1. Od czego? -
O
zasadności i użyteczności paradygmatu totalitarnego w badaniu
ustroju komunistycznego
Zaproponowany temat zawiera w sobie ideę przejścia od jednego
stanu społeczeństwa do drugiego. Termin stan stwarza tu
szereg problemów, z których najważniejszy jest ten, że życie społeczne
jest ciągłym procesem zmiany. Zawsze jednak występują na
poziomie podstaw porządku społecznego stałe elementy, które powodują,
że możemy mówić o swoistej tożsamości tego porządku, pomimo że
w jego ramach zachodzą ciągłe zmiany wywoływane tak przez presje
zewnętrzne, jak i wewnętrzne.
Co więcej. mimo że nie ma na ziemi dwu społeczeństw identycznych
pod względem ustrojowym, to posiadamy kryteria pozwalające nam
klasyfikować ustroje w nich panujące. Możemy więc stworzyć model
demokracji konstytucyjnej zaliczając do tej klasy jedne przypadki,
a odrzucając inne. Każdy z przypadków zaliczonych do tej klasy
ulega stale zmianom; istotnym dla nas momentem będzie taka zmiana,
która spowoduje utratę przezeń cech pozwalających zaliczyć go
do klasy demokracji konstytucyjnych, czyli zamiana jego tożsamości.
Wstęp ten jest istotny dla podjęcia kwestii tożsamości komunizmu.
W ostatnich czasach odnowiła się debata na temat tego, czy system
komunistyczny był - i ewentualnie w jakim okresie - totalitarny.
Uczestnicy tej debaty, a przynajmniej ci kwestionujący adekwatność
pojęcia totalitaryzm, uważają poglądy Hanny Arendt, Carla Friedricha,
Zbigniewa Brzezińskiego i innych autorów używających to pojęcie,
za odpowiadające, co najwyżej okresowi stalinowskiemu, lub maoistowskiemu
w Chinach.
Przypomnę, że system totalitarny miały cechować, według Carla
Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego:
1.
oficjalna
ideologia obejmująca przwie wszystkie ważne apekty ludzkiej egzystencji,
którą każdy musi zaakceptować;
2.
pełnia
władzy politycznej w rękach jednej partii politycznej, kierowanej
przez "dyktatora", ściśle splecionej z organizacją rządu;
3.
system
terrorystycznej kontroli policyjnej;
4.
technicznie
uwarunkowana, niemal pełna kontrola nad środkami masowego przekazu;
5.
podobnie,
niemal pełna kontrola nad środkami prowadzenia walki;
6.
centralnie
kontrolowana i zarządzana gospodarka.
Nie trudno zauważyć, że ten "totalitarny" system
władzy rozluźniał się w miarę trwania socjalizmu. Niektórzy wyciągają
z tego wniosek, że przestał być on w istocie totalitarny. A skoro
w Polsce pierwszym sekretarzem został w 1981 roku generał, to
mieliśmy tam do czynienia - według nich - z przejściem do ustroju
autorytarnego, bardziej podobnego do latynoamerykańskej dyktatury
wojskowej, niż do wczesnego komunizmu.
Zwróćmy uwagę, że wszystkie wyżej wskazane cechy totalitaryzmu
przetrwały w krajach komunistycznych aż do samego końca. Miały
te kraje oficjalną ideologię, były rządzone przez monopartie na
czele z pierwszymi sekretarzami, którzy pełnili w nich rolę szczególną,
policja zachowała znaczny stopień (terrorystycznej) arbitralności,
prawie do końca zagłuszano tam zagraniczne programy radiowe i
utrzymywano cenzurę, a także istniało centralne planowanie i własność
państwowa w gospodarce. Spadła tylko skuteczność realizacji funkcji
kontrolnych.
Pojawia się pytanie, co mamy na myśli, kiedy formułujemy
zespół cech ustroju totalitarnego: czy jest on czymś w rodzaju
definicji klasycznej, czy raczej typem idealnym, w znaczeniu weberowskim,
lub - co w zasadzie na jedno wychodzi - wyabstrahowanym modelem
heurystycznym? Jeżeli w grę wchodzi pierwsza z tych opcji, to
osłabienie cech syndromu totalitarnego może stanowić podstawę
zakwestionowania decyzji o zaliczeniu danego przypadku do tej
klasy ustrojowej. Lecz nie jest tak, gdy posługujemy się typem
idealnym, lub modelem.
Max Weber, na przykład, traktował komunizm jako należący
do zakresu władzy charyzmatycznej i trafnie przewidział istotne
aspekty dalszego ciągu wydarzeń, wychodząc z założenia, że każda
władza charyzmatyczna musi wejść w stadium rutynizacji, co dalej
prowadzi ją ku rozkładowi. "Neotradycjonalizacja" charyzmy
jest więc pewnym etapem w rozwoju "gatunkowym" tego
sposobu organizacji władzy, a nie zasadniczą zmianą tożsamości.
Podobnie rzecz się ma z modelem wolnokonkurencyjnego rynku
w teorii ekonomicznej. Coś bliskiego temu modelowi występowało
tylko w Wielkiej Brytanii przez co najwyżej kilka dziesięcioleci
w wieku dziewiętnastym. Nikt sensowny nie wyciągnie z tego wniosku,
że współcześnie nie istnieje gospodarka rynkowa, lub że model
wolnej konkurencji jest całkowicie bezużyteczny dla zrozumienia
rzeczywistości, bo nie ma gospodarek, które spełniały by wszystkie
jego postulaty.
Z powyższego wynika dopuszczalność traktowania komunizmu,
od początku do końca, jako zmieniającego się w czasie projektu
władzy totalitarnej. Lecz decyzja ta nic nam to nie mówi o heurystycznej
przydatności podejścia.
Zwolennicy komunizmu widzieli w monopolu władzy szansę na
rewolucyjne zmiecenie starego porządku i realizację społecznego
postępu. Dla jego przeciwników komunistyczny totalitaryzm jest
unowocześnionym przypadkiem samej rodziny ustrojów, co starożytne
despotie. Oba, pozornie sprzeczne ze sobą poglądy, godzi
uwaga Astolpha de Custine'a, że despotyzm i rewolucja spotykają
się w arbitralności władzy i gwałtowności metod.
Na czym polega despotyzm, którego komunizm jest wersją? Na
to pytanie, w sposób krótki i całkowicie zadowalający odpowiedział
Monteskiusz w dwuzdaniowym rozdziale tej kwestii poświęconym:
"Kiedy dzicy w Luizianie chcą mieć owoc, ścinają drzewo przy
samej ziemi i zrywają owoc. Oto rząd despotyczny." Znaczy
to, że w despotyźmie władza nie napotyka na żadne ograniczenia
poza tymi, które wynikają z ograniczeń naturalnych, jak - w przypadku
powyższej metafory - dostępność drzew owocowych. Dzikusi bezmyślnie
niszczą swoje otoczenie i trwa to tak długo, aż otoczenie nie
zniszczy ich.
Na takich przesłankach opierała się hipoteza wysnuta wiosną
1938 roku, w charkowskim więzieniu KGB przez Aleksandra Weissberga-Cybulskiego
i jego towarzyszy niedoli. Opierając się na informacjach więźniów,
których przywożono tam z innych obszarów ZSRR, doszli oni do wniosku,
że przy tym postępie zasięgu aresztowań, pod koniec zimy 1939
roku cała populacja tego kraju powinna składać się wyłącznie z
więźniów i ich strażników. Ponieważ, jak stwierdzili, żadne państwo
nie może w takich warunkach przetrwać (ograniczenie naturalne),
to Czystka musi być przerwana na kilka miesięcy wcześnie. Co też
się sprawdziło.
Przy braku instytucjonalnych ograniczeń jakakolwiek
analiza nakładów i korzyści, a wraz z nią racjonalność ekonomiczna,
jest nieosiągalna. Jak spostrzegł prof. Zbigniew Wierzbicki, na
jednym z zebrań warszawskiego PTS w 1978 roku, naturalną granicą
rozwoju systemu komunistycznego jest totalne wyniszczenie środowiska
naturalnego, a wraz z nim biologiczne zniszczenie człowieka. O tym
jak trafna była ta uwaga przekonuje przykład wielu regionów byłego
ZSRR. Narzędzia totalitarnej władzy traciły na ostrości, lecz
nie wynika stąd, by komunizm przybrał na racjonalności i zdolności
do zaspokojenia ludzkich potrzeb, ani w ZSRR, ani w Polsce gen.
Jaruzelskiego.
To Monteskiuszowskie podejście zastosowali, zapewne
nie całkiem świadomi źródła inspiracji, także inni badacze. Zbigniew
Brzeziński, w mało znanym artykule opublikowanym w 1960 roku rozróżnił
trzy rodzaje ograniczeń, którym może podlegać władza polityczna:
(1) ograniczenia bezpośrednie (Nihil Novi, Magna Carta,
amerykańska Karta Praw, gwarancje konstytucyjne, itp.); (2) ograniczenia
pośrednie narzucone przez pluralistyczny charakter współczesnych,
złożonych społeczeństw, których funkcjonowanie wymaga przystosowania
i kompromisu jako podstawy rządów; (3) ograniczenia naturalne
- czynniki geograficzne i klimatyczne, tradycja, związki krwi
i struktura rodziny. Wedle Brzezińskiego, Rosja carska nigdy nie
zaakceptowała ograniczeń pierwszego rodzaju, wchodziła w konflikt
z drugim, lecz nigdy nie tykała trzeciego. Sowieci, z drugiej
strony, nie tylko negowali drugi rodzaj ograniczeń, lecz także
rzucali wyzwanie trzeciemu i to nie tylko w okresie stalinowskim.
Krytykom totalitarnego paradygmatu należy w tym momencie
przypomnieć, iż to jeszcze za Edwarda Gierka podjęto decyzję suszenia
słynnych bagien nadbiebrzańskich, a w ZSRR jeszcze w latach osiemdziesiątych
toczyła się ostra walka polityczna, której przedmiotem była decyzja
o odwróceniu biegu rzek syberyjskich.
Inną, z pewnością nieświadomą wariacją, wokół tego
tematu, jest znana teoria funkcjonowania gospodarki komunistycznej,
którą sformułował ekonomista węgierski Janos Kornai. W największym
skrócie, Kornai rozróżnił między gospodarkami ograniczonymi przez
popyt i ograniczonymi przez podaż. Do pierwszej grupy należą gospodarki
rynkowe, dla których zagrożeniem jest nadprodukcja. Przekleństwem
gospodarki planowej, która reprezentuje drugi typ, jest widmo
niedoborów, którego praprzyczyną jest "miękkie finansowanie"
w dziedzinie budżetu państwa. Ale "miękkie finansowanie",
to nic innego jak właśnie brak instytucjonalnych ograniczeń swobody
decyzji rządzących. W tych okolicznościach, najważniejszym ograniczeniem
działań podmiotów gospodarczych staje się czynnik naturalny -
niedobór.
Gospodarka komunistyczna rozwijała się początkowo
szybko, bo nie musiała się liczyć z ograniczeniami, a ograniczenia
naturalne nie dały o sobie od razu znać, przynajmniej w sposób
stały. Kiedy jednak ujawniły się one z całą mocą, komunizm musiał
się załamać, a jedyną drogą uratowania społeczeństwa przed katastrofą
była taka przebudowa ustroju, która by polegała na wbudowaniu
w strukturę organizacji życia społecznego skutecznych ograniczeń
instytucjonalnych. A to oznacza system demokracji konstytucyjnej.
2. Przez co? - krytyczny problem przywództwa
Przejście ustrojowe, zwane też często transformacją,
zakłada całkowitą zmianę struktur instytucjonalnych. W odróżnieniu
bowiem od autorytarnych reżimów Ameryki Łacińskiej, komunizm jest
świadomym, opartym na spójnej podstawie doktrynalnej, konsekwentnie
wdrożonym projektem ustrojowym. Projekt ten miał za podstawę logiczną
negację liberalnej demokracji: kolektywizm zastąpił indywidualizm;
planowanie - rynek; własność państwowa - własność prywatną; monopartyjność
- wielopartyjność; arbitralność - rządy prawa; bezwzględne podporządkowanie
się woli partii i jej ideologii - swobody obywatelskie i wolność
przekonań; odgórna budowa ładu polityczno-gospodarczego - oddolne
poszukiwanie porozumienia i mobilizacji wpływów, itp. W każdym
więc istotnym punkcie komunizm był zaprzeczeniem liberalnej demokracji.
Co więcej, kluczowym aspektem wdrażania ładu komunistycznego
była konsekwentna - fizyczna, materialna i kulturalna - likwidacja
elit. Chodzi tu nie tylko o elity narodowe, lecz także o elity
lokalne, tj. o warstwę ludzi pełniącą funkcje przywódcze na wszystkich
szczeblach organizacji państwa - o ogólnie szanowanych obywateli.
Jak to wielokrotnie zauważano, taka warstwa społeczna, która ceni
wartości publiczne oraz gotowa jest działać i poświęcać się na
rzecz społeczności, do której należy, tworzy się przez pokolenia.
Stanowi ona ważny zasób narodowy. Komunizm, walcząc o pełnię kontroli
nad społeczeństwem, musiał się jej pozbyć. Czynnikiem w sposób
oczywisty temu sprzyjającym było wywłaszczenie. W Polsce, na dodatek,
sprzyjała temu eksterminacyjna polityka obu okupantów i ogromne
przemieszczenia ludnościowe związane ze zmianą granic.
Podkreślam te problemy, albowiem wychodząc z komunizmu,
wszystkie kraje Europy Wschodniej i Środkowo-Wschodniej napotkały
na deficyt przywództwa. Istotą przywództwa jest służba na rzecz
szerszej społeczności polegająca na wyznaczaniu celów i środków
ich realizacji oraz mobilizacja społeczeństwa i jego zasobów wokół
tak określonych misji.
Właśnie zapewnienie przywództwa jest najważniejszą
społeczną funkcją polityki, zaś bez poczucia służby nie ma przywództwa.
Zdaniem Maxa Webera:
Grzech przeciw świętemu duchowi jego zawodu zaczyna
się w momencie, gdy to dążenie do władzy staje się nierzeczowe,
gdy staje się przedmiotem czysto osobistego samoupojenia zamiast
występować wyłącznie w służbie "sprawy". Albowiem w
dziedzinie polityki ostatecznie istnieją tylko dwa rodzaje grzechów
śmiertelnych: nierzeczowość i - często, lecz nie zawsze z nią
identyczny - brak odpowiedzialności... Jego nierzeczowość sprawia,
że gotów jest dążyć do spektakularnych pozorów władzy zamiast
do władzy rzeczywistej, jego brak odpowiedzialności zaś - że rozkoszuje
się tylko władzą jako taką, bez względu na stanowiące jej treść
cele. Bo chociaż - albo raczej - dlatego właśnie, że władza jest
nieuniknionym środkiem, a dążenie do władzy jedną z sił napędowych
wszelkiej polityki, nie ma bardziej zgubnego zniekształcenia siły
politycznej niż parweniuszowskie chełpienie się władzą i próżne
samouwielbienie w poczuciu władzy, w ogóle wszelka adoracja władzy
jako takiej.
Ten cytat ujmuje podstawowe cechy deficytu przywództwa
w warunkach postkomunistycznych: brak poczucia służby publicznej
i odpowiedzialności wobec społeczeństwa za swoje postępowanie
oraz nierzeczowość, której przejawem jest słabość myślenia strategicznego.
Nie zmienia to faktu, że w dziele przebudowy ustrojowej
ostatnich dziesięciu lat Polska odniosła pewne znaczące sukcesy.
Jest to szczególnie widoczne, kiedy porównać ją z wschodnimi sąsiadami.
Osiągnęliśmy dość wysokie tempo wzrostu gospodarczego i przeszliśmy
bez większych wstrząsów szereg zmian ekip rządzących. Wdrażamy
też cztery reformy o kluczowym znaczeniu dla przyszłości Polski:
reformę struktury państwa, ubezpieczeń społecznych, ochrony zdrowia,
i oświaty. Jak zatem uznać, że występuje w Polsce brak przywództwa?
Wystarczy jednak przyjrzeć się tym reformom, z których każda
jest Polsce niezbędna, sposobowi ich przygotowania i wdrożenia,
by dostrzec pełnię amatorszczyzny. Nie zostały jasno określone
ich cele, ani przymyślana strategia ich realizacji; nie oceniono
też trafnie potrzebnych środków. Spowodowało to, że osiągnięte
wokół reform kompromisy polityczne dotyczyły ich podstawowych
założeń. I tak, choć istniała zgoda, co do tego, że nalepszym
rozwiązaniem dla kraju byłoby osiem województw, to rządowej propozycji
było ich dwanaście, a w ustawie Sejmowej jest ich szesnaście;
podobnie, zamiast około dwustu powiatów - mamy ich trzysta osiemdziesiąt.
Istotą reformy miała być decentralizacja i dekoncentracja władzy,
co miało odciążyć rząd i umożliwić redukcję zatrudnienia. Tymczasem,
zatrudnienie w administracji centralnej stale wzrasta, osiągnięty
stopień decentralizacji jest znacznie mniejszy od założonego,
a zaprojektowane narzędzia publicznej kontroli nad funkcjonowaniem
samorządów są wysoce niedostateczne.
Przykładów tego rodzaju można podać wiele z każdej dziedziny.
Prace nad konstytucją trwały lat osiem, a uzyskany "produkt"
pozostawia wiele do życzenia. Struktura płac w sferze budżetowej
nosi wyraźny ślad komunistycznej przeszłości i rozmija się całkowicie
ze zdrowym rozsądkiem: porównajmy, dla przykładu, pensje nauczycieli,
pielęgniarek i lekarzy z pensjami zarządców zbankrutowanych spółek
węglowych, dygnitarzy samorządowych, czy kierownictwa publicznej
telewizji i radia. Przy braku ogólnych zasad, każda z grup zawodowych
forsuje swoje interesy nie licząc się ze strategicznym interesem
społeczeńtwa. Jak zauważają autorzy raportu Transparency International,
w warunkach korupcji systemowej, a z takową mamy w Polsce do czynienia,
ostatecznym skutkiem reformy może być "...zreformowany, lecz
jeszcze bardziej sprawnie skorumpowany system." Podobne
ostrzeżenie można znaleźć w Raporcie Banku Światowego, "...zbliżenie
państwa do społeczeństwa będzie tylko wtedy owocne, kiedystanie
się częścią szerszej strategii poprawy instytucjonalnej wydolności
państwa".
Te i inne ostrzeżenia autorzy reform zupełnie pominęli.
Nie zmienia to faktu, że rząd koalicji AWS i UW podjął
ryzyko reform, czego nawet nie spróbowała oportunistyczna koalicja
SLD z PSL. Trzeba też wspomnieć, że wbrew głoszonym wszem i wobec
pretensjom do miana lojalnej opozycji, SLD - by zwiększyć swą
popularność wśród elektoratu - aktywnie psuje wdrażane obecnie
reformy. Twierdzę jednak, że nie przychodziłoby to tak łatwo,
gdyby koalicja AWS/UW była w zdolna do wyłonienia z siebie polityków,
mogących skutecznie pełnić funkcje przywódcze. Twierdzę też, że
najważniejszą przeszkodą ku temu jest proporcjonalna ordynacja
wyborcza - największa zakała organizacji życia politycznego Trzeciej
Rzeczpospolitej.
Głównym motywem rządzącym zachowaniem większości polityków
jest zwiększenie swego stanu posiadania poprzez wejście do rad
nadzorczych, nawiązanie korzystnych znajomości w kręgach biznesu,
a często poprzez zwykłą korupcję. Nie ma bodaj dziedziny, w której
by ten prywatny punkt widzenia nie był bardziej rażący, niż w
obecnej debacie o ordynacji wyborczej. I problem nawet nie w tym
motywie, lecz w braku systemowych ograniczeń dla jego przejawów,
tj. w wadach urządzeń ustrojowych.
Przeciwwagą dla zdemoralizowanej klasy politycznej mogłaby
być bezstronna, profesjonalna, zdyscyplinowana administracja państwa
oraz sprawny i niezawisły aparat sądowniczy. Niestety, obie te
podstawowe dla nowoczesnego państwa dziedziny zostały - podobnie
jak wszystkie inne - w znacznej mierze zniszczone przez półwiecze
komunizmu. Ale komunizm nie jest jedyną przyczyną tego stanu rzeczy.
Drugą, nie mniej ważną, jest zlekceważenie potrzeby sprawnej administracji
dla jakości rządzenia. Kolejne rządy pokomunistyczne obsadzały
stanowiska w administracji swoimi działaczami, zastępując kryteria
merytoryczne w polityce personalnej nepotyzmem i klientelizmem.
Przyjęcie ordynacji proporcjonalnej w wyborach do samorządów
oraz zezwolenie politykom szczebla krajowego na ubieganie się
o mandaty i urzędy samorządowe, skutecznie niszczą podstawy kultury
samorządowej, które tworzyły się po reformie 1990 roku. Jest to
jeden jeszcze przejaw podporządkowania polityki państwa kryterium
interesu partyjnego.
Wniosek, jaki w obliczu tych faktów nasuwa się jest smutny:
główną chorobą polskiego życia politycznego jest miernota, brak
zdolności do wyjścia poza najbardziej doraźne, prywatne sprawy.
Struktura instytucji politycznych powoduje, że partyjni politycy
nie muszą przejmować się opinią publiczną. Nie zreformowana przez
lata administracja publiczna również nie ogranicza ich swobody
w realizacji partykularnych celów. W tych warunkach, musi spadać
- i spada - szacunek dla instytucji państwa.
3. Dokąd? - społeczeństwo obywatelskie jako szansa dla Polski
Rozwiązania problemu przyszłości Polski nie powinno się szukać
w środowisku partii politycznych i ich działaczy, bo tam sprawa
jest w znacznej mierze przegrana. Dowiódł tego sposób przygotowania
przez polityków reformy administracji, ostatnie wybory do samorządów,
tworzenie i obrona przez nich agencji i funduszów, których główną
funkcją jest kierowanie środków publicznych do partyjnych kieszeni,
skłonność do wchodzenia w sytuacje konfliktu interesu, a nawet
ich podatność na zwykłe przekupstwo. Rozwiązaniem na dłuższą metę
najskuteczniejszym jest umacnianie społeczeństwa obywatelskiego,
niezależnych organizacji i stowarzyszeń monitorujących działanie
systemu władzy państwowej i mobilizujących opinię publiczną. Silne
społeczeństwo obywatelskie będzie w stanie wymusić zmianę polityki,
bądź zmianę polityków.
Problem, przed którym stoimy jest następujący: czy można,
w warunkach demokratycznych, zbudować sprawny i skuteczny system
instytucji państwowych bez silnego społeczeństwa obywatelskiego?
Intuicyjnie można przyjąć, iż jest to możliwe, lecz trudne, bowiem
wymaga światłej, ożywionej duchem obywatelskim elity politycznej.
Słabość społeczeństwa obywatelskiego u początków przemian
postkomunistycznych była oczywista. Niestety, zabrakło także tego
zasobu jakim Polska dysponowała w dwudziestoleciu: klasą ludzi
o silnym, społecznym zaangażowaniu, którzy potrafili - w pewnym
przynajmniej stopniu - narzucić kierunek polityczny nowemu państwu
polskiemu.
W tych warunkach, mimo pewnej stabilności politycznej i względnie
wysokiego wzrostu gospodarczego, jaki osiągnęliśmy w czasie ostatniego
dziesięciolecia, państwo polskie jest koślawe. Poprzez prywatyzację,
nastąpiła ogromna redystrybucja majątku państwa, której cele ekonomiczne
były względnie jasne, lecz przy braku świadomości potrzeby stworzenia
odpowiednich narzędzi administracyjnych i chęci uwzględnienia
społecznych aspektów przedsięwzięcia, proces ten musiał przyjąć
formy korupcyjne. Na dodatek, pozbawiono się przez rozwiązanie
Zarządu V MSW, którego funkcja polegała na walce z przestępczością
gospodarczą, narzędzia kontroli nad tym procesem. Władza polityczna
i administracja stała się łupem partii politycznych, które - choć
słabo osadzone w społeczeństwie, potrafiły opanować aparat władzy
i podporządkować go swym partykularnym interesom.
W ten sposób stworzyliśmy słabe państwo, o niskiej zdolności
do zdefiniowania i realizacji strategicznych interesów społeczeństwa.
Efektem tego jest dezintegracja społeczeństwa, które dzieli się
na grupy interesów sektorowych i zawodowych, walcząc o ich realizację
bez względu na interesy innych i interes ogólny kraju.
Strategia dla Polski musi więc uwzględnić dwa kierunki działania.
Jeden to wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego. Drugi, to umocnienie
państwa.
Opcję dotyczącą pierwszego kierunku trafnie wyraził Robert
Putnam:
Akcje społecznego kapitału, takie jak zaufanie, normy i sieci
stowarzyszeń zwykle są samo wzmacniające i kumulują się. Dodatnie
sprzężenia zwrotne prowadzą do równowagi społecznej, dla której
typowy jest wysoki poziom współpracy, zaufania, odwzajemniania,
obywatelskiego zaangażowania i wspólnego dobrobytu. Te cechy określają
wspólnotę obywatelską. I odwrotnie - niedostatek tych cech
we wspólnocie nieobywatelskiej jest także samo wzmacniający
się. Wyłamywanie się, nieufność, wymigiwanie się, wyzysk, izolacja,
nieład i stagnacja nawzajem się stymulują... (podkr. AZK)
Wskazuje to na
...możliwość istnienia ca najmniej dwóch wyraźnych
typów równowagi, do których osiągnięcia zmierzają wszystkie społeczeństwa
stojące w obliczu problemów zbiorowego działania..., natomiast
równowaga raz osiągnięta ma tendencję do samo wzmacniania się.
Nie zamierzam tu szczegółowo zastanawiać się nad tym, który
z tych typów równowagi - obywatelski, czy antyobywatelski - zdobyły
przewagę w Polsce i w jakich środowiskach. Wydaje się, że Polska
stoi na rozdrożu i ruch w każdym z tych kierunków jest możliwy.
Uważam jednak , iż obecny stan rzeczy, przede wszystkim w polityce,
sprzyja przewadze kierunku antyobywatelskiego.
Zagadnieniem bardziej nawet skomplikowanym jest umocnienie
państwa w warunkach, kiedy jest to sprzeczne z interesem partii
politycznych, które je między siebie "rozparcelowały".
Wymaga to (1) zmiany ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na
większościową, tj. okręgi jednomandatowe; (2) umocnienie administracji
państwowej w relacji do władzy ustawodawczej i poddanie jej ostrej
kontroli merytorycznej; umocnienie władzy sądowniczej; umocnienie
rządu, jako instytucji formującej podstawowe kierunki polityki
państwa. Umocnienie jakiejkolwiek instytucji nie jest możliwe
bez stworzenia odpowiednich mechanizmów rozliczania jej przedstawicieli
z ich działalności, a więc bez odpowiedzialności. Chociaż wszystkie
te reformy działają przeciw partykularnym interesom partii politycznych,
to nie oznacza to, by były one niemożliwe - zdarzają się w historii
okresy, kiedy ludzie wznoszą się ponad interesy prywatne.
Powyższe uwagi wydają się potwierdzać od dawna głoszoną przez
różnych autorów tezę, w tym także niżej podpisanego, że obecnie
najpoważniejsze zagrożenia dla Polski mają źródła wewnętrzne,
a nie zewnętrzne. Tragedia zacznie się, kiedy osłabione państwo
polskie znajdzie się wobec poważnych zagrożeń zewnętrznych.
|