lord
acton
O
demokracji w Europie
Tekst opublikowany
w wyborze pism Lorda Actona W stronę wolności, OMP, Kraków 2006, pod
red. Arkadego Rzegockiego.
Zaledwie
trzydzieści lat dzieli Europę Guizota i Metternicha od naszych dni, gdy
powszechne prawo wyborcze obowiązuje zarówno we Francji jak i w Zjednoczonych
Niemczech; gdy potępiony uczestnik rewolucji z roku 1848 pełni funkcję
konstytucyjnego ministra Austrii; gdy Włochy od Alp po Adriatyk są rządzone
przez stronników Mazziniego; a mężowie stanu, którzy dystansowali się od
śmiałych posunięć Peela, cieszą się obecnie w Anglii dwukrotnie wyższym poparciem
wśród elektoratu wyborczego. Gdyby filozofowi, który ogłosił prawo, według
którego demokratyczny postęp jest czymś stałym i nieuniknionym, przyszło dożyć
sędziwego wieku, byłby zaskoczony tym, jak bardzo spełniła się jego
przepowiednia. Przez te wszystkie lata, kiedy owe rewolucyjne zmiany
następowały, Sir Thomas Erskine May był znacznie bardziej niż jakikolwiek inny
Anglik stale zaangażowany w najważniejsze wydarzenia wieku. Większość czasu
zasiadał w Izbie Gmin, gdzie jak Kanut obserwował wznoszącą się falę. Zapewne
nikt nie mógłby być tak dobrze przygotowanym do roli historyka demokracji
europejskiej, jak ten, który po przestudiowaniu mechanizmu władzy ludu w
najchwalebniejszym zgromadzeniu w momencie jego największego rozkwitu, napisał
jego historię i przekazał jego metody rządzenia całemu światu.
Nie
dziwi fakt, że tak wyjątkowe i pracochłonne zadanie zostało w końcu podjęte.
Demokracja jest olbrzymim potokiem, zasilanym przez wiele źródeł. Na jej wzrost
miały wpływ czynniki materialne i duchowe. Wiele osiągnięto dzięki teoriom
ekonomicznym a jeszcze więcej dzięki ekonomicznym prawom. Jej siłą napędową
czasami była doktryna, czasami wydarzenia, a błąd odgrywał równie znaczącą rolę
co prawda. Postęp w stronę rządów ludu był niekiedy determinowany przez
legislację, czasem przez książkę, wynalazek, lub przestępstwo. Możemy
prześledzić ten rozwój, sięgając do czasów metafizyków greckich i rzymskich jurystów,
do barbarzyńskich obyczajów i prawa kościelnego, do reformatorów odrzucających
prawo kanoniczne, do członków sekt, którzy odrzucali reformatorów, i filozofów
odrzucających sekty. Czasy się zmieniły, jeden naród zastąpił poprzedni,
a w okresie największej stagnacji życia w Europie, Nowy Świat zgromadził siły,
które zmieniły stary porządek.
Historia,
która zajmuje się rozwojem wypadków od początku do końca, jest czymś
wartościowym, lecz nie służy ani pokojowi ani pojednaniu. Nie ma chyba bardziej
niepokojących odkryć niż te odsłaniające pochodzenie idei. Celne definicje i
dokładna analiza ujawniłyby istniejące w społeczeństwie podziały, zaostrzyły
polityczne spory uniemożliwiając kompromis, zachwiały politycznymi sojuszami czyniąc
je nieprzydatnymi a politykę zatruły namiętnościami wywołanymi przez społeczne
i religijne konflikty. Sir Erskine May pisze dla wszystkich, którzy zajmują
pozycję w ramach szerokich granic wyznaczonych przez naszą konstytucję. Jego
sąd jest daleki od wszelkich skrajności. Odchodzi on od dyskusji nad teoriami,
i bada swój przedmiot w świetle instytucji, wierząc, że prawa zależą bardziej
od kondycji społeczeństwa, a jedynie w niewielkim stopniu od poglądów i debat
nie mających mocnego oparcia w rzeczywistości. Wyznaje on otwarcie swój sceptycyzm
nawet wobec wpływu Locke’a i niewiele dba o takie kwestie jak na przykład: jak
wiele samorząd zawdzięcza Niepodległości, lub równość Kwakrom; na ile na
demokrację wpływała doktryna głosząca, że społeczeństwo jest ufundowane na
umowie, że szczęście jest celem całego rządu, lub, że praca jest jedynym
źródłem bogactwa. Dlatego też, ponieważ zawsze twardo stąpa po ziemi a wywód
swój prowadzi opierając się na podstawie licznych i starannie dobieranych
faktów, za pomocą zdrowego rozsądku i doświadczenia raczej niż za pomocą
dogmatycznych zasad, wszyscy odniosą korzyść z przeczytania tej książki
i niemal nikt nie poczuje się urażony.
Chociaż
autor nie proponuje żadnych idei moralnych, jednakże we wprowadzeniu wymienia
idee, które nim kierowały. Tak więc daremny będzie trud czytelnika, który nie
zrozumie lekcji wypływającej z każdego rozdziału tej książki. Sir Erskine May
jest przekonany, że tendencją współczesnego rozwoju jest podnoszenie poziomu
mas ludowych, zwiększanie ich udziału w pracy i owocach cywilizacji, w
korzystaniu z dobrobytu i edukacji,
w szacunku dla samego siebie oraz niezależności, w wiedzy politycznej oraz we
władzy. Gdybyśmy powyższe idee wzięli za powszechne prawo dziejów, byłoby ono
nie mniej wizjonerskie niż uogólnienia Monteskiusza i Tocqueville’a; lecz
zważywszy na konieczne ograniczenia wynikające z czasu i miejsca, nie można tej
kwestii w pełni przedyskutować. Dodatkowa konkluzja, wspierana przez daleko
szersze rozumowanie, jest taka, że demokracja, podobnie jak monarchia, przynosi
zbawienne efekty jeżeli jest ograniczona, oraz fatalne skutki jeśli jest niczym
niepohamowana. Może być najprawdziwszym przyjacielem wolności lub jej
najbardziej bezlitosnym wrogiem, w zależności od tego, czy jest ustrojem
mieszanym, czy czystym. Jest to starodawna i podstawowa prawda zawarta w
zasadzie rządu konstytucyjnego, który był wprowadzany w życie w wielu
imponujących przykładach od czasów Patriarchów aż do rewolucji, która w 1874
roku przekształciła federalną Szwajcarię w nieograniczoną demokrację, rządzoną
przez bezpośredni głos całego ludu.
Właściwe
rozróżnienie pomiędzy wolnością i demokracją, które zajmowało wiele myśli
autora, nie może być zbyt mocno zarysowane. Niewolnictwo tak często łączyło się
z demokracją, że pewien bardzo utalentowany pisarz stwierdził dawno temu, że
jest to wręcz charakterystyczna cecha demokratycznego państwa; a filozofowie
Południowej Konfederacji głosili tę teorię ze skrajną gorliwością. Albowiem
niewolnictwo spełniało rolę podobną do ograniczonego prawa wyborczego, wiążąc
władzę z własnością i zapobiegając socjalizmowi – zniedołężnieniu zagrażającemu
dojrzałym demokracjom. Najbardziej inteligentny z greckich tyranów, Periander,
odradzał zatrudniania niewolników; a Perykles określał wolność od pracy
fizycznej jako znaczący przywilej Aten. W Rzymie podatek za wyzwolenie
niewolnika wprowadzono natychmiast po ustanowieniu politycznej równości przez
Liciniusa. Oskarżenie Anglii o narzucanie niewolnictwa Ameryce zostało
dyskretnie wykreślone z Deklaracji Niepodległości, a francuskie Zgromadzenie
proklamując Prawa Człowieka, zadeklarowało, że nie rozciągają się one na
kolonie. Spór abolicyjny spowodował, że każdy przyswoił sobie powiedzenie
Burke’a, według którego ludzie najlepiej poznają cenę wolności poprzez bycie
panami niewolników.
Od
czasów najświetniejszych dni Aten, dni Anaksagorasa, Protagorasa i Sokratesa,
utrzymywało się dziwne pokrewieństwo między demokracją i religijnym
prześladowaniem. Najkrwawszy czyn popełniony w okresie między wojnami
religijnymi i rewolucją został dokonany z powodu fanatyzmu ludzi żyjących w
prymitywnej republice w Alpach Retyckich, a z sześciu demokratycznych kantonów
tylko jeden tolerował protestantów, a i to po walce, która zakończyła lepszą
część dwóch wieków. W 1578 roku piętnasta katolicka prowincja połączyłaby się
ze zrewoltowanymi Niderlandami, gdyby nie rozwścieczona bigoteria Gandawy; natomiast
demokracja Friesland była najbardziej nietolerancyjna spośród prowincji.
Arystokratyczne kolonie w Ameryce broniły tolerancji przeciwko swoim
demokratycznym sąsiadom, a jej triumf na Rhode Island i w Pensylwanii był
efektem nie polityki lecz religii. Republika Francuska upadła ponieważ lekcja
wolności religijnej okazała się dla niej zbyt trudna do przerobienia. Aż do
XVIII stulecia, wolność religijna znacznie częściej znajdowała zrozumienie w
monarchiach niż w wolnych rzeczpospolitych. Richelieu uznawał tę zasadę wtedy,
gdy budował despotyzm Bourbonów, czynili tak też elektorzy Brandenburgii, w
czasie gdy stawali się władcami absolutnymi, a po upadku Clarendona, pojęcie
pobłażliwości było nierozłącznie związane z projektem Karola II zniweczenia
ówczesnego ładu politycznego.
Rząd,
który jest na tyle silny, by lekceważyć opinię publiczną, może ignorować
pozornie uzasadnioną herezję głoszącą, że zapobieganie jest lepsze od karania,
gdyż sam może karę wymierzać. Lecz rząd całkowicie zależny od opinii szuka
jakiegoś zabezpieczania, stara się zdobyć kontrolę nad tymi siłami, które
kształtują ją, i obawia się, aby cierpiący ludzie nie zostali wyedukowani w
resentymentach wrogich jego instytucjom. Kiedy generał Grant usiłował podjąć
walkę z poligamią w Utah, uznano za konieczne dobranie sędziów przysięgłych
spośród niemormonów, a Sąd Najwyższy uznał, że te procedury były niezgodne z
prawem, a więc więźniowie musieli zostać uwolnieni. Nawet morderca Lee został
zwolniony w 1875 roku przez skład sędziowski złożony z mormonów.
Współczesna
demokracja stawia wiele trudnych i zróżnicowanych pytań, na które nie sposób
odpowiedzieć nie sięgnąwszy po szerszy materiał od tego, który Tocqueville
zdobył w wyniku obserwacji oraz kontaktów z amerykańskimi władzami. Po to, by
zrozumieć dlaczego nadzieje i obawy, które demokracja niesie ze sobą, były
zawsze nierozłączne, by określić w jakich warunkach demokracja przyspiesza lub
opóźnia rozwój ludu i dobrobyt wolnych państw, nie ma lepszego sposobu niż
prześledzenie drogi wyznaczonej po raz pierwszy przez Sir Erskine’a Maya.
Pośród
niezachwianego despotyzmu, pomiędzy paternalistycznymi, zmilitaryzowanymi i
kapłańskimi monarchiami, budził się świt wraz z wyzwoleniem Izraela z niewoli,
oraz zawarciem przymierza, które zapoczątkowało polityczne życie narodu wybranego.
Plemiona podzielone na jeszcze mniejsze wspólnoty administrowały swoimi
własnymi sprawami według jednego prawa, które zaprzysięgły przestrzegać, lecz
nie istniała żadna świecka władza, która by to prawo wprowadzała w życie.
Rządzili się sami bez władzy centralnej, legislatury, czy też dominującego
duchowieństwa. Ta polityka, która w ramach form stworzonych przez prymitywne
społeczeństwo, urzeczywistniła niektóre cele rozwiniętej demokracji, przez
ponad trzysta lat opierała się ciągłym zagrożeniom anarchią i ujarzmieniem.
Sama w sobie monarchia była ograniczona przez fakt braku władzy ustawodawczej,
przez podporządkowanie króla prawu, które wiązało także jego poddanych, przez
nieustanne apelowanie proroków do sumienia ludu jako ich wyznaczonego
strażnika, oraz zawsze realną możliwość zdetronizowania władcy. Później
jeszcze, w czasie rozkładu religijnej i narodowej konstytucji, te same idee
pojawiły się ze wzmożoną siłą, w niezwykłym zgromadzeniu ludzi, którzy żyli w
prostocie i wyrzeczeniu, odrzucili niewolnictwo, podtrzymywali równość i
gospodarzyli swoją własnością wspólnie, i którzy ukonstytuowali w miniaturze
niemal doskonałą Republikę. Lecz Eseńczycy zginęli wraz z miastem i ze
Świątynią, a przez wiele wieków przykład Hebrajczyków był bardziej użyteczny władzy
niż wolności. Po reformacji sekty, które stanowczo zerwały
z tradycjami Kościoła i państwa, wywodzącymi się z czasów katolickich a dla
swoich nowych urządzeń politycznych poszukiwały uzasadnienia wyższego niż
zwyczaj, powracały pamięcią do rzeczypospolitej ufundowanej na wolnej umowie,
na samorządzie, federalizmie, równości, w której wybory stawiano ponad dziedzictwo,
a monarchia była symbolem pogan. Stwierdzili, że nie ma lepszego modelu dla
nich samych niż naród ukonstytuowany przez religię, nie posiadający żadnego
innego prawodawcy niż Mojżesz, i będący posłusznym nie królowi lecz Bogu. Aż do
tego momentu myśl polityczna była prowadzona przez pogańskie doświadczenie.
Pomiędzy
Grekami, Ateny – najbardziej śmiały pionier republikańskiego odkrycia – były
jedyną dobrze funkcjonującą demokracją. Podlegała ona zmianom, które były udziałem
wszystkich Greków, lecz odpowiedziała na nie w sposób, który pozwolił ujawnić
się szczególnemu geniuszowi politycznemu. Walka konkurujących klas o
zwierzchnictwo niemal wszędzie była powodem ucisku i przelewu krwi, a tu
tymczasem walki te stały się także genialnymi zmaganiami o wolność; ustrój Aten
rozwijał się jedynie z niewielką oddolną presją, dzięki inteligentnej
działalności mężów stanu, którzy bardziej kierowali się politycznym rozumem niż
opinią publiczną. Udało im się uniknąć przemocy i konwulsyjnych zmian, ponieważ
kurs i tempo ich reform wyprzedzało publiczne żądania. Solon, którego prawa
dały początek panowaniu rozumu nad siłą, ustanowił demokrację czyniąc lud nie
tyle rzeczywistym administratorem, co źródłem władzy. Powierzał on rząd nie
wedle pozycji społecznej lub urodzenia, lecz według stanu posiadania i
uregulował polityczne wpływy właścicieli ziemskich poprzez ich udział w
ciężarach związanych ze służbą publiczną. Niższej klasie, która ani nie nosiła
broni, ani nie płaciła podatków i była wykluczona z rządu, Solon przyznał przywilej
wyboru i żądania wyjaśnień od tych, którzy nimi rządzili, oraz zatwierdzania
lub odrzucania aktów ustawodawczych i orzeczeń sądów. Chociaż zobowiązał
Areopag do zachowania swoich praw, postanowił, że mogą one zostać zmienione
według potrzeb; a ideałem, który miał na myśli, były rządy sprawowane przez
wszystkich wolnych obywateli. Ustępstwa Solona na rzecz ludowego elementu były
niewielkie i dokładnie zabezpieczone. Ustąpił nie więcej niż było to konieczne
dla zagwarantowania przywiązania całego ludu do państwa. Lecz zatwierdził
zasady, które szły znacznie dalej niż żądania, którym uległ. Solon zrobił
jedynie krok w stronę demokracji, lecz był to krok pierwszy, krok, który
zapoczątkował kolejne.
Kiedy
wojny perskie, które przemieniły arystokratyczne Ateny w państwo morskie,
przyniosły nowe źródła bogactwa i na nowo zdefiniowały interesy, warstwa, która
dostarczyła wielu okrętów oraz większość ludzi, którzy ochronili narodową niepodległość
i ustanowili imperium, nie mogła już zostać wykluczona ze sprawowania władzy.
Zasada Solona, według której polityczny wpływ powinien być współmierny do
politycznej służby, przełamała formy, którymi on sam ograniczył ją, gdyż duch
jego konstytucji był zbyt mocny dla jego litery. Czwarta grupa posiadaczy
została dopuszczona do sprawowania urzędów. Wiele funkcji publicznych obsadzono
w drodze losowania, po to, by kandydaci mieli równe szanse oraz by nie
decydował ani interes ani liczebność. Ateńska idea republiki miała zastąpić
bezosobową władzę prawa poprzez rządy ludzi. Mierność stanowiła zabezpieczenie
przed pretensjami przewyższającymi zdolności, gdyż ustalony porządek był
zagrożony nie przez przeciętnych obywateli, lecz przez ludzi cieszących się
wyjątkową sławą, podobną Miltiadesowi. Lud Aten czcił swoją konstytucję jako
dar bogów, źródło i tytuł jego siły, rzecz zbyt świętą, aby ją niepotrzebnie
zmieniać. Domagał się on kodeksu, tak by niepisane prawo nie mogło być już
dłużej interpretowane zgodnie z wolą Archonów i Areopagitów. Wyraźnie określone
i pewne prawodawstwo było tryumfem tej demokracji.
Ów
konserwatywny duch był tak oczywisty, że rewolucja, która zniosła przywileje
arystokracji, zapoczątkowana została przez Aristidesa, a dokończona przez
Peryklesa, a zatem przez ludzi wolnych od zarzutu schlebiania masom. Związali
oni wszystkich wolnych Ateńczyków z interesem państwa, i wzywali ich, bez
różnicowania przynależności klasowej, do sprawowania należnej im władzy. Solon
zagroził utratą obywatelstwa tym wszystkim, którzy okazali się obojętnymi na
partyjne konflikty, a Perykles zadeklarował, że każdy mężczyzna, który
zaniedbał swój udział w publicznych obowiązkach, jest bezużytecznym członkiem
wspólnoty. Aby bogactwo nie mogło dawać nieuczciwej korzyści, a biedni nie
brali łapówek od bogaczy, Perykles zdecydował o płaceniu przez państwo w czasie
służby publicznej urzędnikom zaprzysiężonym. Aby ich liczba nie mogła dać
żadnej nieusprawiedliwionej władzy, ograniczył prawo obywatelstwa do tych,
którzy przyszli na świat z obojga ateńskich rodziców, i w ten sposób usunięto
ze zgromadzenia ponad cztery tysiące mężczyzn o mieszanym pochodzeniu. Ten
śmiały sposób, który zyskał aprobatę dzięki rozdysponowaniu ziarna z Egiptu
pomiędzy tych, którzy udowodnili swoje pełne ateńskie pochodzenie, zrównało
czwartą klasę z posiadaczami realnej własności. Perykles czy Ephilates byli
pierwszymi demokratycznymi mężami stanu, którzy w pełni uchwycili pojęcie
politycznej równości. Mogłoby się wydawać, że wszystkie reformy zostały przeprowadzone
w roku 460, a więc roku śmierci Ephilatesa. Istniało niebezpieczeństwo, że
środki, zastosowane w celu zrównania wszystkich obywateli doprowadzą do nowych
nierówności między warstwami społecznymi a sztuczne przywileje ziemskie zostaną
zastąpione jeszcze bardziej druzgocącą przewagą liczebną. Perykles utrzymywał
jednak, że nie można tolerować sytuacji, gdy od jednej części ludu wymaga się
przestrzegania prawa, które inni mają wyłączny przywilej ustanawiania. Był on
zdolny przez trzydzieści lat utrzymać w państwie równowagę, rządząc przy pomocy
powszechnej zgody wspólnoty formowanej na drodze wolnej debaty. To on uczynił
jednomyślny lud suwerenem; lecz podporządkował także ludową inicjatywę sądowi
rewizyjnemu i wyznaczył karę dla wnioskodawcy jakiegokolwiek środka, który
zostałby uznany za niekonstytucyjny. Ateny pod rządami Peryklesa były
najbardziej udaną republiką, która zaistniała przed pojawieniem się systemu
reprezentacyjnego, lecz jej chwała skończyła się wraz z jego śmiercią.
Zagrożenie
wolności płynące albo z przywileju albo ze strony większości było tak wyraźne,
że urosła w siłę idea, według której równość majątków byłaby jedynym sposobem
zapobieżenia konfliktowi klasowych interesów. Filozofowie Phaleas, Platon,
Arystoteles sugerowali różnorodne środki w celu wyrównywania różnicy między
bogatymi i biednymi. Solon usiłował kontrolować wzrost majątków, a Perykles nie
tylko wzmocnił publiczne zasoby oddając bogatych pod kontrolę zgromadzenia, w
którym nie mieli oni przewagi, lecz użył tych zasobów dla polepszenia kondycji
i zwiększenia możliwości mas. Z poczuciem żalu ze strony tych, którzy zostali
opodatkowani dla korzyści innych, dobrze sobie radzono dopóki daniny płacone
przez sprzymierzeńców napełniały skarbiec. Lecz Wojna Peloponeska spowodowała
wzrost obciążenia dochodów i pozbawiła Ateny jej zależnych sojuszników.
Równowaga została naruszona, a polityka czynienia z jednej klasy dającą, a z
drugiej otrzymującą, brała się nie tylko z przekonania, że leży w interesie
biednych, lecz także przez rozpowszechnienie teorii, że zarówno bogactwo, jak i
nędza psują obywateli, że klasa średnia jest jedyną, która najchętniej kieruje
się rozumem, a najlepszym sposobem na uczynienie z niej klasy dominującej jest
pomniejszenie wszystkiego cokolwiek wychyla się ponad powszechny poziom, i
podniesienie tego wszystkiego cokolwiek znajduje się poniżej. Teoria ta, która
stała się nieodłączna od demokracji i sama w sobie zawierała potencjał
samozniszczenia, okazała się fatalna dla Aten, gdyż przywiodła mniejszość do
zdrady. Ateńscy demokraci okryli się chwałą nie dlatego, że udało im się ominąć
najgorsze konsekwencje tej zasady, lecz dlatego, że dwukrotnie odrzucili
uzurpacje oligarchii, i ustanowili ograniczenia dla swojej własnej władzy.
Wybaczyli też swoim pokonanym wrogom, znieśli opłatę za uczestnictwo w zgromadzeniu,
ustanowili rządy prawa uznając, że kodeks stoi ponad ludem. Rozróżnili też
sprawy, które miały charakter ustrojowy, od tych rzeczy, które miały charakter
prawny, i zadecydowali, że żaden akt prawny nie powinien być uchwalony dopóki
nie zostanie stwierdzona jego zgodność z konstytucją.
Przyczyny,
które doprowadziły republikę ateńską do ruiny, ilustrują powiązanie etyki z
polityką raczej niż wady wrodzone demokracji. Państwo, które posiada jedynie 30
tysięcy pełnoprawnych obywateli wobec całej populacji liczącej 500 tysięcy,
i jest rządzone, praktycznie, przez około 3 tysiące mężczyzn na publicznych
zebraniach, jest ledwo, ledwo demokratyczne. Krótkotrwały triumf ateńskiej
wolności i jej szybki zmierzch miały miejsce w wieku, który nie posiadał utrwalonych
standardów dobra i zła. Bezprecedensowa aktywność intelektów wstrząsnęła
zaufaniem do bogów, a bogowie byli przecież dawcami prawa. W rzeczywistości
niewielki krok dzielił podejrzenia Protagorasa, że nie ma żadnych bogów, od
twierdzenia Kritiasza, że nie ma żadnych sankcji za nie przestrzeganie praw.
Jeśli nie było niczego oczywistego w teologii, nie było też niczego pewnego w
etyce i nie było żadnego moralnego obowiązku. Wola człowieka, a nie wola Boga
rządziły życiem, a każdy człowiek i grupa ludzi posiadali uprawnienie do
czynienia wszystkiego, co tylko byli w stanie robić. Tyrania nie była niczym
złym, a hipokryzją było odmawianie sobie radości płynącej z jej sprawowania.
Doktryna sofistów nie ograniczała w żaden sposób władzy i nie dawała żadnej ochrony
wolności; ona wywołała krzyk Ateńczyków, twierdzących, że nie wolno ich
powstrzymywać od robienia tego, co sprawia im przyjemność, oraz mowy takich
mężów jak Atenagoras i Eufemus głoszące, że demokracja może karać ludzi, którzy
nie zrobili niczego złego, i że nic, co jest korzystne, nie może być
nieodpowiednie. Także Sokrates zginął w wyniku reakcji przez nich spowodowanej.
Potomność
dała posłuch uczniom Sokratesa. Ich zeznania przeciwko rządowi, który skazał na
śmierć najlepszego spośród obywateli, były pieczołowicie przechowywane w
pismach, które z samym chrześcijaństwem konkurują o wpływ na przekonania ludzi.
Grecja rządziła światem za pomocą swojej filozofii, a najgłośniejsze pisma
greckiej filozofii są protestem przeciw ateńskiej demokracji. Lecz chociaż
Sokrates drwił z praktyki powierzania losowi wyboru urzędników, Platon
podziwiał splamionego krwią tyrana Kritiasza, a Arystoteles uważał Theramenesa
za większego męża stanu od czasów Peryklesa, to jednak byli to ludzie, którzy
położyli pierwsze kamienie pod system czysty i stali się dawcami praw dla
przyszłych rzeczypospolitych.
Trzon
metody Sokratesa był w istocie demokratyczny. Nalegał on, aby ludzie zadając
nieustannie pytania poddawali wszystko w wątpliwość, i aby nie zadawalał ich
werdykt władz, większości lub obyczaju. Sądzić o dobru i złu, nie poprzez
pryzmat woli innych i sentymentu, lecz poprzez światło, które Bóg umieścił w
każdym ludzkim rozumie i sumieniu. Sokrates ogłosił także, że władza jest
często zła i nie ma żadnego uprawnienia by zmuszać do milczenia lub narzucać
przekonania. Lecz nie dał on żadnego uzasadnienia dla oporu. Sokrates wyzwolił
ludzi do myślenia, ale nie do działania. Wzniosła historia jego śmierci
pokazuje, że bałwochwalcza cześć dla państwa, pozostała nie zmącona jego
pogardą dla władców tegoż państwa.
Platon
nie podzielał ani patriotyzmu swego mistrza, ani jego czci dla obywatelskiej
władzy. Wierzył on, że żadne państwo nie może wymagać posłuszeństwa, jeśli samo
nie zasługuje na szacunek. Zachęcał także obywateli do tego, by pogardzali
swoim rządem jeśli nie rządziliby nimi ludzie mądrzy. Dla arystokracji
filozofów zarezerwował nieograniczone przywileje, lecz ponieważ żaden rząd nie
był w stanie pozytywnie przejść przez taki sprawdzian, jego tęsknota za
despotyzmem miała charakter hipotetyczny. Kiedy upływające lata obudziły go z
fantastycznego snu o jego republice, jego wiara w boski rząd złagodziła jego
nietolerancję dla ludzkiej wolności. Platon nie ścierpiałby demokratycznej
polityki, jednak wzywał wszystkie istniejące władze by swoje istnienie
uzasadniły przed najwyższym trybunałem. Pragnął, aby wszystkie konstytucje były
gruntownie przemodelowane, oraz dostarczył najbardziej potrzebną greckiej
demokracji zasadę,
a mianowicie przekonanie, że wola ludu jest podporządkowana woli Boga i że cała
władza obywatelska jest ograniczona i warunkowa, oczywiście za wyjątkiem
wyimaginowanego państwa. Ogromna żywotność jego pism stale oświetlała przed
ludzkością niebezpieczeństwa związane z ludowym rządem; lecz także pomogła przetrwać
wierze w idealną politykę i poglądowi o sądzeniu władz tego świata według
standardów niebieskich. Nie było więc żadnej zaciekłej wrogości wobec
demokracji, lecz także nie było żadnego mocniejszego opowiedzenia się za
rewolucją.
W Etyce
Arystoteles potępia demokrację jako posiadającą najgorszy rząd, nawet wówczas,
gdy występuje cenzus majątkowy. Lecz u schyłku swojego życia, kiedy pracował
nad Polityką niechętnie uczynił znaczące ustępstwo. Celem zachowania suwerenności
prawa, które jest rozumnością i obyczajem pokoleń, oraz ograniczenia dziedziny
swobodnego wyboru i zmiany, uważał, że najlepiej byłoby, aby żadna klasa
społeczna nie miała przewagi, jeden człowiek nie był poddany drugiemu, oraz by
wszyscy wydawali polecenia, i wszyscy ich przestrzegali. Zalecał także, aby
władza była przekazywana przedstawicielom klas wyższych i niższych, pierwszym
według ich majętności, drugim według liczebności; oba kierunki powinny zaś
zbiegać się w klasie średniej. Gdyby arystokracja i demokracja zostały jasno
połączone i równoważyły się wzajemnie, to zdaniem Arystotelesa nikt nie byłby
zainteresowany zakłócaniem pogodnego majestatu bezosobowego rządu. W celu
pogodzenia ze sobą tych dwóch zasad, był gotów nawet przyznać biedniejszym
obywatelom prawo do sprawowania urzędu i płacić im za wypełnianie publicznych
obowiązków; zamożnych chciał jednak zobowiązać do uczestnictwa,
a urzędników i sędziów wyznaczać poprzez wybór, a nie losowanie. Dzięki swojemu
oburzeniu z powodu fantastyczności pomysłów Platona oraz swojemu przywiązaniu
do faktów, Arystoteles stał się wbrew swojej woli proroczym wyrazicielem
poglądów opowiadających się za ograniczoną i odrodzoną demokracją. Jednakże Polityka,
która dla świata nowożytnego pozostaje najważniejszą z jego prac, nie miała
żadnego wpływu na starożytność i nie jest cytowana przed nastaniem czasów
Cycerona. Następnie znów zanika na wiele wieków. Była nieznana arabskim
komentatorom, a w Europie Zachodniej została wydobyta na światło dzienne przede
wszystkim przez św. Tomasza z Akwinu, w tych czasach, kiedy to domieszka
ludowych elementów modyfikowała feudalizm oraz przyczyniła się do uwolnienia
filozofii politycznej od despotycznych teorii i utwierdzenia w niej wolnościowych
tendencji.
Trzy
pokolenia sokratejskich szkół zrobiły więcej dla przyszłości władzy ludu niźli
wszystkie instytucje państw greckich razem wzięte. Szkoły te brały w obronę
sumienie przeciw władzy, i podporządkowały zarówno sumienie jak i władzę
wyższemu prawu; proklamowały doktrynę o mieszanym ustroju, która ostatecznie
wzięła górę nad monarchią absolutną, i wciąż walczy przeciwko skrajnym
republikanom i socjalistom oraz przeciwko dowódcom setek legionów. Jednakże ich
poglądy na wolność nie były oparte na sprawiedliwości lecz wynikały z doraźnych
celów. Przedstawiciele tych szkół ustanawiali prawa dla uprzywilejowanych
obywateli Grecji, i nie przychodziło im na myśl istnienie takiej zasady, która
obejmowałaby swoimi uprawnieniami obcokrajowców i niewolników. Odkrycie to, bez
którego cała nauka polityczna była zaledwie konwencją, należało już do
następców Zenobiusza.
Zaślepienie
i nędza teologicznych spekulacji spowodowały, że Stoicy przypisywali rządzenie
wszechświatem w znacznie mniejszym stopniu zmiennemu projektowi bogów niż jasno
określonemu prawu natury. Dzięki temu prawu, które dominuje nad tradycjami
religijnymi i narodowymi władzami, i którego każdy człowiek może uczyć się od
anioła stróża, który nigdy nie śpi ani nie błądzi, wszyscy są rządzeni
podobnie, wszyscy są równi, wszyscy są zobowiązani do wzajemnej dobroczynności
jako członkowie jednej wspólnoty i dzieci tego samego Boga. Jedność ludzkości
implikuje istnienie praw i obowiązków wspólnych dla wszystkich ludzi, których
prawo stanowione ani nie nakazuje ani nie zabrania. Stoicy nie darzyli wielkim
szacunkiem tych instytucji, które zmieniały się wraz z upływem czasu i zmianą
miejsca, a ich idealne społeczeństwo bardziej przypominało Kościół powszechny
niż realnie istniejące państwo. W każdym konflikcie występującym pomiędzy
władzą i sumieniem oni zawsze preferowali wewnętrznego przewodnika, a nie
zewnętrznego, oraz – jak mówił Epiket – szanowali prawa bogów, a nie nędzne
prawa śmiertelnych. Ich doktryna równości, braterstwa, humanizmu; ich obrona
indywidualizmu przeciwko władzy publicznej, ich odrzucenie niewolnictwa,
ratowało demokrację przed ciasnotą, brakiem zasad i solidarności, które dziś
zarzuca się Grekom. W życiu praktycznym Stoicy opowiadali się za mieszaną
konstytucją, a nie za czystą formą ludowego rządu. Chrysippus uważał za
niemożliwe zadowolenie zarówno bogów jak i ludzi, a Seneka deklarował, że lud
jest skorumpowany i pozbawiony zdolności oraz że za rządów Nerona niczego nie
brakowało do wypełnienia wolności za wyjątkiem możliwości zniszczenia jej.
Jednakowoż ich wzniosła koncepcja wolności – nie jako wyjątkowego przywileju,
lecz jako przyrodzonego prawa ludzkości – przetrwała w prawie narodów i
uszlachetniła sprawiedliwość Rzymu.
Podczas
gdy wolności Grecji zostały zdławione przez oligarchów Doriana oraz
macedońskich królów, republika rzymska została zrujnowana nie przez jej wrogów
– nie było bowiem wroga, którego nie podbiłaby – ale przez swoje własne
występki. Republika rzymska była wolna od wielu przyczyn niestabilności i
rozpadu, które tak gnębiły Grecję – popędliwości, myśli filozoficznej, niezależnej
wiary, pościgu za nieistotną gracją i pięknem. Zamiast tego republika była
chroniona przez wiele subtelnych zabezpieczeń skierowanych przeciwko suwerenności
większości i przeciwko prawom stanowionym przez zaskoczenie. Konstytucyjne
bitwy staczano wciąż i wciąż; a postęp był tak wolny, że często reformy
przegłosowywano wiele lat zanim mogły zacząć przynosić efekty. Władza, do
sprawowania której dopuszczeni byli ojcowie, panowie, czy wierzyciele, nie
współgrała z duchem wolności przypominając praktyki służalczego Wschodu.
Rzymski obywatel smakował w luksusie władzy, a jego zazdrosna obawa o każdą
zmianę, która może osłabić jego przyjemność, była zapowiedzią ponurej
oligarchii. Fakt, że Rzymska Rzeczpospolita w rzeczywistości składała się z
dwóch państw w jednym, był główną przyczyną, która przemieniła dominację
skostniałych i odizolowanych patrycjuszy w model Republiki i która z będącej w
stanie rozkładu Republiki stworzyła archetyp wszelkiego despotyzmu. Konstytucja
stała się kompromisem pomiędzy niezależnymi ciałami, a obowiązek dotrzymywania
umów stanowił ochronę dla wolności. Plebs zyskał samorządność i równą
suwerenność dzięki trybunom ludowym, urzędowi będącemu szczególnym, wybitnym i
decydującym wynalazkiem rzymskiej sztuki sprawowania władzy. Uprawnienia nadane
trybunom, którzy mieli być obrońcami słabych, zostały niejasno sformułowane,
lecz w praktyce miały wielkie znaczenie. Co prawda, nie mogli oni rządzić, lecz
mogli szachować cały rząd. Pierwszy a zarazem ostatni krok plebejskiego postępu
uczyniono nie przy pomocy perswazji lub przemocy, lecz dzięki prawu weta. Za
pomocą takiego zachowania trybuni przezwyciężyli wszystkie władze państwowe
używając bardzo groźnej broni – obstrukcji. Licinus wstrzymując działalność
publiczną na okres pięciu lat ustanowił demokratyczną równość. Zabezpieczeniem
przeciwko nadużyciom było uprawnienie każdego trybuna do zawetowania działań
jego kolegów. Jako że byli oni niezależni od swoich wyborców, i nietrudno było
znaleźć mądrego i uczciwego człowieka pomiędzy tymi dziesięcioma, był to
najskuteczniejszy element obrony mniejszości jaki kiedykolwiek wymyślił
człowiek. Po wprowadzeniu prawa Hortensjusza, które w 287 roku nadało
zgromadzeniom plebejskim pozycję równorzędną zgromadzeniu ludowemu, trybuni
zaprzestali reprezentowania interesów mniejszości a ich dzieło zostało tym
samym ukończone.
Trudno
byłoby znaleźć projekt wzbudzający jeszcze mniejsze zaufanie i dający mniejszą
nadzieję od tego, który ustanawiał obok siebie dwie suwerenne legislatury w
ramach jednej wspólnoty. Skutecznie zamknęło to jednak trwający od wieków
konflikt
i wprowadziło Rzym w epokę stałego dobrobytu i wielkości. W ramach ludu nie
istniał żaden rzeczywisty podział, który korespondowałby z istniejącym
sztucznym podziałem w państwie. Minęło pięćdziesiąt lat zanim zgromadzenie
ludowe zrobiło użytek ze swojej prerogatywy i uchwaliło prawo w opozycji do
senatu. Polibiusz nie potrafił wychwycić słabego punktu w tej istniejącej
strukturze. Wydawało się, że występowała całkowita harmonia
i sądził on, że nie może istnieć doskonalszy wzór rządu. Lecz podczas tych
szczęśliwych lat przyczyna, która doprowadziła do zniszczenia rzymskiej
wolności, była w pełni aktywna. Był to warunek prowadzenia nieustannej wojny,
która przyniosła co najmniej trzy wielkie zmiany, które okazały się początkiem
końca – reformy Grakchusa, uzbrojenie nędzarzy oraz obdarowanie rzymskim prawem
wyborczym lud Italii.
Zanim
Rzymianie rozpoczęli swoją karierę jako zagraniczni zdobywcy, posiadali armię
składającą się z 770 tysięcy ludzi, lecz od tego czasu nieprzerwanie
następowały straty obywateli w wojnach. Regiony, niegdyś usłane małymi, cztero
i pięcioakrowymi majątkami, które były idealnymi komórkami rzymskiego społeczeństwa
oraz głównym nerwem armii i państwa, zostały zapełnione stadami bydła i
niewolników, a istota rządów demokratycznych była drenowana. Reforma agrarna
miała ponownie ukonstytuować chłopską klasę, wykorzystując do tego majątki
państwowe czyli ziemie, które zarządzające rodziny posiadały od pokoleń, które
kupowały i sprzedawały, dziedziczyły, dzieliły, uprawiały
i rozwijały. Ten konflikt interesów, który tak długo był uśpiony, ożywił się z
furią nieznaną w konfliktach pomiędzy patrycjuszami i plebsem, ponieważ była to
już teraz kwestia nie tyle równości praw, ale wręcz ujarzmienia. Przywrócenie
demokratycznych elementów społecznych nie mogło zostać zrealizowane bez zniszczenia
senatu, a kryzys ten odsłonił w końcu defekt całej machiny oraz
niebezpieczeństwo podziału władz, w taki sposób, że nie byłyby ani poddane
kontroli, ani nie współpracowałyby zgodnie. Zgromadzenie ludowe prowadzone
przez Grakchusa miało władzę stanowienia praw; a jedynym konstytucyjnym
hamulcem była możliwość nakłonienia jednego z trybunów do zablokowania postępowania.
Zgodnie z tą zasadą, trybun Oktawiusz użył swojego weta. Władza trybunału
ludowego, najbardziej uświęcona z władz, która nie mogła być kwestionowana
ponieważ była ufundowana na ugodzie zawartej pomiędzy dwoma partiami wspólnoty
i stała się zwornikiem ich związku, została wykorzystana w opozycji do woli
ludu, w celu powstrzymania reformy, od której zależało przetrwanie demokracji.
Grakchus doprowadził do pozbawienia Oktawiusza urzędu trybuna. Co prawda nie
było to nielegalne, lecz była to rzecz niespotykana, a co więcej wydawało się
Rzymianom działaniem świętokradczym, które wstrząsnęło filarami państwa, gdyż
po raz pierwszy w tak znaczący sposób ujawniła się demokratyczna suwerenność.
Trybun mógł spalić arsenał i zdradzić miasto i wciąż nie mógł zostać rozliczony
dopóki jego rok urzędowania nie dobiegł końca. Lecz gdyby zaczął działać
przeciw ludowi, szybko skończyłby się jego okres sprawowania władzy, władzy,
którą został obdarzony przez lud. Trybunał ludowy ustanowiono jako instytucję
obrońców gnębionych, w czasach, gdy plebs obawiał się ucisku. Z kolei zrezygnowano
z tej instytucji wówczas, gdy zdecydowano, że nie powinno wtrącać się w sprawy
słabszej strony, wtedy gdy demokracja stała się najsilniejsza. Zostali oni
wybrani przez lud jako obrońcy przeciwko arystokracji. Nie powołano bowiem trybunów
po to, aby stali się agentami arystokracji, aby stała się ona jeszcze bardziej
znacząca. W rzeczywistości bogate klasy były bezbronne wobec trybuna ludowego,
któremu nikt nie śmiał się sprzeciwić. Tyberiusz Grakchus faktycznie zachował
urząd i był nietykalny, lecz tylko przez jeden rok. Zostać ponownie wybranym na
ten urząd udało się jednak młodszemu z braci Grakchów. Szlachetnie urodzeni
oskarżyli go o dążenie do korony. Trybun, który powinien być praktycznie
nieusuwalny, jak również nie do pokonania na drodze prawnej, był kimś niewiele
mniej znaczącym od cesarza. Senat kontynuował ten konflikt, podobnie jak
ludzie, którzy walczą nie dla interesu publicznego, ale dla swojego własnego
istnienia. Senatorowie unieważnili prawa agrarne. Zamordowali ludowych
przywódców. Zarzucili konstytucję dla ocalenia samych siebie
i wyposażyli Sulle we władzę wyższą aniżeli posiadał jakikolwiek monarcha, w
celu eksterminacji ich wrogów. Ta upiorna koncepcja publicznego urzędnika
prawnie ustanowionego ponad wszystkimi prawami była bliska surowemu duchowi
Rzymian. Trybuni posiadali co prawda taką arbitralną władzę, lecz w praktyce
byli oni powściągani przez dwa zabezpieczenia, które uważano w Rzymie za
skuteczne, a były to: krótka kadencja sprawowania urzędu i podział władzy
pomiędzy kilku współpracowników. Natomiast władza Sulli nie była ani
ograniczona ani podzielona. Miała trwać tak długo jak tylko chciał. Cokolwiek
mógł zrobić było uważane za właściwe, a co więcej był upoważniony do skazania
na śmierć każdego bez sądu lub oskarżenia. Wszystkie ofiary, które zostały
zarżnięte przez jego zauszników, cierpiały w obliczu prawa. Kiedy w końcu
demokracja zatryumfowała, monarchia Augusta, dzięki której zachowała swoje
zwycięstwo, była łagodniejsza w porównaniu z licencjonowaną tyranią
arystokratycznego przywództwa. Cesarz był konstytucyjną głową republiki,
wyposażoną we wszystkie władze potrzebne do panowania nad Senatem. Instrument,
który służył do pognębienia patrycjuszy, był skuteczny przeciw nowej
arystokracji bogactwa i urzędów. Władza trybunów, debatująca nieprzerwanie,
spowodowała, że niekonieczne stało się kreowanie króla lub dyktatora.
Trzykrotnie Senat proponował Augustowi najwyższą władzę stanowienia praw.
Deklarował on, że władza trybunów już dostarczyła mu tego wszystkiego, czego
żądał. Umożliwiło mu to zachowanie imitacji republiki. Najbardziej popularny ze
wszystkich dostojników Rzymu dostarczył idei imperializmu. Imperium zostało
bowiem stworzone nie przez uzurpację, ale poprzez legalne działanie rozradowanego
ludu, pragnącego zamknięcia ery rozlewu krwi oraz ochrony i zwiększania ilości
zboża i monet, które wówczas stanowiły sumę co najmniej 900 tysięcy funtów
rocznie. Lud przeniósł na cesarza pełnię swojej własnej suwerenności.
Ograniczenie oddelegowanej władzy cesarza miało być wyzwaniem dla jego
omnipotencji, dla odnowienia sporu pomiędzy licznymi i nielicznymi, o którym
zdecydowano w bitwach pod Farsalą i Filippi. Rzymianie podtrzymywali
absolutyzm, ponieważ był on ich własnym wytworem. Podstawowy antagonizm
pomiędzy wolnością i demokracją, pomiędzy bogactwem mniejszości i dominacją mas
stał się czymś oczywistym. Przyjaciel jednej był zdrajcą drugiej. Ten dogmat,
według którego absolutna władza może poprzez hipotezy o swym ludowym
pochodzeniu być podobnie uprawomocniona jak władza konstytucyjna, zaczął
zaciemniać powietrze poprzez wspólne wspieranie tego przeświadczenia zarówno
przez lud jak i przez tron.
Jednakże
w technicznym znaczeniu nowożytnej polityki Cesarstwo nie posiadało
legitymizacji. Poza wolą ludu nie istniało nic dzięki czemu mogłoby ono rościć
sobie prawo do przetrwania. Aby ograniczyć władzę cesarską zrzeczono się swojej
własnej władzy; lecz owe zrzeczenie się miało być w założeniu potwierdzeniem
posiadania owej władzy. Przekazano władzę Cesarstwu, według własnego wyboru.
Rewolucja była więc prawomocna i tak nieodpowiedzialna jak samo Imperium.
Demokratyczne instytucje kontynuowały swój rozwój. Prowincje nie były już
dłużej poddane Zgromadzeniu w odległej stolicy. Mieszkańcy prowincji zdobyli
przywileje rzymskich obywateli. Na długo po tym jak Tyberiusz pozbawił
mieszkańców Rzymu ich funkcji wyborczych, mieszkańcy prowincji nadal cieszyli
się prawem wyboru swoich własnych urzędników. Rządzili się oni niczym rozległa
konfederacja miejskich republik, i nawet wówczas, gdy Dioklecjan wprowadził –
formalnie i w rzeczywistości – rządy despotyczne, prowincjonalne zgromadzenia –
niewielkie zarodki reprezentacyjnych instytucji – sprawowały pewną kontrolę nad
cesarskimi urzędnikami.
Lecz
Imperium zawdzięczało swoją siłę powszechnej fikcji. Poprzez zasadę, według
której Cesarz nie jest poddany prawom oraz może zwalniać innych z obowiązku
bycia im posłusznym – princeps legibus solutus
– rozumiano, że znajdował się on ponad wszystkimi prawnymi ograniczeniami. Od
jego wyroku nie było odwołania. On był żywym prawem. Rzymscy prawnicy, chociaż
ozdabiali swoje pisma egzaltowaną filozofią Stoików, uświęcali każde nadużycie
Imperialnej prerogatywy, za pomocą tych słynnych maksym, które były balsamem
dla tak wielu sumień i sankcjonowały tak wiele zła; a kodeks Justyniana stał
się największą obok feudalizmu przeszkodą, której wolność musiała stawić czoła.
Starożytna
demokracja, jak ta, która istniała za najlepszych czasów Peryklesa, lub w
Rzymie, kiedy opisywał ją Polibiusz, lub nawet ta idealizowana przez
Arystotelesa w szóstej księdze Polityki, a przez Cycerona w początkowym
okresie Republiki, nie była nigdy niczym więcej niż częściowym i obłudnym
rozwiązaniem problemu rządu ludowego. Starożytni politycy nie dążyli do niczego
więcej niż rozpowszechnienie władzy pomiędzy wyznaczone klasy. Ich wolność była
powiązana z niewolnictwem. Nigdy nie zmierzali do zbudowania wolnego państwa
opartego na zapobiegliwości i energii wolnej siły roboczej. Nigdy nie odkryli
trudniejszego lecz bardziej szlachetnego celu, który konstytuuje życie
chrześcijańskich narodów.
Kościół,
który głosił Ewangelię biednym, miał wyraźne punkty wspólne z ideą demokracji:
powściągając wyższość statusu społecznego i bogactwa, zakazując państwu naruszania
sfery przynależnej Bogu, ucząc człowieka miłowania swoich bliźnich jak siebie
samego, krzewiąc poczucie równości; potępiając poczucie dumy wynikające z
przynależności rasowej, które było motywem podbojów oraz uzasadniało doktrynę
odmiennego pochodzenia ludzi, która pozwoliła z kolei sformułować filozoficzną
obronę niewolnictwa; zwracając się nie do władców lecz do rzesz ludzi, oraz
przyznając opinii pierwszeństwo przed władzą. Jednakże mimo to chrześcijaństwo
nie miało bezpośredniego wpływu na postęp polityczny. Przewodnie hasło
starożytnej republiki zostało przetłumaczone przez papistów na język Kościoła
jako Summa est ratio quae pro religione fiat,
i przez jedenaście stuleci, od pierwszego do ostatniego Konstantyna, chrześcijańskie
Imperium było tak samo despotyczne jak pogańskie.
W tym
czasie Europa Zachodnia została opanowana przez ludzi, którzy w swoich
wcześniejszych państwach byli republikanami. Prymitywna konstytucja niemieckich
wspólnot była oparta na związkach raczej niż na podporządkowaniu. Zwykli oni
zarządzać własnymi sprawami poprzez wspólne obrady i okazywać posłuszeństwo
władzom, które miały jasno określony zakres i były tymczasowe. Sądzę, że jednym
z ambitniejszych przedsięwzięć nauk historycznych byłoby prześledzenie drogi do
rozkwitu wolnych instytucji Europy, Ameryki i Australii, pod kątem wpływu, jaki
wywarły na nie zwyczaje wytworzone w lasach Germanii. Lecz nowe państwa
opierały się na podboju a podczas wojen Germanie dowodzeni byli przez królów.
Doktryna samorządu wprowadzona w Galii i Hiszpanii, mogłaby doprowadzić do sytuacji,
w której Frankowie i Goci zniknęliby wśród mas podbitego ludu. Stąd pochodziła
potrzeba wykorzystania wszystkich możliwości, jakie daje żywotna monarchia, wojskowa
arystokracja i miejscowe duchowieństwo, w celu zbudowania państw, które byłyby
zdolne do przetrwania. Rezultatem był system feudalny, absolutne przeciwieństwo
demokracji, które jednak współgrało z cywilizacją.
Odnowienie
demokracji nie było spowodowane ani przez Kościół chrześcijański, ani przez
państwo germańskie, lecz zaistniało dzięki sporowi pomiędzy nimi. Efekt
nastąpił natychmiast po zaistnieniu przyczyny. Skoro tylko Grzegorz VII
doprowadził papiestwo do uniezależnienia się od Cesarstwa, rozpoczął się wielki
konflikt. Ten sam pontyfikat dał początek teorii suwerenności ludu. Stronnictwo
Gregoriańskie argumentowało, że władza cesarska pochodzi od narodu, i dlatego
naród może zabrać władzę, którą wcześniej nadał. Zwolennicy Cesarstwa
odpowiadali, że nikt nie może odebrać tego, co już wcześniej dał naród. Jałowe
jest poszukiwanie źródła iskry albo w krzemieniu albo w stali. Zwycięstwo
każdego z obu stronnictw skończyłoby się nieograniczoną dominacją. Fitznigel
nie miał większego pojęcia o eklezjastycznej wolności niż Jan z Salisbury o
politycznej. Innocenty IV był równie doskonałym absolutystą jak Peter de
Vineis. Lecz każda z partii wprowadzała demokrację krok po kroku, poprzez
szukanie wsparcia miast; każde ze stronnictw po kolei apelowało do ludu i
wzmacniało teorię konstytucyjną.
W XIV
wieku angielskie parlamenty osądzały i detronizowały swoich królów uznając, że
jest to zgodne z ich uprawnieniami; posiadacze rządzili Francją bez króla lub
szlachty; a bogactwo i wolności miast, które wypracowały swoją niezależność od
środkowej Italii do Morza Północnego, obiecywały przez moment przekształcenie
europejskiego społeczeństwa. Nawet w stolicach wielkich księstw, w Rzymie, w
Paryżu, i przez dwa straszne dni
w Londynie, ludowi udawało się zachwiać sprawami publicznymi. Lecz miejskie
republiki charakteryzowały się niestabilnością, Strasburg – zdaniem Erazma i
Bodina rządzony najlepiej ze wszystkich – cierpiał z powodu ciągłych zamieszek.
Pewien sprytny historyk doliczył się siedmiu tysięcy rewolucji we włoskich
miastach. Demokracje nie odnosiły większych sukcesów w regulowaniu równowagi
pomiędzy bogatymi i biednymi niż feudalizm. Okrucieństwo Jacquerie’a oraz
rebelia Wata Tyler’sa zatwardziły serca i spowodowały niechęć wobec ludu.
Kościół i państwo połączyły siły w celu ich zduszenia. Ostatnie pamiętne
zmagania o średniowieczną wolność – insurekcja Comuneros w Kastylii, Wojna
Chłopska w Niemczech, Republika Florencka i rewolucja w Gandawie – zostały
stłumione przez Karola V we wczesnych latach Reformacji.
Tym
niemniej wieki średnie posiadały już kompletny arsenał konstytucyjnych zasad:
postępowania sądowego, opodatkowania przez ciało przedstawicielskie, lokalnego
samorządu, niezależności Kościoła, odpowiedzialności władz. Nie były one jednak
chronione przez żadne instytucje, a Reformacja jeszcze bardziej wysuszyła suche
już kości. Luter ogłosił się pierwszym duchownym, który oddał sprawiedliwość
władzy świeckiej. On też uczynił
z Kościoła Luterańskiego osłonę dla
politycznej stabilności i pozostawił swoim uczniom w spadku doktrynę
boskiego uprawnienia władzy i biernego posłuszeństwa. Zwingli, który był
najbardziej zagorzałym republikaninem, uważał, że wszyscy rządzący powinni być
wybierani, i powinni być gotowi, że zostaną odwołani przez swoich wyborców, lecz
zmarł on zbyt szybko, aby jego wpływ i działania przechyliły Reformację w
stronę demokracji, a nie
w stronę urzeczywistnianej przez Kalwina konstytucji prezbiterian.
Działo
się to na długo zanim ujawnił się w prezbiterianizmie demokratyczny pierwiastek.
Niderlandy stawiały opór Filipowi II przez 15 lat zanim zdobyły się na odwagę
by go usunąć, a spisek ultrakalwinisty Deventera w celu powrotu do przodujących
państw za pomocą suwerennej akcji całego ludu, został pokrzyżowany przez
nieudolność Leicestera i przez wykorzystanie polityki Barnevelta. Hugenoci
straciwszy swoich przywódców w 1572 roku ukonstytuowali się ponownie według
zasad demokratycznych i nauczyli się myśleć, że król, który morduje swoich
poddanych, zrzeka się swojego boskiego prawa do posłuchu. Lecz Junius Brutus i
Buchanan zniszczyli swoje uznanie poprzez obronę królobójstwa; a Hotman,
którego Franco-Gallia jest najpoważniejszą pracą z tej grupy, porzucił
swoje liberalne przekonania, kiedy przywódca jego własnego stronnictwa został
królem. Najbardziej gwałtowna eksplozja demokracji w tamtym wieku wybuchła po
przeciwnej stronie. Kiedy Henryk z Nawarry został kolejnym spadkobiercą tronu
Francji, teoria prawa do pozbawienia króla władzy, która okazywała się
nieefektywna przez ponad wiek, odrodziła się w nowym kształcie i to z jeszcze
większą siłą. Pół narodu akceptowało pogląd, że lud nie jest zobowiązany do podporządkowania
się królowi, którego nie miał możliwości wybrać. Komitet Szesnastu mianował się
władzą Paryża i z pomocą Hiszpanii odniósł sukces, na lata wykluczając Henryka
ze swojej stolicy. W ten sposób zaistniały impuls trwał w literaturze przez
całe pokolenie i zainspirował całą serię traktatów o prawie katolików do
wyboru, do kontroli, i do pieczy nad skarbem swoich władców. Znajdowali się oni
jednak na straconej pozycji. Większość z nich była nastawiona krwiożerczo i
została wkrótce zapomniana. Jednakże większa część politycznych idei Miltona,
Locke’a i Rousseau może być znaleziona w przyciężkiej łacinie Jezuitów, którzy
byli poddanymi Korony Hiszpańskiej, u Lessiusa, Molina, Mariana i Suareza.
Idee
te były na podorędziu i sięgano po nie wówczas, gdy odpowiadały największym
zwolennikom Rzymu i Genewy. Nie przyniosły jednak żadnego trwałego skutku aż do
chwili, gdy wiek po Reformacji zostały inkorporowane do nowych religijnych systemów.
Pięć lat wojny domowej nie mogło wyczerpać rojalizmu prezbiterian, a więc
potrzebne było wypędzenie większości z nich, aby zmusić Długi Parlament do
zniesienia monarchii. To pozwoliło obronić konstytucję przed koroną za pomocą
prawniczych sztuczek, broniło precedens przed innowacją oraz ustanowiło ideał w
przeszłości, który, biorąc pod uwagę wszystko czego nauczali Selden i Prynne,
był mniej oczywisty niż purytański mąż stanu mógłby przypuszczać. Independenci
wnieśli nową zasadę. Tradycja nie była dla nich żadnym autorytetem, a
historyczne pochodzenie żadną cnotą. Wolność sumienia, rzecz nie do odnalezienia
w konstytucji, była wyżej ceniona przez wielu z nich, niż wszystkie statuty
Plantagenetów. Ich idea, według której każda kongregacja powinna rządzić się
samodzielnie, zniosła siłę, która jest koniecznie wymagana dla zachowania
jedności i pozbawiła monarchę broni, co okazało się być ze szkodą dla wolności.
W ich doktrynie tkwiła ogromna siła o rewolucyjnym znaczeniu, która zakorzeniła
się w Ameryce i mocno zabarwiła myśl polityczną
w czasach późniejszych. Jednak w Anglii sekciarska demokracja posiadała siłę
zdolną tylko do niszczenia. Cromwell nie chciał być przez nią związany, a John
Lilburne, najśmielszy myśliciel pośród angielskich demokratów, uważał, że
byłoby lepsze dla wolności ponowne sprowadzenie Karola Stuarta niż życie pod
szablą Protektora.
Lilburne
był jednym z pierwszych, którzy zrozumieli rzeczywiste uwarunkowania demokracji
oraz przeszkody, które uniemożliwiały jej sukces w Anglii. Równość władz nie
mogła być zachowana, chyba że za pomocą siły, w sytuacji istnienia skrajnej
nierówności posiadania. To zawsze mogłoby okazać się niebezpieczne, gdyby
władza nie była zmuszona do służenia własności, a własność przechodziła w ręce
tego, kto ma władzę. Ta idea
o konieczności zachowania równowagi własności rozwinięta przez Harringtona,
zaadaptowana przez Miltona w jego późniejszych pamfletach, wydała się
Tolandowi, a nawet Johnowi Adamsowi tak istotna, jak wynalezienie druku lub
odkrycie krążenia krwi. Wskazywało to na prawdziwe wyjaśnienie zaskakującego,
całkowitego zniknięcia partii republikańskiej w tuzin lat po uroczystym sądzie
i wykonaniu egzekucji króla. Żadne skrajne wybryki złych rządów nie były w
stanie jej ożywić. Kiedy wyjaśniono zdradę Karola II wobec konstytucji, a
wigowie zawiązywali spisek w celu wypędzenia niepoprawnej dynastii, ich
aspiracje szły nie dalej niż wenecka oligarchia z Monmouthem jako Dożem.
Rewolucja 1688 roku ograniczyła władzę do arystokracji wolnych posiadaczy.
Konserwatyzm tego wieku był nie do pokonania. Republikanizm był zniekształcony
nawet w Szwajcarii i stał się w XVIII wieku tak opresywny i tak
nietolerancyjny, jak ustroje w sąsiednich państwach.
W
1769 roku, kiedy Paoli płynął z Korsyki, wydawało się – przynajmniej w Europie
– że demokracja jest martwa. W rzeczy samej, w jej obronie występował w swoich
książkach mąż o złej reputacji, którego przywódcy opinii publicznej traktowali
obelżywie, i którego deklaracje wzniecały tak mały niepokój, że Jerzy III
zaoferował mu stałą rentę. Cóż więc dało Rousseau siłę daleko przekraczającą
tę, którą jakikolwiek polityczny pisarz miał kiedykolwiek osiągnąć? Był to
rozwój wydarzeń w Ameryce. Stuarci chętnie przystali na to, aby kolonie służyły
jako schronienie przed ich Kościołem i ustrojem państwowym, a ze wszystkich
kolonii jednym z najbardziej faworyzowanych było terytorium przyznane
Williamowi Pennowi. Dzięki zasadom społeczeństwa, do którego on sam należał,
oczywiste było, że nowe państwo powinno być ufundowane na wolności i równości.
Lecz Penn wciąż był postrzegany pomiędzy kwakrami jako naśladowca nowej
doktryny tolerancji. Tak więc zwykło się nie zauważać, że Pennsylwania cieszyła
się najbardziej demokratyczną konstytucją na świecie
i w osiemnastym wieku zasługiwała na podziw jako nieomalże jedyny przykład
wolności. Głównie dzięki Franklinowi i państwu kwakrów, Ameryka miała wpływ na
polityczne poglądy w Europie, tak, że fanatyzm jednej rewolucyjnej epoki został
przemieniony
w racjonalizm drugiej. Amerykańska niepodległość była początkiem nowej ery, nie
tylko jako odnowienie rewolucji, lecz ponieważ żadna inna rewolucja nie
rozpoczęła się z powodu tak drobnej przyczyny, ani też nie była przeprowadzona
z większym umiarem. Europejskie monarchie wspomogły ją. Najwięksi mężowie stanu
w Anglii zaręczali, że była sprawiedliwa. Ona właśnie ustanowiła czystą
demokrację, lecz była to demokracja w swojej najwyższej doskonałości, uzbrojona
i czujna, nie tyle przeciwko arystokracji i monarchii, co przeciwko swojemu
własnemu brakowi umiaru i nadużyciom. Podczas gdy Anglię podziwiano za zabezpieczenia,
którymi przez wiele wieków umacniała wolność przeciw władzy korony, Ameryka
jeszcze bardziej zasługiwała na podziw za zabezpieczenie, które w przeciągu
jednego, pamiętnego roku, ustanowiła przeciwko władzy swojego własnego suwerennego
ludu. Amerykańska demokracja nie przypominała żadnej innej, z powodu szacunku
jakim obdarzyła wolność, autorytet i prawa. Jej ustrój nie przypominał innego,
ponieważ jego zasady zostały zawarte w konstytucji składającej się z sześciu
zrozumiałych artykułów. Dawna Europa otworzyła się na dwie nowe idee: że
rewolucja z niewielką tylko domieszką prowokacji może być sprawiedliwa, oraz że
demokracja w wielu aspektach może być nieszkodliwa.
Podczas
gdy Ameryka wybijała się na niepodległość, w Europie zapanował duch reform.
Inteligentni ministrowie tacy jak Campomanes i Struensee, mądrzy monarchowie, z
których najbardziej liberalny był Leopold z Toskanii, eksperymentowali: jak
daleko można uczynić ludzi szczęśliwymi za pomocą rozkazu. Epoka absolutnych i
nietolerancyjnych rządów pozostawiła w spadku nadużycia, których nic oprócz
najbardziej energicznego użycia władzy nie mogło usunąć. Wiek ten preferował
rządy intelektu nad rządami wolności. Turgot, najzdolniejszy i najbardziej
dalekowzroczny reformator spośród współczesnych, usiłował zrobić dla Francji
to, co mniej uzdolnieni ludzie uczynili z powodzeniem w Lombardii, Toskanii i
Parmie. Otóż próbował on wprząc królewską władzę w działanie na rzecz dobra
ludu, na koszt klas wyższych. Wyższe warstwy okazały się zbyt silne dla samej
korony, a Ludwik XVI porzucił wewnętrzne reformy w zwątpieniu i w zamian
uwikłał się w wojnę z Anglią w celu wyzwolenia jej amerykańskich kolonii.
Rosnące zadłużenie zmusiło go do szukania heroicznych środków zaradczych, lecz
gdy po raz kolejny spotkał się z odmową spowodowaną istnieniem porządków
opartych na przywilejach, ostatecznie zwrócił się z apelem do narodu. Kiedy
Stany Generalne zebrały się, władza przeszła już w ręce klasy średniej, gdyż
dzięki niej kraj mógł przetrwać. Była ona wystarczająco silna, aby zatryumfować
wyczekując jedynie na właściwą chwilę. Ani sąd, ani szlachta, ani armia, nie
mogły przedsięwziąć niczego przeciwko niej. W ciągu sześciu miesięcy, od
stycznia 1789 roku aż do zburzenia Bastylii w lipcu, Francja odbyła podróż tak
daleką jak Anglia przez sześćset lat pomiędzy hrabią Leicester i Lordem
Beaconsfieldem. Dziesięć lat po amerykańskim sojuszu, prawach człowieka, które
proklamowano w Filadelfii, zostały one powtórzone w Wersalu. Ten sojusz
zaowocował po obu stronach Atlantyku, a dla Francji ważnym skutkiem było
zwycięstwo amerykańskich idei nad angielskimi. Stały się one bardziej
popularne, prostsze i skuteczniejsze w walce z przywilejami. Może dziwnie to
zabrzmi, ale okazały się one łatwiejsze do zaakceptowania przez króla. Nowa
francuska konstytucja nie dopuszczała żadnych porządków opartych na
przywilejach, żadnych parlamentarnych duchownych, żadnego prawa do samorozwiązania,
a jedynie weto zawieszające. Jednakże odrzucone zostały charakterystyczne
zabezpieczenia amerykańskiego rządu: federalizm, rozdział Kościoła i państwa,
druga izba, polityczny arbitraż najwyższego ciała sądowego. Jednym słowem
przyjęte zostały jedynie te, które osłabiały egzekutywę, natomiast te, które
powściągały legislaturę zostały odrzucone. Zwiększono kontrolę nad władzą
królewską; lecz gdyby tron został opróżniony, pozostałe władze byłyby
pozbawione jakiegokolwiek hamulca. Wszystkie środki ostrożności były skierowane
tylko w jedną stronę. Nikt nie rozważał ewentualności, że może zabraknąć króla.
Konstytucja była inspirowana głęboką nieufnością wobec Ludwika XVI i
niezachwianą wiarą w monarchię. Zgromadzenie przegłosowało bez debaty, poprzez
aklamację, Listę Obywatelską – trzy razy większą niż królowej Wiktorii. Kiedy
Ludwik uciekł i tron rzeczywiście został opróżniony, rewolucjoniści ponownie go
na nim osadzili, preferując cień króla będącego zakładnikiem okoliczności, niż
brak jakiegokolwiek monarchy.
Poza
tymi przypadkami niewłaściwego wykorzystania amerykańskich wzorów – co było
wadą niemal wszystkich ówczesnych mężów stanu, z wyjątkiem Mouniera, Mirabeau i
Sieyésa – rewolucja została okaleczona poprzez swoją politykę religijną.
Najnowszą i najważniejszą zasadą Ojców amerykańskiej republiki była idea, że
nie administracja lecz lud powinien sprawować rządy. Ludzie pełniący funkcje
administracyjne mieli być opłacanymi urzędnikami, poprzez których naród wyrażał
swoją wolę. Władza podlegała kontroli opinii publicznej, która posiadała także inicjatywę. Pierwszych prezydentów cechowała
cierpliwość w oczekiwaniu na sprzyjające okoliczności, skwapliwe
wykorzystywanie ich oraz obawa przed wywieraniem zbędnego wpływu. Niektórzy
spośród francuskich polityków podzielali ten pogląd, chociaż nie wyolbrzymiali
go tak bardzo jak Waszyngton. Chcieli decentralizacji władzy oraz wglądu – na
dobre i na złe – w prawdziwe nastroje społeczne. Sam Necker i Buzot,
najbardziej rozważni spośród Żyrondystów, marzyli o federalizacji Francji. W
Stanach Zjednoczonych nie było powszechnej opinii i żadnej kombinacji sił,
których można by się było poważnie obawiać. Rząd nie potrzebował żadnego
zabezpieczenia przed groźbą bycia popchniętym w niewłaściwym kierunku. Lecz
Rewolucja Francuska była dokonywana na koszt potężnych klas. Oprócz szlachty,
Zgromadzenie uczyniło wroga z duchowieństwa, chociaż w rzeczywistości owo
Zgromadzenie zostało wyniesione dzięki zgodzie duchowieństwa i na początku było
prowadzone przez popularnych duchownych, przez Sieyésa, Talleyranda, Cicé’a, la
Luzerne’a. Jednakże przywileju nie można było zniszczyć pomijając przy tym
Kościół, który przyczynił się do uczynienia Francji monarchią absolutną.
Pozostawienie przywilejów w rękach Ludwika i jego ministrów byłoby zrzeczeniem
się całej polityki konstytucyjnej. Rozdzielić – znaczyło odsunąć koronę od papieża.
Było to zgodne z demokratyczną zasadą wprowadzenia wyborów do Kościoła. Z tym
związane było zerwanie z Rzymem, czego faktycznie dokonały prawa Józefa II, Karola
III i Leopolda. Papież nie był skory do odrzucenia przyjaźni Francji, gdyby
mógł jej pomóc;
a francuskie duchowieństwo nie było skłonne do robienia problemów ze swojego
przywiązania do Rzymu. Stąd też wśród obojętności wielu, występując przeciw
ponagleniom oraz przy prawdopodobnie szczerych protestach Robespierre’a i
Marata, Janseniści, którzy mieli wiek prześladowań do pomszczenia,
przeprowadzili obywatelską konstytucję. Przymusowe środki, które okazały się
konieczne, prowadziły do zerwania z królem, upadku monarchii, do buntu prowincji,
wreszcie do upadku wolności. Jakobini zdecydowali, że opinia publiczna nie
powinna panować, że państwo nie powinno pozostawać na łasce potężnych zrzeszeń.
Utrzymywali oni reprezentantów ludu pod kontrolą przy pomocy samego ludu.
Przypisywali oni wyższą władzę w znacznie większym stopniu bezpośredniemu niż
pośredniemu głosowi demokratycznej wyroczni. Jakobini uzbroili się we władzę
niszczenia każdej niesprzyjającej, każdej niezależnej siły, a szczególnie
poskramiali Kościół, z której to przyczyny prowincje podniosły się przeciwko
stolicy. Napotkali oni odśrodkowy federalizm przyjaciół Żyrondy spowodowany
najbardziej zdecydowaną centralizacją. Francja była rządzona przez Paryż; a
Paryż przez swój miejski zarząd i przez swój motłoch. Słuchając maksym
Rousseau, według których lud nie może delegować swojej władzy, dali
pierwszeństwo elektoratowi przed jego przedstawicielami. Jako że spośród ludu
Paryża wywodziło się najwięcej wyborców, najliczniejsza grupa uczestników
prawyborów oraz największa część suwerenności, zdaniem Jakobinów lud Paryża
powinien rządzić Francją, podobnie jak w Rzymie, gdzie motłoch wraz z senatem
władały niezbyt rozsądnie zarówno Italią jak i ponad połową narodów żyjących
nad Morzem Śródziemnym. Chociaż Jakobini byli niewiele bardziej niereligijni
niż Abbé Sieyés lub Madame Roland, chociaż Robespierre chciał zmuszać ludzi do
wiary w Boga, chociaż Danton chodził do spowiedzi, a Barére był przekonanym
chrześcijaninem, rewolucjoniści nadali nowożytnej demokracji tak zaciekłą
nienawiść do religii, która tak zaskakująco kontrastuje z przykładem ich
purytańskiego wzorca.
Najgłębszą
przyczyną, która spowodowała, że Rewolucja Francuska miała tak katastrofalne
znaczenie dla wolności, była jej teoria równości. Wolność była hasłem klasy
średniej, a równość hasłem klasy niższej. To właśnie niższa klasa zwyciężyła
w bitwach toczonych o stan trzeci; zdobyła Bastylię i uczyniła
z Francji monarchię konstytucyjną, zdobyła Tuileries i uczyniła Francję
republiką. Domagała się zatem nagrody. Klasa średnia znosząc przy pomocy
warstwy niższej wyższe porządki wprowadziła nowe nierówności i nowe przywileje
dla siebie. Poprzez takie środki jak kwalifikacja oparta na podstawie płaconych
podatków, pozbawiła ona swoich sprzymierzeńców prawa głosu. Z tego powodu,
według tych, którzy wywołali rewolucję, jej obietnice nie zostały wypełnione.
Okazało się, że równość jest nie dla nich.
W owym czasie panowała niemal powszechna opinia, że społeczeństwo jest
ufundowane na umowie, która jest dobrowolna i warunkowa, oraz że zobowiązania,
które wiążą ludzi, podlegają wypowiedzeniu na podstawie jakiś dostatecznych
powodów, podobnie jak w przypadku zobowiązań, które mają wobec władzy. Z tych
powszechnych przesłanek Marat, zgodnie ze swoją logiką, wyprowadził krwawe
wnioski. Mówił on wygłodniałym ludziom, że warunki, na jakich zgodzili się oni
znosić zły los i powstrzymywać się od przemocy, nie zostały im nadane. Było to
samobójstwem i morderstwem poddawać się głodowej śmierci i widzieć umierające z
głodu dzieci, z winy bogatych. Więzi społeczeństwa zostały zniszczone przez złe
ich urządzenie. Powrócił stan natury, w którym każdy człowiek miał prawo do
tego, co mógł zabrać. Nadszedł czas, by bogaci zrobili miejsce biednym. Za
pomocą tej teorii równości, wolność została utopiona we krwi, a Francuzi stali
się gotowi poświęcić wszystko, aby tylko zachować życie i majątek.
Dwadzieścia
lat po 1789 roku, który otworzył wielkie możliwości, w Europie zatriumfowała
reakcja. Dawne ustroje ginęły tak samo jak nowe; i nawet Anglia nie udzieliła
im ani ochrony ani poparcia. Liberalne, a co najmniej demokratyczne odrodzenie
nadeszło z Hiszpanii. Hiszpanie walczyli przeciwko Francuzom w obronie króla
więzionego we Francji. Nadali oni sobie konstytucję i umieścili imię króla na
jej czele. Mieli królestwo bez króla. Sytuacja ta wymagała wielkiej zapobiegliwości,
żeby monarchia mogła funkcjonować pomimo stałej nieobecności monarchy. Było to
możliwe dlatego, że była to monarchia jedynie z nazwy, a w rzeczywistości
tworzyły ją demokratyczne siły. Konstytucja 1812 roku była próbą podjętą przez
niedoświadczonych ludzi w celu wypełnienia najtrudniejszego zadania w polityce.
Zadziwiało ono swoją sterylnością. Przez wiele lat zadanie to pozostawało
standardem usuniętych rewolucji pomiędzy tak zwanymi łacińskimi narodami.
Szerzono pogląd o królu, który powinien jedynie swoim imieniem ozdabiać ustrój
i nie powinien nawet pełnić tych skromnych funkcji, które Hegel wyznaczył
władzy królewskiej w słynnym zdaniu: Ja dla Ludu.
Obalenie
konstytucji kadykskiej w 1823 roku było największym tryumfem restaurowanej
monarchii we Francji. Pięć lat później, pod mądrymi i liberalnymi rządami,
restauracja została łagodnie sprowadzona na konstytucyjne ścieżki, kiedy
nieuleczalna nieufność liberalnej partii pokonała Martignaca i wyniosła na
ministrów skrajnych rojalistów, którzy zrujnowali monarchię. Pracując nad
transferem władzy od klasy, której rewolucja nadała prawo wyborcze, aż do tych,
których pozbawiła go, Polignac i La Bourdonnaye byliby zadowoleni ze
zrównoważenia warunków z pracującymi ludźmi. Przełamanie wpływu intelektu i kapitału
za pomocą powszechnego prawa wyborczego, było ideą starą i zagorzale bronioną
przez niektórych jej zwolenników. Nie mieli oni zdolności przewidywania lub
zdolności do podzielenia ich adwersarzy, więc zostali zwyciężeni przez
zjednoczoną demokrację.
Obietnica
Rewolucji Lipcowej miała pogodzić rojalistów z demokratami. Król zapewniał
Lafayette’a, że w głębi duszy był on republikaninem; a Lafayette zapewniał, że
Francja Ludwika Filipa była najlepszą z republik. Wstrząs wywołany tym wielkim
wydarzeniem był odczuwalny w Polsce i Belgii, a nawet w Anglii. Dało to bezpośredni impuls dla demokratycznych
ruchów w Szwajcarii.
Szwajcarska
demokracja pozostawała w zawieszeniu od 1815 roku. Na poziomie ogólnokrajowym
nie istniał żaden organ. Kantony były wszechwładne i rządzone tak samo
nieefektywnie jak inne państwa znajdujące się pod osłoną Świętego Przymierza.
Było bezspornym faktem, że Szwajcaria wymagała znaczących reform, i nie było
wątpliwości co do kierunku, które powinny one przyjąć. Liczba kantonów
stanowiła wielką przeszkodę dla wszelkich usprawnień. Nie było sensu utrzymywać
dwudziestu pięciu rządów w kraju, pod względem wielkości porównywalnym z jednym
amerykańskim stanem oraz z populacją niższą niż populacja jednego dużego
miasta. Nie mogły więc być dobrymi rządami.
W kraju istniała wyraźna potrzeba władzy centralnej. Z braku skutecznej władzy
federalnej, kilka kantonów uformowało dla obrony własnych interesów związek
zwany Sonderbund. Podczas gdy demokratyczne idee torowały sobie drogę w
Szwajcarii, papiestwo podążało w przeciwnym kierunku i demonstrowało niewzruszoną
wrogość wobec idei, będących powiewem demokracji. Rozwój demokracji i rozwój
ultramontanizmu prowadziły do kolizji. Kantony tworzące związek mogły słusznie
twierdzić, że ich prawa nie były zabezpieczone pod federalną konstytucją.
Pozostałe mogły – równie słusznie – odpowiedzieć, że Sonderbund nie chronił konstytucji.
W 1847 roku doszło do wojny pomiędzy władzą państwową i władzami kantonów.
Sonderbund został rozwiązany, przyjęto nową federalną konstytucję, otwarcie
zobowiązującą rząd do wypełniania zasad demokratycznych oraz do zwalczania
niesprzyjających wpływów Rzymu. Była to jednak tylko złudna imitacja
amerykańskiego systemu. Prezydent był bezsilny. Senat był bezsilny. Sąd
Najwyższy był bezsilny. Suwerenność kantonów została podkopana, a ich władza
skupiona w Izbie Reprezentantów. Konstytucja 1848 roku była pierwszym krokiem w
stronę destrukcji federalizmu. Następnym i niemal ostatecznym krokiem w stronę
centralizacji było działanie podjęte w 1874 roku. Zbudowano koleje oraz
wytworzone zostały rozległe interesy, co spowodowało, że pozycja władz
kantonalnych okazała się nie do utrzymania. Konflikt z ultramontanami wzmocnił
żądanie energicznych działań, a destrukcja praw państwowych w wojnie
amerykańskiej wzmocniła ręce centralistów. Konstytucja 1874 roku jest jednym z
najbardziej znaczących dokonań nowożytnej demokracji. Był to triumf
demokratycznej siły nad demokratyczną wolnością. Wzięła ona górę nie tylko nad
zasadą federacji, lecz także nad zasadą reprezentacji. Zabrała ważne środki z
federalnej legislatury, aby podporządkować je głosowi całego ludu, rozdzielając
decyzje od obrad. Operacja ta była jednak tak nieudolna, że aż – mówiąc wprost
– nieskuteczna. Lecz ukonstytuowała ona władzę, jaka – wierzę w to – nie
istnieje pod prawami żadnego kraju. Szwajcarscy prawnicy otwarcie wyrazili
ducha panującego systemu stwierdzając, że państwo jest wyznaczonym sumieniem
narodu.
Poruszającą
siłą w Szwajcarii była demokracja zwolniona z wszelkich ograniczeń, według
zasady wprowadzenia do działania jak największej siły, przy pomocy jak
największej liczby. Tylko dobrobyt kraju stanowił ochronę przed komplikacjami
porównywalnymi z tymi, jakie pojawiły się we Francji. Ministrowie Ludwika
Filipa, zdolni i oświeceni ludzie, wierzyli, że sprawią, by lud miał się
dobrze, jeśli obiorą swoją własną drogę i będą mogli nie dopuszczać do głosu
opinii publicznej. Działali oni w taki sposób, jakby inteligentna klasa średnia
była naznaczona przez niebo do rządzenia. Wyższa klasa dowiodła swojej
nieudolności przed 1789 rokiem, a niższa klasa po 1789 roku. Było pewne, że
rząd sprawowany przez profesjonalistów, przez przedsiębiorców i naukowców,
będzie bezpieczny, i prawie pewne, że będzie rozsądny i praktyczny. Pieniądze
stały się przedmiotem politycznego zabobonu, podobnego do wcześniejszego
przywiązania do ziemi, a późniejszego przywiązania do pracy. Masy ludu, które
walczyły przeciw Marmontowi, uświadomiły sobie, że nie walczył on dla własnej
korzyści. Były one jednak wciąż rządzone przez swoich pracodawców.
Kiedy
król rozstawał się z Lafayettem, odkryto, że byłby on w stanie nie tylko
panować, ale i rządzić; wówczas oburzenie republikanów znalazło ujście w
ulicznych walkach. W 1836 roku, kiedy okropieństwa piekielnej machiny uzbroiły
koronę w obszerne władze oraz uciszyły partię republikańską, w literaturze pojawiło
się pojęcie socjalizmu. Tocqueville, który pisał filozoficzne rozdziały
podsumowujące swoją pracę, błędnie zidentyfikował władzę, którą przeznaczono do
praktykowania w demokracji. Aż dotąd, demokraci i komuniści zajmowali odmienne
stanowiska. Chociaż doktryny socjalistów były bronione przez najlepsze intelekty
Francji – przez Thierry’ego, Comte’a, Chevaliera i Georges Sand – znacznie
bardziej ekscytowali się oni literacką ciekawostką niż przyczyną przyszłych
rewolucji. Im bliżej 1840 roku,
w zakamarkach tajnych stowarzyszeń, republikanie i socjaliści łączyli siły.
Podczas gdy liberalni przywódcy, Lamartine i Barrot, rozprawiali o reformach,
bez rozgłosu Ledru-Rollin i Ludwik Blanc kopali grób dla monarchii, partii
liberalnej i panowania bogatych. Pracowali tak dobrze, że w 1848 roku byli w
stanie zwyciężyć bez walki, pokonali republikanów i wynagrodzili sobie z
nawiązką, za pomocą koalicji, wpływy, które stracili popełniając całą serię
zbrodni i szaleństw. Owocem ich zwycięstwa było powszechne prawo wyborcze.
Od
tego czasu obietnice socjalizmu dostarczały demokracji najwięcej energii. Ich
koalicja była najważniejszym faktem we francuskiej polityce. To stwarzało
„zbawcę społeczeństwa” oraz Komunę, i do dzisiaj krępuje swobodę działania
republiki. Tylko
w takim kształcie demokracja odnalazła przepustkę do Niemiec. Wolność straciła
swój urok; a demokracja podtrzymywała swój, poprzez obietnicę pokaźnych darów
dla mas ludowych.
Odkąd
Rewolucja Lipcowa i prezydentura Jacksona nadały impuls, który z demokracji
uczynił przeważającą siłę, najzdolniejsi polityczni pisarze, Tocqueville,
Calhoun, Mill oraz Laboulaye, naszkicowali w imieniu wolności budzący grozę akt
oskarżenia skierowany przeciwko niej. Ukazali oni demokrację jako ustrój
pozbawiony szacunku dla przeszłości, nie dbający o przyszłość, nie zważający na
publiczną wiarę i narodowy honor, ekstrawagancki i zmienny, zazdrosny o talent
i wiedzę, obojętny wobec sprawiedliwości, lecz służalczy wobec opinii,
niezdolny do organizacji, niecierpliwy wobec rządu, nie znoszący posłuszeństwa,
wrogi wobec religii i ustanowionego prawa. Mnożyły się liczne potwierdzenia ich
tez w rzeczywistości, nawet jeśli prawdziwa przyczyna tych schorzeń nie została
wskazana. Jednakże to nie z powodu tych symptomów jesteśmy zmuszeni łączyć
demokrację ze stałym niebezpieczeństwem i nieustającym konfliktem. To samo,
równie dobrze, można by powiedzieć o monarchii, a obojętny polemista mógłby w
podobny sposób argumentować, że religia jest nietolerancyjna, że sumienie
stwarza tchórzy, że pobożność znajduje radość w oszustwie. Ostatnie doświadczenia
dodały niewiele do obserwacji tych osób, które były świadkami schyłku jaki
nastąpił po Peryklesie, a więc Tukidydesa, Arystofanesa, Platona oraz pisarza,
którego znakomity traktat przeciwko ateńskiej republice jest drukowany pomiędzy
pracami Ksenofonta. Manifest ten otwarcie wskazuje na trudność, jaka wiąże się
z faktem, że demokracja nie mniej niż monarchia lub arystokracja, uświęca
wszystko to, co służy podtrzymaniu siebie samej oraz usiłuje – z energią i
prawdopodobieństwem, jakich nie potrafią osiągnąć królowie i szlachta – uchylić
zasadę reprezentacji, unieważnić opór i odstępstwo oraz poprzez plebiscyt,
referendum lub komitet wyborczy, zapewnić swobodę dla woli większości.
Prawdziwa demokratyczna zasada, według której nikt nie powinien sprawować
władzy nad ludem, zaczyna oznaczać, że nikt nie będzie zdolny do powstrzymywania
ludu lub do uchylania się od jego władzy. Prawdziwa demokratyczna zasada,
według której lud nie będzie zmuszony do robienia tego, na co nie ma ochoty, zaczyna
oznaczać, że nigdy nie będzie się tolerowało tego wszystkiego, czego lud nie
lubi. Z kolei prawdziwa demokratyczna zasada, według której wolna wola każdego
człowieka będzie tak nieskrępowana jak to jest tylko możliwe, zaczyna oznaczać,
że wolna wola kolektywnego ludu nie będzie niczym skrępowana. Gdy
scentralizowana siła państwa spoczywa w rękach ludu, religijna tolerancja,
niezawisłość sądów, obawa przed centralizacją, zazdrość o ingerencję państwa,
zamiast chronić wolność stają jej na przeszkodzie. Demokracja żąda nie tylko,
aby być czymś najwyższym – nie mieć już nad sobą żadnego autorytetu, ale
również chce być absolutna, nie toleruje bowiem niezależności znajdującej się
pod nią. Chce być swoim własnym panem, a nie powiernikiem. Starzy suwereni
świata są zamieniani na nowych, którym można schlebiać i których da się
oszukiwać, lecz którym nie można się sprzeciwić, i którym trzeba oddać zarówno
to co boskie jak i to co cesarskie. Tym wrogiem, którego trzeba przezwyciężyć,
nie jest już absolutyzm państwa, lecz wolność poddanego. Nic nie jest bardziej
znaczącego niż powab z jakim Ferrari, najbardziej znaczący demokratyczny pisarz
od czasu Rousseau, wylicza zasługi tyranów i w interesie wspólnoty opowiada się
za diabłami bardziej niż za świętymi.
Dawne
pojęcia wolności obywatelskiej i ładu społecznego nie przyniosły korzyści
masom. Było to bogactwo, które nie zaspokajało ich potrzeb. Postęp wiedzy
pozostawił lud w skrajnej ignorancji. Religia rozkwitała, lecz nie objęła ludu.
Społeczeństwo, którego prawa zostały ustanowione tylko przez wyższą klasę,
głosiło, że lepszą rzeczą dla biedaka jest nie narodzić się wcale, a jeśli już,
to umrzeć w dzieciństwie, niż cierpieć żyjąc w nędzy, przestępstwie i bólu.
Podobnie jak długie rządy bogatych promowały akumulację majętności, nastanie
władzy biednych przyniesie program ich rozproszenia. Widząc jak mało zostało
zrobione dzięki mądrości dawnych czasów dla edukacji i zdrowia publicznego, dla
ubezpieczenia, stowarzyszenia i oszczędności, dla ochrony pracy przed prawem
mającym na względzie interes własny jednostek, i jak wiele zostało zrealizowane
w tym pokoleniu, jest to powód by wierzyć, że wielka zmiana była potrzebna, i
że demokracja nie nastąpiła nadaremno. Wolność dla mas nie jest szczęściem; a
instytucje nie są celem samym w sobie lecz środkami. Rzeczą, której szukają
masy, jest siła wystarczająca do zmiecenia skrupułów i przeszkód w postaci
konkurencyjnych interesów i w jakimś stopniu dla poprawy ich sytuacji. Masy uważają,
że silna ręka w przeszłości uformowała wielkie państwa, chroniła religię i
broniła niepodległości narodów, pomoże więc im zachować życie. Jest to znane
zagrożenie współczesnej demokracji. To jest także jej cel i siła. Lecz
przeciwko temu zagrożeniu władzy nieużyteczna okazuje się broń, która była
wystarczająca do obalania innych despotów. Zasada największego szczęścia
potwierdza tę prawdę. Zasada równości, oprócz przypisania jej tak samo łatwo do
sfery własności, jak i do sfery władzy, sprzeciwia się istnieniu osób lub grup
zwolnionych z prawa zwyczajowego i niezależnych od woli powszechnej. Natomiast
zasada, według której władza jest sprawą umowy, może przynosić pozytywne skutki
wówczas, gdy jest skierowana przeciwko królom, lecz nie przeciwko suwerennemu
ludowi, ponieważ kontrakt zakłada przecież istnienie dwóch stron.
Jeśli
nawet nie dokonaliśmy więcej od starożytnych dla rozwoju i przebadania choroby,
to jednak daleko bardziej przewyższyliśmy ich w studiowaniu i poszukiwaniu lekarstwa.
Oprócz francuskiej konstytucji roku III i konstytucji amerykańskich
konfederatów – najbardziej znaczącej próby, która została dokonana od czasów
archontów
Euklidesa dla zmieszania demokratycznego zła z lekarstwem, które sama
demokracja dostarcza – nasz wiek wykazał się płodnością w tej gałęzi
eksperymentalnej polityki.
Wiele
doraźnych środków wypróbowano, chociaż często chybiały, lub przynosiły porażkę.
Podzielona egzekutywa, która była ważną fazą przekształcenia starożytnych
monarchii w republiki, i która dzięki poparciu Condorceta zakorzeniła się we
Francji, dowiodła swojej własnej słabości.
Konstytucja
1795 roku, dzieło wykształconego księdza, ograniczyła prawo wyborcze do tych,
którzy umieli czytać i pisać; a w 1849 roku to zastrzeżenie zostało odrzucone
przez ludzi, którzy sądzili, że głosujący ignorant może pomóc im w obaleniu
republiki. Obecnie żadna demokracja nie może zbyt długo istnieć bez edukacji
mas; a plan Daunou’a jest pośrednią zachętą do organizowania elementarnego
nauczania.
W
1799 roku Sieyés sugerował Bonapartemu ideę powołania Wielkiej Rady, której
funkcją byłoby czuwanie nad tym, by akty zgromadzenia ustawodawczego były
zgodne z konstytucją – funkcją, którą Nomophylakes wypełniał w Atenach,
a Sąd Najwyższy pełni w Stanach Zjednoczonych, i która wytworzyła Sénat
Conservateur, jedno z faworyzowanych narzędzi Imperializmu. Sieyés chciał, aby
jego Rada służyła także innemu celowi – pozłacanemu ostracyzmowi gildii,
posiadając władzę do wchłonięcia każdego okropnego polityka i do uciszenia go
na tysiąc lat.
Trzeci
plan Napoleona zawierał pomysł pozbawienia głosów nieżonatych mężczyzn, miał bowiem
pozbawić prawa wyborczego dwie najbardziej konserwatywne klasy we Francji:
księży i żołnierzy.
W amerykańskiej
konstytucji zamierzano, aby szef władzy wykonawczej był wybierany przez ciało
starannie wybranych elektorów. Lecz od 1825 roku, popularny kandydat poddał się
jednemu, który miał tylko mniejszość głosów i zapoczątkował praktykę wyboru
prezydenta poprzez zobowiązanie delegatów wynikiem powszechnego głosowania.
Wyłączenie
ministrów z Kongresu było jednym z najsurowszych wymagań amerykańskiego systemu;
a prawo, które wymagało większości trzy do jednego umożliwiło Ludwikowi Napoleonowi
uczynienie z siebie Cesarza. Duże okręgi wyborcze czynią deputowanych
niezależnymi; lecz doświadczenie uczy, że małe zgromadzenia, będące
konsekwencją dużych okręgów wyborczych, mogą być sterowane przez rząd.
Mieszane
i kumulatywne systemy wyborcze były niemal powszechnie odrzucone jako schematy
kłopotliwe dla większości. Lecz zasada dzielenia reprezentantów równo pomiędzy
populację i własność, nigdy nie była fair play. Została ona wprowadzona
przez Thoureta do konstytucji 1791 roku. Rewolucja uczyniła ją czymś
bezużytecznym. Zasadą tą bardzo mocno manipulowano od 1817 roku do 1848 roku
przy pomocy niezwykłej zręczności Guizota, w celu uczynienia opinii publicznej
dojrzałej do wprowadzenia powszechnego prawa wyborczego.
Konstytucje,
które zabroniły płacenia deputowanym, oraz systemu imperatywnych instrukcji,
które nie uznawały prawa do rozwiązania parlamentu pozwalając by zgromadzenie
ustawodawcze istniało przez określony czas lub zostało odnowione przez
częściowe wybory i które wymagały przerw pomiędzy kilkoma debatami dotyczącymi
tego samego przedsięwzięcia,
w oczywisty sposób umocniły niezależność zgromadzenia reprezentantów.
Szwajcarskie weto ma to samo znaczenie, co zawieszenie legislacji wówczas, gdy
sprzeciwia się większość ciała wyborczego, a nie większości tych, którzy aktualnie
głosują.
Pośrednie
wybory są niezwykle rzadko stosowane gdziekolwiek indziej poza Niemcami, ale
były one stosowane z upodobaniem przez wielu troskliwych polityków dla
poprawiania demokracji. Tam, gdzie wielkość okręgu wyborczego zmusza wyborcę do
oddania głosu na kandydatów, którzy są mu nieznani, wybory nie są wolne. Są one
sterowane przez pociągających za sznurki i przez machiny partyjne, pozostające
poza kontrolą wyborców. Pośrednie wybory składają wybór zarządzających na ich
ręce. Pojawia się zarzut, że wybory pośrednie są generalnie zbyt mało liczne,
aby połączyć dystans pomiędzy wyborcami i kandydatami, a wybierani wcale nie są
reprezentantami o lepszych kwalifikacjach, lecz o różnorodnych poglądach
politycznych. Jeśli pośrednie ciało składa się z jednego na dziesięciu
wszystkich wyborców, kontakt będzie zachowany, lud będzie rzeczywiście
reprezentowany, a system mandatów zostanie zniesiony.
Najważniejszym
złem drążącym demokrację jest tyrania większości lub raczej partii, nie zawsze
większości, która zwycięża za pomocą siły lub oszustwa w przeprowadzaniu
wyborów. Przełamanie tego punktu decyduje o uniknięciu niebezpieczeństwa. Zwykły
system reprezentacji utrwala to zagrożenie. Także nierówne elektoraty nie dają
żadnej ochrony większościom.
Z kolei równe elektoraty nie dają żadnej ochrony mniejszościom. Trzydzieści
pięć lat temu zwrócono uwagę, że środkiem zaradczym jest proporcjonalna
reprezentacja. Jest to głęboko demokratyczne, gdyż zwiększa wpływy tysięcy,
którzy w innym wypadku nie mieliby żadnego udziału w rządzeniu. Zbliża ludzi do
ideału równości pozwalając wszystko tak zorganizować, aby żaden głos nie był
zmarnowany, i żeby każdy głosujący miał w parlamencie przedstawiciela swoich
własnych poglądów. Pochodzenie tej idei jest różnie wywodzone przez lorda Greya
i przez Considéranta. Udany przykład Danii i gorące poparcie ze strony Milla nadały
zasadzie proporcjonalności prominentne miejsce w świecie polityki. Zwiększa ona
swoją popularność wraz z rozwojem demokracji, a jak zostaliśmy powiadomieni
przez M. Naville’a, w Szwajcarii konserwatyści i radykałowie uzgodnili, że będą
ją promować.
Ze
wszystkich metod kontroli demokracji federalizm jest najskuteczniejszy i
najbardziej odpowiedni; lecz będąc kojarzonym z czerwoną republiką, z
feudalizmem, z jezuitami, z niewolnictwem, popadł w złą sławę i ustępuje
centralizmowi. Federalny system ograniczania i powstrzymywania suwerennej władzy
poprzez podzielnie jej i poprzez wyznaczenie rządowi tylko jasno zdefiniowanych
uprawnień jest jedyną metodą powściągania nie tylko większości, lecz także
władzy całego ludu, a to dostarcza najsilniejszego uzasadnienia dla drugiej
izby, która okazuje się istotnym gwarantem wolności w każdej prawdziwej
demokracji.
Upadek
Guizota podważył najsłynniejszą maksymę doktrynerów, według której to rozum
jest suwerenny, a nie król czy lud. Następnie maksyma ta została narażona na
szyderstwo poprzez obietnice Comte’a, głoszące, że pozytywistyczni filozofowie
będą przedsiębiorcami politycznych idei, których żaden człowiek nie będzie mógł
kwestionować. Lecz odkładając na bok prawo międzynarodowe i karne, w których są
pewne kwestie zbliżone do ujednolicenia, domena ekonomii politycznej zdaje się
przeznaczona do tego, by uznać ścisłą pewność nauki. Kiedy tylko zostanie to
osiągnięte, kiedy bitwa pomiędzy ekonomistami i socjalistami zostanie
zakończona, zła siła, którą socjalizm wprowadza do demokracji, zostanie
usunięta. Walka jest bardziej brutalna niż kiedykolwiek, lecz weszła w nową
fazę, poprzez pojawienie się pośredniej partii. Czy przeznaczeniem tak
znaczącego ruchu, który popierają niektórzy spośród pierwszych ekonomistów w
Europie, jest wstrząśnięcie autorytetem ich nauki, lub pokonanie socjalizmu,
pozbawiając go tego, co stanowi sekret jego siły, musi zostać tutaj odnotowane
jako najnowszy i najpoważniejszy wysiłek, jaki został podjęty celem zadania
kłamu ważnej sentencji Rousseau, według której, demokracja jest ustrojem dla
bogów, lecz nie przystaje do człowieka.
Byliśmy
w stanie dotknąć jedynie kilku tematów spośród niezwykłej ich liczby zawartej w
tomach dzieła Sir Erskine’a Maya. Chociaż dostrzegł on bardziej klarownie niż
Tocqueville związek demokracji z socjalizmem, osąd jego nie jest zabarwiony
tocquevillowskim przygnębieniem, rozważa on bowiem kierunki rozwoju demokracji
z ufnością zbliżającą się do optymizmu. Pojęcie niezmiennej logiki historii nie
przygnębia go, gdyż koncentruje się bardziej na faktach i na ludziach niż na
doktrynach, a jego książka jest raczej historią kilku demokracji, niż opisem
dziejów demokracji jako takiej. Istnieją pewne związki w rozumowaniu, pewne
fazy rozwoju, których autor nie dostrzega, ponieważ jego celem nie było
śledzenie właściwości oraz poszczególnych odniesień do idei, lecz wyjaśnienie
rezultatów doświadczenia. Powinniśmy więc konsultować pojedyncze strony jego
dzieła, wówczas, gdy chcemy śledzić pochodzenie i poszczególne etapy rozwoju
demokratycznych dogmatów. Takich jak na przykład, że wszyscy ludzie są równi;
że powinna istnieć wolność wyrażania opinii i myśli; że każde pokolenie stanowi
prawo tylko dla siebie; że nie będzie żadnego obdarowywania, żadnego dziedziczenia,
żadnego pierworództwa; że lud jest suwerenem; że lud nie może czynić zła. Całą
masę tych osób, które z konieczności interesują się praktyką polityczną nie
cechuje tak antykwaryczna ciekawość. Oni chcą wiedzieć, czego można się nauczyć
od krajów, gdzie demokratyczne eksperymenty przeprowadzono, lecz nie dbają o
to, aby dowiedzieć się jak M. Waddington wnosił poprawki do „Monumentum Ancyranum”,
jakie powiązania były pomiędzy Marian i Miltonem, lub pomiędzy Pennem i
Rousseau, lub kto wynalazł powiedzenie Vox Populi Vox Dei.
Sir Erskine’a Maya niechęć do zajmowania się sprawami spekulatywnymi
i doktrynalnymi oraz do poświęcenia swojego czasu dla czczej historii polityki,
spowodowało, że sposób, w jaki potraktował polityczną działalność
chrześcijaństwa – być może najbardziej złożone i rozległe zagadnienie jakie
może kłopotać historyka – jest nieco niejasny. Pomniejsza on wpływ
średniowiecznego Kościoła na narody wynurzające się wówczas z barbarzyńskiego
pogaństwa, natomiast wychwala Kościół wtedy, gdy staje się związany z
despotyzmem i prześladowaniami. Podkreśla on wolnościowe działanie Reformacji w
XVI wieku, które dało przecież bodźce dla powstania absolutyzmu. Lecz także on
powoli rozpoznaje w entuzjazmie i przemocy sekt w wieku XVII najbardziej
potężną instytucję, jaką kiedykolwiek znała demokratyczna historia. Pominięcie
Ameryki stwarza pustkę pomiędzy 1660 rokiem a 1789, i pozostawia wiele
niejasności w rewolucyjnym ruchu ostatnich stu lat, które przecież stanowią
główny temat książki. Lecz jeśli pominięto jakieś sprawy wobec początkowego
zamierzenia, jeśli poszczególne części nie są równe, pochwała nadal jest
należna Sir Erskine’owi Mayowi za to, że jest jedynym pisarzem, który
kiedykolwiek zebrał razem materiały do porównawczych badań nad demokracją, że
wzniósł się ponad opinie partii, że pokazał szczerą sympatię dla postępu i
rozwoju ludzkości oraz niezależną wiarę w mądrość i siłę, która ją prowadzi.
Przekład
Jolanta i Arkady Rzegoccy