Zadając w tytule konferencji pytanie
o przyszłość więzi kulturowych między narodami EuropyŚrodkowo-Wschodniej
zaczynamy już od drugiego etapu analizy problemu. Aby bowiem istniały
między narodami "więzi kulturowe", musi w obrębie tych narodów
występować wyraźna świadomość własnej kulturowej tożsamości. Inaczej
bowiem mamy do czynienia nie tyle z więziami, co z bezładnym przenikaniem
się wpływów, z zatracaniem treści własnych na rzecz cudzych. Nie jest
to wówczas wzbogacanie przez dodawanie, ale ubożenie przez zacieranie
rozmaitości. Tak na przykład samorzutna auto-germanizacja tysięcy
polskich emigrantów wyjeżdżających masowo do Niemiec w latach 1980tych
na zasadzie "łączenia rodzin" nie miała nic wspólnego z
odtwarzaniem polsko-niemieckich więzi kulturowych!
Zacząć tedy musimy od przypomnienia, że w naszej części Europy, w krajach,
poddanych przez czterdzieści parę albo więcej lat władzy sowieckiego
komunizmu, poczucie kulturowej tożsamości przechodzi poważny kryzys.
W Polsce zatrata świadomej ciągłości wywołana jest między innymi
właśnie brutalnym zerwaniem wielowiekowych więzi kulturowych z Litwą,
Białorusią, Ukrainą; a także (choć świadomość tego jest minimalna)
z wytępionymi Żydami, po których została wstydliwa dziura. Są oczywiście
i inne nawet ważniejsze przyczyny:
wyniszczenie liczbowe i nadkręcenie moralnego karku inteligencji,
przesunięcie geograficzne ze wschodu na zachód, zagłada ziemiaństwa,
wieloletnie odcięcie od Zachodu, długotrwałe narzucanie kłamstw
historycznych w szkole i życiu publicznym, brak swobodnej wymiany
myśli, itd. Rezultatem jest odnotowywana w licznych badaniach niska
samoocena i niewyraźność wizerunku Polaka w oczach Polaka, częstość
postaw niepewności i zagrożenia, brak szerzej uznawanych wzorców
osobowych, nikłe poczucie ciągłości kulturowej.
U naszych wschodnich sąsiadów (aby uprościć nieco problematykę, do
nich ograniczę swoje przykłady) jest jeszcze znacznie gorzej. Na
Białorusi, na Ukrainie - i zresztą w samej Rosji, tam może najbardziej
- nastąpiło zniszczenie wszystkich tradycyjnych więzi zbiorowych,
całej naturalnej tkanki łącznej społeczeństwa. (Stosunkowo najmniej
źle jest u Litwinów, którzy krócej poddani, i dla których osłonę
stanowiły nie-słowiański język i wiara katolicka.) Wszystkie zaś
osłabione tożsamości stają się tym łatwiejszym polem grasowania
globalnej, wypranej z tradycji, rynkowej kultury masowej (ubranej
zwykle w amerykańskie szaty językowe i obrazowe, ale z kulturą Stanów
Zjednoczonych też mającej związek tylko powierzchowny).
Zgadzam się z Janem Kieniewiczem,
że poczucie wspólnoty narodowej jest dla tych krajów jedyną
możliwą płaszczyzną odtworzenia więzi zbiorowych. Nie ma bowiem żądnych
innych tradycyjnych płaszczyzn łączących: zawodowych, religijnych,
gospodarczych. Bliższe przyjrzenie się sytuacji społeczeństw białoruskiego
i ukraińskiego ukazuje, jak trudno jest dokonać przekształceń politycznych
i gospodarczych, kiedy zanikły więzi, których dostarczały tradycja
materialna i zawodowa (przede wszystkim rolnictwo indywidualne) i
lokalne autorytety. Bez takich więzi nie jest możliwa budowa społeczeństwa
obywatelskiego.
Nie widzę w takim odtwarzaniu poczucia więzi narodowych zagrożenia
dla stosunków z
członkami
innych zbiorowości. Groźba katastrofalnych konfliktów etnicznych,
które rzekomo muszą wywoływać uczucia narodowe, jest w odniesieniu
do naszej części Europy ogromnie przesadzona. Straszyli nią typowo
Anglosasi; jednakże w wielkonakładowej, popularnej prasie angielskiej
spotyka się znacznie więcej wyrazów szowinizmu, niż w prasie polskiej,
słowackiej czy ukraińskiej. Wybitna publicystka angielska Anne Applebaum,
polemizując ze stereotypem wschodnioeuropejskiego szowinisty, zwróciła
uwagę, że w Anglii, Francji czy Niemczech ekscesy na tle etnicznym
są znacznie częstsze, niż na wschód od Odry.
Ponury
przypadek byłej Jugosławii okazał się szczególny i nie jest powtarzany.
Zgadzam się z tymi, którzy sądzą, że problem krwawych konfliktów
etnicznych na Bałkanach to w ogromnej mierze problem Slobodana Miłoszewicia
(w mniejszej - Franjo Tudjmana). Tam, gdzie nie ma rządów autorytarnych,
świadomie podgrzewających nienawiści etniczne - tam istnieją konflikty
(jak w byłej Czechosłowacji, czy w Estonii), ale są rozwiązywane
pokojowo.
W
Europie Środkowo-Wschodniej będziemy więc mieli do czynienia z nałożeniem
się
na siebie dwu równoległych procesów. Z jednej strony procesu odtwarzania
więzi wewnętrznych, spajających na nowo poszczególne narody, a nawet
- w przypadku wschodniej Białorusi i wschodniej Ukrainy - kreujących
te narody drogą dokonywania wyboru określonej tożsamości, świadomego
identyfikowania się ludzi ze wspólnotą białoruską i ukraińską. Z
drugiej strony procesu kształtowania więzi pomiędzy sąsiadującymi
kulturami narodowymi. Może tu i powinno występować sprzężenie zwrotne
między obu procesami. Niewątpliwie bowiem fakt stykania się np.
z Litwinami, Polakami, Rumunami i Słowakami, których poczucie przynależności
etnicznej jest znacznie bardziej wyraźne, będzie skłaniał Białorusinów
i Ukraińców do większej jednoznaczności w określaniu własnego dziedzictwa
kulturowego oraz celów zbiorowych.
Oba
nakładające się wzajem procesy będą przebiegać w konkretnym i bynajmniej
dla nich nie obojętnym kontekście politycznym, zarówno wewnętrznym
jak międzynarodowym. Kontekst wewnętrzny, to wytwarzanie się i umacnianie
demokratycznych form życia politycznego (a na Białorusi - dążenia
do ich wytworzenia w obliczu autokratycznego centralizmu Łukaszenki)
oraz elementów gospodarki rynkowej, która niesie ze sobą upodmiotowienie
ekonomiczne obywateli. Kontekst międzynarodowy - to z jednej strony
ponowne umacnianie się rosyjskich aspiracji mocarstwowych rosyjskich
a z drugiej postępująca integracja europejska. Większość państw
obszaru, którym się zajmujemy, jest już w gronie kandydatów, negocjujących
warunki i termin wejścia do Unii Europejskiej. Obecny rząd Ukrainy
ogłosił wejście do Unii państwowym celem strategicznym. Perspektywy
Białorusi są niemożliwe do określenia.
Właśnie
ów kontekst międzynarodowy stanowi źródło szczególnych dylematów.
Będą one zupełnie inne dla Polski - i dla jej wschodnich sąsiadów.
Polacy bowiem stoją dzisiaj przed podwójnym zadaniem: rozwoju więzi
ze wschodnimi sąsiadami - oraz możliwie szybkiego wejścia, jako
świadomy swoich celów podmiot, do awangardy politycznej Unii Europejskiej.
Trzeba zdać sobie sprawę, że tylko osiągnięcie drugiego celu umożliwi
realizację pierwszego.
Natomiast
Białorusini i Ukraińcy stoją przed zadaniem także podwójnym, ale
w pewnym sensie odwrotnym: odbudowy więzi zbiorowych a równocześnie
zbudowania poczucia tożsamości kulturowej, które będzie stanowiło
podstawę ich państwowej odrębności względem Rosji. Tylko w ten sposób
- poprzez własną narodowość - będą mogli zrealizować swoje europejskie
aspiracje.
Przechodząc
od ogólnego kontekstu międzynarodowego do bezpośrednich stosunków
kulturowych między narodami Europy Środkowo-Wschodniej, możemy powiedzieć,
że w interesie Polaków leży odtwarzanie i umacnianie własnej tożsamości
przez odbudowę więzi z Litwą,
Białorusią i Ukrainą. Natomiast w interesie, także politycznym,
Ukraińców, Litwinów, i pragnących uzyskać autonomię Białorusinów
leży umacnianie własnej tożsamości przez odbudowę więzi kulturowych
z Polską. Zarówno w wymiarze historycznym jak i treściowym stanowią
one dla nich legitymację europejskości. Wieloetniczna I Rzeczpospolita
była państwem, włączonym ściśle w europejskie związki i układy zarówno
polityczne jak gospodarcze. Występowały na jej obszarze typowe dla
Europy (i tylko dla niej) formy organizacji życia zbiorowego, przede
wszystkim samorząd lokalny. Europejska była również tradycja państwowo-prawna,
łącznie z takimi normami, jak zasada neminem
captivabimus nisi iure dictum, obejmująca szlachtę na całym
obszarze państwa. Także zasięg wielkich europejskich prądów kulturowych,
jak renesans i barok, pokrywa się z granicami Rzeczypospolitej.
Odwołanie się do jej spuścizny może więc pozwolić na określanie
różnicy względem Rosji nie na zasadzie antagonizmu i odrzucania,
ale na zasadzie istotnej różnicy treści i form cywilizacyjnych.
Jest to więc sytuacja otwierająca przed żyjącymi obok siebie narodami
olbrzymie możliwości, bodaj największe w ich historii. Ale jest
to zarazem tak dla Polaków jak dla ich sąsiadów sytuacja wyjątkowej,
zapewne krótkotrwałej i chyba ostatniej szansy. Jakie będą największe
trudności w jej wykorzystaniu? Po pierwsze, starania o odtworzenie
(a niekiedy wytworzenie) świadomości
historycznej będą się zderzać ze wszechobecnymi dzisiaj na
świecie i wspieranymi przez globalizację gospodarki tendencjami
do ahistoryzmu. Tendencje te są wzmacniane przez fakt, że polityka
poszczególnych państw, zwłaszcza zacofanych cywilizacyjnie, jest
w znacznym stopniu podporządkowana wskaźnikom ekonomicznym. Po drugie,
utrudnienie stanowi sama konieczność równoczesnego podejmowania
dwu równoległych działań: pracy nad tożsamością własną - i wymiany
z innymi. Natomiast wielkim ułatwieniem powinno być to, że wzajemna
otwartość kulturowa jest nie zagrożeniem, ale praktyczną pomocą
w osiąganiu narodowych i państwowych celów.
Wybór Zachodu a nie Wschodu przez
Ukraińców czy Białorusinów nie powinien być pojmowany
jako gest nieprzyjazny wobec Rosji, tradycyjnego hegemona. Chodzi
tu bowiem nie o anty-rosyjskość, lecz po prostu o nie-rosyjskość.
Podobnie jeżeli belgijscy Wallonowie nie mają ochoty dołączać się
do Francji a Flamandowie - do Holandii, nie oznacza to przecież żądnej
wrogości, bo Belgowie są zwolennikami ścisłej integracji w ramach
Unii Europejskiej, a granica z Holandią jest już od ponad czterdziestu
lat tylko linią podziału administracyjnego. Trzeba
jednak uświadamiać sobie, że Polska - i Czechy, i Słowacja, a także
Estonia, Litwa i Łotwa - wybierając integrację europejską, wybierają między
przystąpieniem do szerokiego rodzinnego
związku a pozostawaniem na boku. Ich wybór ma więc cechy oczywistości,
bo alternatywa jest niejasna, nie określona. Natomiast Ukraina i Białoruś
(w dodatku położone na granicy chrześcijaństwa zachodniego i wschodniego)
wybierają między dwoma wielkimi ofertami. Rosyjska jest spośród nich
bliższa, bardziej znana, i znacznie silniej forsowana środkami tak
politycznymi jak gospodarczymi. Europejsko-polska zaś, chociaż bardziej
odległa w czasie jest zarazem głębiej zakorzeniona w
historii, pozwala na znacznie pełniejsze rozwinięcie tożsamości kulturowej
- i stwarza inne perspektywy tak cywilizacyjne jak i ustrojowe.
Tak więc wybory,
przed którymi stają nasze sąsiadujące narody, różnią się jakościowo.
Łączy za to wszystkie ludy
Europy Środkowo-Wschodniej świadomość, że poczucie ciągłości i tożsamości
kulturowej nie jest czymś danym raz na zawsze, jest narażone na
zagrożenia zarówno ze strony zewnętrznych agresorów jak i ze strony
wewnętrznego zobojętnienia i praktycznego wygodnictwa, że wymaga
ponawianego wyboru, wysiłków, oraz wielkich nakładów na odtwarzanie
wielokrotnie niszczonego dziedzictwa materialnego. Ta świadomość
potrzeby czynnego stosunku do własnej tradycji, stale poddawanej
próbom i wystawionej na zniszczenie lub wyjałowienie, może się przydać
jako nasze szczególne doświadczenie w stosunkach z społeczeństwami
europejskimi, które - używając słów Josepha Conrada - już dawno
podpisały swój "pakt z historią" i zatraciły poczucie,
iż kultura przestaje być kulturą jeżeli zatracamy zdolność do poświęcania
się dla niej.
Europa oczekuje od nas, narodów z jej wschodniego
krańca, nie kulturowej jednakowości, ale właśnie odmienności. W
swojej nowej książce l'Ingratitude
(Niewdzięczność) znany filozof francuski
Alain Finkielkraut pisze o potrzebie zachowania, także w obecnym
okresie żywiołowego rozwoju sposobów przenoszenia informacji oraz
nie dającego się skrępować porozumiewania się ludzi między sobą
przez Internet, szacunku do własnej, konkretnej, narodowej przeszłości.
Wygłasza przy tym pochwałę wewnętrznej europejskiej różnorodności
a Europie Zachodniej ukazuje jako wzór przykłady właśnie z Europy
Środkowo-Wschodniej, przywiązanej nie tylko do ogólnej "europejskości"
czy (w terminologii Samuela P. Huntingtona) cywilizacyjnej "zachodniości",
ale również, i bez żadnej sprzeczności, do odrębnych, tak często
zagrożonych, kultur "małych narodów", jak czeski czy węgierski.
To jest dla nas wskazówka, żeby nie mieć kompleksów.
|