(fragmenty książki wydanej w 1926 roku; s. 3-24)
Wszyscy rozumieją lub przynajmniej odczuwają, że wielki
jest ten trud, który podjęliśmy, by z kilku dzielnic, podległych różnym
władzom i prawom w czasie rozbiorów, różne przechodzących w tej epoce
losy, stworzyć jedność państwową - ťjedno nierozdzielne i nie różne
ciałoŤ, ťjedną wspólną RzeczpospolitąŤ. Ale może nie wszyscy jasno zdają
sobie sprawę z tego, że to taki bezmierny trud, wprost bezprzykładny
w historii wszystkich wieków; i może nie wszyscy zdają sobie sprawę
z tego, dlaczego ten trud taki ciężki.
Szereg na to składa się przyczyn. Z osobna ująć każdą z nich trzeba
w jej istocie, a wtedy jaśniej przed nami zarysuje się i całokształt
tego doniosłego problemu.
1. Rozmiary zadania i potrzeba pośpiechu w jego wykonaniu.
Wiele już państw zbudowano w przeszłości, takich, które istniały i zginęły
w potopie stuleci, i takich, które przetrwały i dziś znaczą swoimi granicami
mapę kuli ziemskiej. W szczególności my, Polacy, budujemy państwo nie
po raz pierwszy; zbudowali je niegdyś pierwsi Piastowie, a gdy to państwo
upadło po przeszło ośmiu wiekach istnienia, niedługo później rozpoczęto
budowę nowego, choć małego, państewka: Księstwa warszawskiego, a po
raz trzeci znowu na gruzach tego Księstwa wzniesiono jeszcze mniejszy
państwowy twór, Królestwo kongresowe. Lecz żaden z państwowo - twórczych
wysiłków, naszych czy obcych, nie może iść w porównanie z obecną, czwartą
z rzędu budową państwa polskiego, żadne państwo nie rodziło się wśród
takich bólów, w tak ciężkich warunkach.
Prawda, że z podziwem, i to słusznym, zwracamy się do naszych Mieszków
i Bolesławów, którzy pierwsi budowali państwo polskie, jak do tych wszystkich,
którzy stali u kolebki jakiegokolwiek państwowego istnienia; wszakże
oni tworzyli dopiero z swego ducha pojęcie państwa, nieznane przed nimi,
gdy dziś my wiemy, co to jest państwo, posiadamy liczne wzory, na których
kształcić możemy nasze prawne instytucje. Lecz jeśli tamci z niczego
niejako mieli tworzyć państwo, to za to taka pierwotna budowa była mało
złożoną a rozkładała się na długi okres czasu. W pojęcie państwa wchodziły
przy jego pierwotnym powstaniu elementarne tylko składowe części; ówczesna
władza panującego najniezbędniejsze ledwie zawierała pierwiastki rządu,
ograniczonego do najkonieczniejszych zadań: obrony granic na zewnątrz
i wymuszania posłuszeństwa na wewnątrz. A potem tę prymitywną chatę
państwową powoli, bez pośpiechu, wzmacniano, rozbudowywano. Dziś nie
chatę, ale pałac mamy budować, rozległy w fundamentach, które muszą
być silne, by na nich pewnie spoczywać mogły ciężkie mury, wysoko pnące
się w górę. I taki ten gmach musi być, by z niego nikt nie chciał uciekać;
bo dziś ogromne są wymagania społeczeństwa, które nie zgodzi się na
byle jak skleconą budowlę, przykłada do niej miarę bardzo dużą, żąda
nie tylko jej bezpieczeństwa, ale pełnej wygody, nawet piękna.
Państwo wszechstronnie obejmuje dziś życie całego społeczeństwa, ujętego
w jego ramy. Gdy niegdyś, przed wiekami, wystarczała garść zależnych
od władcy urzędników, skupionych na jego dworze i z rzadka rozrzuconych
po kraju, niewielkie hufce zbrojne i trochę danin na rzecz skarbu państwa,
wreszcie bardzo prymitywne sądy, dziś państwo potrzebuje setek sądów,
dziesiątek tysięcy urzędników, milionów żołnierzy, miliardów podatków.
Gdy przy powstaniu pierwotnego państwa i po jego powstaniu wszechwładnie
rządziło zwyczajowe prawo a ustawa z rzadka tylko się zjawiała, dziś
państwo nie może istnieć bez kilku kodeksów, liczących tysiące artykułów,
bez setek ustaw w innych dziedzinach życia, których nie normują kodeksy.
Gdy tamto pozostawiało przeważną część dbałości o istnienie tych, którzy
w nim żyli, ich własnej pomocy, a słabszych poddawało silniejszym i
tym silniejszym oddawało troskę o ich ochronę, dozwalając na wyzysk
słabszych, byle nie mieć kłopotu, byle zwęzić swoje zadania, dziś państwo
wszechstronną musi otoczyć opieką wszystkich z osobna, których na równi
za obywateli uważa, troszczyć się o interesy zbiorowe każdej grupy ludzi,
rolników czy przemysłem trudniących się, urzędników czy kupców, górników
czy kolejarzy, nadto uważa za swoje zadanie roztaczanie właśnie najbaczniejszej
opieki w stosunku do tych, którzy społecznie są najsłabsi.
Ale nie tylko budowy współczesnego państwa nie można co do rozległości
zadań po prostu porównywać z budową państwa pierwotnego; nawet w stosunku
do budowy z przed jednego wieku, do budowy Księstwa warszawskiego czy
Królestwa kongresowego, dziś wielokrotnie większe są zadania. Wzmaga
się znacznie trud pracy, czym państwo jest większe; a malutkie były
tamte twory w stosunku do dzisiejszej Polski, dwu lub trzykrotnie większej
obszarem, więcej niż siedmiokrotnie ludnością. Przybyły od tego czasu
państwu takie szerokie zadania, jak sprawa kolei czy ubezpieczenia socjalne,
rozszerzyły się ogromnie kwestie kredytowe i bankowe, przemysłowe wobec
rozwoju fabryk i aprowizacyjne wskutek zgęszczenia ludności i t. d.
Te zaś rozlegle zadania zorganizowania państwa muszą być dokonane w
ciągu niesłychanie krótkiego czasu. Nie mogą się one rozkładać na dziesiątki
czy setki lat, jak się rozkładały niegdyś przy państw genetycznym początku,
gdy zwolna dobudowywano nowe piętra. Trzeba w ciągu lat kilku nadążyć
z wykończeniem dzieła, by móc na szczycie zatknąć wiechę, koniec głównego
wysiłku oznaczającą. Z bolesnych doświadczeń przeszłości wiemy, iż nie
możemy pozostać w tyle za innymi narodami, pod grozą najcięższych skutków,
opóźnienia. Jeśli się z tą pracą nie pośpieszymy, nie umocnimy dość
szybko państwowego budynku, mogą nam w tym przeszkodzić zawistni sąsiedzi,
dziś osłabieni, zatrudnień i gaszeniem ogni, które zniszczyły ich własne
siedziby. Zajęci tym, patrzeć na razie tylko mogą, że my budową się
paramy. Ale jeśli wcześniej skończą odbudowę własną? Czy nie przyjdą
do nas, by zniszczyć nasz gmach, jeszcze nie dość obronny, nie dość
silnie osiadły w ziemi? A i nasze wewnętrzne potrzeby prą do pośpiechu.
Zmęczeni tymi ciężkimi latami wojny i powojennymi, które nas wykoleiły
z zwykłego trybu życia, chcielibyśmy jak najprędzej wrócić do normalnych
warunków bytowania. Tymczasem, zużywając tyle głów i rąk przy budowie,
mieliśmy ich za mało, by od razu po powstaniu państwa mogła toczyć się
normalnie zwykła, codzienna praca, niezbędna dla pełnego funkcjonowania
organizmu narodu. Dopiero zaś stworzenie normalnych życia warunków może
zapewnić ogółowi spokój, potrzebny do zwykłej pracy dni codziennych,
może położyć kres szarpaniu sił i nerwów, dać zadowolenie z życia, a
przez to nareszcie usunąć fermenty zwątpień, przywrócić równowagę duchową,
do dziś wykolejoną, a tak niezbędnie potrzebną dla zdrowia społeczeństwa.
2. Zmysł państwowy.
Rozległość zadań i konieczność pośpiechu - to trudu budowy państwa polskiego
główne składniki. Ale ten trud wzmożony był i jest jeszcze przez niesłychanie
niekorzystne warunki, wśród których dokonywać się musiał.
Na psychologiczny brak przede wszystkim chcę zwrócić uwagę - na osłabienie
w nas zmysłu państwowego, a raczej na jego nie dość silne rozwiniecie.
Brak tego zmysłu, lub jego słabość, groźne są dla państw od dawna istniejących;
o ile groźniej występuje jego niedorozwój, jeśli chodzi o budowę państwa!
A dziś zagadnienie zmysłu państwowego o wiele jest trudniejsze, niż
było niegdyś, przed wiekami, gdy państwa rodziły się z przedpaństwowego
chaosu. Budował państwa wówczas lub umacniał ich budowę jeden wielki
duch, geniusz państwowego zmysłu. Tworzył państwo omal, że sam, bo ledwie
z garstką ludzi, którzy, od niego zawiśli jego wyłącznie wolą kierowani,
pomagali mu tylko w jego wysiłkach. Taki Bolesław Chrobry lub Mendog
swoją intuicją twórczą stawali się państwa twórcami. Można dziś słyszeć
głosy, że nam brakło - króla - ducha, któryby pochodnie w ręce ujął
i powiódł za sobą cały naród. Złudzenie to tylko umysłów, fantazją poetycką
unoszących się, a nie kierowanych zrozumieniem czasów i stosunków. Temu
ogromowi zadań, które dziś państwu przypadają w udziale, nie może podołać
jeden człowiek. A gdyby nawet znalazł się taki, który cudowną miałby
organizację mózgu, mogącą sięgnąć do wnętrza wszystkich państwowych
zagadnień, to swej woli nie mógłby narzucić milionom ludzi, w państwo
dziś wchodzącym, ludzi, którzy myślą i mają własną wolę. Mógł narzucić
swoje pojęcia społeczeństwu Bolesław Chrobry, gdy bierną była narodu
masa, on zaś; wsparty niewielką siłą, ale karną, bezwzględnie mu oddaną,
tę masę do posłuszeństwa był w stanie przymusić. Ale czy to możliwe
dziś, gdy demokratyzacja, wiekami naprzód idąca, wciągnęła już całość
społeczeństwa w życie państwowe? Gdy naród rozczłonkowany jest na liczne,
silne warstwy, a warstwy te mają swoje własne pojęcia, dążenia? Czyż
może istnieć dziś człowiek, któryby duchem swoim potrafił ujarzmić wszystkich?
Boć siłą ogółu ujarzmić się nie da; dyktatura siły byłaby tylko pozorną
jednością narodu, w swym rdzeniu już zbyt słabą, by mogła się ostać,
spełnić choć część zadań.
Nie żalmy się, że dziś nie ma u nas ťwielkich ludziŤ, geniuszy, nie
mówmy, że dziś tylko mali ludzie się rodzą. Nie jest to rzeczą konieczną,
niezbędną dla życia i świetności państwa. I bez wielkich ludzi mogą
istnieć wielkie narody, które sumą wysiłków zdobywają się na wielkie
czyny. Napoleonem dzisiejszego dnia jest cały naród Francuzów. Bolesławem
Chrobrym może dziś być naród polski.
Ale, by nim się stać, musi cały naród posiadać zmysł państwowy. Do rządów
dziś powołane są nie jednostki, ale wzywani - wszyscy. Jeśli dawniej
mógł wystarczyć zmysł państwowy grupy ludzi, którzy u steru stali, dziś,
gdy ogół powtarza bezwiednie dawną zasadę: ťnic na nas bez nasŤ, gdy
ten ogół przez sejm rządzi, a opinią na rządy oddziaływa, musi on mieć
państwowy zmysł. I bez geniuszy może się obejść, i stać się wielkim
naród, jeśli uchwyci wielką myśl, choćby nie ucieleśnioną w jednym człowieku,
i przeprowadzić ją potrafi.
Nie przekazała nam wielkich zasobów zmysłu państwowego przeszłość nasza
państwowa z ostatniej doby istnienia polskiej Rzeczypospolitej. Silnie
rozwinięty ten zmysł niegdyś, za Piastów i za Jagiellonów, osłabł później.
Pod koniec niepodległego bytu zaczął znowu się wzmacniać; lecz przecież
tylko część rządzącej wówczas warstwy, szlachty, naprawdę go posiadała,
u części drugiej, większej, zanik jego był bardzo wyraźny.
Brak państwowego bytu w XIX wieku - z wyjątkiem krótkich okresów Księstwa
warszawskiego i Królestwa kongresowego - nie sprzyjał temu, by się nasz
zmysł państwowy mógł rozwinąć. Nie znaczy to jednak, by był on obecnie
słabszy, niż w końcu XVIII stulecia. Przeciwnie - więcej go jest obecnie,
choć nie tyle, ile go potrzeba. A przy tym nierówno on rozłożony na
dawne polskie dzielnice.
Żeśmy zmysłu państwowego nie zatracili, a nawet go powiększyli w stosunku
do epoki rozbiorów, przyczyny szukać należy w tym, iż, nie mając państwa,
w jego miejsce podstawiliśmy naród i tak przynajmniej w części mogliśmy
rozwijać pierwiastki zmysłu państwowego. Zmysł państwowy - to zrozumienie
zadań i potrzeb państwa, a równocześnie poczucie obowiązków wobec tego
państwa, więc solidarności, posłuszeństwa i ofiarności. Ogarnięcie celów
całości, ich sformułowanie - rzeczą jest jednostek, które stoją na czele
państwa czy narodu. Braki, wynikłe z tego, iż niejednolitą prowadziliśmy
politykę w czasie rozbiorów, ale trzy różne w trzech zaborach, nieraz
pewnie jeszcze się odezwą; ale już można obecnie stwierdzić, iż znalazło
się dość umysłów kierowniczych, dostatecznie giętkich, które ogarnąć
potrafią zadania i potrzeby całości. Gorzej z tymi pierwiastkami państwowego
zmysłu, które muszą być własnością ogółu, jeśli państwo ma sprawnie
działać. Są one w Polsce - ale nie wszędzie w różnym stopniu.
Poczucie solidarności, posłuszeństwa prawu i ofiarności najsilniej zaznaczyło
się w dzielnicy ongi pruskiej. Ucisk narodowy, który tam zwracał się
przeciw całemu społeczeństwu polskiemu, poczucie niebezpieczeństwa na
tych kresowych ziemiach, narodowo mieszanych - zespoliły to społeczeństwo
w jedną zwartą narodową bryłę. A rząd obcy, wrogi, lecz odznaczający
się sprawną administracją, umiejący przestrzegać, by każdy słuchał wydanych
przepisów, nie zdemoralizował społeczeństwa; nie tylko solidarnością
się ono odznacza i ofiarnością na rzecz ogółu, lecz także i wielką państwową
cnotą posłuszeństwa prawu.
Już nie tak w b. Galicji. Ofiarność w niej wszędzie znaczna. Solidarność
silniej wyrobiła się w jej części wschodniej, narodowo mieszanej, słabiej
w niezagrożonej zachodniej, w której przez lata działalność rządu starała
się burzyć solidarność społeczną przez podjudzanie włościan przeciw
reszcie. Nieudolna administracja austriacka nie umiała wyrabiać poczucia
posłuszeństwa prawu w dostatecznej mierze.
Najbardziej demoralizująco w tym ostatnim kierunku działała rosyjska
administracja. Ponieważ w naszym narodowym interesie leżało, by ustawy,
przeciw nam wymierzone, nie były w praktyce w pełni wprowadzane w życie,
uważano - słusznie - za cnotę obywatelską niestosowanie się do nich.
Ale wskutek tego zanikało w zaborze rosyjskim poczucie, że przepisy
- obowiązują. Obchodzono tam, więc także i inne przepisy, nie mające
związku z narodową sprawą, obchodzono dla interesu prywatnego, bo na
to pozwalały przekupne urzędy. W porównaniu do twardej bryły zaboru
pruskiego lotnym piaskiem omal było to społeczeństwo z pod zaboru rosyjskiego,
które nie łatwo ująć w karby posłuszeństwa prawu, już własnemu, nie
obcemu. Przeszkadzało zaś nadto na tych obszarach, pod rządem rosyjskim
bytujących, rozwojowi solidarności społecznej faworyzowanie przez wrogi
rząd jednej warstwy, włościańskiej, przeciw reszcie, tak jaskrawe, a
które, jak okazały doświadczenia z czasów wojennych, nie pozostało bez
rezultatów; na szczęście zdaje się dziś to już do zapomnianej przeszłości
należy. Okupują te braki - przynajmniej w pewnej mierze - patriotyczny
entuzjazm i śmiałość porywów, do których łatwiejsze społeczeństwo w
tej dzielnicy, niż w innych, i jego nieraz ogromna ofiarność.
Do cnót obywatelskich liczyć trzeba też cnotę pracy; jeśli nie wchodzi
ona wprost do pierwiastków składowych zmysłu państwowego, to jednak
jest jego najistotniejszym uzupełnieniem. I pod tym względem oddziaływanie
Rosji ogromnie szkodliwie się zaznaczało. Ogromną była praca społeczeństwa
w pruskim zaborze, wcale dużą w austriackim. Lżejsze życie gospodarcze
zaboru rosyjskiego przyczyniało się do tego, że poczucie obowiązku pracy
nie rozwinęło się tam w XIX stuleciu równie silnie, a rosyjski przykład
niedbałości i lenistwa też nie pozostał bez pewnych, przykrych śladów.
3. Jedność prawna.
Równie trudna sprawa, jak wzmocnienie zmysłu państwowego - to stworzenie
jedności ustroju, administracji, prawa sądowego. Mogą pewne różnice
pod tym względem istnieć w państwie bez szkody dla jedności, ale tylko
w pewnych działach. Ale czyż możliwą rzeczą np., by czyn pewien był
w jednej prowincji przestępstwem, a w drugiej nie pociągał żadnych skutków
karnych? By wiązał tu ślub kościelny, a w sąsiedniej gminie tylko świecki?
Jednolitą pod względem urządzeń prawnych była dawna Rzeczpospolita polska
od Karpat i Warty po Połock i aż tuż pod Kijów. Rozbiory zniszczyły
tę jednolitość, wciągnęły dzielnice polskie w obręb działania ustaw,
obcych nieraz zupełnie duchem Polakom, do których je stosowano. Ten
rozłam coraz się pogłębiał. W wielu działach był on zasadniczej natury
- zwłaszcza między zaborami pruskim i austriackim z jednej, a rosyjskim
z drugiej strony. Prusy i Austria mniej więcej szły równym krokiem w
rozwoju państwowym. A przy tym często naśladowano wzajemnie urządzenia
prawne. Przecież i tak istniały pewne różnice. Tymczasem w Królestwie
utrzymały się przez dość długi czas w dużej mierze prawa i instytucje,
z Francji wzięte w czasach Księstwa warszawskiego: a więc urządzenie
administracji, z radą stanu, prawo prywatne i handlowe, procedura cywilna,
by najważniejsze wymienić; a potem znowu rosyjskie wprowadzano urządzenia,
lecz ze zmianami zwykle, tak, że w innej one formie obowiązywały np.
w Białostockiem i na Białej Rusi, niż w Królestwie. Przy tym rozmaitych
instytucji, od dawna wprowadzonych w dzielnicy pruskiej i austriackiej,
w Królestwie zgoła nie było; wszakże nawet samorząd miejski i powiatowy
zaprowadzono tam dopiero w czasie wojny, a całe działy prawa administracyjnego
są tam do dziś białą plamą.
Koniecznością to w przeważnej części działów życia państwowego, by jednostajne
normowały je ustawy, i to zgodne z polskim duchem prawa. Ale i ten duch
nie jednaki, boć wpływały na niego obce, narzucone instytucje; niejedne
z nich dobrze się przyjęły i ludność się do nich przyzwyczaiła. Jak
znaleźć drogę właściwą? Jakie normy jako nowe stworzyć? Którym dać pierwszeństwo
z wzorów bliższych, czy dalszych? To te trudne pytania, które się nasuwają
ustawodawcom.
Chcę dać trochę przykładów. A więc np. urządzenie gminy wiejskiej w
zaborach pruskim i austriackim opierało się na rozróżnieniu folwarków
i gmin, a gminą była każda wieś; w Królestwie Kongresowym zaś gmina
była t. zw. zbiorową, kilkakroć większą, obejmowała kilka folwarków
i kilka wsi (gromad). W dwóch pierwszych dzielnicach gminy miały rady
gminne, Królestwo znało tylko zgromadzenia gminne i gromadzkie, obce
tamtemu systemowi. A w Białostockiem, na Białej Rusi, znowu inna organizacja
t. zw. wołosti. Jaką przyjąć więc zasadę w urządzeniu gminy? Czy rozbić
duże gminy b. Królestwa? Czy też wprowadzić takie gminy zbiorowe, jak
są w b. Królestwie, także w byłym zaborze pruskim i austriackim? A jaką
dać tej gminie kompetencję? Wszakże np. galicyjska miała dużo większą,
niż inne. - A podział administracyjny? Aż pięciostopniowy był on w Poznańskiem:
od komisarza przez landrata, rejencję, starszego prezesa prowincji do
ministrów, tylko trzystopniowym w Galicji, czterostopniowym w Królestwie,
które nagle w czasie okupacji przeszło na podział dwustopniowy. Zabór
pruski miał dwustopniowy samorząd: powiatów i prowincji, Galicja tylko
powiatowy, Królestwo aż do okupacji żadnego. Galicja i Królestwo znały
zastępstwo interesów skarbu przez osobną instytucję prokuratorii, gdy
w zaborze pruskim każdy urząd bronił w swoim zakresie interesów finansowych
państwa.
Tak samo olbrzymie istniały różnice w zakresie prawa administracyjnego.
Zabór pruski posiadał szeroko rozbudowane - w trzy instancje - sądownictwo
administracyjne, dla Galicji istniał tylko jeden sąd administracyjny,
w Wiedniu, Królestwo - niegdyś, za czasów Księstwa warszawskiego, już
w sądownictwo administracyjne na wzór francuski zaopatrzone - zgoła
go później nie znało. Zabór rosyjski znał księgi t. zw. stałych i niestałych
mieszkańców gminy, nawet jeszcze pewne podziały stanowe, wpływające
na prawne stanowisko ludności; Galicja posiadała t. zw. przynależność
gminną; zabór pruski obchodził się zgoła bez tych instytucji. A ileż
takich różnic w zakresie prawa agrarnego, przemysłowego i t. d.!
Prawo sądowe odrębnymi normowane było i jest dotąd przeważnie kodeksami
w każdej z trzech dzielnic; nadto w dzielnicy rosyjskiej zachodziły
bardzo znaczne różnice między Kongresówką a resztą obszaru, gdy np.
w zakresie prawa cywilnego w Kongresówce obowiązywał kodeks Napoleona
i t. zw. kodeks polski z r. 1825, zaś w Białostockiem i na Białej Rusi
podstawą był rosyjski swod zakonow. Tak co do małżeństwa w zaborze pruskim
obligatoryjną była forma małżeństwa cywilnego, w austriackim małżeństwo
cywilne było dopuszczalne tylko jako t. zw. małżeństwo ewentualne, gdy
Królestwo nie znało formy cywilnej małżeństwa. Stosunek majątkowy małżonków
oparty został w Austrii na tzw. rządzie posagowym, w Królestwie w zasadzie
na wspólności majątkowej małżonków, gdy kodeks niemiecki, obowiązujący
w zaborze pruskim, w ogóle tej kwestii nie normował. W Królestwie kobieta
ograniczona była w działaniach prawnych, zawisła od męża, czego nie
znały kodeksy austriacki i niemiecki. Tylko Królestwo znało instytucję
rad familijnych przy opiece. Pokrewne sobie ustawy hipoteczne różniły
się jednak tym, że w Królestwie hipoteka obowiązkową była tylko dla
folwarków i po miastach, tak, że grunty włościańskie wyjątkowo posiadały
hipoteki, tam też prywatne mapy Towarzystwa Kredytowego ziemskiego miały
oficjalny charakter, rzecz nie do pomyślenia w lepiej urządzonych byłych
zaborach pruskim i austriackim. Odziedziczyliśmy po zaborach po trzy
kodeksy prawa karnego, procedury cywilnej i karnej; inna więc budowa
sądów, inne postępowanie, inne przestępstwa i kary. Tak np. Galicja
miała sądy przysięgłych, były zabór pruski także sądy tzw. ławnicze
(mieszane); zgoła jednych ani drugich nie było w Królestwie, które znów
dostało w czasie okupacji udział czynnika obywatelskiego w sądownictwie
cywilnym w dużo szerszej mierze, niż w innych dzielnicach. Królestwo
posiadało specjalnych komorników obok woźnych, z specjalną kompetencją,
łączącą się zgoła z innym ukształtowaniem tamże egzekucji, odjętej sądom,
w przeciwstawieniu do innych dzielnic, itd., itd.
Garść tylko przykładów dałem, ot tak - na wyrywki.
To wszystko koniecznością sprowadzić do wspólnego mianownika, jeśli
mamy poczuć się jednością państwową; tylko w pewnych granicach, w zakresie
głównie prawa sądowego, i niektórych części administracyjnego, mogą
bez szkody pozostać pewne różnice i czas dłuższy. Ale państwo musi mieć
jak najszybciej jeden kodeks cywilny w miejsce kodeksu Napoleona z r.
1804, austriackiego z r. 1811, niemieckiego z r. 1896, swodu zakonow,
no i jeszcze w miejsce prawa węgierskiego, które obowiązuje Spisz i
Orawę. Musi mieć jednostajne prawo małżeńskie, rzeczowe czy obligatoryjne,
handlowe, wekslowe, górnicze czy hipoteczne. Musi mieć jedne kodeksy
karne w miejsce trzech, względnie czterech. Musi mieć jednako urządzoną
gminę, jednaki ustrój niższych i średnich władz administracyjnych, jednakie
w zasadzie prawa administracyjne i t. d.
Koniecznością w miejsce trzech praw, względnie czterech lub pięciu nawet,
stworzyć jedno. Nie sposób narzucić jedno z nich reszcie, zwłaszcza,
że największa jednolita część Polski, byłe Królestwo, ma prawa przeważnie
niżej stojące, niż te, które posiadają inne dzielnice. Potrójna tu praca:
ujednostajnienia tych praw - ale także pogodzenia ich z polskim duchem
prawnym - i wreszcie dostrojenia do potrzeb obecnej chwili. Bardzo byłoby
trudnym ujednostajnienie samo przez się. Tym ono trudniejszym, że poczucie
prawa w nas różne w różnych dzielnicach; do dawnej jednolitej polskiej
tradycji nawiązać możemy - i nawiązujemy - w pewnych działach: gdzie
chodzi o stanowisko sejmu, o prawa naczelnych władz w państwie, o prawa
i obowiązki obywateli; w tych działach nasze dawne pojęcia przetrwały
w głębinach naszych dusz do dziś, jeśli chodzi o ich treść najistotniejszą.
Ale jest tyle dziedzin, w których bardzo różne są nasze pojęcia prawne.
Utrudnia to niesłychanie pracę jednoczenia państwowego. A przy tym przychodzi
potrzeba, by nasze instytucje były zgodne z epoką, w której żyjemy.
Trzeba nie tylko uzupełnić te luki w prawie, które istnieją, co do byłego
Królestwa, najniżej wskutek perfidnej działalności Rosji rozwiniętego
pod względem prawnym; musi ono jeszcze przeskoczyć szereg szczebli ewolucji
prawnej, by wyrównać innym dzielnicom. Ale trzeba nawet i najlepsze
z tych instytucji, które istnieją, poddać reformie; bo prawo polskie
musi też uwzględnić już i ten cały głęboki przewrót duchowy, jaki przeszliśmy
w czasie wojny.
4. Jedność gospodarcza.
Jednością gospodarczą, jak prawną, była dawna Rzeczpospolita Polska,
i to bardzo zwartą w swoim jednostronnym gospodarczym rozwoju. Zorientowana
była jej gospodarka ku północy, za wodą Wisły, która kierowała całą
Polskę ku Gdańskowi jako jej ujściu gospodarczemu - dla zboża i leśnych
płodów, a równocześnie głównemu dla niej targowi na zagraniczną kupię.
Wszelkie inne targi i drogi handlowe miały wobec Gdańska i Wisły drugorzędne
tylko znaczenie.
Tę jedność gospodarczą rozerwały rozbiory. Zadaniem odbudowanej Rzeczypospolitej
- stworzyć tę jedność na nowo, silniejszą, niż dawniej, mniej jednostronną.
Poszła Polska niegdyś w kierunku produkcji zboża i bydła; niewiele dobywała
z ziemi górniczych produktów; zaniedbywała przemysł i handel. Odbiło
się to - jak dobrze dziś wiemy -bardzo niekorzystnie na sile państwa,
na jego dochodach. Obecna Polska tych błędów popełnić nie powinna. Ma
wszelkie warunki ku temu, by rozwój jej gospodarczy był wszechstronny.
Nie brak w Polsce ziemi ornej, nie brak lasów, drzewo dających; górnicze
bogactwo ma niezmierzone; przemysł silnie rozwinięty w kilku ośrodkach;
dobre warunki dla własnego handlu, opartego o banki, mające świetne
tradycje. Są więc pełne warunki tak pożądanej dla Polski - ze względu
na jej trudne położenie geograficzne - bardzo daleko idącej autarkii.
Chodzi o to, by zespolić tę całą Polskę w jedność silnie gospodarczo
związaną.
Po powstaniu Polski zaznaczyły się zaś silnie w zakresie gospodarczych
stosunków odśrodkowe tendencje. Rezultatem to było wiekowej przynależności
do państw zaborczych. Jeszcze kongres z r. 1815, utrwalając podziały
Polski, zapewniał jej przecież jedność gospodarczą, zabraniał ceł między
dzielnicami. Nie dotrzymano przepisów. Państwa rozbiorcze wciągały coraz
silniej w swoje społeczne gospodarstwo polskie ziemie. Zapomniała Galicja
o tym, że Wisła z Gdańskiem ją łączy; nie miała z dzielnicą pruską po
prostu żadnych stosunków gospodarczych, prawie żadnych stosunków gospodarczych
nawet z pobliskim kongresowym Królestwem; Królestwo zapomniało po prostu
o tym, że tuż w Galicji kopie się wyborną sól w Wieliczce i Bochni,
warzy solankę w części wschodniej tego kraju; spożywało rosyjską sól,
dowożoną z brzegów morza Czarnego koleją lub morzem wkoło Europy. Naftą
z Baku świecono w Królestwie, gdy obfite jej kopalnie w Galicji wysyłały
swój produkt dalej w świat, do Czech i Niemiec. Czechy i Wiedeń stały
się dla Galicji dostarczycielami produktów przemysłu. Triest stał się
najbliższym portem morskim dla dowozu kolonialnych towarów. Warszawa
i Łódź produkowały dla rosyjskich obszarów aż hen po Mandżurię, ale
jakby nie wiedziały, a może i nie wiedziały, że pod bokiem istnieje
pojemny targ galicyjski, osiem milionów ludności liczący. Wisłą w obrębie
Kongresówki ledwie nieliczne płynęły handlowe stateczki. Ku Berlinowi
i Hamburgowi orientowało się Poznańskie; wzajemna wymiana między Kongresówką
a pruską dzielnicą była bardzo słaba.
Zaborcze państwa starały się też przez koleje związać swoje polskie
dzielnice z ich centrami: Wiedniem, Berlinem, Petersburgiem. Koleje
w Galicji przecinały ją wzdłuż od Wschodu na Zachód; ani jednej linii
nie było, która by Lwów czy Kraków wprost z Warszawą łączyła. W okrężnej
tylko drodze można się było dostać z Poznania do Warszawy. Za to wszelkie
ułatwienia osobowego i towarowego ruchu zapewniały linie kolejowe w
kierunku stolic państw, do których te ziemie należały, dla ludzi i dla
towarów.
Po powstaniu państwa jaskrawo zaznaczyły, się te kierunki ekspansji,
narzucane przez dziesiątki lat. Przyzwyczajenia dużą rolę grają w gospodarce.
Ludność, do pewnych przywykła wyrobów, z niechęcią inne kupuje. Kupiec
z nawyku zwraca się do tych źródeł, z których towar brał dawniej. Oglądał
się też galicyjski importer dalej na Wiedeń, Triest, Czechy. Przemysł
Królestwa, który lat wiele pracował na wywóz w głąb Rosji, zaniedbując
targ krajowy, przystosowując swoje wyroby do gustu dalekiej klienteli,
nie mógł pogodzić się z myślą, że odpadły te rynki rosyjskie, doskonale
im znane i pojemne i duży dające zysk. Nie umiano pogodzić się z myślą,
że portem dla Polski Gdańsk powinien być, nie Brema czy Hamburg.
Trzeba było wskrzesić dawną instytucję targów - by kupcy z innych dzielnic
mogli dowiedzieć się, czego można w Polsce dostać.
Tak samo w trudnym położeniu znalazła się Polska ze względu na gospodarkę
skarbową. Państwa rozbiorcze zostawiły jej bardzo różne systemy podatkowe,
zgoła nierównomiernie obciążające podatników. Dość wskazać na to, iż
największa dzielnica, porosyjska, nie znała całkiem podatku dochodowego,
który ze względu sprawiedliwości społecznej tak duże ma zadanie, iż
podatek gruntowy oparty był w dzielnicach, przypadłych Polsce po Austrii
i Prusach, na dobrze urządzonych katastrach, gdy w dzielnicy porosyjskiej
sposób jej wymiaru wprost miał prymitywny zupełnie charakter, iż inaczej
były urządzone monopole, gdy monopolu tytoniowego ani solnego nie znały
Poznańskie z Pomorzem i Królestwo, zaś monopol spirytusowy był wyłączną
właściwością ziem od Rosji odzyskanych. Moralność podatkowa poza popruską
dzielnicą nie stała też wysoko. Jeśli zaś można było w pewnej mierze
uniewinniać fałszywe fasje, gdy podatki szły na rzecz wrogiego państwa,
to we własnym jest obowiązkiem obywatela zadość czynić ciężarom, gdyż
przecież prawa ma on tylko w zamian za świadczenia.
Pozostały w każdej części nowej Polski inne waluty - nie trzy nawet,
ale cztery, gdy się do koron austriackich, rosyjskich rubli i niemieckich
marek doda jeszcze polskie marki, wprowadzone przez niemiecki rząd okupacyjny
w czasie wojny. Stanęło przed państwem polskim wielkie zadanie unifikacji
monetarnej, stworzenia własnej waluty - a z tym zadanie powołania do
życia banku, któryby miał prawo i możność wydawania środków płatniczych,
zwalniających z zobowiązań. A to wszystko - w czasie deruty monetarnej,
jaka zaczęła występować zaraz po skończeniu wojny i wzmagać się z coraz
większą szybkością, gdy równocześnie brakowało kapitału, zużywanego
przez wojnę, a później jeszcze przez derutę walutową.
5. Pesymizmy i nadzieje.
Tak się przedstawiały trudności, by rozdarte dzielnice Polski w jedną
spoić, naprawdę jednolitą całość. Tą jednością pozostaliśmy na szczęście
- mimo zaborów - w świecie ducha, który się nie dał przerobić. Wspólne
nas łączyły ideały, wspólny światopogląd, wsparte o wspólną historię,
omal, że jedną tylko religię, jeden język, ogólno - polską naukę i potężniej
od niej działającą dla jedności narodu literaturę piękną. Dążyliśmy
do zjednoczenia - i to zjednoczenie jakby cudem dostaliśmy, jakby siłą
wewnętrzną tych najgłębszych naszych pragnień i pożądań. Lecz mechaniczne
ono było w dużej mierze w pierwszej chwili, jeśli chodzi o jedność państwową;
z chwilą połączenia wystąpiły silnie różnice pojęć, które jako ślad
po kordonach pozostały. Wystąpiły też jakieś wzajemne niechęci dzielnicowe,
które nieraz wprost wstrętny przedstawiały obraz. Miast z miłością do
braci w Ojczyźnie - z goryczą, z niechęcią jedni do drugich się zwracać
zaczęli. A jak to utrudniało pracę nad konsolidacją! Ile sił przez to
marnowano!
Pesymizm to budziło w społeczeństwie, podkopywało wiarę w własne siły,
w przyszłość państwa. A pesymizm - to zły doradca tam, gdzie trzeba
budować; osłabia pęd do pracy, energię twórczą. Narzekania, krytyki,
można było wytłumaczyć nieraz jeszcze miłością Ojczyzny, która chciałaby
widzieć jak najprędzej to państwo w kluby porządku ujęte, wolne i potężne.
Ale czy zawsze były one słuszne? Czy nie przebierały miary?
Chyba tak. Bo zapominano o tym, jakie trudności z budową państwa są
złączone - tu w krótkości przedstawione, bo nie uwzględniano, iż wojna
wniosła fermenty w życie społeczne i państwowe wszędzie, nie tylko u
nas. Przypomina się dawne powiedzenie: nie od razu Polskę zbudowano.
Nie powinno to być jednak wymówką w rzetelnej, wytężonej pracy. Bo tę
Polskę nie od razu się zbuduje - ale trzeba budować ją jak najszybciej.
I możemy też już po tych kilku latach istnienia państwa z dumą wskazywać,
żeśmy niejedno zrobili. A miast narzekać - niech każdy w miarę sił pracuje
nad tym, by - sam dając przykład - innych uczył, co to jest własne państwo,
co ono dla Polski warte i jakie wobec tego państwa wszystkich obowiązki.