Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Janowi Koźmianowi
Jan Koźmian - Chwila obecna
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 1004 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Artykuł z 1863, wydany następnie w pismach Jana Koźmiana, Poznań, 1881, t. III, s. 65-68.

Zagrzmiały znowu nad Polską sądy Boże, znowu się krwawią rany ojczyzny. Wielka dziewięćdziesięcioletnia krzywda nasza raz jeszcze odzywa się do świata nie skargą i jękiem, ale protestem zbrojnym. Takie przejście zawsze bardzo ważne w życiu narodowym, taka chwila zawsze uroczysta, bo cokolwiek nastąpi, w nowe z wielu względów kształty i obowiązki i roboty się ułożą.

Wszyscyśmy do głębi przejęci i poruszeni, a oprócz tego każdy, kto się rachuje z powinnością swoją, czuje konieczność wejść w siebie i rozpatrzyć w sumieniu, czego od niego wymaga miłość ojczyzny, czego wzgląd na pożytek sprawy.

Przed kilkoma tygodniami wszyscy patrioci polscy rozumiejący, co to jest odpowiedzialność za mowy i za czyny, wstrzymywali od ruchu i przyznawali się śmiało do ostrożności. Uważając i potępiając w nakazanej brance niegodziwy środek polityczny, wszyscy bez różnicy stronnictw i zdań pracowali na to, aby powściągnąć oburzenie narodu. Dziś nastąpił wybuch i wobec faktu dokonanego podzieliły się mniemania.

Któż ma po sobie prawdę, czy ci, którzy wiele się spodziewają po rozpaczliwym wysileniu, czy ci, którzy myślą, że droga to bardzo niepewna i że niekoniecznie do wspólnego dla jednych i dla drugich celu prowadzi?

Zapytanie zaiste wielkie! Dziś nie pora w całej je rozciągłości rozbierać. Wystarczy, gdy powiemy, że jakeśmy widzieli naprzód i razem z drugimi niepodobieństwo wygranej wobec obojętnego a miejscami nieprzychylnego usposobienia masy narodu, to jest włościan, i wobec mało posuniętego wewnętrznego rozkładu w Rosji, tak i teraz, choć inni zmienili przeświadczenie, nas to samo niepodobieństwo kłopoce.

Nie objawialibyśmy głośno zdania naszego teraz, gdyby tylko szło o stanowisko teoretyczne lub o to gorzkie a mizerne zadowolenie na później, że się przewidziało i zapowiedziało klęski, dotąd zwykle prawdopodobniejsze w naszym położeniu niźli pomyślność; bo chociaż mniemamy, że nie można, że nie godzi się rozumu poświęcać sercu i przepoławiać człowieka wtedy, gdy właśnie potrzebuje on wszystkich władz duszy swojej do męskich postanowień, ciężko nam i bardzo ciężko głos zabierać wobec lejącej się krwi szlachetnej i czystej, wobec gotowych i rwących się naprzód poświęceń, wobec mordów i pożóg, jakie szerzy dzicz moskiewska i wobec przewrotnych kombinacji polityki; ale choć łatwiej i wygodniej milczeć, musimy mówić, bo każe sumienie.

Dziś u nas chodzi o to, czy trzeba koniecznie wszystko poświęcić dla solidarności narodowej, która jest niezawodnie wielkim obowiązkiem, i czy przyszła pora ostatecznych wysileń?

My odpowiadamy z przekonaniem głębokim, zwłaszcza co do tej części kraju, do której należymy, że jeszcze godzina zastanowienia się nie minęła.

Narodom nie przystało rzucać się w kolej azardów na ślepo; one powinny patrzeć prawdopodobieństwa wygranej.

Prawda, wielkie jest znaczenie krwi przelanej, męczeństwa, cierpienia. Te wszystkie rzeczy posiadają niezrównaną mistyczną siłę, którą uznajemy. Z tym wszystkim ileż dotąd krwi i poświęceń wydaliśmy a jednak wyzwolenie nie przyszło. I czy podobna zaręczyć, że dzisiejsze ofiary szalę miłosierdzia Bożego na naszą stronę przechylą?

Zresztą inne części Polski zasobniejsze są i silniejsze w sobie, każda z nich może wytrzymać i przetrzymać klęski ciężkie. Myśmy osłabieni wielce, a skoro w uniesieniu szlachetnym lecz nieoględnym poświęcimy takie rzeczy, które stanowią źródło lub podporę życia krajowego, jakąż wielką, jakąż trudną do wynagrodzenia szkodę poniesiemy.

Przysłuchajmy się, co mówią ci, których nieprzejednaną niechęć znamy; oni by radzi całą młodzież naszą popchnąć, widzieć wszystkie zasoby nasze rzucone co prędzej na ofiarę.

Dotąd za każdym wstrząśnieniem tracił w prowincji naszej na sile żywioł polski, a żywioł obcy wzmagał się. Nie zamykajmy oczu na tę oczywistą prawdę.

I to prawda, że usiłowania przedsiębrane w źle obmyślaną chwilę słabymi nas czyniły wtedy, gdy czas istotnie sposobny nadszedł.

Słychać tu i ówdzie, że ruch dzisiejszy dlatego ważny szczególniej, że w nim po raz pierwszy występuje wybitniej stan średni. Najzupełniej przeczymy, żeby tak było w istocie. Dotąd przy każdej sposobności wszystkie klasy narodu ochoczość do poświęceń pokazywały. Nikt nie upatrywał różnic pod Kościuszką i w czasach napoleońskich; w r. 1831 i mieszczanie i włościanie spieszyli hurmem w szeregi narodowe. Dzisiaj we wszystkich warstwach społecznych widać z jednej strony skwapliwość, z drugiej powstrzymanie się, w powstaniu wszystkie z wyjątkiem włościan licznych przedstawicieli mają. Przecież co chwila to o dowódcach, to o poległych ze szlacheckimi nazwiskami słyszymy. Dodamy jedną jeszcze okoliczność, objaśniającą niezmiernie położenie kraju i zaprzeczającą jakimś niby stanowym rozróżnieniom: wiadomą jest powszechnie rzeczą, że między przywódcami w kierunku pracy organicznej większość należała i bodaj należy do klasy, którą zwą średnią. Ach! nie rozdzielajmy i nie rozróżniajmy tam, gdzie rozdział nie nastąpił fatalnie, owszem bierzmy się razem do mozolnej pracy, aby znieść chwilowe poróżnienia, które zręczna polityka wywołała i powtarzajmy za wieszczeni "jeden tylko jeden cud, szlachta polska polski lud".

W tej chwili pojawiać się zaczyna rzecz niemałej doniosłości. Głos opinii publicznej we Francji, w Anglii, w Szwecji, we Włoszech, w Austrii, nawet w Prusach, ozwał się z siłą wielką, ocknęły się w sumieniach wyrzuty, które nie przestaną trapić narodów póki sprawiedliwość całkowita Polsce wymierzoną nie będzie. Odżyło przekonanie, iż Europa nie znajdzie spokoju, aż chyba kiedy krzywdę nam wyrządzoną nagrodzi. W Izbach angielskich usłyszeliśmy wymowne głosy, w Izbie berlińskiej sprawa nasza poniewierana niedawno, wywołała niesłychaną burzę parlamentarną. Co więcej pół-urzędowe dzienniki francuskie i angielskie przemawiają silnie za potrzebą podniesienia kwestii polskiej i zasłonięcia narodu polskiego od dalszych nieszczęść. Nie przeczymy, że ma to swoją wagę i znaczną; wszelako nie spuszczajmy się zanadto na obietnice i na dobre a niezawodnie szczere obecnie słowa z zagranicy. Niedawno przesadzano u nas w jedną stronę: była skłonność powtarzać, że nie godzi się oczekiwać czegoś od obcych, że sami sobie wystarczymy; teraz bodaj chylą się umysły i zbyt łacno chylą w drugą ostateczność. Zapewne, godzi się oczekiwać, ze interwencja mocarstw wymoże cofnięcie tej konwencji, która choć zamierzona przeciw nam, z wielu względów służy naszej sprawie; zapewne łacno przewidzieć, że wdanie się gabinetów zasłoni kraj od zbyt ciężkich klęsk i odwetów w razie nieudania się powstania; zapewne możemy się spodziewać, że kwestia polska zajmie odtąd miejsce między innymi kwestiami uznanymi, czyli jak się wyrażają Anglicy "kwestiami otworzonymi", ale więcej przypuszczać trudno. Pamiętamy rok 1831: nie zabrakło wtedy i współczucia publicznego i nacisku opinii i głosów wymownych i pocieszających oświadczeń, a jednak skończyło się na niczym. Niezawodnie polityka dzisiejsza wyższą jest i śmielszą od polityki Ludwika Filipa; wszelako Francja wojny nie wypowie zaraz, a my, zwłaszcza w naszej prowincji, łacno ponieść możemy straty, których się nie powetuje i które i tą nam jeszcze szkodę przyniosą, że dostarczą później przeciw nam argumentów ku utrudnieniu, iżby słuszne nasze żądania w całej rozciągłości za słuszne przyznano.

To, co tu mówimy, mówimy dla ludzi, na których ciąży odpowiedzialność za drugich. Młodzieży nie wstrzymają przedstawienia i rozumowania choćby najoczywistsze. Młodzież ma jedną myśl, jedno uczucie i z uniesieniem wita porę urzeczywistnienia ideałów swoich. Jej się nie dziwimy.

Rozważniejsi patrioci muszą zastanawiać się. Przecież wszyscy pomimo wzruszenia nieuchronnego i wyłącznego zajęcia, jakie w nich budzą wypadki w Królestwie, są jednak w stanie rozporządzać sprawami osobistymi, nawet interesami małego znaczenia; niechajże nie odrzucają na bok tej czerstwości umysłowej i tego skupienia, gdy idzie o rzecz takiej wagi jak pomyślność ojczyzny.

Nie czas teraz na spory czy jedni czy drudzy lepiej Polskę miłujemy; wszyscy ją kochamy, a Pan Bóg sądzi, kto kocha goręcej i bezinteresowniej. Nie chciejmy pierwszymi się czynić, to by znaczyło, że myślimy, iż zwycięstwo bliskie i że przezorność każe o nagrodę się starać. Jeszcze w każdym razie dużo trudu i dużo poświęcenia czeka Polaków.

Wypowiedzieliśmy przekonanie nasze zwięźle, jak przystało na czasy dzisiejsze, ale szczerze jak mamy powinność wydając pismo publiczne, które nie może usunąć się w takich razach i zamilknąć.

Przyszłość nie niepokoi nas zbytecznie. Ufamy Panu Bogu, który i z klęsk często coś dobrego wyprowadza, Raczej nam chodzi o to, żeby ludzie działający w pełności swojej wolnej woli, wszystkie obowiązki dobrze rozważyli i zrozumieli. Myśmy nie jeno uczuciem choćby najszlachetniejszym, ale bacznością na dobro kraju, doświadczeniem i roztropnością kierować się powinni.

W Panu Bogu najsilniejsza nadzieja nasza w tej trudnej chwili. Wie on ileśmy wycierpieli i z jakimi nieprzyjaciółmi do walczenia mamy, zna zamiary na zgubę naszą powzięte i nie pozwoli byśmy upadli. Miłosierdzie Jego bez granic, więc choć wieleśmy zawinili i nie dość odpokutowali, wolno nam spodziewać się, że zmiłowanie nadejdzie. Czy rychło? To tajemnica Boża. W każdym razie my nigdy złożyć nie możemy wiary w sprawiedliwość ostateczną, przekonania, że sprawa nasza słuszna, i ufności, że cokolwiek dziś nastąpi przemoże ona w końcu wszelkie niepowodzenia, wszelkie błędy zwycięży.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,121315 sekund(y)