(za: Bierny bilans handlowy,
Kraków 1928, ss. 426-433, 437-439)
Pierwsze dziesięciolecie
zmartwychwstałej państwowości polskiej, które upływa w tych dniach,
zapisało się złotymi głoskami na kartach naszych dziejów szeregiem zwycięstw
i powodzeń w polityce zagranicznej. Nie czuję się powołanym
do rozpatrywania ubiegłego dziesięciolecia pod tym kątem widzenia. Mam
zamiar ograniczyć się do kilku uwag na temat rozwoju polityki wewnętrznej:
chcę pisać o dziejach polskiego etatyzmu. Będę się starał wykazać,
że zjawisko to jest najistotniejszym znamieniem ewolucji naszego ustroju
państwowego i że ustosunkowanie się do tego zagadnienia ma rozstrzygające
znaczenie dla naszej przyszłości. [...]
W XIX stuleciu w wielu państwach (w
niektórych już znacznie wcześniej) zwyciężał liberalizm. Rządy poznosiły
średniowieczne ograniczenia religijne, polityczne, ekonomiczne, np.
ustawodawstwo cechowe. Pod koniec tego stulecia nastąpił zwrot w kierunku
przeciwnym. Zakres działania państwa szybko i znacznie wzrasta
w najróżnorodniejszych kierunkach. Wstępujemy w okres etatyzmu. Poprzedni
okres liberalny, mimo ścieśnienia wszechwładzy państwa, był równocześnie
okresem nieznanego dotychczas w dziejach rozkwitu mocarstwowych sił
państwa. Państwa XIX stulecia przewyższają znacznie państwa dawniejsze
militarną i finansową potęgą. Anglia równocześnie urzeczywistnia w wysokim
stopniu ideały liberalne i w rzędzie mocarstw zdobywa pierwsze miejsce.
Pojmuję etatyzm jako zupełną antytezę
polityki liberalnej, o ile chodzi o dobór środków osiągnięcia ostatecznych
celów. Nie ma różnicy zasadniczej w określeniu celów. Jedna i druga
polityka dąży do wzmocnienia państwa jako takiego, a zarazem do
spotęgowania rozwoju jednostki. Różnica polega na tym, że etatyzm
w rozszerzeniu zakresu działania państwa widzi niezawodny środek
utrwalenia podstaw mocarstwowej siły państwa, która sama przez się
zabezpiecza możliwie najlepszy rozwój jednostkom, zamieszkującym granice
tego państwa. Natomiast poplecznicy liberalizmu stale i powszechnie dążą
przede wszystkim do spotęgowania życia indywidualnego przez zrzucenie
więzów etatystycznych, krępujących swobodny rozwój jednostki,
uniemożliwiających jej zdobycie pełni sił cielesnych i duchowych, na którą
ją stać. Wolność indywidualną uważają za pewny zadatek mocarstwowej siły
państwa.
Poplecznicy etatyzmu niejednokrotnie
zarzucają liberałom, że ich zamiarem jest osłabić państwo, a liberałowie
pomawiają obrońców etatyzmu o chęć unicestwienia rozwoju indywidualnego
jednostek. Oba twierdzenia są oczywiście mylne, o ile stanowić mają
charakterystykę zamiarów, przyświecających stronnikom jednego i drugiego
ustroju politycznego. Jeden i drugi zarzut może być słuszny tylko w tym
rozumieniu, że mimo woli poplecznicy tych dwóch systemów politycznych -
jedni osłabiają państwo, drudzy zbytnio krępują możliwości rozwoju
jednostek.
Przekonywującym dowodem, że etatyzm
zasadniczo nie odrzuca indywidualizmu, jest fakt, że wszyscy poplecznicy
etatyzmu wprawdzie zwalczają liberalizm gospodarczy, ale nie wszyscy
wyrzekają się liberalizmu w ogóle. Przed wielką wojną socjaliści,
stanowiący ośrodek sił etatystycznych, stawali w obronie demokracji
i wszelkiego liberalizmu z wyjątkiem ekonomicznego. Dopiero powojenny
faszyzm stał się ideologicznie najdoskonalszym, bo dobitnym, jasnym
i konsekwentnym wyrazicielem myśli etatystycznej dzięki przeciwstawieniu
się liberalizmowi w ogóle. Socjalizm wywodzi się wprost z rewolucji
francuskiej. Mussolini śmiało i wyraźnie potępia jej hasła równości
i wolności w imię wszechwładzy państwa, stanowiącej dla jednostek dobro
najwyższe, jedynie umożliwiające skuteczną i trwałą realizację wszelkich
innych dóbr indywidualnych. Atoli ideologia jego jest zjawiskiem raczej
odosobnionym, które pojawiło się dopiero przed kilku laty, gdy tymczasem
postępy etatyzmu w walce z liberalizmem są o wiele wcześniejsze. [...]
Poplecznicy etatyzmu, a w szczególności
socjaliści, niejednokrotnie przyznają się do celów indywidualistycznych
i liberalnych, co oczywiście nie przesądza odpowiedzi na pytanie, czy
z dobrym skutkiem dążą do osiągnięcia tego celu. Może na ogół trafne
będzie stwierdzenie, że etatyzm, dojrzewając z biegiem czasu siłą rzeczy,
często wbrew woli swych zwolenników staje się czynnikiem
anty-indywidualistycznym. Daje się unosić fali dlatego, że znowu siłą
rzeczy, o wiele bardziej decydującą o przebiegu wypadków, niż na pierwszy
rzut oka zdać by się mogło, etatyzm, o ile chce się rozwijać i ostać, musi
się zwracać przeciwko wszystkim istotnym przejawom polityki liberalnej.
Etatyzm nolens volens musi "iść na całego", bo poszczególne człony
liberalizmu są nierozerwalnie z sobą związane. Razem rodzą się i razem
umierają. Poplecznikom etatyzmu zdawało się początkowo, że zwalczają
jedynie liberalizm gospodarczy, a równocześnie chronią i potęgują
pierwiastki liberalne ustroju politycznego. Tok wypadków rozwiał
złudzenia, zapoznające uwarunkowanie liberalizmu gospodarczego liberalnym
fundamentem politycznym.
Zwolennicy polityki liberalnej
krytycznie oceniali daleko posuniętą jednolitość władzy państwowej,
ponieważ uważali dzierżycieli władzy jednolitej za skłonnych do nadużycia
jej w duchu zbytnio krępującym swobodę jednostek. Liberalizm widzi
w podziale władzy na ustawodawczą, sądową i administracyjną trzy władze od
siebie mało zależne i wzajemnie się równoważące, a ich równowagę uważa za
środek osłabienia nacisku państwa na jednostkę i zabezpieczenia jej
wolności. Dla osiągnięcia tego samego celu, liberalizm ścieśnia zakres
działania państwa, wytwarzając osobne organy dla funkcji odebranych
państwu, skutkiem czego jednostka w systemie politycznym liberalnym
uczestniczy w różnych związkach społecznych. Ich współzawodnictwo
i ścieranie się zapewnia jednostce znaczną swobodę ruchów. Etatyzm,
zwłaszcza centralistyczny, skupiający dużo atrybucji w ręku państwa,
krępuje tym samym jednostkę.
Etatyzm podkopuje zasadniczo ustrój
liberalny, bo godzi w podział pracy i zróżnicowanie społeczeństwa.
W starożytności, jak i w wiekach średnich, albo państwo degraduje kościół
do rzędu religii państwowej, albo kościół stara się opanować państwo.
Kościół i państwo stanowią poniekąd całość, której rozszczepienie
w mniejszym lub większym stopniu staje się wynikiem postępów liberalizmu.
Wolność ekonomiczna jest niczym innym, jak tylko wytyczeniem dwóch po
części odrębnych sfer: politycznej i gospodarczej. Wedle teorii i praktyki
liberalnej rzeczą państwa jest obrona na zewnątrz, utrzymanie ładu i
zabezpieczenie własności prywatnej wewnątrz państwa, z równoczesnym
wyrzeczeniem się jakiegokolwiek gospodarowania bezpośredniego przez
państwo i oddziaływania na gospodarstwa prywatne, wyłącznie powołane do
wykonywania czynności gospodarczych z wykluczeniem państwa. Tylko państwu
liberalnemu znane jest zjawisko biednych polityków i bogaczy odsuniętych
od władzy. Prawniczo temu wyodrębnieniu sfery politycznej i gospodarczej
odpowiada rozróżnienie prawa publicznego i prywatnego. Liberalizm szuka
i znajduje zabezpieczenie wolności politycznej w podziale władz,
w zastrzeżeniu w znacznej mierze ustawodawstwa parlamentom, co łączy się
z próbami umniejszenia ich wpływu na administrację i sądownictwo.
Z podziałem władz i parlamentaryzmem idzie w parze zróżnicowanie funkcji
cywilnych i wojskowych.
Liberalizm uznaje prawo własności
i inne prawa podmiotowe jednostek. Różnicuje, a zarazem przeciwstawia
państwo i jednostkę. Etatyzm można metaforycznie określić jako zacieranie
usiłowań liberalnych zróżnicowania tych dwóch zjawisk. Ich rozróżnienie
przejawia się także jako przeciwstawienie państwa i społeczeństwa,
uzasadnione w ustroju liberalnym, zanikające w etatystycznym. Zazwyczaj
przez społeczeństwo rozumiemy działalność ludzką w wysokim stopniu
uniezależnioną od władz, a zatem w stosunku do nich samodzielną
i rozgrywającą się poza sferą ich czynności. Z chwilą szybkiego
i znacznego wzrostu zakresu działania władz społeczeństwa w znacznym
stopniu zlewa się z państwem w jedną całość.
Określiłem ogólnikowo ustosunkowanie
się liberalizmu do etatyzmu. Chcę uwypuklić to, co na ten temat
powiedziałem, nieco bliższym wniknięciem w walkę, którą etatyzm toczy
z liberalizmem na terenie politycznym, finansowym, ekonomicznym
i cywilizacyjnym.
Parlamentaryzm jest fortecą, wzniesioną
przez polityków liberalnych, z wyżyn której opanowali społeczeństwo.
Historycznie parlamentaryzm rozwija się równolegle z przywilejem
uchwalania całego budżetu, który wywalczyli sobie posłowie jako
pełnomocnicy opodatkowanych. Chodziło o to, żeby, umniejszając wydatki
państwowe do rozmiarów niezbędnych, zapobiec przerostowi biurokracji
i uciskowi podatkowemu. Parlamentaryzm stał się ostoją liberalizmu,
ponieważ w doskonałej swej formie polegał na tym, że stanowiska naczelne
w rządzie, fotele ministerialne przypadały w udziale wybrańcom ludu
z wykluczeniem urzędników, nie zasiadających w parlamencie. Ten system był
oczywistym ograniczeniem biurokracji. Posłowie zwalczali wszechwładzę
państwa gwoli ochrony wolności obywateli w najszerszym tego słowa
znaczeniu. Parlamentaryzm stał się liberalną formą ustroju politycznego
także dlatego, że stwarzał moralne usprawiedliwienie przymusu, wywieranego
przez państwo, warunkując go zgodą większości wybrańców ludu;
podlegającego owemu przymusowi. Tym sposobem przymus poniekąd przestawał
być naruszeniem wolności obywateli. Słowem, liberalizm przyoblekł się
w szaty parlamentaryzmu. Etatyzm je zrzucił.
Śledząc przebieg wypadków ostatnich lat
w różnych państwach, trudno nie zauważyć uderzającej równoległości między
rozwojem etatyzmu i osłabieniem żywotności ustroju parlamentarnego. Nie
zbieżność przypadkowa, a wzajemna współzależność jest trafnym wyrazem
ustosunkowania się tej równoległości.
Upadek parlamentaryzmu zazwyczaj
prędzej czy później doprowadzić musi albo do jego przywrócenia, albo do
przebudowy etatystycznej państwa. Jeżeli władcy państwa odmawiają ludowi
współudziału w rządzie, a równocześnie zostawiają mu mało ograniczoną
własność prywatną, wolność wyboru zawodu i przesiedlania się, a więc
wolność gospodarczą, wówczas zachodzi niebezpieczeństwo, że ci, co
w pierwszym rzędzie korzystają z tego stanu rzeczy, postarają się
o uzyskanie wolności politycznej i o współudział we władzy państwowej
gwoli zabezpieczenia swego stanu posiadania. Ażeby temu zapobiec, ci co
ograniczają swobody polityczne, często uszczuplają gospodarcze. Nie kładę
jednak nacisku na ten rozwój wypadków. Mam na myśli przede wszystkim
stosunek odwrotny, to znaczy oddziaływanie zwiększonego zakresu czynności
i wpływów państwa na układ sił politycznych w kierunku nieprzyjaznym
liberalizmowi i parlamentaryzmowi. [...]
Istnieje kategoria zarządzeń
państwowych, którą nazwałbym etatyzmem cywilizacyjnym. Mam na myśli
subwencjonowanie i nadzorowanie przez państwowych urzędników towarzystw
dobroczynnych, sportowych, literackich, naukowych, artystycznych. Państwo
nowoczesne niejednokrotnie rozwija bezpośrednio działalność w tych
wszystkich, tak różnorodnych kierunkach. Mało tego. Rozszerza niepomiernie
zakres moralności, którą chce narzucić przymusowym aparatem państwowym.
Czyż skądinąd liberalne Stany Zjednoczone nie zakazały na swym obszarze
wszelkiego wyrobu, przywozu i wywozu piwa, wina i wódki? Czyż obecny rząd
hiszpański nie objął władzy w imię sanacji moralnej?
Współczesny etatyzm w Rosji
bolszewickiej zakorzenił się najgłębiej. Występuje przeciw wolności
religijnej, bo oddał aparat państwowy w usługi agitacji, której celem jest
skłonić wszystkich mieszkańców Rosji do porzucenia wszelkiej religii
w imię zalet bezwyznaniowości. We Francji państwo stara się uzyskać wpływ
na życie rodzinne przez wysokie opodatkowanie bezżennych i bezdzietnych,
przez równoczesne przyznanie dużych ulg podatkowych i premii rodzinom
o licznym potomstwie.
Co prawda objawy te, jak dotąd, są
raczej wyjątkowe. Etatyzm współczesny nie ogranicza wolności religijnej.
Zachowuje się pobłażliwie, po części przychylnie wobec widocznej dążności
społeczeństwa do wynagradzania sobie zwiększonego nacisku politycznego
i ekonomicznego państwa pewnym rozluźnieniem spoistości węzła rodzinnego.
Nie widzę w tym obecnym stanie rzeczy obalenia tezy, wedle której etatyzm
staje do walki z wszelkiego rodzaju liberalizmem. Z biegiem czasu, gdy
etatyzm umocni się politycznie i ekonomicznie, w obronie swego
samozachowania nie omieszka poddać swym wpływom życia religijnego
i rodzinnego. Wspominałem o zwiastunach ewolucji w tym kierunku.
Moralność etatystyczna okazała się tak
wielkim niebezpieczeństwem, że wywołała liberalną reakcję ze strony, po
której najmniej można było się spodziewać podobnego kroku, bo z łona
Kościoła katolickiego. Często zbyt daleko sięgające żądania liberałów
rozdziału Kościoła od państwa, ich polityka zaboru dóbr kościelnych,
wywołały pozornie zasadniczy rozdźwięk między obozem liberalnym
a Kościołem katolickim. Ostatnio jednak okazało się, że Kościół nie
odrzuca w całości idei moralnych liberalizmu. W Stanach Zjednoczonych
Kościół zwalcza prohibicję. Potępił faszyzm włoski z powodu przesady
w określaniu państwa jako dobra najwyższego z ujmą dla innych walorów
moralnych.
Podobnej ewolucji uległ stosunek
angielskiego stronnictwa konserwatywnego do liberalizmu. Sto lat temu
torysi zwalczali dość bezwzględnie liberalizm. Dziś wobec wielkich
postępów etatyzmu angielska ideologia konserwatywna skłaniać się poczyna
do liberalizmu, odpowiadającego obecnym stosunkom.
Niepodobna wątpić o tym, że przeżywamy
okres znacznego kurczenia się pierwiastków liberalnych naszego ustroju
politycznego. Wedle definicji, którą postawiłem na wstępie, etatyzm jest
zupełnym przeciwieństwem liberalizmu. O wiele trudniej określić stosunek
etatyzmu do ideału demokratycznego.
Zakres działania państwa wzrasta. Atoli
obrońcy tej polityki przeważnie nie wywieszają sztandaru wyraźnej walki
z liberalizmem i demokracją. Niejednokrotnie jawnie potępiają liberalizm
gospodarczy, zastrzegając się równocześnie, że walczą usilnie w obronie
całego programu z wyłączeniem jego treści ekonomicznej. O wiele życzliwsze
stanowisko zajmują wobec haseł demokratycznych. Głoszą często zdanie, że
liberalizm tumanił lud pozorami demokracji parlamentarnej, ażeby tym
snadniej zwalczać demokrację ekonomiczną, której treścią wzbogacenie
ubogich. Z mniejszym lub większym naciskiem odrzekają się demokracji
parlamentarnej w imię urzeczywistnienia demokracji prawdziwej. W dobrej
wierze i nie bez żadnego uzasadnienia dowodzą, że etatyzm współczesny jest
na wskroś demokratyczny.
Przyznają jednak, że nie obstają
bezwarunkowo przy zasadach demokracji parlamentarnej. Wiemy już
z poprzednich wywodów, że etatyzm godzi w parlamentaryzm, bo parlamentarny
system rządzenia okazał się niezdolnym do urzeczywistnienia programu
szybkiego i znacznego rozszerzenia zakresu działania państwa. Toteż
etatyzm ostatecznie obala zasadę demokratyczną, wyrażającą się
współudziałem ludu w rządzeniu państwem za pośrednictwem parlamentu,
wybranego na zasadzie powszechnego głosowania.
Poplecznicy etatyzmu początkowo zdawali
sobie sprawę tylko z tego, że ich program przeciwstawia się liberalizmowi
gospodarczemu. Tok wypadków, współzależność wszystkich zjawisk społecznych
doprowadzała do zwalczania wszelkiego liberalizmu politycznego. W tym
stanie rzeczy poplecznicy etatyzmu powoli zauważyli, że podkopują
demokrację parlamentarną. Poczęli przyznawać, że ich program obejmuje
ograniczenie nie tylko liberalizmu gospodarczego, ale także demokracji
parlamentarnej w imię ostatecznego ugruntowania prawdziwej demokracji.
Wypadki dowiodły niemożności
ograniczenia liberalizmu gospodarczego bez obalenia liberalnego ustroju
politycznego.