Artykuł ze stycznia 1863, wydany następnie
w pismach Jana Koźmiana, Poznań, 1881, t. III, s. 61-64.
Nowe przesilenie nastało
w ogólnym usposobieniu kraju. Mimo oporu ze strony rozważnych i czujących
głębiej odpowiedzialność patriotów, wzmógł się bardzo w Królestwie kongresowym,
na polu czynnej polityki, radykalizm skrajny; w tejże samej chwili rząd
długo a zręcznie zbijany z toru, odkrył coś z robót podziemnych. Nie
pora teraz rozpowiadać szeroko o tym, co się dzieje w Warszawie; wchodząc
w szczegóły, musielibyśmy nieraz potrącić o strony nader bolesne, a
nie mamy ochoty i nie widzimy potrzeby wystawiać faktów inaczej niźli
się stały. Raczej widzimy potrzebę zdać sprawę z tego, jak nam się przedstawia
położenie rzeczy i jak obowiązek wobec prawdopodobnych skutków zdarzeń
ostatnich pojmujemy.
Powtórzymy tu to, cośmy już
dawniej mówili. Wedle naszego zdania jakikolwiek był początek wypadków
warszawskich w r. 1861, czy Mierosławski i jego zwolennicy wywołali
lub nie pierwsze demonstracje, fakt to niezaprzeczony, że zaraz
objawił się w narodzie duch potężny, wzniosły, dziwnie czysty, który
wziął górę nad wszelkimi dążeniami i obrachowaniami stronnictw. Radykalizm
próbował po kilkakroć czy mu się nie uda skorzystać z nastroju powszechnego
umysłów i zawsze cofnąć się musiał, a że w podobnych okolicznościach
potrzeba koniecznie naczelników jeśli nie kierowników, kraj niezmierną
większością postawił u steru usiłowań swoich i nadziei swoich ludzi,
których sumienność, zacność i pracowitość niezrównaną poznał był na
polu robót legalnych. Wszystko to było dobre i tak się układało do zgodnej
wielkości, że w całym świecie podniósł się głos uznania i współczucia,
że od razu odzyskaliśmy pozycje stracone koleją błędów lub omyłek i
że wznioślejsze umysły jęły oznaczać i wskazywać idealną doniosłość
ruchu polskiego. Ale nie łatwo utrzymać w mierze wytężone oczekiwania
i naprężone uczucia. Nadzieje podsycane długo nadzwyczajnymi, niemoc
w sferach rządowych objawiającymi zmianami, nie osłabione dzikimi wybuchami
srogiego nacisku, zaczęły powoli przybierać charakter gorączkowej niecierpliwości;
siłę zastąpiła drażliwość, namiętność wzięła górę nad zastanowieniem.
Zostało tylko wielkie pragnienie poświęcenia się, wielka do ofiar gotowość
i co niezwykłe w Polsce, nie już chęć, ale żądza słuchania. Skorzystali
z tych usposobień ci, co od lat dwudziestu kuszą kraj złudzeniami a
przynoszą mu jeno służbę u obcych, jeno wspólnictwo z rewolucją powszechną.
Dziś oni do pokus dawnych dodali jeszcze obietnicę sojuszu z nowym pokoleniem
Rosjan; oprócz tego uderzają wyobrażenia niezwykłą wprawą w zaprowadzaniu
organizacji tajnej. Więc łatwo zrozumieć, że powoli przeciągnęli do
siebie najgorętsze i najwrażliwsze czynniki i że przemogli w wielu razach
tych, którzy mniej szczodrze obiecują i nie radzi by służyć za narzędzie
naczelnikom europejskiego radykalizmu, prowadzącego świadome lub nieświadomie
do rozwiązania narodowości.
Tajny rząd nie może się utrzymać
inaczej jak ciągłym drażnieniem oczekiwań, ciągłym działaniem na wyobraźnię.
I to właśnie doprowadza owych przywłaszczycieli w kierowaniu losami
ojczyzny do tego, że pozwalają na zbrodnie albo zbrodnie nakazują. Złe,
nieszlachetne środki, nigdy nie pomogą ojczyźnie a krzywią sumienie
w narodzie i zaufanie w zacność i czystość sprawy, silną dźwignię niezmiernie,
podkopują.
Oprócz niebezpieczeństw moralnych,
groźniejszych niźli się wydawać może optymistom i cięższe od wszystkich
dotychczasowych prowadzących za sobą klęski, jeszcze i to trzeba uważać,
że cała praca przygotowawcza nagląca, przyspieszona, przedsięwziętą
została wbrew wszelkiemu rozumnemu obrachowaniu. W żadnej rzeczy a tym
bardziej w polityce, nie godzi się rozumu odsuwać lub skazywać go na
podrzędną rolę. Rozum dany nam został na to, iżby przewodniczył postanowieniom;
zaś wielka to omyłka mniemać, że można być rozumnymi szałem. Praca
tedy przygotowawcza, ta co przeszkadza wszelkiemu organicznemu życiu
w kraju, a wychodzi z zasady, że im się gorzej dzieje w Polsce, tym
lepiej, ma wyraźnie na względzie wielkie wstrząśnienie w niedalekiej
przyszłości. Cóż jeżeli ta nadzieja zawiedzie? Zły on dowódca, który
prowadząc hufiec do szarży, o pół mili od nieprzyjaciela cwałować mu
każe i lance brać do ataku; zanim się zewrzeć przyjdzie z wrogiem, siła
pędu wyczerpie się u jego ludzi, zapał w nich upadnie. Zresztą żaden
naród nie może żyć samym oczekiwaniem i drażnieniem jeno; pamiętajmy,
że nic bezkarnie na świecie nie uchodzi i że takie opłakane zboczenia
sprowadzają później zwątlenia, upadki, oddziałania szkodliwe i odwety.
Że polityczne przewidzenia dzisiejszego stronnictwa ruchu fałszywe,
rzecz to jawna dla każdego, kto się durzyć nie chce. Stronnictwo ono
musi rachować albo na europejską rewolucję pod przewodem Garibaldego,
albo na wstrząśnienie stanowcze w Rosji. Inna wszelka kombinacja zgoła
jest niepodobną. Otóż pomimo przyrzeczeń komitetów londyńskich, których
ajenci znaleźli się między wychodźcami polskimi w Paryżu na wielką szkodę
sprawy naszej, pomimo odezw Garibaldego samego, można przewidzieć, że
w bliskiej przyszłości nic ważnego w tej kolei nie zajdzie. Radykalizm
europejski doznał pod Aspromonte klęski, z której się nie podniesie
zaraz. Z drugiej strony w Rosji daleko jeszcze do owego rozprzężenia
stosunków istniejących, na których zrujnowanie niemałego czasu i niemałej
usilności potrzeba. Pozostaje wybuch o własnych siłach. Azaliż potrzeba
wykazywać niedorzeczność i niedojrzałość podobnej myśli, dziś zwłaszcza,
kiedy cała masa narodu, kiedy włościanie z niedowierzaniem lub niechęcią
przypatrują się temu, co się dzieje i kiedy tak łatwo im wytłumaczyć,
że dostarczenie rządowi sposobności do bezprawnych i gwałtownych czynów,
może się na ich materialną korzyść obrócić?
Bolesną jest niezmiernie
rzeczą, że w wielu miejscach duchowieństwo nie rozumie jak należy swego
posłannictwa i tak licznie opuszcza zawsze zbawienne i zawsze silne
stanowisko kościelne, aby iść za drugimi na niepewne pole agitacji,
gdzie tylko narazić może swobodę i niepodległość Kościoła, wpływ swój
na lud i konieczną niezależność własną, gdzie wydać musi religię, jako
środek, w ręce ludzi głośno przeciw Stolicy Apostolskiej a nawet
przeciw całości wiary powstających. Że jednak znaczna liczba duchownych
usłuchała rad, pochodzących od czujnych i poważnych a stróżami Kościoła
postanowionych osób, jest nadzieja, że i inni pójdą za trzeźwiejszym
natchnieniem.
Są, co mniemają, że skrajna
działalność potrzebna, aby utrzymać pewną uczciwą karność w narodzie
i powściągnąć wszystkie nikczemne słabości i egoizmy. Nam się zdaje,
że i to zły środek. Nierozsądnym byłoby zapalić dom, żeby się w nim
nie dać zaląc robactwu. Azaliż nie lepiej starać się otrzymać ten sam
rezultat drogą moralnego podniesienia?
Usiłowania stronnictwa ruchu
co chwila psują roboty tych z pomiędzy obywateli polskich, którzy dawno
zrozumieli, że bez pracy organicznej, wytrwałej, rozumnie prowadzonej,
nie ma istnienia i nawet by się odzyskanej niepodległości nie utrzymało.
A jednak kto się głębiej zastanowi, kto wedle sumienia a nie wedle ludzkich
względów osądzi, przyzna, że przyszłość kraju opiera się właśnie na
tej części polskiego społeczeństwa. Niezachwiani ani gwałtami ulicznymi,
ani przykrościami doznawanymi ze strony rządu, nie zastraszeni ani wygnaniem
męża, koło którego nawykli się zbierać, ani prześladowaniem, jakie dotknęło
szlachtę prowincji zabranych za adresy uczciwie i szlachetnie, nawet
korzystnie dla sprawy z jednej strony, wszelako mniej przezornie podpisane,
ludzie o których mowa, trwają w raz obranym kierunku. Zamiast jątrzyć
się tylko nawzajem i rozwodzić skargi niedołężne, z prawdziwym męstwem
a spokojnie wytrzymują i parcie z dołu i ucisk z góry. Unikają namiętnych
ostateczności, nie odpychają niczego, co wchodzi w zakres ich działania,
i pomimo chwilowych zwątpień i krótkich zachwiań, rosną w doświadczenie,
w rozum polityczny i w znaczenie. Stronnictwem oni nie są, bo gdzie
idzie o wspólną sprawę, żadnej wyłączności nie przypuszczają. Stanowią
dzisiaj najlepszą cząstkę kraju a mamy nadzieję, iż niedługo będzie
można powiedzieć, iż są narodem.
Ludzie kierunku organicznego
nie mówią: albo wszystko od razu albo nic; i oni rozumieją, że łatwo
stracić coś nagle, prędko, ale żeby odzyskać to, co się raz straciło,
trzeba długiej usilności i stopniowych nabytków.
Ludzie ci z uczucia obowiązku
stykają się z rządem dzisiejszym, tj. z margrabią Wielopolskim, który
jakkolwiek nie ufa nikomu i ufności obudzić nie umie, jakkolwiek twardość
dla drugich a wiarę w siebie podniósł do znaczenia systematu, jakkolwiek
gotów wziąć się do środków niepewnych i niebezpiecznych, takich co kosztem
przyszłości rozwiązują trudności obecne, jakkolwiek i zraża i w końcu
zrazi najlepszych pomocników swoich, zawsze jednak otwiera pole kształcenia
się i korzystnych robót. Czyniąc tak, dobrze czynią. Dla nas patrzących
z najżywszym interesem, ale z boku, dowód, że z margrabią Wielopolskim
można coś zrobić dla kraju, leży w tym, że wielu ludzi bardzo zacnych
z kierunku organicznego, zatrzymuje raz zajęte pod jego sterem posady.
Opinii, o której tu mowa,
brakuje organów. Dzienniki warszawskie nie mają dostatecznej swobody,
pisma za granicami Królestwa zbyt łacno hołdują taktyce skarżenia się
i drażnienia. Jeden "Dziennik Poznański" umiał w kilku
chwilach stanowczych przemówić odpowiednio potrzebie i zgodnie z wymaganiami
przezornego patriotyzmu.
My uważamy za obowiązek popierać
ów kierunek organiczny; bo tylko tej drogi trzymając się wiemy, gdzie
idziemy, nie narażamy sprawy na niebezpieczne hazardy i możemy powinności
obywatelskiej bez krzywdy dla obowiązku chrześcijańskiego dopełnić.
|