Jezuita, publicysta. Urodził
się 23 stycznia 1874 r. w Broku (koło Płocka). Studiował filozofię
i teologię w płockim Seminarium Duchownym, wstąpił do zakonu jezuitów
w 1899 r., kontynuując w nim studia. W 1905 r. przydzielony został
do krakowskiego Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy. rozwijał działalność
pisarską, której nie przerywał nawet w czasie III probacji w Tarnopolu
1906-07, ani też w czasie tajnej misji na Podlasiu 1902-03 i 1907-09
oraz na terenie Rosji, głównie Petersburga 1907-10. Przygotowywał
i drukował dla katolików w Rosji modlitewniki, popularne broszury
i czasopisma, jak "Katoliczeskoje Obozrenje". Podczas I wojny
światowej był profesorem teologii w Widnawie (1914-15), Gräfenbergu
(1915) i Czechowicach (1915-16). Od 1918 do 1933 r. naczelny redaktor
"Przeglądu Powszechnego", a następnie - od 1933 do 1939 r.
- redaktor czasopisma "Oriens", które założył i rozwijał na
wysokim poziomie. Brał udział w licznych kongresach i zjazdach dotyczących
chrześcijańskiego Wschodu i unii kościelnej. W 1935 r. założył i
współredagował też czasopisma unijne "K'Sojedinieniju"oraz "Da Złuczennia".
Polski prekursor akcji unijnej. Dla umocnienia prześladowanych opublikował
Czytania podlaskie (1904), następnie życiorys
męczennika unii, świętego
Jozafata Kuncewicza (1906), wreszcie modlitewnik Gospodu pomolimsia (1908). Swoje doświadczenia misyjne opisał później
w książce Wśród unitów na
Podlasiu (1923). W 1908 r. wydał w Petersburgu książkę W zaszczitu wiery. (1922, w 3 wydaniu zmieniono tytuł na Pravoslavie i katoliţestvo). Ogłosił też
wiele książek, broszur i artykułów na tematy religijne, społeczne
i kulturalne (m.in. Na tematy
współczesne, 1923). Zmarł 27 września 1940 r. w Krakowie.
Wybrane fragmenty pochodzą z artykułu Socjalizm jako religia, "Przegląd Powszechny",
t. 151, 1921, s. 5, 8-10 i 12-17.
[...] Głęboki sens walki między chrześcijaństwem,
lub ściślej wyrażając się - katolicyzmem, a sztandarem czerwonym
w tym się zawiera, że socjalizm usiłuje być religią, że ma nawet
pretensję do tego, by się stać jedyną religią przyszłości. A stosuje
się to nie tylko do socjalizmu utopijnego pierwszej połowy XIX wieku,
socjalizmu, który w jednej ręce niósł czerwony sztandar, a w drugiej
ewangelię, socjalizmu St. Simona i Lamennais'go; stosuje się to
w nie mniejszej mierze do socjalizmu Marksa i Engelsa, socjalizmu
ťnaukowegoŤ najnowszych
czasów, ostatnich dni. To nie paradoks: socjalizm jest religią mimo
tylokrotnie powtarzanych zapewnień, że zagadnienia religijne są
mu obce, on jest - powiedzmy - religią na wspak, religią odwróconą
niby surdut do góry podszewką, religią bez Boga, materialistyczną,
bądź co bądź jest jakąś religią. [...]
Dogmatami swoimi religia każda musi oświetlać drogę,
jaką kroczą przez życie ku przyszłości jednostka i społeczeństwo
ludzkie. Wiemy, że chrześcijaństwo rozświetla tę drogę swoją nauką
o pochodzeniu człowieka od Boga przez stworzenie, o Opatrzności,
rządzącej światem i ludzkością, o solidarności jednostek w ich Odkupicielu,
czyli o Kościele, wreszcie o życiu pozagrobowym w Bogu, życiu, do
którego życie doczesne jest tylko drogą i przygotowaniem. socjalizm
często twierdzi, że dla niego te zagadnienia są obojętne, pozostawia
je niby dowolności jednostek jako "rzecz prywatną"W rzeczywistości
zaś, wobec tego, że kierunek życia człowieka musi zależeć od takiego
lub innego rozwiązania zagadnień o początku i końcu, socjalizm przyjmuje,
jako pewniki, przynajmniej domyślnie, rozwiązania tych zagadnień
wręcz przeciwne nauce chrześcijańskiej. A zatem zależność od Boga
znosi, każąc nie spodziewać się niczego od Opatrzności, ani oglądać
się na Boże prawo: człowiek, przynajmniej zbiorowo wzięty, sam sobie
jest i powinien być wystarczającym prawodawcą i opatrznością. Teoria
materialistycznego rozwoju dziejów przesłania zupełnie wzrok socjalisty,
by nie mógł dojrzeć w sprawach ludzkich kierowniczej ręki Bożej.
Usuwając zaś w ten sposób z życia człowieka Boga i Chrystusa, rwie
socjalizm ten jedyny węzeł, który skutecznie mógł ludzkość wiązać
w solidarną całość, w organizm. Na czym bowiem oprzeć obowiązek
solidarności ludzkiej i równości wszystkich wobec prawa, jeśli zapomina
się o wspólnym Ojcu i o nieskończonej godności dusz, jakie z Jego
twórczej ręki wyszły, a oprzeć się chce wszystko na koniecznych
prawach materialnej przyrody? Solidarność też socjalistyczna nie
wznosi się ponad solidarność gromady zwierząt, walczącej z inną
gromadą o żer. Nie darmo teoretycy etyki socjalistycznej przeciwstawiają
etyce dawnej, jak sądzą - etyce feudalnej czy burżuazyjnej, a więc
klasowej, nie etykę ogólnoludzką, ale znowu klasową, proletariacką,
będącą tamtej tylko mechanicznym odwróceniem. Prawda, socjalizm
wierzy też w swój raj, raj koniecznie na ziemi, - niebo zostawia
dla wróbli i aniołów - raj, w którym zniknie wszelka nierówność,
nastąpi zaś nasycenie ogólne wszystkich apetytów przy minimum fizycznego
wysiłku. Jest to prawdziwy raj Adama i Ewy, tylko z przeszłości
przerzucony w przyszłość i pozbawiony obcowania ludzi z Bogiem,
raj, który ukazywał się w marzeniach starożytnym millenarystom,
lecz bez Chrystusa na czele, jak było u nich. Marzenia o takim raju,
urągające wszelkim doświadczeniom a nawet kalkulacjom matematycznym,
nie liczące się wcale z naturą ludzką, taką jaką nam dały poznać
dzieje i życie codzienne, ten prawdziwy "chiliazm", jeszcze
bardziej zmaterializowany od chiliazmu heretyków starożytności,
wyciska na socjalizmie piętno ślepej dogmatycznej wiary, nie tylko
nie opartej na rozumie ani na doświadczeniu, ale na żadnej wyższej
powadze, na jaką się powołuje wiara chrześcijańska, kiedy rysuje
nam możliwość królestwa Bożego ze sprawiedliwością jego. Ślepej
wiary domaga się socjalizm wyraźnie od swoich adeptów; wszak niedawno
"naprzód"chwalił świętą dla socjalisty
zasadę: "raczej pomylić się z partią, niż mieć słuszność przeciw
partii". Ma więc socjalizm swoje dogmaty i z tego tytułu znowu
trzeba go uważać za religię, religię okaleczoną, wywróconą, ale
więcej za religię, niż za system naukowy przyszłej gospodarki społecznej.
Tym też jedynie, że socjalizm usiłuje zastąpić religię,
tłumaczy się jego fanatyczna nienawiść do chrześcijaństwa. religie w ogóle nie są tolerancyjne. Gdzie
jest przekonanie, że się posiada prawdę, prawdę najważniejszą dla
życia, bo obejmującą je całkowicie i wytykającą mu kierunek, tam
musi się potępiać, jako fałsz, twierdzenia przeciwne. Tylko z tą
różnicą, że religia, głęboko przekonana o swojej boskości, odnosi
się do błądzących bez fanatycznej zaciekłości, raczej ze współczuciem,
ufna, że poza prawdą przez nią wyznawaną stoi Bóg, zdolny zapewnić
jej triumf. Tam zaś, gdzie tej głębokiej pewności nie ma, gdzie
się mimo to chce całą siłą woli świat do swojej teorii nawrócić,
trzeba się oprzeć jedynie na sile własnej i dlatego z całą bezwzględnością
i wszelkimi środkami, jakie są dostępne, zwalcza się przeciwnika.
[...]
Czy socjalistyczna religia ma przed sobą przyszłość?
Do socjalizmu może należeć jutro,
ale przyszłość w znaczeniu
długiego trwania, nie! Socjalizm, jako pożar, jako katastrofa, może
przejść po całej kuli ziemskiej, ogarniając kraj za krajem, naród
za narodem. Zdaje się, że zbyt wiele nagromadziło się w dzisiejszej
ludzkości palnego materiału, a lonty do niego są niemal wszędzie
przyłożone. Ale pożaru stałego wyobrazić sobie nie można: szaleje
dotąd tylko, dokąd ma coś do trawienia.
Socjalizm nie może mieć trwałej przyszłości, gdyż
nie nadaje się na czynnik pozytywnej twórczości i rozwoju. Pojęty
jako religia, kryje on w sobie pierwiastki ciągłego niszczenia samego
siebie. Pociąga on do siebie wprawdzie dużo dusz szlachetnych, ale
niedoświadczonych, młodzieńczych, ogólnikami swojej frazeologii
- o obronie słabszych, o powszechnym braterstwie, równości. Lecz
również wiele dusz szlachetnych a głębszych odwraca się od niego,
gdy wglądną w bezdenność jego ideowej próżni. Człowiek jest z natury
"zwierzęciem religijnym", wielu tę religijność pojmuje na serio,
jako wiarę w ideały i służenie im. Socjalizm usiłuje wprawdzie być
religią: przychodzi ze swymi ideałami, żąda ślepej wiary w nie i
fanatycznego oddania się im. Lecz ideały jego są całkowicie przyziemne,
religia jego to religia - w całym znaczeniu słowa - z tego świata
i tego świata; nie otwiera ona perspektyw dalszych, na wieczność,
owszem usiłuje je zamknąć, zamurować; nie dostarcza pobudek wystarczających
do wprzęgnięcia egoizmu w służbę ludzkości, owszem podsyca uczucia
niskie nienawiści i zemsty. Od takiej religii musi się odwrócić
religijna, szlachetna a zarazem głębiej i dalej patrząca dusza.
Socjalizm niezdolny wytworzyć zwartej i stale wiernej elity dusz
podniosłych. Ludzi "porządnych"może socjalizm mieć w swoich szeregach,
ale czy zdoła ktoś wyobrazić sobie świętych w socjalistycznym kościele?
A obok tej dezercji odbywa się stale i inna. Jest
to ucieczka od zasad socjalistycznych tych wszystkich, co chwytają
pierwszą sposobność, by zaopatrzyć się w jakąś własność. Instynkt
własności jest silniejszy w naturze ludzkiej od komunistycznych
haseł. Sama idea wspólnego posiadania środków wytwórczości, czy
nawet jej owoców nie jest złą, - nie, ona powiedziałbym jest, przeciwnie,
wyższą, lepszą od natury ludzkiej, ale właśnie jako taka jest ona
niepraktyczną. By mogła być zrealizowaną, wymagałaby przetworzenia
ludzi, podniesienia ich ponad nich samych, uczynienia ich czymś
w rodzaju aniołów bez cienia egoizmu, rozmiłowanych w pracy dla
samej pracy, w zaparciu się i poświeceniu dla dobra drugich i ogółu.
Takie przetworzenie natury ludzkiej udaje się do pewnego stopnia,
ale tylko przy przejęciu się głębokim ideą religijną i ideałami
pozagrobowymi, i dlatego komunizm na małą skalę urzeczywistnionym
został w Kościele w postaci zakonów, a tu i ówdzie objawiał się
również - przynajmniej na krótko - wśród prostych wiernych. Działo
się to tam i wtedy, gdzie i kiedy entuzjazm religijny wybuchał z
żywiołową siłą. Socjalizm utopijny apelował także do uczuć i motywów
chrześcijańskich i z ich pomocą próbował wcielać w czyn zasadę wspólnej
własności; jeżeli te próby stale zawodziły, to dlatego, że religijny
pierwiastek w nich nie był na tyle silny, by sparaliżować naturalny
instynkt własności prywatnej. Dlatego widzieliśmy, jak się rozłaziły
falanstery Fouriera, czy wspólnoty Owena, lub Tołstego. Tym mniej
owładnie instynktem własności ten socjalizm, który się mieni "naukowym"i
który, przesiąknięty materialistyczną metafizyką, zatrzymał z religii
tylko ślepą wiarę w raj na ziemi i w możliwość komunizmu, odrzucił
natomiast wraz z ideą braterstwa w Bogu i życia przyszłego wszelkie
nadprzyrodzone pobudki do zwyciężania wybujałości instynktu własności
prywatnej.
Stąd nawet gorący wyznawcy socjalizmu mniej lub więcej
pojmują go pod kątem widzenia osobistej korzyści. Chyba niewielu
wyczytuje w jego dogmacie przykazanie dla siebie: "oddaj, co masz,
na wspólny użytek", za to wielu, bardzo wielu widzi w nim zachętę:
"bierz, ile się da, a jeszcze więcej domagaj się!"A iluż to ludzi
pojmuje socjalizm, jako obietnicę, że bogatym odejmie się ich własność,
aby podzielić ją między biednych - każdy socjalista za biednego
się uważa - podzielić na własność?
Dlatego rzadko się znajdzie taki ideowy socjalista, nawet miedzy
wodzami sekty, który by wzgardził dla zasady nabyciem jakiejś realności,
skoro będzie miał ku temu sposobność i środki, albo zaniechał złożyć
jakiegoś kapitaliku na czarną godzinę, - choć tym sposobem pomnaża
swoją osobą falangi "burżujów"i "kapitalistów". Zaniecha tego
chyba tylko skończony utracjusz albo niedołęga. Tym sposobem socjalizm,
chełpiąc się licznymi zastępami zwolenników, posiada wśród nich
masę przeniewierców względem socjalistycznego ideału. Będą oni chronili
się do pewnego czasu pod sztandar czerwony, gdyż ten zapewnia im
jeszcze większe korzyści materialne w postaci siły do wymuszania
wyższych zarobków lub w postaci konsumów ułatwiających życie tańsze,
nie trzymają się go zaś dlatego, że on ich zbliża do ideału komunistycznego,
przed którym lęk czuje ich w gruncie rzeczy burżujska natura. I
trzeba chyba całej gwałtowności garstki ideowych opętańców, a ciemnoty
i bierności masy robotniczej, by się udało na chwilę, jak w Rosji,
urzeczywistnić - i to może więcej na papierze niż w życiu - prawdziwy
komunizm. Nie przemówi również do burżuazyjnego instynktu przeciętnego
socjalisty ideał komunizmu państwowego, który by ograbił jednostkę
ze wszystkiego co posiada, bo choć nieco inteligentny socjalista
zrozumie, że nic nie wygra na zmianie kapitalizmu prywatnego na
kapitalizm państwowy, który również, jak to niedawno dowodził Otto
Bauer, musi prawie całą "nadwartość" obracać na rozwój prowadzonych
przez siebie przedsiębiorstw i - dodajmy - na biurokrację dużo kosztowniejszą
niż w przedsiębiorstwach prywatnych. Przeciętny przeto socjalista,
któremu ukazują raj w przyszłości, może dla odległych jego potomków,
a jemu samemu w zamian za ofiary na rzecz tego raju obiecują w perspektywie
pośmiertną nirwanę, będzie się starał przede wszystkim o to, by
swą przynależność do partii wyeksploatować dla siebie i swej rodziny,
a skoro socjalizm będzie się zdawał bliskim urzeczywistnienia swego
końcowego ideału - odwróci się od niego i zwalczać go pocznie. Chyba
- powtarzamy - będzie to tępy, nieprzewidujący i bierny pionek,
jakich przygotowała w takiej liczbie Rosja, albo aferzysta, który
jako prowodyr partii, na samym komunizmie obiecuje sobie zrobić
dobry interes, - takimi komunistami stoi bolszewizm rosyjski. Jeżeli
chodzi o ogół socjalistów, to żywi on w głębi duszy niemniej, jak
ogół burżujów, uczucia sprzeczne z naczelnym dogmatem socjalistycznej
religii. Pozwalam sobie wyrazić podejrzenie, że nie inną jest psychika
elity obozu. Na przykład taki poseł socjalistyczny, który nabył
wioskę, "aby być wśród swoich wyborców", chyba niezbyt pragnie
szybkiego wywłaszczenia bez odszkodowania. Jeżeli się modli o przyjście
królestwa komunistycznego, to chyba z zastrzeżeniem, aby nie przyszło
zbyt prędko i niespodziewanie.
Słowem socjalizm, dzięki temu, że jest socjalizmem,
jak mówi, "naukowym", że wyzbył się, jak twierdzi, "mistycyzmu",
właściwie religii prawdziwej i pobudek religijnych, a stał się religią
materializmu, pozbawia się jedynej psychicznej i moralnej dźwigni,
która choć trochę zdolna była podważyć ustrój kapitalistyczny lub
łagodzić jego złe strony. Dla kapitalizmu, w najgorszym tego słowa
znaczeniu,- jako kultu ziemi, materii, Złotego Cielca, kapitalizmu
ze wszystkimi jego nadużyciami, najlepszą kadrę stanowi materialistyczny
socjalizm, który piętnując wielkich kapitalistów, hoduje zbyt przyziemne
instynkty i wychowuje kapitalistów drobnych, a niekiedy i grubych,
tylko nowych.
W ten sposób socjalizm, skazany na ciągły rozdźwięk
między głoszonymi ideałami a rzeczywistą psychiką własnych wyznawców,
mieści w sobie samym czynniki wewnętrznego rozkładu i zarody śmierci.
Zasilając się z lewa wciąż nowym nie posiadającym lub życiowo wykolejonym,
więc niezadowolonym proletariatem, tracąc natomiast z prawa coraz
nowych renegatów idei, nigdy nie będzie zdolny, nawet po chwilowym
rewolucyjnym sukcesie, do przebudowania na trwałe ustroju ekonomicznego
świata. Na gruzach kapitalizmu starego dopomoże odbudować kapitalizm
nowy. [...]
Zwalczania socjalizmu domaga się dobro fizyczne i
duchowe tych samych, których socjalizm obałamuca. Jest to szkodliwe
i dla samych socjalistów, jeżeli wciąż karmi się ich umysły mrzonkami,
a nie stwarza w nich warunków do urzeczywistnienia tych mrzonek;
gdy się prekonizuje walkę klas, nie jako fakt smutny, ale jako prawo
i jako konieczny środek do osiągnięcia celu. Tą metodą wytwarza
socjalizm w duszach swoich zwolenników złe instynkty nienawiści
bliźniego i odwetu. Dobitnym wyrazem takich niskich uczuć są owe
hymny liturgiczne socjalizmu, śpiewane na wszystkich pochodach w
jakimś chorobliwym podnieceniu: "zemsty grom", "ludu gniew",
"sędziami będziem my", "niech zginie stary podły świat"itd.
Szkodliwym dla duszy socjalisty musi być ten fałsz, którym go karmią
demagogiczni przywódcy, wmawiając weń, że on jest tylko biedny,
że tylko on wyzyskiwany, że wszyscy poza nim to zgraja wyzyskiwaczy,
to pijawki jego robotniczej krwi. Szkodliwym jest, gdy wmawia się
w robotnika same jego cnoty, a ukrywa się wady, gdy mu się ustawicznie
przypomina jego prawa, a pomija obowiązki. Wreszcie, najważniejsza
szkoda, jaką socjalizm wyrządza własnemu wyznawcy, jest ta, że odbierając
mu wiarę w Boga i w istnienie prawa Bożego, podkopuje jego moralność,
zatruwa duszę pesymizmem i wykoleja ją z drogi, prowadzącej do istotnych
i najważniejszych jego przeznaczeń.
Socjalizm musi być przez chrześcijan zwalczany jeszcze
z tego powodu, że choć niezdolny zbudować nowego porządku świata,
zdolny jest stary pogrzebać w ruinach, zasypując nimi i te rzetelne
dodatnie zdobycze, jakie przyniosła światu kultura chrześcijańska,
że wreszcie zdolny jest, jak tego mamy dowody z nowszych czasów,
podkopać dobrobyt materialny samej klasy pracującej i sprowadzić
na całe kraje powszechne zubożenie i nędzę na długie lata.