Studiującym
historię doktryn politycznych i prawnych imię Jana z Salisbury kojarzy
się zwykle z trzema problemami istotnymi dla refleksji późnego średniowiecza:
relacją między władzą duchowną i świecką, stosunkiem woli władcy
do prawa oraz uzasadnieniem tyranobójstwa. Jana przedstawia się
jako zwolennika doktryny papalistycznej, nawet w jej skrajnej, hierokratycznej
postaci; wskazuje na jego koncepcję związania woli władcy normami
nie tylko o walorze naturalnoprawnym lub objawionym, oraz, w związku
z tym, akcentuje jego usprawiedliwienie tyranobójstwa i uznaje podaną
przezeń argumentację jeśli nie za pierwszą, to w każdym razie modelową
ekspozycję idei, do której odwoływali się liczni myśliciele aż po
wiek XVI.
Badacze historii filozofii uznają natomiast Jana za jedną z głównych
postaci dwunastowiecznego renesansu, łącząc jego imię z pracami
środowiska humanistów skupionego wokół szkoły w Chartres, akcentujących
centralną pozycję człowieka w świecie przy pomocy argumentów czerpanych
nie tylko z Biblii, ale i z myśli przedchrześcijańskiej.
1. Jan z Salisbury (Joannis Saresberiensis) urodził się ok. r. 1120
w Old Sarum (obecnie Salisbury, Anglia); wiadomo, że w r. 1136 przybył
do Paryża, studiował dialektykę (logikę) u Piotra Abélarda, następnie
udał się do Chartres, gdzie studiował m. in. teologię i filozofię
pod kierunkiem Gilberta de la Porre (1076-1154), rektora szkoły
katedralnej słynnej co najmniej od czasów biskupa Chartres Fulberta
(zm. 1028), znanej bliżej dopiero od czasów rektora Bernarda z Chartres
(zm. między 1124 i 1130), którego następcą był Gilbert. W szkole
kładziono nacisk na dyscypliny humanistyczne, uprawiane z predylekcją
ku platonizmowi, znanemu z niepełnego przekładu i komentarza Chalcidiusa
do Timaiosa oraz z pism
Apulejusza, Makrobiusza, Boecjusza i Martianusa Capelli. Jan nie
był jednak platonikiem; w teorii wiedzy, inspirowany znanymi wówczas
dziełami Arystotelesa i cenionymi przezeń szczególnie pracami Cycerona
i Seneki, kładł akcent na poznanie zmysłowe, nazywając je
pierwszą władzą duszy i źródłem wszelkich danych rozumu, zdolnego
formułować sądy prawdziwe.
W Metalogiconie głosił,
że zdolności poznawcze człowieka są zbyt nikłe, by mógł on posiąść
wiedzę pewną, że nie jest możliwe ani aprioryczne ujęcie treści
poznawczych ani dogmatyczna obrona jedynego rozwiązania, że i aprioryści,
i dogmatycy w istocie ograniczają ludzką wiedzę rezygnując z możliwości
zwiększenia zakresu wolności umysłu, gdy negują wielość alternatyw. Antydogmatyczna
postawa nie wiodła Jana ku skrajnemu sceptycyzmowi, skoro twierdził
on, że znalezienie adekwatnych rozwiązań jest możliwe, choć jedynie
dla tych, którzy miłują Boga jako źródło rzeczywistości.
Kojarząc koncepcje arystotelesowskie i stoickie z platońskimi i
augustyńskimi, Jan tworzył filozofię łączącą tezy i argumenty charakterystyczne
dla myśli przedchrześcijańskiej z orientacją, w której centralne
miejsce zajmował Jedyny osobowy Bóg, źródło miłości, prawdy i sprawiedliwości.
Jego wersja chrześcijańskiego humanizmu znacznie tedy
odbiegała od tej, którą zaproponował wcześniej, także wyrosły w
środowisku Chartres, zwolennik humanizmu
pogańskiego Bernard Silvestris z Tours.
Po sześcioletnim
pobycie w Chartres, Jan ponownie udał się do Paryża, gdzie przez
krótki okres wykładał. Około r. 1147, za pontyfikatu Eugeniusza
III (1145-53), zatrudniony został w kurii papieskiej, w której prawdopodobnie
pracował także za czasów kolejnych papieży Rzymianina, Anastazego
IV (1153-54) i Anglika Hadriana IV (1154-59). W kurii zetknął się
m.in. ze św. Bernardem z Clairvaux (1090-1153), dzięki wstawiennictwu
którego mianowany został w 1153 lub dopiero w 1156 r., zatem już
po jego śmierci, sekretarzem arcybiskupa Canterbury Theobalda (Thibalda).
Przybywszy do Anglii rychło popadł w niełaskę króla Henryka II Plantageneta
(1154-89), której prawdopodobnym powodem była zdecydowana obrona
uznanych za honorowane zwyczajami warunków niezależności Kościoła
przed próbami naruszania tradycyjnych przywilejów, zwłaszcza zdarzającym
się coraz częściej naruszaniem swobody kanonicznych wyborów, wpływaniem
na orzeczenia sądów kościelnych, w końcu nakładaniem na Kościół
nowych podatków w związku z wojną prowadzoną we Francji. Ukończone
przez Jana między lipcem i wrześniem 1159 r. dzieło Polycraticus
sive de nugis curialium et vestigiis philosophorum,
dedykowane zostało archidiakonowi Canterbury Tomaszowi Becketowi
(ok. 1118-70), kanclerzowi królestwa i bliskiemu współpracownikowi
króla, który po śmierci Theobalda został arcybiskupem Canterbury
(1161) i zatrzymał przy sobie Jana. Gdy trzy lata później Henryk
II ogłosił w Clarendon konstytucje zmierzające do zmniejszenia przywilejów
Kościoła, ograniczając kompetencje i niezależność jego sądów, swobodę
wyboru jego hierarchów, zakazując apelacji do papieża od orzeczenia
sądu arcybiskupiego oraz wyjazdu z Anglii wyższych dostojników kościelnych
bez zgody monarchy, Jan towarzyszył Becketowi, który uszedł na kontynent
i schronił się w jednym z klasztorów cysterskich, nie ustając w
walce przeciwko świeckiemu władcy i swemu niedawnemu mocodawcy.
W r. 1170, gdy dzięki pośrednictwu francuskiego króla Ludwika VII
i papieża Aleksandra III (1159-81), Becket mógł wrócić do kraju,
Jan przybył wraz z nim, doświadczył jego upokorzenia, gdy król wbrew
tradycji powierzył koronację swego syna Henryka Młodszego (zm. 1183)
arcybiskupowi Yorku, był wreszcie świadkiem jego zamordowania w
katedrze w Canterbury przez dworzan króla (29 XII 1170). Po śmierci
arcybiskupa, która nie tylko wywołała groźbę papieskiej klątwy,
ale także stała się powodem wybuchu powstania części baronów przeciw
Henrykowi II, Jan został sekretarzem następcy Becketa - Richarda.
Za jego czasów król, uważany powszechnie za moralnego sprawcę zbrodni,
zmuszony był odbyć pokutę u grobu Becketa, odwołać wspomniane konstytucje oraz zawrzeć układ z legatem papieskim (1172).
Cztery lata później Jan otrzymał od króla Ludwika VII biskupstwo
w Chartres, mieście, w którym studiował i w którym w r. 1180 zmarł.
2. Znakomicie wykształcony, słuchacz wykładów najwybitniejszych
myślicieli swych czasów, Jan z Salisbury uznawany jest niekiedy
za autora pierwszego w wiekach
średnich traktatu poświęconego polityce;
traktatu, którego autor, wbrew odśrodkowym dążeniom ówczesnych feudałów,
uzasadniał tendencje centralizacyjne, mówiąc o państwie opartym
nie tylko na prywatnoprawnych więziach, ale stanowiący rzeczpospolitą,
wspólnotę grupującą ludzi związanych tym samym prawem, wiążącym
również władcę, który gwałcąc je mógł się narazić na usprawiedliwionu
akt tyranobójstwa.
Doktryna Jana z Salisbury, bodaj najważniejsza w dwunastowiecznej
filozofii politycznej, pojawiła się w następstwie spotkania starożytnej
tradycji sięgającej Cycerona, Seneki i rzymskich prawników z tradycją
chrześcijańską ujmowaną z perspektywy scholastycznej, nieznanej
myśli politycznej, wykorzystanej uprzednio w refleksji prawniczej
przez glosatorów i Gracjana, teologicznej zaś przez Piotra Abélarda. Jako taka, a także z uwagi na obecność istotnych
wątków naturalistycznych, stanowiła ona pomost łączący orientacje
augustyńską oraz Tomaszową i szkotystyczną, które zdominowały dwa
następne stulecia. Uwzględniając nową metodę, ustalenia jurystów
przełomu XI/XII w. oraz argumenty formułowane w polemikach toczonych
w okresie sporu o inwestyturę (głównie przez Manegolda z Lautenbach),
Jan wypracować miał koncepcje, które dały początek wielu poźniejszym teoriom
politycznym.
Jana z Salisbury
zalicza się do grona twórców późnośredniowiecznej wersji organicznej
koncepcji państwa, rozumianego jako ciało polityczne połączone węzłem
wspólnego prawa, ufundowane na wyznawanej przez wszystkich członków
społeczności religii rzymskiej, określającej sposób pojmowania Boga
jako Stwórcy wszechrzeczy, ujawniającej cel stworzenia, zasadniczą
treść sprawiedliwości oraz wzorce prawego postępowania członków
wspólnoty chrześcijańskiej. Istotnie, chrześcijańską wspólnotę polityczną
traktował on na podobieństwo swoistego ciała-makrokosmosu, o strukturze
analogicznej do posiadanej przez organizmy ożywione, w szczególności
ludzkie ciało, także opisywane mianem mikrokosmosu. Głową politycznego
"organizmu" był książę, sercem - jego doradcy, oczami, uszami i
językiem - sędziowie i zarządcy prowincji, rękami - urzędnicy i
żołnierze, plecami - służący, żołądkiem i jelitami - urzędnicy skarbowi
i szafarze, stopami gospodarujący na ziemi mężowie, a każdy członek,
mając własną rolę do spełnienia, winien był zajmować swoje miejsce
i właściwie wypełniając swe funkcje starać się o powiększanie dobra
całego organizmu.
Podobnie jak ciało ludzkie, wspólnotę polityczną ożywiała dusza,
spajająca to, co doczesne i przemijalne z tym, który jest wieczny
- z Bogiem; rolę pośredników między naturalnym i nadnaturalnym spełniali
oddani służbie Bożej i dlatego bezinteresowni duchowni.
Podobnie
jak u wielkich mistrzów, Platona, Cycerona i św. Augustyna, Jan
stawiał w centrum uwagi problem sprawiedliwości. Z jednej strony,
postrzegał sprawiedliwość w kontekście "strukturalnym", jako zasadę
funkcjonowania wspólnoty-organizmu, nakazującą rozpoznać i uznać
miejsce zajmowane we wspólnocie oraz spełniać powinności związane
z pełnioną funkcją. Z drugiej jednak strony, nawiązując do Cycerona
i średniowiecznej myśli chrześcijańskiej, problem sprawiedliwości
rozważał on z perspektywy "jurydycznej", wzorując się w wielkiej
mierze na dwunastowiecznych romanistach i kanonistach, którzy niezależnie
od tego, czy byli zwolennikami idei imperialnej, czy papalizmu zrywali
z dawną koncepcją "dwóch mieczy" na rzecz dyskusji o prawach i powinnościach
książąt.
Podobnie jak oni Jan wykraczał poza prywatnoprawne relacje władcy
do poddanych, definiując władcę w związku z terytorium, jako reprezentanta władzy publicznej,
a nie wyłącznie feudalnego zwierzchnika swych wasali. Oglądany z
nowej perspektywy książę nie dzierżył już państwa "dla siebie",
lecz bronił odrębnego porządku państwowego, wyznaczonego przez zespół
norm publicznoprawnych.
Poszukując
podstaw nowej koncepcji władztwa politycznego, Jan nie poprzestawał
na trywialnej i znanej w dziejach myśli politycznej analogii organicystycznej,
ale jął akcentować jej naturalistyczną podstawę. Mówił o rzeczpospolitej
jako ciele zorientowanym
ku nadnaturalnemu celowi, które otrzymuje
życie od Boga, zmierza do osiągnięcia najwyższej słuszności i
jest rządzone przez miarkującą władzę rozumu (moderamen
rationis).
Miarkujący rozum, praktykując
sprawiedliwość, a przez to - choć niedoskonale - odwzorowując rozumność
Stwórcy, miał być władzą prowadzącą poddane sobie ciało ku Bogu
jako najwyższej słuszności. Bóg, który
dał wspólnocie życie i pozostawał ostatecznym celem egzystencji
wszystkich jej członków oraz autorem prawideł jej i ich działań,
traktowany był jako źródło władztwa, ustanowionego dla dobra wszystkich,
którego piastun z konieczności zobowiązany był działać wedle miar
wyznaczonych przez nieustającą i wieczną sprawiedliwość,
wedle prawa Boga utożsamianego ze słusznością.
Słuszność, o której mówił Jan nie odnosiła się do aktów Boga władnego
stale odmieniać treść swej sprawiedliwej woli, jak chcieć będą szkotyści-woluntaryści,
lecz raczej - w duchu chrześcijańskich arystotelików - powiązana
była z rozumnością i dobrem stworzenia utrzymywanego w istnieniu
przez trwający akt kreacji. Powołując się na
uczonych jurystów Jan wspominał bowiem, że słusznością zwykło
się zwać odpowiedniość rzeczy, która racjonalnie wszystko
zestawia i stosuje te same zasady dobra i zła do analogicznych przypadków,
odnosząc się do wszystkich osób bez jakichkolwiek uprzedzeń i przyznając
każdemu to, co mu się należy. Mówił, co więcej, że wszelkie
prawo jest jedynie interpretacją,
wykładnią słuszności,
aplikowaniem i uszczegóławianiem jej prawideł, a nie zespołem norm
tworzonych dowolnie przez wolę prawodawcy wedle subiektywnych miar.
Teza, jakoby książę był wolny od spełniania wymagań stawianych przez
prawo była już z uwagi na to błędna, o ile miary słuszności prawa
określałaby wola monarchy-suwerena, nie związanego normami zewnętrznymi,
wyposażanego przecież w uprawnienie lub faktyczną władzę kreowania
prawa. Zdaniem Jana z Salisbury teza ta jest jednak prawdziwa, o
ile należycie ukształtowany charakter skłania księcia do praktykowania słuszności nie ze strachu przed
sankcjami prawa, ale przez miłość sprawiedliwości, do troski
o pomyślność rzeczpospolitej we wszystkich
rzeczach i przedkładania dobra innych nad swą prywatną wolę.
Władza księcia, którego decyzje
nie mogą być sprzeczne z intencją słuszności,
wywodzi się bowiem od Boga,
którego moc nigdy nie zanika i nigdy nie zostaje od Niego odłączona,
a wykonywana rękami podporządkowanego Mu przekonuje nas o Jego miłosierdziu
lub sprawiedliwości. Racja Boga, natury i prawa jest jednaka,
bo Bóg i prawo to jedno, natura zaś odzwierciedla Boga i Jego prawo.
Autorytet księcia zależy tedy od autorytetu
sprawiedliwości i prawa; większą dlań rzeczą niźli władza cesarska
jest podporządkowanie rządów prawom, a co za tym idzie wyrzeczenia
się chęci czynienia czegokolwiek, co kłóciłoby się ze słusznością
i sprawiedliwością.
Działanie sprawiedliwe i słuszne uzasadnia bowiem godność władcy,
o czym świadczy i to że jego miano rex
wywodzi się od rectum,
prawości, której wzorzec wyznacza prawo.
Prawo pełni
w konstrukcji Janowej rolę centralną; jest ono formą słuszności, normą sprawiedliwości, strażnikiem bezpieczeństwa, tym,
co łączy i umacnia jedność ludu (unio et consolidatio);
zespołem norm określających treść ładu stworzenia, wiążącym odpowiednio wszystkich ludzi darem Boga korygującym wolę, spajającącym
państwo, odpędzającym występek.
Jako aplikacja miar sprawiedliwości prawo staje się narzędziem kształtowania
wspólnoty wedle naturalnego wzorca odbijającego słuszność Boskiego
rozumu.
Podejmujący działania w sferze publicznej rządzący ponosi odpowiedzialność
za utrzymanie ładu wspólnoty,
i jako taki, jako głowa państwa i jego reprezentant winien być relacjonowany
do Boga, całej wspólnoty, rodziców i najbliższych, nawet do cudzoziemców,
nigdy jednak do swych namiętności i osobistych upodobań. Prywatne
sądy księcia nie mają w tej sferze znaczenia, o ile pozostaje władcą
rzeczywistym. Będąc "osobą publiczną" nie może on działać arbitralnie,
winien być wolny od namiętności i emocji właściwych osobie prywatnej;
działając dla spełnienia celu wspólnoty jako osoba publiczna (persona
publica), służy bowiem słuszności, realizując zarazem dobro
publiczne (aequitatis servus).
Jego kij i laska kieruje
na ścieżki słuszności wszystkich z drogi prawa, a tym samym wystąpili
nie tylko przeciw królowi, ale wprost przeciw Bogu.
Przywracając rządy prawa, książę karze winowajców wolny od nienawiści
wobec osób, działa bowiem nie w imieniu własnym, ale właśnie w imieniu
prawa, wymuszając respekt dla norm generalnych i abstrakcyjnych.
Racja prawa nie dozwala mu przeczyć sprawiedliwości, gdyż pomyślność
każdego i wszystkich wyznaczana jest miarami ustalonymi przez Boga,
którego majestat w jakimś sensie odbija w planie doczesnym jego
własny majestat jako jedynego organu władzy publicznej. Dzięki temu
podobieństwu, w następstwie aktu woli Boga, który jest źródłem wszelkiej
władzy, poddani zginają kark przed władcą, kładą głowy pod topór
i lękają się go. Choć w pewnym sensie władca stoi ponad prawem,
skoro uprawniony jest korygować istniejące normy wedle wymagań słuszności,
jego władza ma granice: Książę
- pisze Jan, a słowa jego mogliby powtórzyć niemal wszyscy myśliciele
angielscy aż do wystąpienia absolutystycznych pamflecistów Henryka
VIII Tudora - choć nie jest związany więzami prawa, pozostaje
jednak w służbie prawa, albowiem pozostaje w służbie słuszności;
dźwigając ciężar osoby publicznej przelewa on krew nie ponosząc
winy, ponieważ działa wedle wewnętrznego wyczucia sprawiedliwości.
Jan zauważał
w Metalogiconie, że wzniosłość
człowieka, wyposażonego przez Boga w rozum i przez to różniącego
się od zwierząt, jest zarazem źródłem jego odpowiedzialności, natura
bowiem ujawnia się w jego dziełach tylko o ile używa on "władzy
należycie ukształtowanej". Wszelka sztuka jest mimetyczna; także
sztuka rządzenia polega na odtwarzaniu rozpoznanych przez rozum
człowieka naturalnych wzorców, inspirujących nie tylko strukturę,
ale i treść życia państwa.
Władcy używający rozumu dla dobra wszystkich winni być świadomi,
że korzystając z Boskiego daru spełniają jedynie przez Stwórcę wykreowane
naturalne wzorce, stanowiące kryteria poprawności ich działań; kryteria,
które władca może rozpoznać korzystając ze swej naturalnej, odbitej
wszak rozumności, stwierdzić, czy spełnia wymagania "mimetycznej
sztuki rządzenia" i samodzielnie ocenić wartość podejmowanych działań
władczych.
Ostateczną miarę użyteczności rozwiązań prawnych wyznacza bowiem
naturalna konstytucja bytów jednostkowych i dobro wspólne, które
wymagają zarówno umożliwienia realizacji podstawowych potrzeb każdego
członka wspólnoty, jak i umacniania wspólnotowej jedności, będącej
ostatecznie dziełem Boga. Władca kreując prawowinien tedy rozpoznać,
a rozpoznawszy świadomie aplikować normy naturalnej sprawiedliwości,
skoro za jej pośrednictwem Bóg usankcjonował bezpieczeństwo i dobro
państwa oraz wyznaczył miary użyteczności norm spajających wspólnotę
polityczną.
Współczesnego
czytelnika może tedy zdziwić teza Gainesa Posta, znakomitego badacza
myśli politycznej późnego średniowiecza, który wskazując, że Jan połączył teorię sprawiedliwości
wypracowaną przez świętych Ambrożego i Augustyna z pochodzącymi
z myśli Rzymian (głównie jurystów) koncepcjami władzy i publicznej
użyteczności, nazwał główne dzieło Jana z Salisbury krótkim
traktatem o 'racji stanu'. Pojęcie zastosowane przez Posta ma
jednak niewiele wspólnego z wieloznacznym terminem używanym w refleksji
nowożytnej, sięga raczej do Cycerona, z którego dorobku Jan niewątpliwie
czerpał, a u którego pojęcie ratio
reipublicae powiązane jest z wyższym prawem moralnym i stosowane
jako nazwa metody działania dobrego władcy kierującego państwem
stosownie do wymagań prawa publicznego. Podobną konotację posiada
ów termin u Ulpiana i innych wielkich jurystów pierwszych stuleci
po Chr. oraz u stoików również za dominatu, wskazujących, że działania
władz zmierzające do realizacji interesu publicznego zawsze winny
być miarkowane "Boskim rozumem" lub "prawem naturalnym". Analogiczne
idee znajdziemy również u św. Ambrożego, św. Augustyna i papieża
Grzegorza Wielkiego, także mających sprawiedliwość za rację społeczeństwa,
wiążących ją z prawem publicznym, zapewniającym ład i pokój, wreszcie
wymagających, by ratio utilitatis communis przeważało również
nad "prywatnym interesem" władcy.
W okresie renesansu XII w., wieńczącym w pewnym sensie okres rozdrobnienia
feudalnego w następstwie odnowieniu więzi publicznoprawnych, ujęcia
rzymskie i wczesnochrześcijańskie przywoływane były nie tylko przez
Jana z Salisbury, ale i tych, którzy wraz z nim klasyfikowani są
jako zwolennicy papalizmu (hierokratyzmu): Gracjan łączył pojęcia
ratio i necessitas,
Hugo od św. Wiktora głosił, że gdy rozum i konieczność wymagają
nawet dobra Kościoła winny służyć królowi, w końcu że król ostatecznie
orzeka o "racji" bezpieczeństwa królestwa; św. Bernard z Clairvaux,
uzasadniając papieską władzę dyspensowania, twierdził wprost, że
konieczność trwania państwa lub Kościoła może uzasadniać naruszenie prawa.
W podobnym
kierunku zmierzał także Jan z Salisbury; uznając prawo za dar Boga i traktując rzeczpospolitą jako
swoiste ciało poruszane Jego łaską i kierowane rozumem w jakiś sposób
uczestniczącym w Jego rozumie, mógł był głosić, że władca w pewnych
przypadkach nie jest związany prawem, z drugiej strony utrzymując,
że z racji sprawowanej funkcji winien przedkładać dobro wspólnoty
nad prywatną wolę, odzwierciedlać sprawiedliwość i słuszność,
a tym samym nie podejmować decyzji wbrew prawu. W sprawach publicznych
wola władcy nie była wolą osoby prywatnej, lecz publicznej, zatem
wolą kogoś, kto jest sługą słuszności i dobra publicznego; nawet
wielkość osobistego majątku, liczbę koni i służby książę winien
był dostosować do wymagań dobra wspólnego, mierzonych racją
konieczności lub użyteczności (ratio necessitatis aut utilitatis).
"Racja stanu" oznaczała zatem u Jana "rację publicznego dobra",
realizowanego przez księcia wedle norm prawa Bożego i ludzkiego,
z konieczności z tym pierwszym niesprzecznego, bo spełniającego
warunki słuszności. Ta "chrześcijańsko-rzymska" koncepcja "racji
stanu" posiadała wyraźną konotację moralną, gdyż odnoszona była
z jednej strony do Boga, z drugiej zaś do celu wyznaczającego treść
dobra wspólnego wszystkich członków wspólnoty. Władca nie mógł dla
spełnienia własnych, prywatnych celów powołać się na ową "rację",
o ile nie spełniała ona wymagań użyteczności publicznej lub dobra
wspólnego, np. jedynie w trosce o własne bezpieczeństwo. Mógł natomiast
powołać się na "rację stanu" wówczas, gdy zagrożone było bezpieczeństwo
wspólnoty; nawet jednak ta okoliczność nie uzasadniała działań nielegalnych,
ani nie uprawniała do sięgania po niesłuszne środki; choć bowiem
w pewnych przypadkach, właśnie z uwagi na bezpieczeństwo państwa,
władca mógł "zawiesić" obowiązywanie prawa zwykle wiążącego wspólnotę,
to jednak mógł to uczynić jedynie zgodnie z wymaganiami słuszności,
a zatem zgodnie z zasadami prawa Bożego, skoro nigdy - jako osoba
publiczna - nie mógł posiąść uprawnienia do podejmowania działań
niesprawiedliwych ani dowolnych powodowanych namiętnościami osoby
prywatnej. Gdy wspólnota nie znajdowała się w niebezpieczeństwie,
władca nie mógł naruszać obowiązującego w niej prawa, ponieważ postępując
"niesłusznie" lub "niesprawiedliwie" stałby się tyranem.
Gdy jednak państwo znajdowało się w niebezpieczeństwie słuszność
usprawiedliwiała zawieszenie norm prawa ludzkiego, ale nie Bożego,
które miały uzasadniać stosowanie
nadzwyczajnych środków dla ratowania zagrożonego istnienia
wspólnoty.
3. "Jurydyczny" język rozważań Jana z Salisbury odzwierciedla
przemianę, jaka dokonała się w pierwszej połowie XII w., odróżniając
jego stanowisko od zajmowanego przez Anonima z Yorku i polemistów
okresu sporu o inwestyturę. Jan znał hellenistyczną koncepcję rex imago aequitatis, lecz zapoznawszy
się w czasie pobytu w Rzymie z kompilacją norm kanonicznych opracowaną
przez Gracjana, a także - dzięki bolońskiemu juryście Vacariusowi
- Justyniański Corpus,
nie omawiał jej - jak poprzednicy - przy użyciu kategorii teologicznych
czy zgoła "liturgicznych", lecz zaczął traktować władzę księcia
w kategoriach właściwych glosatorom prawa kanonicznego i cywilnego
jako reprezentanta Boga na ziemi.
Znaczna odległość dzieląca pokój i ład niebieski od jakby-pokoju
i jakby-ładu ziemskiego, właściwa tradycji augustyńskiej, uległa
u Jana znacznemu zmniejszeniu, skoro słuszność prawa Bożego mogła
znaleźć odzwierciedlenie w prawie ludzkim, bowiem książę wyposażony
w naturalny rozum zdolny był działać słusznie w sposób wolny od
charakterystycznych dla cielesności przywar, namiętności i pożądliwości.
Wraz z Janem znajdujemy się w okresie, gdy prawo wyznacza sposoby
działania władcy, gdy arbitralna wola króla przestaje decydować
o treści prawa, lecz poddana jest dyktatowi norm wyższych, zwanych
słusznymi lub prawymi, wyznaczającymi także miary użyteczności. Gdy Jan mówi o nich jako racjonalnie zestawiających wszystkie rzeczy
i stosujących te same zasady do analogicznych przypadków, gdy
głosi, że prawo jest wykładnią słuszności, a zatem,
że wszelkie prawo jest darem
Boga, wydaje się, że zbliżamy się do stanowiska racjonalistycznego,
tak charakterystycznego dla rodzącej się tradycji arystotelesowskiej.
Nie oznacza to, że Jan uznaje istnienie norm jednoznacznie określonych,
rozpoznawalnych w pełni adekwatnie przez człowieka, skoro jego założenia
epistemiczne wykluczały możliwość dekretowania dogmatycznych lub
apriorycznych formuł normatywnych. Oznacza natomiast, że umiłowanie
Boga-prawdy jako źródła epistemicznej pewności, dawało władcy możliwość
rozpoznania przy pomocy naturalnego rozumu, zatem bez potrzeby odwoływania
się do treści Objawienia, zawartości prawa Bożego oraz aplikowania
jej do rzeczywistości politycznej;
wszelako możliwość ta spełniona być mogła jedynie wówczas, gdy władca
miłował Boga, gdy jako "głowa wspólnoty" nie występował sam, lecz
radził się "duszy" ożywiającej wszystkie części ciała, także tę
najważniejszą - głowę.
Podstawowa,
dydaktyczna rzec by można, intencja autora Policraticusa wydaje się oczywista: chcąc
ułatwić władcy podejmowanie działań słusznych, akcentował on konieczność
rozwijania cnót, głównie sprawiedliwości, ale także męstwa, roztropności
i umiarkowania, zwracając uwagę na okoliczności wzmacniające wady
raczej niż cnoty,
ujawniając znaczenie "przedstawiania" przez władcę całej wspólnoty,
wreszcie podkreślając rolę księcia jako głowy organizmu, od zdrowia
której zależy jego stan. Kreślił w ten sposób na kartach dzieła
dedykowanego kanclerzowi królestwa wzorzec dobrego monarchy, od
którego od początku swego panowania odbiegał młody władca Anglii
nie respektujący zadawnionych, uświęconych przez Boga praw korporacji,
jaką był Kościół. Próby króla były tym bardziej niebezpieczne, że
jako władca politycznej wspólnoty, której członkowie należeli do
jednego Kościoła, negował fundamentalną rolę, jaką w ich życiu i
w życiu państwa odgrywać winno duchowieństwo. Wszak pośrednicząc
między Bogiem i świeckimi, będąc "duszą" chrześcijańskiej wspólnoty
politycznej, miało ono pełnić rolę moderatora działań wszystkich
członków państwa, a w szczególności jego "głowy".
Moment ten
wprowadza nas w krąg zagadnień związanych z problematyką relacji
między władzami świecką i duchowną. Jana z Salisbury, świadka, nawet
uczestnika, sporu świeckich i duchownych zwierzchników Anglii oraz
papieży z cesarzami z rodu Hohenstaufów, zalicza się zwykle do grona
zwolenników orientacji skrajnie papalistycznej (hierokratycznej).
Jego argumentacja na rzecz tezy o zwierzchności papieża ma jednak
szczególny charakter, gdyż sięgając po rozważania stoików o naturalnym
porządku wspólnoty politycznej, wpisywanej jednak w szerszy kontekst
wspólnoty wyznawców chrześcijaństwa rzymskiego, formułuje nowe racje,
ważne na kolejnych etapach rozwoju politycznego dyskursu. Uniwersalna
rzeczpospolita chrześcijańska nie tworzy w jego ujęciu idealnego
państwa, ale jest żywym organizmem, korporacją wiernych, kierowaną
przez element duchowy (wiarę), nadającą znaczenie aktom organizmu
skierowanym do właściwego stworzeniu celu.
Główną cechą chrześcijańskiej wspólnoty jest jedność, którą obrazuje
osoba wikariusza krzyża - papieża, pana wszystkich
narodów i królestw, rządcy ciała, sędziego wszystkich wierzących,
w tym chrześcijańskich władców świeckich. Zasada jedności wymaga
posłuszeństwa Kościołowi, jego brak oznacza schizmę, jak w przypadku
Fryderyka I, który chcąc podporządkować "świat rzymski" zasadzie
imperialnej naruszał panujący ład funkcjonalny, rozbijał chrześcijańskie
ciało, mające za duszę duchownych, jedynych zdolnych w sposób adekwatny
i bezinteresowny rozpoznać wymagania sprawiedliwości, a co za tym idzie określić
treść norm prawego działania dla wszystkich członków uniwersalnej
wspólnoty wiernych.
W obrębie chrześcijańskiej rzeczpospolitej wszystkie prawa miały
bowiem w pewnym sensie religijną naturę, skoro niepodobna ich było
oddzielić od celu istnienia społeczeństwa, a co za tym idzie odróżnić
"polityki" od "religii". Z funkcjonalnego punktu widzenia prawo
było wprawdzie narzędziem władzy realizującej ważne dla społeczeństwa
zadania, wszelako zawsze oglądane było lub być miało z szerszej
perspektywy teleologicznej. Celem każdej tego rodzaju wspólnoty
było bowiem wspomaganie dzieła zbawiania wiernych, każde tedy prawo
rządzące nimi z natury rzeczy musiało posiadać naturę "świętą".
W końcu, także "materialny miecz", przydawany władcom świeckim dla
tępienia wrogów rzeczpospolitej,
miał być używany wedle miar właściwych światu zorientowanemu celowościowo,
zatem "potencjalnie świętemu": władcy świeccy byli sługami Kościoła,
w dyspozycji którego pozostawały oba miecze, choć mieczem fizycznym
posługiwał się on jedynie za pośrednictwem tych, których użyteczność
uznawała władza duchowna.
4. Mimo przyjęcia tych założeń, Jan nie twierdził,
iżby władcy świeccy mogli być detronizowani przez poddanych im,
związanych przysięgą, duchownych-wasali i to nawet wówczas, gdy
naruszają prawa określające zakres i cel władztwa, a zatem nawet,
gdy stają się tyranami.
W istocie duchowni stanowili w jego przekonaniu duszę właściwie
urządzonej i właściwie działającej wspólnoty, w której nigdy nie
używając przemocy, ograniczając się do rady i perswazji, dbają o
"zdrowie" (sc. słuszność aktów) władcy, od którego zależy ostatecznie stan państwa.
Także w przypadku podejmowania przez władcę działań sprzecznych
z zasadami prawego postępowania duchowni nie mogą sięgać po miecz
fizyczny, nie mogą karać występnego monarchy, składać go z tronu
ni wzywać do nieposłuszeństwa wobec niego, gdyż przeczyłoby to naturalnemu
ładowi organicznej wspólnoty politycznej, bo było równoznaczne z
przejęciem funkcji głowy przez duszę. Wszak natura, która jest
najlepszym przewodnikiem życia, nakazywała każdemu pozostawać
na swoim miejscu i właściwe wypełniać przypisane mu funkcje. Skoro
w głowie gromadziła wszelkie zmysły i jej kierownictwu poddawała
pozostałe członki ciała, skoro uczyniła głowę centrum człowieka-mikrokosmosu
i od jej zdrowia uzależniła właściwe działanie zmysłów i innych
członków organizmu, ujawniała wzorzec, który winien był znaleźć
zastosowanie także w życiu organicznej wspólnoty politycznej. Czyniąc
władcę głową organizmu, Bóg-słuszność nakazał za jej pośrednictwem,
by nie tylko duchowni, ale wszyscy poddani przyznawali księciu najwyższe
przywileje i zaspokajali jego potrzeby, jemu jedynemu nadając w
poszczególnym państwie wyłączną władzę
prowadzenia ku pomyślności każdego z osobna i wszystkich razem.
Ujawniwszy
tak jednoznaczną Janową deklarację posłuszeństwa poddanych względem
władzy, wykluczywszy możliwość czynnego oporu wobec niesprawiedliwego
monarchy nawet poddanych mu duchownych, którzy z racji funkcji spełnianej
we wspólnocie są moderatorami zachowań chrześcijańskiego władcy,
zapytajmy, gdzie autor Policraticusa
znajduje miejsce dla powszechnie z jego osobą łączonej doktryny
tyranobójstwa i jaką przydaje jej treść? Między tyranem i księciem
- czytamy w głównym traktacie Jana - istnieje jedna, ale za to wielka różnica, mianowicie
ten drugi posłuszny jest prawu, rządzi ludem zgodnie z jego normami
i ma się tylko za sługę ludu. Prawo uzasadnia pretensje księcia
do zajmowania najwyższej i głównej pozycji, gdy idzie o kierowanie
sprawami wspólnoty i ponoszenie wszelkich ciężarów z tym związanych;
jego zwierzchność względem pozostałych zasadza się na tym, że podczas
gdy osoby prywatne ponoszą odpowiedzialność tylko za swoje prywatne
sprawy, książę dźwiga ciążary całej wspólnoty. W ostatniej
księdze Policraticusa Jan
powtarza tezę ustanawiającą łącznik księcia i prawa zauważając,
że filozofowie nazywają tyranem tego, który uciska
lud, opierając swe rządy na sile, księciem zaś tego, który rządzi
wedle wymagań prawa. Jedynie książę
przestrzegający prawo i zabiegający o wolność ludu ma w sobie coś
z boskości; tyran, który działa w zamiarze zniweczenia
prawa i zniewolenia ludu, ma
w sobie coś z niegodziwości Lucyfera. Dlatego książę
jest przedmiotem miłości, szacunku i uwielbienia, zaś uosabiający niegodziwość tyran zazwyczaj jest zabijany. Źródłem tyranii
jest /tedy/ niegodziwość, wobec której należy
wszelkimi sposobami używać topora. Powodowane pychą wystąpienia
przeciwko Bogu albo wręcz akty zerwania z Nim są powodem tyranii
i wszystkich innych rozdzierających ludzkość niepokojów. Gdyby ich
nie było, gdyby nie wady skłaniające władców do podejmowania działań
przeciwnych prawu i dobru kierowanych przez nich wspólnot, ludzie
ściśle współdziałaliby ze sobą i żyli w trwałym pokoju, królestwa
usposobione byłyby pokojowo, a nawet królestw
wcale by nie było.
Jan nie
wątpi, że tyrani są sługami Boga, który
Swym wyrokiem zechciał im przydać najwyższą władzę w tej lub innej
sferze, uczynić ich władcami dusz lub ciał, po to, by przez zastosowanie
odpowiednich środków nikczemność mogła zostać ukarana, a dobro przywrócone
i spełnione.
Grzechy ludu są przyczyną "dopuszczania" raczej niż ustanawiania
złych władców przez Boga, działającego zwykle za pośrednictwem kapłanów
moderujących zachowania królów; gdy jednak członkowie wspólnoty
nie miłują prawa pojawia się tyran, zmuszający występnych do zachowania
pokoju. W tym sensie nawet tyrani są sługami Tego, który jest źródłem
wszelkiego władztwa, korzystają z tego, co jest
od Boga, od którego pochodzą wszystkie rzeczy i wszelkie dobro; niemniej, choć ich władza jest dobra jako
taka, gdy używają złych środków dla celów wytkniętych przez Boga,
to przecież niekiedy władza
przestaje być dobra i staje się raczej zła w rękach jednostki, która
ją wykonuje, albo względem tej, wobec której ktoś sprawuje władzę.
Oto Janowy paradoks: nawet rządy tyrana są dobre, choć nie ma niczego
gorszego od tyranii. Tyrania bowiem jest nadużyciem władzy przekazanej
człowiekowi przez Boga, możliwa jest tedy nie tylko w przypadku książąt, ale każdego, kto nadużywa przekazanej mu
władzy nad podległymi, każdego, kto
uciska wspólnotę,
nie wyłączając władców duchownych.
Słynny rozdział
20. księgi ósmej, zatytułowany O
tym, że jest uprawnione i wspaniałe pozbawić życia publicznych tyranów,
rozpoczyna Jan zdaniem, które późniejszym myślicielom przypisują
autorzy negujący kulturowo-polityczny dorobek wieków średnich. Wiadomo wszem i wobec - pisał późnośredniowieczny myśliciel - że ta jedynie władza jest bezpieczna w dłuższym
okresie czasu, która nakłada sama na siebie granice. Zaprawdę bowiem
nic nie jest tak wielkie i tak znaczące, żeby nie musiało być temperowane
przez umiarkowanie. Z tych dwóch zdań wysnuwa Jan interesujące
wnioski: jeśli tyrani pożądają, obejmują lub sięgają po władzę
grzesznie są jej pozbawiani, obalani i niszczeni w następstwie żalu
(skruchy). Przywoławszy
przykłady z Księgi Sędziów,
Jan wskazuje nadto, że nikt spośród związanych
węzłem zależności lennej nie może nastawać na życie tyrana, że
tedy - wzorem najlepszego z wszystkich królów Dawida -
każdy winien uznać za najużyteczniejszą
i najbezpieczniejszą metodę obalenia tyrana pokorne oddanie się
w opiekę miłosiernemu Bogu i wzniesienie nieskalanych rąk do Pana
w pokornej modlitwie, bowiem grzechy przestępców są siłą tyranów.
Proponowana metoda nie uzasadnia uprawnienia do czynnego oporu poddanych
wobec niesprawiedliwego władcy. Inaczej niż współcześni mu cywiliści,
choćby Azo i Accursius, inaczej niż
wiek później Henry de Bracton, Jan nie przewiduje znaczącej pozycji
dla ciał przedstawicielskich nawet jako doradców lub informatorów
króla, ani - tym mniej - organów dzielących z nim władztwo lub sprawujących
nad nim kontrolę, wyłącznie Bogu pozostawiając rolę arbitra władnego
ocenić działania tyrana; Bogu karzącemu za pośrednictwem wysłanników
(ludzi lub aniołów działających z Jego polecenia), nigdy zaś instytucjom
politycznym, urzędom, zgromadzeniom lub prywatnym jednostkom, choćby
skrzywdzonym przez niegodziwego władcę. Zgodnie z metodą nakazującą
stronić od rozstrzygnięć absolutnych, Jan nie kataloguje przypadków
uzasadniających akt sprzeciwu ani nie wskazuje żadnej ludzkiej instytucji
(poza papieżem, pozostającym jednak w szczególnej łączności z Bogiem
i działającym w oparciu o szczególną legitymację) zdolnej osądzić
władcę i stwierdzić tyranię. Moc sądzenia także w tym względzie
posiada jedynie Bóg, władny karać tyranów nie tylko za negację własnego
tytułu, ale i z uwagi na groźbę, jaką ich działanie niesie dla istnienia,
bezpieczeństwa i dobrego bycia wspólnoty.
Ów Boski
w istocie akt tyranobójstwa, akt dokonywany bezpośrednio przez Boga
lub za pośrednictwem ludzi pozbawionych własnego tytułu-uprawnienia
do podejmowania tego rodzaju działań, uzasadniał Jan kilkoma interesującymi
argumentami. Pierwszy głosił, że prawo doczesne i wieczne "legalizują"
tyranobójstwo;
drugi, że tyran jest wrogiem całej ludzkości, kimś, kto stawia siebie
poza człowieczeństwem, a nie tylko poza wspólnotą polityczną, wobec
której przestał spełniać powinności ciążące na nim z racji pełnionej
funkcji;
stąd zabicie tyrana jako potępionego wroga jest nie tylko legalne,
ale i "logiczne". Wreszcie, argument trzeci, rzec by można "historyczny",
oparty na przykładach zaczerpniętych z historii świeckiej i świętej,
z dziejów Rzymu i Starego Testamentu.
Wszystkie przywołane argumenty służyły uzasadnieniu tezy, że
tyranobójstwo jest aktem chwalebnym, sprawiedliwym, prawym, nawet
"logicznym", a ten, kto zaniecha działania przeciw tyranowi
grzeszy tak przeciw samemu sobie, jak i przeciw całemu ciału świeckiego
państwa. Gdy ostatnią tezę rozważymy z perspektywy
pełnej doktryny Janowej wykluczymy interpretacje, zmierzające do
wykazania, że była ona swoistym uznaniem indywidualnego prawa oporu
albo zgoła wezwaniem do indywidualnej lub wspólnotowej oceny działań
występnego władcy. Teza ta była z jednej strony ostrzeżeniem formułowanym
pod adresem króla, że niesłuszna negacja zadawnionych przywilejów
lub poszerzanie granic kompetencji głowy wspólnoty kosztem jej duszy
prędzej czy później sprowadzą nań zasłużoną karę Bożą, nie wykluczone
że spełnioną rękami ludzkimi; z drugiej strony stanowiła ona uzasadnienie
obrony, którą na wezwanie Boga należało podjąć, by ciało wspólnoty
nie uległo rozkładowi, gdy osoba publiczna zaniechała pełnienia
powinności i jako taka przestała istnieć. Warto zwrócić uwagę, że
także w tym wypadku ujawniało się "antydogmatyczne" nastawienie
Jana, uznawanego za twórcę późnośredniowiecznej koncepcji tyranobójstwa,
twórcę nie wskazującego jednak ani konkretnych przypadków zobowiązujących
lub uprawniających do działania przeciw występnemu księciu, ani
osób lub instytucji władnych takie działania podjąć.
W końcu,
w głównej pracy Jana z Salisbury odnaleźć można ledwie dwa fragmenty,
w których porusza on kwestię tyranobójstwa. Krótki rozdział, który
zamyka księgę trzecią zawiera wprawdzie przyzwolenie na mord tyrana,
ale - co rzadko dostrzegane - pojawia się ono raczej jako wyjątek
od rozwijanej w rozdziale zasady podległości, a nawet schlebiania
tyranowi; wyjątek jednak stanowiący raczej stwierdzenie faktu niż
rozbudowaną teorię, stwierdzenie znane choćby z dialogu O przyjaźni Cycerona, którego żaden badacz
nie uznaje za zwolennika tyranobójstwa. Jeśli uwzględnimy, że w
kolejnym fragmencie wspomnianego rozdziału Jan podkreśla tradycyjną
tezę, iż wszelka władza pochodzi od Boga, jak i tradycyjną naukę
o zbrodni obrazy majestatu (crimen maiestatis), to zrozumiemy stawiane
przezeń jednoznaczne twierdzenie, że kto zabija tyrana sam staje
się tyranem.
Drugi przywoływany
w tym kontekście fragment, nazywany niekiedy długim traktatem o
tyranii, mianowicie podsumowanie siedmiu rozdziałów traktujących
o tyranii, czyli następstwach sprawowania władzy wedle arbitralnej
woli władcy, istotnie może dostarczyć argumentów tyranobójcom, o
ile ujmowany będzie bez uwzględnienia rozważań wcześniejszych. Zauważając,
że owe rozważania mają głównie cel dydaktyczny, że wymagają podjęcia
namysłu nad doświadczeniami i precedensami historycznymi i uwzględnienia
moralnego wniosku o "niestosowności" tyranii, argumenty te ujrzymy
jednak w innym świetle. Ów "długi traktat", na który wielekroć się
powoływaliśmy, rozpoczyna pytanie o różnicę między tyranem i księciem:
tyran wydaje się być przeciwieństwem dobrego, miłującego prawo,
księcia, będącego w jakimś sensie "obrazem Boga", gdy tyran odzwierciedla
"słabości Lucyfera". Pamiętając, że każdego władcę Jan opisuje używając
kategorii religijnych, że o ile jest "obrazem Boga" należna mu jest
miłość, a o ile odzwierciedla "słabości Lucyfera"
może nawet zostać zabity, wskazując na "teologiczny" walor tyranii
("niesłuszność i niesprawiedliwość"), ujrzymy nie tylko, że wszelka
tyrania ma źródło w grzechu pierworodnym, który uzasadnia analogię
odpowiedzialności za złamanie norm Boskich tyrana i pierwszych rodziców,
ale i moralną naturę odpowiedzialności, pociągającej za sobą konsekwencje
moralne, a nie jurydyczne, i karę Boską, a nie ludzką. Przytaczane
przez Jana z Salisbury przykłady biblijne i precedensy historyczne,
otwarcie głoszona teza, że tyrani są ministrami Boga, przygotowują niejako do wniosek analogiczny
do stawianego w związku z rozważaniami z rodziału trzeciego: przykłady
uczą, że tyrani źle kończą, że tyrania sama dla siebie jest karą,
że wielu tyranobójców nie zostało ukaranych, a nawet - jak w przypadku
Judyty - że uznawani są za niewinnych, bo czynem realizujących sprawiedliwość
Boga. Jan nie uzasadnia tedy powinności tyranobójstwa, a jedynie
wskazuje, że w przeszłości tyranobójstwo nie zawsze było karane,
a nie było karane właśnie dlatego, że było wyrazem sądu Bożego.
Słowem, jego "koncepcja tyranobójstwa" ogranicza się w istocie do
tezy, w myśl której tyranobójcą nie jest w żadnym razie zabójca,
lecz Bóg, który ostatecznie karze wszelką niesprawiedliwość albo
działając bezpośrednio albo rękami ludzkimi; jeśli zgodzimy się
na taką konkluzję, zmuszeni będziemy przyjąć wniosek sprzeczny z
interpretacją dominującą zwłaszcza w popularnych podręcznikach,
iż Jan wcale nie kreśli koncepcji tyranobójstwa, a jedynie daje
opis historyczny. Wniosek ten uzasadniają też wciąż ponawiane zastrzeżenia
Janowe. Uprawnione i chwalebne jest zabicie tyrana, słyszymy z jednej
strony, ale - ze strony drugiej - zmuszani jesteśmy uznać dwa istotne
zastrzeżenia: że potencjalny zabójca nie powinien być lennikiem
tyrana i że jego czynu nie może uzasadnić ani sprawiedliwość, ani
honor; instruktywny jest przykład Dawida, który mogąc uśmiercić
króla Saula, nie uczynił tego świadom, że modlitwa i bezgrzeszne
życie są najwznioślejszymi dowodami człowieczeństwa.
W tekście
Janowym nie znajdujemy tedy ani teorii uprawnienia do oporu, ani
rozważań o lepszych niż monarchia formach rządu, ani tezy o suwerenności
ludu, ani nawet wskazań, kto jest uprawniony do pozbawienia życia
tyrana i kto może określać okoliczności usprawiedliwiające tego
rodzaju akt. Pojawia się natomiast, poparta licznymi przykładami
historycznymi, teza o następstwach działań straszniejszych niż zabicie
tyrana. Nie przedstawiając teorii, Jan opisuje praktykę: przywołując
przykłady historyczne i biblijne wyciąga jeden wniosek, że tyrani
źle kończą, i jeden sąd moralny: że istotnie na to zasłużyli popełniając
najbardziej nieludzki grzech, jaki można popełnić wobec wspólnoty.
Inaczej mówiąc, Jan nie zezwala na aktywny opór względem tyrana,
nie uprawnia tyranobójstwa, a jedynie ostrzega tyrana, że nędznie
skończy za sprawą samego Boga. Nie jest to zatem przyzwolenie na
tyranobójstwo, ale ostrzeżenie przed tyranią, skoro akcent spoczywa
na działaniach tyrana, a nie jego zabójcy. Dzieło Jana nie nosi
tytułu de tyrannicido, ale
de exitu tyrannorum, nie
jest tedy podręcznikiem dla zabójców, ale podręcznikiem napisanym
dla mężów stanu, zawierającym ostrzeżenie skierowane do tych, którzy
sprawując urzędy baczą jeno na "interes własny" miast na dobro wspólnoty.
Jan nie może być przeto uznawany za pierwszego teoretyka tyranobójstwa,
chociaż jego argumenty podnosić będą i na jego autorytet powoływać
się francuscy apologeci mordów dokonywanych na władcach XV i XVI
w., choćby Jean Petit (Justification du Duc de Bourgogne, 1408)
i Jean Boucher (De iusta Henrici
tertii abdicatione, 1589).