Kiedyś okoliczności wymiany królów przed upływem “kadencji” (czyli naturalną śmiercią) były znacznie bardziej spektakularne (choć niekoniecznie przynoszące chlubę ich sprawcom:). Bo cóż to za powód (jeden z kilku) by ustępował Juan Carlos: złe notowania wśród Hiszpanów, związane np. z udziałem w drogim polowaniu na słonie? Nie należy też spodziewać się, by frapujące okazały się dalsze losy ustępującego monarchy, a przecież pod tym względem bywało dawniej niezwykle ciekawie, zwłaszcza gdy tracący – dobrowolnie bądź przymuszony sytuacją – tron opuszczał kraj, w którym dotąd panował, i zaczynał ‘nowe życie’ w innym. Na przykład wśród królów polskich po rezygnacji z tronu popularny był kierunek francuski – podążyli nim Henryk Walezy, Jan Kazimierz, Stanisław Leszczyński. I żaden z nich ostatecznie dobrze na tym nie wyszedł, choć każdy na swój sposób.
Najmocniejszy argument racjonalizujący decyzję by zmienić otoczenie miał Henryk – tron francuski kusił jak mało który w Europie, zwłaszcza gdy się było Francuzem… Inna sprawa, że gdyby Walezy wiedział, jak skończy się dla niego ta odmiana – dożył ledwie 38 lat, gdyż zamordował go mnich Jacques Clément OP – może by się dwa razy zastanowił, czy pryskać z kraju, w którym królom i książętom od dawna nic złego się nie przytrafiało z ręki poddanych.
Najmniej pretensji można mieć do Stanisława – do rezygnacji z korony zmusiły go poważne okoliczności, czyli mający inne plany co do polskiego tronu potężni “sąsiedzi” (to słowo stanowczo nie oddaje skali ich wpływów ówczesnych…) Rzeczypospolitej. Zięć – król Francji Ludwik XV – Leszczyńskiemu wiele nie pomógł, aby władzę w Polsce utrzymał, choć zupełnie bezużyteczny też się nie okazał: rządzić Lotaryngią to nie było takie złe zwieńczenie kariery politycznej, zwłaszcza że poddani owe rządy sobie cenili, no i nie był to jeszcze czas, gdy szlachetne głowy we Francji spadały jedna po drugiej po sprawnym cięciu gilotyny. Tyle że i tak Stanisława los nie oszczędził – przeżył co prawda lat 88, ale mógłby więcej, gdyby nie iskra z kominka, przez którą zapaliło się na władcy ubranie. Rozległe oparzenia pozbawiły go życia po ponad dwutygodniowej agonii.
Przypadek Jana Kazimierza mieści się gdzieś “pomiędzy”. Źle mu się nie wiodło – opuściwszy Polskę został wszak opatem bogatego klasztoru Saint-Germain-des-Prés a na dodatek zdaje się, że niezbyt skrupulatnie rozliczył się ze skarbem Rzeczypospolitej, przywłaszczając sobie bardzo cenne “fanty” z jego zasobów… Niespecjalnie doskwierały mu również ograniczenia życia zakonnego – czego dowodem posiadanie z tego okresu nieślubnej (a jakże) córki. Tyle że trwało to raptem ledwie cztery lata, a ponadto zakończyło się – ponoć – w dramatyczny sposób: atakiem apopleksji na wieść o zdobyciu przez Turków Kamieńca Podolskiego.
Jakie z tych przypadków płyną wnioski natury ogólnej?
Pierwszy – dla władców: rezygnujesz z rządów w Polsce – nie osiedlaj się pod żadnym pozorem we Francji!
Drugi – dla Polski: lepiej sobie rządzących wybieraj!