Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Maciej Urbanowski - Powstanie warszawskie w literaturze polskiej (rekonesans)
.: Data publikacji 30-Mar-2006 :: Odsłon: 10392 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

1.

 

Truizmem jest twierdzenie, iż polskie powstania są ważnym tematem literatury polskiej, że do dziś dnia żywi się ona powstańczą historią. Co więcej, pisarze polscy nie tylko utrwalali pamięć o narodowych insurekcjach, ale też budowali ich trwającą przez lata legendę, sprawiającą, iż owych powstań nie możemy już sobie wyobrazić inaczej niż tak jak zostały one utrwalone na kartach narodowych arcydzieł. I tak na przykład Powstanie Listopadowe widzimy przez pryzmat Reduty Ordona i Śmierci porucznika Adama Mickiewicza oraz dramatów Stanisława Wyspiańskiego, Warszawianki i Nocy listopadowe, a obraz Powstania Styczniowego kształtuje w nas do dzisiaj proza Stefana Żeromskiego, Echa leśne, Rozdzióbią nas kruki i wrony, czy Wierna rzeka, oraz - w przypadku bardziej "wtajemniczonych" - Władysława Terleckiego (Pismak, Dwie głowy ptaka, Twarze 1863).

Podobnie było w przypadku Powstania Warszawskiego, które do dzisiaj zdążyło obrosnąć ogromną literaturą. Przekonuje nas też o tym s e l e k t y w n a bibliografia Powstanie Warszawskie w literaturze polskiej (1994) Magdaleny Rakowskiej, w której znajdziemy utwory m. in. Witolda Zalewskiego, Haliny Auderskiej, Lesława Bartelskiego, Jerzego Krzysztoń, Marii Kuncewiczowej, Leszka Proroka, Jerzego Narbutta i wielu innych, autorów w sumie 23 wierszy, 83 powieści i zbiorów opowiadań, wreszcie 184 książek wspomnieniowych podejmujące interesujący nas temat. Sporo, a przecież wielu z nas do listy książek dodałoby zaraz kilka, jeśli nie kilkanaście nowych tytułów, w tym zwłaszcza - nieobecnych w bibliografii Rakowskiej - dzieł pisarzy emigracyjnych, np. Czesława Miłosza, Józefa Mackiewicza, czy Kazimierza Wierzyńskiego, albo dramatów. Tak skonstruowana lista była więc jeszcze dłuższa, co samo w sobie jest znaczące. Nie mam też zamiaru ukrywać, że znam wszystkie dzieła, które na takiej liście powinnyby się znaleźć. Niniejsze uwagi mają więc raczej charakter pewnego rekonesansu, a część twierdzeń, które tu padną należy traktować siłą rzeczy raczej jako hipotezy, przypuszczenia, które winny zostać kiedyś potwierdzone liczniejszymi przykładami...

 

2.

 

Zauważmy więc najpierw, iż pierwsze teksty literackie na temat powstania zaczęły powstawać prawie, że w momencie wybuchu walk powstańczych. Myślę o okolicznościowej komentującej ówczesne wydarzenia i zagrzewającej do boju, często anonimowej, czasem jednak pisanej przez poetów-żołnierzy, jak Tadeusz Gajcy, Józefa Radzymińska, czy Stanisław Ryszard Dobrowolski, p o e z j i p o w s t a ń c z e j oraz spełniającej podobną rolę poezji emigracyjnej, autorstwa m. in. Władysława Broniewskiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Jana Lechonia, czy Jerzego Pietrkiewicza, która dodatkowo brała na siebie zadanie informowania i mobilizowania opinii światowej na rzecz powstania. Temat powstania podejmowały też stosunkowo liczne zapisy w dziennikach wybitnych polskich pisarzy, że przywołam świadectwa Marii Dąbrowskiej, Karola Irzykowskiego, czy Andrzej Bobkowskiego, którzy na gorąco notowali swe wrażenia na temat powstania, przy czym o ile dwaj pierwsi patrzyli na nie od wewnątrz, przebywali bowiem wówczas w walczącym mieście, to Bobkowski patrzył na powstanie z zewnątrz, z wyzwalanego i wyzwalającego się spod niemieckiej okupacji Paryża...

Wśród huku strzałów i bomb, trzasku walących się domów, krzyków rannych i ginących powstawały też dzieła literackie zakrojone na szerszą miarę. W jednym z najważniejszych dzieł literackich poświęconych wydarzeniom Powstania Sierpniowego, jak początkowo nazywano walkę o wyzwolenie stolicy Polski, czyli w Pamiętniku z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego, o którym będzie tu wielokrotnie mowa, czytamy o tym, że narrator książki próbuje pisać dramat, a właściwie kilka jego wersji, osnutych wokół toczących się dokoła niego wydarzeń. Żaden z tych tekstów, o ile mi wiadomo, nie zachował się, ale można przypuszczać, że podobnych prób było więcej....

Prawdziwy "wysyp" dzieł literackich poświęconych powstaniu warszawskiemu nastąpił oczywiście po 1945 roku, przy czym - jak się wydaje - mieliśmy do czynienia z dwiema co najmniej, a może nawet trzema, falami, w jakich pojawiały się utwory na ten temat. Z pierwszą falą mieliśmy do czynienia tuż po wojnie. Ukazują się wówczas pierwsze opowiadania i powieści pisane świeżo pod wrażeniem niedawnych wydarzeń, zwykle przez ich uczestników, często w obozach jenieckich, jak to było w przypadku powieści Jana Dobraczyńskiego W rozwalonym domu, czy opowiadań Witolda Zalewskiego. Owe utwory rodziła zwykle chęć uczczenia "tych, co zginęli, i tych, co przeżyli", jak zaznaczał w przedmowie do swej powieści Dobraczyński, a więc danie wyrazu temu, co Kazimierz Wyka w doniesieniu do całej literatury wojennej określił mianem funkcji solidarnej pamięci, w tym wypadku z ofiarami i bohaterami powstania.

Publikacji literackich na temat Powstania było tuż po 1945 tak wiele, iż Zbigniew Florczak, uczestnik sierpniowo-wrześniowych bojów, przestrzegał na łamach londyński "Wiadomości":

"Tworzy się literatura o powstaniu, czasem szczera, przeważnie podła. Fenomenalne wydarzenie, zdawałoby się - raz na zawsze skończone w czasie, odżywa w ludzkiej pamięci. [...] Wybucha dziś powstanie warszawskie w głowach i zalewa je powodzią atramentu. Czytałem już kilka niewydanych powieści, wydanych i niewydanych nowel o powstaniu i zatrważającą ilość wierszy, świadczących, że literatura nasza nie przestała być, jak to się mówi, ściśle narodowa. Poeci ławą przy powstaniu, wawrzyn ich nęci, a w ogóle wydaje się im, że tak trzeba"[1].

Owa pierwsza fala traci swój impet w okolicach 1948 roku, wraz z gwałtownie postępującą sowietyzacją kraju, której - zdaniem jej "inżynierów" - przeszkadzała romantyczna mitologia insurekcyjna, w tym zwłaszcza rodząca się wówczas legenda Powstania Warszawskiego. Dlatego nieliczne były dzieła literackie, które w okresie stalinowskim podejmowały tematykę powstania, a jeśli to czyniły to - jak choćby Pokolenie Bohdana Czeszki, czy Człowiek nie umiera Kazimierza Brandysa - ukazywały je zgodnie z ówczesną wykładnią propagandową, która w wersji coraz bardziej "miękkiej" utrzymywała się przez cały okres PRL. Jak zauważał Dariusz Gawin:

"Ograniczenia cenzuralne powodowały [wówczas], że jedynym możliwym sposobem przedstawienia tego tematu była akceptacja podstawowego dla propagandowej wersji wydarzeń rozróżnienia na bohaterskie doły i nieodpowiedzialną górę. Sposób realizacji tej oficjalnej linii mógł się oczywiście różnić w szczegółach, jednak pozostawał paradygmatem obowiązującym. Ewentualnie - tak, jak w Kanale nie mówiono o górze w ogóle." [op. cit., s. 38]

Gawin pisze też, że w oficjalnym obrazie powstania dominował wymiar bohaterskiej walki i martyrologii ludności cywilnej, zniknął zaś wymiar polityczny Powstania, co sprzyjało temu, iż przekształcało się ono w tragiczny, bohaterski symbol, pozbawiony jednak precyzyjnych konturów, nakreślonych wyraźną kreską faktów, informacji, cytatów.[2]

Na tle komunistycznego opisywania powstania, typowego dla lat 50., przełom październikowy wyzwolił coś, co jawić się może jako druga fala tekstów literackich poświęconych powstaniu warszawskiemu, powszechnie odbieranych jako przywracających prawdę o powstaniu. Symbolizuje ową falę monumentalna trylogia powieściowa Romana Bratnego Kolumbowie. Rocznik 20, pisana w latach 1955-1956, wydana w roku 1957, która do 1989 roku doczekała się 23 wydań i statusu lektury szkolnej, a dodatkowo została w 1970 spopularyzowana serialem telewizyjnym wyreżyserowanym przez Janusza Morgensterna.

Drugim ważnym autorem owej drugiej fali literatury poświęconej powstaniu warszawskiemu był Jerzy Stefan Stawiński, autor wydanych w 1956 roku opowiadań Godzina "W", Węgrzy oraz Kanał. Ostatnie stało się - jak wiadomo - podstawą scenariusza głośnego filmu Andrzeja Wajdy z 1957 roku, nagrodzonego Srebrną Palmą na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. Węgrzy z kolei stali się podstawą niemniej głośnego filmu Andrzeja Munka Eroica z 1958 roku, zbierającego laury na wielu festiwalach. Powiedzmy tu od razu, iż o ile Kolumbów Bratnego zwykle postrzegano jako utwór wpisujący się, a czasem wręcz współtworzący heroiczną legendę Powstania, to dzieła Stawińskiego - zwłaszcza na początku lat 60. - wpisywano w tzw. nurt szyderczy w ówczesnej literaturze, ukazujący w sposób jeśli nie prześmiewczy, to "odbrązowiony" legendę insurekcyjną.

Choć w latach 60. temat powstania będzie eksploatowany przez wielu pisarzy, to dopiero na początku lat 70. pojawią się dzieła, które można potraktować jako swoiste ukoronowanie tej problematyki w literaturze polskiej lub jako inaugurujące nowy sposób jej potraktowania. Myślę o przywołanym już Pamiętniku z powstania warszawskiego Białoszewskiego z 1970 roku oraz - traktowanym często jako jego poetycki ekwiwalent - zbiorze wierszy Anny Świrszczyńskiej Budowałam barykadę wydanym po raz pierwszy w 1974 roku. Choć w okresie późniejszym, a więc w latach 70., 80. i 90. - powstawać będę kolejne dzieła opowiadające o powstaniu, to - jak się wydaje - nie można tu mówić o jakimś znaczących przełomie tak w znaczeniu "ilościowym", czy "jakościowym". W połowie lat 70. ostatecznie chyba ustala się kanon dzieł literackich o Powstaniu, które równocześnie wyczerpują w jakimś sensie sposoby opowiadania o tamtym wydarzeniu.

 

3.

 

Warto to chyba podkreślić, bo wyróżnione tu "fale" powstawały w wyniku słabnięcia cenzury politycznej w PRL, która w pewnych zwłaszcza okresach niechętnie zezwalała na druk książek na temat powstania warszawskiego, a właściwie do końca tych, które poruszałyby kwestie dla władzy komunistycznej niewygodne, jak np. zachowania władz sowieckich wobec powstania, stosunku powstańców do ZSRS i komunizmu, czy wreszcie dylematów politycznych władz powstania. O tym, że podejmowanie samego tematu powstania było przez pisarzy podejmowane jako swego rodzaju wyzwania rzucone władzy świadczyć może zapis w Dzienniku Marii Dąbrowskiej, która rozpoczynając w 1951 roku bardzo obszerny rozdział swych Przygód człowieka myślącego opisującego perypetie swych bohaterów w powstańczej stolicy, notowała: "Obrabiam - całkiem niecenzuralnie - rozdział o powstaniu."[3]

Ale temat powstania był dla pisarzy polskich kłopotliwy nie tylko z przyczyn politycznych. Jak słusznie zauważył Dariusz Gawin komentując tuż powojenne spory publicystyczne wokół powstania, w których z grubsza rzecz ujmując zaznaczyły się dwa stanowiska - romantyczne, broniące sensu Powstania, oraz realistyczne, krytykujące jego zasadność, co też miało swe pewne konsekwencje estetyczne:

"Zarzuty o niezgodność romantycznej poetyki literackiej i pokrewnej jej poetyki publicystycznej do opisu i ogarnięcia doświadczenia Powstania Warszawskiego, prowokowały do poszukiwań innego stylu myślenia, innego języka pozwalającego wyjść poza dychotomię romantyzm-realizm. Języka, w którym można opisać Powstanie jako doświadczenie o wyjątkowym charakterze, przekraczające horyzont wszelkich możliwych analogii. Los Warszawy, choć dawał się umieścić w ramach logiki powstań narodowych, przerastał je przecież pod każdym względem - dość powiedzieć, że w 1944 roku zginęło więcej ludzi, niż we wszystkich wcześniejszych powstaniach razem wziętych"[4].

 

Trzeba bowiem czas pamiętać, iż ci, którzy chcieli podjąć temat Powstania Warszawskiego, stawali przed zadaniem opisania czegoś, co w gruncie rzeczy nie miało precedensu w naszych dziejach. Powstanie - jak przypomina m. in. Trznadel - było największą i najdłuższą w dziejach polskich wojen bitwą, która przy tym toczyła się na oczach, a nawet we współdziałaniu największej w historii liczby uczestników - milionowego miasta. Powstanie Warszawskie było też największa porażką w dziejach Polski w ogóle, porażką polityczną, ale też materialną - w jego wyniku uległo zniszczeniu jedno z największych miast w Europie. Trzeba też pamiętać, że liczba ofiar Powstania dwukrotnie przekroczyła liczbę ofiar Hiroszimy, a dodana do wcześniejszej liczby ofiar eksterminacji żydowskiej ludności miasta wzrasta do 50% populacji. Zagładzie uległa warszawska młodzież i inteligencja.[5] Do tego trzeba dodać spór, jaki od samego początku budziło Powstanie, w którym wspomniany Trznadel dostrzegł modelową tragedię nowoczesną...

Owa wyjątkowość Powstania sprawiała, że do jego opisu - zdaniem niektórych przynajmniej pisarzy - nie nadawały się narzędzia wypracowane przez literaturę polską.

Dlatego Kazimierz Brandys opisując powstanie w Mieście niepokonanym wyznawał:

"Te ostatnie miesiące, gdy ginęło miasto i waliła się nadzieja, miały osobliwą chronologię, odmienną od wszystkich poprzednich. Nie zachowałem w pamięci właściwego następstwa nocy, dni i tygodni. Czas skłębił się tam i stłoczył w szarych kamiennych wąwozach, przez które przelewał się huk, ogień i dym. [...] Nie wyliczę tu zdarzeń po kolei, niech dzieją się na tych kartach, jak działy się wówczas - pomieszane ze sobą, zgłuszone przez grom, odarte z logicznych praw. I tak zapewne napiszę zbyt wiele, napiszę nie dość wiernie, bo gdybym miał przekazać jedyną prawdę, jaką zostawiła mi pamięć tych dni - musiałbym wykrzesać w sobie słowa, których nie zna język, obrazy, których nie widział świat, stopić je razem w płomienną wizję ścian, nieba, ognia i ludzi - i natchnąć ją siłą męki, której me pióro nie dźwignie"[6].

Charakterystyczne jest też często cytowane wyznanie Mirona Białoszewskiego zanotowane na kartach Pamiętnika z powstania warszawskiego:

"A jeżeli mało pisze o wrażeniach. I zwyczajnym językiem wszystko. Tak jakby nigdy nic. Albo nie wchodzę w siebie prawie, czyli jestem jakby od wierzchu. To dlatego, że inaczej się nie da. Że zresztą tak to siebie się czuło. I w ogóle to jest jedyny sposób, zresztą nie sztucznie wykombinowany, ale jedyny właśnie naturalny. Przekazania tego wszystkiego. Przez dwadzieścia lat nie mogłem o tym pisać. Chociaż tak chciałem. I gadałem. O powstaniu. Tylu ludziom. Różnym. Po ileś razy. I ciągle myślałem, że mam to powstanie opisać, ale jakoś przecież o p i s a ć. A nie wiedziałem przecież, że właśnie te gadania przez dwadzieścia lat - bo gadam o tym przez dwadzieścia lat - bo to jest największe przeżycie mojego życia, takie zamknięte - że właśnie te gadania, ten to sposób nadaje się jako jedyny do opisania powstania"[7].

Podobnie wyznawała w 1970 roku Świrszczyńska:

"Miałam wielkie trudności z wyrażeniem przeżyć okupacyjnych. Historia żądała od pisarzy stworzenia nowego języka, języka na miarę treści. Do dziś poniewierają się u mnie w szafach niezliczone wersje poematów prozą, świadczących o bezsilnym zmaganiu się z tematem.[...] Dopiero teraz, po trzydziestu latach, odważyłam się na napisanie zbioru wierszy o powstaniu warszawskim"[8].

Chodziło tu więc nie o cenzurę zewnętrzną, ale wewnętrzną, która nie pozwalała pisać o wydarzeniach powstania nie tylko z przyczyn politycznych, ale też dlatego, że Powstanie było traumą i dlatego, iż brakowało odpowiedniego języka na opisanie wydarzeń, które jawią się jako wyjątkowe, bezprecedensowe i niewyrażalne w dotychczasowym języku literatury. W przypadku Białoszewskiego i Świrszczyńskiej musiało upłynąć ponad ćwierć wieku, by byli oni gotowi - jako ludzie i jako artyści - by wyrazić, czym było powstanie.

Zauważmy zresztą, iż Białoszewski i Świrszczyńska, ale też wymienieni tu Zalewski, Dobraczyński, Bratny i Stawiński, byli naocznymi świadkami powstania warszawskiego, ba, jego uczestnikami, czy - jak w przypadku trzech ostatnich - żołnierzami. Jest to o tyle może znamienne, że literatura o powstaniu warszawskim to w dużej mierze literatura pisana przez uczestników powstania, była więc literaturą świadectwa, co uderza w kontekście przywoływanych na początku mego wywodu dzieł poświęconych powstaniu listopadowemu czy styczniowemu, których autorzy nie brali udziału w opisywanych przez siebie wydarzeniach. Jedną z konsekwencji tego stanu rzeczy jest to, iż literatura na temat powstania warszawskiego ma często mniej lub bardziej jawny charakter autobiograficzny.

 

 

4.

 

Literatura polska opisała Powstanie niemalże dzień po dniu, wydarzenie po wydarzeniu. Godzinę "W" i nadzieje oraz entuzjazm pierwszych godzin insurekcji odtworzymy ze Zdobycia władzy Miłosza, Kolumbów Bratnego, czy Godziny "W" Stawińskiego. Dramat samotnej, długiej i heroicznej walki na barykadach świetnie oddali Zalewski, Bratny, Dobraczyński i Świrszczyńska. Los cywilnej ludności miasta oraz obracanie się w ruinę samej Warszawy przejmująco odtworzyli Dąbrowska, Białoszewski, czy Jan Emil Skiwski. Ewakuację kanałami znowuż Stawiński. Exodus cywilnej ludności miasta opisał dobrze Ferdynand Goetel...

Porządkując materiał zauważamy, że w interesującej nas tutaj literaturze będziemy mieli do czynienia z literaturą pisaną najpierw przez świadków, albo obserwatorów powstania, potem przez jego uczestników.

Literatura świadków to ta, która - jak już mówiłem - rodzi się na wieść o wybuchu powstania i komentuje jego przebieg. Jej przykładem są powstające na emigracji wiersze, które wpisując się nurt poezji tyrtejskiej były manifestacją wiary w powodzenie powstania, próbowały wyjaśnić jego sens, wreszcie chciały poruszyć sumienie obojętnej na los miasta Europy. Wszystkie te wątki znajdziemy np. w popularnym, napisanym 13 VIII 1944 wierszu Jerzego Pietrkiewicza Warsaw Concerto[9]. Walcząca Warszawa to Termopile Europy[10], ale nie jest tego świadom mieszkaniec Wielkiej Brytanii, dla którego Bracka, Bielańska, Stare Miasto i Plac Teatralny to "świat obcych nazw - nierealny". Stąd pojawia się w wierszu Pietrkiewicza pytanie:

Czy sojusz znaczy przemilczeć, a przyjaźń jedynie patrzeć?

Czy się umiera tragicznie dla widzów tylko w teatrze,

czy rozpacz samotna - z trupem, zatkniętym na barykadzie,

to jeno polski przywilej na samobójczej paradzie?

 

Ale obok tych pytań znajdziemy w wierszu wiarę w siłę powstania, w którym po stronie polskiej biorą udział ludzie, domy, a nawet drzewa i w którym upór powstańców walczy z ich rozpaczą:

 

Nie przejdziesz - powiada Wola. Nie ujdziesz - syczy Warecka.

Na Placu Napoleona drzewa wstrzymały dech,

Gdy domy sprężone do skoku ogień wysmagał i dym.

[...]

Wytrwamy - wołają kule. Nasz upór rozpacz przemoże.

[...]

W Warszawie dzień staje łuną, dym zachodzi każdego wieczora -

I patrzą wciąż we niemą przestrzeń oczy generała Bora.

 

 

Motyw Powstania opuszczonego, a nawet zdradzonego przez sojuszników pojawia się także w napisanym na wieść o upadku insurekcji wierszu Jana Lechonia Teatr na wyspie. Tytułowy teatr to ten, który znajduje się w warszawskich Łazienkach. Nawiązując za pomocą szeregu aluzji do Nocy listopadowej Wyspiańskiego, poeta jako jeden z pierwszych wpisuje powstanie warszawskie w łańcuch narodowych insurekcji (potem Anna Świrszczyńska napisze wiersz nazywające Powstanie Warszawskie "ostatnią insurekcją"). Lechoń podkreśla jednak, iż groza tego ostatniego powstania przewyższa to, czego do tej pory doświadczały dzieje, a równocześnie w profetycznym widzeniu pisze:

 

Widzę łunę i milion podniesionych dłoni

I słyszę chór, co woła przy Pallas Atenie:

"Przekleństwo tym, co Polsce odmówili broni!".[11]

 

Do "podchorążego Listopada" (O żołnierzu warszawskim z tomu Krzyże i miecze, 1945) i powstania 1863 roku porównywał też powstańców warszawskich Kazimierz Wierzyński, który podkreślał w swej poezji, iż stawką powstania warszawskiego jest walka o wolność i prawdę wszystkich ludzi i wszystkich czasów. Dlatego

 

Jeśli padnie Warszawa, to nie miasto padnie,

I nie polska stolica w podziemiach swych skona,

Lecz wolność wszystkich ludzi, zdeptana gdzieś na dnie,

I prawda wszystkich czasów, przez wszystkich zdradzona.

 

Więc zbudźcie się, nim wrony i kruki zakraczą,

Zbudź się, świecie, przed zgubą, co światy wyniszcza!

To nie jest głos Warszawy. To w boju rozpaczą

Pierwszy twój żołnierz woła, najstarsze twe zgliszcza.[12]

 

W innym wierszu Wierzyńskiego A więc stało się (tom Krzyże i miecze) pokonana, ale zwycięska Warszawa krąży "jak gromowładna klątwa nad ziemią podłości".

Warto w tym kontekście przypomnieć też poświęcone powstaniu zapisy Andrzeja Bobkowskiego z jego Szkiców piórkiem, przy czym - co doskonale opisał Krzysztof Dybciak - wspomniane partie dziennika Bobkowskiego zderzone są na zasadzie kontrastu z opisami toczącego się na oczach diarysty powstania w Paryżu. Im mocniej jednak powstanie warszawskie jawi się Bobkowskiemu na kształt tragedii, tym bardziej powstanie paryskie przybiera dlań formy komediowo-operetkowe - i vice versa[13]. Tym większa gorycz i gniew Bobkowskiego na cynizm Zachodu, im większa świadomość, iż - jak pisze diarysta - "Warszawa zamieniła się w piekło".

Tam w Warszawie, ci biedni chłopcy i te dziewczęta na pewno myślą, że cały świat spogląda na nich i wydaje im się, że umierają na oczach całego świata. Polska, to nie tylko problem dla Polaka, to problem dla świata, który mąci wszystkim spokojny sen." [7 VIII 1944][14]

 

Postawa Niemiec i Rosji oraz aliantów zderzona z bohaterstwem powstańców utwierdza też Bobkowskiego w jego katastrofizmie:

 

Warszawa walczy.[...] Dlaczego skazuje się tych młodych na tyle bohaterstwa, o którym nikt nie będzie chciał wiedzieć? Rosja, jak zawsze, nie chce tej Polski i takiej Polski, jaką ona sama chciała być. I Niemcy i Rosjanie unicestwiają TO SAMO, są zgodni w unicestwieniu TEGO SAMEGO. Niemcy na pożegnanie, Rosjanie na powitanie. [...] Wobec tej nocy, która zapada średniowiecze wydaje mi się okresem odrodzenia.[15]

 

W literackich relacjach świadków powstanie jawi się więc jako kontynuacja narodowych insurekcji, akt w obronie wolności kraju i Europy, a postawa wobec niego jest swoistym testem na stan kultury Zachodu. Ale też pojawiają się od razu pierwsze komentarze sceptyczne, jeśli nie wręcz krytyczne. Bobkowski pisze np.:

 

Boję się wymówić słowo bezsens, ale samo podsuwa się na każdym kroku, gdy o tym myślę. Tym bardziej, że od czterech dni Rosjanie nie posunęli się ani o metr. Drugie słowo, którego się boję, a które też ciągle brzęczy w głowie to "prowokacja"." [418]

Na czyj rozkaz i po co Warszawa zerwała się do walki? Największe bohaterstwo, gdy jest bezcelowe, budzi gorzkie politowanie i nic więcej. Mówi się o nim, jak o bohaterstwie szaleńca, który rzuca się pod pociąg, by go zatrzymać. [16]

 

***

 

O wiele jednak liczniejsza i ważniejsza zdaje się być w literaturze polskiej poświęconej powstaniu warszawskiemu perspektywa uczestnika, przy czym od razu w celu pewnego uporządkowania materiału można by wyodrębnić w niej dwa jakby nurty, a więc ten, w którym powstanie opisywane jest widziane oczyma żołnierza oraz ten, w którym powstanie widzimy oczyma cywilów. Choć granica między cywilem a żołnierzem nie zawsze jest przez pisarzy mocno podkreślana. Z jednej bowiem strony mamy przykład powieści W rozwalonym domu Dobraczyńskiego, w której widzimy m. in. historię cywilów, którzy stają się żołnierzami, z drugiej zaś Pamiętnik z powstania warszawskiego Białoszewskiego, w którym granica dzieląca cywilów od żołnierzy jest bardzo wyraźna. Czasem nawet widzimy sceny, w której cywile niemalże atakują żołnierzy, np. w Zdobyciu władzy Miłosza:

 

"[...] chude kobiety o płasko opadających łachmanach sukien, o nieprzytomnych oczach, wygrażały im pięściami. "Zbrodniarze! Mordercy naszych dzieci! Wydali nas na śmierć, a teraz uciekają!" Ciśnięty kamień rozbił mu [tj. Michałowi] usta, ocierał je niezgrabnie, oblizując słony smak. Nie zasłonił się ręką, kiedy drugi kamień przelatywał koło jego głowy.[...]

Zostali wyznaczeni na barykadę od północy. Ale tam, wśród detonacji i wzlatujących brył kamienia też dosięgnął ich ten sam tłum, już teraz obojętny na niebezpieczeństwo. Ciągnął powiązane sznurami toboły, niosąc dzieci, rozczochrane, zmięte gromady powiewały białymi płachtami zbierając się nie wiadomo skąd, z podziemi. "Puśćcie nas, pozwólcie przejść do Niemców" - wznosiły się głosy. - "Dosyć mieliście nasze ręki. Dajcie wyjść z piekła"[17].

Potem dochodzi nawet do próby rozbierania przez zrozpaczony tłum barykady...

 

Co znamienne, w nurcie "żołnierskim" oraz - siłą rzeczy "cywilnym" - dominować będzie perspektywa "dołu", nie ma bowiem utworów, które próbowałyby opisać postawy i dylematy dowództwa powstania. Wyjątkiem na tym tle jest esej Jacka Trznadla Powstanie Warszawskie. Hamlet w historii, w którym nakreślony został w zalążkowej formie dramat, a właściwie tragedia o Borze-Komorowskim jako polskim Hamlecie, czytającym przed podjęciem decyzji o wybuchu powstania tragedię Szekspira, mającym prorocze sny, w których ukazuje mu się m. in. sceny mordu w Katyniu oraz generał Okulicki w mundurze oficera czwartaków z powstania listopadowego.[18] Najczęściej jednak powstańcza "góra" kreślona będzie kilkoma kreskami, gdzieś na marginesie, nierzadko w sposób karykaturalny, czy wręcz paszkwilanckich, że zacytuję sławetny pierwszym akapit powieści Człowiek nie umiera Kazimierza Brandysa, w którym można było przeczytać, że:

"W pierwszych dniach października Bór-Komorowski, wystraszony skutkami swej zbrodni, spłoszony jak szczur dymem płonącego miasta i widokiem podstępnie przelanej krwi, której był hojnym szafarzem, rozwścieczony wreszcie niemiłą sytuacją, obnażającą zbyt jaskrawo zdradę "londyńskiego" dowództwa, które pod hasłem powstania przeciw hitlerowskim okupantom usiłowało pchnąć młodzież warszawską przeciw wyzwoleńczym armiom ludowym, radzieckiej i polskiej - wystraszony, spłoszony i rozwścieczony tym wszystkim pojechał hrabia Bór do Ożarowa. tam, w kwaterze dowódcy SS von dem Bacha, po przyjacielskiej gawędzie, w której obydwaj generałowie odnaleźli wspólnych przodków po kądzieli - podpisano akt kapitulacji"[19].

Podobnie jest w Przygodach człowieka myślącego Dąbrowskiej:

"Nikt z tych, co w dzielnicach, gdzie jeszcze się rozmawiało, po swojemu komentowali wypadki, nie wiedział, że w tym samym czasie [...] w parterowym mieszkaniu, do którego wypłoszony z piwnic PKO schronił się sztab Komendy Głównej powstania, w najzaciszniejszym pokoiku znajdował się generał w cywilnym ubraniu, człowiek niepozornej postaci, pozbawionej wyrazu, gładko wygolonej, ale z jednej strony opuchniętej twarzy, i zaspanego spojrzenia. Skomunikowawszy się za pomocą radia przez Londyn z walczącym do upadłego Mokotowem i wydawszy rozkaz dalszej walki za wszelką cenę, miał tu wypocząć.[...] Deski podłogi niosły wyraźnie pogłos huraganowego ognia. Z zaczerwienionych od bezsenności oczu generała potoczyły się łzy.

- Nie - szepnął - to nie pomyłka. To front. Nareszcie, nareszcie, nareszcie. To wyzwolenie, koniec męki.

Człowiekiem, który ze łzami w oczach wyglądał ratunku od nienawistnej sobie Czerwonej Armii, człowiekiem, co nie miał więcej pojęcia, jak pokierować wypadkami [...] był wódz naczelny Armii Krajowej generał Bór-Komorowski.[...] Leżący na podłodze i nasłuchujący armat rosyjskich generał nie miał żadnego planu i nie wiedział, co robi"[20].

Z takiej perspektywy kapitulacja miasta pokazana jest jako porozumienia dwu bliskich sobie klasowo ludzi:

"Bór" uścisnął dłoń junkra von dem bacha. Dwaj arystokraci, dżentelmeńscy oficerowie starej daty, uśmiechnęli się do siebie jak po nocy spędzonej przy grze. Jeden z nich nie miał passy. Do dobrego tonu należy porażkę skwitować uśmiechem. W kancelariach zgrupowań powstańczych wypłacano stojącym w ogonkach żołnierzom po cztery tysiące złotych lub dziesięć dolarów. Piętnaście centów za dzień powstania".

 

Perspektywę cywilną i żołnierską łączyła nie tylko owo "spojrzenie z dołu" na Powstanie, ale też powracająca niczym refren metafora Powstania jako piekła. I z perspektywy żołnierza i z cywila Warszawa ogarnięta pożarami, jazgotem broni i bomb, krzykami umierających i rannych jawiła się niejako naturalnie jako odpowiednik "szalejącego piekło na ziemi" [Dąbrowska], jako "góra cierpienia" i "lawina kalectwa" [Bratny]. To masowa zagłada ludzi i rzeczy, ciała i materii. Nie dziwi więc, że jeden z wierszy Świrszczyńskiej z tomu Budowałam barykadę zatytułowany jest Piekło:

 

Krzyczą kamienice rozdzierane jak papier

Od dachu do piwnic,

Krzyczą kobiety

Gnane na kule przed czołgami,

Krzyczą mężczyźni

Wleczeni pod lufy karabinów,

Krzyczą dzieci

Rzucane żywcem w ogień.

 

O piekielnym charakterze Powstania przypominały opisy takich np. wydarzeń, jak słynna eksplozja niemieckiego czołgu wypełnionego materiałami wybuchowymi na warszawskiej Starówce:

"Nagi człowiek bez prawej ręki idzie opierając się lewą o mur. To żołnierz. Na wklęsłym, zakrwawionym brzuchu ma pas, ciężkie saperki ciągnie na nogach obdartych wybuchem z sukna. Pada. Tratują go ślizgając się we krwi uciekający. Jakaś prawie naga kobieta wola rozpaczliwie dziecięce, zdrobniałe imię, jakby chciała przypasować do niego krótką dziecinną rączkę niesioną przed sobą. Płonie jedna strona ulicy"[21].

 

Albo opisy cierpień ofiar, że zacytuję wiersz Gniła za życia Świrszczyńskiej:

 

Szpitalny lekarz

Kazał zasłonić jej twarz gazą

I stała się odległa

Jak trumienne portret egipskich piękności.

Szedł od niej smród, gniła

Za życia.

 

Pięć tygodni ropa, dreny.

Narzeczony

Przestał już przychodzić.

 

Trafiło ja pierwszego dnia.

Nim zdążyła

Wykonać pierwszy rozkaz.

 

Z perspektywy żołnierskiej Powstanie było jednak przede wszystkim bitwą, "furiacką walką na pięści przeciwko karabinom", świadectwem "brawurowej odwagi przeciwko natężonej wściekłości" [Dobraczyński], walką jawiącej się czasem nawet jako "rzecz nienazwana i piękna", w której "człowiek odnajduje się w bohaterstwie" [Zalewski]

Stąd pojawiające się w tym nurcie batalistyczne opisy podkreślające najczęściej bohaterstwo żołnierzy Powstania. Oto np. fragment druga część Kolumbów Bratnego, pt. Śmierć po raz drugi:

"Dudzio trzęsącymi się rękami podnosi schmeissera. Teraz jego seria wzbija kurz na jezdni. "Golita" toczy się obojętnie. Iglica spada z suchym trzaskiem. Wystrzelany... "Goliat" terkocze z hukiem gąsienic. Przerażenie i wstyd biorą pod ręce chłopaka. Z powstańczą sidolką w ręku skokiem dopada jezdni. Trzęsącymi się rękami, wśród trzaskających o kamienie kul, pociera główkę zapalnika o bruk. Nie pali... Płacząc nieomal pociera powtórnie. Skonstruowany za zasadzie zapałki siarkowy zapłon chwycił. Smużka ogni. Teraz Dudzi szamocze się z wymykająca linką, podkłada sidolkę... Linka odpycha ja jak żywa. Bruk gotuje się od strzałów - chyba już z "ferdynanda"?... Dudzio zgarnia dwie garście gruzy, cegły, między nie wpycha linkę i granat, który może (już-już!) wybuchnąć. Podrywa się, i w tym momencie czuje okrutne uderzenie po rękach. Pada. "Granat" - przemyka mu w sekundę przez myśl i jakby kule zupełnie mu już nie groziły, pchnięty strachem, zrywa się ze zwisającymi bezwładnie rękami, skacząc za załom... Jeszcze raz... Wybuch... Dudzio chce się unieść. Zobaczyć, czy stoi jego "goliat"... Nie może... Z okien ich domu triumfalny wrzask.

"Stoi" - wie Dudzio.

"Dostał" - myśli rozpaczliwie Malutki"[22].

 

Wiele przykładów bohaterstwa dzieci i kobiet znajdziemy w wierszach Świrszczyńskiej:

 

Kiedy zaczął rano ustawiać w bramie

Butelki z benzyną,

Stróż klął jak wściekły.

 

Szczeniak

Wywalił mu język do pasa.

 

Wieczorem przynieśli go żołnierze,

Podpalił czołg.

 

Stróż klął już ciszej kopiąc na podwórzu

Mały dołek dla szczeniak.

(Szczeniak)

 

Albo:

-          Rozkaz ma być doręczony w ciągu godziny -

Powiedział major.

- To niemożliwe, tam piekło -

powiedział podporucznik.

Poszło pięć łączniczek,

jedna doszła.

 

Rozkaz był doręczony w ciągu godziny.

(Major powiedział)

 

Powstanie opisywane z perspektywy żołnierza to eksplozja indywidualnego i zbiorowego bohaterstwa, ale także - eksplozja miłości: do ojczyzny, religijnej, ale najczęściej miłości rodzicielskiej i - zwłaszcza - małżeńskiej. Uderzająco wiele jest w literackich przedstawieniach Powstania opisów młodzieńczych miłości, kończących się często ceremonią ślubną w scenerii ruin. Jeden z bohaterów powieści Dobraczyńskiego, ksiądz Marek widzi Powstanie jako świadectwo niepojętej siły miłości właśnie:

Miłość... Dziwaczne, a jakże potężne uczucie! Trzydziestoczteroletni ksiądz rozmyślał do niedawna, że zagłuszyć je można pasją twórczą, rozmachem wiedzy. Wojna go przekonała o czymś zgoła innym - o niepojętej sile miłości, wybuchającej między dwojgiem ludzi. Była to moc potężniejsza niż głód.[23]

Powstanie to także doświadczenie przyjaźni. Bohater powieści Bratnego, Kolumb na widok rzeźby Chrystusa z pogardliwą litością myśli:[24]

Biedaku, mądrzysz się, że umarłeś za ludzkość, my potrafimy umierać za jednego kumpla.

 

Te bluźniercze słowa Kolumba kontrastują jednak z obrazami głębokiego katolicyzmu młodych żołnierzy Powstania, jakie znajdziemy np. w powieści Dobraczyńskiego. W jednym z jej najważniejszych epizodów ksiądz Marek przedziera się przez walczącą Warszawę, aby udzielić komunii jednemu z rannych żołnierzy. Pełna patosu scena udzielania komunii Frankowi i zgwałconej przez żołdaków niemieckich Lusi stają się momentem duchowej epifanii, poczucia łączności powstańców z Bogiem, a tym samym jest źródłem nadziei w sens toczących się wokół wydarzeń.

Powstanie opisywane z perspektywy żołnierskiej to wreszcie próba duchowa, walka z wrogiem nie tylko zewnętrznym, ale i wewnętrznym, którym jest własne ciało i własny charakter, przy czym jedni wychodzą z niej zwycięsko, inni - ponoszą klęskę. Obok obrazów solidarności, odwagi, rycerskości, mamy literaturze o Powstaniu obrazy tchórzostwa, podłości, albo po prostu moralnej znieczulicy, która dotyka czasem największych bohaterów. Czarny Olo w Kolumbach wyznaje:

"Zarąbałem wczoraj faceta tą ręką, no, zarąbałem Ponurego, i co? Starczyło mi wyrzutów sumienia na parę godzin. Siedzę na stosie padliny i będą płakała, że zabiłem człowieka... Zabiłem i pierdolę"[25].

Witold Zalewski w krótkiej nowelce Śmierć przyjaciela (z tomu Noce i świt i inne utwory z 1965 roku) pokazuje niezwykłe poświęcenie, z jakim powstaniec wyciąga swego ciężko rannego przyjaciela z bronionej przez Niemców "Pasty", zderzając z nią całkowitą obojętność, z którą wita jego śmierć w powstańczym szpitalu. Dąbrowska w Przygodach człowieka myślącego opisuje okrucieństwo i samowolę powstańczej żandarmerii, w Budowałam barykadę Świrszczyńskiej znajdziemy sporo scenek ukazujących sytuacje moralnie dwuznaczne, jakich zapewne nie brakowało w powstaniu.

 

Po pijanemu

Wlazł na barykadę pod ostrzałem.

Szedł, zataczał się,

Krzyczał: Jeszcze Polska.

 

Trafili go

W połowie drogi.

Czterech czołgało się na brzuchu,

Wlekli ciało

Pod ostrzałem.

 

Powiedzieli matce:

Zginął jak bohater.

 

(Po pijanemu)

 

Albo:

 

Pan oficer

Pił z pannami dwie noce.

 

Rano

Poprowadził chłopców na akację.

Akcja była szalona. Wróciła garstka.

 

Pan oficer

Znowu pił z pannami dwie noce.

(Pił dwie noce)

 

Ale znacznie częściej znajdziemy sytuacje odwrotne. Wspomniany Zalewski w opowiadaniu Noce i świt z 1945 roku ukazuje przemianę podchorążego Jerzego - przekonanego o własnym tchórzostwie (dopuścił do niepotrzebnej śmierci swych żołnierzy), a potem dokonującego bohaterskich czynów. Jerzy

[...] pragnął odrobić to, co zaszło, a jednocześnie wiedział, że tego nie potrafi i wiedział, jak brnie dalej w swojej winie, bo nie umie wystawić się odważnie na pośmiewisko. Odtąd sumienie towarzyszyło wszystkim jego zamyśleniom.[...] Czuł tak mocne pragnienie naprawienia swojej winy, że ogarnęło go niecierpliwe oczekiwanie walki, nie żeby się odznaczyć, ale jedynie dlatego, żeby przyczynić się do zwycięstwa"[26].

W głośnym opowiadaniu Węgrzy, zaliczanym do tzw. nurtu szyderczego w literaturze polskiej. Jerzy Stefan Stawiński opisuje zaskakująca metamorfozę warszawskiego cwaniaka Dydusia Górkiewicza, który na początku opowiadania dezerteruje ze swego oddziału, potem w poły komiczny sposób usiłuje porozumieć stacjonujących pod Warszawą Węgrów z dowództwem powstaniu, by na końcu utworu podjąć decyzję o powrocie do walczącej stolicy.

W nurcie żołnierskim powstanie bywa też ukazywane jako fascynująca przygoda, tak przynajmniej widziana jest oczyma najmłodszych żołnierzy. Powieść Dobraczyńskiego W rozwalonym domu zaczyna się w momencie, gdy do mieszkania Małgorzaty wchodzi dwu uzbrojonych chłopców i obiera je na punkt oporu:

"Beztrosko stąpali po szkle i resztkach połamanych mebli. Dopadli okien.

- Miejsce klasa - zawyrokował starszy, ten z karabinem w ręku. Miał może siedemnaście lat, może mniej. Jego twarz błyszczała od potu, duże szare oczy nabiegłe były krwią.

- Patrz, można stąd będzie pruć po Wierzbowej - powiedział drugi. - Podniósł rękę i wskazał poprzez dziurę wyrwanych drzwi balkonowych w kierunku, gdzie zamykała plac kolumnada spalonego Teatru Narodowego. Przykucnęli obaj, prawie położyli twarze na parapecie okna. Wyglądali teraz jak ulicznicy, którzy przez dziurę w płocie patrzą na pasjonujący mecz footbalowy"[27].

 

Z kolei z perspektywy cywilnej powstanie jawi się jako apokalipsa, zagłada, "rzeźnia, która zamienia się w grób", "jama z trupami", ale też szczególne doświadczenie wspólnoty i ludzkiej solidarności. Dotyczy to m.in. cyklu wierszy Anny Świrszczyńskiej Budowałam barykadę. Świerszczyńska - pseudonim "Świr" - brała udział w powstaniu jako sanitariuszka. Jej książkę rozpoczyna krótki wstęp, w którym autorka pisze o "piekle walki", jakim było powstanie, zauważa, iż przyniosło "całkowitą zagładę milionowego miasta", zamieniła je "w pustynię, pełna trupów, ruin i zgliszcz", ale też podkreśla heroizm oraz hart ducha ludności cywilnej miasta oraz walczących żołnierzy. Podobny obraz powstania przynoszą kolejne, krótkie, lapidarne liryki Świrszczyńskiej, które składają się na swoistą poetycką kronikę powstania, czy - jak chce Miłosz - "żałobną pieśnią pożegnalną", rozpoczynającą się lirykiem pod znamiennym tytułem Ostatnie polskie powstanie:

 

Opłakujemy godzinę

Kiedy się wszystko zaczęło,

Kiedy padł pierwszy strzał.

 

Opłakujemy sześćdziesiąt trzy dni

I sześćdziesiąt trzy noce

Walki. I godzinę

Kiedy się wszystko skończyło.

 

Kiedy na miejsce, gdzie żył milion ludzi,

Przyszła pustka po milionie ludzi.

 

"Fotografie", jak je nazwał Miłosz, ludzkiej solidarności i bohaterstwa zderzają się u Świrszczyńskiej z obrazami podłości, upadku, czy po prostu słabości. Świrszczyńska pokazała też powstańczą powszedniość - gotowanie kaszy (Dzień jak co dzień), zdobywanie wody (Studnia), a nawet jej ciemne chwile, np. rozstrzelanie niewinnie oskarżonych o szpiegostwo (Panika), dramatyczne wybory, przed którymi stawali mieszkańcy Warszawy, wstrząsające sceny z powstańczych szpitali... Powstanie opisane przez Świrszczyńska to doświadczenie bólu, strachu, rozpaczy, ale też brzydoty i fizjologii, jak w tym opisie koszuli powstańca:

Koszula powstańca ma wszy

Śmierdzi potem kanałów

Śmierdzi potem młodości

Potem walki i strachu.

 

Mamy tu portrety tchórzostwa "cywili":

 

Przybiega do doktora

Krzyczy

Że męża trafiło w brzuch.

 

Przynosi mu pieniądze

Przynosi futro

Przynosi papierośnicę z brylantami.

 

Doktor nie poszedł do tego

Którego trafiło w brzuch.

Bał się przebiec przez ulicę.

(Papierośnica z brylantami),

 

ale przede wszystkim heroizmu. Jak trafnie zauważył Miłosz: "Przy całym tonie żałobnym tego dzieła jest w nim też ton ekstatyczny, podziwu dla wspaniałości człowieka, jeżeli jest zdolny o aktów czystego samopoświęcenia".[28] Tak jest w tytułowym wierszu tomu, pokazującym heroizm tzw. zwykłych ludzi.

 

Baliśmy się budując pod ostrzałem

Barykadę.

 

Knajpiarze, kochanka jubilera, fryzjer,

Wszystko tchórze.

Upadła na ziemię służąca

Dźwigając kamień z bruku, baliśmy się bardzo,

Wszystko tchórze -

Dozorca, straganiarka, emeryt.

 

Upadł na ziemię aptekarz

Wlokąc drzwi od ubikacji,

Baliśmy się jeszcze bardziej, szmuglerka,

Krawcowa, tramwajarz,

Wszystko tchórze.

 

Upadł chłopak z poprawczaka

Wlokąc worek z piaskiem,

Więc baliśmy się

Naprawdę.

 

Choć nikt nas nie zmuszał,

Zbudowaliśmy barykadę

Pod ostrzałem.

(Budując barykadę)

 

Poniekąd prozatorskim odpowiednikiem Budowałam barykadę jest Pamiętnik z powstania warszawskiego Białoszewskiego.

Jak zauważył Krzysztof Dybciak najpopularniejszymi postaciami okresu wojennego w literaturze stali się aktorzy dramatu, ludzie walki zbrojnej: frontowcy, konspiratorzy, partyzanci, żołnierze powstania warszawskiego. Białoszewski dokonuje przewrotu, gdyż:

"skierowuje reflektory ze sceny na widownię - w ostrym świetle wydobywającym szczegóły stając ci, którzy patrzyli na aktorów z podziwem, nadzieją albo goryczą. Bohaterem, i jakże interesującym bohaterem, tekstu literackiego o wojnie czyni cywila wojskowo, a nawet politycznie, biernego: obserwatora, kronikarza, dziecko, artystę indywidualnego. Właśnie kogoś "małoznaczącego", człowieka z marginesu zmilitaryzowanej historii"[29].

Perspektywa cywila jest zwykle perspektywą bezbronnej ofiary i tak jest u Białoszewskiego, który - co podkreślała mocno Maria Janion - "obnaża do dna okrucieństwo wojny totalnej wobec ludności cywilnej, okropność losu, którego jedynym kresem może być śmierć od latania", a więc najmniej zdawałoby się heroiczna.[30] Tutaj powstanie widziane z dołu w sensie jak najbardziej dosłownym, bo jest to perspektywa piwnic i kanałów, ale też z perspektywy fizjologii, a więc skupienia się na rzeczach przyziemnych: jedzeniu, higienie, a przecież decydujących o życiu i śmierci. Z perspektywy cywilnej równie ważnymi wydarzeniami okazują się być bombardowanie i wielka sraczka...

Z perspektywy cywila powstanie jawi się jako chaos, dzieje rozpadu, zniszczenia i degradacji. To - mówiąc słowami pisarza - "potwornie długa historia wspólnego życia na tle możliwości śmierci", ale też ciąg ucieczek, "latania", czy też "przelatywania z tobołami i bez tobołów, szybkie i jeszcze szybsze, bo o powolności w powstaniu to mówić co chyba nie ma".[31] Charakterystyczny dla cywilnej kondycji w Powstaniu jest taki choćby fragment Pamiętnika...:

"Lecę. Dolatuję. Zlatuję w coś niższego. Skręcam. Piekarska? Bo ja wiem. Znów luzie. I nic. I samoloty. Bomby. Nie ma co myśleć o schowaniu się. Bo kiedy i gdzie. I tak już huki. Wybuchy. I następne. I znów nadlatują. Zniżanie. Wycie. Bomby. Jedyne, co można było zrobić, to jeszcze szybciej lecieć. Z kubłem. Wszyscy lecieli jak najszybciej. Z kubłami. Dzbankami. Ale to nic nie pomagało na sytuację. Tylko żeby odróżniło się lecenie bez bomb od lecenia z bombami" [32].

Owo "latanie" jest oczywiście ucieczką od wszechobecnej w Powstaniu śmierci, "Bo - jak pisze Białoszewski - wojna jest niby zbiorem nieszczęśliwych wypadków, a powstanie - wybuchem zbioru". Śmierć w Powstaniu widziana oczyma cywila jest przypadkiem, ale też czymś banalnym, zwyczajnym i... brzydkim:

"Trzy czy cztery rzędy wygrzebanych świeżo, obrośniętych ziemia bezkształtnych brył. Kojarzyło mi się to z różnościami. Z kotletami w bułce i utytłanymi w czymś. Jeden pamiętam naprawdę z kością, jedną wystającą. Reszta utytłana".

Albo:

"Było wiadro, taka wielka blaszanka, na głowy, ręce i nogi. Ale nie bardzo dało się rozpoznać, które czyje. Pamiętam te: - Czy to noga Zdzisia? A może Ryśka? I wrzucanie do blaszanki po karbidzie. Nie zdziwcie się. To wtedy był rzecz zwyczajna".

W Powstaniu "zwyczajnie" giną ludzie, ale też rozpada się Miasto. Białoszewski był tym pisarzem, który najbardziej przejmująco opisał Powstanie jako doświadczenie rozwalającego się, a raczej rozwalanego, d o m u, tego metaforycznego i jak najbardziej dosłownego:

"Rozłupane kamienice. Po ileś pięter. Rozłupane na piony. W ukosy. Puste. W wióry. W wisiory. Z wapna, trzcin, desek, cegieł. Strasznie dużo tego. Z tego była cała Warszawa. Prawie. Te pięciopiętrowe też: trzcina, wapno, cegły, dechy. Czyli drzazgi".

Warto też zauważyć, że powstanie ukazane przez Białoszewskiego to - jak zauważyła Janion - domena matek, to "zejście do podziemi, piwnic powstaniowej Warszawy to zejście do królestwa Matek [...]."[33] Sam Białoszewski pisze o tym tak:

W czasach wojny zawsze chyba jest nawrót do matriarchatu. A jeszcze ta wojna. A jeszcze to zejście w dół, pod Warszawę (w to mrowisko schronowe), to powstanie. To był nawrót - wybuch. Matriarchatu. Piwnicznego? Jaskiniowego? Cóż za różnica. Kupy ludzi. Rządzą matki. Siedzenie pod ziemią. Kryj się! Nie wychylaj się! Niebezpieczeństwo śmiertelne. Wciąż.

W tym wszystkim Powstanie widziane oczyma cywila jest wreszcie doświadczeniem wspólnoty, bycia w "kupie", którą Białoszewski - jak zauważył Dybciak - opisuje z współczującą solidarności, a nawet z wszechograniającą, z ducha chrześcijańskiego zrodzoną, miłością.

 

***

 

Gdy czytamy tą i inne relacje literackie na temat powstania dostrzeżemy, iż dominuje w nich bez wyjątku perspektywa polska, co jest może oczywiste, choć warto podkreślić nieobecność niemieckiego spojrzenia na powstanie. W literaturze na temat powstania warszawskiego Niemcy widziani są zwykle z perspektywy barykady, są widziani z oddali śmiertelny, jako nieludzki, pozbawiony indywidualnych rysów wróg, zdolny do największych okrucieństw. Ich przykładem są powracające w literaturze polskiej sceny, w których pijani żołnierze niemieccy dobijają rannych powstańców, gwałcą sanitariuszki i jako tacy zdają się być kimś trudnym do zrozumienia i sportretowania. Przykładem wiersz Świrszczyńskiej Żołnierz niemiecki:

Dziś w nocy płakałeś przez sen,

śniły ci się twoje dzieci

w dalekim mieście.

 

Wstałeś rano, mundur, hełm,

Na ramię automat.

 

Poszedłeś rzucać żywcem w ogień

Cudze dzieci.

 

Tak widziani, źli Niemcy kontrastują z dobrymi Polakami, są radykalnym zaprzeczeniem ich pozytywnych na ogół cnót. W powieści Dobraczyńskiego młodziutki Jurek konwojuje przez ruiny walczącej Warszawy znacznie starszego odeń niemieckiego jeńca, który jest cały rozdygotany ze nieludzkiego strachu, Niemcy dobijają Polaków, ci ostatni - nie potrafią, nic chcą tego uczynić. Rzadki jest w literaturze polskiej fragment znany z Kolumbów Bratnego, w którym słyszmy spowiedź młodziutkiego powstańca, który wbrew rozkazom jedna kula rozstrzelał trzech Niemców!

Wyjątkiem też jest opowiadanie Ferdynada Goetla Rozrachunek opowiadające o nieoczekiwanej znajomości warszawiaka ze stacjonującym u niego oficerem niemieckim. Rzecz toczy się w czasie powstania w kamienicy na prawym brzegu Wisły. Niemiec chce zrozumieć sensowność powstania, Piotrowski tłumaczy mu: "Bijemy się o to, o co się bija wszyscy. O swoja ziemię, swoje upodobania, swój kąt". Gdy niemiecki gość zauważą, że Polacy szafują sobą bez żadnego zastanowienia, zauważa, że "my po latach okupacji mamy niewiele do zyskania, ale i do stracenia.[...] Jesteśmy w położeniu bez wyboru", a powstanie jest "tylko protestem sponiewieranych uczuć i podeptanych praw". Potem pokazuje Niemcowi strzępy dokumentów, z których wynika, że jego brat zginął w Katyniu, córka w Oświęcimiu. Goetel przedstawia też argumenty Niemca, który wyznaje, jakim upokorzeniem jest dlań walka z ludźmi na półbezbronnymi, dziećmi i kobietami, ale też podkreśla, iż do końca będzie nosił swój mundur. Świadom win, jakie mają Niemcy wobec Polaków próbuje "rozrachować się" z Piotrowski i dotrzeć do uwięzionej w walczącej stolicy jego żony Pewnego dnia pod jego domem staje karetką z zwiniętym w krwawe szmaty człowiekim:

"Herr Piotrowski - usłyszał znany mu głos oficera. - Dobrze, że pana jeszcze zastałem - w głosie zaciążyło śmiertelne znużenie - ja chciałem tylko panu powiedzieć, że ja tam byłem i że ten dom leży w gruzach... Tam jest pustka... tam nie ma nikogo. [....] Za dużo wziąłem na siebie - wpatrywał się w Piotrowskiego - to nie jest na siły jednego człowieka., Nie rozrachujemy się. Za późno"[34].

 

5.

 

Ważnym motywem w literaturze polskiej podejmującej temat Powstania Warszawskiego jest oczywiście kwestia oceny jego sensu - bądź bezsensu. Na kartach wszystkich niemal utworów na ten temat albo toczy się zażarty spór w tej sprawie, albo pisarze sami starają się w tym sporze zająć określone stanowisko. Najpełniejszy wachlarz stanowisk wobec Powstania pokazała chyba Maria Dąbrowska. W 1946 roku polemizowała odważnie z atakującym powstanie Janem Kottem podkreślając, że "Ani żołnierze z AK, ani wszyscy Polacy, którzy z bezprzykładnym męstwem narażali się i ginęli, a w końcu rzucili na szalę nawet los najukochańszej stolicy, nie byli głupcami, którzy ślepo słuchali takich czy innych nakazów."[35] Ale już w Przygodach człowieka myślącego pokazał jak różne był oceny Powstania z perspektywy jego uczestników i świadków. Dla jednych Powstanie to zbrodnia, głupstwo, tragiczna pomyłka, dla innych walka o wolność. Gadomski, czupurny oficer AK, dowodzi, że "wszystko rozegra się, musi rozegrać się w przeciągu kilku dni.[...] Na tyle czasu obliczona jest amunicja i żywność. Niemcy są w panice, musimy szybko działać.[...] Wszystko zabierze nie więcej niż cztery dni". Z kolei bliski chyba poglądom samej pisarki lewicujący pisarz Tomyski jest przekonany, że

"[...] w kilka dni sami nie pokonamy Niemców. Nawet mimo że są w panice.[...] Tu idą potężne, nieprzeliczone armie i one będą decydowały o wszystkim. Ważne jest, aby nie zginąć moralnie w tym potopie. Ważne jest - nie, czy władze podziemne ujawnią się albo nie ujawnią, ale co będą miały do powiedzenia. A one same tego dobrze nie wiedzą. Potrzebna jest żelazna decyzja przeprowadzenia gruntownych reform społecznych. Inaczej przefajdamy znowu wielką szansę historii, a reformy zrobią za nas ludzie Armii Czerwonej"[36].

Dąbrowska pokazuje też, że za powstaniem są mężczyźni, przeciw niemu - kobiety.

"I co będzie? - pytała kłótliwie [Paulina Mruk] - Wy, chłopy, to tylko jedno wiecie. Albo pić, albo bić. Na kogo się prywacie? Szkopy jeszcze ikrę mają! Schlastają was, a dla nas co? Płacz i zgrzytanie zębów. Skaranie boskie! [...]

Paulina Mruk poparła przyjaciółkę.

- Nie dość szkopy bez te lata wytłukły, chceta, żeby jeszcze nas tłukły? Komu to się zachciewa tego powstania, komu, ja bym tylko chciała wiedzieć? Małośta mieli w oblężenie? Ledwo się człowiek odgryzł i znów ma wszystko iść na popiół, na poniewierkę?"[37]

Mężczyźni z kolei tłumaczą: "[...] powstanie jest rzecz potrzebna. Nie może tak być - żeby się naszej krwi kapka nie polałą, żebyśmy tak tylko patrzyli, jak się drudzy o Warszawę biją", "Jak teraz nie ruszyli, to my woły, a nie chłopy z jajem"... [38]

Bohaterowie Dąbrowskiej nie próbują odnaleźć religijnego sensu Powstania. W tym kierunku szły natomiast poszukiwania Dobraczyńskiego, który głównym bohaterem W rozwalonym domu uczynił księdza Marka. Ten kapelan powstańczego oddziału mówi w pewnym momencie:

"Nie umiera, kto pada w walce o wielką sprawę. Wszystkie bowiem wielkie sprawy tam, w górze, mają swój początek. My i niebo nie jesteśmy od siebie oddzieleni nie dającym się przekroczyć murem. Niebo także bierze udział w naszej walce..."

Zastanawiając się nad sensem powstania - wspominając spotkanie z Faustyną - twierdzi o błogosławionej sile cierpienia:

"Cierpienia muszą przyjść. Są one bowiem n a s z ą d r o g ą, nasza już teraz j e d y n ą drogą. Gdy się nie idzie od poznania do miłości wprost, pozostaje tylko jedno: droga dalsza, okólna, litościwie bolesna - przez cierpienia..."[39]

"Gdzie sens tych strasznych dni?", pyta też narrator opowiadani Exodus Goetla (z tomu Kapitan Łuna z 1947 roku), a wraz z nim jego znajoma, która straciła w powstaniu dwójkę dzieci. "Myśmy myśleli, że to wojna, a to był konkurs strzelania", mówi na widok niemieckich czołgów. Wyjście warszawiaków ze zniszczonej stolicy jawi mu się jako wielki kondukt pogrzebowy, pełen ludzkich "odpadów", skoro zginęli najlepsi. Ale wkrótce pojawia się refleksja o sensie ukrytym w zniszczeniu, o legendzie zrodzonej w powstaniu, która "przechowa i nawet rozpłomieni chwałę tego miasta, które nie będzie nigdy innym niż było", legendzie "życia w wolności" mimo przeżytej hańby, niemocy i poniżenia.

Mniej patetycznej odpowiedzi o sens Powstania udzielił Stawiński w Urodzinach młodego warszawiaka. Narrator tego długiego opowiadania, a właściwie mikropowieści mówi:

"Naszym celem nie było ratowanie skóry, ale wytrwanie do końca. Jeżeli już nas w to wpakowali wbrew wszelkiemu rozsądkowi, należało postępować konsekwentnie: zginąć wraz z Warszawą, a jeżeliby się udało wyjść z życiem, ta jak gdyby wbrew woli, z niezwykłego zbiegu okoliczności. Folgować samozachowawaczemu instynktowi, czyli kryć się, kłaniać pociskom i zapadać w mysie dziury, nie przystało choć żołnierzowi, najwyżej cywilom. Wsparci tradycją i wewnętrzna potrzebą, wypełnialiśmy rozkaz walki. Sprawa szła o byt narodu. Dlatego to każdy zgadzał się na śmierć i nie wolno było nam tchórzyć, choć całe ciało domagało się życia. Przecież byliśmy ochotnikami w tej potrzebie, bez mobilizacji, kart powołania i obowiązku regulowanego surowymi przepisami"[40].

Z perspektywy komunistycznej - np. Pokolenia Czeszki - powstanie jawiło się jako "ogólny bezład", polityczna awantura, a nawet cyniczna, zbrodnicza gra prowadzona przez nieodpowiedzialnych i żądnych władzy przywódców.

Nie jestem wojskowy - tłumaczy jeden z AL-owców młodemu bohaterowi powieści Czeszki - lecz nie trzeba być wojskowym na to, aby zrozumieć, że dowodzący, który w naszym położeniu oddaje lekką ręką przyczółki mostowe na wschodnim brzegu Wisły, zna się może na hippice i końskich bobach, ale nie na strategii... lub nie zależało mu na przyczółkach i nie strategia nim powoduje, lecz polityka.[...] Im nie mosty w głowie, nie prawy brzeg Wisły, nie pomoc dla ofensywy radzieckiej. Im nie to w głowie, oni robią cud nad Wisłą. Robią ten cud na gwałt, bo wszystko, co sobie wymyślili rozsypuje się. Ale my [...] wiemy, że cudów nie ma, nie te czasy, kochani panowie, nie te czasy...[...] namieszali panowie z Londynu parszywego piwa. Co im Warszawa, co im ludzie... Rzucą w ogień wszystko, wszystko, aby ocalić swoje koryto, swoje pieniądze, żeby nie dopuścić do tego, aby człowiek na naszej ziemi podniósł głowę. Chcą rządzić, Stachu, rozumiesz, rządzić chcą, zbrodniarze![41]

Powstanie tutaj to jednak również dowód słuszności drogi, jaka obrali komuniści. Żołnierze AL walczą do końca i walczą rozsądnie, porażka powstania okazuje się efektem niechęci sztabu AK do współpracy z AL. O ile lud warszawski patrzy "ze zmieszanym uczuciem strachu i podziwu na buńczucznych i niefrasobliwych akowców", z sympatią zaś do "tych z AL.-u za to, że nie czynili żadnego rwetesu wokół siebie, nie rozkazywali, lecz tłumaczyli, i za to, że mieli spokojne, zasępione twarze, jak zwykli ludzie."[42]

Bezsens Powstania wykazywał też Jan Emil Skiwski w II akcie niedrukowanego dramatu Droga mleczna, którego akcja toczy się w końcowej fazie powstania w piwnicy warszawskiej kamienicy, gdzie zgromadzili się reprezentanci ówczesnej Polski. Między nimi toczy się spór o sensowność powstania, którego przeciwnikiem jest Niewida, porte parole, samego Skiwskiego. Warto może zacytować obszerny fragment zawartej w sztuce dyskusji na ten temat:

"Starsza pani: Co za łajdactwo! O pomstę do nieba wołające łajdactwo! Za wszystkie nasze ofiary!

Niewida: Postąpili zupełnie logicznie.

Starsza pani: Wie pan, to niesłychane, to już szatańskie po prostu - o takim postępowaniu mówić "zupełnie logiczne".

Niewida: Logiczne to znaczy celowe. Nie widzą, żeby stosując tą taktykę działali na swoją szkodę. Powstanie jest dla nich korzystne. Przede wszystkim dlatego, że daje doskonałą okazję wykończenia ludzi najdzielniejszych, patriotów. Tych, których u siebie nazywają "wrogami ludu". I to do wykończenia c u d z y m i rękami, co im daje wspaniałe możliwości propagandowe. Powolne wyniszczanie sił powstańczych - z rosyjskiego stanowiska to jedyna taktyka słuszna.

Starsza pani: I brak pomocy aliantowi, to też "taktyka słuszna"?

Niewida: Oczywiście. Wygrana powstania stworzyłaby dla aliantów sytuację bardzo niemiłą. W Warszawie powstałby rząd, któryby się ogłosił filią Londynu. Moskwa by go naturalnie nie uznała. Nowa komplikacja. Tymczasem powstanie przegrane tego konfliktu nie stwarza. Alianci w tej chwili dbają o dobre stosunki z Rosją. Dla zachowania dobrych stosunków z Polską wystarczy jakiś symboliczny zrzut i trochę radiowych czułości. Oni znają się na cenach.

Starsza pani: Budujące! I to wszystko pan tak gładko mówi.

Niewida: Gładko mówię? Nie, bardzo nie gładko to mówię. Przeraża mnie ta logika, ale nie mogę jej nie widzieć".

W scenie 3 dramatu Niewida rozpacza nad zniszczeniami stolicy:

"Co zostało z Warszawy? Pole głuche. Księżycowa pustynie. Siedemset lat historii wkopane w ziemię. Błoto, glina, wiatr. Po co? - nikt nie wie. (Pauza) Co za los: być skazanym na g ł u p s t w o. Tak. Głupstwo jest naszym losem. Nawet cierpienie, nawet bohaterstwo - zawsze poprzez głupstwo! Przecież wiem, że dość rękę wyciągnąć, a palce grzęzną w jakiejś galarecie. Wiem, że nie można się z tego wyplatać. I wciąż się szarpię, i wciąż walczę z dymem".

A gdy jedna z kobiet pyta, czy by chciał, by Warszawa miała zawdzięczać swą wolność wojskom sowieckim, zauważa ironicznie:

"Niszczy się ludzi, zmiata wieki kultury, dlatego żeby ktoś nie powiedział o nas, że komuś coś "zawdzięczamy", żeby ktoś dał nam brawo, żeby spełnił się kanon obłąkanego snobizmu. I nawet nie wiecie, że to jest kapitulacja. (Cicho, jakby sam dziwił się własnym słowom) Wy przecież nie wierzycie w siebie. Pochłania was tylko myśl o nagrodzie za gest. Nic więcej. Wyprowadzacie naród na step, równacie go z koczownikami. Bo za to p-r-a-w-d-o-p-o-d-o-b-n-i-e ktoś wam da brawo. Zresztą nikt podziwiać was nie będzie. Świat ma dla was tylko wzruszenie ramion".

Przekonany o bezsensie kontynuowania walki, Niewida decyduje się wydać Niemcom ukrytą w piwnicy broń powstańczą ratując przed rozstrzelaniem w niej zgromadzonych, za co - dodajmy - już po wojnie zostanie oskarżony o zdradę i zamordowany.

 

Po stronie krytyków Powstania stał dość konsekwentnie Czesław Miłosz, który w Zniewolonym umyśle pisał o "szaleństwie dobrowolnej ofiary", jaką było powstanie, albo twierdził w Rodzinnej Europie, iż "powstanie warszawskie było przedsięwzięciem karygodnie lekkomyślnym". Czesław Miłosz, który - jak pisze Andrzej Zawada - przez pierwsze dwa tygodnie powstania przebywał na peryferiach miasta, koło Okęcia, schwytany znalazł się wraz z żoną w filii obozu w Pruszkowie. Wyratowani stamtąd przez tajemniczą zakonnicę, Miłoszowie schronili się na wsi, a potem dotarli do Goszyc. Tam w 1944 powstał znany wiersz Ucieczka:

 

Kiedyśmy z płonącego uchodzili miasta,

Na pierwszej drodze polnej wstecz zwracają oczy

Mówiłem: "Niechaj trawa ślad nasz pozarasta,

Niechaj w ogniu umilkną wrzeszczący prorocy,

Niech umarli umarłym mówią, co się stało,

Nam naznaczono gwałtowne, nowe zrodzić plemię,

Wolne od zła i szczęścia, które tam drzemało.

Idźmy." A miecz płomieni otwierał na ziemię.

 

Porażenie powstaniem, podszyte gniewem, niechęcią i krytycyzmem powracać odtąd będzie często w twórczości Miłosza, np. w powieści Zdobycie władzy (1953), gdzie na plan pierwszy wysuwa się spór między Bertrandem, liberałem i socjalistą, a Michałem i ojcem Ignacym, reprezentującym poglądy prawicowe, czy - jak chce Bertrand - "faszystowskie". Michał, którego pierwowzorem, był Bolesław Piasecki, na pytanie ojca Ignacego, skąd czerpią siłę moralna powstańcy, zauważa: "Dla wielu [...] bić się jest tylko obowiązkiem. Wobec Boga i ojczyzny. Ale dla niektórych jest formą samobójstwa." Z kolei ojciec Ignacy w postawi Zachodu wobec powstania widzi dowód klęski cywilizacji Zachodu:

"Kim trzeba być, żeby nie widzieć z czego to wszystko. Ich cywilizacja! Renesans, oświecenie, racjonalizm, demokratyczne hasła. I sojusz amerykańskich plutokratów z bolszewikami. Zachód, Zachód. Ten Zachód będzie musiał zrozumieć, ale poniewczasie, to co się tu odbywa."[43]

W Toaście z 1949 powstanie jest nawet przedmiotem... kpin. Gdy władze angielskie po osłona defilady wynoszą z polskiego obozu dipisów:

Dziesięć do okowity wielkich aparatów,

Trzysta pięć rewolwerów, osiem skrzyń granatów

I likwidują - moment niemal historyczny -

Pierwszy bodaj w Norwegii - schludny dom publiczny.

 

Reakcją dipisów jest rozpacz:

Że tak zmarniał dorobek długich lat męczeństwa.[...]

Ocierasz chustką czoło, To nie żarty płaski!

"Jeszcze chwila, a miałbyś powstanie warszawskie."

 

Szczególnie słynny jest passus Traktatu poetyckiego poświęcony dwudziestoletnim poetom Warszawy, jest hołdem i zarazem krytycznym rozpoznaniem Powstania jako czynu irracjonalnego, a nawet samobójczego gestu:

 

Nie chcieli wiedzieć, że Coś w tym stuleciu

Myślom ulega, nie Dawidom z procą.

Byli jak człowiek na szpitalnej sali,

Który śmiech dzieci i zabawy ptaków

Stara się pojąć raz tylko, ostatni,

Zanim nie zamkną się kamienne wrota,

I na przymierza z jutrem obojętny

Dba tylko o to, jak być wiernym chwili.

[...]

I żaden grecki antyczny bohater

Do bitwy nie szedł tak zbyty nadziei

Z wyobrażeniem swojej białej czaszki

Kopniętej butem obcego przechodnia.

[...]

Baczyński stuknął czołem o karabin.

Dalej gołębie płoszyło Powstanie.

Gajcy, Trzebiński, byli podniesieni

W czerwone niebo na tarczy eksplozji.

 

Ale dalej pisze Miłosz o poczuciu winy "dezerterów" takich jak on sam:

 

Polami żywi wtedy uciekali

Od samych siebie, wiedząc, że wiek minie

Zanim powrócą.[...]

Każdy z nich dźwigał do końca dni swoich

Pamięć tchórzostwa, bo umrzeć bez celu

Nie chciał, a zwątpił, bo nie chciał umierać.

 

Ale w dorobku Miłosza jest też wiersz-apokryf Antygona, który zdaniem Jacka Trzadla jest poświęcony powstaniu i jest "głębszy niż to wszystko co później - także w Traktacie poetyckim - napisał Miłosz o Powstaniu, to jeden z największych tekstów tego poety."[44] Antygona jest dialogiem toczącym się między Antygoną i jej siostrą Ismeną. Ta ostania wzywa do zapomnienia o umarłych, poddaniu się władzy teraźniejszości, Antygona - sławiąc ofiarę dwudziestoletniego Polinika, sławi "władze umarłych". Przestrzega:

Głupcy są zdania, że kiedy poświęcą

Pamięć przeszłości, będą żyć szczęśliwi.

I głupcy myślą: zgon jednego miasta

Nie jest dla innych miast jeszcze wyrokiem.

 

Stosunek rozdwojenia - jak to nazwał Antoni Gołubiew[45] - Powstania dotyczył nie tylko Miłosza, ale wielu Polaków, w tym zwłaszcza uczestników powstania. Znamienny tu jest wiersz Jana Twardowskiego Piosenka o powstaniu, gdzie czytamy:

 

Powstanie chłopców pełne,

Powstanie pełne snów...

I tamte pieśni rzewne,

I tamten pożar głów,

I ta naiwność wszędzie,

Taka głupota w krąg...

 

I Polska, która wzejdzie

Z serc tamtych, z tamtych rąk.

Rozkazy niezaradne,

I wielkiej złudy moc.

I tamte panny ładne,

Idące na śmierć w noc.

I jeszcze tamte groby,

I tamtych Niemców śmiech

I jeszcze czas żałoby,

Londynu straszny grzech...

 

[...]

 

O młode głowy chore!

O, po coś wtedy szedł,

Zaśmieją się wieczorem

Spowici w ciepły pled.

Siostrzyczko, napleć wieńce,

Poległym pacierz zmów...

Zostanie brat w piosence

Z tą tęczą snów.

 

 

Jak opisywać powstanie?

 

Mówiłem wcześniej o problemie estetycznym, przed jakim stawiało pisarzy polskich doświadczenie powstania. Najrzadziej chyba pojawiała się w literaturze o Powstaniu estetyka groteskowa i szydercza. Inauguruje ten sposób widzenia powstania Tadeusz Gajcy, który niemalże w przeddzień swej śmierci pod ruinami wysadzonej przez Niemców placówki na ulicy Przejazd napisał krotki wierszyk reagujący na słynny, często opisywany potem, wybuch niemieckiego czołgu-pułapki na ul. Kilińskiego, w efekcie którego zginęło kilkadziesiąt osób. Makabra miesza się tu z prześmiewczym stosunkiem do romantycznego mesjanizmu:

- Święty kucharz do Hipciego,

Wszyscy święci, hej do stołu!

W niebie uczta: polskie flaczki

Wprost z rynsztoków Kilińskiego!

Salcesonów misa pełna.

Świeże, chrupkie. Pachną trupkiem:

To z Przedmurza!

Do godów. Święci do godów,

Przegryźcie Chrystusem Narodów![46]

 

Potem nurt groteskowy odnajdziemy w opowiadaniach Stawińskiego, a po trosze w specyficznym komizmem Pamiętnika z powstania warszawskiego.

Częściej odwoływano się do patosu. Nieprzypadkowo Brandys rozdział Miasta... poświęcony powstaniu nieprzypadkowo zatytułowany W łunach patosu. O patosie i z patosem wiele się mówi w W rozwalonym domu Dobraczyńskiego, gdzie jednak podkreśla się, że patos i wielkie słowa są obce "dzieciom" powstańczym. Sukces powieści Bratnego z kolei - jak się wydaje - polegał na umiejętnym nawiązaniu do wzorców Sienkiewiczowskich.

Największe jednak sukcesy odniósł więc literaturze o Powstaniu autobiografizm odwołujący się do estetyki "ściśniętego gardła", oszczędnej, lapidarnej, jak w Byłam na barykadzie Świrszczyńskiej, czy też realizującej się w poetyce "gadania", jak to było w przypadku Białoszewskiego.



[1] Z. Florczak, Lustro błędu, "Wiadomości" 1947, nr 4 [w:] Spór o Powstanie. Powstanie Warszawskie w powojennej publicystyce polskiej 1945-1981, wstęp, wybór i opracowanie tekstów D. Gawin, Warszawa 2004, s. 108.

[2] Spór o Powstanie..., s. 39.

[3] Dąbrowska, Przygody człowieka myślącego, Warszawa 1970, s. 859.

[4] Spór o Powstanie..., s. 30.

[5] J. Tzrnadel, Powstanie warszawskie. Hamlet w historii [w:] Polski Hamlet, Warszawa 1989.

[6] K. Brandys, Miasto niepokonane. Opowieść o Warszawie, Warszawa 1948, s. 257. [podkreślenie MU]

[7] M. Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Warszawa 1970, s. 39. [podkreślenie MU]

[8] A. Świrszczyńska, wstęp do: tejże, Poezje wybrane, Warszawa 1970, cyt. za: Cz. Miłosz, Jakiegoż to gościa mieliśmy, Kraków 1996, s. 67. [podkreślenie MU]

[9] "Myśl Polska" 1944, nr 76; przedruk w tomie wierszy J. Pietrkiewicza, Pogrzeb Europy (1946); cyt. za: "Myśl Polska" na emigracji 1941-1976. Antologia tekstów, wybór i oprac. W. Turek i M. Urbanowski, Kraków 2005, s. 206-208.

[10] Podobnie określi później Warszawę Wojciech Bąk w szkicu Miasto ludzkości, drukowanym na łamach poznańskiego "Życia Literackiego" (1945, nr 5-6), przedruk w: Spór o Powstanie...

[11] Wiersz z tomu Aria z kurantem (1945). Cyt. za: J. Lechoń, Poezje, oprac. R. Loth, Wrocław 1990, s. 107.

[12] Z tomu Krzyże i miecze (Londyn 1946, s. 50).

[13] K. Dybciak, Personalistyczna krytyka literacka. Teoria i opis nurtu z lat 30., Wrocław 1981, s. 137-138.

[14] A. Bobkowski, Szkice piórkiem, Londyn 1985, s. 420.

[15] J. w., s. 425-426.

[16] J. w., s. s. 427.

[17] Cz. Miłosz, Zdobycie władzy, Olsztyn 1990, s. 60.

[18] J. Trznadel,Polski Hamlet. Kłopoty z działaniem, Warszawa 1989.

19 K. Brandys, Człowiek nie umiera, Warszawa 1952, s. 7.

[20] M. Dąbrowska, op. cit., s. 712.

[21] R. Bratny, Kolumbowie. Rocznik 20, Warszawa 2004, s. 256.

[22] J. w., s. 246.

[23] J. Dobraczyński, W rozwalonym domu, Warszawa 1946, s. 36

[24] R. Bratny, op. cit., s. 232

[25] J. w., s. 294-295.

[26] W. Zalewski, Noce i świt i inne utwory , Warszawa 1965, s. 73-74.

[27] J. Dobraczyński, op. cit., s. 11.

[28] Cz. Miłosz, Jakiegoż to..., s. 72.

[29] K. Dybciak, Powstańcza mironiada [w:] tenże, Trudne spotkanie, Kraków 2005, s. 135-136.

[30] M. Janion, Wojna i forma [w:] tejże, Płacz generała. Eseje o wojnie, Warszawa 1998, s. 85.

[31] M. Białoszewski, Pamiętnik..., s. 28, 44.

[32] J. w., s. 111.

[33] M. Janion, op. cit., s. 91.

[34] F. Goetel, Opowiadania wybrane, oprac. K. Polechoński, Kraków 2004, s. 406.

[35] Conradowskie pojęcie wierności w: Spór..., s. 106.

[36] M. Dąbrowska, Przygody..., s. 558.

[37] J. w., s. 593.

[38] J. w., s. 593.

[39] J. Dobraczyński, op. cit., s. 121, 150.

[40] J. S. Stawiński, Opowieści powstańcze, Warszawa 1984, s. 351.

[41] B. Czeszko, Pokolenie, Warszawa 1953, s. 239, 240.

[42] J. w., s. 242.

[43] Cz. Miłosz, Zdobycie..., s. 46.

[44] J. Trznadel, Miłosz - lewy profil [w:] tenże, Spojrzeć na Eurydykę, Kraków 2003, s. 300

[45] A. Gołubiew, Myśli o powstaniu warszawskim, "TP" 1946, nr 31.

[46] T. Gajcy, Wybór poezji, oprac. S. Bereś, Wrocław 1990, s. 214-215.

.: Powrót do działu Studia literackie :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,068995 sekund(y)