Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Ignacemu Czumie
Ignacy Czuma - Wolność narodu w państwie
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 2164 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

"Prąd", 1939, nr IV, s. 220 - 238

 

Temat, który należy omówić dzieli się na dwie części, wymagające osobnego oświetlenia. Najpierw mamy na uwadze naród, który posiada swe własne państwo, po wtóre mamy na uwadze naród, który nie posiada własnego państwa. Każda z tych części godna jest odrębnego omówienia, a że takie rozstrząsanie zajęłoby zbyt wiele czasu, jak na to pozwalają możliwości jednego odczytu, przeto rezygnuję z rozważań nad drugim stosunkiem. Zajmę się tedy wyłącznie stosunkiem narodu posiadającego własne państwo. Czynię zaś to nie tylko z tego powodu, że czas nie pozwoliłby traktować dwóch tych części razem, ale dlatego, że Polska jako naród ma swoje państwo, z którym pojęciowo stopniowo się dopiero zrasta i oswaja. Wyrabia sobie powoli elementy stosunku swego narodu do swego państwa, szuka rozwiązań tego stosunku najlepszych. Czy ma się martwić tym, że to dopiero się urabia i tworzy? Bynajmniej! Wszak przeszedł naród polski do własnego państwa ze stosunku swej zależności od obcego państwa, naród najpełniej dojrzały do własnej państwowości, naród jak najniesprawiedliwej wkuty do rydwanu nie tylko obcego, wrogiego, ale obcych i wrogich trzech państw, łamiących kardynalne prawa narodu moralne, polityczne, materialne. Przejście narodu polskiego z jarzma do własnego państwowego bytu, wśród nawet największej świadomości narodowej i żywej tradycji państwowej, wprowadziło pewne przeszkody i opory w ukształtowanie się stosunku naród a państwo. Po wtóre działał i działa i jeszcze działać będzie, prawdopodobnie jakiś czas, inny wzgląd. Oto ustalenie tytułów prawa dla narodu i tytułów prawa dla państwa ulega przeobrażeniom i to dość głębokim we współczesnym świecie cywilizowanym. Co więcej, idzie już nie tylko o rozmiary tytułów ale wręcz o ich przedmiot, o ujęcie zasadnicze treści tego, co jest narodem i treści tego, co jest państwem. Nie łudźmy się, że to w pewnej chwili ustali się raz na zawsze, ale mamy słuszny powód przypuszczać, iż po okresie obecnych wstrząsów nastąpi względny stopień uspokojenia i ustabilizowania.

Oto dlaczego poszukiwanie określeń stosunku "naród a państwo" w jego jednej tylko płaszczyźnie, choć trudnej i zawiłej, jak wolność narodu w państwie, wydaje się dziś szczególnie zachęcającym, powiem więcej, koniecznym.

 

Tak jak mówimy o granicach wolności narodu w państwie, tak musimy mówić o granicach wolności państwa w narodzie. Chcę położyć nacisk na to, iż najpierw zarówno naród, jak państwo, są społecznościami, że dalej, szersza, mocniejsza organicznie całość, jaką jest państwo, nie pochłania innych społeczności, ale je obejmuje i przenika, jak one z kolei przenikają sobą państwo. Co się tyczy pierwszej kwestii, to wysuwa się pogląd, iż państwo jest tylko formą narodu, jego ramieniem, jego narzędziem. W rzeczy samej państwo jest społecznością o własnej treści, o własnych tytułach, podobnie jak społecznością jest naród. Rozumiemy dobrze, iż w poglądzie o państwie jako tylko narzędziu i formie narodu mieści się obawa, iż mogą rozejść się drogi moralne narodu i państwa, że siła i moc duchowa narodu może być
zahamowana czy spaczona przez państwo, jako odrębną społeczność, z odrębnymi tytułami i prawami moralnymi. Rzecz domaga
się wyjaśnienia. Dam je bardzo krótkie, boć inaczej nie można
w tym ograniczonym czasie.

I na tworzenie narodu gromadziły się długo siły i wartości różnych źródeł, szły one od człowieka, bo zawsze od niego idą przez jego małą społeczność rodzinną, przez rody, przez ich związanie w gminach, w plemieniu itd. Państwo jest narzędziem narodu, może nie ściśle tak, jak przytoczę, ale w pewnych granicach analogii, podobnie zatem jak narzędziem rodów stało się plemię a narzędziem plemienia - naród. Czy zwichnęły się na tej drodze powstania szerszych organizacyjnie, przestrzennie i czasowo społeczności, moce i wartości duchowe człowieka, rodziny gminy itd.? Przeciwnie, te moce i wartości spotęgowały się, wzrosły. Gdyż odczuwamy to dobrze, iż ten pęd ku formowaniu coraz to potężniejszych społeczności leży w najgłębszej swojej przyczynie w interesie mniejszych skupień, by powstały większe. To się odbywało nie przeciw nim, ale przez nich i dla nich. Że odbywało się przez nich, wydawać by się mogło, że społeczność budząca nową społeczność szerszą robi to dla siebie, jako nowe narzędzie życia i rozmachu, jako swój nowy instrument, środek, formę zatem. W istocie swojej tak też jest, o ile chodzi o przyczynę i kierunek tego procesu. W drugim akcie "Wyzwolenia" Konrad z siłą przytwierdza: "Wszak każdy naród co innego niż państwo. Naród ma jedynie prawo być, jako państwo. A państwo zaś jest w stanie pomieścić wszystkich, jakichkolwiek, we wspólnej gminie". A przecież choć tak jest często, jako łańcuch przyczyn i skutków, to co się wyłania, zdobywa jednak własne życie, własne tytuły, własną treść, zatem staje się społecznością o treści i formie, a nie instrumentem tylko i formą innej społeczności. Gdy rodziny wiązały się w rody, rody nie były tylko instrumentem rodzin, jak gminy rodów, jak plemię dla gmin, jak naród dla plemion, jak dziś państwo dla narodu. Natomiast trzeba to podkreślić, iż w tej hierarchii społeczności, jedna nić jest wspólna i musi pozostać wspólna, to jest wewnętrzne moralne prawo ciągłości i organiczności celów i dróg życiowych w swym najgłębszym, najistotniejszym nurcie. Cóż byśmy powiedzieli, gdyby naród rozbił rodzinę, gdyby państwo rozbijało naród, który będąc społecznością wytwarzającą państwo, przekazuje państwu tę nić do dalszego rozwijania, jak rodziny przekazały przez rody, gminy, plemiona narodowi? Cały ten zrastający się organicznie łańcuch społeczności cechuje to, iż nie ma całkowitej swobody w przybraniu przez każdą tę społeczność innych moralnie dróg, innych moralnie celów, przeciwnych, przeciwstawnych sobie, wrogich. Przecież dlatego naród wywalcza nową społeczność tj. państwo, by jego duchowe drogi znalazły swój rozwój i rozkwit, a nie odwrotnie, podobnież, jak rodziny ród, jak rody gminy itd.

Państwo, które chce swój naród pochłonąć, zetrzeć, umniejszyć w jego duchowych czy innych drogach i celach, wypacza swoją moralną treść, wykrzywia swe kontury, pracuje na swą zgubę, na swą katastrofę, w której zanurzy się samo, w której zanurzy swój naród, w której zanurzy swe stany, swe rodziny, swe jednostki.

Taki to między nimi sojusz i pokrewieństwo na śmierć i życie. Szczególnie to może być niebezpiecznym w fazie wyrabiania się treści państwa po okresie jego nieobecności, jak w Polsce. Siłą motoryczną, siłą budzącą, roztwierającą nowe horyzonty pozostaje, u nas szczególnie, ale i gdzie indziej, choć może mniej, naród. I dobrze, i bardzo dobrze, że tak jest. Naród polski, jako społeczność, w okresie nieobecności swego własnego państwa, stawał się nie tylko pełnym, jeśli można tak się wyrazić, przelewającym się po brzegi swej treści narodem, ale skutkiem braku swego państwa wytwarzać musiał jego ułamkowe instytucje, jego częściowe namiastki (zbrojne siły tworzone w okresie niewoli, instytucje oświatowe, centra prowadzące jakby wewnętrzną i zagraniczną politykę Polski itd.). Te siły i tęsknoty gromadziły się jak wielkie pospolite ruszenie, ożywione jedną wspólną myślą, wyczarowania walką upartą, wytrwałą i wszechstronną własnego państwa, rewindykowania go. Tęsknotom tym, tej płomiennej woli dawały wyraz nasza wiara, nasza mowa i nasze obyczaje, nasza poezja i nasza polityka, nasze siły gospodarcze, nasza nauka, nasza sztuka itd. W akcie III "Wyzwolenia" woła Konrad: "Na wrotach grobu staję. Państwo zdobyłem swoje, sława narodzie, sława".

Otóż ta bogata treść narodu polskiego wniesiona do naszego państwa stanowi bezcenny skarb w tworzeniu tegoż zrębów i fundamentów. Ta bogata i żywa treść staje się podnietą i fermentem tworzącym dla państwa. Dlatego nie trzeba jej umniejszać, rzekomo w imię interesów państwa, które nie dość jeszcze głęboko wraziło się w świadomość naszą, nie dość jeszcze głęboko przyswoiło sobie pojęcia nasze i nasze myślenie. Jeśli zatem prawdą jest, że naród dla swego państwa jest potężną dźwignią i potężną przekładnią i potężnym ogniskiem sił, to po stokroć prawdą jest, że w warunkach Polski jego rola i jego misja jest tym potężniejsza i płodniejsza. Zanim współczesne państwo z tego chaosu przeciwieństw i rozterek jego koncepcji, jego wizji, wyłoni się w kształtach ludzkich, godnych i zacnych, rzeczywistość duchowych sił, kierunków i wartości, jaką nosi w swojej treści naród polski, zapładnia duchowe moce państwa polskiego, chroni je od wynaturzenia i załamań. Ale w parze z tym winno iść tworzenie nowych miejsc w naszej świadomości, w naszych pojęciach, w naszej skali celów i obowiązków, dla państwa, jako samoistnej, pełnoprawnej moralnie i bytowo społeczności, nie formy tylko, czy narzędzia. W układzie między organicznie rozrastającymi się i powiązanymi społecznościami, jak rodziny polskie, stany i zawody polskie, naród polski, państwo polskie, wzajemne ich przenikanie nie ma charakteru całkowitego wchłonięcia czy bezwzględnego podporządkowania. Przeciwnie, kierunki woli, kierunki życia tych społeczności, jak już podkreśliłem, ustalają się koło wspólnej duchowej osi celów i środków. Jakkolwiek te społeczności są zhierarchizowane i skoncentrowane w swej budowie, jakkolwiek najpełniejsza z nich, państwo, z racji swych szerszych zadań, ma szersze prawa, przecież one mają swój autonomiczny obręb życia i celów. Pełniejsze treściowo państwo, to pełniejszy treściowo zespół stopniowo ukształtowanych i rozwijających się społeczności o mniejszym rozmiarem i organizacją zasięgu. Gdy mówimy, że rodziny, gminy, zawody są podporządkowane państwu, chcemy przez to powiedzieć, że linia wewnętrznego ich między sobą związku doprowadzona do państwa, ma w nim swego, z tego właśnie krańcowego punktu zlokalizowania, moc regulującą, porządkującą i kierowniczą. To nie jest tylko rezultat przewagi organizacyjnej państwa, ile naturalny wymóg istnienia i harmonijnego rozwoju wszystkich w jego obrębie mieszczących się społeczności. Państwo je nie pochłania ale uzupełnia, nimi kieruje, uzgadnia i reguluje. Inaczej być nie może. Państwo nie jest tedy federacją rodzin, gmin, zawodów, ale samoistną i pełną społecznością. Gdyby było federacją społeczności, jego rola byłaby niepełna, ono w istocie byłoby instrumentem i porozumieniem mechanicznym, umową, a nie samodzielną i organiczną całością życiową.

Rozmyślnie pomijam stosunek człowieka pojedynczego do społeczności, z jego dwoistym obliczem indywidualności i osobowości, z jego wielkimi obowiązkami ale i prawami, z jego odrębną wartością w tych stosunkach społeczności. Pomijam nie dlatego, by to było mniej ważne, ale dlatego, że w danym wypadku wysunięcie związków i zależności między społecznościami jest dla danego tylko tematu ważniejsze.

Wszak motorem najistotniejszym jest właśnie człowiek, to on powołuje do życia społeczności, to on staje się ich składem, to on jest ich dźwignią, i on równocześnie przyczyną i głębszym powodem ich bytu przez swą osobowość. To wiązanie czynu człowieka, jego mocy z mocami narodu, zapładniającego państwo, podtrzymujące go, jest aż na zbyt widoczne, by wymagało osobnych przyświadczeń. W odczytach w r. 1924 ("Wpływy Zachodu i Wschodu na Polskę w epoce 1863 r.") wyraził to Piłsudski w słowach następujących: "Narody całe szły milionami (podczas wielkiej wojny) na to, by państwo popierać i od siły narodów, od ich wytrzymałości, od ich wartości - jako człowieka, od ich spółki z państwem prowadzącym wojnę, zależało zwycięstwo". (Pisma t. VIII. s. 87, 88). Cała zagadka wyrastała, tak jak zawsze wyrasta, z sił duchowych człowieka, poprzez siły skupiające narodu, popierającego państwo.

 

"Libertas est unum de maximis bonis quae homini Deus dedit" (św. Tomasz), "est praestantissimum naturae bonum" (Encyklika Leona XIII). Czym jest wolność sama w sobie? Jest możnością, łatwością, zdolnością szukania i stosowania środków, które prowadzą do określonego celu (Encyklika Leona XIII). Gdy środki te są do dyspozycji, gdy wola pożąda celu, który rozumowi podlega, wolność przejawia się. "Tota radix libertatis, ut subiectum, est voluntas, ratio autem ut causa" (św. Tomasz"). Korzeniem wolności jest wola, przyczyną jej rozum. Stąd "posse velle malum, non est libertas, nec pars libertatis". (św. Tomasz). Chcieć źle nie jest ani wolnością, ani nawet jej cząstką. "Wola przez sam fakt, iż zależy od rozumu, gdy pożąda rzeczy, która przeciwna jest prawemu rozumowi, wpada w radykalny błąd, który jest zepsuciem i nadużyciem wolności. Oto dlaczego Bóg jest doskonale wolny" - powiada Leon XIII. W tym znaczeniu wolność staje się szczęściem. Mówi św. Augustyn: "ten jest szczęśliwy, który ma wszystko to co chce, a który chce tego, co jest godziwe". (Cyt. Paulot, L'esprit de sagesse, Paris 1926. s. 235), Pisarz, który cytuje tę myśl św. Augustyna dodaje: "Niestety ludzie przyjmują łatwo pierwszą przesłankę, lecz zapoznają drugą, nie wystarczy zaś pragnąć szczęścia, lecz należy go szukać tam, gdzie ono rzeczywiście jest".

Wolność nie jest zatem możnością czynienia tego, co się tylko chce, lecz tego, co jest godziwe, co wskazuje rozum i na którego wskazówkę decyduje się wola. Wolność jest pędem człowieka do rzeczy rozumnych, do rzeczy wzniosłych i pięknych, w swym najwyższym zaś stopniu do Boga. Pełna wolność zaś to jest świętość, czyli jak to wyraża jeden z filozofów (Maritain) "boski stan swobody". Wolność ludzka suponuje konieczność poddania się normie najwyższej i wiecznej. Najwyższy cel, do którego winna aspirować wolność ludzka, to Bóg. Św. Augustyn wyjaśnia słowa Chrystusa "kto grzeszy jest niewolnikiem grzechu". Spełnia bowiem wolę obcą, nie swego rozumu. "Poznacie Prawdę, a Prawda was oswobodzi, uczyni wolnymi". (Encyklika Leona XIII). "Vos enim fratres in libertatem vocati estis" pisze Galatom św. Paweł. "A po długiem męczeństwie zorzę rozwiodę nad wami, udaruję was, czem aniołów moich obdarzyłem przed wiekami - szczęściem i tem, co obiecałem ludziom na szczycie Golgoty - wolnością". Oto poetycka wizja Z. Krasińskiego w zakończeniu Irydiona, wizja wypowiadająca uroczyście to przełomowe Boskie zdarzenie obdarowania ludzi prawdziwą wolnością dopiero w tajemnicy Męczeństwa Golgoty.

Człowiek tedy nie jest wolnym, gdy chce złego; wtedy staje się niewolnikiem, pełni wolę nie swojego rozumu. Człowiek staje się wolnym przez duszę, przez jej nieśmiertelność, przez jej aspiracje przebiegające tysiącznymi punktami od drobnych aż do najwznioślejszych celów, w ich uporządkowaniu moralnym, w ich związaniu z najwyższym dobrem, z najwyższą wolą, z najwyższą normą tj. Bogiem. Konrad w "Wyzwoleniu" potrąca o te wzniosłe sprawy. "Ja jestem wolny, wolny, wolny. I nie dosięgnie mnie nikt, bo jestem tak daleki, tak niedosięgniony, jak Nieśmiertelność, gdzie śmierć sama przebiega i wielkimi skrzydłami nad światem wieje... Dlaczego wy macie poczucie niewoli i poddania i uległości a ja nie? Dlaczego wy czujecie się poddanymi i w jarzmie a ja nie? Czy wy nie macie duszy?... Czy wy nie macie duszy? Nie wiecie co to jest dusza, siła, która jest tym, czym chce i nie jest tym, czym nie chce? Dusza, która jest nieśmiertelna i pochodzi od Boga" (akt. II). Mamy tutaj kilka kwestii razem występujących. Wolność prawdziwa, to wolność duszy nieśmiertelnej, zależnej od Boga. Brak wolności zewnętrznej, politycznej, niewola polityczna, w jakiej znajdowała się Polska, gdy Wyspiański wkładał te słowa w usta Konrada, choć była groźną i nieszczęsną, przecież nad nią groźniejszą mogła być niewola wewnętrzna, duchowa. Zanim naród polski otrzymał wolność zewnętrzną, polityczną, winien był mieć wolność duchową, wewnętrzną. W gorzkim wyrzucie Konrad tak samo politycznie bez wolności, jak ci do których się zwraca, przecież czuł się wewnętrznie wolny, "dlaczego wy macie poczucie niewoli i poddania i uległości a ja nie? Dlaczego wy się czujecie poddani i w jarzmie a ja nie? Czy wy nie macie duszy?" Chce wyrazić: oto macie duszę, musicie być wewnętrznie wolni, jak i ja, wtedy zewnętrzną, polityczną wolność łatwiej zdobyć i wywalczyć, z zatraceniem zaś wewnętrznej wolności wyraźnie wzrośnie nieprzebyta zapora w zdobyciu politycznej. Oto czego bał się Wyspiański, czego bały się wszystkie wielkie i wszystkie mądre i zacne dusze Polski ówczesnej.

Na pogrzebie Słowackiego na Wawelu padły te głębokie słowa Wielkiego Polaka: "Wojsko, ta prawda siły ramienia, co broni i chroni, co życie dając, życie innym otwiera, co krwią, jak cementem, mości prawdę historii i trwania narodu, znikło w r. 1830. Wtedy zapanowało wahanie na tym skręcie drogi, danym nam przez los. W trosce prawdy siły ramienia, w trosce prawdy nadziei, że ramię się wzmocni, znikły i upadły. I mamy zaraz próby, by miecze, co w podziemiach zasnęły lub tylko echem grają, zastąpić inną siłą, siłą ducha. Gdy miecze się skrzyżują, skry padają. Starano się wykrzesać prawdy duszy, tak silne i mocne, że w pracy skry padały także. Starano się zastąpić prawdy proste, siłę miecza, prawdą siły ducha - tak, by wzmocniwszy ducha, móc trwać w niewoli i móc uzyskać siły, gdy tych sił będzie potrzeba. Była to dziwna praca ówczesnego pokolenia, gdy ręce ludziom mdlały i gdy bojaźń tej prawdy ludzi nikczemniła i ludzi do rozpaczy doprowadzała; starano się zamienić prostą prawdę miecza siłą ducha, który się męczył w trwodze, że sile miecza nie dorówna. Poszły w niebo harfy, gdy miecze pod ziemię się chowały, niszczejąc i rdzewiejąc" (J. Piłsudski - Pisma I. IX. s. 74, 75).

 

Mówiono tu już o "wolności człowieka" jako takiego. Nie będę zatem do tego tematu wracał. Ale muszę dla tej wolności człowieka znaleźć nawiązanie w odniesieniu do wolności tych różnych społeczności, których on jest członkiem.

Wolność nie jest pojęciem prostym, gdy się chce ją odszukać, gdy się chce jej zrobić miejsce w systemie życia człowieka w społecznościach, gdy się chce ją każdorazowo praktycznie i konkretnie dla danego faktu sformułować. O cóż bowiem chodzi?

Gdy rozumiemy przez wolność możność podjęcia przez wolę decyzji i spełnienia celu, który oświetla i aprobuje rozum, celu, w porządku rzeczywistych a nie błędnych czy fałszywych dóbr ludzkich, to ten wielki proces przejawów wolności, aktów wolności człowieka, napotyka na wielki i zahaczający się proces, przejawów wolności innych ludzi, jako jednostek, i aktów wolności tych różnych społeczności, w których ludzie żyją. Nawet, gdyby te wszystkie w ogromnej masie przejawy wolności nie szwankowały co do swojej prawdziwości, gdyby nie były przejawami fałszywej wolności, przecież ogrom tych zetknięć, przecinań się, tworzył by często zatory, przeszkody i powikłania.

A przecież w rzeczywistości możność człowieka wybierania między złem a dobrem, między zatem prawdziwą wolnością a niewolą tj. fałszywą wolnością, warunki podejmowania złego, skutkiem niewiedzy, nieświadomości złego, nie przeczuwania go, są tak potężne i rozgałęzione, iż skomplikowaniu przejawów wolności i z tej strony grozi ogrom powikłań. W tym znaczeniu szukamy miejsca dla sfery wolności pojedynczego człowieka, osobno dla niego jako indywiduum, osobno dla niego jako osoby, osobno sfery wolności dla rodziny, zawodu itd., osobno dla narodu, osobno dla państwa. Ileż możliwości konfliktów daje nam ciągle życie - na ile konfliktów patrzymy, ile przeżywamy! I tych drobnych i tych w olbrzymich wymiarach i postaciach.

Wolność społeczności polega na możności spełniania jej zacnych, godziwych zadań. Wolność narodu zatem wyraża się w możności spełniania jego dobrych zamierzeń. Najpierw chodzi o moralną wolność tj. o wolność tworzenia skarbów duchowych, mocy duchowej, horyzontów duchowych. Największa to i najważniejsza wolność, bez której zanikną stopniowo inne wolności lub ulegną rozkładowi.

Montesquieu w swej znanej książce (O duchu praw, I t. s. 263) daje nam w tym punkcie, dla społeczności zatem i w dziedzinie wolności, niepełne, a przez to spaczone pojęcie wolności. "Wolność" filozoficzna, powiada, polega na wykonywaniu swojej woli, lub przynajmniej (jeśli mamy uwzględnić wszystkie systemy) na przeświadczeniu, że się wykonywa swoją wolę". Byłoby to ujęcie do zaaprobowania, gdyby się dodało, że wykonywanie swojej woli podlega światłu i aprobacie rozumu, który nie może chcieć rzeczy złych. Ile nieszczęść daje społeczności taka formuła wolności; Woluntaryzm polityczny, "dobre, to co chcę" doprowadził do wynaturzenia wolności narodu, wolności państwa, które wsparte o taką zasadę filozoficzną, za największy swój cel wolności upatruje robienie tego co chce, bez oglądania się na to, czy to co się chce, jest dobrem. Ten woluntaryzm polityczny rozgrzeszył od więzów moralnych parlamenty, narody i państwa oddalił od Boga, otworzył na oścież wrota dyktatorom i dyktaturom przejawiającym bez skrupułu wolę robienia tego, co chcą. To wynaturzenie wolności, to jej poniżenie, rzecz prosta, musiało i musi być opłacone czyjąś szkodą. Czyją? Najpierw samej społeczności (narodu lub państwa), innych społeczności (rodziny, zawody), poszczególnego człowieka wreszcie. Kamieniem węgielnym istoty wolności jest to, iż ona otwiera sobie drogę, zrywa się do czynienia swobodnie rzeczy dobrych. W tym zaś mieści się stwierdzenie, iż to, co w istocie swojej i w rzeczywistości jest dobre w narodzie, w państwie, to rzeczywiście dobre jest dla jednostki, dla rodziny, itd. Harmonia wolności człowieka i społeczności realizuje się tylko na tej drodze. Wstawcie zgrzyt - dysonans, a te tryby zazębiających się kółek wolności jednostki i serii społeczności zaczną zaczepiać i łamać się. "Wyświechtane i oklepane słowo wolność", pisze jeden z wielkich współczesnych myślicieli (Förster, Światło Wiekuiste, s. 134). "Zaczynać od "wolności" (tej oklepanej) znaczy zaczynać od przerażającej pomyłki: każdy nasz ruch, każdy odruch od najmniejszego po największy, musi się naprzód nauczyć słuchać, musi umieć nagiąć się do celu najwyższego, inaczej od razu popadamy w moc sił ciemnych". "Ludzie nie przeczuwają, powiada ten sam pisarz w innym miejscu, że tak jednostkę, jak i narody od klęski i zagłady wyratować mogą tylko ci, którzy się za pomocą sił z góry płynących (tj. od Boga) wyzwolą wewnętrznie z nienawiści, pychy, schlebiania tłumom, sobkostwa, z obawy przed ludźmi, z mściwości, z szaleństwa zbiorowości, ci, którzy się wyzwolą z nieuporządkowanej miłości, z partyjnej czułostkowości, z wszelkiego rodzaju zwierzęcości, z wszelkiego rodzaju namiętności cielesnych. Zbawienie człowieka i ludzkości przyjść może tylko z wewnętrznego zwycięstwa, z wewnętrznego wyzwolenia się człowieka. Wszystko inne jest tylko szatańską karykaturą swobody, porządku i pokoju". Zatem mamy znowu potwierdzenie tej oczywistej prawdy. Wolność prawdziwa to wolność robienia tylko dobrego, czy to dla jednostki, czy dla społeczności, dla narodu, dla państwa. "Człowiek urodził się wolnym" woła Rousseau w swej "Umowie społecznej". Bez wątpienia tak, ale wolność to przełamywanie niższych części natury ludzkiej. Wolność człowieka to ciągły pochód i wyzwalanie się od zła. Z goryczą dodaje zaraz Rousseau: "urodzony wolny a wszędzie tkwi w okowach". Cóż to są te okowy? Czy okowy powściągające pierwiastki zła? O nie! To są okowy hamujące w ogóle każdy odruch woli, choćby zły! Nie dziwimy się też, że i Rousseau i Montesquieu stali się ojcami krwawej łaźni francuskiej rewolucji, a dziadami rewolucji marksistowskiej i szaleńczych dyktatur.

l jak uboga cała ta sprawa wolności u Rousseau! Naturalna wolność, to możność czynienia czegokolwiek, choćby złego, umowna wolność, to te więzy, które dobrowolnie człowiek wchodzący do społeczności nakłada na siebie. To już jest gatunek wolności dyskwalifikowanej i za wypowiedzeniem. Gdy tekst umowy zostanie pogwałcony, człowiek i te więzy może zrzucić, odzyskując wolność naturalną. W gruncie rzeczy widzimy, iż wtedy dopiero wpada w najczarniejszą niewolę przemocy i terroru, w objęcia, a raczej w okowy mowy złych, rujnujących.

I znowu przestajemy się dziwić, że na gruncie tak zwichniętego pojęcia wolności powstać mogły tak biedne jej sformułowania. "Prawo konstytucyjne", pisze jeden z epigonów Rousseau'a (Mirkine-Guetzevitch, Les nouvelles tendances du droit constitutionnel, Paris 1931. s. 215) (jako szkielet organizacyjno-filozoficzny dla społeczności państwowej) "ma to wyższe kryterium: wolność polityczna, demokracja!" Jaka dekadencja pojęcia wolności! Cała wolność to wolność polityczna, cała polityczna wolność to demokracja, cała demokracja to republika parlamentarna, to rządy parlamentu. Tyle zostało z wolności! "Oni kochają republikę więcej niż wolność - powiada Guizot, a Stanisław Tarnowski cytując to zdanie (Julian Klaczko s. 194) pisze "więcej niż Francję" można by dodać. "Wolnym jest tylko ten, kto sam o sobie decyduje" (Kelsen, Zagadnienie parlamentaryzmu 1929. s. 22). I znowu milczenie o jakie decyzje chodzi; dobre tylko, czy dobre i złe. Ale wszak w państwie, w narodzie, nie wszyscy decydują o sobie we wszystkich sprawach. Gdzież zaś jest w ogóle inaczej? Cóż w takim razie z tą wolnością? Dostaniemy taką odpowiedź! "Ostateczną racją zasady większości jest to, że skoro nie wszyscy mogą być wolni, to niech przynajmniej wolnych jednostek będzie możliwie najwięcej", (s. 23). Ileż ich ma być? Niewiele! Większość parlamentarna! Trochę za mało - nieprawdaż?

 

Prawdziwa wolność narodu, to wolność od zła, to jak najpełniejsze wyzwolenie w dobrem. Ile jego przejawów, tyle możliwości przejawów wolności. Na czym polega ta całkowita wolność narodu? Rzecz w tym, iż musimy odróżnić drogę do wolności pełnej, tzn. do świętości, od drogi do wolności tak szerokiej, jak ją może dać wolność narodu najwszechstronniejsza. Przytoczę tutaj ujęcie tej różnicy przez już wspomnianego filozofa katolickiego. "Zadaniem społeczności politycznej, pisze, nie jest prowadzenia człowieka do doskonałości duchowej i do pełnej wolności tzn. do świętości, do boskiego stanu swobody, gdyż wówczas żyje człowiek życiem samego Boga. Tymczasem społeczność polityczna przeznaczona jest z natury swej, na skutek celu ziemskiego, który określa jej istotę, do takiego rozwoju warunków życiowych, by ona wiodła ludzkość do takiego poziomu życia materialnego, umysłowego i moralnego, jak to odpowiada dobru i pokojowi całości, by każda jednostka znalazła pozytywną podporę, kiedy stopniowo zdobywa sobie pełnię swego życia odrębnego i wolności duchowej" (J. Maritain, O nową cywilizację chrześcijańską, "Prąd" 1935, nr. V. s. 233). Cóż to znaczy? Naród czy państwo nie dążą bezpośrednio, nie sprawują bezpośrednio misji zdobywania pełnej wolności tj. świętości. Natomiast ich wolność tj. pęd ku czynieniu dobrego w jego przeróżnych postaciach, tworzy "pozytywną podporę", jakby potrzebny stopień w jego składzie moralnym, intelektualnym i materialnym - do sięgania po "wolność pełną" czyli świętość.

Przy tym założeniu różnic (doczesność i wieczność, przyrodzone i nadprzyrodzone, indywiduum i osobowość, to co boskie i to co cesarskie), wolność doczesna, wolność narodu, czy państwa, tworzy całą mozaikę jej objawów i form. Pozostaje zawsze jednak zrąb orientujący i rozstrzygający! Wolność narodu to wolność od zła; wolność od zła, to wolność od tych przejawów życia, które obrażają Boga, Jego prawo, Jego Miłość. A dalej już te najrozmaitsze ścieżki, którymi biegnie to życie ku wolności. By móc stworzyć tę "pozytywną podporę" dla pełnej wolności, czegóż trzeba? Trzeba tego wszystkiego, o co troska się doczesność przez jej wielkie skupiska narodowe, państwowe. Materialny rozwój, umysłowy rozwój, moralny rozwój. Wolność narodu od zła, tworzenie wszechstronne dobra stanowić będzie realizację tych dóbr, w ich hierarchicznej, wewnętrznej wartości. Gdy zdobycie dobra materialnego narazi na utratę dobro moralne, wolność narodu otrzymała cios. Gdy należy bronić niepodległości kraju, wzgląd na utratę dóbr materialnych nie powinien stanowić przeszkody, bo pierwsze jest ważniejsze. Niewolnik powie, tak jak to się dziś czasem słucha, na szczęście nie u nas: "I wojny obronnej nie chcemy". Mówią to niewolnicy! By naród mógł utrzymać i rozwijać wszystkie skarby swej wolności, musi strzec warunku utrzymania tych skarbów. Musi być jak najbardziej moralnie wolny, to znaczy gotów za cenę krwi i mienia, ofiar docześnie nawet ciężkich i strasznych obronić szańce swej wolności. Wtedy trzeba dać może życie, może rany, może majątek, może wolność słowa, druku, zgromadzeń, by rzuciwszy to wszystko na stos ofiarny, obronić ich gwarancję tj. wolność od zła zewnętrznej, politycznej, państwowej niewoli. Nie ma wolności szczegółowych, które by nie szły do szeregu zhierarchizowanego. Wybiera się wtedy to, co ważniejsze, wolność ważniejszą od wolności mniej ważnej. Kiedy i jak się wybiera, to rzecz już konkretnego splotu warunków i wymagań. Przed wolnością godziwego budowania zasobów materialnych - wolność duchowa, moralna, przed wolnością słowa, druku, zrzeszeń - wolność najważniejsza, bo wolność bytu i niepodległości, ponad wolność ustroju republikańskiego - wolność rozkwitu narodu czy państwa w takiej formie, jaka by okazała się konieczną. Jakież tragicznym jest okrzyk tego szaleńca z Sejmu Czteroletniego: "Jestem życzliwym mej Ojczyźnie, jestem prawdziwym Polakiem; gdyby jednak tych kajdan, które zamierzają wrzucić na naród przez sukcesję (tronu) nie można zrzucić inaczej, jak będąc Prusakiem, Moskalem lub Austriakiem, będę nim" (Suchorzewski, cyt. Kalinka Sejm Czteroletni, t. I. s. 466). Na ileż także mniejszych szaleństw patrzymy w życiu, gdy ciasny egoizm czy zatwardziałość poświęcają dobro wyższe na nieporównanie niższe, czasem wręcz zło.

Wolność narodu jest wolnością od zła. Wolność narodu jest syntezą wolności szczegółowych, o ich pierwszeństwie rozstrzyga porządek wartości ludzkich w ogóle, porządek wartości w poszczególnych sytuacjach.

Widzimy narody w wolności materialnej. Te same narody grzęzną w niewoli duchowej. Mają swe granice, swoje wojsko, swoje urządzenia, mają dostatki i moc materialną. A jednak praca serca ich życia tj. duch, wolność duchowa poczyna chorować i zamierać. Ukazuje się rysa na najważniejszym miejscu ich bytu. Zaczyna się rozszerzać i powoli pęka całość. Ileż to narodów poszło w proch i nicość przez utratę wolności duchowej? Ilu narodom ciągle grozi ta najstraszliwsza śmierć, bo śmierć wolności duchowej. Mamy w pamięci odrabiane przez nas w gimnazjach zdanie: "Upaść może naród wielki, zginąć tylko nikczemny". Ile tajemnic mieści się w tym powiedzeniu! Największa i najważniejsza, to właśnie ta, iż śmierć wolności duchowej pociąga za sobą dla narodu śmierć wolności zewnętrznej czy politycznej, mniejsza o to jak ją nazwiemy.

W jednym z kazań sejmowych proroczy Skarga, który, jak nikt inny z ludzi swego wieku, dostrzegał rodzącą się i panoszącą niewolę duchową Polski, i stąd widział upiora nadciągającej niewoli politycznej narodu wówczas, gdy Polska była potężną - woła: "Wolnością się szlachecką bronim, ten płaszcz na swawolność kładąc i poczciwą a złotą wolność w nieposłuszeństwo i we wszeteczność obracając. O! piękna wolności, w której wszystkie swawolności panują, w której boskie i ludzkie prawa psują, karać się nie dadzą, jako synowie Beliala bez jarzma, bez wodze - ludzie, jako jest u Joba i próżni i pyszni, którzy mniemają, iż się wolnymi jako źrebię u osła urodzili, które o uździe i wodzy nie myśli". (Kazanie o Mądrości potrzebnej do Rady).

Dlatego naród winien być wolnym, wolnym, po trzykroć wolnym od zła. Wolny od małości, wolny od podłości, wolny od lenistwa i nieróbstwa, wolny od nędzy obyczajowej i moralnej, wolny od tchórzostwa, wolny od egoizmu, wolny od niesprawiedliwości we wszelkich jej przejawach, wolny od niekarności i nieposłuszeństwa, wolny od odruchów nieopanowanych i zbędnych, wolny od tyranii, wolny od ciemnoty, wolny od biedy materialnej i organizacyjnej. Narzuca się chęć powtórzenia dla narodu czy państwa wskazówki, jaką daje znakomity moralista młodemu człowiekowi: "przez wolność rozumie się panowanie nad sobą, niewzruszalną przewagę w duszy naszej uczuć szlachetnych i moralnych, idei nad popędami natury zwierzęcej. Tę jednak przewagę i to opanowanie, które stanowią istotnie całą wolność, zdobywa się tylko ostrzem miecza w nieustannym bojowaniu" (Gillet, Kształtowanie charakteru, s. 15). O tak, po stokroć tak! Wolność narodu, to wolność od tego zła w jego niezliczonych postaciach! Wolność tę zdobywa się tylko ostrzem miecza naszej woli w nieustannym codziennym bojowaniu. Jakiż to trud, ale jakież to szczęście dla narodu, gdy tę drogę wybierze, szczególnie dziś, gdy szaleństwo niektórych stara się przekonać, że wolność narodu polega na pełnej jego niewoli w mocy zła. [...]

 

Granice wolności narodu w państwie, to raczej granice dla fałszywej wolności, wyzwolin od dobra, folgowania złu, niewoli zatem. Tylko miara dobra wykreślić może linię między tym, co należy do narodu, a tym co należy do państwa. Jakie dobre sprawy podejmie naród, jakie dobre sprawy podejmie państwo! Tutaj nie trudno o zgodę i porozumienie tych dwóch wolności! Gorzej gdy państwo idzie w niewolę zła tu i ówdzie, wtedy na naród spada obowiązek rozszerzenia swej wolności, by ratować dobro, zaniedbywane przez państwo. Nie tylko wtedy naród ma bronić swej wolności, ale podeprzeć i ocalić wolność państwa. Mogą istnieć i istnieją, i będą istnieć spory co do tego, czy naród pielęgnuje swą wolność od zła, czy państwo pielęgnuje swą wolność od zła. Tu są możliwe tarcia i nieporozumienia, czasem uzasadnione. Jak w ogóle dzieje się to w sprawach ludzkich!

Potęga prawdziwej a nie fałszywej wolności, jest tak wielka, jej możliwości tak otwarte, iż naród żywiąc ją i rozbudowując, zapładnia życie państwa, wyciąga i pomnaża jego siły, rozbudza i powiększa wolność państwa. Im wszechstronniejsza wolność narodu, tym wszechstronniejsza wolność państwa.

Tutaj nie ma konkurencji, bo chodzi o dobro, o prawdziwą wolność. Natomiast potęgująca się niewola narodu, w jego różnych płaszczyznach, oswobodzenie od dobra, automatycznie potęguje niewolę państwa, jego duchową niewolę, zawiązki jego politycznej niewoli, niewoli materialnej, moralnej, umysłowej. Wolność prawdziwa nie kurczy się i nie trzeba jej kurczyć, ona jest rozsadą. Taka wolność narodu nie grozi wolności państwa, a taka wolność państwa nie grozi wolności narodu. Natomiast niezbędne są granice i niezbędne kurczenie swobody czynienia złego, fałszywej wolności, i to w obydwóch kierunkach: ograniczanie państwa przez naród, narodu przez państwo. Bowiem ich wolności są wzajemnie sprzęgnięte, zrośnięte i związane.

Jakże jej strzec tej wolności Polski, jako narodu i jako państwa! Prawdziwa tylko wolność i dopiero ona daje wielkość! Bez prawdziwej zaś wolności czyli wielkości, jakże Polsce żyć?

Współczesny nam poeta kończy swój rapsod o "tragicznej wolności" Polski, tragicznej, bo musi być wielką, tragicznej, bo musi być prawdziwą.

"Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba" (Kazimierz Wierzyński, Wolność tragiczna).

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,150347 sekund(y)