Obrona Sokratesa (40d-42a)
Rozważmy jeszcze i to, do jakiego
stopnia można żywić nadzieję, że śmierć jest czymś dobrym. Śmierć
wszak to jedna z dwóch rzeczy: albo jest ona czymś w rodzaju nicości,
a człowiek zmarły nie doznaje niczego, albo, jak mówią, stanowi
ona jakąś zmianę i przemieszczenie duszy z tego świata do innego.
W przypadku gdy nie występuje żadne doznanie,
lecz doświadczamy
czegoś podobnego do snu i to takiego, kiedy
ktoś zasypia i nic mu się nie śni, to wówczas śmierć stanowiłaby
dla nas wspaniały zysk. Bo według mnie, gdyby ktoś miał wybierać
między nocą, podczas której zasnął tak głęboko, iż we śnie nic mu
się nie pojawiło, a innymi nocami i dniami swojego życia, i porównał
je z tą właśnie nocą, zaś po rozważeniu miałby powiedzieć ile lepszych
i przyjemniejszych dni i nocy przeżył od tamtej, to sądzę, że nie
tylko zwykły człowiek, ale sam Wielki Król z łatwością by je zliczył
w stosunku do innych dni i nocy. Gdyby więc
śmierć była czymś w tym rodzaju, to twierdzę, iż stanowiłaby zysk,
bo w takim przypadku czas w swojej całości nie wydaje się ani o
odrobinę dłuższy niż jedna noc.
Jeśli natomiast śmierć podobna jest
do wyjazdu stąd do innego miejsca i prawdą jest to, co się mówi,
iż w tamtym świecie znajdują się wszyscy zmarli, to jakież większe
dobro, czcigodni sędziowie, może być od czegoś takiego? Gdy ktoś
uda się do Hadesu, a uwolniwszy się od tych, którzy jedynie mienią
się sędziami odkrywa sędziów prawdziwych, o których mówi się, iż
sądzą na tamtym świecie - Minosa, Radamantysa,
Ajakosa, Triptolemosa oraz innych, którzy spośród półbogów byli sprawiedliwymi
w swoim życiu, to czy owa podróż byłaby czymś przykrym?
Ileż z kolei niejeden z was dałby
za możliwość przebywania razem z Orfeuszem, Muzajosem,
Hezjodem, czy Homerem? Co do mnie, to - jeśli owe rzeczy są prawdziwe
- ja jestem gotów umrzeć nawet kilka razy. Bo
dla mnie samego pobyt tam byłby wspaniały, gdybym spotkał Palamedesa
i Ajasa syna Telemacha
i być może kogoś innego z dawnej epoki, kto umarł przez niesprawiedliwy
wyrok. Zestawiłbym przeżycia własne z przeżyciami ich, co, jak sądzę,
nie byłoby dla mnie przykre. Najważniejsze jednak jest to, że spędzałbym
czas badając i rozpytując istoty z tamtego świata tak jak czyniłem
to w stosunku do ludzi stąd, sprawdzając, który z nich jest mądry,
a który takim się wydaje, choć nim nie jest.
Ileż niejeden z was, czcigodni sędziowie,
dałby za to, by poddać badaniu męża, który prowadził wielkie wojsko
pod Troję, czy Odyseusza, czy Syzyfa, czy liczne rzesze innych mężów
i niewiast, jakich można wymienić. Rozmowa z nimi w tamtym świecie,
wspólne przebywanie oraz badanie zaiste ogromnym byłyby szczęściem.
W każdym razie nie ma wątpliwości, że za takie rzeczy nie skazują
tam na śmierć. Spośród rozmaitych powodów, dla których istoty tam
przebywające szczęśliwsze są od ludzi tutaj jest i ten, że już przez
resztę czasu pozostają nieśmiertelnymi, o ile prawdą jest to
co się opowiada.
Powinniśmy zatem, czcigodni mężowie, żywić dobrą nadzieję wobec
śmierci, i to jedno uważać za prawdziwe, że żadne zło nie jest udziałem
dobrego człowieka, ani za życia, ani po śmierci, i że bóg nie zaniedbuje
troski o jego sprawy. Moje sprawy również nie potoczyły się same
z siebie; zrozumiałem, iż jest dla mnie lepsze bym teraz umarł i
rozstał się z trudami życia. Dlatego nigdy nie powstrzymał mnie
znak, a ja w ogóle nie odczuwam gniewu wobec tych, którzy mnie skazali
i wobec oskarżycieli. Oczywiście nie z tym zamiarem skazywali oni
mnie i oskarżali, lecz z zamiarem zrobienia mi krzywdy. Za to zasługują
na potępienie. Proszę ich jednak o to tylko. Gdy moi synowie dorosną,
ukarzcie ich, mężowie, i dręczcie ich w ten sam sposób, w jaki ja
was dręczyłem, jeśli okaże się, że dbają bardziej o majątek i o
inne rzeczy bardziej niż o cnotę; jeśli natomiast będą się uważać
za wartościowych nic nie reprezentując, to skarćcie ich, tak jak
ja was karciłem, że nie troszczą się o to, co trzeba i uważają,
że są coś warci będąc miernotami. Gdy to uczynicie, doświadczę od
was rzeczy sprawiedliwych, ja sam i moi synowie.
Teraz jednak pora już byśmy odeszli
- ja po to, by umrzeć, wy po to, by żyć. Kto z nas udaje się ku
lepszemu przeznaczeniu jest niewiadomą dla wszystkich z wyjątkiem
boga.