4 października 1927
Jest w toku
konsolidacja żywiołów zachowawczych, której ostatecznym celem organizacyjnym
jest wytworzenie wielkiego, jednolitego obozu, zdolnego zaważyć naprawdę na
kształtowaniu się przyszłego rozwoju i losów państwa. Proces ten jest nakazem
położenia, wypływa z naturalnej ewolucji stosunków, nie z jakiejkolwiek
indywidualnej, egoistycznej koncepcji. To też, poza nielicznymi
przedstawicielami żerującej, hasełkowej demagogii i oddanej jej prasy i
poza czynnikami wywrotu, nie masz w Polsce chyba nikogo, kto by naprawdę,
przynajmniej w duchu, nie uznawał racjonalności, a nawet konieczności
zrównoważenia naszego ustroju społeczno-politycznego silnym, twórczym skrzydłem
szczerze konserwatywnym.
Szczerze
konserwatywnym! Wyrażenie te należy podkreślić i powtórzyć. Bo „konserwatyzm”
jest teraz w modzie, rośnie, jak na drożdżach i zbyt wielu jego świeżych
adeptów oddaje się złudzeniu, że są konserwatystami z krwi i kości dlatego, że
pod względem taktycznym wyrzekli się endecji i ustosunkowali życzliwie do
rządów marszałka Piłsudskiego. Może to zbyt wielki z naszej strony pesymizm,
godny potępienia, ale niepodobna nam oprzeć się wrażeniu, że ta sprawa
oportunistycznego „ustosunkowania się” odgrywa kapitalną, aż nazbyt może
kapitalną rolę w wielu wypadkach.
Czy tak naprędce i na
oportunizmie skonstruowany konserwatyzm może spełnić to wielkie zadanie, jakie
stawia przed nim epoka bezsprzecznie przełomowa w rozwoju wskrzeszonej
ojczyzny? Stanowczo nie! Skuteczna współpraca w dziele naprawy Rzeczypospolitej,
w dziele racjonalnego przeobrażenia i wzmocnienia jej organizacji psychicznej
i ustrojowej, na które na próżno porywały się całe pokolenia, nie może być
owocem chwilowego oportunizmu, ale myśli i woli żelaznej, świadomej siebie i
celu, niezależnej od chwilowych konstelacji i wypadków.
Konserwatyzm nie może
być piłką, którą rozgrywa mecze każdy, kto chce, na przestrzeni między Obozem
Wielkiej Polski a Belwederem, bacząc pilnie, aby zanadto nie zbliżyła się do
jednej lub drugiej bramki, ale zarazem zostawiła je sobie obie otwarte, bo któż
wie, co przyszłość przyniesie?!... Nie, taki sport nie jest konserwatyzmem i
tylko go dyskredytuje. Jeśli taką ma być polityka zachowawcza, to lepiej, żeby
jej wcale nie było!
Kardynalną podstawą i
racją bytu konserwatyzmu, która mu w społeczeństwie całą wartość i
powagę nadaje, jest własny, realny a zdecydowany program, dyktowany ideą państwowo
twórczą, niezależną od przygodnych koniunktur. Rząd i społeczeństwo muszą mieć
to przekonanie, że w pozytywnej pracy nad rozbudową czy naprawą państwa mogą w
każdym położeniu liczyć bezwzględnie na współdziałanie konserwatyzmu,
współdziałanie szczere, niezawodne, ale i nie dające się wprządz bezkrytycznie do
żadnego rydwanu i przynoszące ze sobą odpowiednie walory własnej, samodzielnej
myśli, inicjatywy i pracy. Konserwatyzm, pozbawiony tych podstaw, tego
charakteru samodzielnego i silnych, niewzruszonych przekonań, przestaje być
sobą i traci wszelką wartość nawet w oczach tych, którzy szczerze pragnęliby go
użyć w pracy państwowej i doniosłą powierzyć mu rolę. Nie wyobrażam sobie
prawdziwego konserwatysty, wahającego się, czy ma nim być, czy nie być,
śledzącego kierunek wiatru i urabiającego sobie „przekonania” i „orientacje”
po długich a mozolnych studiach krajowej szachownicy politycznej!
Rzecz inna, że realizm
polityczny, stanowiący jedną z podstaw konserwatywnej myśli i taktyki,
zabrania bujać we fikcjach i porywach, ale nakazuje pracować dla państwa
zawsze tam, gdzie istnieją warunki tej pracy i jakieś realne perspektywy
rezultatów. Dlatego też konserwatyzm musi się zawsze liczyć z faktycznym stanem
rzeczy w państwie, z tym, co jest, a nie z tym, co w czyjejś fantazji być
powinno i dlatego musi dostosowywać swą akcję do realnych czynników twórczych,
rządzących państwem, bo nie może po doktrynersku pracować w próżni. Musi
czynniki te wspomagać, a nie zwalczać, jeżeli ma w ogóle czegoś dokonać, o ile
oczywiście ma przeświadczenie, że mają one chęć i możność produktywnej akcji
dla państwa. Dlatego też staje chętnie po stronie każdego rządu, w którym
dostrzega myśl twórczą i który z jego współpracy chce korzystać, bez względu na
różnice przekonań, jakie między nimi zachodzić mogą, bo zasadnicza opozycja
jest bezpłodną, a bezczynność nie leży w duchu prawdziwego konserwatysty.
I stąd też nie jest
żadnym objawem serwilizmu ani oportunizmu, jeżeli obóz zachowawczy zgłasza
stanowczą gotowość do pozytywnej pracy państwowej, której hasło podjął marszałek
Piłsudski, reprezentujący obecnie i realny autorytet i chęć i niewątpliwie
także możność przeprowadzenia użytecznych reform i unormowania stosunków w
państwie, czego zresztą dał już w niejednym kierunku dowody. Ale współpraca ta
może mieć wartość dla państwa i widoki sukcesu tylko wówczas, jeżeli
konserwatyzm stać będzie silnie i niezależnie na własnej platformie i nie
dostarczy krytyce nawet pozorów wahania czy oportunizmu w programie i w
taktyce.
|