W przeciwieństwie do wieku XIX, czy 20-lecia międzywojennego,
gdy duchowni katoliccy byli bardzo aktywni w formułowaniu koncepcji
społeczno-politycznych sensu stricto, czas komunizmu w Polsce
nie sprzyjał otwartemu angażowaniu się duchowieństwa w tworzenie tego
rodzaju analiz. To nie był czas, podobnie, jak w przypadku innych
części elit społeczeństwa polskiego, na otwarte formułowanie i doprecyzowywanie
swoich poglądów politycznych przez księży. Niemniej duchowieństwo
polskie odegrało ogromną rolę w przechowaniu tożsamości polskiego
społeczeństwa, a zatem także polskiej wspólnoty politycznej w okresie
komunizmu.
Po pierwsze Kościół katolicki, a w szczególny sposób polski
kościół katolicki, był jedną z nielicznych instytucji społecznych
(nie tylko w Polsce, ale i w całym bloku sowieckim), która zachowała
pełną, a w każdym razie znaczną, autonomię względem omnipotentnego
państwa komunistycznego. Już sam ten stan prowokował konflikty z jego
totalitarnymi strukturami, na tle ambicji tychże struktur do kontroli
wszelkiego typu instytucji społecznych. W Polsce do walki z samodzielnością
społeczną Kościoła używane były zwłaszcza Urząd ds. Wyznań oraz komunistyczna
policja polityczną - UB, a następnie SB.
W konflikcie tym Kościół w Polsce
poniósł dotkliwe straty, gdyż wprawdzie zachował sam w znacznym stopniu
autonomię względem struktur państwowych (państwu nie udało się zlikwidować
np. instytucji zakonnych), jednak państwo zniszczyło większość instytucji
"społeczeństwa katolickiego", czyli instytucji o charakterze
nie ściśle religijnym. Mam na myśli katolickie stowarzyszenia młodzieżowe
i studenckie, prasę, Akcję Katolicką, organizacje charytatywne etc.
Jednak zachowanie przez polski Kościół katolicki znaczącej
autonomii instytucjonalnej w okresie PRL, zaowocowało m.in. szczególną
pozycją osób stanu duchownego w komunistycznej rzeczywistości. Zarówno
pod względem formacji intelektualnej i duchowej, jak i pod względem
źródeł utrzymania duchowni katoliccy byli w praktyce niezależni od
struktur państwowych. Korzystali, bodajże z jedynego, niezależnego
od władz systemu kształcenia, jakim były Wyższe Seminaria Duchowne.
Nie byli też uzależnieni od państwa pod względem materialnym (brak
dotacji publicznych, utrzymywanie instytucji kościelnych z darowizn
wiernych oraz z dochodów własnych instytucji kościelnych). Dla szerokich
rzesz społeczeństwa stanowili więc niejako widomy symbol skutecznego
oporu względem wszechobecności totalitarnego państwa.
Oczywiście taki stan rzeczy musiał
spowodować energiczną reakcję komunistycznych instytucji. Stąd ponawiające
się próby, raczej niezbyt skuteczne, infiltracji przez komunistyczną
agenturę seminariów duchownych, likwidacja niższych seminariów duchownych
(szkół średnich przygotowujących kandydatów do stanu kapłańskiego),
a także próby manipulacji opodatkowaniem kleru katolickiego oraz nacisków
administracyjnych, mających na celu przejęcie zarządzania majątkiem
kościelnym.
W opinii komunistycznej elity władzy
duchowni katoliccy byli postrzegani, bodaj jako najbardziej niebezpieczny
przeciwnik systemu. Wystarczy przypomnieć, że byli oni, jako jedyna
grupa społeczna, traktowani, jako "figurant zbiorowy", tzn.
obiekt rozpracowywania przez służby bezpieczeństwa z samego tytułu
przynależności do stanu duchownego. Każdy kleryk miał bowiem w chwili
wstępowania do seminarium zakładaną teczkę osobową w aktach UB, a
potem SB. "Służby" prowadziły taką teczkę do chwili zgonu
lub opuszczenia stanu duchownego przez tę osobę.
To nastawienie komunistycznego państwa
nie ulegało zmianie bez względu na odwilże polityczne, zmiany koniunktur
i ekip u władzy. Stanowiło trwałą cechę systemu komunistycznego w
praktyce, aktualną do ostatnich chwil jego istnienia. Duchowni przecież
byli ostatnimi ofiarami komunistycznych represji w Polsce. W wyniku
działalności wyspecjalizowanej komórki SB, do zwalczania duchowieństwa
z pomocą metod sprzecznych nawet z komunistycznym prawem, tzw. grupy
D, jeszcze w 1989 śmierć poniosło kilku księży, m.in. ks. Zych czy
ks. Niedzielak.
Nie tylko jednak instytucjonalna
niezależność Kościoła powodowała, że duchowieństwo katolickie, jako
grupa, opierało się komunizacji. Katolicyzm pod względem doktrynalnym
wykazywał swoją jasną odrębność i niechęć do komunizmu, który jako
ideologia i praktyka wielokrotnie był potępiany przez władze kościelne,
jako błąd z powodu ateizmu, materializmu, fałszywej antropologii i
kolektywistycznej wizji społeczeństwa etc..
Jednak lata 60-te i 70-te XX wieku
to okres dość szczególny w historii stosunków między komunizmem, a
Kościołem katolickim, okres tzw. agiornamiento ("udzisiejszenia"), którego jednym z najbardziej
spektakularnych przejawów był tzw. dialog katolicko-marksistowski.
Zaangażowało się weń nie tylko wielu świeckich katolików, ale także
liczni przedstawiciele hierarchii duchownej w takich krajach, jak
Francja, Belgia, Włochy, Hiszpania, czy Portugalia. W rzeczywistości
był to nie tyle dialog, co konsekwentna marksizacja katolicyzmu, czy
też próby dostosowywania doktryny katolickiej do wymogów marksizmu.
Polskie duchowieństwo w tym procesie właściwie nie uczestniczyło (z
wyjątkiem nielicznych duchownych PAX-owskich). Wręcz przeciwnie -
na Soborze Watykańskim II to właśnie polscy biskupi domagali się wydania
dokumentu, zawierającego ponowne wyraźne potępienie komunizmu (do
czego z resztą nie doszło).
Doktrynalna krytyka komunizmu przez
duchowieństwo polskie opierała się najczęściej na argumentacji religijnej,
także patriotycznej, ale nie przybierała formy konkretnych propozycji
politycznych, jak to miało miejsce jeszcze w okresie międzywojennym.
Ze względów cenzuralnych mieliśmy do czynienia z wypowiedziami o charakterze
homiletycznym, nie zaś z uporządkowaną refleksją teoretyczną.
Na tym tle wyróżniają się refleksje
ówczesnego prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego, nie tylko najwybitniejszego
(obok kard. Wojtyły) polskiego hierarchy, ale także bez wątpienia
jednego z najwybitniejszych polskich intelektualistów XX wieku. Był
on pod tym względem wszechstronnie, intelektualnie przygotowany jeszcze
w okresie międzywojennym, gdy publikował broszury poświęcone krytyce
teoretycznej i praktycznej strony komunizmu.
Zasadne jest stwierdzenie, że w zasadzie
każda niemarksistowska działalność intelektualna miała charakter oporu
wobec systemu - w tym znaczeniu praca takich teologów, jak ks. Wincenty
Granat,
ks. Karol Wojtyła, mimo że nie dotyczyły często zagadnień politycznych
lub społecznych, miały ogromne znaczenie, przyczyniając się do podtrzymania
autentycznych, polskich tradycji intelektualnych, niezależnych od
propagowanego przez komunistyczne państwo marksizmu. Ich praca miała
też istotne znaczenie formacyjne dla polskich elit intelektualnych
(także świeckich), których część wzrastała w atmosferze wolnej od
wpływów światopoglądu komunistycznego.
Oczywiście w całym okresie 1944-1989
nie brakowało duchownych, którzy angażowali się w czynną działalność
polityczną (w ścisłym tego słowa znaczeniu) o charakterze antykomunistycznym.
Wystarczy przypomnieć postać ks. prałata Zygmunta Kaczyńskiego,
założyciela i redaktora naczelnego "Tygodnika Warszawskiego",
twórcy alternatywnego programu politycznego dla Polski. Zmarł on w
więzieniu na warszawskim Mokotowie. Poza tym wymienić w tym miejscu
należy także kapelanów opiekujących się oddziałami zbrojnymi AK, WiN
i NSZ,
a w latach 70-tych i 80-tych kapłanów sprawujących opiekę duchową
nad środowiskami opozycyjnymi - np. o. Wiśniewskiego OP, o. Czumę
SJ, ks. Zieję, ks. Małkowskiego czy o. Salija OP.
Należy jednak zwrócić uwagę, że Kościół
hierarchiczny, nie identyfikując się z komunistycznym państwem, swym
autorytetem jednoznacznie nie poparł inicjatyw opozycyjnych. Zachowywał
wobec nich znaczną rezerwę. Tłumacząc to zjawisko Jan Żaryn odwołuje
się do konfliktu pokoleniowego, jaki miał mieć miejsce między biskupami
reprezentującymi starsze pokolenie Polaków i młodszymi od nich opozycjonistami.
Jednak przede wszystkim autor ten zwraca uwagę, że biskupi obawiali
się skutków działań środowisk opozycyjnych, a przede wszystkim tego,
by te ostatnie nie doprowadziły do ograniczenia dotychczas istniejących
możliwości duszpasterskich Kościoła. Zapewnienie sobie warunków do
prowadzenia normalnej posługi duszpasterskiej stanowiło zaś, w naturalny
sposób, podstawową troskę hierarchii kościelnej. Z tej perspektywy
działania opozycji można było postrzegać jako nieodpowiedzialne. Poza
tym Żaryn wskazuje na ograniczone zaufanie, jakie żywili biskupi wobec
części działaczy opozycyjnych, zwłaszcza wywodzących się z KSS KOR,
których podejrzewali o chęć instrumentalnego wykorzystania Kościoła
dla swych doraźnych celów politycznych, do czego hierarchowie nie
chcieli z pewnością dopuścić.
Po dłuższej dyskusji w łonie episkopatu
postanowiono trzymać się formuły zaproponowanej przez prymasa Wyszyńskiego
- "Należy ich otoczyć jakąś opieką nie angażując się w ich
kontestacje".
Oznaczało to, że księża zajmujący się aktywną działalnością opozycyjną
nie mogli liczyć na otwarte wsparcie ze strony biskupów, jednak wszelkie
nadużycia władzy przez komunistów względem opozycji spotykały się
z reakcją oficjalnych czynników Kościelnych.
Ta z pozoru zachowawcza postawa hierarchów
stanie się w pełni zrozumiała, jeśli zdamy sobie sprawę, w jakiej
perspektywie postrzegali oni swój pojedynek z komunistami. "Kościół...
w naszej Ojczyźnie... staje w obronie, że się tak wyrażę - narodowej
racji stanu, co oznacza coś więcej, aniżeli polityczna racja stanu,
bo polityczna racja stanu zmienia swoje wymiary, a naród trwa, ma
swoją kulturę religijną, narodową, swój obyczaj narodowy..."
- mówił w 1975 na krakowskiej Skałce prymas Wyszyński, określając
rolę Kościoła w Polsce, a zwłaszcza w okresie komunizmu. Hierarchia
podkreślała głęboką więź, jaka istniała w naszym kraju między katolicyzmem,
a Ojczystą kulturą. Kościół nastawiał się więc na działania długofalowe,
na zachowanie za wszelką cenę substancji narodowej, która przetrwała
II wojnę światową, lecz została poważnie nadszarpnięta przez terror
niemiecki i sowiecki.
Kościół miał bez wątpienia swój program
wychowawczy dla narodu, nie będący, ściśle rzecz ujmując, programem
politycznym (na pewno nie w znaczeniu planu odebrania władzy z rąk
komunistów), lecz mający bez wątpienia polityczne skutki. Miał bowiem
zaowocować wzmocnieniem tożsamości Polaków oraz podniesieniem ich
kondycji społecznej. Było to możliwe zdaniem episkopatu tylko w oparciu
o katolicyzm. Z tego punktu widzenia, dążenia władz komunistycznych
do ateizacji (lub co najmniej laicyzacji) Polaków miały charakter
antynarodowy.
Program wychowawczy Kościoła został
wyrażony w prowadzonym na szeroką skalę projekcie duszpasterskim,
jakim była Wielka Nowenna Tysiąclecia Chrztu Polski, w latach 1957-1966.
W znacznej mierze wieloletnia praca duszpasterska, mająca miejsce
w ramach tychże uroczystości była prowadzona była wedle osobistej
koncepcji prymasa Wyszyńskiego. Jej zasadniczymi elementami było propagowanie
ochrony życia dzieci nienarodzonych, rozwój i wzmacnianie instytucji
rodziny, walka z szerzącym się pijaństwem etc.. Wszystkie te działania
praktyczne miały za zadanie odbudowę tak fizycznych, jak i moralnych
sił narodu, zagrożonego w swym istnieniu na skutek doświadczeń II
wojny światowej oraz świadomych działań władz komunistycznych.
Warto jednak zaznaczyć, co szczególnie
daje się zauważyć u kard. Wyszyńskiego, że inny był stosunek większości
duchowieństwa katolickiego do powojennego polskiego państwa, a inny
do rządzących nim komunistów. Uznawano za przykładem prymasa, że PRL
jest państwem polskim, choć rządzonym przez ludzi niegodnych sprawowania
w nim władzy. Tego rodzaju interpretacja sytuacji, kazała duchownym
sprzeciwiać się wszelkim obcym interwencjom w sprawy polskie - w tym
także działaniom państw zachodnich, które, zdaniem Kościoła, chroniły
przede wszystkim własne interesy, nie zawsze szanując przy tym polski
interes narodowy.
Szczytowym okresem konfliktu między
państwem a Kościołem i duchowieństwem katolickim były oczywiście obchody
milenijne w roku 1966. Było to starcie nie tylko dwu instytucji -
komunistycznego państwa dążącego do zupełnej kontroli społeczeństwa
oraz Kościoła, walczącego o elementarne swobody religijne - ale także
konflikt dwu wizji narodu. To frontalne starcie sprowokowane przez
stronę państwową, zakończyło się prestiżową porażką komunistów.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę,
że komuniści także, jak zauważa Marcin Zaremba, odwoływali
się do własnej wizji narodu polskiego oraz polskiego patriotyzmu.
Jednak o ile duchowieństwo bardzo podkreślało historyczne zakorzenienie
katolickiej tożsamości Polaków, o
tyle komunistyczna wizja polskiej tożsamości opierała się na radykalnej
reinterpretacji, żeby nie powiedzieć manipulacji polskim doświadczeniem
historycznym. W tym sensie, jestem przekonany, że można zasadnie mówić
o budowaniu przez nich zafałszowanej polskiej tożsamości narodowej.
Oczywiście taka konstatacja nie zmienia
faktu, iż duchowieństwo polskie, jako grupa, nie była wolna od kolaboracji
z reżimem komunistycznym. Można w tym miejscu przypomnieć powszechnie
znane przypadki księży, należących do organizacji tzw. księży-patriotów
(około 10 procent duchowieństwa w pierwszej połowie lat 50-tych).
Kolejnym przypadkiem, który daleko
wykraczał poza politykę nie prowokowania konfliktów z komunistyczną
władzą, a oznaczał raczej współudział w działaniach władz PRL była
bierna postawa polskiego episkopatu w latach 1953-1956. Biskupi w
praktyce wyrazili swoje milczące przyzwolenie na działania władz.
Po części wynikało to z tego, iż polski episkopat w tym okresie pozbawiony
był przywództwa uwięzionego prymasa, nieobecni też byli inni biskupi,
więzieni, przetrzymywani w aresztach domowych, bądź wydaleni z diecezji
(bp Kaczmarek, bp Adamski, bp Hubert Bednorz, abp Baziak etc.). Należy
jednak zwrócić uwagę, że choć w tym okresie, biskupi polscy zachowywali
zaskakująco bierną postawę, to nigdy nie posunęli się do tego rodzaju
wiernopoddańczych gestów, jak episkopaty Czech czy Węgier, nigdy nie
stali się instrumentem w rękach władz.
Osobną, bardzo bolesną i wymagającą
dalszych badań sprawą jest udział duchowieństwa katolickiego w agenturze
UB i SB. Szczyt liczebności tej agentury przypada na lata 1970-te
(sic!), gdy współpracowało z komunistycznymi służbami specjalnymi,
jak się ocenia, ok. 15 % duchownych.
Osobnym problemem, który jednak wykracza
poza tematykę historyczną i wymaga dalszych badań jest postawa Kościoła
w okresie upadku systemu komunistycznego i wyrażenie przezeń przyzwolenia,
na kontrakt w Magdalence, a także uczestnictwo przedstawicieli duchowieństwa
w procesie, który miał znamiona szkodliwej "zmowy" elit.
Jednak stwierdzenie tych faktów nie
zmienia moim zdaniem, generalnego wniosku, jaki nasuwa się w trakcie
analizy postawy duchowieństwa katolickiego w Polsce wobec reżimu komunistycznego.
Choć z perspektywy lat nie wszystkie zachowania duchownych katolickich
w tym okresie dają się zaakceptować, trzeba z całą pewnością stwierdzić,
że - generalnie rzecz ujmując - duchowieństwo polskie było ostoją
polskości i najgłębszego, duchowego sprzeciwu Polaków wobec komunizmu.
Pod tym względem jego rola była o wiele - śmiem twierdzić - istotniejsza,
choćby ze względu na zasięg oddziaływania, niż elitarnych ugrupowań
opozycji demokratycznej.