Strona poświęcona Janowi Koźmianowi
Jan Koźmian - Przeznaczenia Francji


Pisma Jana Koźmiana, Poznań 1881, t. III, s. 172-209

Chcąc obcy naród należycie poznać, trzeba się postawić w środku jego tradycji, pojęć i interesów, a odrzucić wszelkie pociągi i widoki, zgoła wszelkie wyłączności sfery własnej. Kto się na kraj cudzy ze stanowiska osobności narodowej zapatruje, kto mierzy pojawiające się tam zdarzenia piędzią pożytku albo szkody sprawy ojczystej, ten w każdym razie błąd rozumowania, a często wielką niesprawiedliwość popełnia.

Polacy od dawna nawykli o wypadkach całego świata sądzić wedle polskich życzeń i oczekiwań; a że w nieszczęśliwym położeniu ojczyzny każda zmiana budzi w nich żywą nadzieję, przyzwyczaili się zmianom tylko i to na ślepo sprzyjać. Uczucie, które leży na dnie podobnego usposobienia, łatwo się rozumie i tłumaczy; wszakże jasną jest rzeczą, że na tej drodze do fałszywych się tylko wniosków dochodzi. W historii równie jak i w polityce, pewna bezinteresowność zamiaru (zupełna bezinteresowność nie istnieje, to przyznajemy) stanowi konieczny warunek sądów wyższych i dojrzalszych. Oprócz tego zdaje nam się, że nawet biorąc rzeczy ze stanowiska wyłącznie narodowego, lepiej jest wiedzieć prawdę, choć często przykrą, niźli poruszać się w świecie fantazji, a co gorsza tkwić w uniesieniu dla błędnych zasad i czynów.

W ogóle uważamy, że się bardzo pożywną karmę umysłowi narodowemu daje, kiedy się pobudza Polaków do bliższego rozmyślania nad rzeczywistymi warunkami istnienia innych społeczeństw europejskich.

Historyczne doświadczenie najdowodniej zawsze pokaże, że żyć te tylko narody mogą, które pełnią prawo Boże; że silne są tylko te, które szanują przeszłość swoją i po wszystkich rewolucjach wracają na tor tradycyjnego postępu; w końcu, że jak dla innych tak i dla nas jedyne zbawienie w zrozumieniu obowiązków z przeszłości naszej historycznej i w rozwinięciu czysto narodowym się znajduje.

Tak jak każdy naród chrześcijański, Francja ma posłannictwo do spełnienia. Posłannictwo Francji za najpiękniejsze od czasów Odkupienia uznajemy. Jej kazał Pan Bóg iść na czele oświaty chrześcijańskiej, początkować we wszystkich wielkich robotach europejskich i być ramieniem a podporą Kościoła. Jako dzielny ku temu środek, miała ona ciągle w coraz większą jedność narodową się skupiać. Ile razy Francja trzymała się opatrznego kierunku, prawdziwą posiadała potęgę; ile razy odeń odbiegała, traciła siłę i bywała karaną długimi nieszczęściami.

Pierwszeństwo Francji w Europie jest wyraźne. Do tej chwili żaden naród chrześcijański nie uzyskał takiej moralnej przewagi. Czy dobre czy złe, zawsze się stamtąd szeroko rozlewa. I jeżeli Opatrzność ma wielkie na późniejsze wieki względem innych ludów zamiary, rzecz to niezaprzeczona, że do dziś dnia przy Francji pozostawiła przywileje pierworodztwa[1].

Historia Francji jest w wielkiej mierze historią oświaty europejskiej. Rzućmy okiem na koleje dziejów francuskich, tym sposobem uwydatni się myśl nasza o powołaniu tego kraju.

Wszystkie narody, czy starożytne, czy późniejsze, ucywilizowane zostały przez religię. Oświata każda ma religijny początek. Po krzyżowej za cały świat śmierci Chrystusa, kiedy państwo rzymskie było zbyt zepsuciem nadwątlone, by ożyć od nowej nauki, a Pan Bóg prowadził na miasto wieczne zastępy barbarzyńców, co mieli ochrzcić się i stać się prędzej czy później żołnierzami myśli chrześcijańskiej, Frankowie najprościej i najśmielej przyjęli rycersko-apostolskie posłannictwo. Dumna a sucha nauka Arianów bizanckich - kłóciła Gotów, Burgundów i Longobardów z prawowiernością a Kościołem, jedni Frankowie zwracając się stanowczo ku Galii, znaki katolickie pod Tolbiac wywiesili. Plutarch powiada: Człowiek jest statkiem rzemieślniczym w rękach Opatrzności. Nie widzimy dziś jasno, że Pan Bóg miał wyraźny zamiar w tym zbliżeniu do siebie z jednej strony towarzystwa gallicko-romańskiego, osłabionego politycznie wszakże odmładniającego się moralnie pod opieką swoich wielkich biskupów, z drugiej zaborców twardego obyczaju, ale czystego serca? Religia, którą wyobrażało wówczas tylu i takich świętych, ułagodziła namiętności, trudności usunęła i zawiązała wspólność interesu moralnego. Œwięci biskupi zostali przewodnikami nowego społeczeństwa w chwili podboju i w epoce przejścia, od Chlodwiga aż do Pipina. Nie zmieniły się rzeczy i później. Owszem, kiedy mer pałacu, Pipin, potomek rodziny świętych ruszył na czele Franków wschodnich i orężem sobie zwierzchnictwo nad nikczemniejącymi Frankami zachodnimi zdobył, stało się, że zasiew katolicki mógł jeszcze bujniej w górę się podnieść. Syn, wnuk i prawnuk Pipina, więcej jak ktokolwiek inny kościelnej katolickiej sprawie się zasłużyli. Karol Martel powstrzymał zapęd Arabów i kres podbojom mahometanizmu z tej strony naznaczył. Pipin Krótki ugruntował niepodległość papiestwa i w Germanii apostolsko-cywilizacyjny zawód synowi otworzył. Karol Wielki mieczem granice chrześcijaństwa rozszerzywszy, urzeczywistnił myśl władzy uświęconej Bożym natchnieniem i błogosławieństwem Kościoła, władzy sprawiedliwej a opiekuńczej. W pobożnym sercu do wszystkich wzniosłych skłonny rzeczy, założył on fundamenty prawodawstwa chrześcijańskiego i obudził silny popęd do poważnej, do uzacniającej ludzi nauki. Ten szorstki wojownik, nawet rycerską żądzę podbojów gorliwością o chwałę Bożą uszlachetniał. Gdzie tylko na granicy państwa powierzał straż margrabiemu, zaraz obok niego biskupa osadzał. Karol tyle położył zasług dla zachodniej Europy, że kiedy wdzięczny papież na jego osobę godność cesarską, upodloną w Konstantynopolu, przeniósł, było to tylko uznaniem i uświęceniem potęgi moralnej w całym znajomym wówczas świecie uskarbionej. Wówczas to zobaczono na ziemi choć przez krótką chwilę ów ideał katolickiej średniowiecznej budowy, mającej u szczytu następcę św. Piotra, wspierającego się na świeckim ramieniu cesarza. Bądź co bądź wśród tych wielkich, powszechnego znaczenia początków, jeszcze narodowość francuska z ziarna w bujną ziemię rzuconego nie puszczała.

Po Karolu myśli i czyny zmalały. Jego potomkowie nie zdołali zawiadywać takim olbrzymim dziedzictwem moralnym i politycznym. Oni się zwrócili do germańskich tradycji wtedy, kiedy już przychodził czas świtania na samoistność francuską. Dzieje Franków, które pierwej nazywano i słusznie: Gesta Dei per Francos, na półtora wieku wszelkie wyższe znaczenie straciły. Jest to epoka wielkiego rozprzężenia. Ze słabości ogólnej skorzystały odrębne pierwiastki w skład państwa wchodzące, a nie dość jeszcze zrośnięte, żeby się do pewnego stopnia wyzwolić i osobno urządzić. Całe państwo rozpadło się na części, znikła zupełnie jedność polityczna, i tylko Kościół katolicki przechował jedność moralną, wzrastającą wśród burz oświatę od upadku chroniąc.

Z wstąpieniem na tron rodziny Kapetów rozpoczyna się historia narodowości francuskiej. Prawda, narodowość ta w ciasnym obrębie na północ Ligiery się zawiązuje, ale widzimy w niej od razu wiarę w siebie i siłę przyciągającą.

Królowie mają niewiele potęgi, często mniej jak wasale korony, wszakże ich pierwszeństwo nie podlega wątpliwości, a namaszczenie w Reims szczególnym ich urokiem otacza.

Pod opieką Kościoła zaczęła wzrastać jedność narodowa francuska, pod opieką Kościoła zakwitł porządek feudalny, harmonizujący na podstawie chrześcijaństwa obyczaj germański z rodzimymi właściwościami pojedynczych prowincji. Feudalizm uznawał rozmaitość pochodzeń, zaprowadzając jedność nie gwałcił swobody samoistnych pierwiastków, w towarzystwie wojskowych zdobywców ustanawiał ład hierarchiczny, co więcej, na korzyść podbitych niegdyś, teraz nad uprawą roli schylonych mieszkańców dawnych kraju[2], przyjmował pośrednictwo, wdanie się Kościoła. Społeczność feudalna chciała i starała się z zapałem a czystą wolą, by myśl chrześcijańską taką, jaka żyła w ówczesnym Kościele, wcielić w sprawy publiczne, oprócz tego stosowała do niej życie domowe. Z feudalizmu wykwitło rycerstwo, niby zakon, oparty na cnotach wytrwałości i poświęcenia, dający popęd do dzieł najświetniejszego męstwa, religijne praktyki, opiekę uciśnionych, poetyczną cześć kobiet zalecający. To są piękne strony systematu. Zwykłą rzeczy ludzkich koleją nie jest i on bez winy. Wygórowana niepodległość osobista większych i mniejszych wasalów, często w feudalnym porządku drogę samowoli otwierała; wojny miejscowe, choć siłę charakterów podniosły do rozmiarów posągowych, zwykle prowadziły za sobą uciemiężenie słabych; oprócz tego, szlachta przechowując wbrew ewangelii pogańskie, germańskie o przyrodzonej wyższości swego rodu wyobrażenia[3] (można by w tym widzieć wpływ starych podań azjatyckich o Azach), długo się za odmienną rasę uważać nie przestała. Jak widzimy, przymioty instytucji leżały w niej samej, błędy zaś najwięcej z nieświadomości, z nieułagodzonych, namiętnych popędów i trudności zapomnienia wszystkich szorstkich germańskich tradycji poszły. Z czasem utarło się wiele dzikości przy rozwinięciu instytucji rycerskiej z jednej, przy ciągłej a rozumnej pieczy Kościoła z drugiej strony. Towarzystwo feudalne, piękny organizm w czasach swojej dojrzałości (za Filipa Augusta) przedstawia. Systemat ten później pokazał się niedostateczny, przeminął za innymi systematami doczesnymi, ale w dziejach świata naznaczył epokę, pełną wysokiego moralnego znaczenia.

Skądinąd mimo różnicy, pochodzeń, zwyczajów, różnicy języka nawet, myśl opatrzna jedności Francji, tej jedności tak ważnej dla dziejów europejskich, rozwijać się powoli zaczynała. W wieku XI naznaczyć można widome początki wzrostu owej idei. Piękny był to wiek dla Francji, wiek młodości i siły, śmiałych przedsięwzięć i wielkich popędów, żywej wiary i prawdziwej nauki. Z jednej strony, rycerze francusko-normandcy zuchwale się na wielkie odważali przygody i państwa sobie zdobywali za morzem; z drugiej, dojrzewały w klasztorach wielkości umysłowe jak Lanfranc i św. Anzelm[4]. Nastawały i nastały wielkie czasy, czasy wspólności w uniesieniu i przedsięwzięciach. Żarliwość apostolska i obyczaj rycerski tak ożywiały całe społeczeństwo, że kiedy święci głos podnieśli i zaczęli do wojen krzyżowych zagrzewać, wielcy i mali z okrzykiem: Bóg tak chce, spieszyli stawać w szeregach. Żadna myśl nowszych wieków tak łatwo nie poruszyła i nie połączyła ludzi[5]. Dziś któż nie widzi, że kiedy Opatrzność sprowadzała w jedne szranki Zachód ze Wschodem, czyniła to w zamiarze, by dalsze rozwinięcie oświaty ułatwić i jej rozszerzenie powszechniejszym uczynić?

W czasie wypraw do Ziemi Œwiętej. robota zjednoczenia Francji postąpiła znacznie naprzód. Nie na próżno zbliżyło się do siebie całe rycerstwo francuskie i przywykło w jednych celach, pod jednymi wodzami walczyć. Z drugiej strony, wielcy politycy chrześcijańscy: opat Suger i św. Ludwik, którzy w odległości stu lat od siebie krajem rządzili, jęli mozolnie pracować, by na drodze dobrych instytucji, na drodze przekonania, rozerwane części państwa silniej pod opieką królów połączyć[6]. Władza królów ledwo znaczna za Hugona Kapeta i jego bezpośrednich następców, w XII wieku już wyobrażała sprawiedliwość, wolność a nawet prawowierność. Filip August z całą ówczesną srogością herezje Albigensów tępiąc, ugruntował, choć jeszcze nie ostatecznie, wpływ Francji północnej nad Francją południową, a pozbawiając Jana bez Ziemi jego francuskich posiadłości, potęgę materialną królów niesłychanie podniósł. Wszakże dostojność królewską wyniósł najwyżej Ludwik św. przez to, że stworzył prawdziwe sądownictwo i miał dosyć woli i siły, by je ponad feudalnymi pojedynczymi sądami postawić. Poparły usiłowania królów wyzwalające się miasta, które pieniędzmi okupywały prawo wolności, i własne wojska, czyli milicje pod nazwą komun wystawiały. Miasta silne municypalnymi instytucjami a z handlu bogate, obróciły się rychło przeciw panom feudalnym. Żołnierz miejski oprócz tego stał się ważnym żywiołem uzbrojenia krajowego. Szlachta służyła konno, mieszczanie piechotę tworzyli. Ta wojskowa organizacja komun kwitła póty, póki feudalizm wszelkiej siły żywotnej nie stracił. Współzawodnictwo rycerstwa i mieszczan szło na korzyść kraju. Komuny znikły wtedy, kiedy i porządek feudalny w istocie swojej się skończył. Stało się to w XIV wieku około czasów Bertranda Duguesclin.

Ale wstecz jeszcze wróćmy. Epoka Ludwika św. (wiek XIII) jest wielką w dziejach oświaty europejskiej epoką. Kościół odniósłszy zwycięstwo raz nad herezją Albigensów, która równie obyczajom jak wierze zagrażała, po wtóre nad zepsutą i złym w polityce natchnieniom oddaną rodziną Hohenstaufenów, jaśniał całym blaskiem świętości i nauki. Wielcy reformatorzy katoliccy: św. Dominik i św. Franciszek z Asyżu, tchnęli byli nowe życie i nową energię w towarzystwo chrześcijańskie. Rodziny panujących urok świętości otaczał. Nauki rozwijały się i porządkowały koło wspólnego kościelnego środka, uniwersytety kwitły[7], zakonnicy kodeksy wiedzy ludzkiej pisali. Œw. Tomasz z Akwinu uczeń Alberta Wielkiego, św. Bonawentura uczeń Aleksandra de Hales, Roger Bakon, przodowali umiejętności i jej zastosowaniom. W tym społeczeństwie nie znać przymusu; godność, niepodległość, swoboda panują w instytucjach i pojęciach. Kościół rządzi się ową piękną maksymą św. Wincentego z Levinu: in necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus charitas. Względność wielką jednych dla drugich znać wszędzie. Już w XII wieku św. Bernard w sporach swoich z Abelardem dał był przykład najspokojniejszej tolerancji. Nawiasem powiemy, że w późniejszych czasach maskę nietolerancji religijnej zwykle nietolerancja polityczna przybierała. W XII wieku nie ma mowy o absolutyzmie. Patrzmy jak św. Tomasz z Akwinu, mówiąc o żydach, najbardziej pożądany polityczny porządek określa: "Taka jest, pisze, najlepsza ustawa, gdzie jeden najcnotliwszy przewodzi wszystkim. Kilku zaś innych pod nim cnotliwiej rządzą: gdzie zarazem rząd należy w pewnej mierze do wszystkich, a to w ten sposób, że naczelnicy mogą być z pomiędzy wszystkich obrani i że wszyscy biorą udział w ich obieraniu. Podobny rodzaj rządu najbardziej się zaleca i łączą się tam: królewskość to jest zwierzchnictwo jednego, arystokracja to jest przewaga pewnej liczby cnotliwych, i demokracja to jest władza ludu, spośród którego obiera się rządzących i do którego ten obór rządzących należy. Taki rząd z prawem Bożym zgodny u żydów postanowiony został". To jest ideał XIII stulecia. Skądinąd zastanówmy się, czego dowodzi owa wielka rozmaitość nadań i przywilejów w średnich wiekach, jeśli nie dążeniu do wolności? Uderza także wysokie uszanowanie dla prawa, jakie w społeczeństwie średniowiecznym znajdujemy. Narody nie tylko się radzą ustaw własnych, ale się obracają po regułę do prawa kanonicznego i do prawa rzymskiego. Same dysputy po szkołach nad pojedynczymi tekstami wielkiej skrupulatności dowodzą. Nadużycie dysput stało się śmiesznym, pierwszy i sprawiedliwy powód uszanować należy.

Cokolwiek bądź, społeczność feudalna nachylała się ku powolnemu, ale nieuchronnemu upadkowi. Nowe wymagalności, nowe potrzeby pojawiały się na widowni. Dobre i złe żywioły składały się na zgubę dawnego porządku rzeczy. Od Ludwika św. widzimy prawo rzymskie powstające naprzeciw prawu feudalnemu, sędziów wyobrażających władzę królewską starających się zrównoważyć wpływ baronów, hierarchię osób wyniesioną naprzeciw hierarchii ziemi. Dla osłabienia potęgi wielkich wasalów, królowie zaczęli książąt krwi, jako dziedzicznych rządców, nad nabytymi albo odziedziczonymi prowincjami stawiać. Skądinąd chociaż komuny, czyli milicje rozbrojono, pozostały municypalności silne i bogate a panom feudalnym zawsze nieprzychylne.

Dzieło zniszczenia feudalizmu przedsięwziął Filip Piękny (l285-1314). Filip, zły rycerz, mierny chrześcijanin, nieprzebierający w środkach polityki, dwoma tylko powodował się namiętnościami: chciwością złota i gorliwością o wyniesienie władzy królewskiej. Monarcha ten zakazał wojen prywatnych. Złakomiony na bogactwa zakonu Templariuszów, zniósł gwałtownie ten zakon, z jednej strony poniżając przez to rycerskość chrześcijańską, z drugiej dając pierwszy przykład nieuczciwej świeckiej chciwości: jak targać się na świętość woli zmarłych i na nienaruszalność własności. Podniósł też Filip na nowo spór o wyższość władzy świeckiej nad władzą duchowną i papieża Bonifacego VIII a z nim Kościół uciemiężył. Pamiętną jest gorąca skarga Dantego na to ukrzyżowanie zastępcy Chrystusa. We wszystkich swoich zamiarach Filip znalazł podparcie w klasie średniej, którą przypuścił do udziału w czynnej polityce wprowadzając w życie nową instytucję: Stany Ogólne[8] (Etats generaux), z trzech oddzielnych rad: duchownej, szlacheckiej i mieszczańskiej, złożone; w sądownictwie urządzającym się korporacyjnie pod nazwą parlamentu; i w posiadającym już europejską wziętość uniwersytecie paryskim. Parlament zaczął wówczas zaciętą wojnę z Kościołem, wojnę, która nawet wielką rewolucję francuską przetrwała.

Syn Filipa Pięknego, Filip Długi, niepomny starej katolickiej maksymy: Nil diligit Deus plus quam libertatem ecclesiae suae, jak największych się gwałtów względów papiestwa dopuścił. Francuzi zaczęli w niegodziwy sposób na wybór papieży wpływać, co więcej Namiestnika Chrystusowego sprowadzili w celach świeckich do Awinionu. Tym sposobem osłabiono wpływ papiestwa na świat katolicki i urok władzy kościelnej odjęto. Wkrótce też przyszło do rozdarcia Kościoła i nastąpiła opłakana czterdziestoletnia schizma zachodnia. Od owej epoki parlament i królowie francuscy zaczęli o wolnościach gallikańskich głosić.

Niebawem i bodaj za karę, spadły wielkie klęski na Francję. Rodzina królewska wygasła jakby dotknięta przekleństwem spalonych Templariuszów, zaś spór o dziedzictwo otworzył wrota najazdom angielskim i stuletnią blisko wojnę spowodował. Znowu się losy Francji ważyć zaczęły. Szło o to, kto zwycięży: czy fortunna dotąd północ, czy poniżone południe i Anglicy. Bohater tej epoki, Duguesclin, zwycięstwo północy przygotował. On to wojska stałe organizując, zadał nowy cios feudalizmowi.

Wojny długotrwałe zwykle na długo postęp tamują. W czasie zawichrzeń mieszają się pojęcia złego i dobrego, ludzi ogarnia niemoc moralna i cześć siły na miejsce czci cnoty nastaje. We Francji wojny angielskie sprowadziły anarchię pojęć, upadek obyczajów publicznych i domowych, tudzież religijną obojętność. Trudno sobie wyobrazić całe ówczesne rozprzężenie umysłów. Wielu Francuzów dobrowolnie panowanie obce uznawało. Teraz dopiero nastąpił prawdziwy ucisk poddanych. Kościół ich nie mógł zasłonić, bo był bez władzy nad sercami. Chwycili za broń chłopi i kraj się zalał krwią własną. Powstanie chłopów (la Jacquerie), tudzież srogi odwet szlachty, klęski i okropności, zniszczenie niesłychane szeroko rozpostarły. Cokolwiek bądź, feudalni panowie po większej części w twardych a ciągłych bojach wyginęli, zaś potrzeby pieniężne wzmogły znaczenie klasy średniej. Że potężna ta klasa nie wiedziała jeszcze jak swojej przewagi na dobro społeczeństwa użyć, to jasno z dziejów widać. Wyobraziciel jej, Stefan Marcel, był tylko śmiałym wichrzycielem.

Wybawił Francję zapał religijny, który cudowne zjawienie się Joanny d'Arc roznieciło. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Karola VII, niespodziane klęski zwaliły się zewsząd na Anglików. Wszakże idea religijna nie wzmogła się już w siłę. Kościół miał zawziętych nieprzyjaciół w uniwersytecie i w parlamentach.

Wiele wówczas znaczył ten uniwersytet paryski, który się tak bezwstydnie z Anglikami łączył i nawet ogłosił potępienie dziewicy Orleańskiej, męczeniczki za sprawę swego kraju. Nazywano go córką królów i udawano się doń po rozstrzygnięcie zawiłych zadań teologii i polityki, ile razy chodziło o popełnienie jakiej niesprawiedliwości. Subtelność rozumowania zastąpiła wtedy proste przepisy moralności ewangelicznej. Wzrastał też w potęgę parlament, który wkrótce potem niebezpieczny dla władzy królewskiej przywilej nieodwołalności dla swoich członków uzyskał.

Ludwik XI, wielki polityk, zawzięty i podstępny przeciwnik feudalizmu, skąpy a bogactw chciwy, dobrze rozumiał potrzebę jedności kraju. Moralne idee były dlań bez znaczenia, religię jak najzabobonniej pojmował. Wyraźnie on oddzielał uczciwość powszednią od sztuki rządzenia i zasadę egoizmu śmiało w stosunki zewnętrzne wprowadzał. Próżno błagał go papież o pomoc przeciw Turkom; potomek ten dawnych przywódców krucjat nie dbał zupełnie co się z chrześcijaństwem na Wschodzie po wzięciu Konstantynopola stanie. Król Ludwik zajęty był głównie walką ze zbyt potężnymi krewnymi, potomkami książąt niegdyś na feudalnych dzielnicach poosadzanych. Już Karol V widział niebezpieczeństwo i postanowił, by więcej apanażów nie było. Ludwik skruszył ostatecznie tych domowych nieprzyjaciół. Jego żelazna ręka we wszystkich instytucjach feudalnych jeszcze istniejących, szczerby nie do naprawienia porobiła. W tej epoce pierwszy raz urządzono porządnie finanse, które innego znaczenia przy zaprowadzeniu wojsk stałych nabrały.

Że Francja w każdym razie używała wtedy pewnej wolności politycznej, na to mamy świadectwa współczesnego Machiavela. Powiada on: "Królów była znaczna liczba, ale dobrych królów mało; chcę mówić o królach absolutnych, do których nie liczę dawnych królów egipskich, wtedy, kiedy Egipt miał prawa, królów spartańskich, ani królów Francji w naszych czasach, rząd albowiem tego kraju jest, o ile wiem, najbardziej prawami umiarkowany. Królestwo Francji ma szczęście i spokój, król albowiem podlega tam wielkiej liczbie praw, które bezpieczeństwo ludu stanowią".

Zetknięcie się z Włochami w czasie wojen za Karola VIII, Ludwika XII i Franciszka I wprowadziło do Francji z jednej strony sztuki piękne, właściwą literaturę, nauki klasyczne, z drugiej zepsucie obyczajów i jeszcze więcej przebiegłości w polityce. Nie były też to sztuki piękne szkół czysto-chrześcijańskich z XV wieku, ani literatura dantejska, tylko naturalizm i pogaństwo, które się wtedy tak bujnie pod opieką Medyceuszów krzewiły. Gruba zmysłowość wyziera z malowideł w Fontainebleau, rozpusta i sceptycyzm oddychają z pism księdza Rabelais. Największy ówczesny myśliciel, Montaigne, jest tylko rozumnym egoistą.

Warto zwrócić uwagę na młody i silny popęd do nauk starożytnych, jaki wyższe społeczeństwo za Franciszka I ogarnął. Ale rzucono się w ten kierunek, naukę nie za środek wzniesienia się moralnego, ale za cel sobie biorąc. To nam tłumaczy, dlaczego Erazm Roterdamczyk, człowiek miernego charakteru wszakże bardzo uczony, stał się wyrocznią swojej epoki. W Paryżu założono kolegium francuskie za natchnieniem uczonego Budaeusa (Buddee), przyjaciela Erazma. Uniwersytet poszedł w pogardę. Z jego scholastycznymi metodami walczył Ramus, który się już widocznie ku protestantyzmowi nachylał. Co się tyczy duchowieństwa, było ono nadwątlone co do sił moralnych a umysłowych i nie stało na wysokości trudnego położenia. Od konkordatu z Leonem X dla Kościoła niekorzystnego, biskupstwa a bardziej jeszcze opactwa dawano często tak nazwanym księżom dworskim, którzy źle żyjąc zakałę religii przynosili. Nowy moralny i naukowy ruch w Kościele francuskim wszczął się dopiero z wprowadzeniem zakonu jezuitów[9].

Na zewnątrz Franciszek I zaczynał praktykować politykę równowagi i choć nie zawsze roztropnie, świetnie przynajmniej ze swoim wielkim współzawodnikiem Karolem V wojował.

Są już w tych czasach ślady opozycyjnych przeciw władzy oświadczeń. Wśród niesłychanego ruchu umysłów, na wszystkie zadania z ciekawością się rzucających, Stefan de la Boetie z pewną siłą dialektyki o dobrowolnej niewoli pisał.

Ale najważniejszym wypadkiem owej epoki był protestantyzm, który we Francji od razu politycznego nabrał znaczenia. Franciszek I jął jak najsrożej prześladować protestantów, nie z religijnego zapału, boć przecie dla niebezpieczeństwa podwójnej monarchii Karola V długo on i jawnie sprzyjał lidze Smalkaldzkiej, tylko z powodu, że się bał wznowień i niepokoju w kraju swoim. Skądinąd wielcy panowie i parlament skwapliwie się nakłaniali do nauki reformatorów; wielcy panowie dlatego, że im się w nowym kierunku jakieś pole działalności otwierało, parlament z nienawiści ku Rzymowi. W całej tej rzeczy uderza nas dzisiaj wyraźna ze strony osób i stronnictw niekonsekwencja. Panowie francuscy chwytali się protestantyzmu przez opozycję władzy, tymczasem protestantyzm nie tylko, że nie godził na władzę królewską, ale owszem ogłaszał maksymy zupełnego poddaństwa i absolutyzmowi drogę torował. Kalwin, którego wyznanie przyjęło się częściowo na ziemi francuskiej, wynosił ciągle jak najenergiczniej wszelką władzę cywilną. W jego Institution de la religion chretienne co chwila się zdania przyjazne absolutyzmowi napotyka[10]. Ale stronnictwa polityczne najczęściej ślepe bywają.

Za panowania Henryka II i jego synów, społeczeństwo francuskie przedstawiało obraz upadku i znikczemnienia. Na dworze krzewiło się zepsucie medycejskie objawiające się nienasyconą żądzą rozkoszy i namiętną chciwością panowania. Najohydniejszy sceptycyzm polityczny kierował postępkami Katarzyny Medycejskiej i stronnictwa dworskiego. Stronnictwo owo co chwila zmieniało taktykę, łączyło się to z katolikami, to z partią polityczną stojącą na czele klasy średniej, to z Hugenotami, wszystkich zdradzając podstępnie i za narzędzie używając. Na tej nikczemnej drodze Katarzyna i jej doradcy doszli do zbrodniczych ostateczności rzezi św. Bartłomieja[11]. U szlachty obyczaj rycerski zmienił się był i upadł; nie brakowało odwagi, ale dzikość i zawziętość zastąpiły wspaniałą
myślność kawalerską. Rycerze nie sromali się podstępnie mordować. Skądinąd wykształcenie umysłowe szlachty stało bardzo nisko[12]. Katolicyzm był zagrożony. Znaczna część wielkich panów, książęta krwi nawet, zmieniwszy wiarę, przodowali okrutnym i fanatycznym zastępom Hugenotów[13]. Sami rozwiąźli, dowodzili ludziom twardej i surowej moralności, marząc o przywróceniu feudalizmu, o federacji i o niepodległych dla siebie wielkorządztwach, a pomocy co chwila u Anglików i u Holendrów szukając. Klasa
średnia, oświecona i bogata, oglądała się najwięcej na stronnictwo polityków, składające się ze szlachty i z urzędników sądowych, z uczonych i z przebiegłych. Byli to wszystko ludzie mądrzy, umiarkowani, ale obojętni w religii i polityce, tacy, co zdołają przeczekać i skorzystać, ale nie tacy, co z poświęceniem siebie na lepszą przyszłość zapracować mogą. Parlament liczący w swym gronie coraz więcej uszlachconych sędziów (mnożono w tej epoce szlachtę sądową, Noblesse de robe, dla poniżenia jeszcze bardziej szlachty feudalnej), chociaż rozdarty jak całe towarzystwo, miał najświetniejszych swoich wyobrazicieli w partii politycznej. Prawnicy wiele wówczas znaczyli i pomimo burz politycznych pracowali niezmordowanie. Za ich staraniem stany państwa prawo cywilne w roku 1560 za Karola IX uporządkowały. Uniwersytety, w których pewna liczba profesorów nachylała się ku protestantyzmowi, ostatki czynności i energii w sporach z Jezuitami zużywały[14]. Tymczasem szkoły jezuickie, skąd miały wyjść znakomite pokolenia Ludwika XIII i Ludwika XIV, kwitły wówczas i jaśniały blaskiem nauki i obyczajów. Ale najwięcej życia, najbardziej energiczne instynkty żyły w głębi społeczeństwa. Lud francuski urażony w swoich uczuciach religijnych, na obyczaje klas wyższych oburzony, czekał tylko sposobności by wybuchnąć. Sposobność się nadarzyła. Pewna część szlachty i duchowieństwa zawiązała stowarzyszenie pod nazwą Ligi Œwiętej. Z tej Ligi lud, który z dawna pragnął otrząść z kraju niemoc zepsucia i niewiary, ogromną manifestację narodową uczynił. Oddziałanie ludowe francuskie nie miało związku z wielkim oddziałaniem katolickim równocześnie we Włoszech dojrzewającym; było zupełnie samoistnym. Liga, stronnictwo uzbrojone, dopuściła się wielu nadużyć, zwłaszcza miejscowych, ależ tam gdzie są wytężone choćby najszlachetniejsze namiętności ludzkie, tam gdzie tłum raczej daje jak przyjmuje popęd, bez nadużyć i gwałtów obejść się nie może. Wszakże w tej orężno-duchownej protestacji przede wszystkim uwydatniają się: zapał narodowy, wiara w świętość celu i zupełne wyrzeczenie się pobudek niższego rzędu. Nawiasem zrobimy uwagę, że stosunki Ligi z Hiszpanią były błędem do tyla koniecznym, iż Hugenoci ze swojej strony z Anglikami się wiązali. Liga, jako najwyraźniejsze, najbardziej świadome celu i najpotężniejsze działanie, porwała w swoje koło wszystko, co niepewnego i chwiejącego się w środku między nią a protestantami stało. Podpisał ją acz niechętnie nikczemny Henryk III, przystąpił do niej parlament, który się potem pierwszy przeciw niej obrócił, przystąpił nawet uniwersytet uniesieniem uczącej się młodzieży naprzód porwany.

Bądź co bądź, koleją wszelkich szczerych a gwałtownych działań Liga wyczerpała rychło swoje moralne i materialne zasoby, zużyła się samymiż zwycięstwami, i dzikim fanatyzmem przyćmiła bohaterstwo swoich ostatnich wysileń. Ona, co uratowała Francję od kalwinizmu i federalnego rozszarpania, upadła pod przewagą rozumu i zręczności, przychodzącego powoli do siebie i wśród powszechnego znużenia po wielkich wysileniach bardzo popularnego stronnictwa politycznego[15]. Naczelnicy polityków skorzystali z okoliczności całkowicie; z jednej strony przyciągnęli Hugenotów, z drugiej dali pozorne zaspokojenie chłodniejszym katolikom: zaś byli fortunni do tyla, że znaleźli doskonałego przywódcę w osobie Henryka IV. Król ten, który Ligę orężem pokonał a łaskawością rozbroił, zostawszy katolikiem przywrócił we Francji spokój i bezpieczeństwo. Skądinąd wpłynął on jak najszkodliwiej na obyczaje złym przykładem własnym. Chwalą go zwykle z tolerancji; przecież edykt Nantejski tworzący państwo protestanckie w państwie (Hugenoci otrzymali fortece, wielkorządztwa, pozostali w możności uzbrajania wojsk i utrzymywania okrętów), usuwał tylko, ale nie rozwiązywał trudności. W polityce zagranicznej, Henryk powodował się chwilowymi widokami, żadnych rozleglejszych pomysłów, żadnych większych celów nie miał[16]; w sprawach wewnętrznych raczej się troszczył o dobry byt materialny swoich poddanych jak o ich moralne umysłowo podniesienie.

Panowanie Ludwika XIII ze wszech miar znakomitszą epokę stanowi. Kardynał Richelieu wyniósł potęgę Francji do wysokości nieznanej od kilku wieków[17]. Richelieu, który się rządził raczej roztropnością jak natchnieniem, raczej racji stanu jak zasadom służył, przede wszystkim wielkość polityczną kraju miał na widoku. Już to chcąc jego zawód publiczny sprawiedliwie sądzić, trzeba go brać nie jako księdza, ale jako polityka. Otóż kardynał Richelieu pokonał ostatecznie protestantyzm, w kraju feudalne zabytki do szczętu wyniszczył, i upokorzył dom austriacki.

Poniżenie rodziny habsburskiej panującej w Niemczech, Niderlandach, Hiszpanii i Włoszech, od dawna zaprzątało Francję. Franciszek I, Henryk II, nawet Henryk IV pracowali nad osiągnięciem tego celu; wszakże okoliczności były od nich mocniejsze. Richelieu przyszedł w chwili osłabienia Hiszpanii, kiedy austriaccy tamtejsi królowie uwikłani w intrygi dworskie i ślepo do despotycznego spojenia w jedno państw swoich dążący, otwierali drogę gwałtownym wstrząśnieniom w Niemczech; za jego rządów toczyła się ciągle wojna trzydziestoletnia. Z tych pomyślnych wypadków korzystając minister francuski, wyniósł namiętną i nieuchronną rywalizację z Austrią do godności systematu równowagi, a idąc bez skrupułu i z narażeniem wielkich zasad drogą polityki interesu, to łącząc się z protestantami niemieckimi lub Szwecją, to podburzając w Anglii malkontentów przeciw królowi, chwilowo wielkie odniósł korzyści. Richelieu zrobił bardzo wiele dla klasy średniej, której panowanie się zbliżało[18]. Zaprowadzając obyczaje towarzyskie i literackie[19] w miejsce wojskowych, podniósł jej znaczenie. Zabezpieczył ją surowymi karami prawa zwanego Code Michau od przewagi wojskowej. Jej przedsiębiorstwu otworzył drogi bogactw przez ufundowanie marynarki i przez zachęcanie do dalekich wypraw. Prawda, parlament nagiął do posłuszeństwa, wszakże jedność władzy korzystną mieszczaństwu jeszcze bardziej z drugiej strony, znosząc dziedzictwo rządów prowincji (upadło tym sposobem podobieństwo federacji), obwarował[20]. Richelieu rozumiał doskonale czas, w którym żył. Jeżeli był nieubłaganym to dlatego, że w swoim własnym rozumieniu wyobrażał systemat, że chciał podnieść zasadę władzy poniżoną od czasów reformacji. W ogóle przecież pomimo wielkości genialnych pomysłów został on tylko najwyższym wyobrazicielem jedności politycznej francuskiej.

Wznowienie życia w Kościele katolickim po reformacji, wielki widok przedstawia. Reformacja zrazu zatrzęsła silnie katolicyzmem i szła naprzód zwyciężając albo grożąc zwycięstwem. W kilkadziesiąt lat później ocknęło się silne oddziałanie, które uratowało wiele chwiejących się krajów i dalszy postęp protestantyzmu wstrzymało. W pierwszym szeregu obrońców Kościoła stanęło wielu świętych i nowo potworzono zakony. Sobór Trydencki jedność nauki dokładniej oznaczył. Trzech legatów na sobór, wyniesionych później na papiestwo, przyłożyło rękę do napraw, a wielki papież, św. Pius V tradycje polityki chrześcijańskiej wznowił. Koniec XVI wieku świetny był w Rzymie[21]; w naturalnym następstwie świetny był początek XVII wieku w całej katolickiej Europie. Wśród walk i zapasów chrześcijańskim natchnieniem uzacnionych, wyrodziła się tolerancja prawdziwa, nie ta, która znaczy jedno co obojętność, ale ta, która z żywymi przekonaniami i działaniem jak najsilniejszym w parze idzie. Powiedzieliśmy już, że Liga powstała samoistnie. Tak jest w istocie. Ogólne katolickie oddziałanie we Francji, później dopiero za Ludwika XIII i kardynała Richelieu się odezwało. Czasy owe znamionuje wyraźny charakter świętości, powagi, zacności obyczajów, nauki i wysokiej jędrności umysłowej. Nie utrzymujemy przeto, że się wtedy wszystko we Francji naprawiło, lub że lepsze natchnienia w całym narodzie przemogły. Epokę Ludwika XIII mianujemy wielką dlatego jedynie, że w niej wielu ludzi wysokiej cnoty kwitło, i że ludzie ci uznanie i uszanowanie dla robót swoich łacno uzyskiwali. Nie ma na tym świecie doskonałych epok; przecież kiedy na czele społeczeństwa znajdują się cnotliwi mężowie, kiedy jest zapał do cnoty i skłonność do wszystkiego, co piękne moralnie i umysłowo, społeczeństwo to na szczególne uszanowanie historii zasługuje. Francja w pierwszej połowie XVII wieku miała bliskie z Rzymem stosunki, zetknęła się także z Hiszpanią gdzie żyła jeszcze świeża pamięć Cervantesa i gdzie kwitli Lopez de Vega, Calderon, Murillo i Zurbaran. Użyźnili czasy Ludwika XIII wielkimi i uczciwymi myślami, także wzrośli wśród tej dobrej atmosfery: św. Franciszek Salezy, św. Franciszek Regis, św. Franciszka de Chantal założycielka zakonu Wizytek, św. Wincenty a Paulo ojciec duchowny Sióstr Miłosierdzia i Misjonarzy[22], malarz Lesueur, Corneille, Descartes, Gassendi, pełen wiary i zacności człowiek pomimo tego, że do filozofii protestantyzm i subiektywizm wprowadził, ks. Thomassin oratorianin (nauczającą kongregację Oratorianów zawiązał ks. de Berulle roku 1613), Malebranche, de Rance reformator Trapistów, Bossuet, Luc d'Achery, Mabillon, Ducange, Fenelon, silne umysły, wielkie dusze, pod których opieką tyle umysłowych, wojennych i politycznych znakomitości się wykształciło.

Współcześnie powstał jansenizm, herezja z zasady zepsucia natury ludzkiej wyprowadzająca konieczność łaski, przypuszczająca predestynację (niby fatalizm), w ogóle dogmat wolnej woli narażająca. Sekta owa, która odznaczyła się surową moralnością i wysokością naukową, przyjęła ponurość obyczajów i nabożeństwa, rozbiła się też o zwykły szkopuł sekciarski, o szkopuł dumy. Janseniści gwałtowni w obronie i w napaści, na przeszkody namiętnie niecierpliwi, obrócili się z zawziętością na Jezuitów. Zapomnieli tak jak wielu w podobnych położeniach zapomina, że zawzięte między ludźmi religijnymi spory tylko nieprzyjaciołom religii pomagają. Jansenizm wydał wielkich pisarzy i wielkich moralistów. Antoni Arnauld[23], Pascal, Nicole, nauką i zdolnością między najuczciwszymi i najzdolniejszymi miejsce sobie zapracowali. Z ich szkoły wyszedł Racine. Prześladowanie polityczne, jakiemu w końcu sekta uległa, niegodne sposoby przez rząd przeciwko niej użyte, zasłoniły na długo przed badawczym okiem jej sprzeczności, jej namiętne fałszerstwa i jej oporny bunt przeciw Rzymowi, nieszczerze i niejasno a ciągle z zapomnieniem słów św. Augustyna: Rzym wyrzekł, sprawa skończona, podnoszony. Pascal, potęga ogromna, ukrzywdziwszy religię w swojej ironicznej i nieuczciwej polemice przeciw Jezuitom (dzieło jego: Lettres provinciales, pozostanie jako pomnik stylu), spostrzegł się pod koniec życia i powziął zamiar niezdobytą warownię dla religii przeciw wszelkiemu rozumowaniu wystawić. Jakby za karę Opatrzność nie dała mu dokonać dzieła. To nawet, co pozostało z jego pracy O człowieku, w wielkiej części zaginęło. Co się tyczy jansenizmu, herezja ta chwilowo zwichrzyła Kościół francuski, oprócz tego owładnęła mocno i na długo gallikańską kastę parlamentarną. Późniejsza doktryna kwietyzmu, błędnie mistyczną miłość bez uczynków, jakoby bierny ascetyzm zalecająca, nie miała już tak wielkiego znaczenia.

Tymczasem długa małoletniość Ludwika XIV zakłóconą została nieporządkami politycznymi bez znaczenia na razie, acz płodnymi w następstwa. Fronda[24], w którą się i panowie i parlament przez opozycję względem kardynała Mazarin, dziedzica polityki kard. Richelieu, rzucili, pokazała tylko nicość skruszonego żywiołu szlacheckiego. Parlament przecież, pomimo chwilowej porażki, wcale znaczenia politycznego nie stracił.

Wpływ i znaczenie parlamentu opierały się głównie na prawie czyli przywileju wciągania do akt wszystkich postanowień królewskich (enregistrement), także na prawie przełożeń (remontrances). Franciszek I dla dostania pieniędzy (fiskalna niewstrzemięźliwość królów zwykle niesłychane miewała następstwa), zaprowadził sprzedaż urzędów[25] (la venalite des charges), przez co wzmocniło się położenie już i tak nieodwołalnych bez wyroku członków parlamentu. Henryk IV dziedzictwo nadał. Parlament, który wolności gallikańskie fałszywie do Ludwika św. odnosił a na pragmatyce Karola VII opierał, ciągle był niechętny Kościołowi i utrzymywał wyższość władzy świeckiej. Nigdy to ciało w walce o jansenizm Rzymowi nie ustąpiło, nigdy względem stolicy apostolskiej nie zeszło z drogi podejrzeń, utrudnień, subtelnych rozróżnień i podstępów[26].

Jakeśmy już wyżej powiedzieli, w żadnej epoce Francji monarchią absolutną nazwać się nie godzi. Absolutyzm nie może się rozkrzewić i utrzymać tam, gdzie pierwiastek religijny ożywia instytucie, a gdzie władza świecka z władzą duchowną się nie miesza. Jeśli prawa zasadnicze jakiego kraju moc i wpływ swój tracą, wina stąd raczej na obyczaje ogólne jak na rządzących spada. Słusznie wyrzekł de Maistre: "Kiedy naród jaki nie umie z praw swoich zasadniczych korzystać, próżno by sobie innych praw szukał: znak to, że albo nie jest dla wolności przysposobiony, albo że go zepsucie toczy". Za Ludwika XIV religijne, polityczne i moralne zepsucie zaczynało nadwątlać Francję, toteż maksymy absolutyzmu zaraz się ukazały. Szczególniej przemawiali za absolutyzmem ci, którzy obalić chcieli zaporę, jaką religia złym instynktom i namiętnościom stawiała.

Publicyści sądowi, protestanci, janseniści, jęli wywyższać na wyścigi władzę królewską, już w roku 1614 na ostatnich Stanach ogólnych państwa (nie zwoływano ich potem aż do roku 1789), wnosili prawnicy w izbie klasy średniej, by przyjąć za dogmat narodowy zdanie, jako król władzę swoją bezpośrednio od Boga przyjmuje i jako nie może być jej pozbawiony, ani poddani uwolnieni od przysięgi przez żadną potęgę na ziemi. Temu oparło się duchowieństwo. W roku 1637 synod protestancki w Alencon podał następujące przedstawienie do króla: "My wierzymy i nauczamy, że władza królewska nie jest z ustanowienia ludzkiego, ale że od Boga pochodzi; wierzymy i nauczamy, że korona waszej królewskiej Mości jest udzielna i niepodległa. Od Boga ją dostałeś Najjaśniejszy Panie i od Boga tylko zależysz. Twoje władzę bierzesz bezpośrednio od niego". To samo powtórzył synod protestancki w Loudun r. 1660. Zdanie katolickie nigdy takim nie było. Doktorowie katoliccy uznają, że wszelka władza pochodzi od Boga, ale między Bogiem a rządzącymi widzą społeczeństwo (respublica, communitas). Dla nich wszystkie kształty rządowe idą z ustanowienia ludzkiego - królowie zależą od społeczeństwa - bunt jest zbrodnią - buntu równie podwładni jak i rządzący dopuścić się mogą - tyrania stanowi bunt księcia przeciw społeczeństwu, które ma prawo koniec jej położyć. To są maksymy św. Augustyna, św. Jana Chryzostoma, św. Tomasza, św. Bonawentury, Suareza, Bellarmina, maksymy równie wolność jak i ład towarzyski przy sumiennym zastosowaniu zabezpieczające. Ludwik XIV, który w upojeniu dumy powiedział: państwo, to ja (l' Etat c'est moi), trzymał się ciągle dróg absolutyzmu[27]. Względem Kościoła był pełen lekceważenia, papiestwo kilkakrotnie poniżył, co więcej w r. 1682 wyjednał sobie od pewnej liczby biskupów deklarację, w czterech artykułach przez zapominającego swoich obowiązków Bossueta ułożoną, a oświadczającą: "że papież nie ma żadnej władzy nad doczesnymi rządami królów, że sobór powszechny stoi wyżej od papieża, że wolności kościoła gallikańskiego są nienaruszalne i że wyroki papieża w rzeczach wiary dopiero wtedy nieodwołalnymi się stają, kiedy je cały Kościół przyjmie". Ten sam król nieposłuszeństwo swojej władzy srogo na protestantach karał. I bardzo by się mylił, kto by pobudek odwołania edyktu nantejskiego, edyktu znacznie ograniczonego przez kardynała Richelieu, szukał gdzie indziej jak w polityce. W sprawie jansenizmu, król namiętnością polityczną zagrzany, tylko pozór religijny uchwycił. Krusząc jansenistów, którzy wpierw pochwalali go, kiedy protestantów prześladował, skruszył właściwie opór swojej woli. W ostatnich latach panowania, pod wpływem wysokiego umysłu pani de Maintenon, zwalniał w prześladowaniach, dał także Kościołowi zakład lepszych usposobień przez to, że mimo potężnych sprzeciwów przyjął bullę Unigenitus, wznowienie jansenizmu potępiającą; cokolwiek bądź, absolutnych wyobrażeń do końca nie porzucił i nie zaprzestał usiłowań, by episkopat wpływowi dworskiemu poddać.

Panowanie Ludwika XIV ma pozory wielkości. Œwietne wojny, głośne przymierza, klęski z odwagą i wielomyślnością wytrzymane, zwiększają urok korony. Wszystkie zarody złego kryją się pod pozłotą wytwornego smaku towarzyskiego i literackich doskonałości. Racine, Boileau, Moliere, Labruyere, Lafontaine, umysłowość swego kraju dostojnie wyobrażają. Napływ nikczemniejącej szlachty, opuszczającej niepodległość domową i prowincjonalną swobodę, a cisnącej się do niewoli dworskiej w Wersalu, podnosi przepych tamtejszego dworu. W obyczajach jest jeszcze uszanowanie dla religii, i kiedy poważny Bossuet albo surowy Bourdaloue przyjdą wstrząsnąć odrętwiałymi sumieniami, lub kiedy się odezwie słodko napominający głos Fenelona, budzi się strach kar wiecznych, i przykładne nawrócenia, wielkie pokuty następują. Król sam długo występny umie wielbić cnotliwych. Tego pod Ludwikiem XV już nie widać. Bądź co bądź, za Ludwika XIV trzeba naznaczyć początek rozwiązania społecznego. Najohydniejsze zepsucie ze stopni tronu zeszło na dwór i na kraj cały. Ludwik XIV jawnie oddawał się rozpuście, potem ze zgorszeniem poddanych swoje dzieci naturalne nad miarę wynosił. Zdolność, nie oparta na prostych a ścisłych zasadach, poszła wtedy w służbę pańskiej rozwiązłości. Moliere, Racine, Boileau przesiadywali w przedpokojach pani de Pompadour. Genialny Moliere pisał komedię, by wydrwić nieszczęśliwego męża tej zalotnicy. Żartobliwy krytycyzm literacki obrócił się przeciw wszystkiemu, co ludzie surowych obyczajów czcić zwykli. Boileau, Lafontaine, Moliere dali przykład. W sławnej komedii Le Tartufe, Moliere hipokrytę świętoszka wystawiając, nie hipokryzję, jak dobrze ktoś powiedział, ale religijność wziętą za pozór, nie człowieka przywdziewającego maskę, ale maskę wysmagał[28].

Materialna zamożność Francji znacznie się w tym przeciągu czasu zwiększyła. Colbert zaprowadził porządek w finansach i rozrzutność dworską choć nie na długo powściągnął. Wielki ten minister wziął sobie za główne zadanie przemysł i handel w ojczyźnie, dotąd rolnictwu wyłącznie oddanej, podnieść i ustalić. Colbert był za silną organizacją cechów, za jednostajnością wyrobów do przepisów ściśle zastosowaną, i za surową opieką dla rękodzieł krajowych. Dziś takie pojęcia ekonomiczne z wielu względów muszą się wydawać błędnymi, w tamtych czasach łatwo je usprawiedliwić. Działając z żelazną wolą, wiele Colbert prób kosztownych uczynił, wiele gwałtów upoważnił. W każdym razie zostawił mnóstwo rozporządzeń handlowych i przemysłowych, które podstawę prawodawstwa w tej gałęzi stanowią; zostały też po nim znakomite pomniki jego wszechstronnej czynności, jak kanał langwedocki, kadastr, towarzystwa zabezpieczeń i najrozmaitsze rękodzieła. Był Colbert naśladowcą Richelieu, robił co mógł, by marynarkę wzmocnić, a choć mu się nie udawały zamiary kolonizacji, nie mało się do rozszerzenia zamorskich stosunków przyczynił. Szczodry dla uczonych, tak jak jego poprzednik Fouquet, założył akademię Napisów, akademię Nauk i szkołę sztuk pięknych w Rzymie. W ogóle powiedzieć można, że pracując dla klasy średniej, z której pochodził, znakomity ten człowiek stanu wiele uczynił w interesie nowego porządku towarzyskiego.

W polityce zagranicznej trzymał się mniej więcej Ludwik XIV tradycji systematu równowagi. W początkach jego panowania prawem publicznym europejskim stał się był ów pamiętny traktat westfalski, który uznał wszystkie przywłaszczenia majątku kościelnego, i za staraniem Francji rozszerzył wpływ małych książąt niemieckich, co wprawdzie osłabiło na razie siłę cesarstwa, ale wzrost Rosji fatalnie przygotowało. Ludwik XIV przez cały ciąg swego panowania szukał jak poniżyć Austrię, to łącząc się z małymi państwami niemieckimi, to o sukcesję Hiszpanii się starając, w Anglii utrzymywał ciągle agitację, wygnanym Stuartom, których w końcu opuścił, jedynie w samolubnych widokach zrazu pomagając.

Ludwik XIV zostawił po sobie rozprzężenie obyczajów na dworze, ogromny dług krajowy (więcej dwóch milionów) i Kościół raz poniżony, po wtóre obarczony niesłuszną odpowiedzialnością za polityczno-religijne gwałty królewskie.

Należy zrobić uwagę, że cały ten porządek towarzyski i polityczny, który później nazwano starym (ancien regime), powstał dopiero po ostatecznym upadku feudalizmu, po zwyciężeniu protestantów, także od czasu, w którym wprowadzono absolutniejsze maksymy rządzenia. Ubóstwienie władzy królewskiej, poddaństwo Kościoła, osłabienie ducha żarliwości w księżach, złota niewola i upodlenie szlachty, wyuzdane zepsucie dworu, faworytyzm w rozdawaniu posad, marnotrawstwo niesłychane grosza publicznego z jednej strony, z drugiej rozbrat między wyższym mieszczaństwem a dworem, oto
są główne rysy stanu tymczasowego, jaki się wzniósł na ruinach feudalizmu. Społeczeństwo nie było dosyć silne, żeby wydać żniwo, wydało tylko chwasty i ciemię. Nie organizm się stworzył, ale powstały nadużycia, które później udaremniły wszelką chęć napraw i rewolucję wywołały.

Już pod koniec życia Ludwika XIV pojawiły się złowróżbne znaki na horyzoncie. Wychodźcy francuscy (kalwiniści) w Niemczech, Anglii a szczególniej Holandii schronieni, wzięli się do ogłaszania zjadliwych na swój kraj paszkwilów, albo do poszukiwań naukowych wszelkiemu chrześcijaństwu nieprzyjaznych. Piotr Bayle, nawrócony z protestantyzmu katolik, potem odstępca katolicyzmu, pierwszy wystąpił w szranki przeciw chrześcijaństwu. Bayle w imię czystego rozumu wszystkie wątpliwości poruszył. W jego Dykcyoznaru historycznym i krytycznym, pomniku ogromnej, choć nieuporządkowanej nauki, czerpali odtąd wszyscy ateusze. Drukarnie holenderskie nie mogły nastarczyć przez cały ciąg XVIII wieku by wytłaczać paszkwile, pamiętniki, sekretne dzieła przeciwne religii, słowem wszystko to, co było zakazane we Francji, a co raz za granicą ogłoszone snadnie się po całym kraju rozbiegało. Wkrótce po śmierci Ludwika XIV udał się do Anglii młody Arouet (Wolter) i tam wszedłszy w stosunki z najświetniejszymi religijnymi i politycznymi sceptykami ówczesnymi, ich zdania i śmiałość ich przejął. Dało to tylko podnietę przyrodzonym właściwościom umysłu tego genialnie dowcipnego pisarza, W każdym razie jest rzeczą godną zastanowienia, że sceptycyzm we Francji ma angielskie początki.

Czasy regencji księcia Orleanu noszą charakter nikczemności politycznej i obyczajowej. Ksiądz Dubois przez niesłychaną słabość Innocentego XIII przyodziany purpurą kardynalską, którą shańbił, żeby rejentowi następstwo do korony francuskiej w razie śmierci Ludwika XV zapewnić, w niepolityczną wojnę z Hiszpanią kraj wplątał.

Ale najważniejszym wypadkiem za regencji jest zaprowadzenie systematu Szkota Law, który to systemat prawdziwą rewolucję finansową spowodował. Law chciał skupić w ręku państwa, to jest rządu, cały majątek Francji, rzucić ją w wielkie przedsiębiorstwa, zasilić handel i ruch przemysłowy za pośrednictwem odległych kolonii, w końcu uprawę nowych krajów ośmielić. Żeby wydobyć wszystkie siły produkcyjne narodu, żeby zamiany ułatwić, Law, nie oglądając się na to, jaki jest rzeczywisty kapitał kraju, namnożył pieniędzy papierowych, w czym go potem rewolucja naśladowała. Pomysł cały olbrzymie miał rozmiary, wszakże zamknięty w rozsądnych granicach mógł się udać. Zrujnowały go: wymagania rządu obstającego za tym, by dług krajowy jak najrychlej spłacić, lekkomyślność dworu posuwającego rozrzutność do szaleństwa i chciwość prywatnych łatwością wzbogacenia się obałamuconych. Law nie umiał zatrzymać się na czas, ani ruchowi przez siebie wywołanemu wędzidła nałożyć, oprócz tego poświęcony został zazdrości Anglii. Kiedy upadł, pokazało się, że zubożył wiele możnych rodzin, wielu nowym majątkom z ażiotarstwa wzrosłym dał początek, i dwór, tudzież szlachtę ponętną spekulacji na ulicę między tłum sprowadziwszy, reszty uroku pozbawił. Skądinąd on pierwszy obudził ochotę do większych pieniężnych operacji i obyczaje francuskie pogodził z przemysłowością[29].

Małoletniość Ludwika XV minęła bez wielkich zawichrzeń. Intrygi dworskie szły swoją drogą, ale już więcej Francji nie zakłócały. Intryga równie jak poczciwe chęci kardynała Fleury pierwszego ministra, wyniosły na tron francuski cnotliwą Marię Leszczyńską. Kraj zajmował się zawziętymi sporami o bullę Unigenitus, współzawodnictwem Jezuitów z Jansenistami, fantasmagorią, jansenistowską cudów diakona Parisa i intrygami parlamentu przeciw Kościołowi (w owych czasach ksiądz Fleury skończył był historię Kościoła bardzo Rzymowi nieprzychylną). W tym wszystkim, mieściło się więcej ciekawości i plotkarstwa jak uczuć religijnych, zaś pod osłoną interesów i namiętności koteryjnych wciskał się ogólny krytycyzm.

Zepsucie obyczajów nie miało granic. Dwór, przymuszony w ostatnich latach Ludwika XIV pozory religijności zachowywać, zrzucił teraz maskę. Zaczęto chlubić się z rozwiązłości. Wielki świat wymagał tylko po rozpustnikach (roues), żeby zuchwałości swoje dowcipem okraszali. Tak nazwani beaux esprits, jakich pierwowzór przedstawia nam ksiądz Chaulieu, byli ulubieńcami wyższych towarzystw. Trzeba czytać wyborne komeraże pamiętników księcia Saint Simon, żeby o całym ówczesnym wyuzdaniu wyobrażenie powziąć. Satyryczna komedia Turcaret i satyryczne powieści Lesage'a przedstawiają nam plugawe obrazy, wcale plugastwa nie karcąc. To samo powiedzieć można o romansach księdza Prevost.
Nie ma większej zabobonności jak u ludzi niewierzących. Otóż pojawiły się rozmaite gusła, i masoneria czyli wolnomularstwo, przyniesione z Anglii przez Jakobitów, szerzyć się zaczęło. Nastała też moda naukowych zajęć nawet między kobietami. Fontenelle dowcipny egoista, pisarz znakomity, dał pono do niej pochop. Moda ta wzrosła z czasem. Powoli także les beaux esprits ustąpili miejsca aux esprits forts, filozofom, ale to później. Było pewnie we Francji wiele ludzi cnotliwych, szczególniej w niższych stanach, nigdy
Pan Bóg całkowicie społeczeństwa nie opuszcza, wszakże poklaski
i fawory spotykały tylko rozpustę.

W sprawach publicznych mamy z tej epoki Code Noir, zastrzegający - choć niedostatecznie - opiekę prawa nad niewolnikami w koloniach. Wojny o następstwo tronu w Polsce i o sukcesję austriacką nie przeszły bez chluby. Zwycięstwo pod Fontenoy, przez marszałka Maurycego Saskiego odniesione, wznowiło chwałę oręża francuskiego. Wszakże traktat Akwizgrański mniej był jeszcze korzystnym jak pierwej traktat Utrechcki.

Poezja, malarstwo, architektura znikczemniały. W piśmiennictwie znać upadek. Wielki styl francuski z epok Ludwika XIII i Ludwika XIV zepsuł się[30].

Ruch umysłowy XVIII wieku, który dziś jeszcze w burzach politycznych się odzywa, ma dla nas interes żywy i wagę niezmierną. Kiedy nań dopiero świtało, sławny Leibniz będący już na schyłku życia, horoskop mu niejako zdejmując pisał: "Nastały zaraźliwe choroby umysłu, których złe skutki już się pokazują. Jeżeli się ludzie z tych chorób wyleczą, świat uniknie wielkich nieszczęść. Ale jeżeli zaraza szerzyć się nie przestanie, Opatrzność ześle poprawę drogą rewolucji, boć z tego, co się dzieje musi rewolucja wyniknąć. Cokolwiek nastąpi, wszystko się na dobre w końcu obróci, ale wprzód nie powinna i nie może ominąć kara tych, co swymi złościami nawet dobre następstwa wywołali"[31]. Ludzie o których Leibniz wspomina, to zapewne Shaftesbury, Bayle, Jan Leclerc i sceptycy a ateusze angielscy i holenderscy. We Francji czas ateizmu nie zaraz nadszedł. Tam długo utopiści i sofiści najsilniej na umysły działali.

Wspomnieliśmy już o pociągu do angielskich wyobrażeń w nowych pisarzach francuskich. Wolni myśliciele angielscy (libres penseurs), których się tylu po wszystkich wstrząśnieniach politycznych Wielkiej Brytanii namnożyło, a którzy od czasów Shaftesburego utworzyli pewien rodzaj szkoły, przeważnie wpłynęli na wiele znakomitych umysłów. Wolter znał się z wicehrabią Bolingbroke, który tak jak Hobbes pogardzał ludźmi i wychodząc ze zdania, że wiara nie może się zgodzić z rozumem, zawzięcie przeciw chrześcijaństwu walczył. W towarzystwie Bolingbroka i jemu podobnych, Wolter przesiąkł uniesieniem dla filozofii Locke'a. Monteskiusz miał także stosunki z Bolingbrokem i Dawidem Hume.

Monteskiusz, następca publicystów protestanckich z XVI wieku, zaczął od satyry. Jego Lettres persanes, "najlżejsza z książek głębokich", jak mówi Villemain, zaczepiając rząd i niepopularne wady towarzystwa (są zawsze wady popularne i wady niepopularne), zjednała mu wielką wziętość. Podróżował potem we Włoszech, Holandii i Anglii, i wiele spostrzeżeń zrobił. Konstytucja polityczna Anglii, przez porównanie z różnorodnością i zmartwiałością francuskich ówczesnych urządzeń a samowolną ich praktyką, wielkie w nim obudziła uniesienie. Jego Considerations sur la decadence des Romains nie stoją na wysokości nauki i rozumu Machiavela albo Vico, oprócz tego zawierają raczej krytykę społeczeństwa, jak ścisłe poszukiwania historyczne, ale mają jakąś jędrność i siłę. Sławne dzieło Esprit des lois (O duchu praw), ukazało się r. 1748. Erudycja w nim niezupełna, dogmatyczność fałszywa, ale wiele świetnych i nowych spostrzeżeń się napotyka. Monteskiusz zarówno wszystkie religie i wszystkie prawa przyjmuje, różnice tłumaczy różnicą klimatów, powiada, że każdy naród to znaczy, co znaczy jego prawodawstwo, mniema, że wielcy ludzie narody wykształcili, w końcu despotyzm uważa za następstwo zepsucia. Pisarz ten rozróżnia trzy rodzaje rządu: despotyczny, monarchiczny i demokratyczny, których pobudkami mają być bojaźń, honor i cnota. Wedle niego bez cnoty w obyczajach rzeczpospolita jest niepodobną. Monteskiusz wprowadził rozróżnienia na władze: prawodawczą, wykonawczą i sądową. Pierwowzór doskonałości konstytucja angielska dla niego stanowi. O duchu praw jest nieskończenie niższe od Polityki Arystotelesa (wzgląd powinny na różnicę czasu zachowując). Bądź co bądź, myśli popularnej tej książki, kodeksu rozumowego klasy średniej, natchnęły wszystkie próby polityczne zgromadzenia konstytucyjnego (Constituante). Co się tyczy konstytucji angielskiej, z tą Francuzów późniejszy pisarz Szwajcar Delolme lepiej zapoznał.

Wolter podróż do Anglii wskutek niesłusznego uwięzienia w Bastyli przedsięwziął. To też oburzenie usposobiło go jeszcze bardziej do niechęci dla zdań panujących w kraju. Z natury obdarzony zdrowym rozsądkiem tudzież świetnym dowcipem, ironią i sceptycyzmem z atmosfery, w jakiej żył, przesiąknięty, bez zasad, bez uczucia piękności moralnej, kaleka na sercu przez próżność, pochlebstwami nad wszelką miarę upojony, wstąpił on w szranki wśród oklasków królów, książąt, wielkich panów i uczonych, by obalić religię chrześcijańską. Nie siła przekonań, ale żądza popularności gnała go w tę stronę. Wolter wyznawał doktrynę deizmu, przez rozumowanie, z logicznej konieczności postawienia jakiegoś ostatecznego kresu; przede wszystkim jednak trzymał się opinii Locke'a, że idee tworzą się z wrażeń zmysłów. Wszelka religia była dla niego oszukaństwem, nadużyciem łatwowierności ludzkiej. W chrześcijaństwie żadnej piękności nie widział i rzuciwszy mu miano fanatyzmu, wojnę temu fanatyzmowi w imię tolerancji[32] wypowiedział. Jego sarkazm nie przebaczył nawet historii. Któż nie pamięta bezecnego zamachu, jaki ten plugawy poeta na czystą pamięć dziewicy orleańskiej wymierzył? W ogóle Wolter dzieje całe zniżył do znaczenia paszkwilu. Z niesumiennie lekkomyślnego naukowo dzieła Essai sur les moeurs, napisanego wyraźnie przeciw chrześcijaństwu, nie można wyprowadzić innych wniosków, jak że przypadek rządzi w świecie i że wszystko ma coś prawdy za sobą[33]. W polemice swojej Wolter nie znał żadnego hamulca. Wszystkie sposoby były mu dobre; nie tylko żadnej śmieszności, żadnego drobiazgu przeciwnikom nie przebaczył, ale fałszował i przekręcał. Do przyjaciół pisał: Kłamcie a dużo a śmiało. Niechęć jego wiele rzeczy obejmowała. Równie jak Jezuitów nie cierpiał Jansenistów i parlamentu. Przeciw parlamentowi uchwycił okoliczność skazania na śmierć Calasa. W tym razie, by swoje miłość ludzkości wywyższyć, sądownictwo krajowe czci pozbawił[34].

W literaturze Wolter nie miał wszechstronniejszego sądu: potępił Dantego i Szekspira. Bez przywiązania do kraju, bez godności patriotycznej, w polityce, do której się rzadko mieszał, powodował się osobistymi skłonnościami. On, który o wyrok na Calasa całą Europę poburzył, nikczemnie przyklasnął rozbiorowi Polski i jął chwalić paszkwile, jakie Fryderyk Wielki przeciw pokrzywdzonym przez siebie Polakom pisał[35]. Charakter Woltera nie ma żadnej szlachetnej strony. Całe życie ten sławny pisarz hołdował swoim słabościom, poświęcał innych dla swego egoizmu, możnym pochlebiał i starał się jak najzręczniej z istniejącymi okolicznościami się zgadzać. Wielki to przykład, jako najznakomitsza zdolność bez zasad i moralnych pobudek nie wystarcza. Ale jakże sądzić epokę, której taki człowiek był wyrocznią i kapryśnym a samowładnym kierownikiem?

Wolter krytyką swoją rozpoczął ogólne dzieło rozwiązania społecznego. Inni wnioski szczegółowe z pierwszych założeń wyprowadzili. Wolter ograniczał robotę szkoły do religii, inni ze zgorszeniem patriarchy przenieśli ją na pole polityki. Nie od razu się to jednak stało.

Do kierunku wolteriańskiego należą: Condillac, który uporządkował systemat sensacji i znaczenie osobistości człowieka do szalonej podniósł potęgi; Helwecjusz, apostoł sensualizmu w moralności i interesu osobistego: Holbach, prawodawca nagiego materializmu; Buffon deista, pisarz wyszukany, który prawa ogólne i konieczne do dwóch praw odpowiedniości i zależności ograniczył; d'Argens, Grimm, deklamator, Raynal mierny autor Historii Indii, co jątrzył, podburzał i wszystkie gwałty rewolucyjne zalecał, a potem (jaka nauka!) cofnął się wobec rzeczywistości i rewolucji się wyrzekł; w końcu i nade wszystko Diderot i d'Alembert, przedsiębiorcy wielkiej Encyklopedii. Z tej szkoły wychodziły zdania, że religia i moralność dostarczają użytecznych kłamstw społeczeństwu, a jedna tylko filozofia prawdę posiada.

Myśl Encyklopedii poszła z Anglii, pierwowzoru Bayle dostarczył. Z kierowników jej Diderot nie miał żadnej wytrawności naukowej. Twórczość niepomiarkowana i bujna łatwość zastępowały u niego miejsce rzetelnych pojęć. Ateusz ze wszystkich swoich popędów utrzymywał, że cnota i występek są przypadkiem. Œmiałość w piśmie i w życiu do zuchwałości posuwał. Przeciwnie d'Alembert, uczony prawdziwie, metodyczny, ostrożny, za niepodległość charakteru szanowany, trzymał się zawsze poważniejszej drogi. D'Alembert napisał wstęp do Encyklopedii. Znajdują się tam wielkie sprzeczności, pojęcia istnienia Boga, spirytualności duszy i rzeczywistości prawd moralnych, obok nauki Locke'a o sensacjach. W każdym razie cała Encyklopedia jest przesiąknięta ateizmem i to nie jawnym, otwartym, ale zagadkowym, domyślnym, kryjącym się za poboczne artykuły i odsyłacze. Zapewne, że obawa parlamentu przestrzegającego, żeby się książki niebezpieczne nie drukowały, tłumaczy w części powody metody podobnej. Z tym wszystkim, cóż to jest za apostolstwo takie, które nie ma odwagi narazić się na prześladowanie?[36]

Myśl Encyklopedii dalej prowadzili: Dupuis chcący za pomocą astronomii dowieść, że wszystkie religie są mitami astronomicznymi; Concordet zapowiadający nieskończoność wydoskonalania się ludzkiego i solidarność postępu w narodach; Volney, ateusz i materialista, po naukę i natchnienia liryczne aż na Wschód sięgający, i doktor Cabanis, który wszystko z cielesnego usposobienia człowieka wywodził. Był to już gruby materializm, którego znaczenie przetrwało aż do czasów cesarza Napoleona, kiedy Cabanis i Volney senatorami zostali.

Wspomnimy tutaj, że jeżeli Monteskiusz został powagą zgromadzenia konstytucyjnego, Wolter i encyklopedyści znaleźli zwolenników w ludziach stanu jak Turgot i Malesherbes, w Mirabeau, a później w Żyrondystach i w Dantonie.

Nigdy nie brakowało utopistów, co wbrew istniejącym żywiołom i na przekór tradycji myśleli o zupełnym przeobrażeniu świata. Szereg podobnych marzycieli długi jest od Fenelona, co sobie niewinnie tej pociechy w Telemaku pozwolił, księdza de St. Pierre, Jana Jakuba Rousseau i Mablego, aż do Robespierra, stronników utylitaryzmu Benthama i szkół socjalnych nowszych. Na nieszczęście niektórzy z marzycieli władzę chwilowo piastowali.

Ksiądz de St. Pierre, który pisał dla negocjatorów pokoju w Utrechcie swoje wielkie dzieło O wieczystym pokoju, był niejako poprzednikiem Jana Jakuba Rousseau. Tego ostatniego nie raz już porównywano do Mizantropa Moliera; w istocie przebijało coś chorobliwego w jego usposobieniu względem towarzystwa. Rousseau wiele i ciężkich błędów w życiu swoim popełnił; że stawiał popędy serca wyżej jak regułę moralną, nic dziwnego, że tłumaczył własne zboczenia, ale że w zaślepieniu dumy wszystkie te szkarady na pastwę ciekawości publicznej w Confessions rzucił, to wszelkie pojęcie przechodzi. A jednak jakże często napotyka się w nim szlachetne uniesienia dla prawdy i sprawiedliwości, albo wymowne protesty przeciw egoizmowi tudzież materializmowi obyczajów. Był Rousseau deistą z uczucia, i pojęcia swoje o religii naturalnej ujmująco w Vicaire Savoyard wyłożył. Z początku utrzymywał paradoksalnie, że człowiek rodzi się dobrym a psuje między podobnymi sobie, potem wielkość idei stowarzyszenia lepiej pojął. W Contrat Social (Umowa społeczna) dał wyraźną teorię wszechwładztwa ludu, wyrzekł przy tym, że wola ludu zbłąkać się nie może. W dziełach, które zostawił, spotkać można najdziwniejsze sprzeczności; wszakże sofizmaty jego w czarowny styl przyobleczone, żywo do serca przemawiają i wiele poczciwych umysłów obłąkują. Nikt więcej od Rousseau namiętnych argumentów przeciw społeczeństwu nie dostarczył[37]. Encyklopedyści, dla których zrazu pracował, odsunęli się potem od niego: wielu filozofów znienawidziło go jako przepowiadacza równości. Co się zaś tyczy duchowego pokrewieństwa Rousseau, jak z jednej strony podaje on rękę Mablemu, Morellemu i Bernardynowi de St. Pierre, tak z drugiej jest mistrzem Robespierra i montaniardów.

Morelly i Mably pierwsi wyrzekli słowo wspólności.

Ich komunizm poprzedza i zwiastuje komunizm Baboeufa i dzisiejszych szkół socjalnych.

Zły rozkład podatku, wydzierżawianie przychodów państwa, srogość fiskalnych egzekucji, słowem niedostatki urządzeń finansowych, zwróciły na siebie uwagę ludzi myślących. Quesnay, doktor pani de Pompadour, wystąpił z teorią czystego dochodu (produit net). Opierając wszystko na ziemi i na rolnictwie, Quesnay wniósł, żeby jedyny podatek, podatek gruntowy zaprowadzić. Zalecił on dążenie do jak największej drogości produktów w przekonaniu, że równowaga sama z siebie nastąpi. Koło doktora Qusnay skupili się uczniowie jak: Mirabeau ojciec, Turgot, Mercier de la Riviere, Dupon de Nemours, i tak powstała szkoła fizjokratów. Turgot, absolutne wnioski z teorii dr Quesnay wyciągając, podzielił ludzi na dwie klasy: na klasę przysparzającą (classe productive) i klasę jałową (sterole), które to pojęcie odezwało się później w zgromadzeniu konstytucyjnym. Jedna wyłączność wywoła drugą. Naprzeciw wyłącznego uznania rolnictwa, stanęło wyłączne uznanie handlu przemysłu. Gournay wywiesił godło tyle głośne odtąd: Laissez fair, laissez paser. Przyszło do żywych dyskusji, do zawziętych sporów, jak spór Galianiego, przeciwnika fizjokratów, z ks. Morellet, wyznawcą ich zasad. Z tym wszystkim dwie szkoły za staraniem Turgota zbliżyły się ze sobą i przyjęły wspólnie maksymę Gournay'a, spuszczając się na konkurencję, by trudnościom i niepodobieństwo zaradziła. Odtąd mamy nową umiejętność: ekonomię polityczną i ekonomistów. Nawiasem wspomnimy, że gdyby ekonomia polityczna była się ograniczyła do zbierania i oznaczania faktów, tudzież do wyciągania wniosków praktycznych, gdyby z kolei doświadczenia była nie zeszła, gdyby w końcu, co najważniejsze, była szanowała wszystkie prawdy wyższe sfery religijnej i moralnej, mogłaby była oddać ludziom wielkie przysługi. Ale ta umiejętność nie znała i nie zna do dziś dnia granic swoim uroszczeniom. Wkracza ciągle w zakres moralności i miłości chrześcijańskiej, materializuje najszlachetniejsze popędy natury ludzkiej, i sprowadzając wszystko do liczb suchych, wpływowi bożemu w świecie i wolnej woli ludzkiej wielokroć zaprzecza. Na jednego ekonomistę trzymającego się granic umiarkowania, zdrowego rozsądku i zasad chrześcijańskich, iluż się spotyka takich, co tylko podkupują podstawy społeczne, a dumnie utrzymując, że mają w ręku tajemnicę zbawienia ludzkości, przyszłość ślepo w ręce socjalistów, których nienawidzą, oddają.

Wielka jest rozmaitość w sposobach działania wszystkich nowatorów XVIII wieku. Jedni szli na wyłom zuchwale, jak Helwecjusz albo Holbach; drudzy ostrożnie jak Buffon; inni skrytymi drogami jak Wolter i część Encyklopedystów. Wyrzeczenia się siebie, poświęcenia, ducha apostolskiego nie widać w służbie filozofii[38]. Zbawienne nauki, poczciwe usiłowania zwykle ciężkich prób doświadczają. Filozofowie napotykali tylko pochwały i oklaski, zaszczyty na dworach i wygody towarzyskie. Moda wszechwładnie opiekowała się nimi, moda zaślepiała wielkich i małych z wyjątkiem części duchowieństwa tudzież parlamentu rozdzielonych między sobą i źle broniących stanowiska. Rozwiązłość obyczajów bardzo sprzyjała rozpowszechnieniu wygodnych maksym optymizmu i materializmu filozoficznego. Zepsucie nie zmniejszyło się zgoła od czasów regencji, odmieniło tylko nieco charakter. Chłodna rozpusta, jakiej obraz mamy w romansach Crebillona młodszego i książkach Karola Duclos, anatomia uczuć na korzyść zmysłowości, zastąpiła niepowściągliwe wyuzdanie wcześniejsze. W towarzystwach przodowali les esprits forts. Nigdy może literaci więcej nie znaczyli w świecie. Wolter, choć oddalony, królował nad opinią publiczną, W bawialniach raczej rozprawiano jak rozmawiano wedle wyrażenia d'Alemberta. Filozofowie chętnie się na festyny zbierali, najważniejsze dla filozofii zamiary układano przy wytwornych ucztach nocnych.

Na dworze nikczemnie zepsutym było dużo skłonności do filozofii. Jak mógł, opierał się potokowi Delfin, syn Maryi Leszczyńskiej, jednak przeważał tam wpływ pani de Pompadour i ministra Choiseuel, opiekunów nowatorstwa. Sam Ludwik XV zazdrosny władzy, nieufny do tego stopnia, że za granicą swoich agentów innych jak agenci ministerialni trzymał, byłby się nieraz oparł uniesieniom, których niebezpieczeństwo w części pojmował; ale plugawym życiem nadwątlony, podany na wpływy bezwstydnych kobiet i ludzi bez zasad, nie miał dosyć siły moralnej, żeby coś stanowczego przedsięwziąć. Ludwik z obojętnością widział ucisk ludu znękanego podatkami, rozrzutności pani de Pompadour, poniżenie Francji po przegranej pod Rosbach, rozbiór Polski i oburzenie na panią Dubarry; zapewniają nawet, że miał raz wyrzec: niech sobie po mnie potop przyjdzie. Powagi swojej użyczał i przeciw Jezuitom i przeciw parlamentowi, zaspokajając się tym, że mógł jeszcze, kogo chciał, do Bastylii zamykać. Król ten zasadę królewskości ostatecznie sponiewierał. Szlachectwo z winy szlachty nie mniej szło na pogardę świata. Szlachta rozpustna, sprzedajna, miękkie wczasy nad wojenne przenosząca, daleko była od dewizy noblesse oblige odbiegła. Powiada Vico: "Znać, że naród ma upaść, kiedy szlachta pogardza religią krajową". Za Ludwika XV szlachta francuska chórem filozofom wtórowała. Klasa średnia choć chwilami poniżona, ale niedoświadczająca ucisku, zaczynała coraz więcej poruszać się i wrzeć na głos zwiastunów korzystnych przemian, co z jej szeregów powychodzili. Lud cierpiał a wierzył i żył poczciwie: do niego dopiero koleją długich wstrząśnień demoralizacja przyjść miała. Rządy kraju przez ciąg długiego panowania sprawowali ludzie mierni. Książę Choiseul, ulubieniec filozofów, opuścił tradycje polityki dawniejszej, związał się z Austrią, i wplątawszy kraj w wojnę siedmioletnią, Francję na hańbę przegranej pod Rosbach i na wielkie straty naraził. Musiała Francja ustąpić Kanady, Luizjany i osad w Indiach Wschodnich. Naród uczuł się pohańbionym. Ten sam Choiseul, intrygami na obalenie Jezuitów i dworskimi sprawami wyłącznie zajęty, Polskę w najkrytyczniejszej chwili opuścił. Że upadł przez brudną intrygę, i że faworytowi pani Dubarry, księciu d'Aiguillon, miejsca ustąpić musiał, zjednał sobie pewną popularność, która go do dziś dnia broni. Parlament tak długo uniżony dla królów, teraz usunięty na bok, niby nieużyteczne narzędzie, ostatki siły i znaczenia marnował w walce z Kościołem a bliżej jeszcze z Jezuitami. Ciało to zaślepione zawziętością przeciw bulli Unigenitus, sprzeciwiło się było niegdyś wprowadzeniu do Francji czci ś. Wincentego a Paulo, teraz w konsekwencji gallikanizmu i jansenizmu, prześladowało filozofów, paliło ich pisma, a służyło im za narzędzie przeciw Jezuitom. Rozproszenie starego parlamentu wskutek nieukontentowania króla i postawienie nowego, owego parlamentu Maupou, którego sprzedajność tak dowcipnie Beaumarchais wychłostał, wróciło na chwilę wziętość tamtemu. Wszakże parlament nic już wśród tego ocknięcia się nowych interesów nie wyobrażał, i był tylko jedną z wielkich ruin przeszłości. Przejdźmy teraz do duchowieństwa. W pierwszym szeregu obrońców kościoła stali Jezuici. Za Ludwika XIV można było zarzucić niektórym, że się zanadto do polityki mieszali, później pisarze tego zakonu wdali się mniej potrzebnie w zawzięte dyskusje czasowe, ale moralność Jezuitów pozostała zawsze nieposzlakowaną, ich naukowość zawsze wysoka (świadczy o tym wydawany przez nich "Journal de Trevoux") a ich szkoły, przewyższające instytuty świeckie ze strony obyczajów, nie zeszły od nich niżej pod względem umiejętnych metod. Jezuici ani na chwilę nie przestali apostołować z narażeniem życia w odległych i dzikich krajach, ani na chwilę reguły pokornego Stolicy Apostolskiej posłuszeństwa nie odstąpili. Parlamenty, uniwersytety, filozofowie rzucili się na nich, jako na mających najwięcej siły i zapału. Monarchowie i ministrowie pożądali bogactw zakonu. Co najgorsza, to że zazdrość pewnej części duchowieństwa i niektórych zgromadzeń duchownych, zamach świeckich nieprzyjaciół ułatwiła. Rzecz szczególna, prześladowanie wybuchło właśnie w wieku, który się tyle o tolerancji napisał i narozprawiał. Hasło dał Pombal[39] w Portugalii.

Za jego przykładem poszły Hiszpania u siebie i na koloniach, Francja, tudzież Neapol. Nigdzie Jezuitów poważnie nie osądzono, nigdzie o jaką bądź zbrodnię nie przekonano. Namiętność jednych, uprzedzenie drugich gwałt uczyniły podobnym[40]. Papież Klemens XIV z żalem i tylko dla uspokojenia zawziętości wydał bullę zakon rozwiązującą. Po zamknięciu szkół jezuickich zrobiła się wielka próżnia w wychowaniu publicznym[41]. Ani szkoły świeckie, ani szkoły oratorianów zastąpić tamtych dostatecznie nie mogły. W ogóle inne zakony nie były w kwitnącym stanie. U oratorianów przemagał sceptycyzm literacki. W wielu klasztorach rozwalniały się reguły. Tylko benedyktyni kongregacji św. Maura dotrwali przy zacnej pracy do końca. Gallia Christiana i L'art de verifier les dates dają piękne świadectwo ich usiłowaniom. Z księży świeckich wielu się czepiało dworu i Paryża. Kardynał Bernis był zausznikiem pani de Pompadour. W towarzystwach słynnych z rozpusty nie brakowało duchownych. Część duchowieństwa chciała nawet porozumieć się z ruchem filozoficznym, jak gdyby porozumienie w takim razie było podobne. Jeden z biskupów ogłosił książkę pt. La devotion conciliee avec l'esprit. Nie brakowało i odstępców. Księża pisali rozpustne powieści i broszury ateuszowskie. A tymczasem wzbierał potop, co miał zalać chwilowo Kościół francuski, i coraz nowe ciosy w tę warownię uderzały. Dziś trudno nam zrozumieć ochotę, z jaką czytano wówczas dziełko Cruaute religieuse napisane przez uczonego Boullanger, książkę Manuel des inguisiteurs ułożoną przez ks. Morellet tłumacza Beccarii, albo ohydny paszkwil bezimienny Le testament du cure Meslier.

Na prowincji w ogóle lepiej się działo jak w Paryżu. Wszakże Paryż nabrał w tej epoce wielkiego znaczenia, stał się rzeczywiście środkiem całego ruchu francuskiego.

Zresztą cała Europa wysyłała do Paryża swoje naukowe i polityczne znakomitości, by podać rękę filozofom, lub światła u samego źródła zaczerpnąć. Hume, Gibbon, Beccaria sławny przeciwnik kary śmierci, minister Tannuci Caracciolo, Aranda, Azara, przyjeżdżali zaprzyjaźnić się z filozofami. W owej to epoce wiary w teorię, nasz Wielhorski, Rousseau i Mablego o rady dla Polski prosił.

Wielokroć czytamy w Piśmie św., że Pan Bóg karze zbrodnie ojców na synach, i że aż do trzeciego pokolenia solidarność ta rodzinna nie ustaje. Kara opatrzna dosięgła potomstwo Filipa Pięknego, takaż kara za wszeteczeństwa Ludwika XV na jego niewinnego wnuka spadła.

Ludwik XVI był pobożny, pełen dobrej woli, sumiennie szczęściem ludu zajęty, ale bez zdolności i siły żeby wśród różnorodnych interesów, jakie go otaczały, drogę swoją rozpoznać. Dążył on zawsze do lepszego, przyjmował z łatwością ludzi i rzeczy, skoro zaś spostrzegł, że się omylił, zwykle się zatrzymywał i cofał. Otóż te wszystkie niepewności drażniły opinię publiczną, która by była łatwo mniej skrupulatne a energiczniejsze postępowanie zatwierdziła[42].

Ministrem został stary hr. Maurepas, razem przecież filozofia w osobie Turgota do ministerstwa weszła. Roberta Turgot więcej jeszcze zacność osobista jak zdolność albo nauka zalecały. Król jego szlachetnymi przymiotami ujęty, zapomniał, że losy kraju w ręce współpracownika Encyklopedii oddaje.

Turgot rozpoczął szereg wielkich reform, w najczystszych zamiarach ale nieroztropnie, konieczne poprawy mieszając z mniej potrzebnymi, godziwe z niesłusznymi i niebezpiecznymi. Chcąc wykorzenić w krótkim czasie wszystkie nadużycia, namnożył rozporządzeń teoretycznych, dla których nie było przygotowania w obyczajach. Wierny zasadom szkoły ekonomicznej, sprzecznościami prawa cywilnego z prawem handlowym uderzony, edyktami przemysł i handel z uciążliwych więzów wyzwolił. Obalił korporacje handlowe i rzemieślnicze, to jest cechy, które w duchu chrześcijańskim wzajemnej pomocy, braterstwa i opieki za Ludwika św. zawiązane, później się zakupionymi od królów przywilejami obwarowały i w wyłączności skrzepły. Prawda, cechy stały się były z czasem nieznośną tyranią, przecież dopuszczonym po ciężkich próbach do korporacji robotnikom zawsze punkt oparcia, uczucie godności zbiorowej, podnietę do zacnego życia i w razie potrzeby ratunek dawały. Po zniesieniu ich, rzemieślnicy, dla których sam Turgot chciwość zysku (aprete du gain) za jedyną stawiał pobudkę, rozproszeni na indywidualne kierunki, w nieumiarkowanym współzawodnictwie siły zużywający, solidarnością niepokrzepieni, nieodpowiedzialni moralnie, spadli do dzisiejszej opłakanej swojej kondycji. Encyklopedysta Turgot nie rozumiał, że tylko idea stowarzyszenia, religią uświęcona i ogrzana, podnosi i uszlachetnia wolny handel i wolny przemysł. Dla ulżenia biednym zniósł Turgot wiele opłat celnych. Co ważniejsza, zniósł przymusową robociznę (la corvee). Zarazem kazał pozamykać pewną liczbę klasztorów bez odwołania się do władzy kościelnej, która jedna jest w stanie osądzić, które zgromadzenia powołaniu swemu nie odpowiadają. Warto wspomnieć, że wszystkie gwałty i grabieże na duchownych dokonane naraziły w oczach ludzi z jednej strony powagę religii, z drugiej zasadę własności. Turgot chciał jeszcze zreformować hipoteki, prawa w kodeksy zebrać, założyć bank eskontowy, ciężary feudalne wykupić, zaprowadzić jedność miar i wag; ale nie starczyło mu czasu. Minister ten upadł pod trudnościami zastosowania teorii do praktyki, wobec niepodobieństw projektu jedynego podatku na roli opartego i niefortunnej okoliczności głodu w chwili, kiedy sprawiedliwie wolność handlu zbożem ogłaszał. Z usiłowań jego mamy dowód, że najświetniejsze pomysły i najszlachetniejsze chęci nie wystarczają do ratunku społeczeństw, które przede wszystkim religii i cnoty a dopiero potem instytucji potrzebują[43].

Necker, współzawodnik Turgota i przeciwnik jego ekonomicznych pojęć, z dojrzałością i prawdziwą znajomością rzeczy wziął w ręce zarząd finansów. Zatrzymał on na chwilę kolej bankructw, i najprzód skarb zasilił pożyczką a potem do reform się zabrał. Więcej chodziło o sprawiedliwy rozdział ciężarów i o dobry szacunek grosza publicznego jak o zmniejszenie sumy podatkowej. W tej epoce Francja o połowę mniej podatków jak Anglia płaciła. Necker i jednej i drugiej potrzebie zaradził. By opinię zainteresować, ogłosił w r. 1781 po pięciu latach ministerstwa zdanie sprawy, które odsłoniło położenie skarbu. Pojedyncze rozporządzenia Neckera były bardzo rozumne, wiele z nich później Pitt młodszy naśladował, ogólnie finansista ten nie sprostał trudnościom. W czasach spokojnych zaliczono by go do najgenialniejszych ministrów skarbu, w wilię rewolucji pokazał się nie dość jasnowidzącym i nie dość zdecydowanym na prawdziwego człowieka stanu. Niestałości faworów popularnych nikt bardziej od Neckera nie doświadczył. Upadł wśród oznak najgorętszego współczucia narodu, wrócił wśród obojętności powszechnej.

Ludwik XVI ustępujący przed niepowodzeniami i obracający się po ratunek na wszystkie strony, spróbowawszy usług ludzi swojego czasu i niedoświadczywszy rychło skuteczności usiłowań tych ludzi, zwrócił się do dawnej szlachty, łączącej w sobie sceptycyzm, dworactwo i najczęściej nieudolność. Calonne i arcybiskup de Brienne gorzej jeszcze wszystko zagmatwali, król zaś w oczach narodu stracił całą zasługę swojej powolności. Prawda, Ludwik XVI chrześcijanin z przekonania, nie mógł się szczerze zgadzać z filozofami i filantropami: wszakże Turgot, Malesherbes i Necker mieli nieskończenie więcej wartości moralnej jak ich następcy, zaś raz przedsięwziąwszy jakąś robotę, raz zgodziwszy się na jakiś kierunek, należało wytrwać i rozwinięć nowych planów za pierwszym pojawieniem się trudności nie wstrzymywać.

Tymczasem wojna amerykańska, w której co najświetniejsza młodzież francuska poszła zdobyć trochę chwały, zaprzątnęła umysły uniesieniem dla powstań, dla zapasów zbrojnych z przemocą i dla kształtów republikańskich. Dawna niechęć przeciw Anglii, jakieś wyższe, szlachetniejsze przybrała w tym razie pozory.

W przeciągu lat kilku wielka zmiana zaszła była w obyczajach towarzystwa. Rozpusta i rozpustne piśmiennictwo, jakiego ślady jeszcze się w sławnym romansie Louveta napotyka, ustępowały miejsca sielankowej uczuciowości, nawet moralności, ale moralności bez powagi, prostoty i wdzięku. Odzywał się w tym nawrocie wpływ filozofii, wszakże piszący raczej się na Rousseau jak na encyklopedystów zapatrywali. Książki Bernardina de S. Pierze, pełne pociągającego uniesienia dla natury, ciężkie moralne powieści Marmontela i mdłe pasterskie utwory Floriana, który także swoje słowo o ideale rządów w romansie Numa Pompiliusz wypowiedział, z chciwością czytano. Podania sarkazmu Wolterowskiego przechowywał tylko Beaumarchais, który z niesłychanym dowcipem choć w zbyt przyjaznych i łatwych dla siebie okolicznościach do końca przywileje urodzenia ścigał. Prostoty szukano na wszystkich drogach, starano się o nią w sposobie, ba nawet w zewnętrznych rzeczach. W tej to epoce mężczyźni zarzucili miękkie ubiory a kobiety strój kosztowny. Mody angielskie, szorstki obyczaj republikański Amerykanów, wszechwładnie zapanowały. Dwór dawał przykład uczciwego i skromnego życia, a jeśli młoda królowa dostarczała na siebie broni potwarzy, to właśnie dlatego, że zbyt często prawa etykiety gwałciła. Z cudzoziemców licznie Paryż odwiedzających najwięcej wziętości zyskał prostacko dobroduszny Franklin. Co jest godnego uwagi, to skłonność do zabobonów i niespokojny mistycyzm, jakie ogarnęły na śmierć przeznaczone wyższe towarzystwo francuskie. Tłumnie zbierano się przy cebrzyku magnetycznym Mesmera, badano jasnowidzących o tajniki teraźniejszości i przyszłości, z łatwowiernością uwieść się dawano kuglarstwom hrabiego de Saint Germain i Cagliostra. Wyobrażenia Swedenborga, iluminizm niemiecki, znajdowały zwolenników; koło wysokiego mistyka St. Martina tworzył się rodzaj szkoły (martyniści). W towarzystwach znowu, jak pierwej rozmawiano o filozofii, tak za Ludwika XVI wzięto się o konstytucji, o prawach zasadniczych i o finansach rozprawiać. Idee angielskie i genewskie rozpowszechniały się coraz bardziej.

Pod koniec XVIII wieku pojawili się filantropi. Filantropia miała zastąpić wszystkie dzieła miłości chrześcijańskiej. Pokaźna w swoich sposobach, teoretycznych ulepszeń chciwa, służbę całej ludzkości w miejsce cichej służby pojedynczych cierpień zalecająca, dumnie ona i wyłącznie prawo kochania ludzi i wiedzę, jak ich kochać, sobie przypisała. Wiele szlachetnych ulepszeń filantropi wprowadzili, to prawda, W czasach zwłaszcza upadku religii i obyczaju religijnego, w czasach chrześcijańskiej obojętności na nędze ludzkie, ich roboty miały za sobą wszystkie pozory użyteczności i dobroci. Wszakże i wtedy nieznane całemu światu usiłowania prawdziwych chrześcijan, wyrzeczeniem się siebie, wyłącznym oddaniem się służbie bliźnich i pokorną skromnością nacechowane, i wobec Boga więcej znaczyły i więcej prawdziwych pociech, więcej błogosławieństw niezawodnie rozniosły. Jest w filantropii coś dumnego, głośnego i systematycznego, protestanckiego a filozoficznego zarazem, co nigdy do miary wielkiej cnoty chrześcijańskiej, miłości, nie przypada. Tymczasem swobodne popędy miłości, nie systematów, ale czystych natchnień potrzebują. Ludwik XVI, jak widzieliśmy, z dobrej woli dla ludu swojego wziął się za ręce z filantropami. Ulepszono wtedy szpitale, dano popęd do uprawy ziemniaków, zaprowadzono tanie zupy zwane później rumfordzkiemi. Sławny dziś z zostawionych testamentem pieniędzy na rozdawanie co rok między najcnotliwszych, Montyon, naznaczał nagrody po akademiach za rozprawy w przedmiotach poprawienia bytu klas najniższych. Rozpowszechniono też szczepienie ospy, więzienia oczyszczono; chciano jeszcze powściągnąć żebractwo[44]. Szlachetne z dobrą wiarą przedsiębrane naprawy! Wszakże powtarzamy, Chrystus nie drogę rozpraw, ale drogę osobistego wyrzeczenia się i osobistego przykładu wskazał. Zaś z jego nauki nie stowarzyszenia akademickie, ale zakony i bractwa idą. Był człowiek, który obok głośnych a często próżnych krzątań się filantropów, pracował po chrześcijańsku. Człowieka tego długo czcić ludzie nie przestaną, i słusznie. Mówimy tu o księdzu de l'Epee, założycielu instytutu głuchoniemych.

Ale zbliżała się rewolucja, wszystko jej pomagało: błędy jednych, śmiałość drugich, a nie było potęgi, co by to wielkie wstrząśnięcie oddalić zdołała. Zdarzają się epoki, w których wielcy ludzie rozumiejący potrzeby towarzystwa wchodzą w układy z wymaganiami czasu i bezpiecznie ulepszenia zaprowadzają. W końcu XVIII wieku nie widzimy wprawdzie wielkiego człowieka, ale i tak żadne ustąpienia, żadne poprawy nie mogły pędu powstrzymać. Nowatorzy wszystko poddali byli w wątpliwość, wszystko byli zaczepili, żaden z koniecznych warunków towarzyskiego porządku nie miał już więcej powszechniejszego za sobą uznania. Wszystkich ślepo niosły naprzód zdarzenia, jedni na ślepo wymagali coraz więcej, drudzy na ślepo się opierali. Zdawało się, że losy Francji na przypadek są podane. Wiara i cnota mogły bronić i może by były ochroniły naród od klęsk długoletnich, ale wiary i cnoty zabrakło. Nie mieli ich ludzie przeszłości, odrzucili je daleko nowatorzy. Dziś nieraz słyszymy, że te lub owe środki zaradcze mogły albo powinny się były udać i że tylko niefortunny zbieg okoliczności katastrofę przybliżył. Tak nie powinien rozumować, kto wierzy w przytomność Boga w świecie i sądów się jego obawia. Kiedy zagrzmią sądy Pańskie, chrześcijanin kornie przyjmując nawiedzenie powinien zrozumieć karę i ostrzeżenie, powinien także błagać o światło z góry do znalezienia dróg poprawy i w przyszłość bez szemrania i płonnych obaw się zwracać.



[1] Józef de Maistre powiada w dziełku Considerations sur la France: "Francja sprawuje urząd względem Europy. Opatrzność, która zawsze sposoby do celu zastosowuje i równie narodom jak indywiduom daje organy konieczne do wypełnienia swoich przeznaczeń, udzieliła Francuzom dwóch narzędzi, niby dwóch ramion, którymi ten naród świat porusza: języka i ducha żarliwości ku nawracaniu, ducha będącego miazgą jego charakteru. Tym sposobem Francja ma razem potrzebę i władzę wpływania na ludzi"

[2] Klasa poddanych, jaka się za Karolingów utworzyła, była wyraźnie szczęśliwszą od niewolników Grecji i Rzymu. Poddaństwo wywodziło się z fałszywych o prawach wojny wyobrażeń, wszakże stanowi postęp i przejście. Zresztą w towarzystwie szczerze chrześcijańskim średnich wieków, wszędzie prawie między panem a poddanymi zawiązał się uczciwy patriarchalny stosunek. Uciemiężenie z osłabieniem religii nastało.

[3] Pojęcie szlachectwa jako obowiązku, nie naraz się w społeczeństwie francuskim wyrobiło, Przysłowie czy godło: Noblesse óblige, jest daleko późniejsze.

[4] Cała postać kraju zmieniła się w tej epoce. Jeden ze starych pisarzy tak wiek XI znamionuje: excutiendo semet reiecta vetustate, passim candidam ecclesiarum vestem induit.

[5] Pięknie mówi Ozanam (La Civilisation chretienne chez les Francs, str. 553): "Œw. Jan Cbryzostom i św. Augustyn przy całej piękności natchnień swoich, nie zdołali zrobić więcej, jak pociechę w ostatnich chwilach w serca owieczek swoich w Antiochii i Hipponie przelać; pomogli starej społeczności umrzeć dobrze, uświetnili jej pogrzeb. Apostołowie czasów barbarzyńskich zrobili więcej, stworzyli nowe ludy. Nauki św. Eliasza, św. Galia, św. Bonifacego założyły tradycje tej wymowy prostej, popularnej, mniej dbałej o podobanie się uszom jak o przekonanie rozumu, a której trzeba przyznać wielką potęgę, kiedy płynie z ust św. Bernarda i wojny krzyżowe powoduje. Œw. Bernard przemawia językiem narodowym, w głosie tym, co wojsko stwarza, rozpoznaję głos Francji w służbie oświaty chrześcijańskiej. Ufam, że Francja w tej służbie pozostanie".

[6] Dzieje tych wielkich usiłowań pięknie i uczenie opisał pan Ludwik de Carne w swojej ważnej książce: Etudes sur les fondateurs de l'unite nationale en France (Paris 1848, 2 tomy).

[7] Już w XII wieku obok szkół biskupich i klasztornych, namnożyło się nauczycieli wolnych, wykładających gramatykę, retorykę, nawet teologię. Duchowieństwo zostawiało wszelką wolność dyskusji. Duchowni równio jak laicy czcili namiętnie naukę. Wziętości Abelarda żadna wziętość naszych czasów nie wyrówna. Rozszerzeniu nauk bardzo sprzyjali królowie, Ludwik VII (ten który pisał, że najdroższym klejnotem w jego koronie jest prawo udzielania gościnności), Filip August, obsypywali przywilejami szkoły i nauczycieli. Przez cały ciąg średnich wieków, na wszystkich szczeblach społeczeństwa, urzeczywistniała się chrześcijańska idea stowarzyszenia; na tej drodze powstały w XIII wieku korporacje uczone zwane uniwersytetami i urządzały się powoli pod skrzydłami Kościoła. Uniwersytetowi paryskiemu Innocenty III roku 1203 zatwierdzenia udzielił. Liczne kolegia (jak do dziś dnia w Anglii), niby mniejsze pomocnicze kółka, ciągle z nowych fundacji mnożące się, dały uniwersytetowi potężną w Paryżu podstawę. Powstały także uniwersytety po innych miastach. W tych początkach żadnego buntu przeciw Stolicy Apostolskiej nie było. Pierwszy uniwersytet paryski, wielkimi nadaniami rozzuchwalony, wszedł z nowymi zakonami a mianowicie z zakonem dominikanów w spór nie o naukę, ale o przywileje. Nie miał za sobą żadnej słuszności i nie odniósł zwycięstwa.

[8] Stany ogólne miały zupełnie inny charakter niż rycerskie zebrania u Franków, albo duchowno-wojskowo zjazdy, nieraz do soborów podobne, za Karolingów. Daleko mniej swobodne od tamtych, stały się one w rękach królów wygodnym narzędziem, zwłaszcza do nakładania podatków.

[9] Oto obraz wieku XVI, jaki nam jeden z nowszych pisarzy kreśli: "Wiek XVI, przynajmniej w pierwszej połowie, mało ma związku pod względem religijnym z wiekami, które go poprzedziły, albo z wiekiem, który po nim nastąpił. Wiary świętej i mocnej czasów feudalnych w nim nie szukać, nie szukać także tego spokoju w działaniu, jaki znamionuje stulecie XVII. Przyrównać można wiek XVI do dziecka, w którego umysł wsiąkły nieporządnie wielorakie podania. Pożyczył on od katolicyzmu wspaniałych obrzędów, od rycerskości obyczajów romansowych, od starożytności, ku której kierował swoje poszukiwania, uniesienia bez miary dla sztuk pięknych, zmysłowości myśli i niepewnych zachceń filozoficznych. Wziął z przeszłości wielo nawyknień do gwałtów i przemocy; wiele z wymysłów przyszłej oświaty przeczuł. W każdym razie jest to wiek czynności i geniuszu".

(Hist. de Francois Ier et de la renaissance par E. La Gournerie str. 158).

[10] Jeżeli potem kalwini w Niemczech i Szkocji chorągiew niepodległości politycznej wywiesili, to raczej dla wymagalności położeń szczegółowych a nie z ustanowienia swego mistrza.

[11] Rzeź św. Bartłomieja jest zbrodnią czysto polityczną. Dokonali jej stronnicy dworu we wspólnictwie z częścią ludności wielkich miast. Zapewne nie brakowało w owych czasach ciemnych fanatyków ze strony katolickiej, jednakże duchowieństwo żadnego udziału w sprzysiężeniu nie miało. Próżno pracowali aż dotąd protestanccy i sceptyczni pisarze, żeby ohydę za ten fakt potworny na cały katolicyzm zrzucić; obfite dokumenty, coraz bardziej znajome, z wszelkiego zarzutu stronnictwo katolickie uwalniają. Morderstwa w owym czasie były rzeczą zwyczajną. Mordowali protestanci, mordowali katolicy, i tylko wielkość zbrodni dworskiej wszystkie podobne zbrodnie współczesne zasłoniła. Długi szereg nikczemnych morderstw politycznych otwiera zabójstwo księcia Gwiziusza ojca, przez fanatyka Hugenotę, na dziesięć lat przed rzezią św. Bartłomieja dokonane.

[12] Tasso pisał z Francji w liście do przyjaciela roku 1572: "Nie podoba mi się, że szlachta francuska nie bierze się do literatury, a jeszcze bardziej do nauk, które tym sposobem spadają w ręce ludu. Tak filozofia, niby córa królewska wydana za człowieka niskiego urodzenia, swoją wrodzoną piękność traci".

[13] U jednego ze znajomych pisarzy naszych znaleźliśmy dziwaczne tłumaczenie miana Hugenotów. Przy sposobności nadmieniamy, że nazwanie to poszło albo z przekręconego niemieckiego wyrazu Eidgenossen, albo jak zaręcza Teodor de Beze od popularnego przezwiska diabła Huguet

[14] Z powodu kłótni uniwersytetu z Jezuitami mówił kardynał Richelieu: "Niechaj uniwersytety i Jezuici nauczają każdy ze swojej strony, ażeby współzawodnictwo prowadziło do cnoty a nauki miały licznych stróżów".

[15] Długo historię Ligi pisano wedle przedstawień jej zawziętych a tryumfujących nieprzyjaciół. Ci, co po niej w spadku władzę w kraju dostali, pierwsi jej pamięć spotwarzali i zohydzili. Dowcipny współczesny paszkwil: La Satire Menippee (co mogą genialne paszkwile, pokazał poemat Hudibra,. pokazały także Lettres provincialeś), okrył śmiesznością ostatnie chwile Ligi. Później jeszcze Wolter w Henryadzie wziął ją za przedmiot swoich oburzeń.

[16] Ciekawą jest rzeczą, że byli ludzie i to nie politycy, ale święci, którzy się wznioślejszej polityki po Henryku IV spodziewali. Œw. Franciszek Salezy pisał z okoliczności zabicia króla; "Książę ten był tak wielki z pochodzenia, tak wielki odwagą, tak wielki zwycięstwem, tak wielki tryumfami, tak wielki szczęściem, tak wielki pokojem, tak wielki sławą, tak wielki wszelkimi wielkościami, że się zdawało, że wielkość nierozdzielnie się z życiem jego zrosła, i że poprzysiągłszy mu wierność ostatnie jego chwile wzniosłą śmiercią uwieńczy. Taki znakomity zawód powinien się był skończyć zawojowaniem Lewantu i ostatecznym zniszczeniem herezji i mahometanizmu tureckiego". (List św. Franciszka do p. Deshayes, pod r 1610).

[17] Najpotężniejszą była zawsze Francja, kiedy w polityce szła za natchnieniami chrześcijańskimi. Słusznie powiada Rohrbacher: "Kiedy Frankowie i Francuzi służyli Kościołowi i bronili chrześcijaństwa, wielkie otrzymywali nagrody. Karol Wielki dostał cesarstwo Zachodnie; Godfryd de Bouillon królestwo Jerozolimy: Guy do Lusignan królestwo Cypru; jeden z jego krewnych królestwo Armenii; Baldwin z Flandrii cesarstwo Konstantynopolitańskie (można by jeszcze dodać: brat Ludwika św. Karol, królestwo Neapolu). Inaczej się działo, kiedy królowie idąc za przykładem Filipa Pięknego, zamiast służyć Kościołowi, jak Karol Wielki, próbowali wziąć Kościół w służbę, wedle tradycji cesarzy bizantyńskich i niemieckich; lub zamiast poddać politykę prawu Bożemu, zachcieli z polityki świeckiej zrobić prawo najwyższe". (Hist. de l'Eglise Cathol. T. XXV str. 332). Richelieu chociaż wielki polityk i chociaż miał więcej środków jak królowie z XII i XIII wieku, takich jak oni rezultatów nie osiągnął.

[18] Ludwik Blanc powiada we wstępie do historii rewolucji: "Jeśli zechcemy badać jak mieszczaństwo (bourgeoisie) rozwinęło się w historii, zobaczymy, że przez municypalności mieszczanie doszli do uzyskania praw cywilnych, do władzy politycznej przez stany państwa, do niepodległości życia świeckiego przez parlamenty oparte na filozofach, do przewagi przemysłowej przez cechy. Za pomocą komun zniszczyli oni arystokrację feudalną, za pomocą stanów ujęli w karby władzę królewską, za pomocą parlamentów zrzucili jarzmo Kościoła, za pomocą cechów zapanowali nad ludem".

[19] Kardynał Richelieu założył akademię francuską z czterdziestu członków, w których ludzie uczeni z klasy średniej zaczęli o wziętości rozumowej stanowić. Przypuszczali oni do swego grona wielkich panów poddających się równości talentu i dowcipu.

[20] Upadek ostateczny feudalizmu dopiero wtedy nastąpił. Słusznie powiada Ludwik Blanc: "Brak ścisłej jedności w towarzystwie feudalnym trwałość mu zapewnił. Jedność, która pomaga działaniu, sprzyja także jak oczywista oddziałaniu. Gdzie tylko władza łatwo i silnie się porusza, ruchy rewolucyjne są straszne i stanowcze. W krajach zbytecznej centralizacji dość jednego zamachu, by zmienić postać towarzystwa. Społeczeństwo feudalne miało tysiąc głów, których niepodobna było dosięgnąć od razu".

[21] Powołujemy się w tej mierze na pisarza protestanckiego, na profesora Leopolda Ranke, który zdołał uznać i uszanować piękność i pełność ówczesnych usiłowań Kościoła. Z pisarzy katolickich p. de Falloux, w swojej historii św. Piusa V, wysoko znaczenie owych czasów pojął.

[22] Œw. Wincenty znał z bliska Marię Ludwikę królową polską, na jej prośby wysłał do Polski misjonarzy pod wodzą swego przyjaciela Lamberta i Siostry Miłosierdzia. Wedle Piotra Collet (Vie do St. Vincent de Paul) św. Wincenty kochał Polskę miłością ojca i matki, i wielce cierpiał, kiedy ją widział spustoszoną morowym powietrzem i głodem, tudzież zagrożoną w wierze świętej przez schizmę moskiewską i protestantyzm szwedzki.

[23] Kto chce poznać z bliska naczelników jansenizmu, znajdzie wielką obfitość ciekawych szczegółów w dziełku Piotra Varin: La verite su' les Arnaud. Cały ten obszerny przedmiot prace pp. Cousin, Feugere, Vinet i Sainte-Beuve wielostronnie wyjaśniły.

[24] Jest historia Frondy niepospolicie przed kilkunastu laty przez hr. de Sainte-Aulaire napisana.

[25] Sprzedaż urzędów mniej miewała niedogodności jak się na pierwszy rzut oka wydawać może. Skoro rząd nie mnożył posad, a kwalifikacji od kupujących wymagał, nadużycia rzadko się zdarzały. Urzędy stawały się rodzajem własności i zapewniały niepodległość w czasach, kiedy nie wszyscy ubiegać się o nie mogli. Do dziś dnia we Francji kupuje się posady notariuszów, patronów (avoue) i ajentów bankowych. Wielkiej by trzeba sumy, żeby spłacić dzisiejszych posiadaczy.

[26] Słusznie powiada Rohrbacher w swojej Historii Kościoła: "Od Wilhelma Ńogaret i Piotra Flotte, katów i oszczerców Bonifacego VIII aż do adwokatów przesiąkniętych jansenizmem, którzy napisali konstytucję cywilną dla duchowieństwa schizmatyckiego we Francji i głosowali na śmierć Ludwika XVI, wszyscy prawnicy francuscy albo radą albo czynem w sprawie przeciw Kościołowi występowali, wszędzie do swarów z nim poduszczając. Prawnik Ferriere, przyjaciel mnicha luterskiego Fra Poolo, tak sobie postępował w czasie soboru trydenckiego, tak działał Dumoulin sam siebie przezywając doktorem Francji i Niemiec, tak Piotr i Franciszek Pithou, długo Hugenoci, potem lubo katolicy nieprzyjaciele Kościoła. Wszakże Piotr Pithou napisał ów sławny Traite des libertes de 1'eglise gallicane: By go poprzeć Piotr Dupny ogłosił Preuves des libertes de 1'eglise gallicane, dzieło potępione przez wielu biskupów. Dobrze mówi Bossuet, że prawnicy zawsze inaczej jak biskupi wolności gallikańskie rozumieli. Siebie oni uważali za ojców i doktorów, za obrońców urodzonych tego Kościoła nie tylko przeciw papieżom, ale i przeciw biskupom. Parlament paryski miał się niejako za sobór nieustający Kościoła gallikańskiego.

Józef de Maistre tak o parlamencie wspomina. ,.Zbyt często parlament stawał w przeciwieństwie z zasadniczymi maksymami państwa. Był protestancki w XVI wieku, stronnik Frondy i oddany jansenizmowi w XVII, przesiąkły filozofią i republikański pod koniec swego istnienia. Zaród kalwinizmu tkwiący w tym wielkim ciele stał się daleko niebezpieczniejszy, kiedy przybrał inne kształty i nazwał się jansenizmem. Wtedy trucizna dosięgła nawet owych wielkich nazwisk w sądownictwie, których obce narody zazdrościć mogły Francji. Że wszystkie błędy nawet między sobą nieprzyjazne godzą się zawsze przeciw prawdzie, nowa filozofia wzięła się za ręce z jansenizmem przeciw Rzymowi... Jeśli sobie przypomnimy, ile było magistratów w całej Francji, ile sądownictw mniejszych, które sobie poczytywały za chwałę i za obowiązek w ich ślady wstępować, jeśli weźmiemy na uwagę, jaka liczna klientela otaczała parlamenty, łatwo pojmiemy, jak się owo groźne stronnictwo przeciw papiestwu w gallikańskim kościele wyrodziło" (Dc l'eglise gallicane).

[27] Król Ludwik miał przed oczyma okrutny los Karola I angielskiego i może dlatego pisał w Pamiętnikach dla Delfina: "Ten który dał ludziom królów, chce, żeby ich szanowano jako jego namiestników, sobie samemu sąd nad ich postępowaniem zostawiając. Wolą jest jego, żeby ktokolwiek się poddanym urodził, słuchał bez zastanawiania się".

[28] Wyborna ze stanowiska moralnego krytyka komedii Moliera znajduje się w liście J. J. Rousseau do d'Alemberta: O widowiskach.

[29] Ludwik Blanc przesadza, kiedy chce widzieć w szkockim finansiście zwiastuna dzisiejszej demokracji i dzisiejszego socjalizmu. Law, by wielkie przedsięwzięcie rozpocząć, potrzebował skoncentrowania kapitałów w ręku rządu. O stowarzyszeniu kapitałów, lub o ich zebraniu w jedno dla jakiegoś rozdziału na korzyść wszystkich ani miał wyobrażenia.

[30] Bardzo jest ważne i nauczające w tym przedmiocie dzieło p. Villemain pt. Tableau de la litterature francaise au XVIII siecle (nowe wydanie).

[31] Czy Leibniz przeszedł kiedy na wyznanie katolickie pozostaje wątpliwością. Że katolickie zdania wyznawał i katolickie rzeczy bronił, na to jego pisma licznych dostarczają dowodów.

[32] Wyraz tolerancja do dziś dnia najfałszywiej bywa rozumiany. Niechęć przeciw religii, także obojętność, zwykle przyjmują miano tolerancji. Jest to nadużycie. Toleruje się przeciwników, kiedy się ma samemu mocne przekonanie, tymczasem ci, co o tolerancji najgłośniej mówią, właśnie są najzaciętsi na ludzi, którzy nie tak, jak oni myślą, zaś tego pięknego wyrazu tylko na krytykę używają.

[33] Sceptycyzm Bayla prawdziwą erudycją poparty, odznaczał się pewnym umiarkowaniem, przesądami skrzywioną, ale prawdziwą obojętnością. W Wolterze znać zawsze gorycz i zawziętość.

[34] Gdyby wyrok na Calasa miał był religijne powody, nie można by dosyć surowo parlamentu tuluzkiego potępić. Wszakże sprawa ta wcale inne, jak te, które Wolter rozgłosił, przeszła koleje. Każdy się o niej dostatecznie może objaśnić w Historii południowej Francji p. Mary Lafon.

[35] Dowody złych uczuć Woltera dla Polski zebrał w jedno p. Roman Cornut w ciekawej broszurce: Yoltaire et la Pologne.

[36] Ciekawe jest o encyklopedystach zdanie Maksymiliana Robespierre. Wyrzekł on 18 floreala drugiego roku Rzeczypospolitej: "Sekta ta w polityce nie wzniosła się nigdy do pojęcia praw ludu, w moralności nie posunęła się dalej jak zwalenie przesądów religijnych. Jej wyznawcy deklamowali czasem przeciw despotyzmowi, despotyzmowi mieli szczególniejszy pociąg do despotów. Pisali na przemian książki przeciw dworowi, dedykacje królom, mowy dla dworaków i madrygały dla wszetecznic; dumni w słowach, czołgali się po przedpokojach. Sekta ta rozpowszechniła gorliwie zdania materializmu, i zdania te przemogły między panami i literatami; jej to winniśmy w części ową filozofię praktyczną, która wynosi egoizm do powagi systematu i uważa towarzystwo za pole walki dla zręczności, sukces jako miarę tego, co sprawiedliwe lub nie, poczciwość niby rzecz smaku i wychowania, i świat jak dziedzictwo chytrych oszukańców".

[37] Przypominamy często powtarzany sofizm tego pisarza: "Pierwszy, który zagrodziwszy kawał ziemi, pozwolił sobie powiedzieć: to jest moje, i znalazł głupich ludzi, co mu uwierzyli, stał się założycielem społeczeństwa cywilnego. Kto by był wtedy wyrzucił płot i rów zasypał a zawołał na bliźnich: nie wierzcie temu kłamcy, zgubicie się jeśli zapomnicie, że owoce należą do wszystkich, a ziemia do nikogo, byłby wiele zbrodni, wojen i morderstw, wiele nędz i okropności rodzajowi ludzkiemu oszczędził".

[38] Ludwik Blanc tak ze swojego stanowiska obraz ruchu filozoficznego kreśli:

,,Z popiołów Lutra powstaje wobec papiestwa tysiąc wymownych i pełnych zapału nieprzyjaciół. Dwa wyrazy przebiegły zdziwioną i ucieszoną Europą: tolerancja i rozum. Fanatyzm w pogardę idzie. Stare przesądy okryte zostają nieśmiertelną śmiesznością. By zadać fałsz biblii, by błąd i kłamstwo księgom duchownym udowodnić, uczeni zwracają oczy na firmament, mierzą góry, kopią we wnętrznościach ziemi i badają tajemnicę trwania kuli ziemskiej. Gdzież się zatrzyma straszna potęga wolnego rozbioru (libre examen)? Jedni rzucili zaprzeczenie Chrystusowi nie dbając, że tym sposobom robią wielką próżnię w historii. Inni podali w wątpliwość duszę człowieka. Inni jeszcze targnęli się na Boga. Naukę sensacji, teorię nicości postawiono naprzeciw nieprzezwyciężonych popędów ku nieskończoności. Tak poniżono człowieka do znaczenia przypadku w stworzeniu: zubożono go o całą wieczność. Razem i przez dziwne przeciwieństwo jakżeż wyniesiono i wywyższono tę odrobinę znikomej materii. Nigdy zapamiętalej nie pracowano nad wykazaniem małości człowieka, nigdy także dobitniej wielkości jego nie zatwierdzono. Zażądano by uznać jego godność, jego bezpieczeństwo zaręczyć: upomniano się o nienaruszalność sumienia i o wolność myśli. Rzecz niemniej szczególna! Apostołowie zimnego krytycyzmu w sposobie czczenia rozumu uniesienie i namiętność wszystkich sekciarzy pokazali. Nic ich nie wstrzymało, bo i oni mieli wiarę, wierzyli w rozum. Tak nam się pokazuje dzieło wieku XVIII. A trzeba powiedzieć, że wszyscy jęli się pracy, literaci, artyści, wielcy panowie, sędziowie, ministrowie, królowie nawet. Była chwila, w której duch nowości owładnął całe towarzystwo, od spodu do góry, przeniknąwszy na dwór pruski przez Fryderyka, na dwór austriacki przez Józefa II, na dwór francuski przez Turgota, na dwór rosyjski przez Katarzynę, do Watykanu przez Klemensa XIV. Filozofia prześlizgnąwszy się do panujących, otoczyła ich, owładnęła, podsunęła im słowa dziwnego, a dalekiego znaczenia; upoiwszy ich pochlebstwami pchnęła ich by obaliła ołtarze, na których tak długo trony się opierały. Przyszedł czas, kiedy krytycyzm zwrócił się od religii do polityki, od polityki do własności. Ileż to kwestii, jakich bez gwałtownych wstrząśnień niepodobna było rozwiązać, odezwało się z całą siłą. Wołano: po co panowie a niewolnicy, i całe pokolenia przechodem jednego gniecione; po co królowie i szlachta; po co klasy szczęśliwsze z urodzenia, a niżej tłum jęczący, zgłodniały, rozpaczający; po co przywłaszczenie przez niewielu ziemi, będącej mieszkaniem i niepodzielną własnością ludzkości?"

"Z daleka cały ruch filozoficzny przedstawia tylko zgiełk i pomieszanie, Filozofów łączyła przede wszystkim namiętność obalania, wszakże każdy bił w zapory na swój sposób pod wpływom osobistych nienawiści, używając właściwego dla siebie narzędzia. Ten był deistą, tamten ateuszem, tamten znowu uczniem Spinozy. Wszystkie te różnice metafizyczne są ważne, wszystkie się żywo ocknęły później, i w straszne namiętności przeobraziły. Filozofia epikurejska Dantona, ateizm Anacharsisa Clootz, deizm Robespierra, dowodzą, że nie ma abstrakcji, z której by się rzeczywistość nie wyrodziła, że spory metafizyczne tak nieoznaczone z pozoru wywiązują się we wnioski praktyczne, i że gwałty, które nieraz tłumaczymy sobie grubym interesem, mają za powód zemstę myśli. Filozofowie we wszystkim się różnili. Ci, co razem przeklinali księży, rozeszli się zdziwieni, kiedy przyszło przeklinać królów. Ten, co na katolicyzm nastawał, nie chciał rozpocząć wojny przeciw Bogu. Znalazły się doktryny nie tylko nieprzyjazne, ale przeciwne sobie" (Histoire de la rćvolution, Tom I).

[39] Pombal kazał spalić Jezuitę Malagrida, w epoce tolerancji i filozofii, to przecie nie przeszkadza, że go wielu nowszych historyków jako reformatora wynosi.

[40] We Francji, by mieć pozór potępienia, uchwycono fakt pojedynczy bankructwa o. Lavalette, w którym to razie zgromadzenie uważane za bardzo przebiegłe najniezręczniej sobie postąpiło. Wyrok parlamentu przeciw Jezuitom w r. 1762 wydany opiewa: "że Jezuici jawnie zawinili, nauczając po wszystkie czasy za pozwoleniem swoich przełożonych i generałów simonii, bluźnierstw, świętokradztwa, czarów, astrologii, bezbożności, bałwochwalstwa, zabobonów, rozpusty, krzywoprzysięstwa, świadczenia fałszywie, przekupstwa sędziów, kradzieży, ojcobójstwa, morderstwa, samobójstwa, królobójstwa... że się pokazali winnymi sprzyjania arianizmowi, socjanizmowi, sabelianizmowi, nestorianizmowi, lutrom, kalwinistom i innym nowatorom XVI wieku, że odnowili herezję Wiklefa, błędy Pelagiusza itd." Zdaje się że to wyrzekł jakiś sobór. Bądź co bądź, jakąż wagę podobnie przesadzone oskarżenia mieć mogą? Wyrok ten wymownie do bezstronnych ludzi przemawia. Tak się potępia wtedy, kiedy rozsądnych ludzi brakuje.

Jan Jakub Rousseau wspomniał w jednym liście : "Doznałem wiele przykrości dlatego, żem nie chciał stanąć po stronie Jansenistów i pisać przeciw Jezuitom, których nie kocham, ale na których nie mam powodów się skarżyć. Że są uciśnieni, to widzę".

Warto jest czytać dzieło p. Alexis do Saint Priest Histoire de la chute des Jesuites. Autor, trochę Wolterzysta, piszący zresztą apologię księcia Choiseul, uważnemu czytelnikowi jak najciekawszych dokumentów dostarcza.

[41] Wiadomo jest powszechnie, że liczba uczniów po szkołach zmniejszyła się wtedy znacznie. Otóż mimo tego wedle raportu ministra Villemain z r. 1842 w roku 1789 było 72 747 uczących się dzieci, z tych 40 621 darmo. W roku 1842 liczono tylko 44 091 uczniów i tylko 2 774 bezpłatnych.

[42] P. de Falloux dał dobry obraz Ludwika XVI i jego czasów w swojej Histoire de Louis XVI.

[43] Malesherbes, jeden z najzacniejszych ludzi swego czasu i kolega Turgota w ministerstwie, napisał co następuje: "I Turgot i ja byliśmy poczciwymi ludźmi, uczonymi, pełnymi uniesienia dla wszystkiego co dobre: każdy się zgadzał, że nie można było lepiej zrobić, jak nas powołać. A jednakże źleśmy bardzo rządzili, bośmy nie znali ludzi inaczej jak z książek i nie mieliśmy praktyki spraw publicznych... Nie chcąc, nie wiedząc nawet, daliśmy popęd rewolucji".

[44] Tyle wtedy o zupełnym zniesieniu nędzy pisano, a było przeszło milion żebraków.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/