Trwa dyskusja o skutkach dla Polski ostatniego szczytu
Unii Europejskiej. PiS przedstawia je jako sukces, twierdząc, że wynegocjowano
tyle, ile było możliwe. Opozycja jest znacznie mniej zadowolona, wytykając rządowi
błędy negocjacyjne i paradoksalnie zbyt duże ustępstwa w końcowej fazie rozmów.
Póki co nie posuwa się jednak do totalnej krytyki. Trudno było spodziewać się
innych stanowisk. Można też śmiało założyć, że przy okazji kolejnych istotnych
rozstrzygnięć dla Polski, głosy rozłożą się podobnie. Z tym może zastrzeżeniem,
że jeśli wówczas rząd nie zdecyduje się na zawarcie kompromisu, będzie
oskarżony o dogmatyczne trwanie przy swoim stanowisku i narażenie tym samym
Polski na izolację. Z tych politycznych figur wynika w gruncie rzeczy niewiele.
Polityka zagraniczna jest obszarem, gdzie łatwiej o tonowanie emocji
politycznego konfliktu, ale chęć wykazania swojej wyższości i wytknięcia
ułomności innych partii zawsze będzie ważną motywacją. Jeśli więc chcemy poznać
bardziej miarodajne oceny tego, co stało się w nocy z piątku na sobotę w
Brukseli, słuchajmy raczej ekspertów a nie polityków.
Kłopot w tym, że zaplecze eksperckie dla polskiej polityki
w Unii Europejskiej bynajmniej nie jest imponujące. Istnieje co prawda parę
profesjonalnych instytucji (np. Centrum Europejskie Natolin, Instytut
Sobieskiego), zajmujących się tymi zagadnieniami, ale jak na skalę wyzwania, to
stanowczo za mało. Poza nielicznymi wyjątkami (jak „Nowa Europa” i
„Międzynarodowy Przegląd Polityczny”) brakuje dobrych pism traktujących o
polityce europejskiej. Rzadko powstają książki wyjaśniające kulisy dyplomacji w
ramach UE i proponujące polskie stanowisko (jednym z wyjątków jest „Porwanie
Europy” Marka A. Cichockiego, negocjatora w czasie ostatniego szczytu). Uniwersyteckie
katedry stosunków międzynarodowych nie stają na wysokości zadania, zbyt często
skupiając się na teorii, za mało uwagi poświęcając praktyce. Ponadto są zwykle zdominowane
przez wyjątkowo mało twórcze środowiska euroentuzjastyczne, niezdolne do
chłodnej analizy mechanizmów rządzących polityką w ramach UE. Także
eurosceptycy potrafią zasklepić się w dogmatycznej niechęci wobec Unii.
Eurorealizm, wyzbyty ideologicznych uprzedzeń i zachwytów, wciąż jest rzadką
cnotą.
Słabość zaplecza eksperckiego przekłada się na skuteczność
polskiej polityki zagranicznej. Ostatnie negocjacje potwierdziły to, co wiadomo
od dawna, a z czego zdajemy się nie wyciągać stosownych wniosków. Sprawne
forsowanie swoich interesów w UE zależy w znacznej mierze od pozyskiwania
sojuszników i umiejętności przewidywania posunięć rywali. O ile byłoby to
łatwiejsze, gdybyśmy dysponowali ośrodkami analitycznymi, zdolnymi analizować
politykę i interesy poszczególnych państw członkowskich. W przypadku największych
krajów UE – Niemiec, Anglii, Francji – sytuacja nie wygląda jeszcze tak źle,
gdyż są one częstym przedmiotem badań, nawet jeśli ich efekty pozostawiają
wiele do życzenia. Próżno jednak szukać instytucji, które dostarczałyby
wszechstronnej wiedzy o ważnych z punktu widzenia polskich interesów aspektach
polityki hiszpańskiej, portugalskiej, irlandzkiej, włoskiej, czy duńskiej. Szczególnie
zawstydzające są zaniedbania w badaniach i analizach poświęconych Europie
Środkowej. Czechy, Węgry, Słowacja – w sensie politycznym – stały się dla nas
niemal ziemią nieznaną. Nie jest to dobry fundament do projektowania doraźnych
i strategicznych koalicji na rzecz forsowania polskich interesów za cenę
wsparcia interesów naszych partnerów w innych sprawach. Nie należy co prawda
przeceniać możliwości dyplomacji tego typu. Nie zawsze uda się pozyskać
wsparcie i trzeba się pogodzić, że czasem Polska pozostanie osamotniona. Nie
należy jednak z góry ograniczać swoich możliwości działania, a brak zaplecza
eksperckiego do tego wprost prowadzi.
Politycy zgodnie podkreślają wagę polityki zagranicznej.
Twierdzą – choć nie zawsze sami pozostają wierni temu założeniu - że powinna
być ona przedmiotem porozumienia ponad podziałami. Warto byłoby, aby zgodnie
wsparli budowę zaplecza eksperckiego z prawdziwego zdarzenia. Bez niego,
niezależnie kto będzie Polską rządzić, nasza polityka w ramach UE pozostanie
ułomna.
Tekst ukazał się w „Dzienniku Polskim” (26 czerwca 2007)
|