Jan Kieniewicz - Antykomunizm: zapoznana przeszłość, niejasna przyszłość


tezy wystąpienia na Konferencji "Wolność na progu Trzeciego Tysiąclecia"

Kraków 5 maja 2000 r.

 

Proponowana tematyka zakłada najwyraźniej istnienie narodów i skłania do refleksji nad ich relacjami w Europie Środkowo-wschodniej. Tymczasem właśnie istnienie narodów może budzić wątpliwości. Dlatego zacznę od próby uporządkowania tej kwestii.

Narody są wspólnotami charakterystycznymi dla cywilizacji europejskiej i można je definiować przez rodzaj więzi wewnętrznej, charakter relacji do systemu wartości oraz tożsamość wyrażoną przez wolę zbiorowości by spełniać to co się nazywa wspólnym projektem na jutro. Uważam narody za produkt ewolucji cywilizacyjnej, a więc twór mający początek a zapewne także kres. Zarazem uznaję, że w niezwykle zróżnicowanej genezie narodów czynnikiem decydującym była wolność.

Tak myśląc dokonuję znaczącej korekty tematu, mówię o tym co dzieje się między narodami Europy w okresie wyznaczonym przez upadek komunizmu. Chciałbym więc dystansować się od próby zakreślania ram terytorialnych naszej dyskusji. Europa istnieje tam i wtedy, gdzie powstają i trwają narody. Dziś proces integracyjny kojarzy się z Unią Europejską, która jest związkiem państw ale to nie znaczy, że narody przestają istnieć. Integracja nie jest z założenia zagrożeniem dla narodów. Był nim natomiast komunizm.

"Odtworzenie związków zerwanych przez totalitaryzm" należy zatem najpierw odnieść do stosunków narodowych, do tego co ludzi łączy i dzieli, co ich skłania nie tylko do identyfikacji ale także do potwierdzania swej tożsamości codziennym wyborem. Rozumiem intencję inicjatorów dyskusji. Dodaję jednak swoje myślenie: szukamy naszej winy, szukamy źródeł błędu. Powiedziano nam bowiem, jakżeście tu weszli nie mając szaty godowej? Otóż Europa Środkowo-wschodnia to świat, w którym nieustannie zajmujemy się dowodzeniem naszej europejskości, przekonywaniem samych siebie, że nie jesteśmy wielbłądami. Ten kompleks, którego historię łatwo prześledzić, łączy nas bardziej niż cokolwiek innego.

Tak więc niespełnienie się złudzeń, poczucie nie dorastania do standardu, pociąga za sobą pytania o genezę czy diagnozę. Moja uwaga jest taka: trudno by się relacje narodów układały poprawnie jeśli sprawą podstawową w Regionie jest kryzys więzi narodowej. Temu zagadnieniu chciałbym poświęcić moje wystąpienie. Najpierw jednak chcę podkreślić, że nie powinniśmy ulegać europejskiej mitologii. Mówi ona, jak sądzę, że stosunki między narodami w Europie powinny się układać bez konfliktów, w formie konsensu i tolerancji. Jeśli zaś stosunki te nie układają się zgodnie z tą wizją to winy trzeba szukać najpierw po stronie narodów. Potem dopiero w samej cywilizacji - tu wersja poprawnościowa wskazuje na chrześcijaństwo jako na źródło wszystkich nieszczęść. Porzucając zgryźliwości, Europa jako cywilizacja i jako formacja geopolityczna nie była nigdy pokojowym czy choćby harmonijnym związkiem wspólnot ludzkich. Uznawano natomiast, że do pokoju i współpracy należy dążyć. Upadek komunizmu otworzył nam szansę powrotu do normalności. Nie należy popadać w depresję z powodu niedoskonałości we wzajemnych stosunkach.

Szczególnie ryzykowna wydaje mi się propozycja terapii zastępującej trudne relacje między narodami perspektywą harmonii regionów - przypomina mi to historyczną propozycję stłuczenia termometru.

Gdy mowa o relacjach między narodami, które były poddane dominacji sowieckiej oraz rygorom systemu totalitarnego, zwykło się zwracać uwagę na Bałkany, czasem na Kaukaz, rzadziej na stosunki między Polakami a ich sąsiadami. Tymczasem właśnie tutaj widzę największe problemy. Konflikty bałkańskie czy kaukaskie w ograniczonej mierze wyrażają stosunki narodowe. Daleko silniej objawiają się tam inne typy więzi międzyludzkiej. Ja chciałbym zwrócić uwagę na charakter relacji między narodami na przykładzie Polaków i Ukraińców.

Moja teza brzmi: w interesie naszym leży odbudowa i umacnianie polskiej więzi narodowej ale w równym stopniu kształtowanie się narodowego charakteru więzi między Ukraińcami. Proces formowania się narodu ukraińskiego nie wydaje się zakończony. Jego pozytywny przebieg jest warunkiem identyfikacji Ukrainy w Europie. Ukraina w Europie to znaczy tyle, że standardy demokracji czy państwa prawnego znajdą podstawę w narodowej więzi, w identyfikacji z wartościami europejskiej cywilizacji. Zauważam przy tym, że od początku procesu kształtowania się Ukrainy jako odrębnego podmiotu w Rusi Polska odgrywała rolę koniecznego partnera a to prowadzić musiało do konfliktu. Wydaje się, że tę fazę mamy już za sobą, po części w efekcie brutalnych ingerencji historii. Przewiduję jednak nieuchronność konfrontacji ukraińskiej tożsamości narodowej z polską, która z kolei wydaje się jej nie potrzebować. Uważam to za zjawisko zrozumiałe i nie sądzę by należało z tego powodu rozpaczać. Ten optymizm wynika z mojego pojmowania poruszanych zjawisk.

Relacje między narodami są w istocie sumą stosunków jednostek. Dialog toczy się zawsze między osobami i to on decyduje o naszej europejskiej identyfikacji. Jeśli mówimy o zdolności do dialogu Polaków czy Ukraińców powinniśmy zdawać sobie sprawę z ryzyka tego uproszczenia, dialog ma miejsce wyłącznie między konkretnym Polakiem a konkretnym Ukraińcem. Chcę powiedzieć, między osobami, czyli ludźmi wolnymi, posiadającymi wyraźnie zarysowaną tożsamość narodową i odwołującymi się do tych samych wartości. Odwołującymi się w różny sposób, przeżywającymi przynależność cywilizacyjną po swojemu, a więc ludźmi o wyrazistej osobowości a nie drobinami jakiejś masy. Dlatego odróżniam integrację w Unii Europejskiej jako proces uzgadniania konsensu państw od integracji europejskiej polegającej wyłącznie na zwiększeniu dialogiki.

Niepokój o relacje w strefie skażonej dziedzictwem komunizmu jest uzasadniony, ale właśnie dlatego konieczne jest pogłębienie refleksji. Byłoby fatalnie, gdybyśmy ulegali łatwej ale fałszywej diagnozie wskazującej na narodowe źródła konfliktów. Staram się sugerować, że patologie relacji międzyludzkich pochodzą między innymi z degradacji więzi narodowej. Nie ma w tym ani cienia fetyszyzacji narodu. Niech będzie dowolna inna podstawa i forma więzi. Ale ludzie bez więzi i bez właściwości nie są zdolni do dialogu. Bo potrzeba nie tylko wolności. Dialog jest przecież relacją prawdy i miłości. Podkreślam relacją, a nie powtarzaniem pustych formułek. Na początku wieku XXI nie widać innej formy budowania więzi. Społeczeństwo obywatelskie musi się do czegoś odwołać, nie daje się implantować w aksjologicznej pustce. Podobnie zresztą jak gospodarka rynkowa.

Po komunizmie odziedziczyliśmy obrzydliwość spustoszenia. Wyraża się w zapomnieniu wartości a w konsekwencji w osamotnieniu człowieka. Nie ma co marzyć o ludzkich stosunkach między narodami jeśli nie będziemy dla siebie ludźmi, od poziomu rodziny aż po wspólnotę narodową. Ta ostatnia określała się przez fakt odróżnienia od "innych", w opozycji do najbliższego sąsiada, tym wyraźniej im bardziej od niego właśnie przejmowała jakieś istotne elementy. Naród zarazem kształtował się tam, gdzie wcześniej i od sąsiedzkich wpływów niezależnie, zakorzeniły się wartości wniesione przez chrześcijaństwo. Są one obecne na Rusi od tysiąca lat, podobnie jak w całym Regionie. Historia pokazuje, że w kształtowaniu się cywilizacji europejskiej przynależność wyznaniowa odegrała istotną rolę ale nie rozstrzygającą. Uświadamia nam zarazem, że odrzucenie chrześcijaństwa przekreśla cywilizację nawet tam, gdzie zdawałoby się biją jej źródła.

Zmierzam do konkluzji. O przynależności cywilizacyjnej, o integracji europejskiej, o dialogu jako formie relacji międzyludzkich w regionie, będzie rozstrzygać więź narodowa. O budowaniu tożsamości, bo traktuję rzecz jako wyraz wspólnej woli, nie można mówić bez więzi. O przyszłości zadecyduje zdolność identyfikowania się jako wspólnota. Jest to powtarzam absolutnie niezbędne dla naszej i sąsiadów zdolności bycia członkami i uczestnikami Europy.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/