Arkady
Rzegocki
Najważniejsze
definicje i główne obszary znaczeniowe racji stanu
Rozdział z książki Racja
stanu a polska tradycja myślenia o polityce (OMP 2008 - http://www.omp.org.pl/index.php?module=pncommerce&func=itemview&ItemID=94)
Bezpieczeństwo i dobrobyt państwa są celem polityki
zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej.
Polityką kieruje nie tylko interes, ale i moralność, co
oznacza, że polityka nakazuje nie tylko mieć cel prawy i godziwy, ale także
środki dostępne do tego celu prowadzące.
Adam Jerzy Czartoryski,
O systemie
politycznym, który winna stosować Rosja, 1803
W celu uchwycenia
podstawowych znaczeń pojęcia racji stanu, a następnie zdefiniowania go,
konieczne jest przybliżenie wspomnianych dwóch tradycji odwołujących się do
racji stanu; zanim jednak tego dokonamy, warto przyjrzeć się etymologicznym
informacjom zawartym w samym pojęciu oraz zaprezentować najważniejsze
rozumienie i definiowanie racji stanu, jakie pojawiało się w przeszłości .
Pojęcie
„racja stanu” pochodzi z łacińskiego „ratio status”. Cyceron posługiwał
się terminem „ratio reipublicae” („racja rzeczpospolitej”), a Florus – „ratio
et utilitas reipublicae” („racja i pożytek rzeczypospolitej”).
Jako osobę, która
po raz pierwszy w nowożytności posłużyła się terminem „ragion di stato”,
historycy idei najczęściej wskazują arcybiskupa Giovanniego della Casa,
który uczynił to w liście do cesarza Karola V w roku 1525. Kwestie związane z
racją stanu della Casa rozważał także w 1547 roku, w przemowie skierowanej
również do cesarza Karola V, uzasadniając podjętą przez niego decyzję interesem
państwa.
Machiavelli, uznawany w niniejszej książce za twórcę nowożytnej idei racji
stanu, nie posługiwał się wprawdzie wspomnianym pojęciem, czynił to jednakże
jego młodszy przyjaciel Francesco Guicciardini, który w Dialogo del
Reggimento di Firenze wymieniał czyny godne potępienia z punktu widzenia
moralności, lecz uzasadnione praktyką działania państw oraz racją stanu. Z
kolei w Discorso di Logrogno Guicciardini zwracał uwagę, że informacje
posiadane przez władcę są zawsze niekompletne i że właśnie umiejętność
postępowania zgodnego z interesem państwa w sytuacji niepełnej wiedzy stanowi
tajemnicę racji stanu.
Tym,
kto rozpropagował pojęcie racji stanu w niemal całej Europie, był natomiast
jezuicki myśliciel Giovanni Botero, doradca biskupa Mediolanu św. Karola
Boromeusza, który uczynił to przede wszystkim w tłumaczonym na wiele języków
dziele Della Ragion di Stato, opublikowanym po raz pierwszy w 1589 roku.
Książka, w której tytule po raz pierwszy pojawia się interesujące nas pojęcie,
za życia Giovanniego Botery była wznawiana dziesięciokrotnie, a w XVII wieku
miała aż czterdzieści dwa wydania.
W
XVI i XVII wieku pojęcie racji stanu upowszechniło się w większości języków
europejskich (przykładowo: włoskim – ragion di stato, francuskim – raison
d’état, hiszpańskim – razon de estado, niemieckim – Staatsräison,
angielskim – reason of state, węgierskim – állam rezon, czy rosyjskim, w
którym występuje nieco odmienna etymologia – gosudarstwiennyj intieries).
Pomimo podobnej etymologii większości pojęć, Jack Hexter
zwrócił uwagę na odmienne znaczenia racji stanu występujące w różnych językach.
„Angielska fraza reason of state oraz niemiecka Staatsräson są
niefortunnymi lub co najmniej nieadekwatnymi tłumaczeniami włoskiego ragione
di stato i francuskiego raison d’état. Oba przekłady nie są
najlepsze, gdyż zaciemniają treść czytelną zarówno we francuskim, jak i włoskim
odpowiedniku: do pewnego stopnia racja stanu łączy się z prawem państwa”.
Racja stanu jest zatem, zdaniem Hextera, prawem państwa, a więc podstawową
zasadą jego istnienia, przetrwania i rozwoju, nie zaś rozumem czy
racjonalnością państwa. Także Giovanni della Casa, gdy używał pojęcia ragione
degli stati, przeciwstawiał je pojęciu ragione civili, tym samym
stawiając prawo władcy czy państwa ponad prawem cywilnym. Owo połączenie
pojęcia racji stanu z prawem państwa występuje także u Giovanniego Botero.
Zarówno
słowo „racja”, jak i słowo „stan” zachowały także współcześnie
charakterystyczną wieloznaczność. Słownik wyrazów obcych wymienia kilka
ważnych znaczeń pojęcia „racja” (z łac. „ratio”,
czyli:
obliczenie, sposób myślenia, rozum). W języku polskim racja oznacza
po pierwsze sensowność, słuszność, trafność poglądu, postępowania, stanowiska;
po drugie, dowód przemawiający za słusznością czyjegoś postępowania; po
trzecie, uzasadnienie, przyczynę, powód czegoś; po czwarte, w logice jest to
przesłanka pierwszego zdania, stanowiąca wystarczający warunek uznania
prawdziwości zdania drugiego (tj. pierwsze ze zdań, między którymi zachodzi
stosunek wynikania); po piąte, racja oznacza określoną porcję czegoś, głównie
żywności; i wreszcie po szóste, w polityce racja stanu oznacza uznanie potrzeb
i dobra kraju za najwyższy obowiązek.
Wokół racji istnienia oscylują także znaczenia łacińskich pojęć, takich jak np.
„ratio decidendi” – motyw decyzji, zasada ogólna leżąca u podłoża
decyzji; „ratio iustifica” – powód usprawiedliwiający; „ratio legis”
– racja prawna, uzasadnienie ustawowe; „rationes causae” – przyczyny
sprawy; „ratio suasoria” – powód przekonywający; wreszcie „ratio
sufficiens” – wystarczający, dostateczny powód. W interesującym nas
znaczeniu słowo „racja” używane jest także w podobnych kontekstach, np. w
następujących wypowiedziach: „Bóg jako racja bytów i ostateczny cel ich
istnienia”; „prawem jest najwyższa racja zawarta w naturze, która nakazuje, co
należy czynić, i zakazuje czego czynić nie należy”; „najważniejszą racją
istnienia naszej szkoły jest...”. Racja stanu jest więc racją jakiegoś bytu,
najważniejszą przyczyną, uzasadnieniem istnienia i konieczności trwania owego
stanu, lub też prawem państwa, zasadą istnienia państwa.
Z powyższych uwag
wynika, że w określeniu „racja stanu” wyraz „stan” dotyczy konkretnego bytu,
którego egzystencję uzasadnia owa racja. Etymologia słowa „stan” wywodzi się
również z łaciny – od wyrazu „status”, oznaczającego kondycję, stan,
pozycję, stałość, trwałość, a wywodzącego się od czasownika „stare” –
stawać, stać, być w stanie, być w położeniu. Słowo „status” oznaczało
to, co trwałe, ale również trwałą własność. Miłowit Kuniński zwraca uwagę, że w
języku polskim podobne znaczenie ma wyrażenie „stan posiadania”.
Początkowo na określenie państwa czy władzy państwowej używano łacińskich
wyrażeń, takich jak np. „status regalis” – stan królewski, „status
principis” – stan książęcy, godność książęca, stan władzy, urząd, czy też „status
regni” – stan królestwa. Obecnie w języku polskim słowo „stan” ma wiele
znaczeń. Stan to m.in. sytuacja, w której ktoś lub coś się znajduje, np. stan
krytyczny; po drugie, czyjeś usposobienie lub nastrój, np. stan
melancholii; po trzecie, wcięcie w pasie; po czwarte, część tułowia
od ramion do talii; po piąte, część ubrania od ramion do pasa; po
szóste, część ubrania w okolicy talii; po siódme, część kraju będąca
jednostką administracyjną i terytorialną w niektórych państwach federalnych,
np. Stany Zjednoczone; po ósme, każda z warstw społecznych, na jakie
dzieliło się społeczeństwo w państwach europejskich od XIII do XVIII wieku, np.
stan szlachecki czy stan mieszczański; po dziewiąte, grupa zawodowa, np. stan
górniczy.
Dla nas jednak najbardziej interesujące jest znaczenie staropolskie, dziś już
raczej archaiczne, a odnoszące się do państwa. W Słowniku poprawnej
polszczyzny możemy przeczytać, że stan oznaczał dawniej państwo, rząd, a
dziś znaczenie to pozostało obecne „tylko w wyrażeniach: mąż stanu, racja
stanu, zamach stanu, zdrada stanu, sekretarz stanu, podsekretarz stanu, rada
stanu”.
Tak więc racja stanu przede wszystkim odnosi się do państwa, ewentualnie jego
rządu, ustroju politycznego, administracji. To właśnie państwo jest owym bytem,
którego racja powinna być realizowana.
W staropolszczyźnie,
a przede wszystkim w XVIII wieku, coraz popularniejsze stało się stosowanie
pojęcia „stan” na określenie państwa. Wyrażenie to miało podobną etymologię i
zbliżony zakres znaczeniowy do pojęć występujących w innych językach
europejskich: niemieckiego „der Staat”, francuskiego „d’état”,
angielskiego „state”, hiszpańskiego „estado”.
Wszystkie one wywodziły się nawet nie tyle z łacińskiego „status”, co z
włoskiego szesnastowiecznego „lo stato”. W Encyklopedii powszechnej
z 1866 roku przeczytać możemy, że słowa „stan” używa się „w tem znaczeniu co
państwo, organiczna całość spółeczna, wyrażona w swej indywidualności
narodowej. Wyraz ten jednak u nas zamiast państwa używany jest tylko w
niektórych złóżeniach, jako to: Mąż stanu [...], Rada stanu […], Więzień stanu
[…], Zamach stanu […], Zbrodnia stanu”.
Co charakterystyczne, w encyklopedii tej nie wspomina się jeszcze o racji
stanu. Jednakże zanim „lo stato” zaczęło określać wszystkie państwa,
posługiwano się najczęściej łacińskim słowem „civitas”, będącym odpowiednikiem
greckiego określenia państwa-miasta – „polis”, lub łacińskim „regnum”.
Niccoló Machiavelli
rozpoczyna swój najsłynniejszy traktat Il Principe znanym stwierdzeniem:
„Wszystkie państwa, wszelkie rządy, które miały lub mają władzę nad ludźmi,
bywają republikami albo księstwami”.
Zdanie to, które współcześnie na pierwszy rzut oka nie wydaje się stwierdzeniem
przełomowym, pokazuje jednak, że Machiavelli rozpoczął niezwykle ważną tradycję
określania mianem lo stato każdego państwa, bez względu na jego ustrój
polityczny, wielkość czy położenie. W ten sposób udało się florenckiemu
pisarzowi intelektualnie ogarnąć skomplikowaną mozaikę księstw, państw i
republik pozostających w ciągłym napięciu i podlegających nieustannym zmianom
na Półwyspie Apenińskim w XV i XVI wieku. Jest to niewątpliwie wielką zasługą
Machiavellego, że od jego czasów monarchie, republiki, Państwo Kościelne,
imperia, cesarstwa, mocarstwa, państwa rządzone tak przez uzurpatorów, jak i
przez wielowiekowe dynastie, tak wielkie, jak i małe – wszystkie zaczęły być
określane wspólnym terminem „lo stato”, z którego, jak wspomnieliśmy,
wywodzą się określenia państwa w wielu językach europejskich. Również Quentin
Skinner podkreśla, że chociaż Machiavelli nie był do końca konsekwentny w
stosowaniu tego terminu, to jednak właśnie jemu zawdzięczamy tę zmianę w języku
polityki.
Wcześniejsze, wydawałoby się nieporównywalne, formy ustrojowe zostały niejako
zrównane przez objęcie ich jednym pojęciem. Okazało się to zmianą ważną i
niezwykle trwałą. Dziś trudno sobie wyobrazić, aby używać innej nazwy na
określenie Chin – zamieszkałych ponad miliard czterysta milionów ludności, a
innej na określenie Estonii – liczącej półtora miliona mieszkańców, czy jeszcze
innej na określenie Luksemburga z jego czterystoma tysiącami obywateli. Nie
przychodzi nam bynajmniej na myśl, by supermocarstwa czy mocarstwa regionalne
nazywać państwami, a mniejsze podmioty określać jakimś innym pojęciem; czy
wreszcie, by monarchie, państwa autorytarne lub wręcz totalitarne nazywać inaczej
niż republiki i państwa demokratyczne.
Z kolei polskie
słowo „państwo” wywodzi się od słów „pan” i „panowanie”. Posiadanie władzy,
czyli panowanie, oznacza władztwo nad jakimś terytorium lub też nad ludźmi
poddanymi władzy. Oznacza także niepodleganie innej władzy – bycie panem, czyli
bycie niezależnym. W łacinie występuje podobny związek pomiędzy słowami „dominium”
(„państwo, włości”) i „dominus” („pan, właściciel”). Zbliżona sytuacja
zachodzi w języku rosyjskim, w którym mamy słowo „gosudarstwo” („państwo”)
oraz „gosudar’” („pan, właściciel, władca”).
Zdaniem Miłowita Kunińskiego, warto także podkreślić znaczenie słów „Gospod”
(„Bóg”) oraz „gospodin” („pan”), co wskazuje na istnienie w tradycji
bizantyjskiej powiązań pomiędzy sferą religijną, transcendentną, a społeczną
czy polityczną.
Barbara Markiewicz, cytując Aleksandra Brücknera, zwraca uwagę, że wyraz „pan
istnieje tylko u Słowian zachodnich. Obcy zupełnie i Rusi i Bałkanowi. [...]
Dopiero od XV wieku zastąpił pan dawnego gospodzina. Oznaczał
urzędnika chana awarskiego wybierającego daniny”.
Chociaż polskie tłumaczenie Statutów Wiślickich Kazimierza Wielkiego
zawierało sformułowanie „w ziemiach państwu naszemu poddanych”,
to jednak wcześniej na określenie państwa posługiwano się albo wspomnianymi już
łacińskimi pojęciami, do których dodać można jeszcze „regnum Polonorum”,
albo polskimi słowami „Korona” czy „Królestwo”. W XVI, XVII wieku popularność
zdobyło słowo „Rzeczpospolita” (w skrócie „Rzplita”), będące tłumaczeniem
łacińskiego „Res Publica”, a oznaczające rzecz wspólną, rzecz
wszystkich, wspólną sprawę, innymi słowy – wskazujące na republikański
charakter państwa polskiego, często przyrównywanego do Republiki Rzymskiej.
Jednakże znaczenie słowa „Rzeczpospolita” rozciągane było także na inne formy
ustrojowe. Natomiast w XVIII wieku coraz istotniejszą rolę zaczęło odgrywać
słowo „stan”, zakorzenione we włoskim „lo stato” i łacińskim „status”.
Barbara Markiewicz zwraca uwagę, że Szymon Bielski – pierwszy tłumacz na
język polski rozprawy Immanuela Kanta z 1797 roku zatytułowanej Do wiecznego
pokoju – niemieckie „der Staat” konsekwentnie tłumaczy polskim
wyrazem „stan”. Także w Słowniku języka polskiego Lindego z 1859 roku
stan oznacza „państwo, kraj ze swoim rządem, pospolitą rzecz”.
Zdaniem Barbary Markiewicz pojęcie „stan” czy „Rzeczpospolita” zostało
zastąpione przez słowo „państwo” dopiero u progu XIX wieku pod wpływem języka
rosyjskiego.
Pomimo to, jak już wspomnieliśmy, słowniki języka polskiego odnotowują
wyrażenia nadal występujące w polszczyźnie, w których słowo „stan” wciąż
oznacza państwo; przykładowo, Stany Zjednoczone Ameryki to przecież dosłownie
„zjednoczone państwa”, czyli niezależne podmioty polityczne, z których każdy
podjął niezawisłą decyzję o przystąpieniu do federacji (analogicznie do Stanów
Zjednoczonych Meksyku). Z kolei „zdrada stanu” oznacza zdradę państwa; „zamach
stanu” – zamach na władzę państwową, często także na ustrój polityczny państwa;
„zbrodnie stanu” – przestępstwa przeciw państwu; „trybunał stanu” – sąd powołany
do sądzenia najwyższych urzędników państwowych. Wymienionym zwrotom starodawne
brzmienie słowa „stan” dodaje godności, majestatu, a czasem nawet splendoru,
wskazując, że mowa jest o kwestiach najistotniejszych. Określenia te wpisują
się bowiem w pewien fenomen, który nazwać można „zaczarowaniem państwa”. W
szczególności „racja stanu” brzmi dużo bardziej nobliwie, niż np. „uzasadnienie
istnienia państwa”, „podstawowe interesy państwa” czy nawet „racja państwa” lub
„prawo państwa”.
Powyższe uwagi są o
tyle istotne, że pomimo, iż określenie „racja stanu” składa się z dwóch słów o
nieco archaicznych znaczeniach, to jednak oba te człony przetrwały w warstwie
językowej, co stanowi ważną wskazówkę dotyczącą części polskiej pamięci
zbiorowej, w której pojęcia państwa, narodu, niepodległości, suwerenności czy
wreszcie racji stanu wciąż posiadają istotne znaczenie, nie tylko symboliczne.
Pojęcie racji stanu
doczekało się więc na przestrzeni wieków ogromnej liczby definicji i było
stosowane do opisu różnorodnych sytuacji. Co więcej, wielokrotnie w historii
pojęcie to było nadużywane przez polityków, publicystów, dziennikarzy, ale też
przez obywateli. Stąd bierze się trudność w jego zdefiniowaniu, w dokładnym
określeniu jego znaczenia, we wskazaniu, w jakim kontekście powinno być
używane. Niniejszy rozdział stanowić ma podsumowanie dotychczas powstałych
definicji tego pojęcia oraz różnorodnych obszarów znaczeniowych, w których je
stosowano. Z każdym z tych znaczeń możemy spotkać się współcześnie, choć
niektóre są bardziej rozpowszechnione, inne natomiast wydają się dzisiaj nieco
archaiczne.
Spróbujmy zatem
podjąć próbę zdefiniowania racji stanu oraz określenia najważniejszych obszarów
refleksji i działalności politycznej wiązanych współcześnie z tą ideą.
Mówimy o pojęciu wieloznacznym, którego rozumienie zmieniało się na przestrzeni
stuleci; Friedrich von Meinecke stwierdził wręcz, że „nie jest możliwe
wtłoczenie bogatego obszaru związanego z ideą racji stanu w wąskie ograniczenia
definicyjne”.
Najczęściej jednak racja stanu definiowana jest jako wzgląd na dobro państwa,
zasada postępowania politycznego, kryterium oceny działań politycznych,
priorytet dla interesu państwowego, przewaga interesu zbiorowego, prymat nad
normami moralnymi i prawnymi oraz jako argument na rzecz określonego działania
w życiu społecznym.
Pomimo istnienia
wielu obszarów wiązanych z ideą raison d’état zarówno w sferze
działalności publicznej, jak i w refleksji społecznej, można zaproponować dwie
definicje, które oddają najistotniejsze współcześnie znaczenie tegoż pojęcia.
W węższym rozumieniu racja stanu jest pojmowana jako uzasadnienie działania
politycznego o wyjątkowym, jednorazowym i tymczasowym charakterze, którego
celem jest zapobieżenie zagrożeniu istnienia wspólnoty państwowej. Tak
rozumiana racja stanu dotyczy więc sytuacji nadzwyczajnych. Szersza definicja
natomiast zwraca uwagę na działanie polityczne, szczególnie o charakterze
długofalowym, mające na celu zabezpieczenie żywotnych interesów państwa. W tym
drugim sensie racja stanu jest racją istnienia państwa, jego przetrwania i
rozwoju, dotyczy więc fundamentalnych interesów wspólnoty politycznej.
Datująca się od XVI
wieku różnorodność rozumienia racji stanu powoduje, że pojęcie to wiązane jest
z różnymi obszarami myślenia i działania politycznego, co dodatkowo komplikuje
jego zdefiniowanie. Próbując uchwycić najważniejsze konteksty, w jakich
występowało bądź nadal występuje pojęcie racji stanu, wyróżniliśmy pięć
najważniejszych obszarów znaczeniowych, które częściowo się stykają czy wręcz
łączą, a częściowo są sobie przeciwstawne.
Racja istnienia
państwa
Racja stanu jest
przede wszystkim racją istnienia państwa. Pisarze polityczni i mężowie stanu
posługujący się pojęciem raison d’état wychodzą z założenia, że państwo
jest bytem godnym zachowania albo dlatego, że – jak twierdził Arystoteles –
jest wspólnotą doskonałą, w której zawierają się wszystkie inne i bez której
człowiek nie może istnieć, albo dlatego, że – jak uważał z kolei Tomasz Hobbes
– jako pewien porządek jest ono w każdym przypadku lepsze od stanu natury,
czyli od wojny każdego z każdym. Możliwe jest także postrzeganie państwa jako
gwaranta rozwoju cywilizacyjnego, stwarzającego pewną przestrzeń, w której
gromadzona jest mądrość, wiedza i doświadczenie przeszłych pokoleń. Wreszcie
państwo bywa definiowane jako zbiór jednostek zamieszkujących dane terytorium i
połączonych pewnym wspólnym interesem czy też interesami. W każdym z tych
sposobów myślenia o państwie zakłada się, że zachowanie tego ostatniego ma
kluczowe znaczenie dla życia wspólnoty politycznej, narodowej lub też dla
poszczególnych indywiduów.
Jako że pojęcie
racji stanu jest ściśle związane z pojęciem państwa, nie jest niczym dziwnym,
że nie posługują się nim anarchiści, a wielu liberałów traktowało i traktuje je
z dystansem, obawiając się, że może ono służyć władzy państwowej za pretekst do
zmniejszania sfery prywatnej jednostki i do ingerencji w obszar prywatności.
Tymczasem w pojęciu racji stanu zawarte jest przekonanie, że państwo stanowi
odrębny byt i ma do spełnienia swoiste zadania, odmienne od tych stojących
przed pojedynczymi osobami, rodzinami, gminami czy miastami. Dla Arystotelesa
jest wspólnotą doskonałą, samowystarczalną, w ramach której człowiek może
osiągnąć kres, zrealizować swoją naturę. W koncepcji Hobbesa państwo jest
najważniejszym czynnikiem zapewniającym poddanym lub obywatelom bezpieczeństwo
i przetrwanie. Zarówno więc w klasycznej, jak i w nowożytnej koncepcji (których
przedstawicielami są odpowiednio Arystoteles i Hobbes) państwo ma do spełnienia
zadania, których żadna inna struktura, instytucja czy wspólnota wykonać nie
może.
Według autora Polityki
państwo obejmuje wszystkie inne wspólnoty, które nie są samowystarczalne, a
ponadto pozwala ludziom na doskonalenie się, ćwiczenie się w cnotach, oraz
umożliwia osiągnięcie eudajmonii, czyli stanu szczęśliwości. Człowiek
bowiem z natury stworzony jest do życia w państwie; bez polis, bez
innych ludzi, żyłby jak zwierzę. Hobbesowski stan natury – sytuacja, w której
nie ma państwa, władzy ani prawa – ukazuje również człowieka jako podobnego do
zwierząt, dążącego za wszelką cenę do przetrwania, zgodnie z kierującym nim
instynktem. Konieczne jest więc powołanie do życia Lewiatana – państwa, gdyż
tylko silna władza jest w stanie po pierwsze uchwalać prawa i skłaniać
poddanych do ich przestrzegania, a po drugie, zadbać o porządek i
bezpieczeństwo tak wewnątrz kraju, jak i w relacjach z innymi państwami.
Widzimy zatem, że w obu omawianych nurtach państwo jawi się jako niezwykle
ważna instytucja, warunkująca wręcz egzystencję człowieka. Posiada ona swoją
rację istnienia, rację stanu, podobnie, jak posiadają ją pomniejsze instytucje
– np. racją istnienia szkoły jest edukowanie dzieci, a racją istnienia Kościoła
prowadzenie ludzi w stronę Boga, do zbawienia.
Przekonanie o
wyjątkowym znaczeniu ojczyzny, utożsamianej czasem z państwem, odnajdujemy już
w starożytności. Poświęcenie życia dla ojczyzny, kultywowanie cnót
obywatelskich, pamięć o powinnościach wobec państwa stanowią ważne elementy
świadomości antycznych Greków i Rzymian. Przykładowo Cyceron w swoim
praktycznym podręczniku etyki zatytułowanym De officiis (O
powinnościach), dedykowanym synowi Markowi, podkreśla szczególną wagę
obowiązków obywatelskich względem swojego państwa. Myśl jego można odczytywać jako
wezwanie do przezwyciężenia egoizmu, partykularnych interesów, w imię cnót
charakteryzujących obywateli wcześniejszej republiki. W dziele O państwie
pisał Cyceron: „Zaprawiajże ją [duszę – przyp. AR] tedy do najszlachetniejszych
uczynków. Nie ma zaś nic szlachetniejszego od trudów dla dobra ojczyzny”.
Także ody Horacego przesiąknięte są ideą rzymskiej virtus, która
polegała na mężnym stawianiu czoła przeciwnościom, odważnej walce z
nieprzyjaciółmi, ale także – w razie potrzeby – na gotowości do oddania życia
za ojczyznę. „Jak słodko i zaszczytnie jest umrzeć / za ojczyznę. Biada
trwożnej młodzi: / śmierć nie oszczędza – najchętniej / w grzbiety i lędźwie
godzi”.
Powstały w wyniku
długiego procesu w XVI i XVII wieku model państwa narodowego charakteryzował
się tym, że władza państwowa, prowadząc swą politykę w imię nowożytnej racji
stanu, dbała o własną suwerenność, o niezależność od czynników tak
zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Państwo stało się najważniejszą miarą,
najwyższym punktem odniesienia, a niezależność władzy – wymogiem sprawnego
realizowania celów politycznych. Pojęcie racji stanu zastąpiło w języku
polityki inne ważne odniesienia obecne w wiekach średnich oraz w starożytności,
jak np. odniesienia do Boga, do prawa naturalnego, do sprawiedliwego ładu, a
także do pojęcia dobra wspólnego. Zdaniem niektórych teoretyków nowożytne
pojęcie racji stanu, utożsamiane z najistotniejszymi interesami państwa,
zastąpiło klasyczną koncepcję dobra wspólnego, postrzeganego w uniwersalnym
kontekście wspólnoty Christianitas.
W Polsce w okresie międzywojennym jako synonimu racji stanu używano często
pojęcia „imponderabilia”, oznaczającego kluczowe, podstawowe wartości, zasady
konieczne do przetrwania wspólnoty politycznej i zachowania jej tożsamości.
Widać zatem
wyraźnie, że przywiązywanie dużej wagi do roli państwa i jego instytucji nie
jest cechą jednej tylko szczególnej epoki. Powodzenie polis, królestwa,
księstwa, republiki, słowem – państwa, jego sprawiedliwy porządek i dobre
funkcjonowanie, miało zawsze bezpośrednie znaczenie dla jego obywateli czy też
poddanych. Na przestrzeni stuleci interes państwa stał się najważniejszą
zasadą, a jego przetrwanie – najwyższym celem politycznego działania. Stąd też
racja stanu zaczęła być rozumiana bardziej wąsko, tj. zaczęto ją odnosić
wyłącznie do sytuacji nadzwyczajnej, w której istnienie wspólnoty politycznej
jest zagrożone. W tym znaczeniu pojęcie racji stanu dotyczyło tylko momentów
wyjątkowych. Wówczas to w imię dobra wyższego konieczne było zastosowanie
środków specjalnych, w tym ograniczających lub zawieszających część praw
stanowionych.
Do dzisiaj racja
stanu jest kojarzona z jakąś wyjątkową sytuacją. Dotyczy ona kwestii
fundamentalnych; nie przystoi odwoływanie się do niej np. w sytuacjach drobnych
zatargów handlowych występujących pomiędzy dwoma państwami. Do sytuacji
nadzwyczajnych należy natomiast zaliczyć w pierwszym rzędzie te momenty, w
których zagrożone jest istnienie państwa lub życie obywateli. Zagrożenia te
mogą być spowodowane zarówno wojnami, atakami terrorystycznymi, jak i
kataklizmami, jak np. trzęsienia ziemi, pożary, powodzie czy głód. Większość
współczesnych państw w tego typu sytuacjach przewiduje możliwość ogłoszenia
stanu wyjątkowego lub stanu wojennego, w którym pewne prawa zostają zawieszone,
a w ich miejsce wprowadzane są prawa i działania nadzwyczajne. Starożytni Grecy
i Rzymianie zdawali sobie sprawę z istnienia sytuacji wyjątkowych, także
takich, w których zagrożone może być samo istnienie państwa. W średniowieczu z
kolei funkcjonowała zasada środków specjalnych, przewidująca odstąpienie na
określony czas od obowiązujących na co dzień praw. Jednakże prawo boskie
(naturalne) oraz dobro wspólnoty politycznej pozostawały zawsze najważniejszym
punktem odniesienia, tak że nawet owe specjalne środki nie mogły ich naruszać.
W koncepcji nowożytnej racja stanu zaczęła oznaczać możliwość przedsiębrania
wyjątkowych środków znacznie częściej, niemal za każdym razem, gdy władca uznał
to za konieczne lub pożyteczne nie tylko dla państwa, ale i dla siebie.
Przykład
rozumienia racji stanu jako związanej z okolicznościami nadzwyczajnymi
przytacza Wojciech Buchner, wspominając mało znanego pisarza Pietra Canonieri,
„który w roku 1614 charakteryzował politykę ragion di stato jako
uprawnienie do zastosowania środków wyjątkowych: <<racja stanu – pisał –
oznacza konieczne naruszenie prawa wspólnoty, by osiągnąć cel, jakim jest
interes publiczny>>”.
Przykłady podobnego rozumowania odnaleźć można w każdym stuleciu. W polskiej
dwudziestowiecznej myśli politycznej z takim ujmowaniem racji stanu – jako
sytuacji wyjątkowej, w której istnienie państwa jest zagrożone – mogliśmy się
spotkać nie tylko w okresie międzywojennym, kiedy to niepodległy byt państwa
był niemal przez cały czas kwestionowany przez potężnych sąsiadów, ale także po
wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.
W
tym kontekście warto jeszcze wspomnieć niezwykle ciekawe rozważania Carla
Schmitta dotyczące suwerenności. Niemiecki myśliciel, wyraźnie zafascynowany
decyzjonizmem, koncentruje się na pytaniu, kto tak naprawdę jest suwerenem,
czyja władza jest realna, kto rzeczywiście dzierży władzę? Słynna i dobitna
odpowiedź, udzielona już na początku eseju Teologia polityczna, brzmi:
„Ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym, jest suwerenny”.
Koncepcja Schmitta także ma charakter graniczny, dotyczy bowiem okoliczności
wyjątkowych, w których istnieje konieczność przedsiębrania specjalnych środków.
Istotne jest wówczas nie tylko rozpoznanie owej kryzysowej sytuacji, ale przede
wszystkim istnienie osoby lub instytucji zdolnej do podjęcia konkretnych
decyzji i skutecznego wprowadzenia ich w życie.
Ochrona
fundamentalnych interesów państwa
Według autora
najważniejszej dwudziestowiecznej monografii pojęcia racji stanu, Friedricha
von Meineckego, „dla każdego państwa, w każdym szczególnym momencie istnieje
tylko jeden idealny sposób działania, tylko jedna idealna racja stanu”.
Zadaniem elity rządzącej jest więc odpowiednie odczytanie okoliczności i
wybranie optymalnego sposobu działania. Interesującym zagadnieniem byłaby próba
sprecyzowania, kto jest uprawniony do stwierdzania, czy dana polityka jest lub
była zgodna z racją stanu, tą jedyną w danym momencie historycznym. Czy oceny
tej można dokonywać jedynie ex post, korzystając z perspektywy czasu?
Kontrowersje, jakie wśród historyków, filozofów i politologów wciąż budzą
liczne wydarzenia z bardzo nawet odległej przeszłości, świadczą o tym, że do
formułowania opinii w tej kwestii należy podchodzić z dużą ostrożnością. Racja
stanu w rozumieniu niemieckiego historyka przypomina platońską ideę, do której
każdorazowo powinniśmy przyrównywać konkretne działania polityków. Tylko
wierząc w istnienie owej obiektywnej wytycznej dla danego państwa, możemy w
określonych warunkach próbować ją odczytywać i aplikować do życia politycznego.
Mimo powyższych
zastrzeżeń, definiowanie racji stanu jako ochrony fundamentalnych interesów
państwa stanowi we współczesnym polskim życiu publicznym jeden z ważniejszych
sposobów rozumienia tego pojęcia. Często intuicyjne pojmowanie racji stanu,
wynikające z kontekstu wypowiedzi polityka lub dziennikarza, oznacza właśnie
przekonanie, że w wielości interesów, jakie posiada państwo, istnieją te, które
mają podstawowe znaczenie dla jego przetrwania oraz rozwoju. To właśnie dbałość
o owe fundamentalne, strategiczne interesy jest utożsamiana z działaniem
zgodnym z racją stanu. Meinecke, który – jak wspominałem – uważał, że idea
racji stanu zastąpiła pojęcie dobra wspólnego, doszukiwał się właśnie interesu
państwa w tej ostatniej platońskiej idei, z której wypływały wskazówki co do
optymalnych działań, jakie powinni podejmować politycy. Działanie zgodne z
racją stanu oznaczało każdorazowy wybór najlepszej z możliwych opcji,
najbardziej przystającej do tego ideału.
Warto wspomnieć
także kryterium zastosowane przez siedemnastowiecznego włoskiego myśliciela
Ludvico Zuccolo, według którego racja stanu musi być zgodna z formą i istotą
państwa, które władca próbuje zachować lub też powołać do życia. Zuccola
różnicuje jednak ocenę moralną w zależności od tego, czy mówimy o racji stanu
odczytywanej przez tyrana, czy też dobrego władcę.
Również inni myśliciele, jak Pedro Barbosa, Pedro de Rivadeneira (Ribadeneyra),
Claudio Clemente, Juan de Salazar czy wreszcie Saavedra Fajardo, próbowali
zmierzyć się z zarysowanym problemem i zaprezentować własne rozumienie racji
stanu i wymagań polityki.
U większości z nich spotykamy rozróżnienie dwóch kategorii racji stanu:
militarnej oraz obywatelskiej. Militarna racja stanu wiązała się głównie z
polityką zagraniczną, natomiast obywatelska – z polityką wewnętrzną, dotyczącą
m.in. czynników ekonomicznych. Stąd brały się dwojakiego rodzaju cele związane
z nowożytną ideą racji stanu: conservatión oraz aumento –
przetrwanie, zachowanie oraz rozwój wspólnoty politycznej.
Te dwa elementy będą później wielokrotnie analizowane przez licznych
teoretyków, jako że są uzależnione zarówno od porządku wewnętrznego, jak i od
relacji z innymi państwami.
W tym sensie racja stanu to abecadło polityka; to działanie w oparciu o zasady,
dzięki którym państwo może przetrwać oraz się rozwijać.
Fundamentalne
interesy państwa oznaczają w pierwszym rzędzie dążenie do zapewnienia
bezpieczeństwa państwu oraz jego obywatelom. Nowożytne realistyczne
teorie stosunków międzynarodowych podkreślają, że podstawowym zadaniem państwa
jest właśnie ochrona zdrowia, życia i mienia obywateli, zarówno w wymiarze
zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Można zaryzykować twierdzenie, że niektórzy
teoretycy redukują wręcz zadania państwa właśnie do tych kwestii. W koncepcjach
tych państwo legitymizuje się zdolnością do przetrwania oraz dbałością o
zabezpieczenie życia poddanych lub obywateli. Kwestie bezpieczeństwa można przy
tym zawężać lub rozumieć dość szeroko. Idea racji stanu w pewnym momencie stała
się czymś nadrzędnym wobec partykularnych interesów grup czy jednostek, i w tym
właśnie sensie nowożytne pojęcie racji stanu zastąpiło stosowany przez
starożytnych termin dobra wspólnego. Wcześniej racją istnienia państwa była
właśnie realizacja owego dobra wspólnego, a także udzielanie pomocy jednostkom
w prowadzeniu dobrego życia, ewentualnie w dążeniu do zbawienia.
W nowożytności akcent został przesunięty ze wspólnoty na władzę, a interes
władcy lub dynastii zaczęto utożsamiać z interesem państwa. Kategoria bonum
commune została odsunięta, zaś na pierwszym planie znalazły się kwestie
czysto utylitarne. Należy przy tym pamiętać, że kwestia zapewnienia
bezpieczeństwa poddanym lub obywatelom była ważna zarówno w koncepcji
klasycznej, jak i w nowożytnej. Różnica polega na tym, że w koncepcji
nowożytnej stała się zasadą pierwszorzędnej wagi, a w wielu przypadkach, np. u
Hobbesa, wywiązywanie się z tego zadania zostało uznane za najważniejsze
kryterium legitymizacji władzy.
Według Thomasa
Hobbesa powołanie do życia państwa w drodze umowy społecznej stanowi najlepszą
ucieczkę przed stanem natury, tj. stanem chaosu i wojny wszystkich przeciwko
wszystkim. Angielski filozof był jednak przekonany, że pomimo zaistnienia
państwa nie tylko możliwy jest powrót do stanu natury, ale pewne jego elementy
występują nawet w dobrze funkcjonującym państwie. Podawał tu przykład troski
obywateli o prywatną własność: ludzie chowają kosztowności w skrzyniach
strzeżonych kłódkami, zamykają drzwi domostw, podczas podróży obawiają się o
swoje mienie. Tak więc nie tylko upadek władzy i pojawienie się stanu natury w
czystej postaci sprawia, że jednostka zaczyna myśleć przede wszystkim o własnym
przetrwaniu, ale doświadczamy tego stanu częściej, niż by się to nam wydawało.
Wojny religijne, których świadkiem był Hobbes, przywodziły na myśl stan natury;
podobne skojarzenia można mieć obserwując wojny prowadzone w XX wieku. Czasem
załamanie ładu państwowego, kiedy to dominować zaczyna chaos czy barbarzyństwo,
powodowane jest przez klęski żywiołowe: powodzie, trzęsienia ziemi, wichury, a
czasem nawet przez brak prądu w dużym mieście.
Uczniowie Hobbesa
przyjmują za pewnik, że podstawowym zadaniem państwa jest zapewnienie
bezpieczeństwa swoim obywatelom; kwestia ta stanowi dla nich papierek
lakmusowy, wskazujący, czy system w ogóle realnie funkcjonuje. Państwo, które
nie spełnia tego zadania, mimo że w zamian ma np. znakomitą sieć dróg czy
doskonały system opieki zdrowotnej, nie jest właściwie państwem w pełnym tego
słowa znaczeniu. Nie spełniając funkcji ochronnej przed zagrożeniami, będąc
areną chaosu i przestępczości, zmierza bowiem w kierunku stanu natury, a więc
ku anarchii. Nic więc dziwnego, że Max Weber, mocno zakorzeniony w nowożytnej
tradycji myślenia politycznego, w swej definicji państwa podkreślał konieczność
objęcia monopolu na stosowanie uprawomocnionej przemocy fizycznej. Zapewnienie
bezpieczeństwa jest zadaniem państwa i tylko państwa, zatem oprócz niego żadna
instytucja ani osoba nie może w sposób legalny stosować przemocy. W przeciwnym
razie w nowoczesnym państwie narodowym pojawić się mogą konkurencyjne siły i
źródła władzy, co oczywiście uszczupliłoby suwerenność władzy centralnej. Tezy
Maxa Webera, nie tylko te dotyczące związku między państwem a przemocą, do dziś
stanowią ważną inspirację dla wszystkich teoretyków powołujących się na
realistyczną szkołę stosunków międzynarodowych.
Realizm
polityczny
Pojęcie racji stanu
jest często kojarzone z językiem tych myślicieli, którzy wywodzą się ze szkoły
realistycznej. Raison d’état, national interest, a także
kategorie siły, władzy, rywalizacji, wojny, konfliktu interesów, dążenia do
zwiększenia swojej mocy – stanowią podstawowe terminy ze słownika
dwudziestowiecznych realistów. Posługiwanie się kategorią racji stanu do opisu
działania państwa i relacji międzynarodowych kojarzone jest zatem z realizmem
politycznym.
Tymczasem wielu
wybitnych teoretyków odnajduje elementy realizmu politycznego w każdej epoce
historycznej, od starożytności począwszy. Dzieła olbrzymiej liczby myślicieli
świadczą o podejmowanych próbach realistycznego oglądu rzeczywistości.
Filozofia definiowana była przez stulecia jako umiłowanie mądrości – mądrości,
która brała się z dążenia do prawdy – zaś klasyczna definicja prawdy oznaczała
przecież zgodność danego sądu z rzeczywistością. W tym sensie większa część
filozofii, dążąc do obiektywnego poznania rzeczywistości, jest realistyczna.
Problem pojawia
się, gdy w myśli politycznej i w teoriach stosunków międzynarodowych zaistnieje
podział na idealistów – czyli tych, którzy zajmują się głównie tym, jakie
państwo być powinno – oraz realistów, twardo stąpających po ziemi i
interesujących się przede wszystkim tym, co realnie istnieje. Podział ten ma
wiele słabości, gdyż wcale nie ułatwia uchwycenia głównych koncepcji
politycznych. Dzieje się tak, ponieważ zarówno w starożytności, jak i w wiekach
średnich wielu myślicieli, uważających się za realistów, próbowało dokonywać
oglądu istoty ludzkiej wpisując ją w ramy pewnego szerszego ładu, który miał
również wymiar metafizyczny i wiązał się z transcendentną aktywnością Boga.
Zadaniem człowieka było życie w harmonii z otaczającym światem, zgodnie z
prawem naturalnym, nie zaś gwałcenie owego porządku, który nie został przecież
wykreowany przez niego samego. Według tej tradycji, w ład ten powinien zostać
wpisany nie tylko człowiek, ale także inne byty, takie jak rodzina czy państwo.
Tak zarysowanej
tradycji realistycznego myślenia, której przedstawicielem jest św. Tomasz z
Akwinu, przeciwstawił się u progu nowożytności Machiavelli, wyrywając refleksję
polityczną z szerszego kontekstu zagadnień metafizycznych. W pierwszym
znaczeniu realizm wiąże się zatem z „tradycją klasyczną”, w drugim – oznacza
sposób myślenia o polityce wywodzący się z „tradycji nowożytnej”. Tymczasem
realizmem zwykło się nazywać wyłącznie nurt myślowy zapoczątkowany przez
Machiavellego, zapominając, że pojęcie to funkcjonuje znacznie dłużej w
dziejach myśli europejskiej. Pojęcie racji stanu kojarzone jest więc często z
realizmem politycznym w „nowożytnym” sensie. Reprezentujący go Machiavelli i
jego następcy starają się ujmować politykę i mechanizmy nią rządzące bez
jakichkolwiek odniesień do sfery religijnej czy moralnej. Ten rodzaj realizmu
nie boi się stwierdzenia, że jednostki oraz państwa są z natury złe, że jedynie
siła może powstrzymać je przed wywoływaniem konfliktów i wojen, przed dążeniem
do zaspokojenia własnych egoistycznych celów, bez liczenia się z innymi ludźmi
czy państwami. W języku wyznawców tak rozumianego realizmu pojęcie racji stanu
stanowiło od XVI wieku punkt orientacyjny, co oznaczało, że główną miarą oceny
rzeczywistości politycznej był interes państwa, ewentualnie władcy. Cała reszta
była traktowana jako mniej lub bardziej użyteczne instrumentarium albo też jako
zasłona ułatwiająca dążenie do rzeczywistych celów. Tak pojmowany realizm jest
istotnym elementem „nowożytnej tradycji racji stanu”.
Z kolei William F.
Church, pisząc, że „jedna ważna interpretacja racji stanu została już
wspomniana, czyli – posługiwanie się rozumem w działalności politycznej”,
zwracał uwagę na kwestię racjonalnego podejścia do spraw politycznych.
Kierowanie się rozumem, a nie emocjami, stanowiło warunek podstawowy
prowadzenia realistycznej polityki, dobrego rozpoznania sytuacji, trafnego
zdefiniowania celów i podjęcia właściwych środków do ich realizacji. Do rozumu
politycznego odwoływali się także stańczycy, próbując przeciwstawić się
polityce sentymentalnej, opartej na namiętnościach. Jak zaznaczał Józef
Szujski: „Przed i po rozbiorze Polski okazywaliśmy tenże sam brak politycznego
rozumu, ducha organizacji, prawdziwego zmysłu zachowawczego”.
Stanisław Tarnowski zaś apelował: „Miłość ojczyzny obowiązuje nas do
politycznego rozumu nie mniej, jak do wierności, wytrwałości, poświęcenia i
innych cnót. O tym zapomniało przez cały ciąg XIX wieku stronnictwo spiskujące
[…]”.
Bardziej
problematyczna jest natomiast klasyfikacja wywodzonego od prezydenta Woodrowa
Wilsona „idealistycznego” podejścia do relacji międzynarodowych. Z jednej
strony, wiele elementów zbliża je do tradycji klasycznej, m.in. poszukiwanie
sprawiedliwości w stosunkach między państwami, dążenie do równego traktowania
państw, szacunek dla zasady samostanowienia narodów i państw, a w drugiej
połowie XX wieku – głoszenie idei praw człowieka. Z drugiej strony jednak, teoriom
idealistycznym często brakuje owego szerokiego zakorzenienia, pewnego
ponaddoczesnego odniesienia, elementu metafizycznego, kluczowego w naszej
definicji „klasycznej tradycji racji stanu”. Odniesienie to pojawia się u
wybranych myślicieli i polityków amerykańskich, szczególnie tych, w których
życiu i działaniu religia odgrywa znaczącą rolę, lecz w wielu przypadkach
teorie idealistyczne przypominają świecki substytut wiary religijnej: wiarę w
człowieka, w możliwość zaistnienia świata bez wojen, a nawet bez konfliktów.
Można więc powiedzieć, że jedynie wybrane wątki i pojedyncze dzieła
prezentujące koncepcje idealistyczne są zakorzenione w „klasycznej tradycji”.
Podobnie, można wskazać całkiem pokaźne grono myślicieli realistycznych, którzy
wychodząc z pesymistycznych założeń dotyczących natury ludzkiej i natury
państw, umieszczali jednak owe byty w ponaddoczesnym, metafizycznym porządku. A
zatem dwudziestowieczny podział na idealistyczne i realistyczne teorie
stosunków międzynarodowych nie zawsze pokrywa się z podziałem na „klasyczną” i
„nowożytną” rację stanu.
Pozostaje jednak
faktem, że współcześnie posługiwanie się pojęciem racji stanu przywodzi nam
często na myśl język dwudziestowiecznych realistycznych teorii stosunków
międzynarodowych. Realizm zaczął bowiem dominować w latach czterdziestych
ubiegłego wieku, gdy – by posłużyć się określeniem Roberta Coopera – „nowa
wojna trzydziestoletnia” 1914-1945 dobiegała końca. Pod koniec lat
trzydziestych i w latach czterdziestych w świecie zachodnim, a szczególnie w
Stanach Zjednoczonych, miała miejsce dyskusja, którą podjęli naukowcy
krytycznie nastawieni do dominującego dotychczas nurtu idealistycznego. Wśród
najważniejszych przedstawicieli rodzącego się realizmu wymienić trzeba takie
postacie, jak Hans Johan Morgenthau, Edward Hallet Carr, Reinhold Niebuhr i
Frederick Schuman. W naszej typologii realizm w teoriach stosunków
międzynarodowych zaliczyć powinniśmy zasadniczo do „nowożytnej tradycji racji
stanu”. Realiści, do których w późniejszym okresie dołączyli jeszcze m.in.
Kenneth Waltz czy Henry Kissinger, wprost odwoływali się do swych wielkich
poprzedników: Tukidydesa, Niccoló Machiavellego, Thomasa Hobbesa, Maxa Webera.
Co więcej, podręcznik do teorii stosunków międzynarodowych rozróżnia trzy etapy
w historii doktryny realistycznej. Pierwszy – „klasyczny” – obejmuje okres od V
wieku p.n.e, a więc od napisania Wojny Peloponeskiej przez Tukidydesa,
aż do początków XX stulecia (sic!). Drugi to realizm „nowożytny”, datujący się
od wydania w 1939 roku książki Edwarda Halleta Carra The Twenty Year’s
Crisis do opublikowania w 1979 roku dzieła Kennetha Waltza Theory of
International Politics. Wreszcie od roku 1979 mówi się o zaistnieniu
neorealizmu lub tzw. realizmu strukturalnego.
O ile niezwykle ciekawe są poszczególne debaty dotyczące stosunków
międzynarodowych, jakie realiści toczyli głównie w drugiej połowie XX wieku, o
tyle trudne do zaakceptowania jest zrównanie owych dyskusji z
dwudziestopięciowiekowym dorobkiem cywilizacji grecko-judeo-chrześcijańskiej,
jakiego poniekąd dokonuje ta klasyfikacja.
Teoretycy zaliczani
do szkoły realistycznej zaczęli posługiwać się językiem analizy stosunków
międzynarodowych, w którym szczególne miejsce zostało zarezerwowane dla pojęć
takich jak: państwo, równowaga sił czy anarchiczność systemu międzynarodowego.
Dla zwolenników tak rozumianego realizmu państwo jest głównym – a dla
niektórych nawet jedynym rzeczywistym – podmiotem stosunków międzynarodowych.
Za najważniejszą cechę państwa uznają jego suwerenność. Z kolei najważniejszy
stały czynnik relacji międzynarodowych stanowi siła, a od czasów traktatu
westfalskiego równowaga sił stała się, zdaniem realistów, najbardziej
odpowiednim modelem wyjaśniającym działania poszczególnych państw i podstawę
funkcjonowania systemu międzynarodowego; stąd też pojawiło się pojęcie „power
politics”, określające główny cel każdego państwa, którym jest prowadzenie
takiej polityki i podejmowanie takich działań, jakie będą wzmacniały siłę
państwa. Wreszcie przekonanie o anarchiczności systemu międzynarodowego jest
zastosowaniem modelu hobbesowskiego stanu natury, stanu bez władzy, do
stosunków międzynarodowych. Realiści wychodzą z założenia, że w świecie nie ma
jednej władzy, lecz system międzynarodowy opiera się na relacjach sił pomiędzy
poszczególnymi aktorami, z których najważniejszymi pozostają państwa,
szczególnie te najsilniejsze. W takim pojmowaniu świata sprzeczność interesów,
konkurowanie, konflikty, a nawet wojny są czymś naturalnym – są prowadzeniem
polityki innymi, czyli niedyplomatycznymi, środkami.
Tę słynną myśl Carla von Clausewitza cytuje niemal każdy zwolennik realizmu.
Ważną rolę w tym modelu odgrywa oczywiście, bądź odgrywało, pojęcie racji
stanu, rozumianej jako stawianie najwyżej interesów państwa, gdyż tylko państwo
może stanowić jakąś siłę w świecie, a tym samym zapewnić bezpieczeństwo, obronę
przed zagrożeniami i rozwój cywilizacyjny. Interesujące jest to, że na gruncie
amerykańskiej myśli realistycznej w zakresie stosunków międzynarodowych, która
po II wojnie światowej zaczęła dominować także w Europie, olbrzymią rolę
odegrali myśliciele, którzy urodzili i wychowali się w Niemczech lub byli
niemieckiego pochodzenia, a więc osoby, które wzbogaciły amerykańskie teorie
zasadami wywodzonymi od Realpolitik i Staatsräson.
Współcześnie nie
można wyobrazić sobie teoretyka stosunków międzynarodowych, który nie znałby Wojny
Peloponeskiej, Księcia czy Lewiatana, szczególnie jeśli
sympatyzuje z tzw. realistyczną szkołą myślenia o relacjach międzypaństwowych.
Realiści wykorzystują np. filozofię Thomasa Hobbesa, tworząc na podstawie jego
koncepcji i wprowadzonych przez niego pojęć pewien schemat, który przykładają
do współczesnych relacji pomiędzy państwami. W ślad za Hobbesem przestrzegają,
że stan wojny jest dla człowieka naturalny, pokój nie jest więc czymś zwykłym,
ale raczej wyjątkowym, sztucznym, czymś, co wymaga nie lada wysiłku.
Przekonanie to bierze się z pesymistycznej wizji ludzkiej natury. W myśl tej
koncepcji człowiek jest przede wszystkim agresywnym egoistą, dążącym do
realizacji własnych celów, w szczególności do przetrwania, posiadania dóbr i
zdobycia władzy (przy czym ten pierwszy cel jest zdecydowanie nadrzędny – dobra
i władza potrzebne są po to, by łatwiej było przeżyć). Z teorii tej wynika, że
pokój może zaistnieć tylko wtedy, gdy znajdzie się moc, która zmusi wszystkich
do zaprzestania walk; siła ta nie musi wprawdzie zostać użyta, ale musi
zaistnieć. Dotyczy to relacji zarówno między jednostkami, jak i między
państwami. Gdzie nie ma siły, tam nie ma pokoju – powtarzają hobbesiści.
Patrzenie na stosunki międzynarodowe „oczami Hobbesa” oznacza wreszcie uznanie,
że stan natury opisany w Lewiatanie znakomicie ilustruje najważniejsze
cechy relacji międzypaństwowych. Przedstawiciele dwudziestowiecznej szkoły
realistycznej mówią o anarchii międzynarodowej albo o poliarchii, mając na
uwadze sytuację, w której każde poszczególne państwo ma swoją mniej lub
bardziej suwerenną władzę, ustalającą na własnym terytorium określone prawa i
pilnującą ich przestrzegania; nie ma tymczasem żadnej nadrzędnej, zwierzchniej
władzy, która ustalałaby prawa na arenie międzynarodowej i egzekwowała ich
respektowanie przez poszczególne państwa. Nie ma wprawdzie nieustannej wojny
pomiędzy państwami, występuje jednakże stan ciągłego zagrożenia i nieufności. Każde
państwo ma bowiem swoje własne cele i interesy, a nie istnieje moc zmuszająca
wszystkich do przestrzegania tych samych praw. Nawet prawo międzynarodowe
okazuje się skuteczne jedynie wówczas, gdy znajdzie się państwo, które zechce
użyć swojej siły, lub choćby realnie zagrozić jej użyciem, w celu przymuszenia
innego państwa do pożądanego zachowania, np. do wywiązania się z podjętych
zobowiązań.
Poszukując
inspiracji w książkach Hobbesa czy Machiavellego, realiści wychodzą jednakże
często z założenia, że pierwszym dziełem z dziedziny stosunków międzynarodowych
jest arcydzieło historiografii starożytnej – Wojna Peloponeska. Dzieło
Tukidydesa, opisujące zmagania greckich poleis, skupionych w dwóch
obozach: sojuszników Aten i sojuszników Sparty, jest przez dwudziestowiecznych
badaczy traktowane niezwykle poważnie. Dzieje się tak pomimo faktu, że greckie poleis
nie były państwami w nowożytnym znaczeniu tego słowa. Chociaż różniły się
zasadniczo od nowożytnych państw, a świat helleński trudno jest porównywać do Europy
po okresie odrodzenia, to jednak opis największego konfliktu w świecie greckim
do dziś zapiera dech i nasuwa skojarzenia z dziedziny stosunków
międzynarodowych nie tyle w świecie nowożytnym, co wręcz we współczesnym.
Najczęściej
komentowanym i przywoływanym fragmentem Wojny Peloponeskiej jest zawarty
w piątej księdze słynny dialog posłów ateńskich z mieszkańcami wyspy Melos.
Intelektualna jasność i szczerość, z jaką Tukidydes przedstawił argumenty obu
stron, do dziś budzą podziw. Olbrzymia dysproporcja potęgi Aten i rozmiarów ich
żądań w stosunku do niewielkiego i słabego państewka przywodzi na myśl wiele
podobnych sytuacji zaistniałych na przestrzeni dwóch i pół tysiąca lat, jakie
minęły od tamtego zdarzenia. Dialog ten, jak wszystkie wybitne, fundamentalne
dla naszej cywilizacji teksty, może być różnorako interpretowany. Jednakże z
punktu widzenia racji stanu, interesu państwa, najbardziej interesująca jest
argumentacja posłów ateńskich, prowadzona z pozycji siły i wynikająca z jasno
zdefiniowanego interesu własnej polis. Język posłów odarty jest z
ozdobników, z wyrażeń, które łagodziłyby stawiane przez nich ultimatum.
Melijczycy zostali postawieni w sytuacji niezwykle trudnej: albo zrzekną się
swojej neutralności i zostaną sojusznikami Aten, albo zostaną pokonani i
prawdopodobnie zginą. Pierwsza możliwość oznaczała wówczas wyrzeczenie się
własnej niezależności, przekształcenie się w państewko nie tylko podległe, ale
i wyzyskiwane przez metropolię. Sami Ateńczycy o swoich sojusznikach mówili
często po prostu „poddani”. Przywódcy melijscy nie zgodzili się, aby posłowie
ateńscy przemówili do zgromadzonego ludu; woleli sami negocjować. Użyli
argumentów odwołujących się do takich pojęć, jak hańba, sprawiedliwość, zasada
wspólnego dobra, ale apelowali również do interesu Aten, przestrzegając, że źle
traktując Melos, mogą one zniechęcić do siebie pozostałe neutralne poleis,
a państwa sojusznicze zachęcić do oporu. Ateńczycy nie mieli jednak złudzeń,
uważając, że to właśnie zgoda na zachowanie neutralności przez Melos zostanie w
świecie helleńskim odebrana jako oznaka słabości. Prowadzące wojnę Ateny nie
mogły sobie na to pozwolić. Co więcej, wysłannicy ateńscy nie mogli zrozumieć,
dlaczego przywódcy wyspy, zamiast myśleć o przetrwaniu swojego ludu i państwa,
martwią się takimi pojęciami, jak honor czy hańba. Ich zdaniem „nie jest to
bowiem współzawodnictwo w męstwie między dwiema równymi sobie pod względem sił
stronami. Nie idzie tu o hańbę, lecz raczej o to, by zastanowić się nad
ocaleniem i nie stawiać oporu o wiele silniejszemu przeciwnikowi”.
Analiza Ateńczyków jest niezwykle precyzyjna i pozbawiona emocji:
„Najsilniejszą waszą podporą są odległe nadzieje, podczas gdy środki, jakimi
rozporządzacie w obecnej sytuacji, są nikłe w stosunku do sił, które wam
przeciwstawiono. […] Nie powodujcie się niewczesnym uczuciem honoru, który w
niebezpieczeństwach jawnych i grożących hańbą wielu doprowadził do zguby. Na
ogół bowiem ludzie dają się zwieść słowu <<hańba>> i chociaż widzą,
do czego ich to prowadzi, ulegają sile tego wyrazu, rzucając się dobrowolnie w
otchłań niepowetowanych nieszczęść i ściągając na swą głowę z braku rozwagi
jeszcze większą hańbę”.
Jak widać, Ateńczycy posługują się niezwykle racjonalnym językiem, odwołując
się do rachunku sił i interesu własnej polis. W ich sposobie myślenia
najważniejszym argumentem i zasadą rządzącą relacjami pomiędzy różnymi poleis
jest zawsze siła. „Również nie my wymyśliliśmy to prawo i nie my zaczęliśmy je
pierwsi stosować, lecz posługujemy się nim, przejąwszy je od przodków i jako
prawo niezmienne przekazując potomnym. Wiemy również, że i wy, i wszyscy inni
mając potęgę równą naszej postąpilibyście tak samo”.
Ostatecznie przywódcy wyspy Melos odrzucili żądania Ateńczyków, a ci ostatni
spełnili swoje groźby: „nadeszło z Aten nowe wojsko pod dowództwem Filokratesa,
syna Demeasa. Od tej chwili wznowiono oblężenie, a gdy zaszły jeszcze wypadki
zdrady, Melijczycy poddali się Ateńczykom pozostawiając im decyzję o swoim
losie. Ci zaś wszystkich mężczyzn, jacy im wpadli w ręce, wymordowali, dzieci i
kobiety sprzedali w niewolę. Miasto zaś skolonizowali, posławszy później
pięciuset osadników”. Licząca ponoć siedemset lat polis przestała
istnieć.
Dialog melijski
bywa często interpretowany na uniwersytetach za pomocą współczesnych teorii
stosunków międzynarodowych. Przyjęcie takiego klucza powoduje szukanie w
analizowanej argumentacji analogii do języka dwudziestowiecznych realistów, jak
i przeciwnie – współczesnych idealistów. Rzeczywiście, w wywodzie Ateńczyków
można odnaleźć wiele ważnych dla realistycznej szkoły pojęć. Jednakże język
Melijczyków jest bardziej zróżnicowany: z jednej strony, zdominowany jest
raczej przez argumenty zaliczane do szkoły idealistycznej, z drugiej jednak,
znajdują się w nim także elementy realistyczne w postaci prób odwoływania się
do interesu Aten. Pojawia się tu kilka bardzo ważnych, ponadczasowych kwestii,
przywodzących na myśl nowożytną rację stanu: interes państwa jest postawiony na
samym szczycie hierarchii celów; siła jest wyraźnie ostatecznym, decydującym
argumentem w stosunkach międzynarodowych, szczególnie w perspektywie wojny; co
więcej, głównym elementem branym pod uwagę przez poszczególne poleis
jest właśnie rachunek sił. Zimna, wykalkulowana argumentacja Ateńczyków
powoduje, że czytelnik niejako odruchowo staje po stronie Melijczyków. Lecz w
dialogu pojawia się jeszcze jedna, niezwykle istotna kwestia, mianowicie sprawa
odpowiedzialności przywódców za państwo. Z wywodu Ateńczyków przebija
przekonanie, że podstawowym zadaniem rządzących jest dbałość o przetrwanie
ludności i państwa. Cała ich argumentacja zmierza do przekonania przywódców
melijskich, że kładą oni na szalę nie tylko własne życie i poczucie honoru, ale
także życie wszystkich współobywateli i dorobek wielu pokoleń. Jak wiemy,
Melijczycy ponieśli klęskę, a ich państwo i kultura przestały istnieć. W tym
sensie opisane przez Tukidydesa negocjacje stanowią ważną przestrogę dotyczącą
sytuacji, w których występuje podobnie rażąca dysproporcja sił. Warto jednakże
wziąć pod uwagę fakt, że być może część racji melijskich została pozytywnie
zweryfikowana przez czas, gdyż ostatecznie to Ateńczycy przegrali największą
wojnę w świecie helleńskim; być może powyższy sposób traktowania państw
neutralnych i sprzymierzeńców przyspieszył ich klęskę.
Innym, niezwykle
ważnym nauczycielem realistycznego podejścia do polityki, które odcisnęło swoje
piętno w trzynastowiecznych Włoszech, był Arystoteles. Tłumaczenie z arabskiego
uznanych za zaginione wybranych dzieł Stagiryty nie tylko przyczyniło się do
rozkwitu teologii chrześcijańskiej, przede wszystkim w pismach św. Alberta
Wielkiego i św. Tomasza z Akwinu, ale także przygotowało grunt pod emancypację
poszczególnych księstw i republik oraz pod sformułowanie idei racji stanu. W
tym sensie Arystoteles – postać kluczowa dla „klasycznej” tradycji racji stanu
– odegrał także inspirującą rolę wśród myślicieli, którzy przygotowali grunt
pod tradycję „nowożytną”.
Przytoczone
przykłady pokazują, że myślenie realistyczne – a więc biorące pod uwagę
ułomności ludzkiej natury, a także opisujące politykę z punktu widzenia
poszczególnych interesów i w kategoriach siły – nie tylko nie musiało czekać na
pojawienie się Machiavellego, ale było niezwykle ważną częścią europejskiej
tradycji intelektualnej, stanowiąc jej ważny fundament. Podobnie jak w Grecji,
także i w Rzymie, któremu udało się stworzyć jedno z najwspanialszych i
najpotężniejszych imperiów w historii, odnajdziemy wielu pisarzy i historyków,
którzy zajmowali się zagadnieniami związanymi z polityką siły, a więc z tym, co
nazwaliśmy „nowożytną racją stanu”; więcej, w ich dziełach pojawią się pojęcia
nasuwające nam na myśl renesansową ragion di stato. Można odnieść
wrażenie, że zarówno w okresie rzymskiej rzeczpospolitej, jak i w okresie
cesarstwa olbrzymią wagę przykładano do powinności obywatelskich, do zadań polityka,
wśród których troska o ojczyznę – najpierw o republikę, a potem o cesarstwo –
stała na pierwszym miejscu.
Z kolei gdy
weźmiemy do ręki De regno, napotkamy realistyczny opis władzy tyrańskiej
i sposobów przeciwstawiania się tejże. Św. Tomasz doradza nie tylko
niewybieranie na króla osoby mającej skłonności do tyranii, ale także
ograniczenie władzy królewskiej, tak aby władca miał jak najmniejszą możliwość
stania się tyranem; po trzecie, doradza także, by w państwie były zawsze
instrumenty i mechanizmy umożliwiające podjęcie zdecydowanych działań, które w
sytuacji wyjątkowej pozwolą na przeprowadzenie skutecznego buntu przeciw
tyranowi. Następujące potem rady dotyczące samego przebiegu owego sprzeciwu są
niezwykle realistyczne. Autor namawia najpierw do zbadania, czy rzeczywiście
mamy do czynienia z władzą tyrańską, oraz czy władza ta nie jest czasem karą za
grzechy. Jeśli tak nie jest, poddani powinni wystąpić przeciw władcy, lecz
roztropnie – to znaczy w taki sposób, aby okazało się to skuteczne. Biada bowiem
tym, którzy przeprowadzą nieudany bunt – rozsierdzą władcę i tyrania stanie się
jeszcze bardziej uciążliwą. Stąd słynna rada Akwinaty, że lepiej znosić
umiarkowaną tyranię, niż zorganizować nieudany bunt.
Gdy chodzi o ocenę
dorobku średniowiecza, pewien problem pojawia się u niemieckiego znawcy idei
racji stanu Friedricha von Meineckego, jako że idee stworzone przez Niccoló
Machiavellego traktuje on niemal jak wyrocznię, jak wzór metra z Sèvres
pod Paryżem. Przyjmując perspektywę myśli i idei Machiavellego, z niej dopiero
spogląda wstecz na dorobek myślicieli starożytnych i średniowiecznych,
dopasowując do swojej wizji Staatsräson poszczególne elementy.
Machiavelli był rzeczywiście sprawcą przełomu w myśleniu o państwie, władzy i
polityce; może być symbolem nowożytnego ujęcia państwa z jego suwerennością i
racją stanu, nie jest to jednak tradycja jedyna, o czym przypomina niniejsze
opracowanie. Co więcej, odczytywanie tradycji starożytnej tylko przez pryzmat
dorobku myślicieli włoskiego renesansu, a w szczególności Machiavellego,
powoduje, że tracimy z oczu szerszą całość. Takie podejście utrudnia
dostrzeżenie, że Arystoteles czy Platon, owszem, dawali wyraz realizmowi w
ocenie postępowania ludzi czy przywódców państw, ale ich filozofię trzeba
traktować jak spójny system. Gdy spojrzymy na ów całościowy system, zauważymy,
że tradycja arystotelesowska będzie miała swoją kontynuację w starożytnym
Rzymie, na przykład w pismach Cycerona czy Seneki, a później w dziełach św.
Tomasza, natomiast tradycja platońska uzyska swoją oryginalną kontynuację w
pismach św. Augustyna.
Z kolei znaczenie
kardynała Richelieu w koncepcjach współczesnych przedstawicieli tzw.
realistycznej szkoły stosunków międzynarodowych polega na tym, że w praktyce
zakończył on ową epokę zmagań starego pojmowania polityki i zadań państwa,
rozumianego jako część szerszego ładu, z nowym podejściem, w którym interes
państwa i relacje międzynarodowe zaczęły podlegać innym kryteriom, niż
moralność poszczególnych ludzi. Celem życia zbiorowego przestał być bowiem Bóg
czy zbawienie. Jak pisał Richelieu: „Człowiek jest nieśmiertelny, jego
zbawienie oczekuje go w życiu pośmiertnym”, podczas gdy „państwo nie jest
nieśmiertelne, a jego zbawienie jest dziś albo nigdy”.
W Opiniach zaś dodawał: „Państwa nie istnieją inaczej, jak w widzialnym
świecie; ich ocalenie następuje tu, natychmiast, albo nie następuje wcale”.
Decydując o polityce Francji podczas wojny trzydziestoletniej, Richelieu w
sposób najbardziej konsekwentny zaczął stosować zasadę racji stanu, tj.
nadrzędności interesów państwa nad wszelkimi innymi kwestiami. Jego polityka
wspierania krajów protestanckich w walce z katolickimi Habsburgami doprowadziła
do porażki cesarstwa i powstania w Europie nowego porządku, opartego na
równowadze sił suwerennych państw. Tymczasem Jan Baszkiewicz trafnie zwraca
uwagę, że „kult raison d’état, nawet wsparty wspaniałą inteligencją
Richelieu’go, nie dawał […] rękojmi, że polityki racji stanu nie zdominuje,
paradoksalnie, nader irracjonalne pojmowanie <<wielkości Państwa>>”.
Nie było bowiem tak, że nowa tradycja była racjonalna i realistyczna, w
przeciwieństwie do dawnej – irracjonalnej i utopijnej. Elementy te wzajemnie
się przenikały, zaś przemyślane postępowanie według nowych zasad z czasem mogło
okazać się nieracjonalne, mimo, że sam Richelieu uważał się za racjonalistę,
który w polityce odrzuca wszelkie emocje: „Skoro człowiek jest istotą
suwerennie rozumną, to musi zapewniać suwerenne rządy rozumu. A to wymaga nie
tylko, by człowiek niczego nie robił bez rady rozumu, ale też obliguje go do
skłaniania wszystkich, którzy są pod jego władzą, aby czcili nakazy rozumu i
sumiennie ich przestrzegali”.
Chociaż można mieć
pewne zastrzeżenia do konsekwentnego stosowania zasad nowożytnego realizmu
przez kardynała Richelieu, podobnie zresztą jak do polityki wielu innych
realistów, to jednak nie ulega wątpliwości, że należy uznać go za współtwórcę
utożsamianej często z ideą racji stanu zasady oparcia polityki na równowadze
sił. Współcześnie w teorii stosunków międzynarodowych podkreśla się, że
porządek i ład istniejący między państwami opiera się właśnie na tej ostatniej.
Siła państwa, domniemana lub rzeczywista, stanowi podstawowy wyznacznik jego
roli i miejsca w świecie, a także określa jego możliwości działania na arenie międzynarodowej.
Kwestia siły może być także istotna w dziedzinie stosunków wewnętrznych, lecz
tutaj – inaczej niż w relacjach międzypaństwowych – postępowanie zgodne z
prawem i zwyczajami okazuje się często korzystne.
Jak już pisaliśmy, model systemu
międzynarodowego jako równowagi sił suwerennych państw teoretycy stosują do
opisu Europy po traktacie westfalskim. Od tego momentu porządek międzypaństwowy
wyznaczać zaczęły niezliczone relacje pomiędzy różnymi państwami – podmiotami
stosunków międzynarodowych. System równowagi sił przechodził różnorodne
ewolucje, zawsze jednak jego kluczowym kryterium była racja stanu danego
państwa, dążenie do zwiększenia jego siły w stosunku do siły innych państw oraz
suwerenność. Zasada ta, jak wiemy, zaistniała wówczas, gdy na europejskiej
arenie dziejów pojawiły się nowożytne, suwerenne państwa wraz z ideą racji
stanu. Od XVII wieku pojęcia racji stanu i równowagi sił łączyły się z dążeniem
do realizacji fundamentalnych interesów państwa funkcjonującego w otoczeniu
innych suwerennych podmiotów, tj. do zabezpieczenia jego bytu i rozwoju oraz do
stworzenia systemu sojuszy.
Cytowany już Tukidydes, jako autor
pierwszego dzieła z dziedziny stosunków międzynarodowych, pozostaje mistrzem i
ważną inspiracją dla współczesnych realistów, także z uwagi na fragment
pierwszej księgi Wojny Peloponeskiej, w którym podaje prawdziwą
przyczynę wybuchu wojny: „Powody zaś zerwania rozejmu i punkty sporne podaję od
razu na wstępie, ażeby nikt w przyszłych wiekach nie miał wątpliwości, z
jakiego powodu wybuchła tak wielka wojna między Hellenami. Otóż za
najistotniejszy powód, chociaż przemilczany, uważam wzrost potęgi ateńskiej i
strach, jaki to wzbudziło u Lacedemończyków; natomiast powody oficjalnie
podawane, dla których obie strony zerwawszy rozejm stanęły na stopie wojennej,
były następujące […]”.
Owe oficjalne powody nie są dla nas ani tak istotne, ani na tyle interesujące,
żeby je przytaczać w tym miejscu. Tym, co budzi uznanie u współczesnych
czytelników, jest dążenie Tukidydesa do odkrycia prawdziwych przyczyn wydarzeń,
do ujawnienia powodów takich, a nie innych działań, szerzej zaś – do uchwycenia
rzeczywistych mechanizmów rządzących życiem poleis i poszczególnych
przywódców. Za prawdziwą przyczynę wojny uznaje „wzrost potęgi ateńskiej”, czyli
mówiąc językiem nowożytnym – naruszenie równowagi sił, która tak bardzo
zaniepokoiła Spartan, że uznali oni, iż jedynie wybuch wojny może ich uratować
przed całkowitym zdominowaniem przez Ateny. Zabezpieczenie swojej pozycji
poprzez przywrócenie równowagi sił albo poprzez zniszczenie potęgi Aten stało
się więc głównym celem Lacedemończyków. W drugiej połowie dwudziestego wieku
zwrócono ponadto uwagę, że opisany przez Tukidydesa świat helleński składał się
z dwóch ugrupowań greckich poleis, dwóch bloków państw, skupionych wokół
Aten i wokół Sparty, które miały odmienny kształt ustrojowy, co nasuwało wiele
skojarzeń z dwubiegunowym światem, jaki zaistniał po 1945 roku i przetrwał do
1989 roku. Pytanie, które wynika z analizy rozwoju pojęcia racji stanu, brzmi:
czy kształtujący się w XXI wieku ład międzynarodowy będzie wciąż w jakimś
stopniu oparty na zasadzie równowagi sił? Czy zanik pojęcia racji stanu w wielu
europejskich językach nie zwiastuje głębszych przewartościowań i zmian
systemowych, zachodzących w państwach narodowych?
Podsumowując,
szkołę realistycznego myślenia o stosunkach międzynarodowych zaliczyć należy do
„nowożytnej tradycji racji stanu”, nawet jeśli jej elementy odnaleźć można w
twórczości myślicieli zaliczanych do architektów tradycji „klasycznej”. Nurt
ten bezpośrednio korzysta z tych idei, w myśl których interes państwa stanowi
najwyższy wyznacznik działań podejmowanych nie tylko przez rządzących, ale i
przez obywateli. Jednakże sam termin „realizm polityczny” może być rozumiany
znacznie szerzej, może bowiem dotyczyć także tych myślicieli, którzy pragnąc
jak najbardziej realnie odczytywać sytuację polityczną, czynią to jednak w
szerszym, np. metafizycznym czy etycznym, kontekście. Rozum polityczny, realizm
w działaniu, nie usuwają w tej perspektywie odniesień transcendentnych. Taka
postawa nawiązuje z kolei do „klasycznej racji stanu”.
Obiektywne
okoliczności, które polityk musi brać pod uwagę
Od XVI wieku
zaczęto pojmować politykę jako tajemną, sekretną wiedzę dostępną jedynie nielicznym.
Zgodnie z tym przekonaniem tylko członkowie elity – władca, przywódcy państwa –
są w stanie odczytać lub odkryć wymagania nowożytnej racji stanu. Jedynie oni
mają bowiem dostęp do pełnych informacji, także tych poufnych; mając więc ogląd
całego państwa, ponoszą odpowiedzialność za całość. Z takiego ujmowania
polityki wzięły się takie pojęcia, jak np. „tajemnice stanu” czy „arcana
imperii”. Rację stanu – żywotne interesy państwa, władzy, ustroju – zaczęto
łączyć z poufną wiedzą, z tajemnicami dostępnymi jedynie nielicznym. Pojęciem „arcana
regni” posługiwał się kardynał Richelieu, uważając, że tylko król i
najważniejsi ministrowie mają wiedzę konieczną do prowadzenia polityki państwa.
Wyraźnym celem kardynała był zaś wzrost siły państwa. „Kto ma siłę – pisał – ma
często i rację w polityce, a ten, kto jest słaby, z trudem może się uwolnić od
opinii pozbawionego racji w osądzie większości ludzi”.
Dążąc do wzmocnienia państwa, Richelieu wzmacniał najpierw władzę króla, a przy
okazji swoją. O kanclerzu Sillerym, którego uważał za nieudolnego, a który był
drugą osobą po królu w państwie, twierdził: „Serce z wosku i tchórzliwość [...]
skłaniały go do szukania w każdej sytuacji pojednań i rad kompromisowych, o
których Cezar powiadał, że nie mają żadnej wartości w wielkich sprawach
państwa”.
A zatem nie kompromis, ale śmiałość celów, wizji i działań odgrywają decydującą
rolę w sprawach państwa. Z tym przekonaniem łączyła się także niechęć kardynała
do zgromadzeń stanowych: „Wielkie zgromadzenia są użyteczne tylko do tego, by
pomóc w dokładnym egzekwowaniu rzeczy już wcześniej spokojnie przemyślanych i
zdecydowanych; by pomóc w respektowaniu zapisanej już reguły postępowania, nie
zaś do tego, by tę regułę ustanawiać. Z tłumem ludzi doradzających Państwu jest
tak samo, jak z czeredą medyków wokół chorego. Wielka liczba ludzi tylko tu
szkodzi”.
Zdaniem Richelieu, tylko kilka osób w państwie jest w stanie pojąć sekrety
sztuki rządzenia państwem – owe arcana regni. W sprawnie działającym
systemie władza musi być scentralizowana, skupiona w ręku króla, ewentualnie
jego ministrów, gdyż nikt inny nie jest w stanie ogarnąć całości problemów
państwowych.
Na początku XX wieku prezydent
Woodrow Wilson głosił, że funkcjonująca w Europie tajna dyplomacja była jedną z
ważniejszych przyczyn konfliktów i wojen, przede wszystkim pierwszej wojny
światowej. Tajna dyplomacja przeszkadzała poszczególnym państwom i
społeczeństwom w sprawowaniu kontroli nad działaniami polityków, wzmacniała
nieufność na arenie międzynarodowej, utrudniając racjonalną analizę polityczną.
Jednocześnie brak zaufania do innych podmiotów stosunków międzynarodowych
powodował niezwykle mocne dążenie do zwiększenia siły państwa, przede wszystkim
pod względem militarnym. Tajna dyplomacja wyrosła z przekonania o istnieniu
wielkich tajemnic stanu, a w XIX wieku stała się główną siłą napędową spirali
zbrojeń i zwiększania armii.
Przeciw takiej koncepcji i
związanym z nią praktykom występował Carl Friedrich, który proponował
zastosowanie terminu „konstytucyjna racja stanu” – mówił więc o racji stanu
państwa opartego o konstytucję, państwa liberalno-demokratycznego. W takim
ustroju politycznym odpowiedzialność, przynajmniej w założeniu, ponosi każdy
obywatel. Rządzący, mimo że dysponują poufnymi informacjami, mogą wszak
popełniać tragiczne w skutkach pomyłki lub wręcz permanentnie się mylić, na co
można znaleźć bardzo wiele przykładów. W tym sensie niezbędna jest kontrola
opinii publicznej, która najpełniej rozwinęła się w państwach demokratycznych i
republikańskich, jako że jej dobre funkcjonowanie zależy od jak największej
jawności. Arcana imperii, koncepcja sekretnej wiedzy, straciły w
społeczeństwach demokratycznych sporo ze swojej atrakcyjności.
Określenie „racja
stanu” może oznaczać nie tylko tajne informacje, ale także pewien rodzaj
specjalistycznej wiedzy, którą polityk musi posiąść, jeżeli chce, aby jego
działania okazały się skuteczne. Jeśli w danym momencie istnieje tylko jedna
idealna raison d’état, jedno tylko optymalne działanie, to zadaniem,
jakie stoi przed politykiem, jest odczytanie znaków czasu, rozpoznanie
rzeczywistości, oraz – przy zachowaniu cnoty roztropności – podjęcie zgodnych z
tym działań politycznych. Richard Sterling mówi wprost: „Mąż stanu musi działać
w harmonii z raison d’état” i dodaje za Meineckem: „Aby cieszyć się
wolnością i niepodległością, państwo musi przestrzegać praw dyktowanych przez
swoją własną rację stanu”.
W tym miejscu powracamy do zagadnienia, które było kluczowe dla Machiavellego,
tj. zagadnienia relacji zachodzących pomiędzy księciem, jego virtù
(na nowo zdefiniowaną cnotą) oraz państwem (stato), a losem (fortuna)
i koniecznością historyczną (necessità). Umiejętność rozpoznania
konieczności i podporządkowania się jej może stać się dla władcy tym trudnym
wyzwaniem, którego stawką jest nie tylko zachowanie władzy oraz utrzymanie siły
państwa, ale być może także przetrwanie tego ostatniego. Niccoló Machiavelli
dokonał także bardzo istotnego przewartościowania, w wyniku którego stan
zagrożenia, podwyższonej konieczności, przestał być uznawany za coś
nadzwyczajnego, krótkotrwałego, o jasno zarysowanych granicach. Nowożytna
polityka miała odtąd charakteryzować się działaniem w ramach permanentnego
stanu wyjątkowego, w którym podporządkowanie się necessità stało
się już nie tyle wymogiem chwili, co wręcz całego okresu sprawowania władzy
przez księcia.
W teorii stosunków
międzynarodowych używa się pojęcia „wyznaczników” polityki zagranicznej na
określenie tych danych i związanych z nimi ograniczeń, które każdy
odpowiedzialny polityk musi brać pod uwagę. Część wyznaczników ma charakter
obiektywny, jak np. potencjał demograficzny państwa (liczba ludności, przyrost
naturalny, gęstość zaludnienia, struktura wiekowa, skład narodowościowy, poziom
migracji), środowisko geograficzne (wielkość terytorium, położenie kraju,
klimat, zasoby naturalne), potencjał ekonomiczny (poziom rozwoju gospodarki,
eksport i import) czy system polityczny (układ sił społecznych i politycznych,
podział administracyjny, działalność mediów, opinia publiczna etc.). Czynniki
te muszą być znane i brane pod uwagę przez polityków, inaczej polityka
zagraniczna państwa będzie skazana na niepowodzenie. Są jednak jeszcze, nie
mniej ważne, „wyznaczniki” subiektywne, które mogą podlegać większym przemianom
niż obiektywne. Do wyznaczników subiektywnych najczęściej zalicza się:
percepcję otoczenia międzynarodowego (postrzeganie danego państwa i jego władz
przez elity, rządy, media oraz społeczeństwa zarówno własnego kraju, jak i
innych), formowanie wizji i programów dotyczących tak polityki wewnętrznej, jak
i działań na arenie międzynarodowej, czy wreszcie jakość służby dyplomatycznej.
Dane te nie tylko powinny być uwzględniane przez każdego męża stanu, ale co
więcej, jedynie ich dokładne przemyślenie może prowadzić do osiągnięcia wyznaczonych
celów, szczególnie w dziedzinie polityki międzynarodowej. Umożliwione w ten
sposób działanie zgodne z potencjałem danego kraju, przy najbardziej efektywnym
wykorzystaniu istniejących możliwości, jest często uznawane za działanie zgodne
z ideą racji stanu.
Racja
stanu jako pretekst usprawiedliwiający niecne czyny
Przeświadczenie, że
racja stanu jest pojęciem archaicznym, charakterystycznym dla okresu monarchii
absolutnych, a także, że najczęściej służyło ono do uzasadnienia politycznych
przestępstw, jest obecnie dość powszechne w krajach zachodnich. Z powyższych
powodów, pojęcie raison d’état w większości państw zniknęło z języka
debaty publicznej. Nie jest już używane ani przez teoretyków, ani przez
publicystów czy polityków. I tak np. powodem wspomnianej propozycji Carla
Friedricha, by wprowadzić pojęcie „konstytucyjnej racji stanu”, było jego
przekonanie, że „racja stanu była [w XVII wieku – przyp. A.R.] definiowana jako
konieczne pogwałcenie prawa zwyczajowego dla publicznej korzyści”.
W wielu państwach
Europy Zachodniej racja stanu kojarzy się właśnie z przypisywaniem zbytnich
prerogatyw państwu i jego przywódcom, co – szczególnie po wyzwoleniu w
nowożytności sfery politycznej z odniesień religijnych czy etycznych –
zaowocowało licznymi nadużyciami władzy. Podstawowy interes państwa stawał się
głównym uzasadnieniem złych, a czasem wręcz zbrodniczych czynów, zaś
przekonanie o istnieniu wyższego celu, jakim jest dobro państwa, tłumiło głos
sumienia obecny silnie w tradycji „klasycznej”. Faktycznie, pojęcie racji stanu
było w dziejach nowożytnych tak wiele razy nadużywane, że trudno się dziwić, że
w wielu krajach wywołuje tak negatywne skojarzenia.
Tymczasem
świadomość napięcia, jakie istnieje pomiędzy wymaganiami skutecznej polityki a
zasadami moralnymi czy religijnymi, sięga starożytności. Przykładem może być Polityka,
jedno z najważniejszych dzieł Arystotelesa przywróconych europejskiej kulturze
w XIII wieku. Czytając piątą księgę, szczególnie rozdział dziewiąty, można
odnieść wrażenie, że zawarte tam spostrzeżenia dotyczące sprawowania i
utrzymania władzy przez tyrana wyszły spod pióra renesansowego włoskiego
pisarza, choćby Machiavellego. Opis sposobów rządzenia, a nawet pewne
socjotechniczne rady udzielane przez autora są niezwykle realistyczne i
opierają się na dogłębnych obserwacjach życia społecznego i natury człowieka.
Środki służące utrzymaniu się przy władzy Stagiryta dzieli na trzy rodzaje,
wskazując, o co musi zadbać tyran: „po pierwsze, aby poddani byli małoduszni,
bo człowiek małoduszny nie uknuje spisku na nikogo; po wtóre, aby szerzyć
wzajemną nieufność, bo żadna tyrania nie upada wpierw, nim pewni ludzie nie
nabiorą do siebie zaufania. (Toteż tyrani zwalczają ludzi przyzwoitych jako
szkodliwych dla swego panowania nie tylko dlatego, że nie pozwalają rządzić
sobą w sposób despotyczny, ale dlatego, że dochowują wiary i między sobą, i w
stosunku do innych, i nie oskarżają ani siebie wzajemnie, ani drugich). Po
trzecie ma tyrania na celu utrzymanie niemocy do działania, bo nikt się nie porwie
na rzecz niemożliwą, a więc i na obalenie tyranii, jeśli brak mu sił do tego”.
Arystoteles wymienia także konieczność zachowania pozorów, władca bowiem
powinien uchodzić wśród poddanych za opiekuna, a nie tyrana; powinien udawać
bogobojnego, pokazywać, że dba o interes publiczny, a zarazem posiadać licznych
szpiegów – podsłuchiwaczy, stale kontrolujących działania i poglądy mieszkańców
polis.
Co ciekawe,
podobne, niezwykle realistyczne myśli zawarł w swoim najobszerniejszym dziele
wielki mistrz i nauczyciel Arystotelesa, Platon. W Państwie stawia on
ważną tezę dotyczącą degeneracji ustrojów politycznych, ewoluujących od formy
najlepszej do najgorszej. Stosunkowo dobra timokracja – rządy ludzi odważnych,
których cechą jest honor – w wyniku degeneracji obywateli zostaje zastąpiona
rządami bogaczy, a więc oligarchią, w której decyduje chciwość. Z kolei
zdegenerowana oligarchia przekształca się w rządy większości, czyli w
demokrację, której główną cechą jest anarchia. Stan anarchii otwiera wreszcie
drogę tyranii – najgorszemu ustrojowi politycznemu, w którym dominującą
kategorią jest strach. Tyran, zdaniem Platona, „zdeptawszy wielu innych staje
na rydwanie państwa, już nie jako przywódca, ale jako skończony dyktator. […]
Więc czy on w pierwszych dniach i czasach […] nie będzie się uśmiechał do
wszystkich i każdego uprzejmie witał, kogo tylko spotka, i będzie mówił nawet,
że nie jest dyktatorem, a będzie przyrzekał wiele i prywatnie, i publicznie,
będzie długi skreślał i ziemię rozdzielał ludowi i swoim najbliższym, i czy nie
będzie udawał łagodnego i łaskawego dla wszystkich? […] A jeśliby, sądzę,
niektórych miał w podejrzeniu, że marzą o wolności i nie pozwolą mu rządzić,
tych by się mógł pozbyć zachowując pozory, boby ich mógł wydać nieprzyjaciołom.
Z tych wszystkich powodów, czy dyktator nie musi zawsze zmierzać do wojny?”.
Otaczanie się miernotami, eliminacja wybitniejszych jednostek i inne tego typu
działania prowadzą do tego, że następuje „oczyszczenie wprost przeciwne niż to,
które lekarze stosują do ciał. Bo oni usuwają to, co najgorsze, a zostawiają
to, co najlepsze”,
podczas gdy dyktator postępuje wprost przeciwnie.
Zarówno Platon, jak
i Arystoteles, opisując w realistyczny, pozbawiony złudzeń sposób mechanizmy i
sposoby rządów tyrańskich, przywodzą nam na myśl opis reguł działania
politycznego zawarty w Księciu Machiavellego. Mimo to, systemy
filozoficzne stworzone przez tych dwóch genialnych filozofów, jak również ich
wielkiego mistrza Sokratesa, ufundowały przede wszystkim podstawy klasycznej racji
stanu. Bez koncepcji sokratejskich, bez platońskiego świata idei, bez
arystotelesowskiej wizji państwa czy teorii sprawiedliwości, nie wykształciłoby
się bowiem określone, powszechne w starożytności i szczególnie w wiekach
średnich, podejście do polityki. Zachowując świadomość istnienia władzy
tyrańskiej, ambicji i degeneracji jednostek i ustrojów, większość starożytnych
i średniowiecznych myślicieli umieszczała jednak świat polityki w szerszym
kontekście moralnym lub metafizycznym. Aberracyjne zachowanie tyrana traktowane
było jako coś jednostkowego, zły wyjątek, który nie zakłócał wszakże wizji
całościowej ani nie wykluczał szerszych odniesień.
Dotychczas
filozofowie, świadomi wielkich pokus i namiętności towarzyszących zawsze władzy
i polityce, starali się umieszczać swoje polityczne rozważania w szerszym
kontekście. Państwo i sprawy państwowe były częścią ponaddoczesnego ładu, który
miał także swój wymiar moralny. Za sprawą Machiavellego polityka zyskała
autonomię, została pozbawiona owych dalszych punktów odniesienia. Pozostały
jedynie nagie mechanizmy rządzące światem polityki oraz skuteczność jako
najważniejsze kryterium działań władcy czy państwa. Okazało się, że w wielu
sytuacjach skrupuły wypływające z nakazów moralności, obyczajów czy religii
mogą utrudniać księciu zdobycie władzy, zwycięstwo w wojnie lub uczestnictwo w
politycznym fortelu. Interes władcy i siła państwa stały się odrębnymi
wartościami, nie podlegającymi ocenie moralnej czy religijnej, a wręcz same urosły
do rangi miernika słuszności określonych działań. Posługiwanie się pojęciem
racji stanu zaczęło często zastępować ocenę działań władzy za pomocą innych
kryteriów, np. moralnych czy religijnych (racja stanu zastąpiła zatem takie
kategorie jak sprawiedliwość czy dobro). Jak zauważył Giovanni Botero, prace
Machiavellego przedstawiały ideę racji stanu opartą na braku sumienia,
co zresztą zainspirowało autora do napisania książki prezentującej jego własną,
bardziej moralną, bo zgodną z wartościami chrześcijańskimi, koncepcję racji
stanu.
Mężowie stanu, z
racji ponoszonej odpowiedzialności za mniejsze lub większe wspólnoty, nieraz
stawiani są przed trudnymi, a czasem wręcz tragicznymi, wyborami. Gdy do tego
zgodzimy się z najsłynniejszą maksymą lorda Actona, że każda władza prowadzi do
deprawacji, a władza absolutna deprawuje absolutnie,
przestaje dziwić, że często do pojęcia racji stanu odnoszono się z dużym
dystansem, obawiając się, że jest ona jedynie zasłoną dymną do dokonywanych w
jej imię nadużyć. Często również z pojęciem tym łączono potoczną zasadę, według
której „cel uświęca środki”. Nawet w polskiej encyklopedii z 1938 roku pojawia
się przekonanie, że racja stanu „pochodzi z czasów monarchij absolutnych;
powoływanie się na rację stanu miało na celu najczęściej usprawiedliwienie
różnych gwałtów, podstępów, wiarołomstw, ucisku poddanych. To też <<racja
stanu>> była zawsze silnie krytykowana przez niezależnych publicystów i
moralistów politycznych, podobnie jak zasada, że cel uświęca środki”.
Innego zdania jest jednak Friedrich von Meinecke, twierdząc, że racja stanu
zastąpiła ideę dobra wspólnego i stanowiła w czasach nowożytnych łącznik
pomiędzy etyką a polityką. W czasach nowożytnych, kiedy mamy do czynienia z
suwerennymi państwami, funkcjonującymi w coraz bardziej zsekularyzowanym
otoczeniu, racja stanu stała się – zdaniem niemieckiego filozofa – nie tylko
wyznacznikiem działania władzy w partykularnym interesie niezależnego państwa,
ale także ograniczeniem jej aspiracji i przedsiębranych środków. Logika racji
stanu ułatwiła racjonalizację polityki, ustalenie nowych zasad funkcjonowania w
świecie wielu suwerennych podmiotów, kierujących się swoimi własnymi
interesami; racja stanu stała się najwyższym punktem odniesienia dla władców i
poddanych i w tym sensie zastąpiła klasyczne dobro wspólne.
Botero dostrzegał
również omawiane niebezpieczeństwa związane z rozumieniem ragion di stato
i dlatego propagując to pojęcie, zarazem starał się pokazywać, że wbrew
poglądom Machiavellego, istnieje możliwość prowadzenia polityki zgodnej z etyką
chrześcijańską. W ślad za Botero szesnasto- i siedemnastowieczni hiszpańscy
pisarze polityczni wprowadzili rozróżnienie na dobrą i złą rację stanu. Z
koncepcją tą nie koresponduje bynajmniej głoszona i stosowana przez kardynała
Richelieu zasada dwóch etyk czy dwóch moralności. Francuski minister wyraźnie
odróżniał reguły postępowania, do których powinien stosować się król i
najbardziej zaufane osoby w państwie, od zasad moralności obowiązującej
wszystkich poddanych. Jego zdaniem sprawy państwa były tak skomplikowane i
dotyczyły tak ważnej materii, że kierowanie się przez odpowiedzialnych za nie
przywódców zwykłymi zasadami etycznymi przyniosłoby jak najgorsze skutki, jako
że utrudniłoby, lub nawet uniemożliwiłoby, prowadzenie efektywnej polityki.
Jak powiedzieliśmy
powyżej, napięcie na linii polityka-etyka jest częściowo efektem nowożytnego
myślenia o polityce, które, głównie za sprawą Machiavellego, wyrywa tę sferę z
szerszego kontekstu. Trudności i napięcia, jakie występują w życiu państw,
wynikają jednak także z samej natury polityki. Zajmowanie się nią oznacza
bowiem uzgadnianie sprzecznych interesów, ważenie różnorodnych racji, od
których zależy wiele w życiu poszczególnych ludzi i wspólnot. Biorąc dodatkowo
pod uwagę niezwykle mocne ludzkie namiętności związane z dążeniem do władzy i
jej sprawowaniem, otrzymamy niemal „szatański” splot wielu czynników,
wystawiających polityków na rzeczywiście ciężkie próby.
Jednym z
ważniejszych myślicieli współtworzących w XX wieku „nowożytną ideę racji stanu”
był Max Weber. W swoim najsłynniejszym i najczęściej cytowanym przez
przedstawicieli realistycznych teorii stosunków międzynarodowych wykładzie,
zatytułowanym Polityka jako zawód i powołanie, podkreślał, że każdy, kto
chce poważnie traktować politykę lub nawet uważać ją za swój zawód, powinien
być świadom „etycznych paradoksów i swojej odpowiedzialności”. Więcej nawet,
musi wiedzieć, że „zadaje się [...] z diabelskimi mocami, które kryją się za
każdą przemocą. [...] Jeśli ktoś szuka zbawienia duszy i ratunku dla innych
dusz, nie robi tego na drodze polityki, która ma zupełnie inne zadania: jej
zadania dają się rozwiązywać tylko przy użyciu przemocy”.
Jeśli ktoś szuka zbawienia duszy... – to zdanie jest jakby wyjęte z listów
Machiavellego, dla którego dobro ojczyzny było właśnie ważniejsze od zbawienia
duszy. „Diabelskość” polityki wynika, zdaniem Webera, z przemocy fizycznej,
która stanowi najważniejszy wyróżnik nowożytnej polityki i nowożytnego państwa.
To ostatnie niemiecki socjolog definiował bowiem – o czym wspominaliśmy już
wcześniej na kartach tej książki – jako taką wspólnotę „ludzką, która w obrębie
określonego terytorium – owo terytorium stanowi jego wyróżnik – rości sobie (z
powodzeniem) prawo monopolu na wywieranie prawomocnej przemocy fizycznej”.
Najważniejszą cechą dwudziestowiecznego państwa – obok posiadania ludności,
władzy i terytorium – jest zatem monopol na „wywieranie prawomocnej przemocy”,
uzyskany na drodze centralizacji władzy i pozbawiania uprawnień i przywilejów
poszczególnych stanów, miast, kościołów, wreszcie wybitnych jednostek. Państwo,
a raczej władza państwowa stała się w nowożytności głównym mózgiem i zbrojnym
ramieniem wszystkich poddanych. Jednakże z używaniem przemocy, czy szerzej – z
prowadzeniem działalności politycznej w ogóle, zawsze wiąże się ryzyko,
wynikające z konieczności podejmowania w sytuacji konfliktu interesów trudnych
decyzji, które mogą się łączyć z użyciem owej siły.
Świadomy tych
niebezpieczeństw Max Weber nie jest bynajmniej ani amoralny, ani tym bardziej
niemoralny; poszukuje on zasad, które powinny być przestrzegane przez każdego
polityka, a które będą stanowiły dla niego ważną wskazówkę i zarazem
ograniczenie oraz pomogą mu dokonać czegoś znaczącego dla dobra państwa lub
społeczności. Zdaniem Webera, polityka powinny cechować trzy elementy:
namiętność, czyli gorliwość w służbie określonej sprawie; poczucie
odpowiedzialności za państwo, naród, za konsekwencje własnych działań lub
zaniechań; i wreszcie wyczucie w ocenie.
Z kolei największymi grzechami polityka są według Webera nierzeczowość i brak
odpowiedzialności; ten ostatni stanowi zagrożenie szczególnie podkreślane przez
niemieckiego socjologa. Świadomość niezwykłych trudności, konfliktów,
komplikacji i wyzwań, przed którymi staje polityk, nie prowadzi jednak Webera
do pesymistycznego wniosku, jakoby każde właściwie działanie polityczne miało
na celu działanie w czysto partykularnym interesie. W swoim eseju podkreśla on
rolę prawdziwych mężów stanu, dla których polityka jest zarówno zawodem, jak i
powołaniem. Aby działalność publiczna stała się rzeczywistym powołaniem i
przyniosła dobre rezultaty, potrzebna jest nie tylko „wiara w sprawę”, wiara w
idee, ale także działanie zgodne z ważnymi zasadami moralnymi. Stąd bierze się
słynne rozróżnienie na etykę przekonań i etykę odpowiedzialności. Ta pierwsza
ma dotyczyć naszego codziennego życia, ta druga skierowana jest szczególnie do
polityków, tj. osób, które ponoszą odpowiedzialność za zbiorowość, wspólnotę,
państwo, naród, kulturę, cywilizację. Polityk, który w życiu codziennym kieruje
się zasadami etyki przekonań, wywodzonymi z religii, obyczajów czy wychowania,
w życiu publicznym powinien przede wszystkim liczyć się z długofalowymi
konsekwencjami własnych decyzji i działań. W stosunku do ogromu
odpowiedzialności, jaką ponosi, jego własne zadowolenie, poczucie godności czy
honor stanowią elementy nieistotne. Ktoś, kto w działalności publicznej
kierowałby się takimi właśnie kategoriami, w istocie przedkładałby własne
zadowolenie czy poczucie satysfakcji ponad dobro państwa czy narodu, a tym
samym zachowywałby się skrajnie nieodpowiedzialnie.
Rozróżnienie
autorstwa Webera koresponduje z innymi próbami określania odmiennych zasad
etycznych dotyczących władców i poddanych. Rzeczywiście problemy, z którymi
styka się polityk, są najczęściej całkowicie obce i nieznane przeciętnym
obywatelom. Mąż stanu często musi np. podejmować decyzje lub przedsiębrać
działania niekorzystne dla jakiejś grupy społecznej. Dylematy moralne polityka
w życiu publicznym i obywatela w sferze prywatnej mają zatem odmienny
charakter.
Dokonane w XX wieku
przez Maxa Webera, niezwykle ważne rozróżnienie stanowi także kontynuację
tradycji nowożytnej. Etyka przekonań, którą powinien kierować się każdy
człowiek w życiu prywatnym, jest czymś odmiennym od etyki odpowiedzialności,
wiążącej przywódców politycznych, na których spoczywa odpowiedzialność za losy
innych ludzi, za losy narodu, kultury, państwa. Posługiwanie się etyką
przekonań w działalności politycznej prowadzi, zdaniem Webera i jego licznych
następców, do jak najgorszych skutków. Takiemu politykowi może czasem się
wydawać, że pozostał „wierny sobie”, podczas gdy w rzeczywistości mógł np.
sprowadzić niebezpieczeństwo na innych ludzi lub na całe swoje państwo. W tym
sensie przywódcy wyspy Melos wybrali własne poczucie honoru, ryzykując
przetrwanie narodu i państwa; przedłożyli etykę przekonań ponad etykę
odpowiedzialności.
Tymczasem
zwolennicy „klasycznej tradycji racji stanu” najczęściej podejrzliwie
traktowali tego typu klasyfikację, której pierwowzory możemy odnaleźć u
Machiavellego czy Richelieu, jako że burzyła ona ich przekonanie o istnieniu
uniwersalnych, podstawowych zasad moralnych, obowiązujących zarówno rządzących,
jak i rządzonych. Odpowiedzialność mężów stanu bywała podkreślana, ale pod
warunkiem przestrzegania przez nich ponaddoczesnych zasad, dotyczących
wszystkich ludzi i państw. Różnica między zwykłym obywatelem a mężem stanu
dotyczyć miała nie stosowanych reguł etycznych, a jedynie zakresu
odpowiedzialności. Obywatel ponosi odpowiedzialność za najbliższych, mąż stanu
za całe państwo, naród, wspólnotę; wszystko jednak odbywa się w ramach jednego
systemu etycznego, zakorzenionego w porządku ponaddoczesnym.
Pięć opisanych
powyżej obszarów znaczeniowych pojęcia racji stanu może być także odczytywane
jako pięć najważniejszych definicji tejże, które nagromadziły się w ciągu
stuleci. Większość pojawiających się tam wątków ma wciąż istotne współcześnie
odniesienia; właściwie każdy obszar niesie ze sobą aktualne dylematy, nadal
obecne w życiu politycznym. W tym sensie racja stanu, ujmowana w pięciu różnych
kontekstach, zakresach tematycznych, pozostaje istotnym punktem wyjścia do
refleksji nad rolą polityki, skutecznością, siłą, władzą, celami stawianymi
przed państwami, wreszcie nad obecnością lub nieobecnością zasad moralnych w
praktyce i teorii państw.