Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Romanowi Rybarskiemu
Roman Rybarski - O dyktaturach
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 2454 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Oryginał: Roman Rybarski, O dyktaturach, "Myśl Narodowa", nr 21, 1927, s.381-382.

 

Przedruk w: "Amica Italia. Polscy prawnicy wobec włoskiego faszyzmu. 1922-1939", wybór pism pod redakcją Macieja Marszała, Kraków 2004, seria "Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej"

Kryzys gospodarczy i społeczny, który nastał po wojnie, łącznie z wadliwym funkcjonowaniem systemu parlamentarnego w całym szeregu krajów, wywołał w Europie tęsknotę za jakimś nowym porządkiem rzeczy, za gruntowną zmianą ustroju. Nie wszyscy umieli wskazać, na czym ta zmiana ma polegać, wielu zadawalało się tylko krytyką, tylko chęcią zmiany. Na tym tle zrodziło się przekonanie, że źródłem zastoju i rozstroju jest brak silnej władzy, brak jednej kierowniczej woli w państwie. I wtedy mówiono sobie: niechaj przyjdzie człowiek, który wprowadzi porządek, niechaj przyjdzie dyktator!

Dyktatura nie jest określoną, w każdym razie nie jest regularną formą rządów. Oznacza po prostu fakt, że władza przeszła w ręce jednostki. Jaka jednostka, taki system rządzenia. Dyktatorzy zjawiali się w różnych krajach. Dyktatorem był Stambulijskij[1] w Bułgarii, Pangalos[2] w Grecji; jest nim Primo de Rivera[3] w Hiszpanii, Waldemaras[4] na Litwie. Uważa się często także i Mussoliniego za dyktatora, chociaż we Włoszech mamy do czynienia z odrębnym systemem politycznym, zwanym faszyzmem. Ci wszyscy dyktatorzy nie są podobni do siebie, bo i kultura tych krajów jest różna i w różnych one żyją warunkach. Zresztą tam, gdzie wchodzi w grę indywidualność rządzących jednostek, tam trudno dojść do daleko posuniętych uogólnień o całym systemie. Niemniej jednak z samego faktu, że rządzi jednostka, wynikają daleko idące konsekwencje dla całego życia politycznego narodu.

Najpierw nasuwa się pytanie: czy dyktatura może być trwałym systemem rządów? Dyktator obejmuje zwykle władzę siłą. Rządzi tak lub inaczej przez czas dłuższy lub krótszy i kończy swój żywot śmiercią naturalną lub gwałtowną. Co wtedy? Zachodzą dwie ewentualności: albo dyktator zdołał uporządkować stosunki w kraju i zdołał przygotować nowy ustrój, zdolny do funkcjonowania po jego ustąpieniu lub zgonie, albo też tego nie zrobił. W pierwszym wypadku dyktatura ma znaczenie przejściowe, niejako przygotowawcze. Społeczeństwo jest już zdolne obejść się bez dyktatora. Utrwala się ten lub inny system rządów, monarchia lub republika, życie polityczne kraju wchodzi w normalne łożysko. Albo też, w drugim wypadku, z śmiercią dyktatora rozrywa się główna nić polityczna, która utrzymywała równowagę i spokój w społeczeństwie; wówczas następuje chaos, walki wewnętrzne, anarchia, i z tego wszystkiego może się wytworzyć nowy dyktator. Przykładów takiego przebiegu wypadków znajdujemy wiele w dziejach Środkowej i Południowej Ameryki.

Zatrzymajmy się przez chwilę przy wypadku, w którym dyktatura istniała przez dłuższy czas i była naprawdę pożyteczna dla kraju. Taki obraz przedstawia Meksyk za Porfirio Diaza. Ten dyktator uporządkował chaotyczne stosunki, zorganizował armię, budował koleje żelazne, ściągał obce kapitały do kraju. Rządził przez lat kilkadziesiąt z wielkim wynikiem dla swej ojczyzny. Gdy go zabrakło, to Meksyk wpadł w odmęty anarchii, w której się wije już od lat wielu. Przyczyna tego stanu jest bardzo prosta: Porfirio Diaz wiedział czego chciał i umiał rządzić, ale nie nauczył swego społeczeństwa tego, jak się bez niego obywać. Gdy go zabrakło, runęło jego dzieło.

Jeżeli naród trafi nawet na dobrego dyktatora - co się dość rzadko zdarza - to jakkolwiek mogą jego rządy przynosić bezpośrednie korzyści, jednak okazuje się to bardzo wielkim niebezpieczeństwem na przyszłość. Im te rządy dłużej trwają, tym większe są niebezpieczeństwa. Regularne formy rządów mogą nawet chromać, ale mają jedną zaletę: wychowują one politycznie społeczeństwo, uczą je sztuki rządzenia się, stwarzają cały szereg prawnych instytucji, gwarantujących ciągłość życia państwowego. Dyktatorzy zwykle wyjaławiają życie polityczne. Zamiast określonego programu, wysuwają oni kult własnej osoby. Chcą wmówić w społeczeństwo, że nie potrzebuje ono myśleć o losach i przyszłości narodu, gdyż jest ktoś, kto za nie myśli. Dla wielu ludzi może to być wygodne, ale jest to eksperyment bardzo kosztowny, grożący przewrotami.

Może się tak zdarzyć, że w pewnych wypadkach dyktatura staje się koniecznością, że nie ma innego narzędzia walki z anarchią. Ale wtedy dyktator, który wierzy w swój naród a nie wierzy tylko w siebie, będzie się sam starał, by jego dyktatura była krótkotrwałą, by jak najwcześniej uczynić zbędną swoją funkcję, którą będzie uważał za malum necessarium. Użyje wszelkich sił, by przywrócić ład w społeczeństwie. Właśnie dlatego, że sam z konieczności musiał naruszyć prawo, będzie się starał podnieść jego powagę, jego znaczenie; jeżeli zaś źródłem kryzysu były także i wadliwości ustroju państwowego, dołoży wszelkich sił, by jak najprędzej ten ustrój naprawić, by ustał stan niepewności, który zawsze przedstawia dyktatura. Będzie pracował nad sprawą konsolidacji narodu, a nie jego rozstroju. Może się stać wówczas wielkim wychowawcą narodu, jakim niewątpliwie jest Mussolini.

Postać Mussoliniego może posłużyć do uwydatnienia różnicy, która zachodzi między dyktaturami, które by można nazwać ,,cywilnymi", a dyktaturami, dochodzącymi do władzy w drodze wojskowego zamachu stanu. Cechą charakterystyczną przewrotu włoskiego było to, że nie brało w nim udziału wojsko. Władzę objął Mussolini, stojący na czele faszystów, organizacji politycznej, mającej określony program rządzenia, mającej nowe idee, które promieniują dzisiaj nawet na inne kraje. Tego wszystkiego nie miały przewroty wojskowe. Jeżeli się ma za sobą wojskową organizację, to łatwo zdobyć jest władzę; ale jeżeli się miało tylko tę organizację i tylko chęć rządzenia, to wówczas daleko trudniej jest rządzić. W tym położeniu znaleźli się Pangalos w Grecji, Waldemaras na Litwie. Rządy takiej dyktatury streszczają się tylko w tępieniu przeciwników politycznych, co nie starczy za program, a nawet nie zabezpiecza trwałości władzy tych, którzy ją sprawują. Im więcej dokonywa się aktów siły politycznej, tym bardziej słabnie siła moralna rządzących, ich autorytet w narodzie.

Tragedią niejednego dyktatora było to, że umiał wziąć władzę w swoje ręce, a nie umiał jej sprawować. W tych wypadkach dyktatura niejednokrotnie stała się tylko pozorną, a rzeczywista władza przeszła w ręce otoczenia dyktatora: w ręce konspiracji, mafii, krótko mówiąc, tak lub inaczej nazywając, oligarchii. Ta "elita" rządząca - jeżeli wolno użyć tego wyrażenia - połączona była razem wspólnością wysiłku duchowego w celu zdobycia władzy, a po tej objęciu łączy ją przede wszystkim chęć utrzymania się przy niej. Ci ludzie często mają najbardziej rozbieżne zdania, o ile chodzi o konkretne zagadnienia państwowe; wobec wielu z nich stoją bezradni. Pracują gorliwie nad tym, by usunąć niebezpieczeństwo nowego przewrotu, by nie dopuścić do wzrostu sił, grożących im obaleniem, starają się rozwinąć jak największą reklamę na rzecz osoby, za którą się kryją. Sam fakt sprawowania władzy, sama forma, starczy im za treść. Można by o nich powiedzieć, trawestując znane zdanie łacińskie: propter imperare imperandi perdere causas.

Poniekąd dyktatura zawsze jest złem, które jednak w pewnych wypadkach na dobre może się obrócić. Gdy jednak rządy dyktatorskie objawiają bezpłodność, gdy przeważa w nich negacja nad pozytywną pracą dla przyszłości, gdy społeczeństwo coraz częściej i coraz natarczywiej zadaje sobie pytanie: co będzie dalej - to już są znaki niechybne, że dyktatura na złe się obraca. Łatwiej jest o władzę, niż o twórczą ideę. A twórczą ideę można mieć wtedy, gdy ten, kto władzę sprawuje, wierzy w swój naród, w jego siły, gdy jest naprawdę jego wychowawcą.

W tym tkwi sedno rzeczy. Dyktator w swoim przekonaniu, nie zawsze słusznym, jest wielkim człowiekiem, jest mężem stanu, powołanym przez dzieje do spełnienia jakiejś nadzwyczajnej misji. Wielkość męża stanu można mierzyć jednym kryterium: stosunkiem jego do narodu, z którego wyszedł, na rzecz którego pracuje. Mały naród nie wyda wielkiego męża stanu, mały dyktator nie będzie rozumiał swojego narodu. Przywódca, który wyrósł ponad przeciętną miarę, organizuje swój naród, wydobywa na powierzchnię drzemiące w nim siły, uruchamia wartości, które się w nim marnowały przy złych systemach rządów. Nie chodzi mu tylko o to, by dziś sprawować władzę, dąży do tego, by naród uzbroić na przyszłość w te siły moralne i materialne, które go postawią w rzędzie wielkich narodów.

Może to nastąpić tylko wtedy, gdy między tym przywódcą a masą narodu istnieje coraz ściślejsze współdziałanie, coraz żywszy kontakt duchowy. Wielki wódz narodu nie ukrywa swoich planów, swoich idei przed narodem, lecz stara się je jak najmocniej i jak najgłębiej zaszczepić. Budzi przede wszystkim w narodzie świadomość jego własnej wartości, budzi w nim wiarę we własne siły, w jego wielką przyszłość. Ta wiara jest głównym narzędziem w rękach wodza; bez niej nigdy się nie dokonało niczego wielkiego, nie można niczego dokonać zwłaszcza dzisiaj, gdy bądź co bądź opinia publiczna gra wielką rolę, a masy pretendują do współdziałania w kierowaniu swymi losami. Wielki dyktator chce być wyrazicielem wielkości narodu, pragnie przede wszystkim zdobyć "rząd dusz", ma świadomość, że z narodu wyrósł i że z niego czerpie swoją wartość.

Dyktatura fizyczna jednostki lub jakiejś zorganizowanej grupy ludzi, przeciwstawiającej się ostro całemu narodowi, nie wierzącej w niego i nawzajem, otoczonej nieufnością, nie pozyska istotnej i trwałej władzy w narodzie, bo brak jej podstaw moralnych i staje się tylko okupacją.

 



[1] Aleksandr Stambulijskij (18879-1923), bułgarski polityk ludowy, przywódca Bułgarskiego Ludowego Związku Chłopskiego, w latach 1915-1918 więziony, w 1918 r. przywódca powstania zrewoltowanych żołnierzy przeciwko cesarzowi Ferdynandowi I, ideolog radykalnego ruchu agraryzmu, premier Bułgarii (1919-1923), zamordowany w czasie wojskowego zamachu stanu, który doprowadził do dyktatury A. Cankova.

[2] Teodoros Pangalos (1878-1952), grecki generał i polityk, w latach 1925-1926 dyktator Grecji.

[3] Miguel Rivera Primo de y Orbaneja (1870-1930), generał i polityk hiszpański. Służył jako dowódca wojsk kolonialnych w Maroku, na Kubie i na Filipinach. W czasie I wojny światowej był gubernatorem Kadyksu, a po wojnie w 1922 r. gubernatorem Katalonii. W 1923 r. dokonał wojskowego zamachu stanu, zawiesił konstytucję i za aprobatą króla Alfonsa XIII i przy poparciu społecznym proklamował dyktaturę. Swoją władzę oparł na jednej legalnie działającej partii Unii Patriotycznej. W czasie Wielkiego Kryzysu, jego dyktatura uległa osłabieniu przez masowe wystąpienia społeczne. W 1930 r. król zdymisjonował Primo de Riverę, który opuścił Hiszpanię i wyjechał do Paryża, gdzie zmarł.

[4] Augustinas Voldemaras (1883-1942), polityk litewski, działacz ruchu narodowego, historyk. Od 1918 r. członek Taryby i premier rządu litewskiego. W latach 1918-1920 minister spraw zagranicznych, w 1919 r. przewodniczący litewskiej delegacji na konferencję wersalską. Od 1920 r. w opozycji. Po zamachu stanu w 1926 r. ponownie premier. Zwolennik włoskiego faszyzmu. Przywódca litewskiej nacjonalistycznej organizacji "Żelazny Wilk". W 1929 r. odsunięty od władzy przez A. Smetonę pod pretekstem nie przeprowadzenia reform państwa w kierunku faszystowskim. W 1934 r. po nieudanej próbie zamachu stanu skazany na 8 lat więzienia, zwolniony w 1938 r. Do 1940 r. na emigracji, po powrocie na Litwę (1940) zesłany przez NKWD w głąb ZSRR.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,085437 sekund(y)