W powieści Quo
vadis uwagę naszą przykuwa rozmowa Pawła z Tarsu z Petroniuszem,
prowadzona w Ancyrze. Zdumiewa nas dialog dwóch światów: rodzącego się,
wiośnianego chrześcijaństwa, religii niewolników z Subury, ze światem
wykwintnej Romy, patrycjatu, wybranych spośród wybranych. „Nazywacie nas –
mówił Paweł z Tarsu – nieprzyjaciółmi życia, ale odpowiedz mi, Petroniuszu:
gdyby Cezar był chrześcijaninem i postępował wedle naszej nauki, czy życie
wasze nie byłoby pewniejsze i bezpieczniejsze?”
Jakże to odległe echo z epoki przełomu pogaństwa i
rodzącego się chrystianizmu zapada uporczywą refleksją w głębię naszej duszy!
Jakże to może dziać się, że współczesne prądy społeczne, wielkie rewolucje i
przewroty, idące w imię wyzwolenia człowieka, sprawiają, iż życie tego wolnego
człowieka staje się coraz trudniejsze, coraz bardziej zagrożone w elementarnym
swym bycie, ba, niemalże niemożliwe? Państwo „wyzwolonego proletariatu” stało
się tyranią nie tylko dla tzw. burżuazji, ale i dla zwycięskiego proletariatu.
Państwo totalne doprowadziło nie tylko do katastrofy, ale i do totalnej trwogi,
lęku, terroru, organizując dla wszystkich obywateli wzorowe, przedegzekucyjne
więzienie. Obywatel wydany na łup reżimu jest wystraszony odległym echem
totalnego władcy spod piramid: „Jam jest faraon, bez twego rozkazywania nie
podniesie nikt ręki ani nogi we wszystkiej ziemi egipskiej” (Rodz. 41, 44).
O, gdyby cezar
współczesny był chrześcijaninem! Gdyby postępował według naszej nauki!
I. CEZAR
WSPÓŁCZESNY
Rzecz znamienna, jak współcześnie
oczekują wszyscy od sprawujących władzę wielkich zalet duchowych. Zmęczeni
demokratyczną nieodpowiedzialnością, doświadczeni aż nadto „świecką”
moralnością bez wszelkich zasad moralnych, polityką brudnych interesów
i brudnych rąk, domagamy się dla życia politycznego etyki i moralności
chrześcijańskiej. Pragnienia mas wyczuwają ich przywódcy; wszak dyktatorzy
ostatnich dni drapowali się w togę surowego nieraz ascetyzmu i
samozaparcia w życiu osobistym. Byli tacy, którzy prowadzili życie mnichów,
byli inni, którzy w wielu okresach swej ożywionej działalności uprawiali
wszechstronną wstrzemięźliwość, byli wreszcie i tacy, którzy dawali budujący
wzór życia rodzinnego. Ale jednocześnie jakże często dopuszczali się rażących
czynów bezprawia, okrucieństwa, bezwzględności, jak wiele było w nich
niekonsekwencji, jak gdyby byli to urodzeni szatani, noszący wobec tłumów maskę
anioła światłości. Skąd ten krańcowy rozdźwięk, skąd ta łatwość, z jaką
przechodzili od wzniosłych czynów do najniższych występków? O, gdyby cezar był
chrześcijaninem!
Współczesny
cezar ma w sobie wszystkie niepokoje duszy pogańskiej.
W życie swego
narodu wchodzi z niesłychaną pychą, jak gdyby wszystko, cokolwiek przed nim
naród zdziałał, było bez wartości i znaczenia, a dopiero od niego zaczynało
się trwałe budowanie. I dlatego: „nazwali imionami swymi ziemie swoje” (Ps. 48,
12).
Nigdy pycha
władcy nie wyrażała się w tak groteskowy, teatralny, sklepikarski sposób, jak
za dobrze nam znanych dni. Władca występuje przed tłumem jak ongiś cezarowie
rzymscy przed plebsem – na tle dekoracji, jakże nieraz sztucznej, lichej i
nadętej, jakby miała ona być symbolem tej wewnętrznej pustki człowieka, którego
ma wielbić. Od sprytnych handlarzy, którzy, by sprzedać lichy towar, osłaniają
jego lichotę jaskrawym krzykiem reklamy, zapożyczył wzorów. Cóż to za bolesny
pomysł – reklama władzy, która od Boga pochodzi, reklama osoby władcy, który
uczestniczy w Bożej mocy! Sprzedając tłumom namiastkę w zamian za istotną
wartość ducha, której nie posiadają, poczęli boleść i urodzili nieprawość, a
żywot ich gotuje zdrady (zob. Job. 15, 35). Nieprawość tkwi w kłamstwie, które
porodzili, w kłamstwie tym szkodliwszym, że zwodzi ono całe miliony ślepo
ufających i wiedzie ich ku bolesnym zawodom.
„Albowiem nie
masz w ustach ich prawdy, serce ich jest marne; grób otwarty gardło ich” (Ps.
5, 10). Czyż może być inaczej? Osłaniając pustkę frazesami, autoreklamą,
napełniają naród swój niepokojem, którego pełna ich dusza: „Lecz bezbożni są
jako morze wzburzone, które się uspokoić nie może, a fale jego wylewają na
podeptanie i błoto. Nie masz pokoju bezbożnym” (Iz. 57, 20).
„Wiatr siać
będą, a wicher pożną” (Oz. 8, 7). Czyż nie jest to znamienne, że społeczeństwa
rządzone przez nowoczesnych cezarów są jak wulkany pełne wewnętrznego huku, jak
morze wiecznie wzburzone, wyrzucające pianę wokół siebie? Niepokój władcy
udziela się tłumom, które nie znają drogi pokoju (zob. Ps. 13, 3).
Władca chrześcijański otrzymuje naprzód rozkaz,
„aby się uczył bać Pana, Boga swego” (Powt. 17, 19).
Bojaźń Boża
władcy jest gwarantką szczęścia ludu. Jozue, powołany na wodza ludu, słyszy od
Boga surowe przykazanie: „Wzmacniaj się tedy, a bądź mocny bardzo, abyś
strzegł i czynił wszystek zakon... nie ustępuj od niego w prawo ani w lewo,
abyś rozumiał wszystko, co czynisz. Niechaj nie odstępuje księga zakonu tego od
ust twoich” (Joz. 1, 7-8).
Prawo Boże w
myślach władcy to droga do jego mądrości, a wiadomo, że „lepsza jest mądrość
niźli siła, i mąż roztropny niźli mocny” (Mądr. 6, 1), bo tylko mądry władca
należycie użyje danej mu siły dla dobra ogółu. Władca chrzęścijański nie
zapomina nigdy o radzie Eklezjastyka: „Przełożonym cię uczyniono? Nie
wynoś się; bądź między nimi jako jeden z nich” (Sir. 32, 1). „A niech się nie
podnosi serce jego w pychę nad bracią swą ani nie zbacza na prawą, ani na lewą
stronę” (Powt. 17, 20). Droga do wielkości w narodzie wiedzie jedynie przez
służbę narodowi.
Sternikom
państwa trzeba wielu cnót, a przede wszystkim czystości ducha, bezinteresowności,
poświęcenia całego siebie na służbę własnego narodu. „Kto nie oddaje całego
siebie – pisze Savonarola – kto obok sprawy kraju szuka i siebie – ten wkrótce
nie będzie wcale chciał jej bez siebie, a potem już tylko siebie... i poświęci
kraj! Tymczasem odwrotnie się ma! Nie Ojczyzna dla ciebie, ale tyś dla
Ojczyzny, a i ty, i Ojczyzna dla Boga”.
Tak
przygotowany zwierzchnik chrześcijański znajdzie drogę do serca swych
podwładnych. Postawi wielkie wymagania przede wszystkim sobie, w myśl mądrej
zasady wszelkiego zwierzchnictwa: „Jaki jest, sędzia ludu, tacy też jego
słudzy, a jaki przełożony miasta, tacy i mieszkający w nim” (Sir. 10, 2). I
dlatego, chcąc podnieść swój naród, podźwignąć go, ulepszyć, sam przede
wszystkim podniesie się ku Bogu. Z hojności Bożych błogosławieństw, które
zbierze we własnej duszy, będzie błogosławił własny naród. Słowa Eklezjastyka
znajdują aż nadto często potwierdzenie.
II. CEZAR A
DOMOWNICY JEGO
„Gdy powstają
niebożnicy, wtedy się kryją ludzie; gdy oni zginą, mnożyć się będą
sprawiedliwi” (Przyp. 28, 28). „Kiedy się mnożą sprawiedliwi, będzie się
radowało pospólstwo; gdy niezbożni władzę wezmą, wzdychać będzie lud” (Przyp.
29, 2).
To, przed czym
„kryje się człowiek”, to, dlaczego „wzdycha lud”, rządzony przez złego władcę,
płynie z jego niegodziwej duszy. Zagrożony przez swych nieprzyjaciół i przez
najbliższych, usiłuje władzę utrzymać przemocą, postrachem, terrorem i tyranią.
Despoci rozszerzają granice przestępców, widząc przestępcę w każdym niemal
obywatelu. Nigdzie życie człowieka, jego wolność osobista, jego własność i
elementarne prawo do życia ludzkiego nie są w tak niskiej cenie jak w państwie
terroru, które powoli zamienia się w jedno wielkie więzienie. Patrzmy, jakie
przykłady bezprawia dały nam państwa komunistyczne i totalne. Jak
wypełniły się obozami koncentracyjnymi, gdzie niszczał kwiat narodu, gdzie
ofiary reżimu gorzej traktowano niż pospolitych przestępców i kryminalistów,
bronionych przecież kodeksem karnym. Wszystkie zdobycze człowieka, obnoszone pod
dumnymi hasłami: „wolność, równość, braterstwo”, wszystko to ugięło karku
przed wolą despoty. Nie ma już wolności obywatelskiej, jest tylko wolność
partii rządzącej i bezprawie tyranii wobec reszty obywateli.
Piotr Skarga w
jednym ze swych kazań radził władcy: „Strzec zdrowia twego, najpewniejsza,
nikomu krzywdy nie czynić. Kto nikogo nie obraża, podejrzanego nikogo nie ma”.
Wiek władcy przedłużają miłość i sprawiedliwość społeczna. Ale drogą tą nie
chodzi władca bezbożny, a bezprawia jego napełniają płaczem i wzdychaniem nieszczęsną
krainę. Bezprawie, które nosi w sercu swoim, udziela się stopniowo narodowi,
który zaraża się złymi mocami swego wodza, mnożąc je w nieskończoność. Złego
wpływu na naród swój użyje zły wódz po to, by wspiąć się na jeszcze wyższy stopień
nieprawości. Wzmocniony siłą znieprawionego narodu, waży się na szaleńcze
czyny, które wiodą do zguby.
Tylko
chrześcijański zwierzchnik zdoła wprowadzić do życia swego narodu ducha
chrześcijańskiego w miejsce ducha cezarowego. Gdy się to stanie, odzyskają swe
znaczenie – społeczne i obywatelskie – uciśniona dotąd i sponiewierana dusza i
godność osoby ludzkiej, i świętość życia człowieka. Tylko chrześcijański
władca zdoła zrozumieć, jak wielką wartością jest człowiek, jak nieporównanie
wyższa ponad wszystkie bogactwa społeczne jest wartość jego duszy, jego osoby.
Tylko on zdoła ocenić ten doniosły wkład, jaki obywatel-chrześcijanin wnosi w
życie publiczne.
Wtedy to
nakazem polityki państwowej stanie się poszanowanie praw człowieka i jego
godności ludzkiej; czynna chrześcijańska miłość wobec współobywateli.
Poszanowanie godności ludzkiej, wolności, osobowości to najprostsza droga do
trwałego związania człowieka ze społeczeństwem, do pozyskania sobie ludzi
współdziałających z celami ogólnospołecznymi. Dzieła tego nie zdołają dokonać
przemoc i terror, które mogą wprawdzie związać ciało, ale ducha ujarzmić nie
zdołają.
Błędem
wszystkich dyktatorów było to, że rozbudowali bogaty system tyranizowania
obywatela, łudząc się, że tą drogą dojdą do zjednoczenia społeczeństwa. Tyran,
który jarzmi, niechaj nie myśli, że włada ludzkością, on tylko pędzi trzodę.
Nie ma duszy w państwie totalnym, w państwie kolektywu, w dyktaturze
proletariatu; jest tylko mechanizacja robotów, które duszę swoją
zakonspirowały, ukryły przed krwawą ręką tyranów. Tyran duszy zabić nie może,
bo to Boże dzieło. Dusza ludzka tak bardzo jest niepodległa i wolna, że Bóg sam
uszanował jej wolność aż po granice grzechu. Ale też i tyranią duszy pozyskać
nie można, bo ona otwiera się tylko ku miłości, ku wolności. Bóg,
najdoskonalszy wzór władców, idzie ku nam z miłością, gdyż nie chce być panem
niewolników. Kto wyzbywa się miłości, ten i wolności zapewnić nie może. I
dlatego władcy chrześcijańskiemu nie wolno odrzucać miłości jako środka oddziaływania
społecznego.
Chrześcijański
zwierzchnik nie może za cel swego działania przyjąć tego, by ludzi uczynić
sobie ślepo uległymi i oddanymi w sposób niegodny człowieka, ale musi dążyć do
tego, by ich uczynić dobrymi. Gdy zbliży ich do chrześcijańskiego ideału męża
sprawiedliwego, posiądzie skarb najcenniejszy do budowy trwałego i zwartego
społeczeństwa.
III. CEZAR A
NARODY
Władca, który
pogwałcił w duszy swojej prawo Boże, który dał się unieść pysze żywota,
prowadzi swój naród ku szaleńczej „turystyce”, z przepaści w przepaść. Egoizm
człowieka jest równie groźny, jak egoizm uprawiany przez naród. Na służbę jego
oddaje się całą przewrotność odchrześcijanionej duszy. Kłamstwo i obłuda stają
się kodeksem moralności w polityce międzynarodowej: „Mówią o pokoju z bliźnim
swoim, a złość jest w sercach ich!” (Ps. 27, 3), a złość ta wiedzie ich do
rozlewu krwi. Biada wtedy narodom słabym, narodom, które miały nieszczęście
innym zawierzyć, które dały się zwieść. Nie byłoby ratunku dla nich, gdyby
władza nad światem pozostawała jedynie w ręku tyrana. Ale Bóg nie wypuszcza
rządów ze swojej dłoni. On staje w obronie uciśnionych i maluczkich, On osłania
narody, aby nie były pożarte przez okrutników. Oto ich los: „Nagle umrą, a o
północy strwożą się ludy i przejdą, i zniosą gwałtownika” (Job. 34, 20).
A oto los,
który czeka tyrana i wszystkie dzieła jego rąk: „Biada temu, kto rozmnaża nie
swoje – dokądże?... Iżeś ty łupił narody mnogie, złupią cię wszyscy, którzy
zostaną z narodów, dla krwi człowieczej i dla krzywdy ziemi, miasta i
wszech mieszkających w nim... Biada temu, kto buduje miasto krwią, a gotuje
miasto nieprawością!” (Hab. 2, 6-12).
Władca
chrześcijański nie pójdzie krwawymi śladami tyranów. On wie, że w planach
swoich Bóg przewidział społeczność międzynarodową, że to On powołał do życia
liczne narody, którym przeznaczył odrębne zadania, i że dopiero z pracy tych
narodów, opartej na ich własnych wartościach kulturalnych, rozwijanych w
świetle prawa Bożego, wypłynie bogactwo duszy świata. Rozumiejąc najlepiej wartość
własnego narodu, nie wzgardzi dobytkiem innych oraz ich wkładem do wspólnego
skarbca ludzkości żyjącej w domu wspólnego Ojca. Dlatego władca chrześcijański
stanie na wysokim poziomie uniwersalizmu katolickiego, którego zasadom podda
miłość ku własnemu narodowi z troski, by nie przerodziła się ona w samolubstwo
i samouwielbienie narodu. Dobro własnego narodu oceniać będzie w świetle dobra
ludzkości i do tego dobra będzie je przymierzać. W dążeniu do osiągnięcia dobra
narodu kierować się będzie zasadami etyki chrześcijańskiej, wierząc, że tylko
takie dobro jest trwałą zdobyczą narodu, które zgodne jest z dobrem najwyższym
i z prawem Bożym. Nie wystarczy bowiem przyjąć niektórych tylko,
wygodniejszych zasad chrześcijańskich, ale całe życie narodu, wszystkie jego
dążenia i całą politykę należy przeniknąć duchem Bożym.
Tymże duchem
rządzić się będzie władca wchodząc w kontakt z innymi narodami. Nie zapomni o
tym, że złe drzewo nie może dobrych owoców rodzić, że zatem nie może mieć nic
wspólnego z Belialem, że nie może popierać jawnego bezbożnictwa i zbrodni
innych narodów, chociażby największe miało to przynieść narodowi jego korzyści.
Nie jest to chrześcijański władca, który wchodzi w sojusz z narodem gwałcącym
sojusz Boży i Boże prawo, którego czyny potępia Stolica Święta, przyzywając na
pomoc gniew Pański słowami Psalmisty: „Rozprosz narody, które wojen chcą!” (Ps.
67, 31).
IV. BÓG W
PAŃSTWIE CEZARA
W ostatnich
latach byliśmy świadkami prób budowania nowoczesnego państwa bez Boga.
Wszystkie państwa totalitarne, godzące w wolność obywatela, nie mogły totalnie
go ujarzmić, dopóki nie dokonały ujarzmienia chrześcijaństwa stającego w
obronie wolności człowieka. I dlatego Kościół katolicki musiał stanąć do walki
z totalizmami państw nowoczesnych w obronie obywatela.
1. Bożek
państwowy przeciwko Bogu
Gdy
przypominamy sobie wydarzenia strasznej walki z Kościołem Bożym, prowadzonej
przez nowoczesne państwa, stają nam przed oczyma apokaliptyczni królowie,
którzy „biorą moc jako królowie na jedną godzinę wraz z bestią... Ci z
Barankiem walczyć będą, a Baranek ich zwycięży, bo jest Panem nad pany i
Królem królów, i ci, co z Nim są wezwani, wybrani i wierni” (Ap. 17, 12. 14).
Byliśmy
świadkami wyzwolenia pychy. Powstali ci, którzy mówili do Boga: „Idź precz od
nas, i wiadomości dróg Twoich nie chcemy. Kim jest Wszechmogący, żebyśmy mu
służyli? A co nam pomoże, choćbyśmy się doń modlili?” (Job. 21, 14-15).
Dyktator współczesny połknął haczyk szatańskiej pokusy, zwisający od dawna nad
światem z góry kuszenia. Ukazano mu „wszystkie królestwa całego świata”, i całą
„moc i chwałę ich” (Łk. 4, 5. 6), a można było je uzyskać za jeden pokłon. Zbyt
silna to pokusa dla słabego człowieka. Skuszony przez szatana, z kolei kusi
swych podwładnych: Jeśli ty tedy oddasz mi pokłon, będą twoje wszystkie (zob.
Łk. 4, 7); zachowasz własne mienie i to, które innym zagrabisz dla dobra racji
stanu, i posadę, i szerokie wpływy, i dochody z dostaw państwowych, i
przywileje, i ordery, i wyróżnienie, i wyniesienie. Wszystko będzie twoje,
tylko oddaj mi pokłon!
W wieku XX
człowieka mianowano bogiem; byliśmy świadkami ubóstwienia, utożsamienia wodza
narodu z bogiem narodu. Głoszono, że Bóg objawił się nie w osobie Jezusa
Chrystusa, ale w osobie Adolfa Hitlera. Nazywano go duchem świętym, światłem, które
oświeca. W zaślepieniu służalczym zapomniano o przepastnej różnicy między
Stwórcą a stworzeniem. Hymny pochwalne, heil i sacro duce, naród
rzucony na kolana przed tyrańską propagandą... to wszystko za zgodą i aprobatą
człowieka grzechu, „który wynosi się nad wszystko, co zowią Bogiem, albo czemu
cześć oddają, tak że usiądzie w Kościele Bożym, podając się za Boga” (II. Tes.
2, 4). Zwalczyć imię Boga, by swoje wypisać na wszystkich drogach i pomnikach,
obalić prawo Boże, by wprowadzić upaństwowione bezprawie, Boga samego
zniszczyć, by uczynić się bogiem tyranizowanych mas – oto cel polityki nowoczesnego
władcy!
„Poznawszy
Boga, nie oddali Mu jako Bogu chwały ni podzięki; ale znikczemnieli
w myślach swoich i zaćmione są bezrozumne ich serca. Bo powiadając się być
mądrymi, głupimi się stali. I zamienili chwałę nieskazitelnego Boga na
podobieństwo obrazu śmiertelnego człowieka” (Rzym. l, 21-23).
Jeśli
współczesny cezar odwołuje się czasami do Boga, to tylko po to, aby wezwać Go
na wspólnika swoich zbrodni i Jego powagą osłonić swoją tyranię. W imię hasła
„Bóg z nami” gwałcono wolność narodów, rozbijano państwo za państwem,
bombardowano świątynie przepełnione modlącym się ludem, grabiono mienie wdów i
sierot na cele publiczne, wydziedziczano rodziny, wsie, miasta, całe prowincje
bezradnych ludzi.
Czy to nie
znamienne, że współczesny, tzw. kulturalny władca, ilekroć podejmuje walkę z
Bogiem, staje na równi z Neronem, Dioklecjanem czy Julianem Apostatą?
Brutalność, dzikość, wyrafinowane okrucieństwo, nieludzkość są takie same, choć
osłaniane formami kultury i nią usprawiedliwiane. Ongiś nieokrzesany gladiator
czy bestiariusz cyrkowy z zimną krwią fachowego kata znęcał się nad niewinną
ofiarą. Dziś rozkaz władcy z ucywilizowanych ludzi czyni podobne zwierzęta:
elegancki, pachnący, udyplomowany, oświecony, postępowy, głoszący hasła
wszechstronnej tolerancji funkcjonariusz policji ze spokojem strzela
automatycznym browningiem do równie eleganckiego, udyplomowanego, oświeconego
męczennika XX wieku za wiarę Chrystusową.
Wspomnijmy
ponure obrazy prześladowań Kościoła w Rosji bolszewickiej, w Meksyku,
czerwonej Hiszpanii, rasistowskich Niemczech – czymże różnią się one od
prześladowań pierwszych wieków chrześcijaństwa? Najwyżej udoskonaloną techniką
mordowania! Jak mało odmieniła się nienawiść ku Bogu i jego świętym. Walka z
Bogiem czyni zawsze z człowieka, choćby najbardziej ucywilizowanego, zwierzę.
„Bo kto sam się bóstwi w świecie,
Ten na odwrót swego szału
Odczłowiecza się pomału”.
(Z. Krasiński, Psalm żalu)
Ale Ten, „który
mieszka w niebiosach, wyśmieje się z nich” (Ps. 2, 4). Pan nienawidzi „oczu
wyniosłych, języka kłamliwego, rąk przelewających krew niewinną” (Przyp. 6,
17). Wkrótce zostaną „zawstydzeni wszyscy kłaniający się rzeźbie i którzy się
chlubią z bałwanów swoich!” (Ps. 96, 7).
2. Koniec
bożków państwowych
Nad żywotem
władcy bezbożnego od pierwszych dni jego istnienia wisi jak miecz Chrystusowe:
„biada człowiekowi onemu, przez którego zgorszenie przychodzi” (Mt. 18, 7). Ma
ono tym większą moc, im wyżej wyniesiony jest gorszyciel dzieci Bożych. Bóg
idzie na sąd: „Teraz książę tego świata precz wyrzucony będzie” (Jan. 12, 31).
Bóg straszny „dla królów ziemskich odejmuje ducha książętom.” (por. Ps. 75,
13). Wyniesione bożyszcze usłyszy nad sobą wstrząsające mocą pytanie
Najwyższego: „Izali wniwecz obrócisz sąd mój i potępisz mię, abyś się ty
usprawiedliwił? A czy masz ramię jako Bóg?” (Job. 40, 3. 4).
„Co się
przechwalasz ze złości, któryś jest silny w nieprawości?... Umiłowałeś złość
raczej niż dobroć, nieprawość więcej, niż mówić sprawiedliwość” (Ps. 51, 3-4).
„Biada tym, którzy ustanawiają prawa niezbożne” (Iz. 10, 1). Wspomnij na to,
żem Ja Pan nad wiekami! „Widziałem niezbożnika wyniosłego i podniesionego jako
cedry libańskie. I minąłem, alić go już nie masz, i szukałem go, a nie
znalazło się miejsce jego” (Ps. 36, 35-36).
O, jakże
nietrwała w oczach Bożych jest pamięć tyranów! Jak szybko przechodzą dni ich!
Nieprzyjaciele Pańscy, zaledwie są uczczeni i wyniesieni, jako dym się rozpłyną
(zob. Ps. 36, 20). Im szybsze wyniesienie, tym straszniejszy upadek.
„Zanim się dni
jego wypełnią, zginie i ręce jego uschną” (Job. 15, 32), bo „mężowie krwawi i
zdradliwi nie dojdą do połowicy dni swoich” (Ps. 54, 24). A cała ich kłamana
chwała, którą urągali Bogu samemu i uwłaczali ludziom, czyniąc z wolnych synów
Bożych upodlonych niewolników – czyż nie kończy się razem z wyniosłym ich
życiem? „Wynijdzie duch jego, a wróci się do ziemi swej, w ten dzień zginą
wszystkie myśli ich” (Ps. 145, 4). Służalcy pierwsi uciekają pośpiesznie z
walącego się domu niesławy. Jak często w oczach naszych sprawdzała się
przepowiednia Hioba: „Pamiątka jego... zginie z ziemi, a imię jego... nie
będzie wspominane po ulicach” (Job. 18, 17).
Jeszcze nie
ostygły zwłoki tyrana, a już schowano jego portrety i wyrwano z murów tablice
głoszące pychę jego. Poszedł w głąb zapomnienia jako kamień! Puściłeś gniew
Twój, który je pożarł jako słomę; potonęli jako ołów w wodach gwałtownych;
wyciągnąłeś prawicę Twoją i pożarła ich ziemia: od wielkości ramienia Twego
staną się nieruchomi jako kamień (zob. Wyjść. 15, 5-16). Zaprawdę, „pamiątka
wasza przypodobiona będzie popiołowi, i obrócą się w błoto szyje wasze”
(Job. 13, 12).
Oto dziejowa
odpowiedź Boga: Idź precz, szatanie, albowiem „Panu, Bogu twemu, będziesz się
kłaniał i Jemu samemu służył” (Łk. 4, 8; por. Mt. 4, 10). Zaufali w chwale
swojej, w mocy wozów i koni, w szczęku tanków i bombowców! A tymczasem jakżeż
„zawodny koń ku wybawieniu” (Ps. 32, 17). Pan „nie kocha się w sile koni ani w
goleniach męża... Kocha się Pan w tych, którzy się Go boją, i w tych, którzy
nadzieję mają w miłosierdziu Jego” (Ps. 146, 10-11).
Czyż nie my
jesteśmy świadkami tej prawdy, która przed naszymi oczyma rozbłysła? Czyż nie w
naszych to oczach rosła wielkość trwożąca słabe serca? Ci wszyscy, którzy
znają drogi Pańskie, z ufnością i spokojem wiary spoglądali w przyszłość: „Jam
widział głupiego mocno wkorzenionego... Daleko będą synowie jego od zbawienia i
starci będą w bramie, i nie będzie, kto by wyrwał. Żniwo jego zje głodny, a
samego porwie zbrojny” (Job. 5, 3-5).
Tak też się
stało! Odwieczna to droga wodzów i narodów buntujących się w pysze swej
przeciwko Panu: „Naród i królestwo, które by Tobie nie służyło, zginie, a
narody pustoszeniem spustoszone będą” (Iz. 60, 12).
* * *
Iżajasz
przeciwko królowi babilońskiemu wołał: „Złamał Pan kij niezbożnych, laskę
panujących, bijącą ludzi w zagniewaniu plagą nieuleczalną, podbijającego
narody w zapalczywości, prześladującego okrutnie. Odpoczęła i umilkła
wszystka ziemia, uradowała się i uweseliła. Jodły też rozweseliły się nad tobą,
i cedry libańskie: «Odtąd jakoś zasnął, nie wyciągnie, kto by nas podciął»...
Jakożeś spadł z nieba, Lucyferze, któryś rano wschodził? Jak upadłeś na ziemię,
któryś ranił narody?... Którzy cię ujrzą, nachylą się ku tobie
i przypatrywać ci się będą: «I onże to mąż, który trwożył ziemię, który
zatrzasnął królestwy? Który obrócił świat w pustynię i miasta jego rozwalił»”
(Iz. 14, 5-17).
Odwieczne to
drogi ślepych wodzów ślepego narodu. Niechże naród umie rozróżniać złe i dobre
moce, niech pamięta, że Bóg wywraca i dziś bogi państwowe, jak ongiś wywrócił
Beliala. Bóg to „prowadzi... ku głupiemu końcowi i sędziów ku głupstwu. Pas
królów rozwiązuje i biodra ich powrozem przepasuje... Wylewa wzgardę na książąt,
tym, którzy byli uciśnieni, lżej czyniąc... On rozmnaża narody i wytraca je”
(Job. 12, 17-23).
Poznajemy drogi
Pańskie i Jego moc! Bóg nie jest dziś słabszy niż na początku, gdy zakładał
fundamenty ziemi i jej królestwa.
„Któż się
Ciebie bać nie będzie, Panie, a nie uwielbi imienia Twego? Gdyż sam święty
jesteś, gdyż wszystkie narody przyjdą i przed oczyma Twymi się pokłonią, że
okazały się sądy Twoje” (Ap. 15, 4).