12 marca 1999
roku jest datą określającą radykalną zmianę bezpieczeństwa narodowego
Polski. Członkostwo w NATO zamyka prawie 10-letni okres wychodzenia
z komunistycznego układu geopolitycznego (obecnie postsowieckiego
a raczej rosyjskiego). Jednak oficjalne wejście w zachodni,
atlantycki system bezpieczeństwa nie może oznaczać zakończenia
starań o zapewnienie Rzeczpospolitej trwałego bezpieczeństwa.
Trwałego, czyli opartego w maksymalnym stopniu o własny potencjał
wsparty konkretnymi i efektywnymi sojuszami. Po pierwsze dlatego,
iż członkostwo w NATO jest jedynie środkiem zapewniającym Polsce
bezpieczeństwo w konkretnej sytuacji i w konkretnym okresie,
instrumentem do budowy trwałego systemu bezpieczeństwa narodowego.
Po drugie, gdyż formalne członkostwo w NATO nie oznacza jeszcze
członkostwa praktycznego, mierzonego realnym wpływem na decyzje
Paktu, silną pozycją w Pakcie i poprzez kształtowanie jego polityki
zgodnie z polskim interesem narodowym, wpływanie na najbliższe
otoczenie geostrategiczne, na tzw. pole bezpieczeństwa Rzeczpospolitej.
Aby być czynnym członkiem NATO, zdolnym współkształtować
jego politykę zgodnie z naszym interesem, Polska nie tylko musi
posiadać zreformowaną, nowoczesną armię, ale co ważniejsze,
i na obecnym etapie prostsze polskie elity polityczne muszą
być świadome możliwości jak i zagrożeń jaki płyną z członkostwa
w Sojuszu, jak i rychłego członkostwa w UE (wcześniej procesu
negocjacyjnego), dla bezpieczeństwa narodowego Polski. Oczywiście
obecnie potencjał gospodarczy Polski uniemożliwia odgrywanie
roli do jakiej predestynują ją jej wielkość, potencjał ludnościowy
i położenie. Jednak aby ten potencjał gospodarczy osiągnąć i
umiejętnie wykorzystywać konieczna jest świadomość strategicznego
celu, wola polityczna wykorzystywania wszelkich dostępnych środków.
Przykładem takiej determinacji może być np. Izrael, potrafiący
do perfekcji wykorzystać swe położenie, diasporę żydowską i
kompleks winy świata wobec Holocaustu.
Polska, NATO, USA, Europa, Niemcy
Na razie jednak
fakt, iż członkostwo w NATO osiągnięto przy realnym niewielkim
własnym wysiłku i przy znikomych realnych osiągnięciach w dziedzinie
demontażu komunistycznego systemu bezpieczeństwa (struktury,
kadry, powiązania międzynarodowe, sprzęt), wpływa demobilizująco
i demoralizująco na elity polityczne. To, iż członkostwo to
zawdzięczamy głównie determinacji i reorientacji strategii USA
z jednej strony nie pobudza do realnej reformy polskiego systemu
bezpieczeństwa, z drugiej generuje postawy wasalne wobec nowego
"Wielkiego Brata". Szczególnie ten typ wasalizmu widoczny
jest u elit postkomunistycznych lub związanych z dawnymi służbami
specjalnymi, które zostały częściowo "przewerbowane"
a częściowe same dokonały reorientacji ze Wschodu na Zachód.
Aideologizm Amerykanów, niezrozumienie
roli ideologii i totalitaryzmów, wreszcie wiara w możliwość
zmiany każdego człowieka, prowadziły już wiele razy w przeszłości
do wykorzystywania osób skompromitowanych, choć mogących dać
w zamian konkretne wpływy lub wiedzę. Dość wspomnieć zwalczanie
przez USA generała de Gaulla i próba zastąpienia go niemieckim
kolaborantem admirałem Darlanem, wypromowanie niemieckich naukowców
na twórców amerykańskiego podboju kosmosu, czy wykorzystanie
byłych nazistów w budowaniu niemieckiego wywiadu po II Wojnie
Światowej, oparcie się na mafii sycylijskiej w walce przeciwko
Mussoliniemu i komunistom we Włoszech. Abstrahując od ideologii,
te rozwiązania, choć wygodne na krótka metę, w dalszej perspektywie
przyniosły wiele złego tak dla tych krajów jak i dla publicznej
percepcji USA wśród światowych elit.
Miniona dekada potwierdziła również
w Polsce skłonność USA do opierania się swej polityce wobec
państw leżących w ich sferze wpływów, na miejscowych kadrach
poprzedniego systemu. Obecnie paradoksalnie niektórzy politycy
i oficerowie postkomunistyczni cieszą się większym zaufaniem
u naszych sojuszników niż w kraju, również ze względu na nieznajomość
przez opinię publiczną wszystkich okoliczności owej "historycznej
reorientacji", która zastąpiła niedoszły do skutku "historyczny
kompromis". Zamiast więc wspólnego rządu postsolidarnościowo-postkomunistycznego,
mamy zdezorientowaną coraz bardziej antyzachodnią skrajną prawicę i coraz
bardziej cyniczną i pro zachodnią, postkomunistyczną lewicę.
Dla niektórych polityków i wyborców prawicy reakcją na ten dysonans
poznawczy (postkomuniści wprowadzają Polskę do NATO) stało się
zanegowanie orientacji pro zachodniej jako kolejnego spisku
komunistycznego. Środowiska te wzywają do szukania własnej,
izolowanej strategii bezpieczeństwa, często wyglądając sojusznika
w mitycznej, odrodzonej, antykomunistycznej Rosji.
Jeśli chodzi
natomiast o przeważającą większość sceny politycznej (centroprawica
i centrolewica), to brak realnego procesu dostosowywania i przygotowywania
się do członkostwa w Pakcie,
szczególnie w warunkach bojowego sprawdzianu w kosowskim konflikcie
spowodował jeszcze większe związanie polskich elit politycznych
z USA i uzależnienie od ich opinii lub decyzji. Ponieważ Stany
Zjednoczone nie prowadzą jednej polityki zagranicznej a raczej
wiele polityk poszczególnych ośrodków władzy (Prezydent, Kongres,
Senat, Departament Stanu, Pentagon, CIA) takie ubezwłasnowolnienie
jest dość ryzykowne, zważywszy na doświadczenia poprzednich
lokalnych sojuszników USA.
Oczywiście obecnie
związek z USA, przy takim a nie innym stanie naszej armii i
dyplomacji jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Jednak należy
dążyć do tego by był to związek maksymalnie partnerski i mieć
świadomość, iż również ten sojusz jest jedynie środkiem a nie
celem polskiej polityki bezpieczeństwa. Musi ona być przygotowana
na możliwe w następnej dekadzie wycofanie się Ameryki z Europy,
zmianę preferencji tamtejszego społeczeństwa, niezgodę Amerykanów
na ponoszenie kosztów światowego, a zwłaszcza europejskiego
bezpieczeństwa, wreszcie kryzys gospodarczy. Dlatego polska
polityka bezpieczeństwa winna nie zaniedbywać innych niż amerykańskie
wariantów obecności w NATO, unikać utożsamiania Polski z "amerykańskim
lotniskowcem", lub wręcz "koniem trojańskim"
w Europie.
Dlatego bardzo
ważne są obecne negocjacje o kształt i kierunek zagranicznych
inwestycji w polski przemysł zbrojeniowy. Niedobrze by się stało,
gdyby został on zdominowany jedynie przez inwestycje amerykańskie,
by z przetargu na zakup uzbrojenia odpadli przyczyn innych niż
merytoryczne, wszyscy nie amerykańscy producenci. Sprzyjanie
koncernom amerykańskim było uzasadnione politycznie w okresie
oczekiwania na członkostwo w Pakcie, obecnie dominować powinny
względy technologiczno-gospodarcze. Choć nie ulega wątpliwości,
iż amerykański przemysł wojskowy, jest wiodący na świecie pod
względem nowoczesnych technologii, to jednak nie jest już tak
pewne, czy właśnie te najnowocześniejsze technologie zostaną
udostępnione Polsce. Być może korzystniejsze okaże się zawarcie
kontraktów z krajami mniej zaawansowanymi technologicznie, ale
bardziej skłonnymi do udostępnienia swych dokonań (licencje)
i inwestycji w Polsce (tzw. offset). Pozytywnym przykładem jest
zawarcie przez Hutę Stalowa Wola kontraktu z brytyjską firmą
GEC Marconi Land and Naval Systems na wspólną produkcję samobieżnych
haubic AS90 na podwoziach polskiej produkcji.
Stosunki z Ameryką
i pozycja w NATO wpływają na pozycję Polski w Europie, negocjacje
członkowskie z Unią. Na szczęście dla Polski wydaje się, iż
po poprzednich kontrowersjach obecnie tzw. europejska tożsamość
obronna będzie budowana w porozumieniu a nie przeciw USA. Miejsce
stałej konkurencji amerykańsko-francuskiej, zastąpi zatem platforma
z Saint Mallo.
Efektem porozumienia
z USA w kwestii budowania europejskiego potencjału militarnego,
jest zapowiadana nominacja
obecnego Sekretarza Generalnego NATO, Javiera Solany na unijnego
specjalnego koordynatora ds. wspólnej polityki obronnej i
bezpieczeństwa, oraz nominacja brytyjskiego ministra obrony
George'a Robertsona na stanowsko Sekretarza Generalnego NATO.
Obydwaj są gwarantami z jednej strony rozwoju europejskiego
potencjału militarnego, a drugiej utrzymania silnej obecności
USA w Europie. Wraz z
decyzją ożywienia Unii Zachodnio-Europejskiej, Unia Europejska
zaczyna więc powoli budować podstawy wspólnej polityki obronnej
i bezpieczeństwa, mające stanowić coraz bardziej potrzebny USA
europejski, realny i proporcjonalny do potencjału Starego Kontynentu,
wkład w budowanie światowego bezpieczeństwa. Dlatego nadmierne
związki z USA polskiej polityki bezpieczeństwa przy znikomym
zainteresowaniu inicjatywami europejskimi stają się coraz bardziej
archaiczne i niezrozumiałe dla reszty Europy. Są również szkodliwe
dla polskich aspiracji do członkostwa w UE. Symbolem tej jednokierunkowej
orientacji proamerykańskiej i faktycznego uzależnienia od USA
jest np. decyzja o włączeniu polskiego kontyngentu KFOR do sił
amerykańskich, nie zaś któregoś z państw NATO.
Przedłużeniem
związków z USA w NATO jest oparcie się w polityce w stosunku
do UE na najpewniejszym i najmniej samodzielnym filarze amerykańskiej
polityki bezpieczeństwa - na Niemcach. O ile jednak między Polską
a USA nie ma kwestii spornych, nie ma bagażu tragicznej przeszłości,
to zupełnie inaczej wygląda ta kwestia w odniesieniu do stosunków
narodów polskiego i niemieckiego. Narodów a nie polityków, społeczeństw
a nie elit. Wybór polskiej klasy politycznej ścisłego oparcia
się o USA jest popierany przez większość sympatyzującego z Ameryką
społeczeństwa. Natomiast Polskę i Niemcy nadal dużo dzieli,
nadal jest wiele kwestii do uregulowania przez Bonn a raczej
już Berlin: odszkodowania dla ofiar wojny, paragraf 116 konstytucji
RFN uznający za Niemców
Polaków z terenów dawnej Rzeszy. Niemcy są również najbardziej
zainteresowani w zamknięciu polskich granic przed wschodnimi
sąsiadami, m.in. przed szczególnie istotną dla Polski Ukrainą.
Niemiecka polityka wschodnia jest też tradycyjnie prorosyjska,
podatną na rosyjskie argumenty i szantaż, głucha na istotne
dla Polski emancypacyjne wysiłki państw postsowieckich.
Dlatego w polskiej
polityce integracyjnej stosunki z Niemcami zawsze stanowiły
niezwykle istotny element ze względu na pozycję tego państwa
w Unii jak i wspomniane problemy dwustronne. Polscy politycy
musieli zawsze liczyć się z tym, iż
twarde bronienie polskiej racji stanu w stosunkach z
Bonn może odbić się na tempie integracji. Z tego powodu potwierdzona nominacją Guntera Verheugena
na stanowisko komisarzem Unii Europejskiej ds. rozszerzenia
dominująca pozycja Niemiec w procesie rozszerzenia Unii jest
zarówno szansą jak i zagrożeniem dla polskiej polityki. Szansą,
gdyż łatwiej negocjować z jednym partnerem, zagrożeniem, gdyż
partner ten jest znacznie silniejszy, zdeterminowany i pewny
swych celów. Poza tym fakt, iż właśnie Niemiec - choćby najżyczliwszy
Polsce pokieruje procesem rozszerzenia Unii może być okazją
do wzmocnienia nadziei tzw. Wypędzonych na jakąś formę rekompensaty
lub ustępstw ze strony Polski. Już interwencja w Kosowie i wypędzenie
Albańczyków było przez cześć niemieckiej prasy przestawiane
jako analogia z "wypędzeniem" Niemców z Prus i Śląska.
Pisze się o "braku gotowości polskich polityków do wyrażenia
skruchy" za "wypędzenie". Co prawda na razie
socjaldemokraci nie popierają żądań Związku Wypędzonych wpisania
ich postulatów do katalogu warunków niemieckiego poparcia do
członkostwa Polski w UE, ale warto przypomnieć, iż negocjacje
te będą finalizowane w okresie gdy Niemczech odbywać się będą
kolejne wybory (2002 rok). W poszukiwaniu poparcia elektoratu
socjaldemokracja może ulec pokusie wsparcia "humanitarnych"
praw byłych mieszkańców naszych Ziem Zachodnich. Tym bardziej,
iż członkostwo Polski w UE wcale nie cieszy się poparciem większości
Niemców.
Jeśli takie tendencje
po stronie niemieckiej będą się pojawiać to w Polsce dominująca
pozycja Niemiec w UE i nominacja Verheugena będzie coraz częściej
przedstawiana przez przeciwników integracji jako element niemieckiego
planu pokojowego powrotu na Ziemie Wschodnie. Wszelkie, nieuniknione
ustępstwa Polski w rokowaniach będą prezentowane przez wrogów
integracji jako niemiecki dyktat. Taka zaś społeczna percepcja
integracji stanowiłaby już zagrożenie dla pomyślnego jej zakończenia,
zwłaszcza dla wyników koniecznego referendum w sprawie wstąpienia
do UE. Odrzucenie przez społeczeństwo, a jakichkolwiek powodów
tegoż członkostwa stanowiłoby zaś poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa
narodowego RP.
Kosowo,
przyszłość NATO, bezpieczeństwo Polski
Interwencja
humanitarna NATO w Jugosławii w obronie kosowskich Albańczyków
jest punktem przełomowym w dotychczasowej praktyce pojmowania
suwerenności państwowej i prawa międzynarodowego. Była również
zaskakującym, natychmiastowym sprawdzeniem gotowości Polski
do członkostwa w Pakcie.
Nie
ulega wątpliwości, iż w świetle obowiązującego prawa międzynarodowego
interwencja NATO jest co najmniej pozaprawna o ile nie wręcz
bezprawna. Opinia w tej mierze różnią się w zależności od autora
analizy - politycy natowscy mówią o interwencji w przypadku
nie uwzględnionym w dotychczasowym prawie międzynarodowym, politycy
serbscy, rosyjscy o złamaniu prawa międzynarodowego i o agresji.
Ewentualna zmiana statusu prawnego Kosowa będzie z kolei zakwestionowaniem
zasady integralności państwa.
Faktem jest, iż obowiązujące prawo
międzynarodowe, szczególnie zaś karta ONZ nie przewidują zbrojnej
interwencji przeciwko suwerennemu państwu z powodu prowadzonej
przez nie polityki wewnętrznej, nawet najbardziej gwałtownej
i zbrodniczej, o ile nie narusza ona integralności terytorialnej
lub życia obywateli innego państwa.
Takie rozumienie prawa międzynarodowego
jest efektem ponad 350 lat funkcjonowania nowożytnego prawa
międzynarodowego, wykształconego po Pokoju Westfalskim kończącym
w 1648 roku Wojnę Trzydziestoletnią. W jego efekcie, potwierdzonym
m.in. w trakcie Kongresu Wiedeńskiego czy Konferencji wersalskiej
za jedyne podmioty prawa międzynarodowego uznano państwa. Po
drugiej wojnie światowej status taki uzyskały niektóre organizacje
międzynarodowe. W myśl prawa międzynarodowego potwierdzonego
Kartą ONZ tylko agresja wobec państwa lub sankcja Rady Bezpieczeństwa
ONZ może stanowić w myśl prawa międzynarodowego usprawiedliwienie
do użycia siły zbrojnej. W przeciwnym wypadku każda akcja, choćby
najbardziej usprawiedliwiona moralnie pozostaje w myśl prawa
międzynarodowego agresją.
W przypadku interwencji NATO w
Jugosławii pewną okolicznością łagodzącą zarzut złamania prawa
jest powoływanie się na rezolucję ONZ nakazującą władzom jugosłowiańskim
wstrzymanie się od polityki represji wobec ludności Kosowa.
Jednak żadna rezolucja nie dawała NATO bezpośredniego prawa
od rozpoczęcia w wybranym przez Sojusz momencie interwencji
zbrojnej.
Niezależnie od obecnie obowiązującej
wykładni prawa międzynarodowego interwencja NATO w Jugosławii
jest faktem i, ze względu na potencjał członków Paktu, będzie
zapewne stanowić podstawę kształtowania się nowego ładu i prawa
międzynarodowego w następnym stuleciu.
Zgodnie z przewidywaniami specjalistów
nastąpi albo reforma dotychczasowej praktyki podejmowania
decyzji i składu Rady Bezpieczeństwa ONZ albo zminimalizowanie
znaczenia tej organizacji. Powodem będzie konieczność wprowadzenia
do prawa międzynarodowego zasady dopuszczającej ingerencję,
nawet zbrojną, w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa w obronie
praw człowieka.
Specjaliści
przewidują konieczność znalezienia nowej współzależności prawnej
pomiędzy zasadą suwerenności państwa a prawami człowieka, zwłaszcza
prawem do samookreślenia się. Może dojść do sytuacji, gdy suwerenność
i integralność państwowa przestanie być podstawą i priorytetem
prawa międzynarodowego.
Aby uniknąć
pułapki całkowitego zanegowania zasady nieingerencji w sprawy
wewnętrzne co mogłoby otworzyć pole do nowej fali wojen, politolodzy
proponują wydzielenie segmentu prawa międzynarodowego określającego
zasady użycia siły przeciwko suwerennemu państwu w obronie praw
człowieka, w imię solidarności ludzkiej i międzynarodowej.
Może to nastąpić
albo przez reformę prawa międzynarodowego i ONZ lub na zasadzie
uzusu, dyktatu siły NATO i USA. To drugie rozwiązanie jest bardziej
prawdopodobne ale i ryzykowne gdyż utożsami obronę praw człowieka
z amerykańskim "imperializmem" i pozbawi go wymiaru
uniwersalnego. Również USA i NATO nie są gotowe do całkowicie
obiektywnego, wolne od instrumentalizmu politycznego konsekwentnego
podejścia od kwestii obrony praw człowieka (Chiny, Turcja...).
Niezależnie
od prawnych rozwiązań powyższych dylematów, Polska będzie musiała
się w najbliższym czasie ustosunkować, zarówno jako członek
NATO jak i jako największe państwo Europy Środkowej, do kwestii
zakwestionowania zasady suwerenności i integralności państwa
jako podmiotu prawa międzynarodowego.
Problem ten
- jak wskazała m.in. debata o polskiej polityce zagranicznej
w Sejmie - rodzi poważne obawy części elity politycznej, jak
i zapewne (brak badań) części społeczeństwa. Może zatem stać
przyczyną poważnych przewartościowań m.in. polskiego stosunku
do członkostwa w UE.
Polska jest
krajem w miarę jednolitym narodowościowo i kulturowo, napięcia
etniczne mają charakter incydentalny. Także sytuacją zewnętrzna,
polityka, sytuacja wewnętrzna, potencjał gospodarczy i poziom
kulturowy państw sąsiednich jak i historia państw sąsiedzkich
nie stwarzają podstaw do realnych obaw o powstanie poważnych
zagrożeń dla RP w wyniku zmiany zasady nienaruszalności integralności
i suwerenności państwowej.
Można natomiast
zaryzykować tezę, iż postępujący rozkład cywilizacyjny w b.
ZSRR i Rosji jak również postępująca polaryzacja stosunków politycznych
(rozpad Układu Taszkienckiego, utworzenie grupy GUUAM, wzrost
nacjonalizmów, zwłaszcza rosyjskiego) może spowodować sytuację,
iż w bezpośrednim sąsiedztwie Polski zajdzie konieczność przeprowadzenia
przez społeczność międzynarodową z udziałem RP akcji podobnej
do jugosłowiańskiej. Nie można również wykluczyć iż celem takiej
akcji będzie ochrona miedzy innymi ludności pochodzenia polskiego
lub związanej kulturowo z cywilizacją zachodnią.
Interwencja
w Kosowie to również praktyczny sprawdzian przygotowania Polski
do członkostwa w NATO. O ile sprawdzian ten wypadł w miarę dobrze
w sferze politycznej, o tyle fatalnie w sferze militarnej. Większość
polskiej klasy politycznej wykazała odpowiedzialność i mniej
lub bardzie chętnie poparła akcję NATO. Zdarzały się jednak
również antynatowskie wybryki, szermowanie hasłami antywojennymi
lub braterstwem Słowian - tak po prawej jak po lewej stronie
sceny politycznej. Generalnie jednak Polska politycznie okazała
się pewnym członkiem Paktu, pewniejszym np. niż jego długoletni
członek Grecja. Potwierdzeniem tej pozycji Polski było znalezienie
się polskiego ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka
w gronie prasowych, nieoficjalnych kandydatów do stanowiska
Sekretarza Generalnego Paktu, zwalnianego przez Javiera Solanę.
Natomiast w
sferze militarnej sprawdzian kosowski obnażył wszystkie braki
i zweryfikował nieprawdziwe, jak się okazało, zapewnienia dowództwa
polskiej armii o dostosowaniu lotnictwa do systemu NATO. Wykazał
również nieprzygotowanie wojsk lądowych, brak dostatecznej
ilości zawodowych jednostek zdolnych do natychmiastowego wzięcia
udziału w akcji Paktu. Paradoksalnie okazało się, iż najlepszą
polską jednostką wojskowa jest oddział antyterrorystyczny GROM
podległy ministerstwu spraw wewnętrznych.
Konflikt w Jugosławii
miał również inne poważne skutki dla bezpieczeństwa narodowego
Polski. Do pozytywów należy zaliczyć fakt, iż operacja kosowska
się powiodła, iż maszyneria Paktu - zarówno wojskowa jak i polityczna
- nie zawiodła, co daje nadzieję, iż w razie zagrożenia bezpieczeństwa
Polski, będzie on zdolny do efektywnej pomocy. Wyjście paktu
poza ramy sojuszu obronnego i ewolucja w kierunku systemu zbiorowego
bezpieczeństwa, również daje nadzieję na aktywne jego włączenie
się w niwelowanie ewentualnych ognisk zapalnych na wschód od
Polski.
Kampania jugosłowiańska
potwierdziła jednak zarazem niebezpieczną dla Polski i innych
państw lezących blisko potencjalnych ognisko podobnych konfliktów
niechęć państw zachodnich do ponoszenia bezpośrednich ofiar
ludzkich. Potwierdziła również ospałość natowskiej maszynerii lądowej,
zdolnej od ofensywy dopiero po kilku miesiącach. Niebezpiecznie
przypomina sytuację sprzed II Wojny Światowej, gdy nasi sojusznicy
byli zdolni do podjęcia efektywnej kontrakcji po kilku miesiącach
(Norwegia).
Mimo postępującej
zagłady kosowskich Albańczyków nie zdecydowaną się na jakąkolwiek
akcję lądową, kontynuując kosztowne i nieefektywne ale bezpieczne
bombardowania. Uzbrojono również i wzmocniono tym samym politycznie
opanowaną przez albańska mafie tzw. Wyzwoleńczą Armię Kosowa,
odpowiedzialną obecnie za represje wobec kosowskich Serbów.
I znów sięgając po historyczne analogie jest to typowe dla amerykańskiej
polityki, przypominając np. wzmacnianie potencjału Stalina i
Armii Czerwonej w trakcie II Wojny Światowej, zamiast podjęcia
niosącej potencjalne wysokie straty ofensywy lądowej. W rezultacie
Europa Wschodnia i Środkowa na pół wieku dostała się pod władze
ZSRR. Obecnie w efekcie tej polityki grozi powstanie mafijnej
enklawy w sercu Europy.
Z drugiej strony
jednak akcja Paktu poza jego granicami, atak na suwerenne państwo
(choć oczywiście usprawiedliwiony łamaniem praw człowieka ale
jednak niezgodny z obowiązującym prawem międzynarodowym) wyrządziła
szkody dla stosunków Polski z wschodnimi sąsiadami. Atak NATO
na Jugosławię potwierdził wszelkie fobie i stereotypy panujące
na Ukrainie, Białorusi i w Rosji na temat NATO. Stanowił potwierdzenie
tez komunistycznej propagandy o agresywnym Pakcie czyhającym
na świętą radziecką ziemię. W myśl tych teorii po Jugosławii,
stanowiącej niejako poligon doświadczalny przyjdzie kolej na
Rosję.
Atak na Jugosławię
znacznie utrudnił sytuację tych sił na Ukrainie, Białorusi i
w Rosji, które opowiadały się za współpracą z NATO, które nie
reagowały histerycznie na jego rozszerzenie na Wschód, widząc
w nim szansę na europeizację i demokratyzację terenu b. ZSRR.
Obecnie w tych państwach dominuje retoryka zimnowojenna a stosunki
Polski z tym krajami są znacznie utrudnione, nie mówiąc już
o jakichkolwiek szansach tworzenia pro polskiego, czy pro zachodniego
lobby. Być może bezpośrednim skutkiem ataku na Jugosławię będzie
zwycięstwo w wyborach prezydenckich na Ukrainie kandydata orientacji
antyzachodniej a na Białorusi umocnienie się reżimu Łukaszenki.
W Rosji zaś pro zachodni demokraci stracili jakąkolwiek szansę
(o ile ją w ogóle mieli).
Atak na Jugosławię
oznacza również niekorzystną dla Polski zmianę priorytetów rozszerzeniowych
Paktu. Zamiast kierunku bałtyckiego i ewentualnie Słowacji,
NATO rozszerzy się zapewne w pierwszej kolejności o państwa
południowe - Bułgarię, Rumunię, Słowenię. Poza priorytetami
strategicznymi związanymi z obecnością poważnych sił na Bałkanach,
którym trzeba zapewnić sprawne szlaki zaopatrzeniowe, NATO nie
będzie chciało również drażnić i tak zantagonizowanej Rosji,
zaproszeniem do Paktu państw
bałtyckich, uznawanych przez Moskwę za jej sferę wpływów.
Podsumowując
wejście do NATO i rychłe członkostwo w UE nie są kresem wysiłków
zmierzających do zapewnienia Polsce trwałego bezpieczeństwa.
Są ważmy elementem tego procesu, zmieniającym na korzyść naszą
sytuację. Jednak w ostatecznym rachunku - jak dowodzi tego nasza
historia - należy liczyć przede wszystkim na siebie, nie mieć
w bezpośrednim otoczeniu wrogów, lecz przyjaciół lub niegroźnych
przeciwników. Polska polityka w ramach NATO powinna więc starać
się wykorzystać maksymalnie siłę Paktu zgodnie z polskimi interesami
bezpieczeństwa narodowego. Na razie wojna w Jugosławii znacznie
utrudniła realizacje tego typu strategii.<
|