Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Pawłowi Popielowi
Paweł Popiel - Félicité Robert de Lamennais

Strona poświęcona Pawłowi Popielowi
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 1538 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

† 1854[1]

Nawykliśmy lekceważyć wiek, w którym żyjemy; każde pokolenie ludzkości cierpi, bo takie jest przeznaczenie człowieka na ziemi, każde łudzi się, iż dawniej bywało lepiej, a że każde powtarza też same narzekania, sprawiedliwy wniosek, iż nigdy nie było dobrze, choć przeczyć nie można, iż epoki krytyczne są zwykle boleśniejsze. Mało wieków w historii, które by wywołały tyle narzekania jak wiek dziewiętnasty, spokojnie jednak i z dobrą zapatrując się na czas obecny wiarą, trudno nie przyznać, iż ma w sobie wiele dobrego, w każdym razie wiele lepszego jak przeszły. Pokolenie obecne jest świadkiem przekształcenia moralnego, zaprawdę mogącego się nazywać cudownym - można powiedzieć z wieszczem francuskim: "auras-tu done toujours des yeux pour ne point voir, peuple ingrat". Materializm XVIII wieku francuski i błąd spirytualizmu niemieckiego zapadają coraz głębiej, wiara, a co większa wiara z zastosowaniem praktycznym do życia społecznego, rośnie, świeci w nauce, poezji i sztuce, radzi czy nieradzi odwołują się do niej, a nadzieja jednych, równie jak obłuda drugich oddaje potędze jej świadectwo. - Że temu lat 40 tak nie było, to pamiętamy wszyscy. Nauka, poezja, sztuka, wyparły się jej natchnienia; polityka ciążyła na niej berłem żelaznym, zaledwo czasem jako narzędzia wiary używając, głowa Kościoła więziona tak, że obietnice Zbawiciela były podane w wątpliwość, bo bramy piekieł tryumf swój obchodziły, świat słuchał trąby wojennej, która wrzała, niebaczny na sprawy moralne. W pośród zgiełku tych wojen, huku dział i odgłosu trąb, kilku ludzi z położenia mało znaczących, jeden nad Newą[2], drugi na poddaszu ciemnej ulicy paryskiej[3], trzeci nad brzegami Oceanu[4], podnoszą głos bez porozumienia, a prawie jednocześnie i jednobrzmiąco, i wbrew prądu umysłów w filozofii, w polityce, głoszą prawdy wprawdzie jak świat stare, ale obecnie zapomniane. Ani łamiące się lody Ładogi, ani gwar paryskiego pospólstwa, ani huk wałów Oceanu, roztrącanych o strome Armoryki skały, nie przeraziły takim zdziwieniem, jak głosy tych ludzi: nadstawiano pilnie ucha, jedni się śmiali, drudzy pienili od złości, w innych znowu wstąpiła otucha ujrzawszy geniusz w służbie prawdy: rozpoczęła się walka, a kiedy jest walka pomiędzy prawdą i fałszem, to wiemy naprzód, po której stronie będzie zwycięstwo: bo tylko cisza obojętności jest straszną, walka i prześladowanie zastraszyć nie potrafią.

Najmłodszy z tych trzech ludzi wiedział o tym dobrze, miał pióro Orygenesa, a czoło Tertuliana, wiedział kędy wymierzyć i jak grot ognisty wypuścił księgę O Obojętności pod względem Religii - ktokolwiek zapamięta rok 1820 a nie był obcym najważniejszym sprawom moralnym, pamiętać będzie wrażenie, jakie zrobiła. Rozstrzelone uczucia i nadzieje zaczęły się skupiać do jednego ogniska, odwaga rodzi odwagę: półgębkiem wyznający prawdę zaczęli je głośno bronić, wierni przestali uważać się za helotów bez prawa, powstało, co nazywano wówczas, stronnictwo katolickie. Siedział na stolicy Piotrowej człek niepospolity, Leon XII, i ruchowi temu dodawał otuchy.

Dwa błędy miotały wówczas społecznością - moralny, który w rozumie człowieka szukał podstawy dla prawdy, i koniecznie odpowiedni mu polityczny, który zapoznając prawo boskie organiczne społeczności, szukał dowolnie sztucznych sposobów urządzenia stosunków politycznych; stąd dzikie wyobrażenia o początku władzy, wolności, równości itd. Nie wystarczyło przeto zaprowadzić porządek w jednej sferze, ale należało jeszcze wyjaśnić drugą. Już de Maistre w krótkim ale nieśmiertelnym swoim piśmie, du Principe Générateur des Constitutions politiques, dla każdego, kto miał oczy i głowę, wykazał, iż władza nie powstaje dowolnie, ani wypływa od ludzi, ale wykształca się sama własną potęgą wedle praw boskich albo naturalnych, co na jedno wychodzi: (to jest wedle praw, jakie naturze ludzkiej dała Opatrzność), iż konstytucje państw nie dadzą się nigdy pisać ani układać a priori, ale wyrabiają się same w czasie wedle żywiołów składowych każdej społeczności - ale de Maistre aforystyczny w zdaniach, absolutny w pojęciach, potęgował ze swego stanowiska tak wysoko prawdę, iż ją robił wątpliwą - Bonald w systemie swej trójcy (Législation primitive) tak zawiązał ludzkość, iż prawdziwej swej polityce dał pozór utopii. Haller jak anatom doskonały rozczłonkował społeczność, doszedł ruchu i najtajniejszych jej organów, ale utopił prawdę w ogromnem, nie każdej cierpliwości dostępnem dziele i nie wyprowadził syntezy, która dla pojęcia przez ogół jest koniecznie potrzebną - Lemennais praktycznym swoim umysłem dostrzegł, czego potrzeba, i w piśmie krótkiem, wywołanem przez ówczesne okoliczności polityczno-religijne, de la Religion considéré dans ses rapports aves l'ordre Politique et civil, pochwycił jądro pytania i z właściwym sobie ogniem, urokiem stylu i praktyczno-jasnym poglądem, oznaczył wyraźnie tak początek, jako i właściwą sferę władzy, obowiązki i stanowisko rządzonych, a widząc dokładnie, iż demokracja okryta płaszcze królewskim konstytucji oktrojonej w roku 1815 musi doprowadzić do demokracji zupełnej, republikańskiej, proroczym głosem przepowiedział następności, które się też w lat 20 we wszystkich szczegółach sprawdziły. Był to szczyt jego chwały. Prześladowany przez władzę, ukarany przez trybunały, doszedł największej potęgi, nie w stronnictwie rewolucyjnem, którego był na głowę przeciwnikiem, i którego przewrotności i nędzy nikt lepiej od niego nie znał tak co do wartości zasad jako i osób, ale w stronnictwie katolickim, które z przywróceniem pokoju w Europie, nie pragnęło wcale pochłonięcia praw, przywilejów, i potęg społecznych przez władzę. Rojaliści ówcześni, dlatego iż rewolucja wypędzając dobrego króla, wycięła księży i obdarła szlachtę, rozumieli, iż aby ją zwalczyć i przywrócić wiarę, należało także przywrócić władzę monarchy, jak ją wykształcił Richelieu a pojmował Ludwik XIV, owi wielcy niwelatorowie siedemnastego wieku. Lamennais był poświęcił swoją młodość usłudze Burbonów, widział, jaką droga szli i prowadzili Francyę do przepaści, - ognisty charakter poczuł gwałtownie i błędy i niesprawiedliwość, zadrażniony walką o swoją filozoficzną zasadę co do dochodzenia prawdy (principe de la Certitude) zachorował gwałtownie bez nadziei życia - tysiące modliły się za jego zdrowie. O czemuż nas Bóg wysłuchał! Działo się to w r. 1827.

Gdy w r. 1828 ministerium Martignac zamknęło bezprawnie małe seminarya, Lamennais puścił na świat broszurę: Des Progrés de la Révolution et de la guerre contre l'Eglise - wulkanicznego ognia, pełna porywającej wymowy, w której widać już wątpienie, aby Burbonowie mogli utrzymać się na tronie francuskim, kiedy rewolucja zgwałciła ich wolę o tyle, iż przez wzgląd dla tego stronnictwa targnęli się na wolność sumienia i Kościoła. Tu znowu, widząc jak nurty demokratycznego prądu podmywają ciągle posady nie tylko władzy królewskiej, ale i społeczeństwa, wskazuje na bliską walkę i proroczym przyszłość przepowiada głosem; przyszłość, która się w latach 1830 i 1848 spełniła. Ależ na lat 20 nie tylko przewidział walkę, przewidział jeszcze jej skutek; to jest, że w końcu, szalone te zapasy, w których ludzkość, uganiającą się za marą, nic nie pochwyci, obrócą się na korzyść wiary i Kościoła, który dopiero odbuduje społeczeństwo według normalnych zasad, odpowiednich naturze ludzkiej, a zatem prawdziwie naturalnych - nie zaś sztucznych, jaki filozofia prawa (owa główna propagatorka rewolucji) biorąc człowieka abstrakcyjnego, nie zaś tego, który jest z ciałem, krwią i duszą, wymarzyła. Qui potest capere capiat, kto ma oczy, niech widzi, azali aż do szczegółów nie przepowiedział tego, co się obecnie dzieje.

Otaczało w ten czas filozofa, teologa i publicystę grono kapłanów i młodych ludzi znakomitych zdolności i wyniosłego serca; nieoszacowany z nauki i świątobliwości dzisiejszy biskup w Amien, Salinis, historyk Rohrbacher, słodki w pożyciu jak głęboki w pojęciach Gerbet[5], Eugene Boré[6] dziś naczelnik szkół Franków w Syryi, Carnet, Lacordaire, Montalembert itd. - I my mieliśmy szczęście należeć do tego grona: jedliśmy czas długi gościnny chleb jego i pili jego wino. Wspomnienia chwil przepędzonych w La Chenaie[7], dwadzieścia pięć lat życia (magnum humani aevi spatium) osłabić nie zdołało. Proszę sobie wystawić kilkunastu ludzi po większej części młodych, pełnych zapału do prawdy, pracy, a nawet poświęcenia, zgromadzonych około człowieka genialnego, ubóstwianego od wszystkich, kochających się nawzajem; śniadanie i wieczerza gromadziły pospołu, praca ułatwiona wyborową a liczną biblioteką rozdziela przez dzień: przechadzka albo ogień komina wieczór gromadził na nowo - o! Ktoby mi oddał te chwile: kiedy np. siedząc rozrzuceni na łomach opuszczonego zamku Coëtquin rodzimym Duguesclina, tłumaczył naturę feudalizmu: to znowu kiedy odebrawszy list od ministra Labourdonnais po objęciu steru przez Polignaca, który pytał Lamennais'go o radę, rzekł do nas: "to ludzie szaleni; należało w chwili objęcia władzy zwinąć gwardyę narodową, ogłosić niedorzeczną kartę za niebyłą, zamknąć dobrze znanych spiskowych; możeby się udało, następnie wspólnie z żywiołami organicznemi jakie są w kraju, ustalić porządek - oni to zrobią za 6 miesięcy, ale tego samego dnia Burbonów wypędzą", co się co do joty spełniło. - Takie były rozmowy w La Chenaie, przytem Lamennais jak wszyscy ludzie wyżsi, w obcowaniu jak dzieci prosty i łatwy, wesoły kiedy nie cierpiący, skakał z nami przez płoty i rowy a skakał doskonale, śmiał się z pełnego gardła kiedym mylił się grając z nim w tric-trac[8], dowcipem nieprzebranym zaprawiał rozmowę, która toczyła się w sferze literatury i polityki, albo podnosiła się do ostatnich wyżyn życia moralnego. Nie spotkałem w nikim podobnego uroku w obcowaniu, więcej znajomości serca ludzkiego i duchowości chrześcijańskiej: raziła jedynie żółć nieubłagana, ironii pełna, dla przeciwników czy politycznem czy w filozoficznem stanowisku, którą wprawdzie tłómaczyły skryte, ale ciągłe, zręcznie wymierzone, pędzące go ku przestrodze działania.

Przewidując pewny upadek Burbonów i chcąc wyratować z powodzi, która nastąpić miała, najdroższe dobra ludzkości, odłączał się coraz bardziej od stronnictwa rojalistów, oddzielał sprawę Kościoła od sprawy rodziny, uorganizował i rozgałęził po całej Francyi tak zwaną: Association pour la défense des interets Catholoques. Że przewidział dobrze, wypadki dowiodły: uwolniwszy Kościół od solidarności z rodziną panującą, dał mu ruch wolny, od polityki oddzielny, właśnie taki, jakiego potrzebuje zawsze, a głównie w chwilach politycznych przekształceń. I zaprawdę, co ma Kościół wspólnego czy z formą rządu, czy z namiętnościami ludzkiemi, które walczą o czczy blichtr albo o materialną korzyść; on ma ważniejsze dla człowieka, do innego, bo duchowego odnoszące się porządku cele, które pośród każdej okoliczności są równie drogie i konieczne: pośrednio wpłynie on zapewne w miarę uspokojenia umysłów i okiełznania namiętności na prędsze lub późniejsze ukołysanie bałwanów, ale zawsze działając tylko w swojej sferze i właściwemi mu środkami[9] . Gdyby na tej drodze był jedynie Lamennais pozostał, działanie jego byłoby równie korzystne dla ogółu, jak bezpieczne dla niego - ale poszedł dalej. - wychodził z tej zasady, że ponieważ społeczność szalała za wolnością, Kościół w tym kierunku winien iść naprzód, torować strumieniowi koryto, a tak nie dać mu popaść w otchłań przepaści. - Rzecz dziwna, rzecz straszna, jak najdzielniejsze umysły w chwilach wzburzenia błądzą, skoro ich pokora nie uspakaja. - Dziennik Avenir wziął za gardło ogólnik wolności, dowodził, że ludzkość ma do niej prawo i że Kościół zawsze ja ludziom zapewniał. - Tak przeto główny prąd opinii kierując do Kościoła, mniemał, iż po tej stronie sprowadzi ludzkość do tej ogólnej owczarni: ztąd nie tylko insurekcyom, ale i rewolucyom wtórował.

Wrażenie było wielkie, dla niektórych straszne. Wzruszona w podstawach politycznych Europa, zaczęła się chwiać w moralnych; wówczas ci nawet co najczęściej przeczą władzy głowy Kościoła, co upatrują wszędzie ultramontanizm, udali się jednak do papieża. Stolica Apostolska zrobiła to co zwykle czyni w takich razach: ogłosiła nauka Kościoła, hamowała namiętną popędliwość, dostrzegła kędy był błąd ukryty i wytknęła go; w dobrej wierze zadaleko posuniętą gorliwość pochwaliła, grożąc jednak dość cierpko człowiekowi, który dotąd w jej tylko imieniu i interesie przemawiał. Lamennais ubodnięty do żywego poddał się wrzekomo, ale czując jakim wpływom taki obrót swej sprawy zawdzięcza, nie mógł, zdaje się ludzkiego przezwyciężyć uczucia, a plącząc się już sam w zasadach, które postawił, upatrując fałszywą onych zgodę z zasadami Ewangelii, napisał pismo ulotne: Paroles d'un croyant, w których talent ogromny, dantowska poezya, o lepsza z przewrotnością walczy. Już ciemności ogarnęły ten wzrok pewny i przenikliwy, zaprzecza temu, co stokroć powiedział, wszędzie negacya, kwas, czasem wściekłość, słowem nic chrześcijańskiego. Nowa burza; jedzie do Rzymu. Ale tam nie znalazł dawnych stosunków, wskutek własnej winy, ale i wskutek także ciągłego działania swych nieprzyjaciół, znalazł zbyt zimne, może nawet nie dość litościwe przyjęcie. Może przyjęta z miłością, wyrozumieniem, gwałtowna i wyniosła jego dusza, byłaby się dała ukołysać i powróciło na łono matki którą był tyle kochał. Bądź co bądź przyrzekł posłuszeństwo Ojcu świętemu: ale zaledwie Rzym opuścił, zagrały namiętności i wydał: les Affaires de Rome. Nigdy pióro ludzkie ani pędzel malarza nie oddały tak piękności kampanii rzymskiej jak pierwsze karty tej książki: reszta jej jest jakby ironia obietnic, jakie złożył. Kościół dopełnił swej powinności używając strasznych cenzur swoich, bo w Kościele niema zasługi, niema świętości, niema nauki, gdzie nie ma posłuszeństwa. Lamnnais odpowiedział wyrzeczeniem się stanu duchownego i związku z Kościołem: reszta wiadoma.

Nie nam kamieniem rzucać; ale nam zwrócić uwagę na to dziwne zjawisko, że o tej chwili jakby piorunem rażony stracił urok talentu, moc geniuszu, wpływ na umysły i stał opustoszony jak ta świątynia:

 

"Gdzie bóstwo mieszkać nie chce, a ludzie nie śmieją".

 

Wszyscy jego uczniowie, przyjaciele, towarzysze tylu prac i usiłowań odstąpili go; a byli to przyjaciele gotowi życie położyć za niego. Oto cud potęgi prawdy i Kościoła, oto rękojmia jego niezwruszoności. Odstępujący jego nauki, gardzący jego karności sami, Vae soli. Ani związki krwi, ani wdzięczności, ani urok geniuszu i pozór gorliwości, nie potrafiły usidlić wiernych synów Kościoła; karmił się starzec nieszczęśliwy śmieciami popularności rewolucyjnej, dla której miał nieograniczoną wzgardę.

 

"Pan gdy ciekawość, dumę i chytrość w sercu aniołów sług swych zobaczył,

"Duchom wieczystym, aniołom czystym, Pan nie przebaczył,

"Runęły z niebios jak deszcz gwiaździsty aniołów tłumy,

:I deszczem lecą za niemi co dzień mędrców rozumy".

 

Czy wieszcz, kiedy składał te cudowne, jakby z chórów archanielskich podsłuchane wiersze, myślał o Lamennaim nie wiem, ale to wiem, ze do nikogo tak zastosować się nie dadzą.

Był wzrostu małego, budowy nader szczupłej, wysokiego czoła, rysów wyrazistych, oczów ciemnych gorejących ogniem i życiem.

 

 

(tekst w oryginalnej dziewiętnastowiecznej pisowni)



[1] Wspomnienia pośmiertne o Lamennaise'm, Montalembercie, Veuillocie, którzy tak wybitne miejsce zajęli w dziejach Kościoła we Francyi w naszym wieku, podajemy razem, choć długie lata przedzielały ich pisania, tworzą pewną całość, a okazują, jak poglądy autora na zasadnicze kwestye nie ulegały zmianie. Łączył z nimi Pawła Popiela węzeł przyjaźni, którą umiał obejmować nawet tych, którzy między sobą dzielili się w szczególnych zapatrywaniach. - Drukowane w "Czasie" 1854 r.)

[2] Józef de Maistre

[3] de Bonald

[4] Lammenais

[5] później biskup w Perpignan

[6] następnie Jenerał Missyonarzy; wszyscy wielcy przyjaciele Polaków

[7] zameczek Lamennais'go w Bretanii

[8] gra używana dawniej we Francyi

[9] słowa te dziwnie uderzają, gdy się wspomni, że były pisane prawie 40 lat przed encykliką Leona XIII, zalecającą episkopatowi francuskiemu pogodzenie się z republikańską formą rządu obecną, byle szanowała prawa Kościoła (P. W.)

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,222309 sekund(y)