Zawsze wiedzieć trzeba, czego
się chce i do czego się dąży, a kto jeno ma myśl czerstwą i
męską wolę, nie może podobać sobie w ciemnościach. Nie dość
na tym, człowiek zupełny powoduje się sercem, to oczywista,
słucha jednak rozumu i nigdy uczuciowości, lub marnych wymysłów
wyobraźni własnej, nie stawia w miejsce prawdy, doświadczenia
i obowiązku. Wszystko to są rzeczy utarte, więcej powiemy, pospolite,
i nie przypominalibyśmy ich tak często, gdyby nie przeświadczenie,
że nastały znowu czasy, w których najprostsze i najniezawodniejsze
pojęcia popadły jakoby w niełaskę i rzadkich jeno liczą zwolenników.
Dziś zamęt zdań ogromny i praktyka osobliwa. Tam gdzie należy
rozpatrywać, rozbierać i obliczać, ludzie odwracają oczy i uwagę,
a gdzie trzeba prostego i zdrowego uczucia, że nie powiemy instynktu,
zapuszczają się w najwytworniejsze sofizmaty. Prąd jest silny,
gwałtowny, trudno naprzeciw niemu skutecznego coś uczynić; my
przecież wedle tego jak postępowaliśmy zawsze, chcemy i teraz
wypowiedzieć słowo ostrzeżenia i jeśli się da (niestety u nas
o to najtrudniej) wywołać uczciwą dyskusję. O dobro wspólne
tu chodzi, o dobro publiczne i w takim razie każde zdanie z
przekonania idące, u ludzi sumiennych, choćby byli jak najmocniej
uprzedzeni, posłuchanie znaleźć powinno.
Wszyscy Polacy ufają w słuszność
sprawy narodowej, wszyscy oczekują jej ostatecznego zwycięstwa,
nie wszyscy jednak w ten sam sposób środki i ich możebną doniosłość,
dalej położenie obecne świata i konieczną zależność rzeczy polskich
od polityki europejskiej, rozumieją.
Dla nas nadzieje polskie
a więc i obowiązki polskie mieszczą się przede wszystkim w zakresie
robót organicznych. My sile moralnej więcej ufamy niźli wytężeniom
fizycznym, które jeśli często a bezskutecznie powtarzane, osłabiają
niezmiernie organizm narodowy i przyszłość narażają. Niezwyciężonymi
czynią nas jedynie tradycja religijna, obyczajowa i historyczna,
oświata, zamożność, a także poważna dojrzałość ducha publicznego.
Zapewne i my przewidujemy w przyszłości chwilę, w której może
będzie trzeba wysilenia zbrojnego; wszelako to wysilenie naonczas
tylko podobne, kiedy kraj spotężnieje moralnie, tak, że zewnętrzny
nacisk sam się niejako rozpryśnie, kiedy rozkład społeczny dotknie
nieprzyjaciół naszych, albo kiedy nastaną pomyślne okoliczności
i polityka zagraniczna pomocy skutecznej udzieli.
W Polsce nie brak przywiązania
do sprawy, nie brak zapału, brak cierpliwości i wytrwałości
w pracy. Po każdym wstrząśnieniu przychodzi zastanowienie się
i wtedy mądrzy wobec szkody, wszyscy prawie, rzucamy się do
usiłowań organicznego kierunku. Czas jakiś idzie dobrze, siła
dynamiczna kraju wzmaga się i zmusza do ustępstw, do kompromisów
(szczerych lub nieszczerych, mniejsza o to), nawet zawzięcie
nieprzychylną władzę obcą; nagle na hasło z boku lub skoro byle
jaki ognik błędny zaświeci, zapalają się wyobraźnie, ochota
do wytrwałych mozołów upada, stygnie poczucie obowiązku, to,
co rozumiano i ceniono, co było w poszanowaniu, odrzucone zostaje
niby cacko, które się już naprzykrzyło, i znowu mimo ostrzeżeń
przeszłości, mimo oczywistych przeszkód i niepodobieństw, wszystko
co żwawsze w narodzie wraca z uniesieniem do środków mechanicznych,
do sprzysiężeń, do fatalnych porozumień z rewolucją zagraniczną,
tudzież do przygotowań mogących pociągnąć dalej nad zamiar większej
liczby, i wybuch nieuchronnym, ba nawet zależnym od woli nieprzyjaciół
uczynić. Co najgorsza, to, że ludzie roztropni, ludzie zdolni
zastanawiać się ustępują, że ci, co ruszali ramionami na niedorzeczne
i tyle dla nas zgubne wyrazy: jakoś się to zrobi, dają
się wciągać w prostą szulerkę polityczną, ze trzeźwi wprzódy,
doświadczeni, od razu zaczynają przyjmować za rzeczywistość
najdowolniejsze przypuszczenia i urojenia, i że wytrawni a dojrzali,
powoli zniżają się do potakiwania już nie gorącości ducha, jeno
rozumowaniom młodzieży. Słychać mówiących coraz głośniej: "nie
pojmuję, co się dzieje, ale zaczynam wierzyć, że nam młodzi
odzyskają ojczyznę", albo: "tu nie ma co zastanawiać
się; źle jeśli kto nie czuje, że nadchodzi dzień zmiłowania
Bożego". Nas te wszystkie oznaki przerażają. Wiemy, co
się dzieje, kiedy mistycyzm polityczny, wygodny środek dla chłodnych
machinatorów, zajmie miejsce czerstwej ufności w Bogu i surowego
obowiązku, kiedy podniesienie wyobraźni zastąpi męską siłę myśli,
a niecierpliwa rzutkość drogę wytrwałej pracy zagrodzi; że zaś
nauczeni jesteśmy doświadczeniem smutnym, bardzo smutnym doświadczeniem,
obawiamy się zwykłych, możemy powiedzieć nieuniknionych, następstw
takiego stanu rzeczy. Istotną siłę dzisiejszą kraju łatwo zrujnować;
owoż pamiętać należy, że lew i za kratami jest lwem, tylko,
że wielka różnica między lwem czekającym w uczuciu, że wiele
może, a lwem rzucającym się ciągle na żelazne zapory, krwawiącym
się bezustannie i wycieńczonym wprzód nim nadejdzie pora wyzwolenia.
Wielorakie niebezpieczeństwa
czernieją na horyzoncie naszym, niebezpieczeństwa religijne,
towarzyskie, polityczne. My dziś o dwóch mówić chcemy: o niebezpieczeństwie
sojuszu z rewolucją moskiewską i o niebezpieczeństwie wiązania
się z radykalizmem europejskim; bo nam się te dwa najgroźniejszymi
w chwili obecnej wydają.
Słyszymy powtarzających ciągle,
że rewolucja w Rosji dojrzewa, że bliska wybuchu i że trzeba
się z nią porozumieć, trzeba uczynić przymierze. Nam dziko brzmią
mowy takie, my podobne pojęcia uważamy za zdradę przeciw cywilizacji
zachodu, przeciw Kościołowi katolickiemu i przeciw dziejowej
tradycji starej Polski. Polska bądź co bądź wyobrażała prawdę
religijną, oświatę, swobodę, czystość pojęć i środków, a Rosja
przedstawiała i przedstawia pychę i chytrość buntu bizanckiego,
nicość moralną i umysłową, przymus, niewolę, podstęp i wszelką
nikczemnosć sposobów. Światło i ciemność nie mogą zbratać się
ze sobą; albo światło zwycięży, albo ciemność ogarnie wszystko.
I my mamy się brać za ręce z Moskalami, my rodacy Ś. Kazimierza,
Ś. Stanisława i błog. Józafata, rodacy Zawiszów Czarnych, Żółkiewskich,
Sobieskich, i to jeszcze z rewolucjonistami moskiewskimi? Zaprawdę
wszelki radykalizm zły i niebezpieczny, wszakże najgorszy i
najniebezpieczniejszy radykalizm rosyjski.
W radykalizmie europejskim
tkwią jeszcze jakieś pierwiastki chrześcijańskie, które bezwzględni
przeobraziciele jak na przykład Proudhon, Stirner, Bruno Bauer
i inni podobni, przesądami mienią; w radykalizmie europejskim
pełno niekonsekwencji uczuciowej i zawsze więcej namiętności
niż obrachowania, szału niż zwierzęcego okrucieństwa. Przeciwnie
u radykalistów Moskali, tam na spodzie nienawiść naga, chłodna
i zwierzęca, nienawiść nie miarkowana żadnymi względami, niepowstrzymana
żadnym poruszeniem serca. U Moskali starej szkoły napotyka się
i dobroduszność słowiańską i pobożność gorącą acz zabobonną,
i współczucie dla nieszczęścia i litość i uczynki miłosierne;
u radykalistów moskiewskich wszystko się do wymagań nieubłaganego
systematu stosuje. Otchłań to nieskończona, którą jeno bliższa
znajomość historii rosyjskiej rozświecić może. Jedna Moskwa
była w stanie wydać Iwana Groźnego i Pugaczewa.
Nawet uczucia narodowego
nie znają moskiewscy radykaliści. Nigdy Polak nie będzie systematycznie
nędz swoich współbraci i kraju swojego odkrywał. Podniesie skargę
w chwili rozdrażnienia, potem pożałuje popędliwości swojej i
odstąpi. Rosjanin wykształcony, czy radykalista czy nie, ale
szczególniej radykalista, czuje osobliwe zadowolenie, gdy mu
przychodzi odkrywać rany ojczyzny swojej i gniazdo swoje kalać.
Polacy w zbliżeniu z Rosjanami
stracić jeno mogą. Niestety powiedzmy sobie, już wiele stracili.
Z jakiegoż to natchnienia idą u nas morderstwa polityczne, gdzie
źródło tej żelaznej, ale srogiej logiki rewolucyjnej, objawiającej
się czynami, na jakie wzdrygała się zawsze stara zacność polska
i chrześcijański zmysł narodu? Wszystkiego tego nauczyli się
rodacy nasi od Moskali. Mistrzami byli tu ci, co kazali zapalać
pożary petersburskie i co pisali w odezwach: "chwyć za
topór i zabijaj".
W podwójny a zawsze przymusowy,
o ile idzie o nieszczęśliwych ziomków naszych, sposób, zetknęli
się i stykają Polacy z Moskalami. Jednych nieubłagana srogość
rządu posyła ciągle na Sybir i w głąb Rosji, drudzy służą w
wojsku rosyjskim, urzędują w biurach rosyjskich, lub słuchają
nauk na rosyjskich uniwersytetach. Tamci idą na wygnanie często
w usposobieniu religijnym, niekiedy wytrawieni przeciwnością
i dojrzewający nieszczęściem, zawsze uzbrojeni tarczą serdecznego
patriotyzmu. Ci wynoszą z sobą albo wyrabiają w sobie ujemne
jedynie uczucia: nienawiść dla ciemięzców i chęć odwetu. Stąd
dwa nowe żywioły w społeczeństwie polskim: żywioł sybirski starszy,
poważny, wytrawny, głęboko uczuciowy, trochę za mistyczny, ale
uderzająco szlachetny, i żywioł młodszy, bardziej ruchliwy,
energiczniejszy, wojskowy lub cywilny, nachylający się ku mniemaniom,
że zręczność i hart wszystkim, że moralność konwencją a religia
przesądem, i że przyszła epoka odnowienia świata drogą burzenia
i krwawego przymusu. Niektórzy w tym kierunku dochodzą do postawienia
ekonomii politycznej w miejsce chrześcijaństwa i do ubóstwienia
interesu, większa jednak część pozostaje w obrębach szlachetniejszego
ideału. Nie przeczymy, iż u wychowanków polskich rosyjskiej
szkoły wyrobiło się wiele przymiotów nieznanych dawniej Polakom,
że mają oni więcej hartu, konsekwencji, niezłomnej wytrwałości;
wszelako to, co przynoszą, jest w każdym razie bardzo niebezpieczne
dla Polski. Sybirczycy dodają do moralnej siły w kierunku historycznej
myśli narodu; tamci drudzy przeciwnie odzierają życie z tradycji,
i ze świadomością albo nieświadomie przysposabiają ruinę wszystkiego,
co nam najdroższe, na korzyść jakiejś ogólnej humanitarnej idei.
Co się tyczy właściwego politycznego
przymierza z rewolucją rosyjską, w każdym razie wyszłoby ono
na niekorzyść ojczyzny naszej. W dzisiejszym położeniu rzeczy
Polacy mogliby jedynie być wzięci za narzędzie, za karczowników.
Daleko roztropniej czekać aż rozkład społeczny w Rosji posunie
się dalej, osłabi jej organizm i porę sposobną nastręczy. Po
co zawsze wyprzedzać wypadki wyobraźnią i czynem i przez tę
niespokojną skwapliwość narażać kraj na ciężkie, często niepowetowane
straty i na wycieńczenie?
Niektórzy z marzących o zemście
już nie po długich wiekach jak w Irydionie, ale prędko, natychmiast
prawie, jak u Walenroda, mówią rzeczy przypominające słowa Almanzora:
Pocałowaniem wszczepiłem w duszę
Jad, co was będzie pożerał,
Patrzcie ach patrzcie na me katusze,
Wy tak musicie umierać.
Nasamprzód to mówił Muzułmanin
a my jesteśmy dzieci narodu chrześcijańskiego, co sprowadzał
zawsze błogosławieństwa na sąsiadów swoich i tylko tymi samymi
podnieść się mógł czynnikami, za pomocą których w pełni istnienia
swego żył i działał, a po wtóre przecież my wcale nie chcemy
umierać jak Almanzor, ginąć byleby tylko zemstę zaspokoić. Wiele
jadowitych stworzeń marnieje po ukąszeniu; to nie nasze przeznaczenie,
nie nasza z wolnego i oświeconego wyboru dola.
O zgubnych następstwach bliskiego
związku z radykalizmem europejskim mówiliśmy nieraz. Radykalizm
ten świadomie lub nieświadomie dąży do zniweczenia wszystkiego,
co istnieje, aby na ruinach wznieść nowy wielki organizm. Radykaliści
ufają, że mogą porządkować i budować, my przekonani jesteśmy,
że tkwią w błędzie i że chcąc nie stopniowych przemian i godziwych
ulepszeń, co słuszna, jeno całkowitego przewrotu, gotują, w
przypuszczeniu, że się im powiedzie, zgubę europejskiemu społeczeństwu.
Kościół nie zginie, Kościół z oświatą, w ślad za nim idącą i
potrzebującą od niego soków żywotnych, przeniesie się gdzie
indziej i może w podobnym razie Ameryka się przed nim otworzy;
ale towarzystwo europejskie znikczemnieje i upadnie w zapasach
anarchii z despotyzmem. I niech nikt nie twierdzi, że w radykalizmie
są odcienia i stopnie; twierdzenie takie dowodzi jeno zaślepienia
lub dobrodusznej chęci zaspokojenia siebie i drugich. Obszerną
jest niwa radykalizmu a pochyłą, i bądź co bądź Garibaldiego
i Wiktora Hugo ciągną Mazzini i Ledru Rollin, tych trzymają
socjaliści, a na samym dnie znajdują się potężni bezwzględnością
swoją skrajni Hegliści i Proudhon. Nie dość na tym, wszystko
tam powiązane jest w jeden organizm wolnomularski i węglarski,
którego środek ciężkości dziś jeszcze blisko wierzchołka góry,
ale jednak powoli stacza się ku przepaści. Otóż Polacy w tej
sferze albo się czują obcymi i opuszczają ją co prędzej albo
się psują do gruntu. Najpiękniejsze strony duszy polskiej, wiara,
przywiązanie do narodowości, cześć dla tradycji historycznej
i starego obyczaju, uważane są przez radykalistów za zabobony,
których czasem używają za środek, ale których niebawem chcą
się pozbyć na zawsze. W tej mierze wszystko jasno i oczywiście
uderza i mniemamy, że obszerniejszy wykład byłby zbyteczny dla
takich, którzy mają uszy do słuchania i dobrą wolę ku zrozumieniu
prawdy. Rzeczywiście sojusz z rewolucją, czyli inaczej mówiąc
z radykalizmem, zamieszanie tylko, rozdwojenie i zepsucie do
ducha polskiego wprowadzić może. Sojusz podobny jest zarazem
niepolityczny, bo zraża i odstręcza te wszystkie żywioły, potężne
istotnie, które połączone są z nami najsilniejszymi węzłami,
bo węzłami wiary, historycznych wspomnień i oświaty wspólnej.
Od radykalistów europejskich
wiele już rzeczy i niedobrych rzeczy pożyczono sobie u nas.
Nie wspomnimy o niedowiarstwie, luźności pojęć, co do obyczajów,
o wstręcie do wszelkiej reguły, o skwapliwości do byle jakiej
opozycji, i o lekceważeniu wszelkiej
władzy jako władzy; bo te wszystkie rzeczy zajmowały nas już
wielokrotnie i jeszcze pewnie wrócimy do nich nieraz. Obecnie
na niektóre tylko niekoniecznie nowe, ale wybitniejsze w czasie
naszym złe lub błędne usposobienia przycisk położymy.
Uważaliśmy już od dawna i
wspominaliśmy to kiedyś, że ci, którzy najmocniej (a mieliby
słuszność, gdyby tak było) zarzucają Jezuitom hołdowanie maksymie:
cel uświęca środki, sami teraz rozgrzeszają wszystko,
pozwalają na wszystko i użyliby wszystkiego, skoro idzie o domniemaną
korzyść sprawy narodowej. My gorąco pragniemy, aby w sumienie
narodowe wkorzenił się niezawodny i bezpieczny pewnik, że i
największy cel "nieodwszetecznia podłych dróg", jak
pięknie mówi poeta, i dlatego bolejemy nad rozbratem,
który spostrzegamy u nas między szlachetnym często uniesieniem
i gorliwą, zdolną do poświęceń ochotą, a wiernością dla prawd
nigdy, nigdzie i dla żadnej rzeczy nieulegających i nie mogących
ulec zmianie.
Idźmy dalej. W naszym nieszczęśliwym
położeniu powinni byśmy, nie poświęcając zasad, mieć wiele wymiarkowania
jedni dla drugich, powinni byśmy naśladować rozrzucone po świecie
dzieci Izraela; tymczasem między nami dzieje się inaczej, zwłaszcza
od strony wyznającej opinie skrajne. Polacy mówią dużo o tolerancji,
a zwykle nie rozumieją, co to jest tolerancja, i z samegoż błędnego
stawiania kwestii ucisk, przymus i rozdwojenie wyprowadzają.
Tolerancję, w uczciwym wyrazu tego znaczeniu, mieć może ten
jedynie, który żywi w sobie głębokie przekonanie i dla miłości
bliźniego powściąga się czy w postępowaniu, czy nawet w objawiania
myśli swojej. Obojętny nie toleruje, tylko nie dba. Owóż póki
umysły i serca polskie były silnie i wyłącznie prawie zaprzątnięte
kwestiami religijnymi, godziło się o tolerancji religijnej mówić,
zalecać tolerancję religijną. Dziś można tylko zalecać tolerancję
polityczną, dlatego, że dziś wszystkie namiętności i prawie
całe zajęcie umysłowe przeniosły się na pole polityczne. Kto
obecnie o tolerancji religijnej rozprawia, nietolerancję zarzuca,
z tolerancją się popisuje, pokazuje, że jest człowiekiem słabych
lub zgoła żadnych przekonań religijnych, i że wymaga od drugich,
aby już nie rozerwania unikali, jeno ustępowali z przekonań
swoich. W polityce u ludzi, których nie dzielą wprost przeciwne
sobie pojęcia, tolerancja bardzo potrzebna; tymczasem w polityce
nie ma tolerancji, ponieważ radykalizm niewyrzekający się ani
religii ani narodowości, a zatem nie ujemny i tylko posługujący
się zdaniami i środkami ujemnego radykalizmu europejskiego,
nie rozumie innego sposobu jak terroryzm.
Innym fatalnym objawem jest
dziwne u wielu przekonanie, iż młodzież najlepiej rozumie sprawę
narodową, iż ona nią najlepiej pokierować zdolna. Że młodzież
sama tuszy dobrze o sobie, to rzecz naturalna, tak było od początku
świata; ale że starsi wbrew mądrości narodów i doświadczenia
historii, powtarzają niebaczne obietnice i niebaczne słowa Ody
do miłości, albo śpiewają w kościołach: "wspieraj zamiary
szlachetnej młodzieży", to przechodzi wszelkie pojęcie,
to każdego głębiej rzeczy biorącego ciężko trapi.
Jesteśmy chrześcijanami,
wierzymy, że w Księgach Starego i Nowego Zakonu tkwi natchnienie
Ducha św., patrzmy, co Pismo św. trzyma o radzie od młodych.
W III Księdze Królewskiej (XII, 13. 14. 15.) czytamy:
"Odpowiedział król ludowi srogo, opuściwszy radę starszych,
którą mu byli dali, i mówił do nich według rady młodzieńców...
bo się był Pan odwrócił od niego". W II znowu Księdze Paralipomenon
(X, 8. 10. 14.) znajdujemy, co następuje: "Opuścił
radę starszych, a z młodymi zaczął radę. I mówił do nich...
a oni odpowiedzieli jako młodzieńcy... I król opuścił radę starszych
i uczynił wedle woli młodzieńczej". W obu razach nastąpiły
klęski. A nie tylko Pismo ś., ale wszyscy mędrcy, historycy,
moraliści przestrzegają od rad i zamiarów, które od młodych,
niedoświadczonych pochodzą. Skądże nam mniemanie, że się bieg
przyrodzony świata odmienił?
I to nas kłopoce, że się
już w Polsce nauczono w piemonckiej szkole używać systematycznych
kłamstw, aby działać na opinię publiczną w kraju i za granicą.
Broń to zatruta i zawsze się w ręku złamie.
Wskazujemy raczej niźli zgłębiamy;
dziś nie czas na obszerne wywody.
Na zakończenie jedna uwaga
dla tych, co pracują w kierunku organicznym. Ich położenie najcięższe
i najtrudniejsze; mozolą się, trwają przy robocie, nagle przychodzi
zawierucha i obala wszystko, co zapracowali. Nie dość na tym,
nie dla nich wziętość i chwała ziemska, nie dla nich zaufanie
współziomków. Całą zasługę patriotyzmu gorącego przypisują sobie
i jako swój przywilej wyłączny uważają ci, co się trzymają kolei
tajnych związków i mechanicznych wysileń. Niechaj to wszystko
nie zraża ludzi obowiązku. Ich dolę ciężką, to prawda, co chwila
trzeba na nowo rozpoczynać; ale ich zasługa wysoka. Jeżeli nie
mają bezinteresowności opartej na rzeczywistej chrześcijańskiej
podstawie, jeśli szukają siebie, sukcesu lub głośnego uznania,
nie są dobrymi sługami Ojczyzny.
My w każdym razie chcemy
się jeszcze spodziewać, że u nas ludzi istotnego poświęcenia,
ludzi z odwagą cywilną nie brak, i że się im uda niebezpieczeństwa
już czerniejące na horyzoncie oddalić.