Pisma
t. III, 1872 Berlin, Kraków
I.
List
otwarty
do
Wydawcy
Przeglądu Poznańskiego
O
stanowisku kapłana względem sprawy narodowej polityki
Kochany
Przyjacielu!
Pytasz o moje zdanie w rzeczy tak śliskiej, a tak
ważnej i codziennego zastosowania: jakie jest właściwe, stanowisko kapłana
względem sprawy narodowej a polityki? Jeżeli kiedy, to w tych naszych
czasach, gdy wszystkie zasady podważone, prawdy w umysłach zaciemnione, i te
same umysły zwichnięte, gdy w sercach namiętności rozburzone; kościół jest
powołany i jedynie zdolny zbawić znów ludzkość, jeżeli jeszcze zbawioną być
może, to jest zechce się dać zbawić, jeżeli środków do tego niezbędnych
szczerze i odważnie się chwyci. O tym wątpi wielu światlejszych i
pobożniejszych ode mnie; ja dzięki Bogu jeszcze nie zwątpiłem, i po okropnej
chłoście, spodziewam się upamiętania i odrodzenia Europy, a w szczególności
naszej Polski.
Ojczyzna nasza żyjąc od początku oświatą Zachodu
która się psuje gdy inna obiecywana jeszcze nie weszła, przyjmuje dziś jej
rozczyn. W skutek podziału kraju odbiera nadto wychowanie w obcych językach, w
obcym sobie duchu z rąk macoszych i podejrzanych, i przeto nieraz
odepchnie co by było do wzięcia, przyjmie co by odrzucić wypadało. Dodać do
tego żal gorzki w duszy, gorączkę ze zbytku cierpienia, pobicie ducha z
chybionych wysileń; a w następstwie częsty zawrót głowy. Ważna tedy dla nas,
arcyważna, aby kapłani mający być podług słów Zbawiciela światłem świata, szli
jak kolumna ognista przed Izraelem w pustyni, jak latarnia morska świecili
narodowi pasującemu się ze zewnętrzną i wewnętrzną burzą, aby byli solę
ziemi, zaprawą chroniącą naród od rozkładania się i zepsucia, a sami zwietrzeni
nie pomnażali tego rozkładu, dodając zgorszenie złego przykładu. —
Pojmujesz, kochany przyjacielu, iż z obawą nie ludzką, ale w sumieniu
przystępuję do rozbierania podobnego przedmiotu. Co mię ośmiela i upoważnia po
części, to chęć szczera i czysta podzielenia się z młodszą bracią, osobistym
doświadczeniem. Świeckim będąc żyłem w atmosferze politycznej, dostąpiwszy
kapłaństwa, tą samą atmosferą zewsząd ciśnięty, musiałem i muszę jeszcze od lat
wielu nowych moich obowiązków dopełniać. Musiałem i muszę opowiadać przyszłe
życie braciom na wygnaniu gorąco tęskniącym za ziemską ojczyzną, sam tej
tęsknoty niewolny. Pozwolił mi też Najwyższy świeżo zajrzeć, jak się też rzeczy
boże i nieboże święcą w ojczyźnie, a w szczególności pod panowaniem niemieckim.
Otóż przynoszę owoc moich postrzeżeń i doświadczenia, otwieram sumienie, jakiem
sobie w tej mierze utworzył; nie dając się za nieomylnego i zostawiając każdemu
kapłanowi dobrej woli, by przyjął to i tyle, co i ile za słuszne i trafne
osądzi. Sądzę, że w każdym razie chętniej wysłuchają jednego ze swoich, jak
mistrzów świeckich często nie umiejących pacierza, a wdających się z dziwnym
bezpieczeństwem i dziwniejszą jeszcze powagą w nauczanie kapłanów, co i jak
mają czynić, a czego niechać.
Zaiste, jest za co dziękować Bogu, iż u nas
stosunek między kapłanem a społeczeństwem nie jest jeszcze tak zimny i suchy
jak w krajach, przez które przeszły i w których bezbożne rewolucje się udały,
jak np. we Francji, gdzie kałuża krwi męczeńskiej, choć już skrzepłej,
świątynię od świata mimowolnym u wielu wstrętem oddziela. Dziękować Bogu, iż u
nas dziś jak dawniej wszędzie prawie kapłan jest pożądanym w rodzinie, że w każdym
ważniejszym wypadku narodowym lud głównie swą ufność w kapłanach pokłada, ich
do posług publicznych nagli, na wysłanników i zastępców swoich wybiera; jak to
widzieliśmy zeszłego roku w Poznańskiem, Krakowie, nawet Galicji. Pocieszające
to zapewne, ale ma swoje niedogodnoście i niebezpieczeństwa.
A naprzód: na całej przestrzeni ziemi polskiej nie
ma zbytku kapłanów, powszechnie nie ma ich dosyć do posług czysto duchownych, w
wielu miejscach jak w samem Księstwie straszny niedostatek. Podziwiałem ich
pracowitość i gorliwość, w niedzielę i święta, w dwóch czasem i trzech
miejscach, o godzinę i dwie odległych, sprawujących z kolei służbę bożą, A lud
poczciwy i wdzięczny, własnego dobra duchownego niepomny, posługami
obywatelskimi pasterzy swoich nadto obarcza. W takim położeniu rzeczy, nie
sądzę by ich zawsze odmawiać wypadało, ale życzyłbym, aby się tylko w razie
ważnej i nagłej potrzeby podejmowali i co rychlej starali się zastąpić mężami
świeckimi pewnych zasad. I tak np. z rozkoszą i podwójną dumą Polaka i kapłana,
czytałem wymowne głosy ks. Janiszewskiego w Frankfurcie i Berlinie miane, a
przecie radbym go widział na czele seminarium poznańskiego, gdzie by nie do
rozmyślnie głuchych mówił i sposobił krajowi zdolnych, gorliwych kapłanów,
których ciągły ubytek, upadkiem samej religii w tej prowincji grozi. Gdyby
wszystkie posady duchowne dobrze były obsadzone, niechby księża i w izbach
siedzieli, zwłaszcza zdolni i wymowni; bo opuszczać parafią dla słuchania
niemieckiego kazania i wotowania tylko, doprawdy że nie warto.
Drugie niebezpieczeństwo grożące kapłanom przy
zajęciach politycznych, jest osłabienie i utrata ducha kapłańskiego. Wychowanie
duchownych u nas pod rządami niekatolickimi lub licho katolickimi nie jest zbyt
silne; pracy około dusz jest tyle, że mało czasu zostaje na naukę i modlitwę.
Kapłan jest jak matka karmiąca, która musi się wciąż pożywną strawą posilać,
aby miała czym poić dziecko; jeżeli czytania rzeczy duchownych i rozmyślania
zaniedba, słowo jego będzie bez treści, bez namaszczenia, bez siły; dźwięk
brzmiący albo i niebrzmiący, a zawsze nieporuszający; światło niedostateczne
lub jaskrawe i rażące, w każdym razie nie grzejące serc. Jeżeli do tych zajęć,
a w Polsce nadto gospodarskich, raportów do władz bez końca, przyjdą jeszcze rady
i sejmiki; jak ksiądz na wszystko czas znajdzie? jak ducha w skupieniu utrzyma
? A że nie ma ku temu obiecanej szczególnej łaski od Boga, owszem ewangelia i
kanony wzbraniają mu mieszania się do rzeczy świeckich; tracąc ducha swego
stanu, przy żyłce ludzkiej, a w szczególności polskiej do zajęć politycznych
ciągnącej, niestety! ksiądz mimowolnie prawie i nie postrzegając się, poświęci
zajęcia swoje kapłańskie, w których przez świeckich zastąpionym być nie może,
dla obywatelskich i politycznych.
Co gorsza, idąc dalej kapłan może nadwerężyć
sumienie. W polityce by czego dokazać trzeba zwykle transakcji, ustępowania
sobie co do zasad i osób, koalicji z ludźmi różnego, albo i żadnego
nabożeństwa; czy ksiądz to może czynić zawsze bez niebezpieczeństwa sumienia,
bez zgorszenia wiernych? Słyszałem, iż na wyborach do izb pruskich, ksiądz
jeden dla przeprowadzenia kandydata swego zobowiązał się popierać kandydata
strony przeciwnej mało sobie znanego. — Przemówił nawet za nim, rzecz w
podobnych razach bardzo zwykła i naturalna. — Tymczasem jakiś poczciwy
mieszczanin odzywa się: „a za co to my mamy tego pana wybierać, który na Pana
Boga gazetę pisał." — Większość wyborców stanęła przy mieszczaninie. Czy
wypadki podobne, powtarzając się, nie osłabią zaufania ludu w kapłanach, nie
tylko o ile obywatelach, ale o ile kapłanach? — Dotychczas lud nasz poczciwy
niezdolny rozróżnić dokładnie dwóch tych charakterów w jednej osobie. — Ma
ufność w kapłanie bo mu jest tłumaczem prawa i woli bożej, biskupem, papieżem
prawie i nieomylnym: jeśli o jego omylności kilka razy się przekona, jeśli na
przykład ksiądz mu z ambony zapowiadał, że powstanie się uda, a tu go Niemiec w
więzieniu piętnuje i bije, co sobie o dobrodzieju swoim pomyśli? Dzienniczki
dla ludu poznańskie i śląskie, nawet przez księży pisane, niezmiernie podnosiły
jenerała Bema jako rycerza prawdziwie chrześcijańskiego; dziś kiedy lud ten wie
łub posłyszy, że się Bem zbisurmanił, jakie to na nim zrobi wrażenie? Lękać się
trzeba, by tak nie stracił ufności w pasterzach swoich, jak to w wielu
częściach Galicji już się widzieć daje. — W tej nieszczęśliwej prowincji,
podług prawodawstwa józefińskiego rządzonej, ksiądz jest duchownym komisarzem
policji.— Wielu kapłanów szczególniej młodszych, oburzonych takim skrzywieniem
swego świętego powołania, chwyciło się gorąco przez opozycją patriotyzmu,
czerpiąc niestety pobudki w zatrutych źródłach, i nadstawiając ucha
niebezpiecznym doradcom. — Po rewolucji wiedeńskiej, korzystając z wolności
słowa, zamiast wstrząsnąć silnie skrzywione sumienie tego grubego i obłąkanego
ludu, zamiast pojednać go naprzód z Bogiem i z pokrzywdzonymi, zaczęli w wielu
miejscach do rewolucji nawracać. — I cóż się stało? oto że chłopi głośno
przerywali mówiącemu pasterzowi, albo też hurmą z kościoła wychodzili. — Tak,
rzecz niesłychana, księża sami przez źle zrozumiany patriotyzm (boć im
niezawodnie o Polskę chodziło) ludzi z świątyni pańskiej wyganiali; a biada
narodowi, gdzie lud się raz odzwyczai kościoła, jak na przykład we Franci; wiek
krwawej pracy nie zawsze go na powrót sprowadzi.
Do takich rezultatów przychodzą lub przyjść mogą
księża, nadstawiając ucha politykom naszym bez Boga, dla których nic świętego.
— Wszystkiego oni nadużyją i zużyją; relikwiarz pochwycą z ołtarza byle mieć
jeden nabój więcej na nieprzyjaciela. — Przykładem, słowem i pismem robili oni
i robią co mogą aby wiarę w ludzie osłabić; ale widząc, że jeszcze nie wskórali
zupełnie, że lud więcej księży jak kogo innego słucha, do nich się obracają i
przez nich na lud w myśl swoją starają się działać. — Piszą im nawet kazania,
okólniki centralizacji, tu i ówdzie wykrzywionymi tekstami ewangelii szpikując;
i byli niestety księża, którzy je deklamowali, krucyfiksem wywijając, a dowodząc,
że Chrystus był demokratą; szczęśliwi, że ten co kazanie pisał później
mówiącego pochwalił. — Tak przed zdziwionym i zgorszonym ludem kapłan się nie
wahał Stwórcy wszech rzeczy i Odkupicielowi wszystkich, miano namiętnego
stronnictwa przypiąć, a to wszystko w imię patriotyzmu! O mili choć złudzeni
współbracia! postrzeżcie się dla Boga! Ludzie, którzy dobrej waszej wiary tak
nadużywają, nie wierzą w Chrystusa. — Posługując się wami, gniewają się w
duchu, że tyle jeszcze wpływu na lud macie; dopiąwszy swego pracować będą
całymi siłami nie przebierając w środkach, jak to czynią od dawna we Franci, by
wam wszelki wpływ na umysły i serca ludu odebrać.
Nareszcie nie jest kapłan wolny od namiętności. —
Jeżeli natury szlachetniejszej, a zbieraniu grosza i wygodom zmysłowym się nie odda, tym przystępniejszy będzie
dumie.— Niech się tylko zbytecznie, nieroztropnie i z upodobaniem wda w
polityczne działania, koniecznie prawie przejmie ducha i namiętności
stronnicze, bez których się w polityce nie obyć. Jakże ksiądz dopełni powołania
swego Boskiego, zastępstwa Chrystusowego, jak będzie aniołem pojednania śród
zwaśnionych, gdzie znajdzie spokój duszy, bezstronność i miłość dla wszystkich?
Niestety może przyjść do tego co się stało w wojnie domowej Ogińskich z
Sapiehami w 18-stym wieku: iż kapłan jednego stronnictwa, zwyciężonego przeciwnika
w niebezpieczeństwie życia o rozgrzeszenie proszącego, w policzek uderzył. Tak
daleko może namiętność polityczna kapłana zaprowadzić! Dosyć smutnych
napatrzyliśmy się obrazów żyjących: kapłan się bratać będzie z bezbożnikami i
rozpustniki byle swoich mniemań, a bogobojnych i przykładnych ludzi mniemań
przeciwnych, językiem prywatnie i publicznie szczypać.
To są zapewne nadużycia dowodzące wprawdzie
niebezpieczeństwa, ale nie wykluczające jeszcze zupełnie kapłana od brania
udziału w sprawie narodowej, i mieszania się niekiedy i w pewnej mierze do
polityki. — O tym mi z większą jeszcze oględnością mówić przychodzi.
Bóg jest najwyższym ładem i w ładzie tylko sobie
podoba; kogo miłościwie wybierze do kapłaństwa, chce aby był kapłanem przede
wszystkim. — Świat dzisiejszy wyszedł z ładu bożego, dlatego w nieładzie się
kocha; chce aby każdy był do wszystkiego, a zatem właściwie do niczego.—
Wszyscy wszystkich zapędzają do służby narodowej, a nie baczą i nie pilą, by
każdy w jakimkolwiek obranym stanie urzędzie, sztuce, rzemiośle był doskonały,
i tak nie czczą gawędą i marzeniem, ale uczynkami miłości swojej ku krajowi
dowodził. — Że świeccy wdają się w nieswoje rzeczy, to smutna; ale, że księdza
odciągają od jego obowiązków a ciągną do zajęć bez zajęcia, do których pełno
ochotników, braci trutni, to najsmutniejsza; rozmyślny nieprzyjaciel religii
inaczej by sobie nie poczynał. — W skutek tego nieładu pojęć i lenistwa; o
wszelką pomoc doczesną, o polecenia, zachody, napastują księdza, choć już
apostołowie na to diakonów postanowili, aby sami tylko modlitwy i słowa
bożego pilnowali. Zajmują mu wiele czasu chcąc go mieć uczestnikiem swoich
zabaw, a na dobitkę jeszcze ciągną na sejmiki, a klubowe gawędy.— Otóż ksiądz
powinien tym się zajmować do czego go Chrystus Pan postanowił, czym się
Apostołowie trudnili. — Jest tedy naprzód człowiekiem modlitwy, ofiarnikiem,
pośrednikiem między Bogiem a ludem, mającym się modlić za grzechy własne i
ludu; dziękować, chwalić Najwyższego, i prosić o wszelkie błogosławieństwo
doczesne i duchowne z góry pochodzące, a którego się tylko modlitwą dostaje. —
Szczęśliwy naród, który ma wiele kapłanów, czyste dłonie i gorące serca
ustawicznie do Boga podnoszących! wiele oni złego od narodu odwrócą, wiele nań
błogosławieństw ściągną; i przeciwnie, nieszczęśliwy naród w którym duch
modlitwy w kapłaństwie ustanie. — Dalej mają księża jako rozdawnicy tajemnic
Chrystusowych i pomocnicy jego kształcić sumienia. — O jakie pole dla
kapłana w konfesjonale, nie na odpustach tylko przy natłoku, z pośpiechem z
grubego obmywać dusze; ale spokojnie, powoli tępić w nich wszelkie złe,
wszystkie wady osobiste i publiczne osłabiające nasze społeczeństwo, krzewiąc
natomiast wszelkie cnoty; a cnotami stoją rodziny i narody. — Każda dusza
ukształcona, rozwinięta dla Boga, jest zarazem drogim nabytkiem dla narodu.
Gdyby kapłani nasi, jak zaczęli zbawiennie wytępiać pijaństwo w ludzie,
wytępili zbytek, miękkość, rozpustę i te nieszczęsne, przeklęte rozwody w
klasach wyższych; gdyby wytępili próżniactwo, niestaranność, nieład,
niestałość, niekarność we wszystkich; zaprawdę uweselając niebo odrodziliby
polskie społeczeństwo. — Tego doprawdy przez dzienniki i sejmiki nie dokażą,
ale przez gorliwe, światłe opowiadanie słowa bożego i udzielanie Sakramentów
świętych. — Jeżeli położenie kraju jest takie, iż bez ściągnienia
prześladowania ze strony rządu, może kaznodzieja wspominać wypadki narodowe
pociągające lud do miłości kościoła i ojczyzny, niech to czyni, i owszem; ale
zawsze trzeźwo, pod miarą i wagą świątyni. — Pod rządem rosyjskim znowu winni
wszelkich aluzji patriotycznych się wystrzegać, by dogadzając rozdrażnionemu
uczuciu niektórych, nie odjęli sobie możności służenia wielu na własnej ziemi.
— Iluż kapłanów z podobnego powodu musiało się puścić na niepłodne wygnanie.
Podobnie winni kapłani, gdzie tylko mogą i o ile
tylko mogą, pracować nad oświatą ludu, pilnować szkół i szkółek, a ucząc
religii i wiadomości pożytecznych, wpajać cnoty rodzinne i społeczne, z
ostrożnością znowu, jaką położenie polityczne kraju, stopień oświaty ludu i
samo sumienie kapłańskie nakazuje. — Mogą też i winni podług zdolności
przykładać się piórem do rozszerzania oświaty, pisząc księgi religijne,
obyczajowe, elementarne, i wszelkie użytecznej a poważnej treści; być nawet
przewodnikami ludu w rolnictwie i dawać rady higieny. — Mają nareszcie nie
ustawać w dobrych uczynkach nawiedzając chorych, smutnych, potrzebujących,
zakładając lub dozorując szpitale itd. Tak ksiądz będzie prawdziwie człowiekiem
narodowym, ale po kapłańsku, po bożemu. Samo przywiązanie do kraju jak do
rodziny, jest każdemu wrodzone, i przeto bez zasługi; jak każdy w swój sposób,
tak ksiądz powinien je użytecznym uczynić, zapłodnić i uświęcić. Ma. rodzinę,
powinien ją kochać, w razie potrzeby podług możności wspierać; ale ani czasu
należnego posłudze bliźnich na czułostki, ani grosza biednych na ich wygody
obracać. — Podobnie względem narodu; może i powinien być człowiekiem narodowym,
ale przede wszystkim człowiekiem nadprzyrodzonym, kapłanem, apostołem; a im się
więcej stąd okroi korzyści narodowi, tym lepiej, a okroi się tym więcej, im
będzie lepszym i gorliwszym kapłanem.
Zakres księdza w polityce czynnej jest daleko
ciaśniejszy. — Nie mówię o wypadkach nadzwyczajnych, które z jednej strony
politycznymi się wydają, choć głównie były religijne, jak na przykład: gdy z
wyższego natchnienia Piotr pustelnik i św. Bernard wojnę krzyżową opowiadali, a
św. Jan z Kapistranu Magyarów ze Słowiany przeciw Turkom prowadził. — I dziś w
wojnie sprawiedliwej kapłani towarzyszą rycerzom, zagrzewają ich do boju,
rannym służą, umierających z Bogiem jednają; ale gdyby ksiądz chciał poświęconą
dłonią broń przeciw nieprzyjacielowi nosić, grzech by to był i obrzydliwość. —
Zwykle do tego kwapią się księża brak ducha kapłańskiego i obyczajów podobnym patriotyzmem
pokryć chcący; mnisi, którzy przed wojskiem lub głodem do klasztoru wpadli, a
przy sposobności do obozu uciekają: tak tam potrzebni i na swoim miejscu, jak
niewiasty. Nie mówię o potrzebach chwilowych, jak na przykład w roku zeszłym,
gdy lud niektórych kapłanów w deputacjach do Berlina lub Wiednia posyłał, do
komitetów dla utrzymania bezpieczeństwa publicznego zapraszał. W takich
wypadkach przyjąć się godzi i często jest ścisłym obowiązkiem. — Nie przesądzam
z daleka i chętnie przypuszczani, iż dla dobra ludu, dopóki nie nabędzie
odpowiedniej nowym instytucjom oświaty i doświadczenia, księża winni (jak w
Poznańskiem do Ligi) do rad gminnych lub miejskich zaproszeni należeć; ale jak
skoro potrzeba ścisła ustała lub ustanie, mają kapłani z wielką ochotą od
takich obowiązków się usuwać, by każdy widział, że z poświęcenia a nie z
upodobania do nich się wzięli. —Do izby francuskiej 1848 roku kilkunastu
biskupów i księży wybrano. Siedzieli tam dla pilnowania kwestii religijnej ;
ale już wtenczas niektórzy się usunęli, jak na przykład sławny kaznodzieja
ojciec Lacordaire, dla niezaniedbywania obowiązków kapłańskich i
nienadwerężenia sumienia.— W r. 1849 już ledwo kilku wybór przyjęło, a między
innymi uczony biskup z Langres i to po zasiągnięciu rady, na rozkaz wyraźny
Ojca świętego. To są wyjątki czasowe i miejscowe. Ogólnie mówiąc, położenie i
stan duchowieństwa w społeczeństwie i polityce jaki był w średnich wiekach, w
skutek przywilejów przez ludy same ofiarowanych i przyznanych, w skutek
wielkich posiadłości duchownych i szczelnego spojenia kościoła i stanu,
przeszedł i przeszedł niepowrotnie. — Tym lepiej dla kościoła, nie wiem, czy tym
lepiej dla społeczeństwa; ale w każdym razie nie ma co o powrocie takiego stanu
rzeczy myśleć, i wypada nawet pozorów ku temu unikać. Biskupi nie siedzą już po
senatach, ani księża po trybunałach, i nie życzą sobie tych zaszczytów. —
Niemniej przeto zostaje kapłanom cała polityka teoretyczna, o ile jest
umiejętnością, cała filozofia religijna polityki, częścią integralną teologii
będącą. Zakon boży nie tylko obowiązuje jednostki, ale i społeczeństwa; nie
tylko ludzi prywatnych, ale i publicznych. — Umiejętność tedy polityki ma
posiadać ksiądz, bo nieraz jako spowiednik musi oświecić człowieka publicznego
bijącego się z swoim sumieniem; nieraz jako kaznodzieja musi powstać na grzechy
publiczne i polityczne. — Ma się, mówi Skarga, mieszać ksiądz do polityki nie
by się nią bawił i w niej sobie podobał, ale by grzech z polityki wypędzał. —
Tego właśnie politycy niereligijni nie lubią, i ile razy księdza do swojej
polityki jak służalca nie zaprzęgą, wołają: „po co się ksiądz miesza do
polityki?" — Otóż ksiądz nie mieszając się do polityki dziennej, ulicznej, nie mieszając się
do stronnictw, powinien z bezstronnością odwieczne zasady przez Boga
społeczeństwu wytknięto wyznawać i bronić.
Niezłomny przy zasadach Bożych, niech będzie
łagodnym względem obłąkanych, by im, upamiętanym, przystępu do siebie nie
zagradzał.
Takie jest moje widzenie w tej rzeczy; pamiętam, iż
w zdaniu sprawy twoim, o wypadkach poznańskich powiedziałeś: Ksiądz po kilku
schodkach do ołtarza przystępuje, bo chodzi jak lud po ziemi, jednak wyżej od
ludu, ku Bogu stoi. — Istotnie ksiądz jest synem ojczyzny, jest obywatelem,
jest człowiekiem narodu, ale wyżej od ludu i bliżej Boga stać powinien, którego
służbie przede wszystkim ma się poświęcać. — Nie trzymając miejsca swojego,
łatwo ksiądz zejdzie na tuzinkowego polityka, łatwo się wda w złe towarzystwo,
może jak Lamennais kościół zgorszyć i wiarę stracić; a w każdym razie pozbawić
społeczeństwo niezmiernie ważnych, najważniejszych posług jakie w zawodzie
kapłańskim oddać mu może. — Oby duchowieństwo nasze, tak patriotyczne, znalazło
tę miarę, już ogólną, jużto położeniu różnych części starej naszej ojczyzny odpowiednią;
a nigdy chwały Bogu należnej i korzyści dusz nie zaniedbując, święcie i płodnie
działało na korzyść narodu, który dziś tyle jego potu apostolskiego potrzebuje.
Pisałem w Paryżu, d. 20. Listopada 1849.