Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Bogdan Szlachta - Kilka uwag o stosunkach polskich konserwatystów do dziedzictwa romantycznego
.: Data publikacji 31-Sie-2005 :: Odsłon: 6468 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

W literaturze przedmiotu niejednokrotnie spotykamy tezę o kształtowaniu się refleksji polskich konserwatystów w klimacie charakterystycznym dla stanowisk romantycznych, osobliwie francuskich, niemieckich i brytyjskich. Z jednej strony zwraca się uwagę na romantyczne korzenie myśli Pawła Popiela i Rzewuskich, którzy kształcili się w tradycjonalistycznej Francji de Maistre'a, Lamennais'go i de Bonalda, z drugiej na zapożyczenia Józefa Gołuchowskiego i Cieszkowskiego od Hegla lub heglistów niemieckich, z trzeciej wreszcie na pokrewieństwo myśli środowiska skupionego wokół księcia Adama Czartoryskiego i z orientacją tzw. "doktrynerów" francuskich, i z opcją działającego w Anglii Burke'a, z którego przemyśleń czerpali "doktrynerzy". Pomijając interesujące zagadnienia, na ile doktryny Hegla, "doktrynerów" i Burke'a należą do romantycznego dziedzictwa i ile w nich rozmaitych skądinąd wątków oświeceniowych, tak francuskich i niemieckich, jak i szkockich, należy zgodzić się z tezą, że - owszem - refleksja polskich zachowawców zakorzeniona jest w stanowiskach filozoficzno-politycznych przełomu XVIII/XIX i początków XIX wieku, powstrzymując się od jednoznacznego osądu, że jest zakorzeniona w filozofii romantycznej, przynajmniej osądu nie znającego żadnych zastrzeżeń [1] .

Warto bowiem zwrócić uwagę na wstępie, że niektóre wątki charakterystyczne dla filozofii romantycznej nawiązywały w wielkiej mierze do tradycji, z którą polscy zachowawcy pragnęli zerwać (choćby indywidualizm i emotywizm); że - z drugiej strony - choć w pewnej mierze była im bliska romantyczna pogarda dla przyziemnych spraw materialnych, to łączyła się ona nie tyle z negacją doczesnej rzeczywistości w imię spełnienia abstrakcyjnej idei, co z wezwaniem do uznania rzeczywistych uwarunkowań położenia politycznego Polaków, żyjących co najmniej w trzech różnych reżimach polityczno-prawnych. Ów sprzeciw wiódł nie tylko do przezwyciężenia romantycznego rewolucjonizmu, ale i do mającego ogólniejszy walor odwrotu od abstrakcyjnych idei, także idei niepodległości, o ile rozumiana ona była jako usprawiedliwiająca nawet najbardziej absurdalny lub nieuzasadniony bunt jednostki lub wybuch społeczny. Sprzeciw ten kierowano tedy nie tylko przeciwko doktrynom radykalnych demokratów i indywidualistów, korzystającym wielekroć z argumentów zakorzenionych w maksymalistycznej filozofii romantycznej, ale - co bardziej interesujące - także przeciw zaliczanym do obozu zachowawczego członkom emigracyjnego środowiska skupionego wokół Adama Czartoryskiego, zwanego popularnie Hôtel Lambert, i związanego z nim Zygmunta Krasińskiego; błędne, zdaniem konserwatystów krajowych, były właściwe tej grupie tendencje do epatowania ideą niepodległości w każdej nadarzającej się chwili, rojenie o pomocy rządów lub ludów Zachodu dla sprawy polskiej, odciągające od pracy około podniesienia moralnego i materialnego w warunkach niewoli, a także sprzeciw wobec Rosji, który skłonił - choćby Krasińskiego - do potępienia niezrozumianego na emigracji listu Wielopolskiego jako szlachcica polskiego do księcia Metternicha.

Owszem, dla konserwatystów krajowych kluczowym problemem pozostawało zagwarantowanie trwania narodu polskiego, ujmowanego - jak u romantyków - w postaci swoistego organizmu, nie tego jednak, który mógł był się kolektywnie "zbawić", ani nie tego, który cierpiał za winy całej ludzkości i swym cierpieniem miał ją zbawiać, nie tego wreszcie, którego istnienie usprawiedliwiać miało bunt jednostek, grup lub niego samego przeciwko istniejącemu ładowi politycznemu z pogwałceniem podstawowych zasad ładu moralnego. Przecież i zachowawcy ze środowiska "stańczyków" skłonni byli przejąć od romantyka Brodzińskiego tezę, iż Bóg chciał mieć narody jak ludzi osobowymi, aby przez nie działać na ludzkość [2] ; głosić za poznańskim konserwatystą Janem Koźmianem, że wszystkie narodowości idą z Bożego ustanowienia i do istnienia niepodległego oraz wszechwładnego losami swymi zarządu prawo posiadają, wolno im przeto w porze stosownej za broń chwycić; prawo to jednak i wolność były nieodmiennie sprzęgane nie tylko ze wspomnianą polityczną stosownością, ale i z warunkami zwyczajnej moralności i roztropności. Konserwatysta odrzucał bałwochwalstwo narodowości równie, jak inne bałwochwalstwa, choć najwyżej między ziemskimi obowiązkami stawiał właśnie obowiązek narodowości. [3] Jego wizja narodu tylko pozornie stykała się z dominującą w polskim romantyzmie, była bowiem oparta nie na szczególnych uprawnieniach narodu i tezie o jego wyjątkowym położeniu, lecz na klasycznej, fundamentalnej dla zachowawców koncepcji ładu i prawa przedmiotowego, wyznaczających powinności, a nie uprawnienia, wskazujących normy warunkujące możności jednostek i wspólnot narodowych. Zrywała tedy z rozumowaniem charakterystycznym dla Mickiewicza, który z tezy, iż każdy lud począł swój byt narodowy z objawienia, iż każda narodowość oparta jest na osobnym objawieniu, a o ile jest wielka powstała z jednej myśli żyć winna tylko dla zrealizowania tej myśli [4] , wywodził nie tylko wniosek, jakoby prawidłowo zebrany sejm Rzeczypospolitej działał pod natchnieniem Ducha Świętego [5] , ale i koncepcję opatrznościowego, zbawczego posłannictwa Polski, wymagającego podporządkowania wszystkich celów i środków temu jednemu, choćby kosztem pogorszenia rzeczywistego położenia podzielonego narodu i buntu przeciwko władzy i jej prawu.

Tradycjonalizm, wrogi optymizmowi mentalno-moralnemu i radykalizmowi politycznemu, wiązanym u niektórych przynajmniej romantyków z ideą jednostki wybitnej, zdolnej poprowadzić naród ku niepodległości, wyznaczał podstawę konserwatywnej koncepcji wspólnoty-narodu, zacieśniającej węzeł łączący ją z przeszłością i przyszłością [6] , będącej żywym, rozwijającym się organizmem, łączącym pokolenia przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Tradycjonalizm, ufający bardziej w doświadczenie zdobywane w toku ewolucji wspólnoty i jej mądrość niż w ustalenia wyzutego z odniesień wspólnotowych rozumu jednostkowego i uczuć powodujących jednostkami, choćby poświęcającymi się za tę wspólnotę, zakładał istnienie obok norm zmiennych, akcydentalnych rzec by można, zbioru bezwzględnych powinności, które należało honorować w każdym miejscu i czasie, i których żadnej jednostce ani pokoleniu nie wolno było poddawać miarom własnej użyteczności; każda jednostka bowiem i każde pokolenie było powołane do przechowania i wzbogacania wspólnotowej mądrości, będąc tylko elementem "wielkiego duchowego organizmu", w którym wszystkie części są dla siebie i dla innych, i wszystkie razem tak są zrośnięte z sobą, że stanowią tylko jedną nierozłączną całość [7] ; w którym nie ma równości, bo różnic pełno, i te różnice są nawet istotnym warunkiem istnienia całego organizmu, jak nie ma nieograniczonej wolności, bo jest nieprzerwany łańcuch podległości i zawisłości jednych od drugich, a wszystkich razem od całości i całości od pojedynczych części [8] .

Konserwatywny organicyzm, decydował o sprzeciwie wobec rewolucjonizmu i radykalizmu, wiązanym z romantycznym kultem pokolenia lub jednostki, jak decydował o krytyce anarchii przedrozbiorowej i "spiskomanii" porozbiorowej, liberum veto i liberum conspiro, szerzącej się klęski samobójczego szarpania się i ćwiartowania na sztuki polityczne i socjalne. On wyznaczał również racje sprzeciwu wobec dwóch, rzadko dostrzeganych, a poważnych, zagrożeń: wszechwładztwa rządów, których stała i dyskrecjonalna nad ludami władza miałaby wypływać wprost z prawa Bożego, i wyłączności stanowej, negującej jedność wspólnoty [9] ; zagrożeń, które w wielkiej mierze uzasadniane były lub być mogły przy pomocy argumentów bliskich nie tylko zachodnim romantykom; zagrożeń sprawiających, że w sytuacji, w jakiej znajdował się naród polski, niepodobna było sięgać ani po kult wybitnej jednostki, jak czynił Carlyle, ani - śladem niemieckich romantyków - po kult nieposiadanego, a uosabiającego ideę narodową państwa, ani po koncepcje de Maistre'a i Hallera, epatujące wizjami dyskrecjonalnej władzy i ograniczonego systemu reprezentacji stanowych, ani wreszcie po doktryny tych romantyków, którzy eksponowali znaczenie siły i przebiegłości kosztem prawa moralnego.

Zapowiedź spełnienia niebezpieczeństwa "wszechwładzy państwa" znajdowali konserwatyści w romantycznym mesjanizmie Hoene-Wrońskiego, wyznającego heglizm ze zmienioną twarzą, oddającego cezaryzmowi panowanie nie tylko nad zewnętrzem człowieka, ale i nad jego duchowością, zapoznającego tym samym kluczową rolę Kościoła katolickiego jako niezależnej od państwa wspólnoty, pośredniczącej między Bogiem i jednostką [10] . Zapowiedź buntu przeciw ładowi moralnemu, spoglądania na rzeczywistość z "wsobnej" perspektywy narodu lub jednostki i zakwestionowania norm przedmiotowych dostrzegali w mesjanizmie Mickiewicza, w jego tezie o misji Polski, której śmierć polityczna, jak śmierć Chrystusa na krzyżu, miała być spełnieniem soteriologicznego planu Opatrzności polegającego na dźwiganiu ludzkości z dna upadku, i w poetyckiej idei mesjasza osobowego, i wreszcie w znaczeniu nadawanym przez niego aktowi upadku jako jednej z dwóch najważniejszych cezur historii ludzkości. Zwłaszcza mesjanizm Ksiąg pielgrzymstwa oddalał Mickiewicza od konserwatystów, odrzucających proponowane przez poetę drogi "wyjarzmiania" Polski, opierające się na swoistej "religii ojczyzny i narodu", stawiające ponad Odkupicielem naród, który będąc ludzką wspólnotą zajmował miejsce zastrzeżone dla Syna Bożego w eschatologii chrześcijańskiej, słowem - czyniące dzieje ewangeliczne jedynie figurą dziejów narodowych, skoro ostateczne dopełnienie męki i zmartwychwstania Chrystusa następowało w "umęczeniu narodu polskiego" i jego przyszłym, a niewątpliwym, "wybiciu się na niepodległość", brzemiennym w konieczność pełnej przebudowy świata. [11] Ze zgrozą odnajdowano i młodzieńczą fascynację "wallenrodyzmem", jako polską odmianą makiawelizmu, i głoszoną pod wpływem Towiańskiego tezę o możności adekwatnego poznania przez jednostkę przez "podniesienie jej ducha", i ideę wzniesienia "nowego piętra" Kościoła powszechnego zaznaczając, że poeta szuka nadziei poza realnym światem wbrew powinnościom określanym przez realny Kościół katolicki, skupiony wokół zagrożonego zewsząd papiestwa, że zrywa z chrześcijańskim "życiem w obowiązku", wskazywanym katolickim narodom przez Głowę Kościoła [12] , że wreszcie głosi - za Towiańskim - religię uczucia, kwestionując, jak protestanci oznaczający treść wiary rozumem, bliski katolikom autorytet zdolny wskazać zakres powinności moralnych [13] .

A przecież, jak pisał Jan Koźmian, i na co godzili się niemal wszyscy zachowawcy aż po kres XIX w., bezwzględny dla całego katolickiego świata ideał mogło wyznaczać jedynie słowo Boże spoczywające pod strażą Kościoła, wokół niego zaś krążyć winny inne ideały sfer pomniejszych, których wartość próbuje się ich harmonią z owym ideałem chrześcijańskim; tylko ideały zgodne z prawdą Bożą mają (bowiem) siłę trwania i siłę płodności, ideały jej przeciwne przemijają, a przemijają bezpowrotnie. Do rzędu "próbowanych" zaliczano ideały narodowe i uznawano je za błędne, o ile akcentowały kosmopolityzm lub zaściankowość, negowały obiektywny walor rzeczywistości "przedsobnej", idealizowały dumę, kłamstwo albo i zdradę na korzyść ojczyzny, uzasadniały dualizm moralny i nadmierną chwalbę narodową, powodując obłąkanie sumień polskich, eksponując znaczenie walki nie pracy, uczucia nie roztropności, spisków i buntu, nie zaś pokory, powinności i wytrwałości; ideały głoszone dla spełnienia zbiorowych namiętności, które epatowały wizją gwałtu, przymusu i interesu stronniczego, nie bacząc na rzeczywistość i prawdziwe obowiązki narodowe, zapoznając, że cnotą, nie bronią z kuźni czarta zwalczyć jedynie można moce szatańskie [14] ; nie bronią, lecz cnotą, której znaczenia nie doceniał elitarystyczny mit "królów duchów", tworzących naród z biernej masy poddanych, mit bliski Słowackiemu, raz podkreślającemu rolę władców, kiedy indziej warchołów w rodzaju Zborowskiego, nieodmiennie głoszącemu - wedle Bobrzyńskiego - bezdenny fałsz [15] , bo pokładającemu nadzieję w rewolucjonizm ludu oraz oczekującemu zmartwychpowstania raczej niż odrodzenia narodu, odpomnienia przezeń jego dawnej, a twórczej dla przyszłości, idei, niezbędnej dla spełnienia eschatologicznych przeznaczeń świata [16] .

Podobne uwagi mogli byli kierować zachowawcy pod adresem najbliższego im wieszcza - Krasińskiego, zdaniem Tarnowskiego jedynego na świecie poety, w którego poezji nie ma nic osobistego [17] . Także on zalecał bowiem cierpienie i pracę dla zasługi, która miała być doceniona przez Boga-wskrzesiciela Polski [18] , tworzył powieść o Chrystusowej Polsce, prawił, że była doskonałą, jak Chrystus poniosła śmierć dla odkupienia narodów, jak On zmartwychwpowstanie, by otworzyć na ziemi nową erę sprawiedliwości i miłości, a tym samym przesuwał namysł z działań w danych okolicznościach na marzenia o realizacji planu Bożego w historii ludzkiej i stawiał alternatywę rozłączną: jedno z dwojga - albo święta przyszłość ludzkości przepada albo warunkiem jej dopełnienia się jest życie Polski [19] . Także jego apoteoza odkupieńczej misji Polski nie była w stanie uzasadnić polityki dostosowanej do niejednorodnej rzeczywistości politycznej dawnych ziem polskich, a nawet stawała się racją bezkompromisowego oporu wobec władz, zaś w dyplomatycznych zabiegach ugrupowania emigracyjnego - dodatkowym argumentem obok tezy o potrzebie przywrócenia równowagi europejskiej [20] . Nawet po rabacji galicyjskiej Krasiński nie był zdolny uwzględnić konieczności działania polskiej szlachty w państwach nastawionych wrogo wobec jej usiłowań i marzeń, dla utrwalenia narzuconego porządku skorych do konfliktowania jej z ludem, a w każdym razie podejrzliwie spoglądających na wszelkie próby stawiania sprawy polskiej. Nadal utrzymywał, że idea ojczyzny w całym słowa znaczeniu to ta, która wskazuje narodowi obowiązek poświęcenia się za całą rasę ludzką [21] , że męczeństwo Polski jest analogonem męczeństwa Chrystusa [22] , że losy świata zależą od sposobu, w jaki Polska zginie lub zmartwychwstanie [23] , ale zmartwychwstanie za cenę konania [24] .

Usiłowania polskich mesjanistów: Wrońskiego i Towiańskiego, Mickiewicza i Słowackiego, Brodzińskiego i Krasińskiego, a zarazem znamię narodowej poezji polskiej i polskiej filozofii romantycznej [25] , krytykował w kazaniu O Krzyżu wielki kaznodzieja Hieronim Kajsiewicz, wskazując, iż nadzieje na spełnienie nadzwyczajnego posłannictwa Polski wbrew prawdzie dziejów i katolickiej z natury konstytucji narodu są zupełnie płonne. Być może - głosił zapoznany dziś zmartwychwstaniec - że plemię nasze otrzyma w ludzkości i na korzyść Kościoła powołanie, jakie miewały inne plemiona. Może z naszego plemienia wzbudzić Bóg męża, jakich wzbudza w trudnych czasach, kiedy wiara i sprawiedliwość uciśniona, kiedy rodzaj ludzki krzyczy od wielkich boleści; to wszystko jednak nie dowodzi, aby naród nasz był powołany jak Izrael do wydania nowej prawdy, nowego objawienia, nowego Mesjasza, aby marzenia poetów były proroctwami. [26] Ich mesjanizm był i heterodoksyjny, i politycznie błędny, skoro ukazując narodowi nadzwyczajne posłannictwo i przygotowując nadejście nowego świata, w którym zrealizowane zostanie Królestwo Boże i zbawione będą wszystkie narody, podsycając sprzeciw wobec rzeczywistości i wskazując sztuczne fantomy idealnych stosunków zakłócał naturalny rozwój [27] , zapoznawał pozadoczesny wymiar rzeczywistości człowieka, nadmiernie wywyższał moment polityczny i odwodził od wypełniania obowiązków, nie nowych wszak, ale tych, które Bóg nakazał spełniać członkom wszystkich narodów i tych, które nakładał szczególnie na członków narodu polskiego w momencie przydania mu "ducha indywidualnego".

W ocenie zachowawców mesjanizm nie był środkiem służącym rzeczywistemu podniesieniu narodu, skoro nie skłaniał jego członków do odpomnienia owych źródłowych powinności, przekazywanych przez tradycję wspólnoty. Przeciwnie, wzywał do buntu wobec świata zastanego, niesprawiedliwego i pełnego cierpień, buntu, który albo sięgał do dowolnie wymyślonego ideału albo statuował nowe objawienie, będące rozwinięciem i "przekroczeniem" nauczania Kościoła, wszak - zdaniem konserwatystów - jedynego depozytariusza treści Objawienia. Będąc konsekwencją narodowo-patriotycznej egzaltacji równającej ofiarę narodu z Boskim wzorem, mesjanizm wbijał Polaków w dumę, dzieląc na tych, którzy "podniesionym uczuciem" zdolni są uchwycić posłannictwo, i tych, którzy treść powinności wspólnotowych pragną uzgodnić z obowiązkami wskazanymi przez Kościół, zatrzymując się na poziomie, który należało opuścić. Chiliastyczne wizje mesjanistów i próba terrastrializacji Królestwa Bożego prowadziły do nadawania rzeczom względnym wartości absolutnej, "sakralizowały" polityczne i społeczne idee (w rodzaju niepodległości, wolności lub równości), czyniły naród nieśmiertelnym, prowadzącym świat ku zbawieniu, i traktowały religię jako narzędzie usprawiedliwiania przedsięwzięć politycznych prowadzących w różnych kierunkach, nie tylko przecież ku wyzwoleniu narodu, ale i ku jego bezwarunkowej zgodzie na istniejącą rzeczywistość. W ostatnim kierunku zmierzali zdaniem konserwatystów szczególnie ci mesjaniści, którzy - jak Towiański - łączyli związkami przyczynowymi grzech, cierpienie i karę, twierdzili, że naród z woli Boga cierpi koniecznie za grzechy i winien za nie ponieść karę, przydając niemal prowidencjalne usprawiedliwienie zaborcom i zbliżając się do granic narodowej apostazji.

Tymczasem, jak wskazywał najbliższy zachowawcom wieszcz Krasiński, nie apatią, lecz czynem winni byli odpowiedzieć Polacy na wezwanie do odrodzenia narodowego, czynem jednak nie rewolucyjnym, nie jednostkowym ni zbiorowym buntem przeciwko rzeczywistości, ale trudem nie podzielonej wspólnoty. Nie historyczna konieczność, ale zasługa mierzona spełnianiem codziennych powinności warunkowała trwanie i rozwój narodu, zasługa zyskiwana w danych warunkach przez respektowanie rzeczywistych wymagań stawianych przez Boga narodom-osobom, nie będącym konglomeratem autonomicznych, powiązanych z sobą kontraktem jednostek, lecz organizmem strzegącym przekazanego przez przeszłość skarbu tradycji wszelakich, jakie pozostały, pojmującym się w ciągłości i konsekwencji z przeszłością, dziedziczącym w każdym pokoleniu cnoty z obowiązkiem doskonalenia ich, a grzechów z obowiązkiem ekspiacji [28] . Przecież jednak, w ujęciu konserwatystów ekspiacja nie miała być "ofiarą" na rzecz innych, nie wymagała wstępowania na barykady w imię politycznego sprzeciwu, ale polegać miała na wytrwałej pracy około własnego dobra. Naród nie miał dokonywać ekspiacji za grzechy innych, nie ponosił odpowiedzialności za nie, podobnie jak nie był niewinną ofiarą cudzej przewrotności, ale cierpiał za własne winy, dążyć miał do oczyszczenia samego siebie, a nie poświęcać się dla odkupienia świata [29] . Wedle zgodnej opinii niemal wszystkich członków polskich szkół historycznych drugiej połowy XIX w., tak krakowskiej, jak i warszawskiej, i wbrew mesjanistycznej tezie o jego wyjątkowym losie, naród polski podlegał jednakim, nakreślonym przez Opatrzność dla wszystkich narodów, prawom [30] , i jako taki winien był dokonać rachunku sumienia z własnych win, przemyśleć je i podjąć próbę poprawy.

Równie krytycznie jak mesjanizm oceniali konserwatyści próbę uzasadnienia kluczowej roli Polski w dziejach świata opartą nie na argumentacji religijnej czy teologalnej, lecz filozoficznej, ale także mającą korzenie romantyczne. Skądinąd najczęściej nie przypisywano jej waloru swoiście polskiego, jak rzecz się miała w przypadku mesjanizmu; zwracano raczej uwagę na szczepienie przez nią w kulturze rodzimej błędnych idei nurtujących na Zachodzie, propagowanych pod mylącą nazwą "filozofii narodowej". Wskazywano, że panenteistyczne systemy Trentowskiego, Libelta i Cieszkowskiego równie bezzasadnie jak mesjanizm wbijały Polaków w dumę, skoro głoszona w nich "filozofia czynu" wieńczyć miała romańskie i germańskie nurty filozoficzne i jako taka nie tylko wyznaczać kres filozofii, ale i uzasadniać potrzebę istnienia Polski. I w tym przypadku o konieczności istnienia narodu przekonywać miały, zdaniem konserwatystów, nie bałamutne przywidzenia i miłość własna, nie "wichrząca i opoźniająca" sama mądrość ludzka, osobliwie stara, czy to zachodnia czy wschodnia, ale pokajanie się pod ręką Pańską. Potrzebna była nie filozofia narodowa, która naśladuje jeno obcych i niesie niebezpieczeństwo, że cudze wpływy zrodzą fałszywe do niej popędy; potrzebne było natomiast życie ojczyste, wielka siła moralna i owa potęga, co dziejową jest sprężyną, co rozszerza serca, rozskrzydla myśli i czyny. Dopiero po odzyskaniu siły moralnej przez odrodzenie życia narodu świadomego powinności i spełniającego je w życiu codziennym, prywatnym i publicznym, możliwe być miało wypracowanie własnej filozofii, uwzględniającej normy Boże i uzasadniającej rzeczywiste posłannictwo narodu właściwe mu od początku jego dziejów. Dopiero wówczas można było zyskać kamerton historycznego naszego przeznaczenia, do którego się będzie nastrajać reszta ludzkości, kamerton nie syntetyzujący dźwięków obcych, ale brzmiący treścią powinności wyznaczanych przez rządzący światem zakon przyrodzony. [31]

Mesjanizm i "filozofia narodowa" nie były jedynymi elementami dziedzictwa romantycznego krytykowanymi przez zachowawców; kolejnymi były tzw. idea słowiańska, przez wielu konserwatystów oceniana w kontekście ważnej w połowie XIX wieku tendencji do ujmowania ładu politycznego Europy raczej w kategoriach ras niż narodów, oraz nie mesjaniczny wprawdzie, ale wpływowy schemat historiozoficzny, dominujący wśród wyznawców szkoły lelewelowskiej, dostrzegający w pierwotnym gminowładztwie polskim uniwersalnie ważny ideał ustrojowy. Dawno pośród nas słychać - pisał wspominany już Jan Koźmian - przepowiednie wielkich losów dla Słowiańszczyzny i następnie zbawienia Polski przez Słowiańszczyznę. Od Mickiewicza do autora "Ojcze nasz" (Cieszkowski) nie brakło nam w tej mierze świetnych wróżb i uroczych obietnic. Wielcy pisarze zaręczają, że się już żywotność ras romańskiej i germańskiej wyczerpnęła, i że Słowianie, lud młody i świeży, los Europy w ręce uchwycą. Są, co wyobrażenia socjalne połączyli z wyobrażeniami o przyszłości słowiańskiej i marzą raj na ziemi w epoce, w której Słowianie staną na czele oświaty i na szczycie potęgi. Wszystko to jest świetną fantazją, wszakże bałwochwalstwo jawnie przynosi. Jakoż pisarze, o których mówimy, odsuwając na bok prawo zasługi i przyjście epoki słowiańskiej wskazując jako konieczność historyczną, także obiecując raj na ziemi, wszelkie pojęcia moralne gwałcą [32] , i sprowadzają niebezpieczeństwo poświęcenia przez Polaków ich katolickiej, europejskiej przeszłości, wierności oświacie łacińskiej zachodu, z której idą wszystkie cechy (ich) samoistności narodowej, a w następstwie tego utonięcia w słowiańszczyźnie [33] . Po raz kolejny w konserwatywnej krytyce jednego z wątków romantycznych pojawiał się apel do zasługi kojarzonej z pojęciami moralnymi; w związku z tym sprzeciwowi wobec panslawizmu i dominacji Rosji jako głównego reprezentanta "kierunku niewoli" wśród ludów słowiańskich towarzyszyła niekiedy apoteoza odmiennego pierwiastka polskiego, wyobrażającego wszelką swobodę i wszelki szlachetny postęp [34] , a co za tym idzie sprzyjającego rozwojowi odmiennych narodowości w obrębie świata słowiańskiego, nie dążącego do niwelowania dzielących je różnic, lecz szczepiącego chrześcijańskie zasady moralne.

Zachowawcy obawiali się jednak nie tylko imperializmu i samowładztwa rosyjskiego, kryjącego się za "ideą słowiańską"; równie krytycznie spoglądali na wiązany z nią niekiedy inny mit romantyczny, o Polsce jako gminowładczym wzorze dla Europy, mit bliski wszak rosyjskim "narodnikom" i Proudhonowi [35] , przeczący nastawieniu konserwatystów, nie eksponujących wagi form rządu i ostrzegających równie jednoznacznie przed wszechwładztwem jednostki, jak przed wszechwładztwem ludu. Ich sprzeciw wobec nastawienia nakazującego Lelewelowi i większej części polskich historyków tworzących od wpływem romantyzmu sięgać do idealnego stanu pierwotnego i w jego imię negować rzeczywistość, kierowany był nie tylko do apologetów gminowładztwa, ale także do tych wszystkich, którzy usiłowali bronić uniwersalnie ważnych wizji państwa lub stosunków społecznych i tych, którzy - nie bacząc na przemiany historyczne, prowadzące ku demokratyzacji i systemowi przedstawicielskiemu obejmującemu wszystkie "klasy obywatelskie" - wykluczali tego rodzaju rozwiązania, wzorem Henryka Rzewuskiego, posiłkującego się doktryną de Maistre'a.

I wreszcie moment piąty, bodaj z punktu widzenia historyka myśli politycznej najważniejszy w konserwatywnej krytyce romantycznego dziedzictwa Polaków: jednoznaczny sprzeciw wobec typowo romantycznej polityki uczuciowej lub historiozoficznej za nic mającej jedyną wartościową dla zachowawcy politykę interesu i obowiązku, nakazującą nie protestować, lecz działać w obronie idei, którą naród niósł w sobie i w myśl której winien był stale postępować [36] . Broniąc tego, co obok zmiennych zewnętrznych kształtów jest niespożyte, absolutne w ustroju ludzkości: władzy, prawa i hierarchii moralnej [37] , zachowawca zakazywał buntu przeciw nim zarówno jednostce, jak i narodowi pozbawianemu hierarchii, skoro władza była dlań z natury rzeczy wynikającym, koniecznym dopełnieniem społeczeństwa, które bez niej w sposób uporządkowany istnieć nie może; skoro hierarchia społeczna, kształtująca się w naturalny sposób, jest nie tylko częścią dziedzictwa wspólnotowego, ale i narzędziem obrony podstawowych zasad przez nie niesionych, choćby prawa własności, a w pewnym zakresie także "wyższej" kultury i politycznej roztropności.

U konserwatysty oba elementy znajdowały charakterystyczne uzasadnienie: z nierówności samych sił i zdolności z jaką człowiek się rodzi, pisał Popiel, z niemożebności jego życia pojedynczo, ze stosunku rodzinnego, w jakim na świat przychodzi, wykształca się organizm, tj. hierarchia, w której zarodzie spotykamy się nie tylko z ideą, ale z faktem władzy i objawionego prawa; wprawdzie przypuszcza to stworzenie, tj. Boga osobistego, ale to prawo tak jest zgodne z naturą ludzką, że mu nauka miano prawa natury nadała - i w tym rozumieniu prawo natury i prawo Boskie jest jedno i to samo. Niezależnie od kształtu politycznego, określanego przez rozkład żywiołów składowych, potęg, które istnieją, podań przeszłości, geograficznego i etnograficznego położenia [38] , stosownie do "naturalnej konstytucji wspólnoty", należało realizować dobro wszystkich warstw na nią się składających i przez nią, poza rządem, winno być ono w pierwszym rzędzie spełniane z zachowaniem równowagi sił społecznych, której stabilność zależy od szacunku dla władzy i prawa, uwzględniających zasady moralne i chroniących rzeczywisty charakter wspólnoty, dwóch celów, do których każda wspólnota winna zmierzać i którym równowaga ma służyć; celów, ku spełnieniu których winna prowadzić warstwa przodkująca, będąca rządem naturalnym wspólnoty zwłaszcza w latach niewoli [39] , nie kierująca się wszak, wbrew Słowackiemu, "interesem klasowym", ale dobrem działającej solidarnie i nie podzielonej wspólnoty, której żadna warstwa nie miała być wykorzystywana dla spełnienia politycznych rojeń, bo każda miała spełniać, prócz uniwersalnych, własne powinności stanu. Narzędziem politycznym nie mogło być szczególnie duchowieństwo: próby włączania go do "nielegalnych robót politycznych", odwodzenia od właściwej pracy, "wprowadzenia" do sfery obcej posłannictwu, a tym samym zamazania granic dzielących dziedziny ważne dla bronionej przez konserwatystów doktryny dualistycznej, określającej relacje między Kościołem i państwem, spotykały się z gwałtowną krytyką Popiela, Kajsiewicza i Helcla.

Konserwatyzm "stańczyków", zmierzający do zachowania resztek narodowego życia strwonionego w nieudanych powstaniach, jednoznacznie odrzucający stale jątrzący irredentyzm, za polityczny samogwałt mający wystąpienia prowadzące do płonnego wyzucia się sił żywotnych i grzesznego marnowania szpiku własnych kości, był przykładem negacji polityki uczuciowej i szczepienia w jej miejsce poczucia powinności kierowanych politycznym rozumem [40] . Przykładem naśladującym wskazania, które zawarł był w wypowiedzi z 1859 r. Walerian Kalinka, przenosząc do środowiska emigracyjnego wskazówki ustalone daleko wcześniej w kraju, głównie przez Wielopolskiego, Helcla i Fredrę: Ludzie pracy organicznej - pisał Kalinka - mogą tylko powtórzyć słowa margrabiego Azeglio, zrywając z "polityką uczuć" epatującą ideą niepodległości: "Wyżej nad wolność, wyżej nawet nad niepodległość narody, chcące pozostać cywilizowanymi, cenić powinny sprawiedliwość, porządek i moralność". Zauważał bowiem Kalinka, że by sprawę narodu posunąć nie dosyć jest widzieć sam tylko cel: trzeba przede wszystkim patrzeć na położenie obecne, trzeba z danych wychodząc stosunków ulepszać je stopniowo, w miarę jak bieżące wypadki przynieść mogą ułatwienie (...). Powiemy w końcu: nikt trwale i szeroko nie może budować, kto nie buduje jawnie. Narody podbite nie mają dekretów stanu, ich najgłębsze myśli, ich najgłębsze dążenia znane są nieprzyjacielowi. Rząd nieprzyjazny może wszystkiemu przeszkadzać, wszelką pracę zbiorową rozproszyć, wszelkiemu rezultatowi zapobiec, najważniejszej przecież korzyści wydrzeć nam nie potrafi, bo ta nie leży w owocach pracy, ale w zaprawionych robotnikach [41] . Nie żądać zbyt wiele, ale i nie winić Boga za niemożność spełnienia mesjanicznej roli, lecz zaprawiać robotników w codziennym, możliwym w danych warunkach trudzie, posiłkować się duchem mądrości, duchem wytrwałości, duchem rady, duchem rządu i duchem zgody oraz zmysłem pracy, zapobiegliwości, a przede wszystkim zmysłem politycznym. Za słabość owych "duchów" i "zmysłów" nie Boga winić należało, ale samych siebie; wszystkie brakujące im przymioty, Polacy mogli sobie wyrobić, gdyby mieli wolę; wszystkie warunki życia mogli zdobyć lub poprawić, gdyby się byli postarali o tamte przymioty. Czy nam Bóg dał mało czy wiele, źle czy dobrze, z tego, co dał mogli zrobić więcej i lepiej. Nie On winien, ale my. Z pewnością panowanie Polski nie było ubrane w przedchrześcijańskie blaski nadeuropejskiej cnoty, Polska nie wcieliła w świeckie dzieje nauki Chrystusa, a Polacy nie dostali najwyższego między narodami powołania, skoro zdolni byli wystawić swą koronę na licytację plus offerenti, puścić losy swojej Ojczyzny (...) na wolę wszystkich wiatrów, przez liberum veto i zrywane sejmy, nie myśląc ni dbając o siebie. O gdybyśmy, biadał Stanisław Tarnowski, którym nasi poeci tyle mówili, żeśmy Chrystusem narodów, gdybyśmy chcieli poprawić sobie ich nauke, a mniemane podobieństwo rozpoczęli od przypomnienia sobie, że ostatnie trzy lata nauczania i cudów, że ofiara Golgoty i chwała zmartwychwstania, nawet w życiu Tego, który był Bogiem, poprzedzone były dziesięć razy dłuższym życiem w Nazarecie, życiem skromności, posłuszeństwa, pokornej pracy w warsztacie cieśli, gdybyśmy tę skromniejszą epokę wziąć sobie chcieli na wzór, może byłoby nam lepiej. Gdyby zamiast widzieć się w chwale Taboru i Wniebowstąpienia chcielibyśmy być cieślami tylko i synami cieśli (...) może bylibyśmy nie głośnymi, zapomnianymi wyrobnikami tylko, ale wyrobnikami prawdziwymi. Dziś (natomiast) wyglądamy jak biedny obłąkany żebrak w domu wiariatów, który się ma za króla. [42]

Wypowiedzi Kalinki i Tarnowskiego skierowane były przeciw romantycznemu dziedzictwu, uzasadniającemu "politykę uczuciową", bliską też środowisku, w piśmie którego odnaleźliśmy tę wypowiedź, które - choć zaliczane do polskiej tradycji konserwatywnej - bodaj w największym stopniu hołdowało ideom mesjanistów. Kalinka i Klaczko, współredagujący emigracyjne "Wiadomości Polskie", zbliżali się do stanowiska wypracowanego w kraju przez członków "grona krakowskiego" i wielkopolskich zachowawców, krytykując nie tylko usiłowania stronników europejskiej rewolucji, ale i tych, którzy wieszczyli kres samoistnego życia Polski, nakazując poddać się z miłością, dać się strawić, żeby żyć w nowym wielkim organizmie Rosji, przeznaczonej świat przetworzyć [43] , i tych, jak romantyczni mesjaniści właśnie, którzy miast oświecać umysły chcieli tumanić fantazję, miast serca ogrzewać chcieli je spopielić, miast siły skupiać i pomnażać chcieli je wycieńczać i niweczyć, miast pracować z ufnością rozwagi miotali się w szale rozpaczy. [44] Potępiając tajne sprzysiężenia, wzywając do zbiorowej, poważnej i spokojnie rozwijającej się czynności na drodze jawnej, do poparcia ludzi, którzy ważąc potrzeby czasu i miejsca nie chcą od razu, na przebój wszystkim i wszystkiemu realizować swego ideału, którzy działają spokojnie, jawnie i nieprzerwanie, nigdy swej myśli nie odbiegając, ludzi pracy organicznej spostrzegających pewne punkta, pewne korzyści pośrednie, do których dążyć trzeba i można, i których zdobycie przez to samo jest łatwiejsze a nie mniej ważne, bo przygotowuje ostateczne zwycięstwo. Wzywając jednak do spełniania powinności indywidualnych i narodowych [45] , do wzmocnienia wiary, dającej podstawę wszystkiemu, co wzniosłe, zacne i dające moc narodowości naszej, do opieki nad ludem, w związku z którym dopiero wyższe społeczeńskie klasy stanowią naród, do jednoznacznego odrzucenia panslawizmu [46] i nie schodzenia z wysokości pojęć obowiązków polskich do miejscowych tylko stosunków i prowincjonalnych potrzeb, by uświęconego w sercach wyrazu ojczyzna nie wyparło nowe wyrażenie: pomyślność prowincji [47] , porzucali ideały romantyczne na rzecz stanowiska ustalonego przez konserwatystów krajowych już w latach 1840., gdy Wielopolski i Helcel wskazali możliwość prowadzenia "polityki rozumu", znajdującej podstawę w prawie Bożym, ale wymagającej uznania zasady władzy, na której Bóg oparł ład społeczny. Prowadzona być miała przez tych, którym nie zbywało "dobrej woli", o którą Krasiński prosił Boga i którą Tarnowski identyfikował z rozumem, którego nie było w wojnach kokoszych i w rokoszach, ze skutecznością i wytrwałością, których nie bywało w naszych sprawach i w naszej organizacji społecznej, z duchem publicznym w końcu, miłością Ojczyzny większą niż miłość własna, której nie było u nas nigdy, przed rozbiorami ani po nich, w dawnej oligarchii margnatów i anarchii szlachty, czy w dzisiejszej oligarchii i anarchii demagogicznej. Dobra wola to rzetelność, praca i dobry obyczaj w życiu prywatnym, spokój i równowaga w życiu społecznym, stateczność i jedność kierunku w życiu politycznym, poprawa i odrodzenie poczęte w każdym z osobna sercu jednego człowieka i ogarniające coraz dłuższym promieniem koło coraz szersze aż w końcu ogarnie całość; przez nią można było nabyć wszystko, czego się nie ma [48] , pamiętając jednak, że bez praw ludzkich z Boskimi zgodnych musi się (społeczeństwo) rozprzęgać i własnymi rękami niszczyć, że musi być i świecki, ludzki porządek, zatem zwierzchność, że istnieją w życiu społecznym różne powołania, obowiązki, stanowiska, że od zgodnego, dobrowolnego ich zajmowania i pełnienia zawisła równowaga, harmonia, szczęśliwość i wartość. [49]

Wbrew krytyce wyznawców idei romantycznych polityka ta nie wymagała zaparcia się polskości, przeciwnie, jasno formułowana warunek przechowania odrębności narodowej, wyrzekała się zamysłów powstańczych, skłaniających, by dla pozoru jedynie szanować prawo, choć wymagała porzucenia dychotomii: albo niepodległość i kultywowanie tradycji irredentystycznej albo narodowa apostazja i ugoda. Nie kierując się pobudkami utylitarnymi, lecz wymaganiami religii i moralności, darząc władzę szacunkiem z obowiązku sumienia, ale bez uszczerbku godności narodu i własnej, należało - bez uginania się przed natarczywością popędliwej opinii, czyniącej nieprzejednaną opozycję dogmatem i zadatkiem odrodzenia - podjąć politykę krytyczną i wobec radykałów, i wobec absolutystów, przywrócić klasyczny prymat norm miarkujących swobodę władzy, kierunkujących roszczenia własne, w oparciu o nie bronić tradycyjnej pozycji rodziny i Kościoła, jednostek i narodu, ale też uwzględnić konieczność istnienia rządu, choćby obcego [50] . Wielopolski, Fredro i Helcel, Raczyński, Koźmianowie i autor prac "mesjanicznych" Walery Wielogłowski, nakazywali porzucić romantyczne dziedzictwo i podnieść, wzmocnić, utrwalić to, co jest, nowych instytucji się dorabiać, nowe pola działalności zapełniać, organizm społeczny wzmacniać i rozwijać, bo Polskę nie wywalczyć, nie wykonspirować, ale wypracować trzeba, działając w zgodzie z prawem, a nie przeciwko niemu [51] .

Wbrew wciąż pojawiającym się sugestiom niektórych historyków [52] nie była to polityka o programie defensywnym; przeciwnie, uzasadniała ona w oparciu o racje zupełnie odmienne niż romantyzm program pozytywnej pracy organicznej, odrodzenia społeczeństwa, przygotowujący je na właściwą chwilę odzyskania niepodległości, "dobijający" się, prawda, środkami legalnymi, zatem mniej spektakularnymi, o poszerzenie granic niezależności narodu od wrogiego mu kierunku politycznego przyjmowanego przez rządy zaborcze w imię szacunku dla "konstytucji narodów poddanych". Świadomy słabości Polaków, niezdolnych wybić się zbrojnie na niepodległość, konserwatysta wzywał: Spróbujmy innej drogi, nie ucisku i wyzyskiwania przez obcy żywioł, nie upokorzenia moralnego, nie osłabienia stanu społecznego przez sztuczny antagonizm, ale wejdźmy na drogę naturalną, prawną, chrześcijańską. Żądajmy języka, żądajmy samorządu, któryby nie osłabiając jedności państwa utrzymał właściwości, które Opatrzność dała każdemu szczepowi, żądajmy sfery działania dla własnego dobra, bo tylko zaspokojenia tych szlachetnych żądzy, tak z jednej strony uwolni nas od kosztu i odpowiedzialności, tak zachowa nas od pokusy spisku i rewolucji. To powiemy rządowi, a sobie? Dajmy pokój wielkiej polityce, która nie jest rzeczą koronnego kraju, doprowadzonego do atomizmu społecznego i atonii moralnej. Nie szło mu bowiem o ostateczne ideały, a jedynie o dobicie się przez naród warunków bytu, które mogły zapewnić normalne wykształcenie i form i zasad społecznych [53] .

W opinii konserwatystów bałwochwalcze skażenie dotykało tych wszystkich romantycznych twórców, którzy epatując ideałami wybitnej jednostki lub narodu wybranego, niekiedy w mesjańskim posłannictwie przewyższającego Zbawiciela, wizjami wyjątkowości polskiej filozofii, doskonałości ustrojowej lub rasowej nie tylko odwodzili od obowiązków zwykłej moralności, ale i rozbijali intelektualną i religijną jedność narodu, wprowadzając założenia uniemożliwiające zbudowanie spójnego i należycie ufundowanego systemu powinności. Koncepcja powinności właśnie, powinności wyznaczanych przez normy prawa przedmiotowego, zatem wiążące jednostki i narody i niezależne od świadomej decyzji człowieka, była w moim przekonaniu kluczowym elementem konserwatywnej krytyki dziedzictwa romantycznego; krytyki uzupełnianej rozważaniami kreślącymi zarys programu pozytywnego, być może nie dość jednoznacznie uwzględniającego przemiany sposobów ujmowania życia politycznego, ale przecież nierównie mniej maksymalistycznego niż projekty romantyczne. Projekty pełne wzniosłych racji religijnych, po które przecież - wbrew pozytywistycznej atmosferze końca wieku - sięgali stańczycy, winieni wielekroć za kontynuację tradycji romantycznych w tym właśnie względzie, ale winieni niesłusznie. Nie o duszy narodu bowiem, ale o duszy jednostkowej wspominali konserwatyści końca wieku. Zauważając, że kto bądź przeczy, bądź tylko nie przyznaje duszy nieśmiertelnej i osobistej w człowieku, w konsekwencji musi prędzej czy później dojść do tego, że straci wiarę w przyszłość narodu i zgodzi się na jego śmierć, podkreślali konieczność uwzględnienia istnienia Boga oraz duszy osobistej, nieśmiertelnej bezwzględnie w człowieku, a jedynie względnie na tym świecie nieśmiertelnej (duszy) w narodzie, stawiając powinności jednostkom jako członkom narodu, nie narodowi jako bytowi samoistnemu. Jeżeli tego wszystkiego nie ma, jeśli inaczej postąpi się z organizmem politycznym raz rozłożonym, musi (on) "pójść obcym ciałom na posiłki", wskrzesić go nie (będzie już) można, galwanizować miłościami, poświęceniami i tymi podobnymi mrzonkami nie (będzie) warto [54] , choćby owym "miłościom" i "poświęceniom" przydawano mesjaniczne zabarwienie.

Jeśli Mickiewicz trafnie diagnozował istotę romantycznej filozofii polskiej, to myśl konserwatywna wydaje się z nią zrywać, skoro stroniąc od mesjanicznych wątków wyraźnie wskazuje Boga i Jego prawo obowiązujące narody i państwa tak jak ludzi jako źródło istniejącego ładu świata; świata nie będącego bezcelową zagadką, nie mającego człowieka za swój środek ciężkości i nie poddającego się prawu odpowiadającemu woli i żądzy ani człowieka-jedynowładcy ani suwerena-ludu, nie wpadającego tedy w żadną z dwóch skrajności romantycznej filozofii politycznej różnych krajów, w żadną z dwóch równych sobie negacji Boskiego i ludzkiego prawa, dwóch form anarchii, które społecznie i politycznie objawiają się inaczej (choć nieraz podobnie), ale moralnie są sobie równe i takie same, bo bezreligijne - wszechwładztwa państwa lub wszechwładztwa ludu albo racji Stanu i Rewolucji, ale świata, o którym zdaniem Tarnowskiego marzył Krasiński: świata Prawa, Sprawiedliwości i Wolności [55] . Za Tarnowskim dopowiedzmy zatem, z drugiej niejako strony, że poezja romantyczna, mogła się nieraz mylić, schodzić na drogi mistycyzmu albo dawać zbyt śmiałe obietnice przyszłości, atoli ta prawda jaka tam jest, ta sama istota tej poezji, to był kordiał życia, to było pokrzepienie serc, to było podniesienie miłości ojczyzny, wiary, nadziei: to nas wszystkich uczyło i czuć i myśleć, i wierzyć i ufać, i kochać i służyć. W końcu bowiem, jeżeli ta poezja myli się czasem, to się ze swoich pomyłek stopniowo oczyszcza sama, i w swoim słowie ostatnim w 'Psalmie Dobrej Woli', daje nam naukę najprostszą i najprawdziwszą, wskazuje drogę prawdziwego odrodzenia i zmartwychwstania. Cześć i wdzięczność tej poezji na wieki. [56]



[1] Bez wątpienia wiele elementów myślenia konserwatywnego można łączyć z tezami pojawiającymi się w pismach romantyków. Fakt, że jeden z ważniejszych nurtów brytyjskiej myśli zachowawczej, obok torysowskiej (sięgającej idei króla-patrioty Bolingbroke'a) i staro-wigowskiej (nawiązującej do "doktryny krajowej" i idei oświecenia szkockiego), narodził się w okresie romantyzmu, że zazwyczaj wiąże się narodziny konserwatywnej refleksji niemieckiej z preromatykami w rodzaju Justusa Mösera, znajduje przełożenie również na rzeczywistość polską; dość wspomnieć, że zwykle znajduje się zalążki myśli zachowawczej albo w wystąpieniu liberała raczej niż konserwatysty księcia Adama Czartoryskiego albo w wypowiedziach Stanisława i Leona Rzewuskich oraz Pawła Popiela na przełomie lat 1820./30. wskazując, że ostatnio wymienieni pozostawali pod wpływem francuskich romantyków.

[2] J. Szujski, Kilka prawd z dziejów naszych. Ku rozważeniu w chwili obecnej, za: tegoż, O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki, red. H. Michalak, Warszawa 1991, s. 193.

[3] /J. Koźmian/, Dwa bałwochwalstwa w Polsce niebezpieczne, "Przegląd Poznański", t. IX (1849), s. 83.

[4] A. Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs 3 (Urywek wykładu II z 13 XII 1842), za: tegoż, Dzieła, Warszawa 1955, t. 11 s. 18.

[5] Tamże, Urywek wykładu XXV z 27 VI 1843, źródło cyt., s. 202.

[6] J. Gołuchowski, Kwestja włościańska w Polsce podług właściwych swoich pierwiastków przed sąd opinji publicznej wytoczona i poprzedzona projektem, w jaki sposób chłopom w Polsce, a nawet w Rosji dopomóc można do nabycia wlasności gruntowej bez nadwerężenia zasad porządku publicznego, Lipsk 1849, s. 375. W tym względzie przytoczmy wywód Mecherzyńskiego pomieszczony w "Kwartalniku Naukowym" Helcla (t. II, s. 109-113): Tkwi w każdej pojedynczej społeczności własna moc, zdolność kształcenia się i doskonalenia, jak w dziecku są siły do wzrostu i dojrzewaniu potrebne; skąd dziecko to staje się z czasem mężem, nie przestając być zawsze jedną i tą samą istotą. Zgoła społeczność każda kwitnie i wzrasta według wzrostu krzewiących się w niej sił i żywiołów przyrodzonych, a oświecenie jest rozwinięciem się, kwiatem i najpiękniejszą koroną jego życia. Jak kwiat i liść żyjącej rośliny musi spoczywać na swoim pniu żywotnym, z korzenia swej żywotności ciągnąć soki życiem płynące i życie z życia rozwijać (...). Z tej zasady wychodzi pojęcie ogólne uprawy społecznej, czyli w obecnym życiu społeczeństwa, czyli w historycznej dali przeszłości. Nie mieszajmy historii z Chronologią; historia nie jest kroniką (...). Historia jest refleksją, odbitym światłem życia (...). Jeżeli dzieje malują dokładny obraz życia, powinien się w nich objawiać stan i wewnętrze poruszenie ducha, z którego szystkie działania wypływają. W tym rozumieniu historii, oświecenie jest nieoddzielną od historii i spraw i działań społecznych. Siła jakiejś niewidzialnej ręki kieruje losami ludów; gdy idzie o narody polityka jest wyrazem oznaczającym tę siłę środkową działalności, władzą poruszającą działaniami społeczeństw (...). Społeczność uważać należy jako jednostkę zbiorową, powstającą w związku wielu pojedyczych jestestw mocą paw, sił i działań woli w jedno jestestwo zespolonych. Ma więc, jak człowiek pojedynczy, swoją środkowość, ognisko żywotności, punkt zjednoczenia się w swoich pomysłach (...). Czas wyprowadza pomysły, a za nimi iść musi odpowiedni ruch w związku społecznym. Pomysły te rozwijają się stopniami, wzmacniają i dojrzewają, a w miarę ich dojrzewania społeczność przybiera kierunek coraz pewniejszy, stanowczy i powszechny; kształci, rozwija oświatę, i słowem przeradza się według wzoru swoich wyobrżeń. Ku tym pomysłom zwracają się, tak jak z nich początkowo wypływają, wszystkie usiłowania społeczne, podobne w tym do stron różnobrzmiących (...). Jeżeli społeczność waha się w swoich sprawach, cofa lub naśladowniczo tylko działa można z pewnością twierdzić, że nie widzi się jasno w swoich pojęciach, nie ma przed sobą tego przewodniego światła; dlatego stać musi w nieczynności i zwątpieniu (...); jeśli pomysły (będące "wyznaniem wiary społecznej") uderzające mocą i powabem nie zajmą go, nie uniosą i w samej głębi nie przenikną ducha i serca, wtedy żyje on tylko podług urojeń fantazji, nie widząc przed sobą celu żadnego ani żadnego przediotu, któryby zdołał skłonić go do nowyh postępów i do zmiany życia (...). Pojedynczą organiczną społeczność uważać należy nie jak zbiór ludzi osiadłych na przestrzeni określonej pewnymi granicami, ale jako ogół moralny, czyli pojmować ją w ogóle i zjednoczeniu wszystkich razem wyobrażeń i pojęć cechujących jej istotę. Analogiczną tezę znajdujemy we współczesnej deklaracji Ruchu Młodej Polski Między Polską naszych pragnień, a Polską naszych możliwości ("Polityka Polska" nr 4, 1984 r., s. 10): wspólnota narodowa, ukształtowana w trakcie historycznego rozwoju, oparta na wspólnym ideale cywilizacyjnym, obejmuje w tej samej mierze przeszłe, teraźniejsze i przyszłe pokolenia, realizując w sobie pewien niepowtarzalny typ duchowej osobowości.

[7] J. Gołuchowski, dz. cyt., s. 675.

[8] Tamże, s. 622. Organicyzm konserwatystów wiązał się z krytyką myślenia racjonalistycznego, rozumowania wychodzącego z dowolnych przesłanek i negacją istotnych dla życia jednostek i wspólnoty czynników irracjonalnych. Nade wszystko jednak był organicyzm przeciwieństwem atomizmu, którym brzemienne były stanowiska niektórych romantyków, eksponujących znaczenie indywiduum, nakazujących wychodzić ze swego "ja" i postrzegać wspólnotę jako zespół bezwolnych poddanych, a nawet głoszących kult machiawelizmu (W.L. Jaworski, Projekt Konstytucji, Kraków 1928, s. 13-14).

[9] A.Z. Helcel, Zadania konserwatywnego dziennika, za: H. Lisicki, Antoni Zygmunt Helcel, 1808-1870, Lwów 1882, s. 28. Analizując konsekwencje stosowania prawa liberum veto, które każdemu szlachcicowi oddawało w rękę przyszłość i los narodu, Szujski zwracał uwagę na dwie kwestie: z jednej strony wyjaskrawiał sposób myślenia szlachty o udzielności jej stanu, z drugiej zauważał, że nie w samej prywacie, nie w samych intrygach trzeba szukać przyczyny utrzymania się tego zgubnego prawa (liberum veto), trzeba jej szukać w duchu narodu, który rozwinąwszy do ostateczności indywidualność osobistą, rozwinąwszy ją w świecie, w którym niwelacja zwyciężała, patrzył na prawo warujące tęż indywidualność jako na źrenicę wolności, jako na właściwość i chlubę swoją. Z dwóch zatem stron zagrożało organicznemu społeczeństwu to prawo: zamykało naród do jednego stanu i wzmacniało indywidualność osobistą, osłabiało więzi międzystanowe, a tym samym rozbijało wspólnotę polityczną, oraz atomizowało ją. W rozczłonkowania owej wspólnoty politycznej Polska rozdarta została na małe orientalne monarchie, trzymane przywiązaniem zgłupiałej szlachty do tego lub owego dygnitarza, a co za tym idzie doszło do uronienia wszelkiego interesu ogólnego, wszelkiego pojęcia potrzeb krajowych (J. Szujski, Rzut oka na stanowisko Polski w historii powszechnej, za: tegoż, O fałszywej historii... wyd. cyt., s. 54-55). Tezy Helcla i Szujskiego stanowiły główną rację "państwowego" punktu widzenia konserwatystów okresu międzywojennego, skoro - jak pisał Jan Bobrzyński interes państwa traktowali oni nie abstrakcyjnie, lecz jako wypadkową interesów wszystkich poszczególnych warstw i sfer obywatelskich, w założeniu realnej i rzetelnej koryści dla ogółu, gdyż taka tylko korzyść posiada gwarancje trwałości (...). Trwałą natomiast korzyść przynieść musi każdej warstwie i sferze sharmonizowanie jej interesów z potrzebami całego państwa (Program i zadania krakowskiej szkoły konserwatywnej. Odczyt wygłoszony na pierwszem walnem zebraniu Stronnictwa Prawicy Narodowej w Warszawie 16 listopada 1926, Warszawa 1926, s. 7).

[10] Zob. choćby nie podpisany artykuł Hoene-Wroński, "Przegląd Poznański", t. XIV (1852), s. 157 i n. i 271 i n.

[11] Por. nade wszystko J. Koźmian, Dwa ideały polskie, "Przegląd Poznański", t. XII (1851), s. 114-130.

[12] Zob. 'Emigracya polska w obec Boga i narodu' przez W. Wielogłowskiego - rozbiór krytyczny w: "Przegląd Poznański", t. VII (1848), s. 272. W tymże czasopiśmie oceniono krytycznie Pana Tadeusza: zarzucono oto poecie, że wyjaskrawiając słabość erudycji Polaków, kreśląc obraz Polski zaściankowej i rodowej, odmawiał jej warunków, jakich wymaga państwo o narodowości wykształconej, uznając tym samym, że naród polski nie jest dostatecznie oznaczony i nie posiada własnej myśli, przeto przemoc organiczna Rosji jest dla niego niezbędna. Mickiewicz nie zasługiwał tedy w ujęciu krytyka ani na miano rodzimego filozofa, ukazującego siłę narodowości, jej misję, konstytucję naturalną i powołanie, ani nawet na miano Polaka, a jedynie zaściankowego szlachcica litewskiego, tytułowego Pana Tadeusza (Sprawozdanie z Schnitzlera dzieła o Rossyi pod panowaniem cesarzów Alexandra i Mikołaja, "Przegląd Poznański", t. V (1847), s. 510-511).

[13] Przeciwko temu pisał zmartwychwstaniec Piotr Semenenko, że uczucie nie jest drogą do poznania prawdy. Jedyną w tej mierze drogą (jest) wiara, zaczerpana w nauce Kościoła, fides ex auditu. Zanim się czci Boga w duchu i w prawdzie, nawet by Mu można cześć składać, trzeba posiadać prawdziwą wiarę, któraby nam wskazała, jaki to jest duch i jaka prawda, zaś wiara tylko z nauki Kościoła idzie. Pan Bóg bowiem tylko Kościołowi rzeczy wiary oddał. Nauka Kościoła (przeto) pokazuje nam, co mamy wierzyć, nie zaś uczucie, jak u Mickiewicza i Towiańskiego, lub rozum, jak u protestantów (cyt. za: B. Szlachta, Ład-Kościół-Naród, Kraków 1996, s. 153). Charakterystyczny dla towianizmu "wgląd w siebie", dotarcie do "jestestwa wewnętrznego" drogą intuicji, przenosił jego wyznawców do grona stale krytykowanych przez zachowawców nowożytnych "filozofów wsobu", niszczących całą naukę Chrystusa przedmiotową, naukę rzeczywistości istniejących niezależnie od człowieka na skutek przeniesienia jej nazwami na pole działalności wnętrznej człowieka, najczęściej na pole czucia i wyobraźni, którym żadnego prawdomierza nie daje i które samopas puszcza, choćby aż do szaleństwa ("Przegląd Poznański", t. XXXV, s. 355). W podobny sposób krytykowano także stanowisko zajmowane przez Libelta. Por. szerzej B. Szlachta, dz.cyt., s. 151 i n. oraz odpowiednie przypisy.

[14] J. Koźmian, Dwa ideały polskie, źródło cyt., s. 114-127.

[15] M. Bobrzyński, Historia, legenda, powieść historyczna, Kraków 1934, s. 8. Konserwatyści atakowali Słowackiego nie tylko za przejmowanie licznych elementów mesjanistycznych, nie tylko za "marzycielskie rojenia i fantazje", ale także, a może przede wszystkim, za radykalną krytykę szlachty i wzywanie do burzenia wszelkich, uznanych przezeń za zastane, form, i to nie tylko wtedy, gdy wymaga tego - jak u Mickiewicza - "nowe objawienie", lecz w każdej chwili życia i w kazdym momencie historii narodowej. Zarzucany Słowackiemu ideał "świętej anarchii" zachowawcy odczytywali wzorem Krasińskiego jako wezwanie do wsparcia przemocą żądania, by szlachta zapierała się religii wspomnień i pod pozorem wyrzeczenia się przesądów ojcom bluźniła (Nowe psalmy przyszłości, "Przegląd Poznański", t. VII (1848), s. 636).

[16] Zob. zwłaszcza Słowackiego Odpowiedzi na "Psalmy przyszłości" Krasińskiego oraz poemat Uspokojenie, ale także O potrzebie idei z 1846 r., gdzie znajdujemy wezwanie do wyjęcia z dusz dawnej polskiej idei, która była zbudowaniem kraju na wolności ducha ludzkiego, idei kojarzonej z formą rządu, która w przewidzeniu bożym musi koniecznie nastąpić i być uczynioną przez narody. Zapoznając tę ideę, a zatem porzucając Ducha Świętego, Polacy utracili ojczyznę starożytną mocą kary Bogo wymierzonej ludziom, którzy przestali szanować świętość i wolę jednego obywatela, którzy zaczęli a ustali, jako anioły, które widziały niebiosa, a nie weszły, jako naród, który stał przewodnikiem i wzorem ludów, a zszedł na małego naśladowcę (ducha) innych narodów, nie będącego ostateczną formą w myśli bożej dla ludzkości, bo wymagającego niby-równości przed prawem, reprezentacji przez kilkuset myśli milionów i czyniącego reprezentantów opozycyjnych niewolnikami, skoro muszą oni ulegać prawom, na które się nie zgodzili (za: tegoż, Dzieła wszystkie, t. 7, Wrocław 1956, zwłaszcza s. 317-319).

[17] St. Tarnowski, Zygmunt Krasiński, za: Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich, wybór M. Król, Kraków 1982, s. 177.

[18] Zob. krytykę stanowiska Krasińskiego pióra Juliana Klaczki, La poëte anonyme de Pologne; Lisicki twierdzi, że Irydion określił taktykę Polaków w r. 1862, a teza Krasińskiego o konieczności pokuty określiła treść Odpowiedzi na List szlachcica polskiego powstałego w środowisku Hotelu Lambert, w której zarzucono Wielopolskiemu wdzieranie się w uprawnienia Boga, jedynego zdolnego orzec, czy pokuta już wystarczająca. Opcja Krasińskiego, nazywanego nawet zapoznanym prekursorem personalistycznego konserwatyzmu polskiego (A. Korwin, Od wydawcy, w: Z. Krasiński, Memoriały polityczne, Siedlce 1987, s. 5), jest wielce charakterystyczna, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę opinię Lisickiego, który stając po stronie Wielopolskiego wskazał, że ilekroć przychodziło do obmyślenia wspólnego planu działania przenoszono kwestię z ziemi w obłoki; występował mistycyzm pomiatający ludzką pracą budującą; ascetyzm cały zanurzony w przyszłych czasach, ślepy na rzeczywstość, płodzący homilie o zasłudze przez doskonałość lub pokutę narodową, proroctwa o brzemienności świata wielką przemianą, jednym słowem czystą negację, z którym i walczyć znaczyło tyle, co walczyć z cieniem (Antoni Zygmunt Helcel, wyd. cyt., t. I, s. 191).

[19] Przedmowa do Przedświtu. Krasiński twierdził, że w analogicznym stosunku dzisiaj mają się do siebie nadchodzący postęp historii i Polska; że koniecznym pierwszego warunkiem drugiej zmartwychwstanie; że trzeba było śmierci naszej, trzeba będzie naszego wskrzeszenia na to, by słowo Syna człowieczego, wieczne słowo życia, rozlało się na okręgi społeczne świata. Właśnie przez naszą narodowość umęczoną na krzyżu historii, objawi się w sumieniu ducha ludzkiego, że sfera polityki musi się przemienić w sferę religijną i że Kościół Boży na tej ziemi, to nie tylko to lub ono miejsce, ale cała planeta i wszystkie jakiekolwiek być mogą stosunki tak osobników, jak narodów między sobą!

[20] Nie tylko mesjanizm apoteozujący Polskę wiódł w błędnym kierunku grupy zachowawców emigracyjnych; w podobnym kierunku wiodła teza Bohdana Zaleskiego o winach Polaków, którzy przez pokutę za nie mieli wybić się na niepodległość w chwili, gdy miara pokuty się wypełni; i w tym przypadku zapominano, że pokutować może jednostka, a nie naród; także zatem ta opcja wiodła ostatecznie do tezy o sprawiedliwości Bożej, która doprowadzić miała do zmartwychwstania Polski (por. H. Lisicki, dz. cyt., t. I, s. 187 i n.).

[21] List do hrabiego Montalembert z powodu jego mowy o Polsce, wygłoszonej dnia 21 stycznia 1847 w Izbie Parów, /w:/ Memoriały polityczne, wyd. cyt., s. 14.

[22] Tamże, s. 13.

[23] Memoriał do Guizota, źródło cyt., s. 11.

[24] List do hrabiego Montalemberta..., źródło cyt., s. 14.

[25] W ujęciu Mickiewicza owym znamieniem był właśnie mesjanizm. Literatura, filozofia i poezja polska są mesjaniczne, głosił w drugim kursie Literaury słowiańskiej, wskazując trzy kardynalne punkty filozofii, znajdowanej w poematach, w historii i w pismach polskich męzów stanu: konieczność ofiary, posłannictwo chrześcijańskie narodu polskiego, konieczność jego śmierci i odrodzenia, oraz powszechność, powszechna dążność mesjanizmu (Urywek wykładu XXXII z 28 VI 1842, za: Dzieła, wyd. cyt., t. 10, s. 408-409).

[26] H. Kajsiewicz, Pisma, t. I, Berlin 1870, s. 144.

[27] J. Bobrzyński, Konserwatyzm w Polsce, /w:/ , Na drodze walki. Z dziejów odrodzenia myśli konserwatywnej w Polsce, Warszawa 1928, s. 99.

[28] J. Szujski, Kilka prawd..., źródło cyt., s. 190-192.

[29] Konstanty Grzybowski zauważa jednak, że o ile dla romantyków grzech był jedynie złem, a jego funkcja streszczała się w ukazywaniu treści zła (dla jednych romantyków była nim rewolucja, dla innych zaś ucisk ludu), dla zachowawców podobnych Szujskiemu "grzech" spełniał już funkcję odmienną, służył jako narzędzie realizacji celów zgodnych z "osobowością narodu" (jak we wspomnianym przez Szujskiego przypadku niepolskiej teorii konspiracyjnej, którą zsyła Opatrzność, aby społeczne sprowadzić zrównanie); dopiero po spełnieniu celu owo narzędzie miało być identyfikowane jako "grzeszne" (Szkoła historyczna krakowska, w: B. Skarga (red.), Polska myśl filozoficzna i społeczna, t. II, Warszawa 1975, s. 553).

[30] Polemizując z mistyczną historiozofią Polski jako "Chrystusa narodów" pisał np. Szujski, że przestaje wierzyć, aby dla nas inne prawa bytu istniały, jakie dla innych organizmów narodowych i państw nakreśliła Opatrzność ("Przegląd Polski" 1866, t. IV, s. 310).

[31] Cyt. z anonimowego rozbioru pracy G.W.F. Hegel's Leben beschrieben durch Karl Rosenkranz, "Przegląd Poznański", t. I (1845), s. 438 i 440.

[32] Dwa bałwochwalstwa..., źródło cyt., s. 99.

[33] J. Koźmian, Stan rzeczy w Wielkim Księstwie Poznańskim, "Przegląd Poznański", t. VI (1847), s. 738.

[34] J. Koźmian, Dwa bałwochwalstwa..., źródło cyt., s. 98.

[35] Zob. choćby M. Bobrzyński, Dzieje Polski w zarysie, zwłaszcza t. II, s. 314n.

[36] J. Szujski, Kilka prawd..., źródło cyt., s. 205.

[37] P. Popiel, Antoni Zygmunt Helcel, w: Pisma Pawła Popiela, Kraków 1892, t. II, s. 7.

[38] Tamże, s. 16-17.

[39] J. Szujski, Dwie odpowiedzi: "Dziennikowi Poznańskiemu" na recenzję broszury "Kilka prawd z dziejów naszych", P. Flor. Ziemiałkowskiemu na "List otwarty", za: tegoż, O fałszywej historii... wyd. cyt., s. 214. Owa "warstwa przodkująca społeczeństwa" miała być zbiorem tych wszystkich w dojrzałym wieku obywateli, którzy w sprawie ojczystej mają lub mieć powinni pewną ustaloną opinię, którym stanowisko, wykształcenie, majątek bez względu na rodowość pewien wpływ w społeczeństwie zapewnia (tamże, s. 215).

[40] Zob. choćby St. Tarnowski, Sumienność dzienników i dziennikarzy, "Przegląd Polski" VII 1869.

[41] O konspiracjach i działaniu jawnym, "Wiadomości Polskie" 22 X 1859 r.

[42] St. Tarnowski, Zygmunt Krasiński, źródło cyt., s. 192-193.

[43] Odstępcy, "Wiadomości Polskie", nr 5/1860

[44] Katechizm nie-rycerski, "Wiadomości Polskie", nr 8/1859. To samo, pozornie jedynie retoryczne dla konserwatystów, pytanie zadawali w tym okresie publicyści krajowych pism zachowawczych, zwłaszcza "Czasu", "Ogniska", "Przeglądu Poznańskiego" i powstałego w 1859 r. "Dziennika Poznańskiego", jednoznacznie opowiadający się za prowadzeniem pracy organicznej i stronieniem od "ludzi ruchu". Na temat polemiki Klaczki z Krasińskim zob. F. Hoesick, Julian Klaczko. Rys życia i prac (1825-1904), Kraków 1904, s. 111n.

[45] Art. wstępny "Wiadomości Polskich", nr 43/1859 oraz nr 3/1859.

[46] Polska pod trzema obcymi rządami, "Wiadomości Polskie", nr 12/1859.

[47] Art. wstępny "Wiadomości Polskich", nr 11/1860.

[48] S. Tarnowski, Zygmunt Krasiński, źrodło cyt., s. 194-195.

[49] Tamże, s. 199-200.

[50] Tamże, s. 167-168.

[51] Por. L. Dębicki, Portrety i sylwetki z dziewiętnastego stulecia, Kraków 1907, seria I, tom I, 74-75. Aż do klęski Francji w 1870 r. polityki tej nie uznawało środowisko Hôtelu Lambert, bodaj najdłużej hołdujące ideałom romantycznym, choć wyczulane na ich błędność przez Kalinkę i Klaczkę, skoro krytykując działania Wielopolskiego jego członkowie nadal podkreślali nieuchronność dziejowej sprawiedliwości, pisali o ludach, które otrząsnęły się ze swoich pieluchów i podniosły głowę, o tym, że Polska odżyje, bo swe zmartwychwstanie rozpoczęła aktem sprawiedliwości i mądrości, będącej najlepszą gwarancją przyszłości (Polska i Rosya przez C.N., Paryż 1861, s. 3, 9), że nastała era sprawiedliwości, bo życzenia ludów słuchanymi są od rządów, a negocjacje dyplomatyczne biorą teraz w rachubę, oprócz praw ugruntowanych na traktatach, prawa nie mniej święte narodowości; że pierwszym warunkiem wolności jest niepodległość narodowa, że przyszłe losy Polski zapisanymi są w nowych losach Włoch, że odbudowanie Polski jest więc przede wszystkim sprawą sprawiedliwości międzynarodowej, że dopokąd trwać będzie stan przechodni, Europa będzie się ciskała w niepewnościach i konwulsjach (Polska i Europa przez C.A.,Paryż 1861, ss. 3-16 i fragmenty w tym samym tonie utrzymanego przemówienia księcia Czartoryskiego z 29 XI 1860 r.; por. także B. Deskur, Dla moich wnuków, Wydawnictwo 1863-64, t. II, s. 127n.). Dopiero w 1870 r. ogłoszono w tym środowisku kres polityki uczuciowej, kres czasu negacji, opozycji, bierności, abstensji i początek czasu czynu i afirmacji, zwłaszcza dla Polaków żyjących w monarchii Habsburgów, którzy nie powinni już uważać się za naród podbity, znajdujący się wobec obcego i nienawistnego mu rządu, lecz podjąć otwarcie działania na rzecz umocnienia Austrii przeciwko Rosji i jej polityce słowiańskiej, budowy wielkiej federacji, a nie li tylko luźnej konfederacji narodów monarchii habsburskiej, zatem porzucenia projektu utworzenia Królestwa Galicji i nadania jej jedynie autonomii prowincjonalnej, skoro stanowi ona część Polski (Mowa księcia Władysława Czartoryskiego miana w Paryżu na obchodzie 3 maja 1870 roku, Paryż 1870, ss. 4, 7n.).

[52] M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warszawa 1985, s. 5.

[53] P. Popiel, List do księcia Jerzego Lubomirskiego, w: Pisma Pawła Popiela, wyd. cyt., t. I, s. 73.

[54] St. Tarnowski, Obrachunek "Przeglądu Polskiego" po dziesięciu latach jego istnienia, ("Przegląd Polski" 1 VII 1876), za: tegoż, Studia polityczne, Kraków 1895, t. I, s. 169.

[55] Tenże, Zygmunt Krasiński, źródło cyt., ss. 200-203.

[56] St. Tarnowski, Po ogłoszeniu niepodległej Polski (Przy obchodzie w Uniwersytecie Jagiell. 4 grudnia 1916), Kraków 1916, s. 21.

.: Powrót do działu Studia nad polską myślą polityczną :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,068617 sekund(y)