Do najważniejszych
zagadnień filozofii politycznej XIII w. zalicza się problem
sprzeczności występującej w formułowanym wówczas modelu władzy
królewskiej. Nie była to jeszcze koncepcja umożliwiająca identyfikację
państwa i monarchy; wyłaniający się stopniowo model wykraczał wprawdzie
poza teorie charakterystyczne
dla okresu wcześniejszego, bo ujmował władzę niemal
wyłącznie w języku jurydycznym, nie znosił jednak w pełni Boskiego
wymiaru monarchii. W miejsce dominującej koncepcji władcy reprezentującego
Chrystusa na ziemi, legiści i kanoniści tego czasu kreślili model
władcy jako reprezentanta prawa i translatora Boskiej idei sprawiedliwości.
Władca znajdował się zarazem ponad i poniżej prawa, był prawodawcą
podlegającym prawu, osobą podobną Bogu w nadrzędności wobec prawa
i podobną ludziom w podległości względem niego. Władca posiadał
zatem niejako dwoistą, Bosko-ludzką naturę, a postrzegany w kontekście
relacji prawo naturalne - prawo ludzkie wydawał się podlegać pierwszemu
z wymienionych systemów normatywnych jako egzemplarz gatunku i stać
ponad drugim, skoro ciążyło na nim zadanie tworzenia jego treści.
Król Sycylii i Jerozolimy Fryderyk II Roger, autor słynnej
Liber augustulis, cesarz w latach 1220-50, określając pozycję
władcy mógł był tedy zasadnie twierdzić, że jest zarazem "ojcem
i synem sprawiedliwości".
Głosząc podległość prawu
kładł on jednak akcent na "ojcostwo", na wyłączność cesarskiej władzy
stanowienia prawa, wynikającej zarówno z Boskiej inspiracji,
jak i z samego prawa (lex
regia); w polemikach z papalistami dowodził nawet, że cesarz
jest prawem, że ucieleśnia ideę
sprawiedliwości, co nadawało prezentowanej przezeń wersji nowej
koncepcji wybitnie "mesjaniczny" koloryt.
Do tradycji angielskiej
myśli politycznej, znaczonej wielkimi dziełami Jana z Salisbury i Glanvilla, koncepcję tę wprowadził
w XIII w. Henry de Bracton,
myśliciel o tyle ważny, że przywoływany przez wszystkie strony politycznego
dyskursu toczącego się w jakże burzliwym wieku XVII. Na autorytet
Bractona powoływali się z jednej strony Hobbes i Filmer, z drugiej
zaś Algernoon Sidney, Milton i Locke. W latach 1250.,
gdy powstawało jego główne dzieło, kontakty Anglii z Sycylią Fryderyka
II były niezwykle ożywione. Mógł on zatem znać poglądy cesarza i
prawników sycylijskich, podobnie jak oni odwoływał się bowiem do
pism glosatorów prawa rzymskiego, głównie Aza, oraz pism
kanonistów, zwłaszcza Jana Teutonika, analizując fragmenty
kodyfikacji Justyniańskiej i rozważając kluczowe dla nowej koncepcji
władzy królewskiej problemy związane z lex
regia oraz maksymą quod
principi placuit. Różnice między koncepcją głoszoną przez stronników
bliskiej Fryderykowi II idei imperialnej i doktryną Bractona
są jednak znaczne; decydują one o odmiennej kwalifikacji Fryderyka
II, kojarzonego z nurtem przygotowującym renesansową wizję władcy
absolutnego, oraz Bractona, uznawanego za teoretyka budującego pomost
łączący doktryny średniowieczne i angielski konstytucjonalizm okresu
renesansu, który w dojrzałej formie znajdowany jest w pismach myślicieli
XV i XVI wieku - Johna Fortescue i Thomasa Smitha.
Bracton korzystał
nie tylko z pism legistów, interpretowanych odmiennie, bo nie w
duchu teokratycznego absolutyzmu, jak czynił Fryderyk II;
odwoływał się także do traktatu dwunastowiecznego prawnika angielskiego
Glanvilla,
który rozważając problem niepisanego angielskiego prawa zwyczajowego
akcentował deklaratywne znaczenie zgody władcy na prawo kształtujące
się niezależnie od jego woli. Miast abstrakcyjnych konkluzji charakterystycznych
dla pism Fryderyka II Bracton, podobnie jak Glanvill, snuł daleko
konkretniejsze refleksje na temat relacji władcy do prawa jego kraju.
Także u niego idea sprawiedliwości odgrywała niebagatelną rolę,
nie był on jednak skłonny wzorem jurystów sycylijskich uznawać swego
króla Henryka III za "ucieleśnienie" idei, która by za pośrednictwem
jego woli miała przyjmować postać konkretnych, obowiązujących poddanych
norm prawnych.
Abstrakcyjna idea przyjmowała u niego postać niepisanego zwyczajowego
prawa, którego kontekst zmieniał trudno weryfikowalny problem "ojcostwa
i synostwa sprawiedliwości" w inny, daleko łatwiejszy do rozstrzygnięcia,
problem wyższości lub podległości konkretnemu prawu. Akcent padał
zatem na element, który mimo teoretycznych zastrzeżeń pełnił u Fryderyka
II drugorzędną rolę: w normach prawa rzymskiego cesarz znajdował
uzasadnienie uprawnień króla mających charakter osobistych prerogatyw,
nie uwalniających go jedynie od podległości prawu naturalnemu jako
prawu rozumu. Odwołując
się do tych
samych norm angielski prawnik mówił o zależności woli władcy od
prawa jego kraju, głosząc zarazem, bez popadania w sprzeczność,
że król w pewnym sensie, jako auctor
iuris decydujący o treści prawa wiążącego poddanych, zajmuje
pozycję zwierzchnią względem prawa. Akceptując popularną średniowieczną
koncepcję, w myśl której prawo, a nie wola władcy, jest rzeczywistym
suwerenem, Bracton głosił, że władca winien czynić jedynie to, do czego uprawnia go prawo,
a zarazem, że jego wola ma moc prawa;
twierdził, że król winien działać w oparciu o prawo mimo posiadania
władzy pozwalającej wprowadzać zmiany w obowiązującym prawie.
Wiązał króla prawem nie redukowanym do norm prawa naturalnego, ale
pojmowanym jako zespół konkretnych przywilejów-uprawnień posiadanych
przez duchowieństwo, magnatów i lud, określonych nie tylko przez
relacje feudalne, ale także przez niepisane zwyczaje lokalne. Wzorem
legistów i kanonistów przyznawał Koronie najwyższą władzę jurysdykcyjną,
czyniąc monarchę wspieranego przez radę podmiotem najwyższej władzy
decydowania o sprawach publicznych, to jest sprawowania zarządu w zakresie prawa i sprawiedliwości
oraz obrony ojczyzny, wypełniających treść ratio status regni.
Niektórzy badacze doktryny Bractona, czyniąc wyróżnikiem jego stanowiska
tezę o istnieniu legalnych ograniczeń monarchy, przeciwstawiają
mu myślicieli kontynentalnych, którzy interpretując normy prawa
rzymskiego skłonni byli uznać istnienie jedynie więzów moralnych,
pozbawionych waloru prawnego.
Dokonując tak jednoznacznej dystynkcji, będącej niejako ekstrapolacją
nowożytnego stylu myślenia, tracimy z pola widzenia to, co charakterystyczne
nie tylko dla Bractona, ale dla wielu myślicieli trzynastowiecznych,
którym obcy był wyraźny rozdział powinności i norm prawnych od powinności
i norm moralnych. Odróżniali oni raczej zasady wiążące niejako od wewnątrz i od zewnątrz,
w odniesieniu do obu rodzajów zasad przewidując sankcje doczesne, stosowane przez sądy kościelne lub
świeckie; w istocie, kryterium rozdziału stanowiła nie tyle sankcja,
co raczej jej rodzaj. Dlatego Bracton,
w zasadniczej części traktatu nie wskazujący na możliwość istnienia
instancji doczesnej zdolnej osądzić króla i zmusić go do przestrzegania
prawa, mógł był mówić o związaniu monarchy prawem, orientował bowiem
jego wolę nie tylko ku "zasadom zewnętrznym", ale i "wewnętrznym",
wpisując się tym samym w nurt myślenia o etyce i prawie akcentującego
zasadniczo "cnotliwościową" substancję decyzji człowieka.
Uzasadniając nadrzędną
pozycję króla względem prawa Bracton odwoływał się jednak zasadniczo
do "legalnego" charakteru jego umocowania. Samo prawo, twierdził, daje uprawnienia właściwe jedynie Koronie i królewskiej godności,
nierozdzielnie z Koroną związane, bo czyniące ją tym, czym jest,
a dotyczące sprawiedliwości i pokoju oraz tego, co służy ich
realizacji.
Król związany jest prawem przydającym mu królewską godność, ustanawiającym
jego władzę i nadającym mu uprawnienia, które w ostatecznej instancji
stawiają go, niejako "legalnie", ponad prawem.
Pisze Bracton: skoro król
jest wikariuszem i ministrem Boga na ziemi, tedy nie posiada innej
władzy, jak tylko ta, do spełniania której jest uprawniony. I
znacząco dodaje: nie jest to sprzeczne z fragmentem, który mówi
'cokolwiek podoba się księciu ma moc prawa'; albowiem głosi zakończenie
tego prawa (D.1,4,1): 'ponieważ przez lex regia, które ustanawia
jego imperium, lud przeniósł na niego i dał mu pełnię władzy i autorytetu'. Królewska władza sięga jedynie dotąd,
dokąd ma oparcie w prawie; podejmowanie działań "wedle upodobania"
posiada legalne uzasadnienie dzięki przekazaniu królowi przez lud
"pełni władzy i mocy" w oparciu o lex
regia. Czyniąc lex regia podstawą władzy i autorytetu
króla, tak w zakresie stanowienia, jak i interpretowania prawa,
Bracton przywoływał przypisywaną Ulpianowi formułę "wedle upodobania"
(quod principi placuit); formułę tę pojmował
jednak odmiennie niż cesarz Fryderyk II, który "upodobaniu" nadawał
konotację woluntarystyczną, antycypując w pewnej mierze późniejszą
koncepcję racji stanu, przynajmniej jedną odmianę doktryny absolutystycznej,
w rzeczy samej sytuując władcę ponad prawem. U Bractona natomiast
"upodobanie" nie znosiło jurydycznego kontekstu działań władcy:
jedynie król "związany prawem" mógł być zarazem królem "stojącym
ponad prawem";
pokój i sprawiedliwość, należące w królestwie wyłącznie do Korony
i godności królewskiej, wiązane były przez Bractona nie z arbitralną
wolą władcy, lecz z "legalnością". Angielski prawnik, odnosząc wspomnianą
formułę do prawodawczego autorytetu władcy, nie wiązał jej z niekontrolowaną,
osobistą władzą księcia, lecz z jednej strony z właściwą monarsze
skłonnością do spełniania czynów sprawiedliwych, z drugiej zaś z
inspirowanymi przez radę, niemal zdepersonalizowanymi rządami króla,
o czym świadczy wskazany powyżej związek iurisdictio z Koroną. Pisze Bracton: to, co podoba się księciu jest prawem; nie
oznacza to jednak, iżby (prawem było) to,
co przewiduje w danym momencie jego prywatna wola, lecz (jest nim
tylko) to, co słusznie określiła rada jego magnatów i co po konsultacji
uzyskało królewską autoryzację. Inaczej niż prawnicy Fryderyka II, Bracton
nie był skłonny sprowadzać doradców do roli bezwolnych wykonawców
woli króla, ujmując raczej władcę w roli eksponenta woli rady, tego,
który promulguje prawo "wedle swego upodobania" po dyskusji z magnatami
i stosownie do ich rady; innymi słowy, jego "upodobanie" stawało
się prawem o tyle, o ile swym autorytetem zatwierdził to,
co magnaci uznali za starodawny zwyczaj.
Król był tedy odpowiedzialnym twórcą prawa (auctor
iuris), wyposażonym we władzę
stanowienia prawa, ale nie posiadającym władzy niesprawiedliwego postępowania,
skoro ustanowienie króla przez prawo i stanowienie prawa przez króla
wzajem się warunkowały, określając pozycję władcy jako syna prawa,
będącego w pewnym sensie także jego ojcem.
Pisząc o związaniu
prawem woli króla Bracton nie odróżniał prawa naturalnego od prawa
ludzkiego; nie pisał, iżby władca nie był związany prawem pozytywnym
dlatego, że stanowi ono ekspresję jego woli. Teza, że stoi on niejako
"ponad prawem" oznaczała jedynie, że nikt nie może go sądzić ani
stosować wobec niego sankcji przymusu. Prawo naturalne i pozytywne
wiążą króla analogicznie, a brak sędziego, który mógłby zastosować
przymus wobec niego nie przeczy istnieniu podwójnej powinności,
jak mogłoby się wydawać badaczowi spoglądającemu ze współczesnego,
pozytywistycznego punktu widzenia.
Ciążące na królu zobowiązanie do przestrzegania prawa pozytywnego
nie znosi także jego uprawnienia do wprowadzania zmian w drodze
wykładni obowiązującego prawa lub zgoła stanowienia norm nowych.
Istotne jest jednak, by władca wprowadzając zmiany zachowywał procedury
przewidziane w prawie swego kraju, co w przypadku Anglii wymagało
zasięgania rady i uzyskiwania zgody jednostek lub korporacji, których
uprawnień owa zmiana mogła dotyczyć. Bracton rozważał
lex regia jako źródło godności królewskiej, jako podstawę władzy
wykonywanej zgodnie z prawem; tym samym sugerował, że król związany
jest prawem, choć wolny jest od sankcji w razie jego naruszenia.
Formułując to twierdzenie wpisywał się w średniowieczną tradycję,
uznającą prawo, a nie królewską wolę za rzeczywistego "suwerena",
który staje się prawdziwym źródłem autorytetu władcy i podstawą
skuteczności jego działań, bowiem gdzie
nie ma prawa, nie ma i króla, a wspólnota pozbawiona prawa (i
króla) z konieczności znajduje się na skraju anarchii.
Wbrew interpretacji
McIlwaina,
który zestawiając fragmenty De
legibus zawierające akcenty "konstytucjonalistyczne" i "absolutystyczne"
wykazywał sprzeczności w doktrynie Bractona, twierdzenie, iż król
nie ma doczesnego zwierzchnika ni sędziego, oraz teza, że jego wola
staje się prawem za zgodą magnatów wcale się nie wykluczają. Ograniczenie (ustanowienie
przez prawo) i wzniosłość
pozycji króla (stanowienie przezeń prawa) są ściśle powiązane, a
związek ten winniśmy uchwycić, jeśli pragniemy pojąć stanowisko
Bractona. Ograniczenie generuje i usprawiedliwia wzniosłość króla.
Brak zwierzchnika dotyczy jego nietykalności, gdy problem rady odnosi
się do jego zdolności prawotwórczej. Król, który
nie powinien być podporządkowany żadnemu człowiekowi, winien być
przecież poddany Bogu i prawu, skoro prawo tworzy króla. Dlatego
dajmy królowi możność posługiwania się prawem, gdyż ono posługuje
się nim; nie ma (bowiem) króla gdy rządzi wola, a nie prawo. To,
że król winien podlegać prawu, gdyż jest wikariuszem Boga, staje
się oczywiste z racji jego podobieństwa do Jezusa Chrystusa, w zastępstwie
którego sprawuje (on) władzę na ziemi.
Chrystus nie stosował siły ani nie sięgał po władzę, lecz przestrzegał
wymagań prawa, podobnie władca
winien podlegać prawu,
by wybawić tych, którzy prawu podlegają.
Nie powinien pragnąć stosować siły, ale (jedynie) uciekać się do
rozumu i sprawiedliwie sądzić. Za Anonimem z Yorku i Janem z Salisbury,
Bracton nadmieniał, że Chrystus podlegał cesarskiemu prawu i nie
protestował przeciw niemu. Analogia Chrystusa i króla wzmacniała
tezę o podległości monarchy prawu na podobieństwo Tego, który szanując
prawo godził się odpowiadać przez cesarskim urzędnikiem. Wedle Bractona
bowiem, jedynie ten, kto jest
sługą prawa (servus legis) może być zarazem jego panem (dominus legis); kto stosuje prawo nazwany być może
"wikariuszem Chrystusa" o tyle tylko, o ile podporządkowuje się
prawu tak, jak podporządkował się Sam Chrystus. W konsekwencji,
król w usprawiedliwiony sposób korzysta z prerogatyw, o ile działa
świadom podległości prawu, które mu je przyznało.
Problem relacji
władcy do prawa, równoczesnej zwierzchności i podległości prawu,
to pierwszy element doktryny Bractona, najmocniej kojarzący się
z nowym, "jurydycznym" modelem władzy królewskiej kształtującym
się w jego czasach. W związku z nim formułowany jest najczęściej
argument na poparcie tezy o "konstytucjonalistycznym" wydźwięku
doktryny Bractona, który - podawany z nowożytnej perspektywy - jest
powodem licznych nieporozumień. Skłania on do formułowania zarzutu
dotyczącego niespójności jego doktryny przez tych, którzy zapominają,
że związanie prawem, a nie możliwość oskarżenia władcy jest istotą
konstytucjonalizmu późnośredniowiecznego (choć nie nowożytnego).
Drugim elementem doktryny Bractona, także przywoływanym
na poparcie tezy o jej "konstytucjonalistycznych" treściach,
jest zespół twierdzeń dotyczących relacji władcy do
rady magnatów, często kojarzonych z koncepcją "podziału władzy"
albo "ustroju mieszanego". Bezspornie, Bracton sądzi, że władza
króla winna się ogniskować na wprowadzaniu w życie prawa za pośrednictwem
orzeczeń określających sankcje za pogwałcenie sprawiedliwości. Twierdzi,
że choć król posiada władzę najwyższą, nie jest on w stanie rozpoznać
i osądzić wszystkich przypadków naruszenia sprawiedliwości; że musi
on delegować niektóre uprawnienia na pomocników, działających w
jego imieniu lub będących jego bezpośrednimi wasalami. Tego rodzaju
delegacja nie oznacza jednak podziału władzy, skoro Bracton mówi,
że król nie powinien mieć
nikogo sobie równego w królestwie, gdyż mogłoby to zniweczyć zasadę,
zgodnie z którą równy nie może władać równym (sobie). Tym bardziej
nie powinien on mieć zwierzchnika lub kogoś, kto jest od niego potężniejszy,
gdyż nie mógłby już stać ponad swymi poddanymi; nie jest przeto
możliwe, by podwładni mogli być równi tym, którzy posiadają więcej
mocy.
Tezy, iż król ujmowany jest przez Bractona przede wszystkim
w funkcji "sędziego sprawiedliwości"
nie znosi wyinterpretowana z De legibus dystynkcja dwóch sfer jego aktywności, gubernaculum i jurisdictio.
Wedle McIlwaina, w sferze gubernaculum
władca byłby upoważniony do podejmowania działań "autokratycznych",
za które nie ponosiłby odpowiedzialności; w drugiej sferze, nie
obejmującej jak pierwsza bieżącego zarządu krajem, lecz wiązanej
z prawem chroniącym uprawnienia jednostek lub korporacji, król miałby
ponosić odpowiedzialność przed sądem magnatów,
którzy w tym przypadku posiedliby władzę ograniczania jego
woli i staliby się instancją represyjną w razie naruszenia przezeń
prawa. Podobnej dystynkcji nie zna jednak traktat Bractona, a przywołany
powyżej fragment dzieła i poczynione przez nas uwagi na temat relacji
woli władcy do prawa ludzkiego i naturalnego zdają się świadczyć
przeciwko tej interpretacji. Bracton nie wydziela polityczno-administracyjnej
sfery z dziedziny jurisdictio,
podporządkowuje działania króla prawu, które wiąże go w każdym
obszarze jego aktywności i w żadnym z nich nie pozwala na podejmowanie
arbitralnych działań. Teza ta wydaje się oczywista, jeśli z jednej
strony dostrzeżemy brak podobnej dystynkcji u myślicleli współczesnych
Bractonowi oraz wspomniane pokrewieństwo "zasad wewnętrznych" i
"zewnętrznych", z drugiej zaś, co ważniejsze, jeśli uwzględnimy
kształtujący się wówczas model władzy królewskiej, którego istotę
stanowi realizacja przez władcę
jurisdictio, tj. "sprawiedliwości i pokoju".
Jurisdictio, dziedzina
w De legibus rozważana w różnych kontekstach, miała być
sprawowana z uwzględnieniem norm prawa pospolitego, powszechnie
obowiązującego w całym królestwie (leges
należące do common law), oraz zwyczajów lokalnych
(consuetudines). Status regni wymagało realizacji tego zadania, bez wypełniania którego
istnienie królestwa znajdowałby się w ciągłym niebezpieczeństwie.
Rozumowanie powyższe
wspierają także kreślona przez Bractona analogia króla i Chrystusa stającego przed rzymskim
sędzią oraz teza o władcy jako
"wikariuszu Boga Ojca" raczej niż Chrystusa na ziemi,
z jednoczesnym zastrzeżeniem "wikariatu Syna Bożego" w królestwie
dla innych osób niż monarcha. Wedle Bractona, to królewscy sędziowie
działają "jakby w zastępstwie Jezusa Chrystusa" (quasi
vice Jesu Christi),
gdy sam król działa "jakby w zastępstwie Boga" (quasi
vice Dei); sędziowie zajmują zatem pozycję analogiczną do Syna
Bożego, gdy pozycja króla jest analogiczna do zajmowanej przez Ojca.
W miejsce analogii Bóg Ojciec - król, Syn Boży - duchowieństwo, występującej w tradycji angielskiej od czasów
korespondencji Cathwulfa z Karolem Wielkim oraz pism Anonima z Yorku
i Hugona z Fleury, w miejsce dawnej doktryny
rex imago Dei, sacerdos Christi, Bracton wprowadza nową, w myśl
której rex imago Dei, judex Christi. Wskazana
przezeń formuła, uzasadniająca istnienie grupy świeckich jurystów
nazywanych "służebnikami sprawiedliwości" (sacerdotes
Iustitiae), przenosi akcent ze sfery teologicznej na jurydyczną.
Podsumujmy: wedle Bractona,
miarę autorytetu króla stanowi dyspozycja ku sprawiedliwości;
jako "wikariusz Boga" winien on sprawować rządy wedle ducha i litery
sprawiedliwości, mimo że nie istnieją ani środki prawne, ani żaden
organ, który mógłby ocenić bezprawność jego działań. W pewnym sensie
stoi on ponad prawem, ale jego niesprawiedliwość czyni go "narzędziem
diabła" i sprowadza karę Boga. Analogia działań Boga, będącego ostatecznym
źródłem wszelkiego prawa,
karzącego występujących przeciw niemu, i króla działającego podobnie,
acz w polu doczesności, a zatem niedoskonale, decydowała o tym,
że monarcha postrzegany był nie tyle jako ustawodawca, co jako sędzia.
Promulgował on bowiem prawa przyjęte w toku procesu, w którym on
sam wyrażał zgodę na postanowienia mające poparcie baronów i wspólnoty
królestwa. Wedle Bractona, lokalne zwyczaje także mogły posiadać
moc prawa, mimo że prawo zwyczajowe nie jest wyższe od stanowionego.
Dystynkcja tego rodzaju jest nieistotna z uwagi na królewski monopol
prawodawstwa, który sprawia, że zwyczaj obowiązuje jedynie za milczącą
lub wyraźną jego zgodą. Prawo stanowione nie powinno być sprzeczne
ze zwyczajami sankcjonowanymi przez króla. W tym względzie koncepcja
Bractona korespondowała z konstrukcjami kontynentalnymi autorstwa
Bartolusa de Sassoferrato (lud przelewa swą władzę ustawodawczą
na monarchę, nie przyznając mu jednak kompetencji tworzenia prawa
zwyczajowego) i Baldusa de Ubaldisa (identyfikującego prawo zwyczajowe
z naturalnym); różniła się natomiast od doktryn, prowadzących w
kierunku rozszerzenia prawotwórczej swobody działania monarchy już
to z powołaniem się na "pożytek publiczny" lub "słuszność" (aequitas), już to przez utożsamienie prawa
ze "słusznym rozumem władcy".
W słynnym Addicio de cartis, uzupełniającym De legibus, pojawia się formuła, która na pierwszy rzut oka łamie
logikę doktryny Bractona, ustalonej w zasadniczej częsci traktatu.
Pisze autor: Król ma zwierzchnika,
a jest nim Bóg. Ma też prawo, które czyni go królem. Ma też swój
sąd, to jest hrabiów i baronów królestwa, gdyż hrabiowie (comes)
tak właśnie są tytułowani, skoro są partnerami króla, a kto ma partnera
ma i mistrza. Przeto, jeśli król nie będzie miał ograniczeń, nie
będzie związany prawem, oni winni ustanowić te ograniczenia, chyba
że są ich pozbawieni podobnie jak król. Teza autora addicio bez wątpienia uzupełnia akceptowaną w zasadniczej części traktatu
charakterystykę moralnej orientacji woli króla ku dobru, ucieleśniającą
się w stałym i trwałym usposobieniu do działania wedle sprawiedliwego
prawa. Tam król pozostawał poniżej Boga i prawa, lecz z pewnością
nie poniżej innych ludzi w królestwie, kiełznając sam siebie i nakładając
cugle własnej woli przez wzgląd na "zasady zewnętrzne" (prawo) lub
z wewnętrznego usposobienia. W addicio
wskazane są instytucjonalne ograniczenia władzy króla, ujawniona
możliwość wymierzania sprawiedliwości przez "partnerów-mistrzów",
co skłania badaczy do formułowania tezy o niezwykłym jak na owe
czasy radykalizmie Bractona, wolnego od takiego nastawienia w zasadniczej
części De legibus. Wydaje się
jednak, że rację ma Tierney, który twierdzi, że tezy zawarte w addicio nie są ani nowe w wieku XIII, bo
pojawiają się w pismach kanonistów uzasadniających uprawnienie do
oporu wobec niesprawiedliwego władcy, ani nie są sprzeczne z tezami
znajdowanymi w zasadniczej części traktatu. Zauważywszy, że w rozważaniach
określających treść doktryny politycznej Bracton odwołuje się do
pism kanonistów, którzy - jak choćby znany mu Jan Teutonik - uzasadniali
zarówno istnienie uprawnienia do oporu wobec niesprawiedliwego władcy,
jak i wskazywali wyższość stanowiska biskupa przewodniczącego synodowi
wobec uczestniczących w nim biskupów, zgodzimy się z jednej strony,
że radykalizm addicio
nie jest już tak nowatorski, z drugiej zaś, że uwaga o "partnerach-mistrzach"
oglądana być może z perspektywy "króla w radzie". Twierdzenie, iż
curia regis zajmuje pozycję
zwierzchnią wobec króla niekoniecznie przeczy tezie, iż król nie
ma doczesnego sędziego, albowiem sądy rady są zarazem jego sądami,
skoro rada wywodzi swą moc sądzenia ze wspólnoty z monarchą.
Nie trzeba przekonywać,
że fragmenty dzieła Bractona dotyczące relacji króla do prawa oraz
podejmowanych przezeń działań "w radzie", niezależnie od tego czy
będziemy uwzględniać addicio
czy nie, miały niebagatelne znaczenie w procesie rozwoju angielskiej
myśli politycznej i angielskiego parlamentaryzmu. U autora De
legibus znajdujemy jednak dwa inne elementy, z których pierwszy
dyskutowany będzie co najmniej do połowy XIX stulecia zwłaszcza
przez konserwatystów i dlatego ma wielkie znaczenie w historii angielskiej
myśli politycznej, drugi zaś decydować będzie o sposobie
pojmowania państwa i roli króla, dlatego ma niebagatelną wagę, gdy
idzie o zasadnicze problemy nie tylko angielskiego konstytucjonalizmu.
Element pierwszy wiąże się z dyskusją na
temat preskrypcji, drugi z namysłem nad problemem Korony.
Maksyma nullum tempus currit contra regem ("upływ
czasu nie działa przeciw królowi"),
ważna w późnośredniowiecznej filozofii prawa, nie była rozpatrywana
przez anglo-normańskich poprzedników Bractona. Problemy związane
z pojęciem preskrypcji, zadawnionego trwania stanu odmiennego od pierwotnego stanu prawnego, nie były analizowane także przez Glanvilla,
choć znane były na kontynencie przynajmniej od czasów kompilacji
Iwona z Chartes i Gracjana, w których pojęcie to przeciwstawiono
"niezbywalności" uprawnień.
U Bractona problemy związane z preskrypcją i niezbywalnością uprawnień
stają się przedmiotem namysłu i to z przyczyn, można by rzecz, praktycznych:
coraz częściej sądy królewskie rozpoznawały roszczenia skierowane
przeciw królowi, których autorzy powoływali się na upływ czasu,
przeciwstawiając "niezbywalnym" uprawnieniom monarchy "rację preskrypcji",
upływu czasu od momentu objęcia w posiadanie ziem należących pierwotnie
do władcy. Zmiana generująca rozważania o preskrypcji i niezbywalności
nie ograniczała się do wymiaru jurydycznego; rodziła problem, który
z upływem czasu, za sprawą Bractona znacznie wcześniej w Anglii
niż na kontynencie, znalazła rozwiązanie w postaci koncepcji "zdepersonalizowanej
Korony". Reformy króla Edwarda II, konsolidującego domenę królewską,
wzmacniane być mogły argumentami czerpanymi zarówno z prawa rzymskiego,
jak i kanonicznego, których normy pospołu uzasadniały niezbywalność
własnościowych uprawnień monarchy lub Kościoła. Co najmniej równie
istotny, acz komplikujący problem, był fakt wykreowania przez Henryka
II zespołu niezbywalnych uprawnień i posiadłości, uznawanego już
w XIII w. za "starodawną domenę królewską", będącą tym, co legiści
zwykli nazywać bona publica. "Starodawna domena" była niejako ponadpersonalną kompozycją
uprawnień i posiadłości, nie związaną z osobą władcy, nie stanowiącą
prywatnej własności króla, dzięki czemu stała się zaczątkiem i treścią
nowej koncepcji "Korony". Już urzędnicy Henryka II zwykli byli rozróżniać
posiadłości należące do monarchy z racji uprawnień feudalnych, od
tych, które należą do domeny króla lub do "Korony".
Bracton był zdecydowanym obrońcą zasady nullum
tempus; wedle niego, w odniesieniu do "domeny królewskiej" stan
faktyczny nie może działać przeciw stanowi prawnemu, gdyż rzeczy
służące królowi do zaprowadzenia pokoju i realizacji sprawiedliwości
są "jakby święte" (quasi sacrae) i z tego względu równie niezbywalne
jak "rzeczy święte" należące do Kościoła. Rzeczy "jakby święte"
istnieją dla wspólnego pożytku królestwa, którego treścią jest pokój
i sprawiedliwość; należą do Korony i zarządzane są przez króla na
mocy prawa narodów (ius gentium),
oparte są zatem na prawie jakby-Boskim, posiadającym walor bliski
prawu naturalnemu.
W odniesieniu do
res quasi sacrae pozycja
króla różni się od pozycji pooddanych; zarządzając ziemią ex essentia coronae nie był on zobowiązany płacić podatku, bowiem
posiadłości tej nie dzierżył dla pożytku własnego, ale dla pożytku
królestwa.
Maksyma nullum tempus
sytuuje króla i jego uprawnienia ponad prawem wiążącym wszystkich
z innego jeszcze względu: posiadacze-poddani narażeni są na "działanie
czasu", mogą utracić dobra w oparciu o rację preskrypcji, gdy uprawnieniom
do ziem należących do "królewskiej domeny" podobna racja nie może
być przeciwstawiona. Zasada ta odnosiła się wyłącznie do dziedziny,
którą cywiliści zwykli byli zwać fiscalia w przeciwieństwie do patrimonialia; mówiąc zaś słowami Bractona,
nie odnosiła się ona do pozostających w dyspozycji króla "rzeczy
mniej świętych", nie należących do "starodawnej domeny" i nie odnoszących
się do tego, co stanowiło istotę królewskiego urzędu.
Do króla jako posiadacza "rzeczy mniej świętych" stosowały się takie
same zasady, jak do innych posiadaczy, i także przeciw jego uprawnieniom,
ale tylko w odniesieniu do tych dóbr mogła być podnoszona "racja
preskrypcji". Słowem, gdy idzie o "rzeczy jakby-święte", "publiczne",
na uprawnienia króla nie wpływał upływ czasu; gdy jednak idzie o
"rzeczy mniej święte", "doczesne" i "prywatne", królewskie uprawnienia
podlegały czasowi i wobec nich możliwe było wysuwanie "roszczeń
preskryptywnych". I w tym przypadku król posiadał jakby "dwoistą
naturę": doczesną, dzieloną z innymi ludźmi, i "wieczystą", odróżniającą
go od innych i decydującą o jego szczególnej sytuacji prawnej.
Sposób rozumienia "wieczystej natury" ma niebagatelne znaczenie,
gdyż wiąże ona króla z ponad-feudalnym królestwem, z "domeną", trwającą
dłużej niż życie danego władcy, stającą się sprawą wspólną i publiczną,
istniejącą dla dobra wszystkich oraz służącą utrzymaniu pokoju i
realizacji sprawiedliwości. O ile król z racji swej "natury doczesnej"
związany był prywatnymi więzami z wasalami, był zatem niejako "królem
feudalnym", to z racji swej "natury wieczystej" pozostawał w relacji
do wszystkich, dla dobra których zarządzał domeną, a zatem - jak
stan ten nazywa Kantorowicz - był "królem fiskalnym".
Bracton nie identyfikował
"Korony" z królestwem, w jej zakres włączał jednak władzę monarchy
konieczną dla "obrony królestwa i ojczyzny" (defensio regni et patriae);
wskazywał różnice dzielące "rządzącego króla" (rex regnans) od "Korony", identyfikując "rzeczy jakby-święte" z "rzeczami
skarbu" (res fisci), które
w jego mniemaniu nie mogły być przez rządzącego króla oddane, sprzedane
ani przeniesione na kogokolwiek, skoro czyniły
(one) Koronę tym, czym jest, istniejąc dla pożytku wspólnego,
którym jest pokój i sprawiedliwość. Przypisując niezmienność, niezbywalność
i trwałość nie tylko rzeczom świętym należącym do Kościoła, ale
i "rzeczom jakby-świętym" należącym do domeny królewskiej Bracton
rozstrzygał problem centralny w myśli politycznej przełomu średniowiecza
i nowożytności, kreśląc skądinąd, przecież nie oryginalną gdy zważyć
rozważania kanonistów i legistów, paralelę Chrystusa i skarbu (fisc)
jako figur trwałości Kościoła i państwa; figur sprawiających, że
ani przeciwko Kościołowi, ani przeciwko państwu nie można było przywołać
racji preskrypcji, gdyż symbolizowały one ich ponad-personalną trwałość
i stałość, czyniąc ich własność niezależną od poszczególnych władców
Kościoła lub państwa. Zawarta w prawie kanonicznym koncepcja niezbywalności
własności Kościoła służyła jako model w procesie budowania koncepcji
skarbu niezależnego i zdepersonalizowanego, którego status mógł
być identyfikowany ze skarbem króla, całej wspólnoty (respublica)
lub "fikcyjnej osoby", swoistego ciała korporacyjnego, do którego
należy to, co legiści zwali res
publicae, Bracton zaś - rozwijający ich intuicje - res
quasi sacrae. Wykorzystując "fiskalną teologię" legistów, Bracton
nie prezentował koncepcji "osoby fikcyjnej" zgłoszonej w tym okresie,
choć zbliżał się do niej mówiąc o dobrach nie należących ani do
ludu, ani do władcy (bona nullius). W jego mniemaniu skarb należy nie do "rządzącego króla", lecz do
"Korony", której pojęcie jest zdepersonalizowane, uzasadniając formuły
"królewskiej domeny", "publicznej sfery państwa" albo "skarbu nie
należącego do nikogo".
Doktryna Bractona stanowi przełom w historii angielskiej
myśli politycznej: w niej bowiem "wspólnota królestwa" staje się
świadoma różnicy między królem jako osobiście związanym panem (seniorem)
i królem jako ponadindywidualnym zarządcą sfery publicznej obejmującej
skarb państwa, który "nigdy nie przestaje istnieć", trwa,
a czas nie działa przeciwko niemu. Już Anonim z Yorku mówił
o ponaddoczesnych własciwościach króla, przypisując
mu naturę bliską Boskiej; Fryderyk II wiązał króla z ideą
sprawiedliwości, dokonując kroku od "wikariatu Chrystusa" ku "wikariatowi
sprawiedliwości" (vicarius Iustitiae), a jednak ich interpretacje nie znalazły uznania
u "laickiego" Bractona. Autor De
legibus przedstawił własną propozycję, w której nie poprzestał
na analogii króla i Boga-Ojca, ale nadto uczynił władcę świeckiego
"wikariuszem" zdepersonalizowanej i trwałej "sfery publicznej".
Już nie uniwersalny Kościół, nie jego "rzymskość", ale sprawiedliwość
i prawo publiczne stać się mogły punktem oparcia trzynastowiecznych
królów. Odchodziła w cień idea "królestwa liturgicznego", ustępując
miejsca nowemu, "jurydycznemu wzorcowi królestwa", istotnego zwłaszcza
w okresie kształtowania się monarchii narodowych budujących instytucje
publiczne i zatrudniających urzędników niezależnych i od Kościoła,
i od cesarstwa. Dychotomię sacerdotium-regnum
wypierała inna, król-prawo, a nowe państwa, działając obok Kościoła,
zyskiwały podobny do posiadanego przez wspólnotę wiernych korporacyjny
charakter, stając się z wolna świeckimi odmianami Corpus Mysticum. I w tym względzie znaczenie doktryny
politycznej Bractona jest wielkie: niemal równolegle z francuskimi
prawnikami, np. Janem de Blanosco (Blanot), uzasadniał on niezależność
"monarchy narodowego". Choć nie mówił o nim jako "cesarzu we własnym
królestwie", to przecież przypisywał mu atrybuty cesarskie: nie
mając zwierzchnika na ziemi, podporządkowany jedynie Bogu i prawu,
król Bractona miał bronić własne państwo posługując się wojskiem,
zaprowadzać pokój i realizować sprawiedliwość nie gwałcąc prawa,
lecz przestrzegając go także jako źródła własnej godności.