Przez trzy ćwiartki poprzedniego stulecia
antykomunizm był najważniejszym w Polsce prądem ideowym. Odcisnął
swoje piętno na wszystkich dziedzinach polskiej myśli i polskiego
czynu. Stał się ważnym składnikiem tożsamości polskiego katolicyzmu
- Zdziechowski, Wyszyński czy Tischner to tylko przykłady żywotności
wątku antykomunistycznego w myśleniu o religii w Polsce; co więcej,
poza kontekstem antykomunizmu nie da się zrozumieć pontyfikatu Jana
Pawła II. W poezji antykomunizm zaowocował wierszami tak wspaniałymi,
a przy tym tak skrajnie odmiennymi, jak Przesłanie Pana Cogito
Herberta czy Utopia Szymborskiej. W myśleniu o Polsce i polityce
inspirował zarówno obóz Piłsudskiego, jak obóz Dmowskiego; w gruncie
rzeczy, był antykomunizm "dobrem wspólnym" wszystkich - poza ortodoksyjnym
marksizmem - niekolaboranckich nurtów politycznych. Przede wszystkim
jednak idee i ideały antykomunizmu wiodły na pola bitew czy do działalności
podziemnej miliony "zwykłych" Polaków - najlepszą część kilku pokoleń
narodu, tych, którzy w walce przeciwko komunizmowi rzucali na szalę
własne życie czy wolność. Uczestnicy wojny polsko-bolszewickiej
z 1920, AK, WiN, KOR czy "Solidarność" - to tylko najbardziej znane
ogniwa tego łańcucha poświęcenia i bohaterstwa.
Antykomunizm polski ma wspaniałą przeszłość.
Czy jednak ma w ogóle sens pytanie o przyszłość antykomunizmu
- dzisiaj, w dwanaście lat po upadku systemu komunistycznego, a
na parę miesięcy przed tym, gdy demokratycznymi metodami wrócą do
władzy spadkobiercy PZPR?
Znamienne milczenie
Przytłaczająca większość społeczeństwa
traktuje poblem rozliczenia się z komunistyczną przeszłością i jej
pozostałościami jako przebrzmiały; poparcie opinii publicznej można
zyskać raczej wyolbrzymiając słabości i schorzenia demokratycznej
Polski (byle tylko nie wskazywać, że w znacznej mierze są one "spadkiem"
po PRL). Z kolei znaczna część środowisk opiniotwórczych reaguje
na hasło "antykomunizm" już nie obojętnością, lecz alergiczną niechęcią;
ci, którzy w ocenie dzisiejszych polskich realiów odwołują się (między
innymi) do idei antykomunizmu, oskarżani są - w najlepszym razie
- o szerzenie "moralnego apartheidu", a nie brak i zarzutów o kryptototalitaryzm.
Do środowisk, które nie poddają się temu
anty-antykomunistycznemu klimatowi, należy krakowski Ośrodek Myśli
Politycznej. Znakomitą przeszłość refleksji antykomunistycznej zilustrował
on niedawno obszerną antologią Antykomunizm polski. Tradycje
intelektualne (pod red. Bogdana Szlachty). O teraźniejszości
i - ewentualnie - przyszłości antykomunizmu traktują dwie inne książki
wydane przez OMP: Dekomunizacja, której nie było Bronisława
Wildsteina oraz praca zbiorowa Antykomunizm po komunizmie
(pod red. Jacka Kloczkowskiego). O ile książka Wildsteina doczekała
się omówień (choć reakcje na nią były nieproporcjonalnie błahe w
stosunku do jej rangi), o tyle wokół drugiej pozycji - wypełnionej
tekstami autorów tak znakomitych jak Jakub Karpiński, Jan Kofman,
Zdzisław Krasnodębski, Ryszard Legutko, Zdzisław Najder czy Andrzej
Walicki - zapanowało znamienne milczenie.
Cywilizacja komunizmu
Rozważania nad aktualnością antykomunizmu
są w omawianym tomie poprzedzone historycznymi analizami prezentującymi
stosunek do komunizmu głównych formacji politycznych II RP (chadecji,
konserwatystów, liberałów, endeków, socjalistów czy obozu piłsudczykowskiego)
oraz powojenne losy myśli antykomunistycznej (w kraju i na emigracji).
Oddanie rozmaitości tradycji antykomunistycznych jest ważne nie
tylko ze względu na wierność prawdzie historycznej. Jedną z przyczyn
dzisiejszej słabości antykomunizmu jest - na co zwraca uwagę Zdzisław
Najder - jego upolitycznienie, tj. "zawłaszczenie" go przez partie
prawicowe. Tymczasem sprzeciw wobec komunizmu był w istocie wyborem
moralnym, łączącym ludzi różnych obozów politycznych.
Czym jednak był komunizm? Quasi-gnostycką
próbą urzeczywistnienia królestwa Bożego na ziemi? Wyrastającym
z materialistycznych odłamów myśli oświeceniowej programem budowy
społeczeństwa ateistycznego? Narzędziem rosyjskiego imperializmu?
Wybór każdej z tych odpowiedzi pociąga za sobą odmienne podejście
do badań nad historią komunizmu.
Z punktu widzenia wiedzy o PRL szczególnie
interesująca wydaje się propozycja Rafała Matyi, by na komunizm
patrzeć nie tylko jako na ideologię, ale przede wszystkim na pewną
cywilizacyjną - ideologiczną, międzynarodową i ustrojowo-polityczno-gospodarczą
- całość. Podejście takie pozwala nie tylko na zrozumienie, czym
był komunizm w odbiorze przeciętnych ludzi, ale i na uchwycenie
zróżnicowanych form oporu. Jak pisze Matyja: "Utożsamienie komunizmu
przede wszystkim z tworzoną przezeń cywilizacją pozwala określić
mianem antykomunistycznej każdą działalność przeciwną ekspansji
cywilizacyjnej wzorców sowieckich lub podtrzymującą wartości tradycyjnej
cywilizacji łacińskiej. Wyjaśnia to dość dobrze treść oporu i uznaje
różne jego formy - począwszy od tych, którym przypisuje się miano
opozycyjnych, poprzez te, które miały charakter >>defensywny<<,
ochronny, aż po te, które wiązały się z działaniami w obrębie oficjalnych
instytucji PRL". Dotychczasowa historiografia koncentrowała się
na antykomunizmie świadomym, reprezentowanym przez nieliczne elity
gotowe ponieść ryzyko otwartej kontestacji. Z punktu widzenia skutków
bardziej może nawet istotny był antykomunizm "instynktowny", będący
- jak zauważa Jakub Karpiński - postawą potoczną, odruchową niechęcią
do komunizmu ze względu na jego moralną nikczemność, intelektualną
miałkość czy estetyczną szpetotę.
Coraz częściej można się dzisiaj spotkać
z opinią, że do początków lat 80. komunizm cieszył się akceptacją
społeczną. Przeorientowanie uwagi badaczy zapewne odsłoniłoby bezpodstawność
takiej opinii, ujawniłoby rzeczywistą skalę oporu wobec "(anty-)cywilizacji
komunizmu", dowartościowałoby postawy milionów mieszkańców "prowincjonalnej
Polski", którzy przez dziesięciolecia trwali w biernym sprzeciwie,
by po Sierpniu '80 masowo zademonstrować swój stosunek do systemu.
Sprzeciw ten zresztą nie był aż tak bierny.
Obraz powojennej przeszłości uległ w polskiej historiografii - i
to także tej rzetelnej naukowo - pewnej mitologizacji. Przykładowo,
szukając genezy ruchu "Solidarność", odwołujemy się na ogół do wydarzeń
Marca '68; a przecież bez porównania istotniejszym przejawem "obywatelskiego
nieposłuszeństwa" były o trzy lata wcześniejsze obchody Milenium
Chrztu Polski. Nie deprecjonując w niczym znaczenia elitarnych opozycyjnych
środowisk opiniotwórczych (takich jak KOR, ROPCiO czy wcześniejsze:
ZNAK i KIK-i), trzeba zauważyć, jak wielką rolę w budzeniu się podmiotowości
społecznej odegrało masowe posyłanie dzieci na katechezę przyparafialną
- nielegalną przecież (choć - na ogół - tolerowaną przez władze).
Można mieć nadzieję, że nie zdeformowany obraz historii PRL (z jej
pięknymi kartami, ale i mroczną stroną, np. w postaci rozpowszechnionego
donosicielstwa) wyłoni się dzięki działalności Instytutu Pamięci
Narodowej.
Oblicza
komunizmu i współczesne zagrożenia
Także diagnoza niszczących dzisiejsze
życie społeczne skutków komunizmu wymaga uwzględnienia jego dwoistości.
Negowanie jego ideologicznego potencjału i moralnego etosu, który
(z)wiódł wielu ludzi do zaangażowania w komunizm, prowadzi - jak
wskazują Zdzisław Krasnodębski i Bronisław Wildstein - do bagatelizowania
groźby odrodzenia się w kulturze europejskiej tęsknot totalitarnych.
Z kolei pomijanie strony "cyniczno-deprawatorskiej" (Tomasz Merta)
sprzyja szerzeniu się postawy odżegnującego się od wartości "pragmatyzmu".
Jak zatem widać, rozumienie komunizmu
wpływa też na kształt polskiej demokracji. Znaczna część środowisk
lewicowo-liberalnych postrzega komunizm przede wszystkim jako moralną
utopię, próbę podporządkowania życia społecznego absolutnej prawdzie.
Wyciąga się stąd wniosek - jak zauważa Krasnodębski - "że skoro
podstawowe zło komunizmu polegało na dążeniu do dobra, prawdy i
sprawiedliwości, to prawdziwie antykomunistyczna postawa polega
na całkowitym zaprzestaniu takich dążeń. Jeśli komunizm był polityczną
religią, to należy wystrzegać się jakichkolwiek związków religii
z polityką. (...) Skoro komunizm był zniewoleniem jednostki i odebraniem
jej autonomii, skoro zwalczał liberalną koncepcję wolności negatywnej,
to tylko liberalizm i tylko wolność negatywna są prawdziwym >>antykomunizmem<<".
Grzech
pierworodny polskiej demokracji
Przeświadczenie, że podstawowym zagrożeniem
dla liberalnej demokracji są wszelkie idee "mocne" (religia, naród,
sprawiedliwość, solidarność etc.), oraz lęk przed "polskim ciemnogrodem",
który pod płaszczykiem haseł antykomunistycznych prowadzić miał
do odrodzenia ducha nietolerancji i szowinizmu, to główne motywy
odrzucenia postulatu dekomunizacji. Sprzeciw wobec rozliczania się
z PRL-owską przeszłością uzasadniany był troską o jakość porządku
demokratycznego, o zasadę równości wobec prawa, o pojednanie narodowe.
Zaniechanie dekomunizacji okazało się jednak grzechem pierworodnym
polskiej demokracji. Moralistyczna walka z dekomunizacją - pisze
Bronisław Wildstein - "zaczęła się pod hasłami obrony autorytetu
państwa i porządku prawnego, a doprowadziła do osłabienia państwa
i pozbawienia go jakiegokolwiek autorytetu (...). Walka z rozliczeniem
PRL wypowiedziana została pod zawołaniem obrony integralności wspólnoty
narodowej przeciwko >>wojnie domowej<<, a uniemożliwiła
integrację tej wspólnoty i wykopała nowe, dzielące ją podziały.
Miała na celu przeciwstawienie się wykluczaniu ze wspólnoty jakiejkolwiek
grupy, a doprowadziła do wykluczenia tych, którzy usiłowali dojść
prawdy, a podobno zagrożonych wykluczeniem postkomunistów obdarowała
władzą".
W ten sposób społeczeństwo odebrało lekcję
cynizmu. Za zachowanie ciągłości między PRL a III RP płacimy cenę
braku społecznej identyfikacji z państwem, braku nawyków obywatelskich,
utrzymywania się podziału na "my" (społeczeństwo) i "oni" (klasa
polityczna), szerzącej się korupcji czy braku odpowiedzialności
polityków przed wyborcami (choć oczywiście wszystkie te zjawiska
mają i inne korzenie). Konsekwencją zachowania przez partię postkomunistyczną
uprzywilejowanej pozycji (majątek po PZPR, nieformalne powiązania
biznesowe) jest z kolei groźba oligarchizacji życia politycznego.
Fałszywa
asymetria
Antykomunizm znajduje się dzisiaj na cenzurowanym
nie tylko w Polsce. W kulturze europejskiej odrodziła się bowiem
fałszująca rzeczywistość asymetria: o ile postawą powszechnie akceptowaną
jest antyfaszyzm, o tyle antykomunizm traktowany jest jako postawa
anachroniczna, ba - często wręcz niebezpiecznie ocierająca się o
autorytaryzm.
Wśród złożonych przyczyn tej asymetrii
warto za Ryszardem Legutką zwrócić uwagę na swoiste pojmowanie modernizacji,
która - zdaniem rzeczników jej radykalnej wersji - poddana jest
logice racjonalnych i pragmatycznych decyzji, unieważnia natomiast
tradycyjne struktury obyczajowe czy dawne podziały ideowe. Przeciwstawianie
się rzekomej alternatywie: nowoczesność kontra tradycja (lub odwrotnie)
powinno więc stać się jednym ze składników roztropnego antykomunizmu.
Słabości
antykomunizmu
Roztropny antykomunizm powinien też -
jak z naciskiem pisze Merta - uwzględniać istotne racje swoich przeciwników.
Nie jest bowiem tak, że za umieszczeniem idei antykomunistycznych
w muzeum szacownych symboli przemawia tylko cynizm polityków SLD,
kosztem prawdy historycznej wybielających własne biografie. Na rzecz
postulatu pojednania narodowego można te wskazać racje bardziej
przekonujące od patetycznych moralitetów Adama Michnika. Słabości
współczesnego antykomunizmu dostrzegają nie tylko ci, którzy - jak
Andrzej Walicki - za bezsensowny uważają "antykomunizm bez komunizmu",
a postulat odstąpienia od wymierzania odpowiedzialności za antydemokratyczną
przeszłość wyprowadzają z samej istoty demokratycznego państwa prawa.
Jedną z przyczyn słabości antykomunizmu
po roku '89 było instrumentalne traktowanie jego haseł w walce o
władzę. Faktem też jest - na co zwraca uwagę Jan Kofman - że w poprzedniej
dekadzie antykomunizm nierzadko występował w sojuszu z szowinistycznym
nacjonalizmem i populizmem. Inny znamienny fakt to stopniowa marginalizacja
tej osi podziałów społecznych, jaką wyznacza napięcie komunizm-antykomunizm.
Z tego, że opinię publiczną interesuje dziś raczej pytanie o rolę
państwa w gospodarce, integrację europejską, miejsce religii w życiu
publicznym itp., można by się tylko cieszyć, gdyby nie to, że nie
przezwyciężona w porę przeszłość kładzie się cieniem na przyszłości.
Jest dzisiaj rzeczą jasną, że żadne formy
prawnej dekomunizacji nie mogą liczyć na akceptację społeczną. Antykomunizm
- trzeba przyznać rację Janowi Kieniewiczowi - nie nadaje się też
na samodzielny program polityczny. Czy znaczy to jednak, że sprawa
antykomunizmu jest przegrana?
Aktualność
antykomunizmu
Myślę, że jest przeciwnie. Antykomunizm
zachowuje (niestety!) aktualność i - wolno wierzyć - stanie się
jednym z ważniejszych czynników kształtujących przyszłość Polski
w najbliższych dekadach.
Po pierwsze, jest nam antykomunizm potrzebny
jako przejaw szerszej wrażliwości antytotalitarnej. Środowiska antykomunistyczne
cechować przy tym powinna równie wielka wrażliwość na przejawy totalizmu
o zabarwieniu prawicowym (w Polsce chodzi przede wszystkim o antysemityzm).
Po drugie, Polacy ciągle kształtują swoją
nową tożsamość wspólnotową. W naszej narodowej pamięci nie może
zabraknąć wiedzy o zbrodniczym charakterze komunizmu i o niesuwerenności
PRL. Mamy zbiorowy obowiązek oddania symbolicznej sprawiedliwości
ofiarom komunizmu i wymierzenia symbolicznej sprawiedliwości tym,
którzy go podtrzymywali. Przed środowiskami nastawionymi antykomunistycznie
stoi zatem wielkie zadanie edukacyjne. Jak słusznie pisze Merta,
"to nie w parlamencie i nie na wiecu wyborczym, ale właśnie na tym
terenie rozegra się najważniejsza bitwa o pamięć Polaków".
Po trzecie, Polska pilnie potrzebuje tego,
co za Kofmanem można nazwać antypostkomunizmem. Chodzi o przezwyciężanie
trującego spadku po czasach PRL: o wzmocnienie nadwątlonej tkanki
więzi społecznych, likwidację chorych struktur, naprawę obyczajów,
odbudowę etosu obywatelskiego, uczciwości i kompetencji. Pod tym
względem lata rządów koalicji AWS-UW zostały zmarnowane, a niemal
cała postsolidarnościowa klasa polityczna zaraziła się wirusem korupcji
i upartyjniania państwa.
Po czwarte - i najważniejsze - wreszcie,
antykomunizm nie jest tylko postawą "anty-". Jak niezwykle przenikliwie
zauważa Miłowit Kuniński, wiąże się on z pozytywnym programem politycznym:
republikanizmem i jego wzorcem "państwa prawnego, wspieranego przez
świadomych swych praw i obowiązków obywateli". Działania zmierzające
do nadania porządkowi publicznemu charakteru republikańskiego są
być może najważniejszym wkładem, jaki antykomunizm jest w stanie
wnieść w przyszłość Polski.
Moralne
minimum
Tak rozumiany antykomunizm nie jest własnością
tylko niewielkich środowisk, oskarżanych przez oponentów o obsesyjne
trzymanie się przebrzmiałych wartości. Antykomunizm powinien być
"dobrem wspólnym" wszystkich odłamów polskiej opinii publicznej,
rodzajem moralnego minimum przyzwoitości, którego oczekiwać powinniśmy
od ludzi odpowiedzialnych za kształt życia zbiorowego i jakość debaty
publicznej.
Jeżeli bowiem prawdą jest, że antykomunizm
nie wystarcza dzisiaj do roli samodzielnego programu politycznego,
to równie prawdziwe jest stwierdzenie, że powinien być składnikiem
wszystkich programów.
Na parę miesięcy przed wyborami, w których
niewiadomą jest tylko skala zwycięstwa postkomunistów, przypominanie
o aktualności antykomunizmu wydaje się wołaniem na puszczy. Polacy,
w pogoni za dobrobytem albo w ciężkiej walce o ekonomiczne przetrwanie,
wybrali zbiorową amnezję. Doczekamy się jednak czasu, kiedy nowe
pokolenie Polaków rozliczy swoich ojców czy dziadków za winy komunizmu
lub zaniedbania w zwalczaniu jego pozostałości. Zadaniem środowisk
antykomunistycznych jest przechowywanie prawdy, że także w życiu
politycznym obowiązują kategorie dobra i zła, a nieusuwalnym składnikiem
godności człowieka jest odpowiedzialność za czyny.
Jarosław
Gowin
redaktor
naczelny miesięcznika "Znak"
Artykuł
ukazał się pierwotnie w dzienniku "Rzeczpospolita" 9 czerwca 2001
|