumienia, że ustrój jego państwa jest
źle odbierany przez Związek Sowiecki.
Jeszcze dobitniej wyraził się Garran, twierdząc, że „reżim Franco jest
przekleństwem dla naszych sojuszników z Sowieckiej Rosji”
Opinie Hoare'a, co nietrudno było
przypuszczać, zyskały za to pełne poparcie wśród labourzystów. Ich lider,
wicepremier Clement Attlee, wnioski ambasadora rozwinął jeszcze dalej w
memorandum z 4 listopada 1944 r, otwarcie domagając się już nie tylko
oficjalnych upomnień czy sankcji ekonomicznych, ale nawet obalenia rządów
generała Franco[39].
On również zwracał uwagę na konieczność dostosowania brytyjskiej polityki do
wymogów państw Wielkiej Trójki. „Pośród naszych Aliantów nie ma nikogo, kto nie
życzyłby sobie upadku tego reżimu, a my zbliżamy się ku niebezpieczeństwu, że
będziemy postrzegani jako jedyni jego zagraniczni zwolennicy” - ostrzegał.
Wizja roli Wielkiej Brytanii w rozwiązaniu problemu była nie mniej zuchwała:
„Powinniśmy usztywnić swoją politykę względem reżimu i jasno oświadczyć, że
jego zniknięcie byłoby z radością przywitane przez Zjednoczone Narody i
przyniosłoby liczne korzyści narodowi hiszpańskiemu. Powinniśmy użyć wszelkich
dostępnych metod, by przyczynić się do jego upadku”[40].
Te radykalne stwierdzenia dobrze oddawały
klimat, jaki panował po lewej stronie Gabinetu Wojennego, który do pewnego
stopnia zaczął się również udzielać politykom Foreign Office. Anthony
Eden nie domagał się co prawda usunięcia Franco wprost, jednak na
początku listopada zaproponował wspólną akcję Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych
i rządu generała de Gaulle'a w celu wywarcia większej presji na hiszpańskiego Caudillo,
by ten zaprowadził w Hiszpanii demokrację[41].
W napisanym 18 listopada memorandum jednoznacznie określił cel brytyjskich
działań: „Najbardziej satysfakcjonującym rozwiązaniem, jeśli to możliwe, byłoby
zastąpienie obecnego systemu przez nowy: republikę albo monarchię
konstytucyjną”[42].
Jakże odmienny był to cel od tego deklarowanego przez Winstona Churchilla kilka
miesięcy temu. I on to właśnie stanowczo ostudził
zuchwałość zamiarów ministra, uświadamiając mu, że tak wyraźna ingerencja w
wewnętrzne sprawy kraju neutralnego mogłaby tylko zachęcić przeciwników Franco
i doprowadzić do kolejnej wojny domowej. To z kolei groziłoby przejęciem
wpływów przez komunistów, zwłaszcza że - jak argumentował premier - „w każdym
wyzwolonym dzięki naszym zwycięstwom kraju panuje komunistyczne wrzenie”[43].
Churchill przestrzegał też przed opowiadaniem się Londynu po stronie sił
lewicowych, co byłoby niejako konsekwencją zrealizowania zamiarów Edena. Nie
bez znaczenia pozostawał też czynnik wewnątrzbrytyjski: premier obawiał się, że
taka postawa Foreign Office przyniosłaby korzyści tylko labourzystom,
którzy „byliby zadowoleni, widząc Wielką Brytanię biorącą udział w doktrynalnej
wojnie”[44].
Dlatego też odrzucił propozycję dokonania napomnienia poprzez wspólną akcję
brytyjsko – amerykańsko – francuską i zdecydował się samemu przedstawić swoje
żądania hiszpańskiemu Caudillo. Miało to nastąpić w formie odpowiedzi na
list od Franco, który książę Alba miał w najbliższym czasie wręczyć
Churchillowi, a który – jak się brytyjski premier miał wkrótce przekonać –
zawierał propozycję, mogącą zmienić oblicze tej wojny.
List generała Franco do Winstona Churchilla
z 18 października 1944 r.
W Hiszpanii wielokrotnie myślano nad
planami wspólnej akcji świata zachodniego przeciw Związkowi Sowieckiemu.
Jeszcze pod koniec lata 1944 r. Luis Carrero Blanco dowodził w swoim
memorandum, że prowadzenie wojny aż do totalnego zniszczenia Niemiec nie leży w
interesie państw anglosaskich i jest opłacalne tylko dla Stalina[45].
Dlatego też Hiszpania powinna zabiegać o zakończenie działań zbrojnych w
Europie i zachęcać do politycznego zbliżenia niedawnych wrogów, dzięki czemu
mógłby powstać antysowiecki sojusz państw zachodnich.
Choć wcześniej problem ten kilkakrotnie był
przedstawiany przez hiszpańskich polityków zachodnim ambasadorom, nigdy nie
przybrał form konkretnego programu politycznego. Tak było do 18 października
1944 r., kiedy to generał Franco wysłał do księcia Alby list zawierający
hiszpańską ocenę sytuacji międzynarodowej, który miał zostać przedstawiony
„naszemu dobremu przyjacielowi”, jak Caudillo nazwał Churchilla.
Moment, w którym Szef Państwa zdecydował się przejść do dyplomatycznej
ofensywy, nie był przypadkowy. Od 9 do 20 października brytyjski premier
przebywał na konferencji moskiewskiej, podczas której doszło do uzgodnienia
podziału wpływów w Europie środkowo – wschodniej. Generał Franco, choć treści
postanowień z oczywistych powodów nie znał, poczuł się dostatecznie
zaniepkojony poprawą relacji brytyjsko – sowieckich i zrozumiał, że nie ma już
chwili do stracenia[47].
Głównym celem listu było zwrócenie uwagi
Londynu na wzrastające zagrożenie komunistyczne. Coraz większa przewaga, jaką
Stalin osiągał w Europie środkowo - wschodniej przy już wręcz jawnej aprobacie
ze strony Wielkiej Brytanii, sprawiła, że Franco stanął w obronie narodów
zagrożonych uniezależnieniem od Związku Sowieckiego. „Ponieważ nie możemy
wierzyć w dobrą wolę komunistycznej Rosji – przekonywał Churchilla - i
ponieważ znamy podstępne działanie bolszewizmu, musimy uświadomić sobie, że
poważne osłabienie bądź zniszczenie krajów z nią sąsiadujących znacznie
zwiększy jej siłę i ambicję, sprawiając, że
mądre porozumienie między państwami zachodniej Europy będzie jeszcze bardziej
niezbędne”[48].
Franco dowodził również, że problem ten nie
dotyczył tylko krajów na Wschodzie, gdyż po wyzwoleniu Włoch i Francji także i
tam coraz większe wpływy zdobywać zaczęły anarchizujące życie polityczne
partie komunistyczne. W ten sposób pojawiła się poważna groźba, że Związek
Sowiecki stanie się niebezpieczny dla całej europejskiej cywilizacji: „Jeśli
Niemcy zostaną zniszczone, – przekonywał Caudillo - Rosja umocni swoją
władzę w Europie i Azji, a Stany Zjednoczone będą panowały na Oceanie
Atlantyckim i Pacyfiku jako najpotężniejsze mocarstwo świata, kraje europejskie
na rozpadającym się kontynencie zetkną się z najpotężniejszym i najgroźniejszym
kryzysem w swoich dziejach”[49].
Remedium na to niebezpieczeństwo miało być polityczne
zbliżenie dwóch krajów, posiadających zdolność moralną do zajęcia jednoznacznie
antysowieckiego stanowiska i odpowiednią kondycję gospodarczą: Wielkiej
Brytanii oraz Hiszpanii. Zdecydowana nienawiść, jaką do Trzeciej Rzeszy żywiło
społeczeństwo brytyjskie, sprawiła, że Franco nie zdecydował się poruszyć tak
szczegółowo kwestii rehabilitacji Niemiec, jak to uczynił Blanco w swoim
memorandum. Zaznaczył jednak delikatnie, że rozgromienie Niemiec osłabi
zdolność Europy do przeciwstawienia się wpływom Moskwy, podkreślając w ten
sposób, że im większa będzie klęska Trzeciej Rzeszy, tym bardziej niezbędne
będzie zbliżenie na linii Londyn – Madryt.
W dalszej części listu hiszpański Caudillo
nie szczędził jednak słów krytycznych pod adresem Wielkiej Brytanii. Wspominał,
że ataki na jego rząd były nie tylko dziełem brytyjskiej prasy, ale często
także wywodziły się z oficjalnych kręgów, które w dodatku utrzymywały bliskie
relacje z wrogo nastawionymi do frankistowskiego państwa emigrantami. Dość
trafnie zauważał również, że zamiar ingerencji w wewnętrzne sprawy Hiszpanii
pochodził z kraju, który „posiadał długą tradycję współpracy z najdalszymi
narodami świata niezależnie od ich systemów politycznych czy ideologii”.
Innym problemem, który zdecydował się poruszyć
Franco była działalność brytyjskich agentów na Półwyspie Iberyjskim, która
według niego miała „szkodliwy wpływ na wzajemne relacje”[50].
I choć zrozumiała była chęć hiszpańskiego dyktatora by zaprzestano krytyki pod
adresem jego rządu, zwłaszcza że ta sama prasa ze znacznie większą
pobłażliwością oceniała nieporównywalnie bardziej represyjny przecież system
Związku Sowieckiego, to jednak wypominanie Brytyjczykom działalności ich
wywiadu było zupełnie niepotrzebne. Mogło to wywrzeć dość złe wrażenie,
zwłaszcza że zarzuty padały ze strony człowieka, którego wcześniej ambasador
Samuel Hoare kilkakrotnie oskarżał o bierność wobec swobodnych poczynań
niemieckich agentów na terytorium Hiszpanii i Maroka. Wprawdzie aktywność
brytyjskiego wywiadu nie ulegała żadnej wątpliwości, to jednak poruszanie tej
kwestii w liście do pewnego stopnia wypaczyło główny problem– antysowiecką
współpracę Londynu i Madrytu.
Żaden jednak wątek poboczny listu nie może
zmienić faktu, że 18 października 1944 r. w podmadryckim pałacu El Pardo
hiszpański Generalissimo samodzielnie i bez udziału pozostałych autorów
polityki zagranicznej, nawet ministra José Lequericy, stworzył projekt o
przełomowym znaczeniu, zwracający uwagę na kwestię nieco pomijaną w
międzynarodowej dyskusji. Jednak mimo totalitarnego i ekspansywnego charakteru
władz w Moskwie, wielu brytyjskich polityków i dziennikarzy zdawało się
znacznie większe niebezpieczeństwo dla nowego porządku świata widzieć w
niedemokratycznym systemie frankistowskiej Hiszpanii. I choć nie ulega
wątpliwości, że ustrój państwa generała Franco nie był pozbawiony wad, a
represje jakie dosięgnęły zwolenników republiki były ciężkie, to jednak nigdy
nie przybrały one form politycznych czystek, odwrotnie niż w Związku Sowieckim,
gdzie karano nie tylko za wspieranie przeciwnego obozu w wojnie domowej, ale i
za pochodzenie społeczne, majątek, poglądy i wierzenia, dążąc jednocześnie do
zaprowadzenia tych metod w pozostałych częściach świata.
Z pewnością można się zastanawiać, czy w
takim momencie krytyczna ocena niektórych aspektów polityki brytyjskiej była
uzasadniona, ale nie ulega wątpliwości, że sprawy te nie mogły przesądzić o
zdaniu Londynu, gdyż propozycja Franco odnosiła się do kwestii zbyt ważnej dla
Wielkiej Brytanii, by wpływ na jej decyzję mogły mieć zarzuty tego typu.
Wszystko zależało więc od politycznej woli Gabinetu Wojennego do
przeorientowania swojej polityki zagranicznej i uznania swojego dotychczasowego
sojusznika za głównego wroga. Jak pokazała bliska przyszłość, od takich
konstatcji politycy znad Tamizy byli jak najdalsi.
„(...) dla przyszłego pokoju i pomyślności
Europy jako całości”. Reakcja Londynu na list generała Franco
Książę Alba o istnieniu listu od generała
Franco poinformował podsekretarza stanu Alexandra Cadogana 10 listopada i choć
nie przekazał mu go bezpośrednio ani nie wyjawił też jego treści, to jednak od
tego momentu Brytyjczycy przynajmniej wiedzieli, że jego głównym celem było
„poprawienie relacji angielsko – hiszpańskich”[51].
Oficjalne spotkanie hiszpańskiego ambasadora z Edenem miało się odbyć sześć dni
później[52],
jednak z powodu choroby tego pierwszego zostało odwołane i list znalazł się w
rękach brytyjskich dopiero 21 listopada[53].
Wręczając list sam książę Alba nie krył
swojego sceptycyzmu co do inicjatywy Caudillo. Jak zanotował szef Foreign
Office, ambasador nie tylko „trochę narzekał na sposób wypowiadania się
Franco”, ale także odcinał się od niektórych jego treści, zwierzając się nawet
Edenowi, że „gdyby zostało to z nim skonsultowane, doradziłby nieco inne
oświadczenie, bez stawiania żądań”[54].
Widać było więc dość wyraźnie, że opozycja wobec Caudillo była coraz
silniejsza i że dosięgała ona nawet osoby mające znaczny wpływ na prowadzenie
polityki zagranicznej. Na tę zmianę w postawie księcia Alby zwrócono uwagę
także na posiedzeniu Gabinetu Wojennego. Eden zaznaczył, że ambasador „chciałby
widzieć ewolucję hiszpańskiego rządu jako zabezpieczenie przed rewolucją, która
byłaby nieuchronna, gdyby Franco podążał tą samą drogą”[55].
Nie mamy niestety informacji, czy swoją rezerwę wobec listu Franco kierował
Alba tylko wobec kwestii zdecydowanie nadmiernych oskarżeń czy także wobec
propozycji antykomunistycznej współpracy po wojnie. Wydaje się jednak, że wobec
dość jasnego antysowieckiego stanowiska jakie Alba zajmował przez cały czas
pełnienia swojej funkcji na placówce dyplomatycznej w Londynie, możliwe jest,
że poglądy ambasadora w tej kwestii były zbieżne z poglądami Szefa Państwa.
Przeczytawszy list Anthony Eden zaznaczył, że
nie może udzielić oficjalnej odpowiedzi bez konsultacji z premierem, jednak po
chwili rozwiał wszelkie złudzenia, dodając od siebie, że „list przedstawia
sposób myślenia, który był daleki od realiów obecnej sytuacji międzynarodowej”[56].
Szybka odpowiedź brytyjskiego ministra, mimo jej nieoficjalnego charakteru,
wskazywała jednak wyraźnie, że w Londynie stanowisko wobec Hiszpanii opracowano
już dużo wcześniej i że żaden apel Franco nie mógł tego zmienić. Przyznał to
zresztą i sam szef Foreign Office, oświadczając Albie, iż nie sądzi, by
„Ekscelencja ze swoją wiedzą na temat tego kraju mógłby być w jakikolwiek
sposób zaskoczony reakcją na deklarację generała Franco”[57].
Choć nikt wśród polityków nie zamierzał
dokonywać przeorientowania polityki zagranicznej i psuć sobie relacji ze
Związkiem Sowieckim, stworzenie wspólnego stanowiska wobec listu hiszpańskiego
Szefa Państwa nie było łatwe. Naprzeciw stronnictwu zwolenników twardego
kursu, rozpościerającego się od pragnącego obalenia generała Franco za wszelką
niemal cenę wicepremiera Clementa Attlee aż po nieco bardziej umiarkowanego
Anthony'ego Edena, rzecznika wspólnego nacisku amerykańsko – brytyjskiego na
rząd w Madrycie, stanął Winston Churchill. Do starcia dwóch koncepcji
rozwiązania hiszpańskiego problemu doszło 27 listopada na forum Gabinetu
Wojennego[58].
Premier stanowczo sprzeciwił się mieszaniu w wewnętrzne sprawy neutralnego
przecież państwa i dawaniu sygnału opozycji do obalenia obecnego rządu,
jednakże zgadzał się z koniecznością udzielenia „szorstkiej” odpowiedzi. Jego
zdanie zostało poparte zarówno przez konserwatywnego kanclerza skarbu Johna
Andersona jak i labourzystowskiego ministra pracy Ernesta Bevina, podczas gdy
Clement Attlee, choć zapewniał, że podziela punkt widzenia premiera, to jednak
w dalszym ciągu optował za współpracą ze Stanami Zjednoczonymi i Francją w celu
wywarcia nacisku na Caudillo[59].
Ostatecznie zdecydowano, że odpowiedź zostanie napisana przez Churchilla i
następnie zaakceptowana przez Gabinet Wojenny, jednak pierwszy projekt listu
miał przedstawić premierowi Anthony Eden, który tym samym nie pozwolił pozbawić
się wpływu na jego kształt. Pełna zgoda między dwoma politykami panowała
natomiast wobec propozycji stworzenia antysowieckiego bloku państw zachodnich;
obaj za jedyną gwarancję bezpieczeństwa uznali współpracę Londynu i Waszyngtonu
z Moskwą w ramach ogólnoświatowej organizacji[60].
Różnice zdań w gabinecie sprawiły, że na
odpowiedź z Londynu generał Franco musiał jednak trochę poczekać i to pomimo
usilnych nalegań Hoare'a, który pragnął, by sytuacja została wyjaśniona jak
najszybciej[61].
Brak informacji co do oficjalnego stanowiska brytyjskiego rządu był dla
madryckiego ambasadora znacznym problemem, gdy przyszło mu spotkać się 4
grudnia z ministrem spraw zagranicznych José Lequericą. Między rozmówcami
doszło do tradycyjnych już sporów: o niemieckich agentów, o nadinterpretację
przemówienia Churchilla z maja 1944 r., ale i także o stosunek Wielkiej
Brytanii do Sowietów. Lequerica dość logicznie wytknął ambasadorowi stosowanie
podwójnych standardów w ocenie systemów politycznych Hiszpanii i Związku
Sowieckiego: „Dlaczego – przewrotnie pytał – jesteście w przyjaznych relacjach
z dyktaturami w Rosji i Brazylii, a nienawidzicie dyktatury w Hiszpanii?”[62]
Hoare w odpowiedzi podkreślał, że we wcześniejszej fazie wojny hiszpańska
prasa, policja, administracja, a także sam Szef Państwa współpracowali z
Niemcami „na niezliczone sposoby”, co jednak było znacznym wyolbrzymieniem
niezgodnym nie tylko z historyczną prawdą, ale i oceną samego premiera, który
wielokrotnie bronił postawy Franco w poprzednich latach[63].
Gdy 12 grudnia Hoare spotkał się z samym
Szefem Państwa, odpowiedź Londynu w dalszym ciągu nie była gotowa. Ambasador
otrzymał jednak z Foreign Office pewne instrukcje, które pozwoliły mu
powiedzieć nieco więcej niż w rozmowie z José Lequericą[64].
Franco otrzymał jasny sygnał, że żadna współpraca brytyjsko – hiszpańska na
kierunku antysowieckim nie będzie możliwa, zwłaszcza że, według słów Hoare’a,
„mogłaby zostać zinterpretowana jako opozycja wobec bloku narodów, który się
uformuje na Wschodzie”[65].
Ambasador jednak nie wyjaśnił, jaki to „blok narodów” „uformuje się na
Wschodzie” i jak to formowanie wygląda, ani które z państw najusilniej o tę
integrację zabiega. Oświadczenie Hoare'a, że, jego kraj „postrzega sojusz
angielsko – rosyjski jako jeden z priorytetów polityki zagranicznej” w
najlepszy chyba sposób obnażało tendencje panujące wówczas w Foreign Office
i rozwiewało wszystkie wątpliwości generała Franco, jeśli do tej pory jeszcze
jakieś żywił[66].
Mimo to rozmowa skończyła się w dość przyjaznej atmosferze, zwłaszcza że
kończący swą misję Hoare podziękował za dobre przyjęcie go w Madrycie i
podkreślił, że choć stosunki między dwoma państwami układały się różnie,
„relacje osobiste zawsze należały do najbardziej uprzejmych i serdecznych”[67].
Tymczasem w Londynie nadawano ostateczny
kształt brytyjskiej odpowiedzi na list Szefa Państwa. Zgodnie z decyzją podjętą
na posiedzeniu gabinetu projekt został stworzony przez ministra spraw
zagranicznych, a następnie przedstawiony premierowi. Mając świadomość, że jego
ostry tekst znacznie odbiegał od słów wygłoszonych w maju w Izbie Gmin,
brytyjski premier zdecydował się dokonać drobnych zmian i umieścić również
pewne akcenty Hiszpanii przyjazne, mianowicie wspomnieć o przysługach oddanych
przez Madryt Koronie Brytyjskiej w dobie upadku Francji oraz podczas operacji
„Torch”[68].
Do pozostałych części projektu Edena Churchill uwag nie miał, co więcej, uznał,
że „list został świetnie opracowany i przekazuje bardzo ostre treści z
odpowiednią dyplomatyczną powściągliwością”[69].
Warto jednak zauważyć, że plany ministra spraw zagranicznych co do
wspólnego nacisku Londynu i Waszyngtonu nie zostały uwzględnione i ostatecznie
zatriumfowała wersja premiera, gdyż, choć postanowiono przesłać kopie listów do
Departamentu Stanu, nie znalazła się w tam prośba o stworzenie antyhiszpańskiej
koalicji[70].
Brytyjska odpowiedź na oświadczenie Franco
rozwiewała bezpowrotnie wszelkie wątpliwości co do kwestii powojennej
współpracy[71].
W liście, poza wspomnianymi wyżej dwoma wyjątkami, wybrzmiewała zdecydowanie
zła ocena postawy Hiszpanii podczas drugiej wojny światowej, co było w
sprzeczności nie tylko z generalnie przychylnym tonem raportów napływających do
Londynu z madryckiej ambasady aż do połowy 1944 r., ale i z pozytywnymi
ocenami, jakie wystawiał w tym czasie polityce generała Franco brytyjski
gabinet. Bardziej krytyczne stanowisko Foreign Office zarysowało się
dopiero w drugiej połowie 1944 r., kiedy to świadomość niepopularności
frankistowskiego rządu pośród brytyjskiej opinii publicznej oraz wzrastające
wpływy Związku Sowieckiego kazały politykom znad Tamizy przyjąć bardziej
stanowczą postawę wobec Hiszpanii. Churchill wypomniał więc w liście zarówno
udział Błękitnej Dywizji w walce z sojuszniczym Związkiem Sowieckim, jak
również nieprzychylne Aliantom przemówienia generała Franco, a nawet zajęcie
Tangeru. Widać od razu, że argumenty te mijały się nieco z prawdą historyczną i
że służyły celowi politycznemu[72].
Ostatni z tych zarzutów pozostawał bowiem w znacznej sprzeczności z cichym
poparciem, jakiego udzieliło Foreign Office hiszpańskiej akcji w
Tangerze[73],
agresywne mowy Franco – jak ta najsłynniejsza z 17 lipca 1940 r. - w
rzeczywistości nie były wcale przez Londyn oceniane surowo[74],
zaś hiszpańskie zaangażowanie na froncie wschodnim nie miało nigdy ostrza
antybrytyjskiego, a jedynie antysowieckie. Okazało się jednak, że to właśnie
ten konsekwentnie antymoskiewski kierunek hiszpańskiej polityki najbardziej był
nie do pogodzenia ze stanowiskiem brytyjskiego rządu. „Oszukałbym Pana –
wyjaśniał generałowi Franco tę kwestię Winston Churchill - gdybym zdecydowanie
nie rozwiał iluzji, że Rząd Jego Królewskiej Mości jest gotowy rozważyć
stworzenie bloku państw na zachodzie Europy czy gdziekolwiek indziej na bazie
wrogości wobec naszych rosyjskich sojuszników, bądź konieczności obrony przed
nimi. Polityka Rządu Jego Królewskiej Mości pozostaje twardo oparta na
traktacie angielsko – sowieckim z 1942 r. i postrzega kontynuację angielsko –
rosyjskiej współpracy w ramach przyszłej ogólnoświatowej organizacji jako
niezbędną nie tylko dla własnych interesów, ale także dla przyszłego pokoju i
pomyślności Europy jako całości”[75].
Trudno było o bardziej dobitne wyjaśnienie
polityki Londynu wobec Związku Sowieckiego. Co więcej, Churchill uznał, że
treść jego korespondencji z generałem Franco powinna zostać przekazana
marszałkowi Stalinowi, jako dowód na czystość intencji brytyjskiego rządu.
Świadectwo swojej niezrozumiałej naiwności dał
w liście do Edena, wyjaśniając mu aspekty swojej decyzji: „Jestem coraz
bardziej pod wrażeniem lojalności, jakiej - pomimo licznych pokus i prawdopodobnie
dużej presji – dał dowód Stalin, trzymając się z dala od Grecji zgodnie z
naszym porozumieniem. Wierzę, że dzięki wyjaśnieniu naszego stanowiska
stopniowo zdobędziemy u niego wpływy i podtrzymamy naszą umiarkowaną politykę
wobec Sowietów”[76].
Stalin wówczas faktycznie dystansował się do wydarzeń Dekemvriany[77], ale dopiero
przyszłość miała pokazać, że z rozszerzania wpływów w tamtym regionie wcale nie
miał zamiaru rezygnować. Dość znamienny był natomiast fakt, że podczas
grudniowych starć, gdy Wielka Brytania została zmuszona do przysłania na
Peloponez posiłków z Włoch, jej działania spotkały się z oporem nawet ze strony
Stanów Zjednoczonych, a jedynym krajem popierającym akcję Churchilla była
Hiszpania, co przyznali Franco nawet jego najbardziej zdecydowani przeciwnicy z
Partii Pracy podczas debat zarówno w Izbie Gmin (Frederick Seymour Cocks)[78]
jak i w Izbie Lordów (David Strabolgi)[79].
Decyzja o ujawnieniu korespondencji Stalinowi
została podjęta na posiedzeniu Gabinetu Wojennego 18 grudnia[80].
Do obu listów Churchill zdecydował się dołączyć własny komentarz, w którym
wyjaśniał Generalissmusowi, że w otrzymanych dokumentach może on znaleźć
świadectwo lojalności swojego brytyjskiego sojusznika. „Moi koledzy i ja –
pisał premier – myślimy, że będzie Pan zainteresowany tą korespondencją ze
względu na dowody przyjaźni tego kraju [tj Wielkiej Brytanii] wobec Związku
Sowieckiego, które ona zawiera”[81].
O tym, jak dużą wagę przywiązywał Churchill do całej sprawy może świadczyć jego
reakcja, gdy na początku stycznia 1945 r. dowiedział się, że Foreign Office
nie wysłało jeszcze listu do Moskwy. „Miałem nadzieję – wypominał Edenowi - że
mój list pokaże mu [tj Stalinowi], że nie musi się on obawiać żadnych zmian
brytyjskiej polityki, ani żadnych układów, które mielibyśmy zawierać z osobą
pokroju Franco”[82].
Reprymenda udzielona Anthony'emu Edenowi okazała się już skuteczna i w końcu 14
stycznia paczka została wysłana do Moskwy[83],
a zaraz potem poinformowano o całej sprawie amerykański Departament Stanu[84].
Tego samego dnia, kiedy zdecydowano się
ujawnić treść korespondencji Stalinowi, Gabinet Wojenny wyraził również zgodę
na opuszczenie Wielkiej Brytanii przez Juana Negrina,
byłego republikańskiego premiera, który miał się udać do Paryża na spotkanie z
antyfrankistowską opozycją[86].
W ten sposób człowiek, który wcześniej miał stanowczy zakaz prowadzenia
działalności politycznej i którego brytyjski rząd kilkakrotnie planował wydalić z kraju, teraz zaczął być traktowany jako
„odpowiedzialny i umiarkowany polityk”[87]
i uzyskał pełną swobodę swoich działań. Stanowiło to swoisty signum temporis
i dobrze obrazowało zmiany w relacjach między Londynem i Madrytem, nad którymi
w sposób coraz bardziej wyraźny unosił się duch Moskwy.
Znaczenie propozycji generała
Franco
Działania, które podjął Winston Churchill
zaraz po otrzymaniu listu od Franco z pewnością nie pozostawiały wątpliwości,
że wyboru swojej polityki zagranicznej Gabinet Wojenny dokonał już dużo
wcześniej i teraz ten trend został jedynie potwierdzony. Z pewnością brytyjski
premier miał powody, by bliższej współpracy z Hiszpanią nie podejmować. Jednym
z nich były nastroje opinii publicznej, która na fali zwycięstw Armii Czerwonej
znacznie łagodniej zaczęła traktować ideologię komunistyczną, widząc w niej
coraz częściej nie zagrożenie dla świata, ale pewien impuls dla gospodarczych i
społecznych zmian w krajach Zachodu. Wobec tego prądu, który najpełniej objawił
się w wyniku wyborów z lipca 1945 r., dalsze podejmowanie współpracy z
Hiszpanią, cieszącą się w Londynie dość złą prasą, mogło znacznie zmniejszyć
szanse konserwatystów na utrzymanie większości w parlamencie, choć z pewnością
byłoby znacznie korzystniejsze dla brytyjskiej polityki zagranicznej. To
właśnie kwestie wewnątrzbrytyjskie sprawiły, że Gabinet Wojenny w chwili, gdy
niemieckie zagrożenie znacznie się zmniejszyło, a pomoc ze strony Madrytu nie
była już tak potrzebna, coraz śmielej zaczął krytykować hiszpański ustrój,
żądając zaprzestania stosowania represji i domagając się liberalizacji systemu
politycznego. Ciężko jednak uważać, że to wady ustrojowe były główną przyczyną
odrzucenia przez Londyn hiszpańskiej propozycji. Choć skala represji w państwie
frankistowskim może oburzać, to jednak warto podkreślić, że niektórzy politycy
anglosascy, jak choćby amerykański ambasador w Madrycie Carlton Hayes,
podchodzili do tej kwestii ze zrozumieniem: „Byłoby to naprawdę nowością w
ludzkich dziejach – pisał w swoim pamiętniku - gdyby zwycięzcy takiej wojny
ledwie pięć czy sześć lat później powiedzieli do zwyciężonych: <<Przepraszamy;
nie powinniśmy byli wygrać; zrobiliśmy błąd; teraz przywrócimy Was do władzy,
powitamy z powrotem Waszych przywódców i pozwolimy im zrobić, to co będą
chcieli>>. Proszę sobie wyobrazić generała Granta mówiącego coś takiego
przywódcom Południowej Konfederacji w czasie naszej powojennej Rekonstrukcji!”[88]
Nie należy też przeceniać brytyjskiego argumentu o niedemokratycznym
charakterze hiszpańskiego państwa. Frankistowski autorytaryzm nie różnił się
przecież zbytnio od akceptowanych przez Brytyjczyków przed wojną ustrojów
krajów Europy środkowo – wschodniej, wykazywał duże podobieństwo względem
systemów panujących w sojuszniczych wobec Londynu Brazylii i Portugalii[89],
a był nieporównywalnie łagodniejszy od sowieckiego totalitaryzmu[90].
Z pewnością słabość hiszpańskiego państwa nie
zachęcała do tworzenia z nim politycznych sojuszy, jednakże na 10 Downing
Street w ogóle nie podjęto próby, by znaleźć poparcie państw silniejszych dla
stworzenia zachodniego bloku. Kwestii przyjęcia propozycji Franco nie tylko
nie dyskutowano z Waszyngtonem, choć to właśnie za Oceanem można było szukać
prawdziwego lidera, ale nawet rozważano posłużenie się amerykańskim autorytetem
do nacisku na hiszpańskiego Caudillo. W Gabinecie Wojennym nie było
również nikogo, kto brałby pod uwagę zamanifestowanie w ten sposób swojego
sprzeciwu wobec sowieckich praktyk, co nawet gdyby nie udało się zjednoczyć sił
Zachodu, mogłoby mieć kapitalne znaczenie dla ukształtowania odpowiednich
postaw wśród opinii publicznej, która wówczas w Stalinie widziała głównie
pogromcę nazizmu i przymykała oko na jego ekspansywne dążenia. Niestety, Londyn
nie zdecydował się na podjęcie tych arcyważnych dla dalszych losów świata
kwestii, sprawiając, że pod koniec wojny głos rozsądku, poza przedstawicielami rządów
emigracyjnych, w Europie wybrzmiewał tylko z Madrytu, Lizbony, Dublina i
Watykanu.
Odpowiedź udzielona generałowi Franco pokazała
więc ponad wszelką wątpliwość, że sojusz ze Stalinem nie był jedynie „sojuszem
z diabłem”,
zawartym tylko w celu pokonania Hitlera, ale że w Londynie w istocie planowano
oprzeć nowy porządek świata na współdziałaniu
z totalitarnym sowieckim reżimem[92].
Brytyjska reakcja była więc nie tylko odrzuceniem przez Gabinet Wojenny
propozycji bliższej współpracy z Hiszpanią,
ale i dowodem na przyjęcie przez niego prosowieckiej linii. Bezpośrednią
korelację między tymi dwoma zdarzeniami zauważył brytyjski ambasador w
Waszyngtonie lord Halifax, trafnie stwierdzając, że relacje Rządu Jego
Królewskiej Mości z Hiszpanią były papierkiem lakmusowym jego intencji wobec
Związku Sowieckiego[93].
Mimo wszystko, w okresie
wewnątrzgabinetowych debat nad kształtem brytyjskiej odpowiedzi wobec
propozycji Franco, zarysowała się pewna różnica w podejściu do problemu
Hiszpanii między zwolennikami zdecydowanej akcji wobec Caudillo a
preferującym raczej umiarkowane rozwiązania premierem. Polityka Churchilla
rozumiejącego znaczenie utrzymania przyjaznych relacji w zachodniej części
Morza Śródziemnego i w związku z tym niechętnego do antagonizowania Hiszpanii,
była z pewnością znacznie rozsądniejsza niż emocjonalna i niepozbawiona
ideologicznej wrogości postawa labourzystów. Brytyjski premier nie zgodził się
na wspólną akcję Londynu i Waszyngtonu wymierzoną w dyktaturę oraz nie
zdecydował się na wsparcie antyfrankistowskiej opozycji, bojąc się,
niebezpodstawnie zresztą, że może to doprowadzić to do kolejnej wojny domowej i
triumfu komunizmu na Półwyspie Iberyjskim[94].
To on również był znacznie bardziej świadomy sowieckiego zagrożenia niż
Franklin Delano Roosevelt, jednak oparcie się na błędnym założeniu, że zapędy
Stalina można hamować, będąc z nim w sojuszu, doprowadziło do powstania
„żelaznej kurtyny”, za co premier ponosił, w równym stopniu co prezydent Stanów
Zjednoczonych, polityczną i moralną odpowiedzialność.
Propozycja, którą zawarł w swym liście do
Churchilla generał Franco, choć odrzucona i niezrealizowana, stanowi dziś
świadectwo trzeźwej politycznej analizy, której dokonał samodzielnie hiszpański
Caudillo. Choć styl listu, niepotrzebna krytyka pod adresem Londynu i
zbytnia pewność siebie ze strony Szefa Państwa, mogły nieco zrazić
Brytyjczyków, to jednak braki te nie mogły mieć żadnego znaczenia, gdyby wśród
Rządu Jego Królewskiej Mości panowała polityczna wola bardziej zdecydowanego
przeciwstawienia się sowieckim wpływom. Jak słusznie zauważył historyk George
Hills, projekt Franco „ze wszechobecnymi szczegółami nie był szczęśliwie
napisany. Jednakże był to list wypływający z serca człowieka, który wierzył, że
Europa znalazła się w przededniu konfrontacji z najniebezpieczniejszym
przeciwnikiem wszech czasów – komunistyczną Rosją – i że jego kraj wespół z
Wielką Brytanią był najlepiej do walki z tym wrogiem przygotowany”[95].
Trafność diagnozy postawionej przez
generała Franco miała potwierdzić dopiero przyszłość. Europie nie przyszło
jednak długo czekać, by stać się świadkiem sowieckiej hegemonii na kontynencie,
realnej groźby rewolucji komunistycznej we Francji i Włoszech, czy też by
dojrzeć do pierwszych prób pojednania z Niemcami, jakie uczynili ojcowie integracji
europejskiej w wymiarze gospodarczym, a René Pleven w wymiarze militarnym.
Szczęśliwie jeden z elementów kasandrycznej przepowiedni hiszpańskiego generała
się nie sprawdził i Stany Zjednoczone nie powróciły do epoki izolacjonizmu,
aktywnie uczestnicząc w zmaganiach ze Związkiem
Sowieckim. Jak się okazało, to właśnie zza Oceanu przyszła rehabilitacja
najbardziej antykomunistycznego europejskiego przywódcy, kiedy to na najwyższy
urząd w państwie został powołany człowiek, który wagę hiszpańskiej neutralności
z czasów drugiej wojny światowej znał z autopsji – generał Dwight Eisenhower.